niedziela, 1 listopada 2015

Mój świat - 3



W salonie zapadła cisza, gdy przybyli mnie zobaczyli. Żona mojego ojca zakryła usta, widząc moją pokiereszowaną twarz. Oj nie udawaj, że się martwisz! Jej syn patrzył na mnie jak na największego wroga. Z wzajemnością, rudzielcu!

- Na, co się gapisz?- zwróciłem się do rudego, zaciskając zęby tym samym powstrzymując się od zajebania mu.

- Kochanie…- kobieta zwróciła się do męża co mu się stało?- Chuj cię to śmierdzący!- Yuki?-zapytała żona mojego tatuśka.

Ehh… zaczynam się czuć dziwnie. Oni mnie znają, a ja? Nie wiem nawet jak oni mają na imię i ile mają lat!

-Yukimura..- poprawiłem kobietę., która mnie olała.

- Kochanie, czemu on tak wygląda- zapytała- Mała wystraszy się jak go zobaczy!- wysyczała.

- Skarbie nie przesadzaj. Nie jest tak źle, nasz syn nie lepiej wyglądał dwa miesiące temu. Prawda? I co mała się go bala? Oczywiście, że nie.- zapytał i sam sobie odpowiedział.

Ciekawe, co takiego zrobił, że wyglądał gorzej ode mnie?!
A zresztą, co mnie to obchodzi?

- No niby masz racje, ale Arumikuy zna brata, a Yukiego nie.- powiedziała oburzona.
Co to kurwa za imię? Chyba jej nie kochają skoro, skrzywdzili ją takim imieniem!

- Yukimura..- znów ja poprawiłem- i nie mówcie jak by mnie tu nie było! Ja tu wciąż..- nie dokończyłem. Do salonu wbiegła mała dziewczynka. Była śliczna jak na trzy latkę. Długie czarne włoski były upięte w kitkę i lodowe oczka. Dwa razy jaśniejsze od moich czy ojca, ale dzieci tak maja. Co nie?!

- Tatusiu..- wpadła prosto w ramiona i uczepiła się jak małpka- kim jest ten chłopcyk?!- zapytała.

- To jest Yukimura- powiedział czule do dziewczynki.

- A co on tu robi?- zapytał rudy, patrząc na kurwa tatusia - Chyba nie chcesz powiedzieć, iż to będzie tu mieszkać?!- nikt nic nie odpowiedział.

Zaraz mu jebnę. To, coś? Co ja kurwa ufoludek?

- Synku…- odezwał się do rudego nie utrudniaj i tak trudnej sytuacji poprosił patrząc na niego ciepło. A mnie nie wiem, czemu ścisnęło coś w żołądku – Yuki – popatrzyłem na ojca, ale nie poprawiłem go. W końcu to on mi wybrał imię – To jest…- wskazał na swoją żoną . Tak bardzo różni się od mojej matki. Ona ubiera się jak typowa zamożna snobka. Makijażu też prawie nie widać. Kogo chce oszukać ta szmata? Na pewno nie mnie!- Maria. Moja…

- Tak, wiem – przerwałem mu Żona prychnąłem pod nosem, nie patrząc na nią.

- To jest…- teraz przyszła kolej na jego synusia!- Taschi tym razem oboje prychnęliśmy w tym samym czasie – A to…- ojciec pocałował małą w czarne włoski Arumikuy mała posłała mi uśmiech, pokazując małe białe ząbki.

I, co się tak szczerzysz gówniaro?

- Sam wymyśliłeś te imię?- parsknąłem.

- Coś ci się nie podoba?- warknął rudy, podchodząc do mnie. Ja rzecz jasna wstałem, górując nas nim wzrostem.

Bękart ojca odziedziczył po matce nie tylko kolor włosów i piegi, ale i ledwo metr sześćdziesiąt. Już nie taki butny jak stoję?

- Twoja morda – miałem głos tak zimny jak nigdy w swoim życiu. No, co poradzę, że ta rodzina tak na mnie działa?

Tylko jedna rzecz mi się nie zgadzała. Na zdjęciach, które stały na kominku byli tacy szczęśliwi, że chciało mi się rzygać. Ale ludzie stojący przede mną… Oni nie byli ta samą rodziną, co na fotkach. Nie mieli tych radosnych iskierek w oczach. Po za małą , ma się rozumieć. Ale to dziecko, więc to raczej dobrze, że jest radosne. Rudy, mimo, iż patrzył na mnie morderczym wzrokiem to przebijało się również cierpienie jak i rezygnacja.
Dobrze ci tak! Myślisz, że mi było do śmiechu jak ojciec zostawił mnie dla ciebie i twoje skurwionej matki? Oj, urządzę wam takie piekło, że pożałujecie wpierdolenia się w moje życie.

- Uspokójcie się!- ojciec posadził małą na fotelu, i do nas podszedł, odsuwając od siebie na wyciągniecie ramion Od teraz jesteśmy rodziną!

Moje brwi uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod moją grzywką. Jaj sobie robisz! Ja? Rodziną? Z nimi?

- Zapomnij!- wypowiedziałem ostatnią myśl na głos.

- Synu – powiedział niemalże błagalnym głosem.

- Przestań, kurwa w końcu tak do mnie mówić!- wybuchnąłem, na co mała zaczęła płakać, jakby ktoś ją uderzyłOjciec zmrużył niebezpiecznie oczy, zaciskając mocno szczękę, a jego nozdrza wypuszczały powietrze niczym rosły wkurwiony byczek - Ten przywilej straciłeś w dniu, gdy mnie zostawiłeś!- dodałem, by bardziej go wkurwić i zranić.

- I więcej tego nie zrobię – obiecał, a cała jego złość uleciała z niego jak z balonika Nie teraz, gdy mam cię z powrotem.

- Podtrzymuje to, co wczoraj powiedziałem wyminąłem rudego, uderzając go ciut mocniej z barka Jesteś naiwny skoro myślisz, że otworze przed tobą serce skoro to ty…- tym razem odezwałem się pustym głosem – jesteś powodem jego zamknięcia.

W pokoju rzuciłem swoje obolałe ciało na łóżko. Chyba łóżeczko! Jak ja nienawidzę swojego życia!

Po odejściu ojca, każdego dnia siadałem na schodach i czekałem, aż wróci z pracy.
Nie doczekałem się.
Każdego roku zaliczałem klasy z wyróżnieniem by był ze mnie dumny i do nas wrócił.
Nie wrócił.
W każde urodziny zdmuchując świeczki moim życzeniem było zobaczyć ojca.
Nie spełniło się.
To wszystko skończyło się wraz z moimi trzynastymi urodzinami, bo wtedy do mnie dotarło, że ojciec zapomniał o mnie, a najważniejsze, że przestał mnie kochać.
Jedyne powiedzenie, jakie przychodzi mi do głowy to, że czas goi rany. Jasne wszystkie rany, jakie zadał mi ojciec zagoiły się pozostawiając kurwewskie blizny. Przez te wszystkie lata, owszem każdą ranę, jaką zadał mi ojciec ukształtowały mnie na takiego człowieka, jakim jestem. Najpierw zamknąłem swoje serce. Później stałem się pamiętliwy, i mściłem się za każdą wyrządzoną mi krzywdę. Następnie stałem się sarkastyczny i cynicznym człowiekiem. I to tych cech Oscar we mnie najbardziej nie lubił. Bo nieważne jak zamknąłem serce dla Oscara zostało otwarte. Oscarowi wybaczyłem i wybaczyłbym wszystko. Ale mój sarkazm i cynizm uderzał nawet w jego osobę. A to bolało mnie bardziej niż porzucenie mnie przez ojca, bo nieważne jak bardzo pragnąłem się zmienić Nie potrafiłem.

oOo

O dziwo ściany w pomieszczeniu były turkusowe. Na środku stał wieki stół na około stały krzesełka, a na krycia znajdywały się po dwóch końcach, pewnie dla właścicieli domu, a trzy nakrycia stały na środku. Dwa po jednej stronie i jedno naprzeciwko. Na stole stały dzbanki z sokami, herbata, kakao oraz kawa. Na kolacje była lasagne, jakieś mięso oraz leczo.  A szczerze to ja miałem ochotę na jakieś płatki z mlekiem albo kanapki. Nigdy nie lubiłem oficjalnie jeść kolacji. U matki w domu zawsze sam jadłem, oczywiście w sypialni, ale nie zalegała tam sterta naczyń ani nic w tym stylu. Porządku w pokoju pilnował Oscar. Oj jak mi go brakuje. Wszyscy zajęli swoje miejsca, tylko ja stałem jak bym zapuścił korzenie i nie mógł się ruszyć. Nie chciałem z nimi spędzać czasu, bo, po co. Długo tu raczej nie zabawie. Prawda?

- Yuki, siadaj. Czekamy tylko na ciebie..- odezwał się mój ojciec.

- Tak właściwie, to ja chciałem się zapytać gdzie jest kuchnia- spojrzeli na mnie jak na kosmitę- No co? Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że nie wiecie gdzie jest kuchnia- oparłem się ręką o oparcie krzesła.

- Oczywiście wiemy gdzie jest!- głos zabrała macocha.- Tylko nie wiem, po co chcesz się tam udać?

- Jak to, po co?- udałem zdumienie- Skorzystać z toalety!- rudowłosa spojrzała na ojca cała czerwona- Dobra sam sobie poradzę.- rozejrzałem się i ujrzałem drzwi.
Skierowałem się tam. Otworzyłem drzwi i tak, to była kuchnia. Nie była duża, średniej wielkości. W centrum pomieszczenia stała wysepka przy której siedziała starsza pulchna kobieta, miała na sobie fartuszek. Pewnie kucharka oraz mężczyzna, ubrany na czarno. Oboje czytali gazety, więc nie zwrócili uwagi na mnie, kiedy wszedłem.

Czy ja wspomniałem, że mnie się nie LEKCEWAŻY?

- Yhym..- chrząknąłem. Zwrócili na mnie uwagę. Ich twarze były trochę zszokowane, a oczy i usta szeroko otwarte. Kobieta miała dużo zmarszczek, była zmęczona jak by nic innego nie robiła po za gotowaniem i pilnowania swojego królestwa. Oczy były czerwone z przemęczenia, zapadnięte policzki. Twarz mężczyzny, wypoczęta jak by nic nie robił cały dzień tylko siedział i czytał jakieś papierki. Nie było zmarszczek, oczy pełne życia, a postura trzydziestolatka.

- Tak wiem nikt tu nie zagląda, ale to nie powód, aby patrzeć na mnie jak na pierzony okaz w zoo.-  zdenerwowałem się.- Bo zamiast pomóc człowiekowi to siedzicie i gapicie się jak trusie.

- Ależ oczywiście! Gdzie nasze maniery.. Ja przepraszam..- kucharka wstała i zaczęła się krzątać po kuchni.

No, ileż można czekać?

- Margaret! Właściwie to, czego szukasz?- odezwał się osobnik z nad gazety- dzieciak…- że co proszę? Dzieciak? Ja ci kurwa pokaże, co ten dzieciak potrafi!- nie powiedział, czego potrzebuje...- Zaśmiałem się głośno- pewnie znów jakaś przybłęda przyszła żebrać. A pan Seiichi wpuścił go do kuchni. Nie szukaj żadnych rarytasów, wystarczy słucha kromka.- spojrzał na mnie z wyższością.

Czy ja wyglądam na biedaka? No powiedzcie! Kurwa jebany sługa. Mam na sobie tak drogie ciuchy i błyskotki, na które on musiał by zarabiać latami, a ma mnie za żebraka!

- Margaret. Tak?- kucharka odwróciła się w moją stronę- Chcę mleko, płatki i jakieś kanapki- skończyłem wymieniać- A Ty- zwróciłem się do tego pacana- Następnym razem jak będziesz chciał się odezwać w mojej obecności to poproś o zgodę! Rozumiemy się?- zmrużyłem oczy żeby groźniej wyglądać.

- Ja.Ciebie.O.Zgode.Mam.Prosić?- wycedził każde słowo przez zaciśnięte zęby- Chyba na tej ulicy musieli Ci za mocno wpierdolić!- zerwał się z krzesła i stanął naprzeciwko mnie.
Teraz obserwowałem go z bliska. Oczy miał duże niebieskie i długi gęste rzęsy. Skubany wyższy ode mnie, bo musiałem podnieść moją makówkę, aby patrzeć mu prosto w oczy. Usta miał pełne czerwone. Ciekawe jak całują?! Hej, hej wróć! Nie myśl teraz o tym! Trzeba go ukarać za zachowanie!

- Nie rozumiesz co do ciebie mówię?! Jesteś jebnięty czy głuchy do chuja?!- zacząłem się irytować.

- Słuchaj szczylu..- złapał mnie ręką za koszulę i podciągnął do góry. Skubany ma nawet siłę. W tym czasie Margaret położyła tace z posiłkiem na blacie.- Przychodzisz tu żebrać to..

- Słuchaj imbecylu- przerwałem mu- Czy ja jestem ubrany jak żebrak?!- przyjrzał mi się z góry na dół i zobaczyłem jak oczy robią się coraz większe, aż o mało mu nie wyskakują- No widzę, że w końcu pojąłeś sługusie! A teraz kurwa..

- Synu..- do kuchni wszedł szanowny tatko- Co tu się dzieje?- imbecyl mnie puścił.

- A co ma się dziać?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie- przyjęcie powitalne- jak ja kocham sarkazm.

- Pa… Paniczu- zaczął się jąkać niebieskooki- Ja nie wiedziałem… Ja- sięgnąłem po tace z moją kolacja.

- Skończ- podniosłem rękę, aby się nie odzywał- Dokończymy później- kierowałem się  do jadalni za ojcem.- sługusie- rzuciłem cicho za nim znikłem za drzwiami.

Usiadłem w ciszy przy stole. Nikt się nie odezwał. Czułem na sobie wzrok wszystkich obecnych osób. No, bo co jest w tym dziwnego, że wole jakieś lżejszą kolację. Nie dbam o dietę, ale dania znajdujące się na stole jadam tylko na obiad. Owszem feast foody też jadałem późnymi wieczorami, ale bardzo rzadko. Cała kolacja minęła w kompletnej ciszy. Z czego byłem mega zadowolony.
Po posiłku poszedłem do salonu i włączyłem coś w telewizji by zabić czas, a raczej zająć czymś myśli. Nie było mi dane, bo dołączyła do mnie córka mojego ojca. Usiadła obok mnie i podała mi książeczkę, którą jej oddałem.

- Nie pocytas mi?- zapytał smutnym głosikiem.

- Nie – odpowiedziałem swoim pustym głosem, udając, że oglądam telewizje.

- Skoda – opuściła wzrok na bajeczkę,

Widząc ją taką smutną i zgarbioną coś zakuło mnie w klatce.

- Idź do brata zaproponowałem, by pozbyć się tego uczucia.

- Psecies ty tes jesteś moim blatem uśmiechnęła się sympatycznie znów wciskając mi tą zasraną książeczkę.

Eh, westchnąłem poddając się tym iskierką w oczach, które przez chwilę zniknęły.

- Dobra – usiadłem wygodniej, otwierając książkę. Ku mojemu zaskoczeniu mała wdrapała mi się na kolana, siadając bokiem. Chcąc nie chcąc objąłem ją ramionami, a ta położyła mi na piersi główkę, wkładając kciuka do buzi. Skrzywiłem się widząc to. Sam, gdy byłem dzieckiem wkładałem palca do ust przez co skutkiem były wypchane do przodu jedynki i skończyło się to noszeniem aparatu, którego pozbyłem się w tamtym roku. Odciągnąłem jej rączkę od ust, a ta spojrzała na mnie tymi dużymi lodowymi oczyskami – Jak jeszcze raz tak zrobisz to nie przeczytam ci bajki – co się ze mną dzieje. I co mnie obchodzi jak będą wyglądać jej zęby?

- Jus nie będę – szybko obiecała kładąc splatając rączki na kolanach.

- Dinozaur Nielubiec – przeczytałem tytuł bajeczki - Dawno, dawno temu… Nie to już było. To może Za siedmioma górami za siedmioma lasami A nie, to też już było…- zacząłem czytać sowim spokojnym głosem - Zacznijmy, więc od początku, gdzie na świecie nie było jeszcze ludzi, a ziemię zamieszkiwały tylko zwierzęta – przerwałem na chwilę by spojrzeć na małą. Miała zamknięte oczka, ale gdy zamilkłem na dłuższą chwilę, otworzyła je upewniając mnie, ze nie śpi kontynuowałem - Wtedy, bowiem żył nasz bohater. Był to młody Tyranozaur. Gatunek ten uchodził za najgroźniejszy i krwiożercy. Wyposażone były w potężne szczeki i ostre jak sztylety zęby – poważnie? I to bajka dla dzieci?- Były dwunożne, warzyły kilka ton i mierzyły parę metrów. Nielubiec – serio? A ja myślałem, że mała ma śmieszne imię -  bo tak miał na imię nasz dinozaur. Był on oceniany przez pryzmat swoich krewnych. Choć rodzice od dziecka uczyli go polować i żywili mięsem, on jednak nie chciał jeść krwistego mięsa, ani zabijać. Swój głód wolał zaspokajać roślinami tak jak Brachiozaur i Diplodok, które były uznawane za roślinożerne. Często spotykał je w dżungli, szukając smacznych roślin. Te jednak uciekały przed nim, bojąc się o własne życie –co wcale nie jest dziwne, co?-  W tych momentach, Nielubiec marzył o tym by inne dinozaury przestały się go bać. Bo w brew pozorom był on łagodny i przyjacielski – znów spojrzałem na małą. Nie wybrała tej bajki bez powodu. Tego byłem pewny.

- Dalej – poprosiła.

Oh, no dobra!

- Pewnego dnia ze snu wybudziła go matka, gryząc w ogon. Maluch jednak odwrócił się na drugi bok, zasypiając s powrotem. Nie pospał dłużej, bo rodzicielka ugryzła go jeszcze raz.  Tym razem mocniej i Nielubiec zerwał się ze swojego miejsca do spania. - Nielubiec, synu – powiedziałem czule tak jak matka zwierza - Idź pobawić się z rówieśnikami, a ja posprzątam, bo dziś przychodzi moja przyjaciółka. - Ale mamo – jęknąłem ziewając, udając malucha z książki Wszyscy się mnie boją!
Ale się wczułem w robtę!
- Nie mówię, że masz się bawić z innym gatunkiem Odparła, wypychając go pyskiem z jaskini – Idź do Budziwuja albo do Mszczuji Zaproponowała dzieci sąsiadów, sięgając po miotłę - Nie chcę się z nimi bawić!- powiedziałem głosem dziecka - Na potwierdzenie słów, uderzył mocno ogonem o ziemie Oni są źli i niedobrzy! - Synu!- powiedziałem podniesionym głosem, ale tak by nie wystraszyć małej -  Fuknęła na pierworodnego Ile razy mam ci powtarzać, że my tacy jesteśmy?- Ja nie chcę taki być rzekłem smutno -  przystając tyłem do matki Chcę mieć tylko przyjaciół powiedziawszy to, ruszył przed siebie, zostawiając rodzicielkę samą. Tak jak chciała. Nielubiec nie chciał bawić się z dziećmi sąsiadów, bo one uważały za zabawę, kto szybciej upoluje bezbronne stworzonko. A on nie chciał ranić innych. Nie chciał również by się go bano. Utrudniało mu to jednak jego masywne cielsko jak i groźny wygląd. Gdziekolwiek poszedł lub się do kogoś odezwał, każdy uciekał. Po, mimo, iż maluch szedł z opuszczoną głową i patrzył w ziemię łzawym wzrokiem, to i tak rozsiewał strach. – czy to tak mała mnie widzi? -  Nielubiec zaszedł nad jeziorko, przy, którym poiło się kilka dinozaurów. Jednak, gdy tylko zobaczyły młodego Tyranozaura wszyscy uciekli w popłochu. - Nie, czekajcie!- Krzyknąłem płaczliwie – no, co? Tak jest w książce Nie zostawiajcie mnie samego! Poprosił, biegnąc za innymi.  Nie zauważył, że na brzegu jeziorka nadal siedział Dinuś, dinozaur roślinożerny. Nielubiec zaciągając nosem wrócił do wodopoju. Dużą łapą trącał taflę wody, by nie widzieć swojego groźnego odbicia – tym razem mała usnęła, oddychając z lekko otwartymi ustami, a z kącika kapała jej ślina na moją koszulę! Wplotłem dłoń we włsoy, przeczesując je delikatnie. Miała je tak delikatne  i jedwabne jak moje. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc zdarty nosek do góry. Zupełnie jak mój! Podniosłem głowę słysząc chrząknięcie. W progu stał ojciec i uśmiechał się głupkowato – Długo tu stoisz?- zapytałem lekko zażenowany tym, że ktoś słyszał jak czytam małej bajkę.

- Wystarczająco – odparł wesołym głosem, nie ruszając się nawet o centymetr.

- To tylko jednorazowe – i, proszę. Uśmiech zszedł mu z twarzy, która była tak podobna do mojej.

- Daj, chociaż jej szanse – poprosił, wchodząc do salonu. Usiadł naprzeciwko, patrząc na nas czule Ona nie jest winna temu, co się stało.

Mała westchnęła przez sen jakby czuła, że mówimy o niej. Odrzuciłem książeczkę, i poprawiłem ją w ramionach. Wiem, że nie jest winna. Wiem, że jest tylko dzieckiem! Ale jest córką tej szmaty! Ale jest również córką twojego ojca odezwał się jakiś głosik w mojej głowie – A to znaczy, że jest twoja małą siostrzyczką!- Oh, zamknij się!

- Jest taka do ciebie podobna – powiedział zadowolony, opierając łokieć na kolanie, a na dłoni położył brodę, uśmiechając się szczerze.

- Jej imię?- chciałem dowiedzieć się wymyślił tak debilne imię.

- Arumikuy – odparł, czekając na atak z mojej strony, który no, cóż nie nastąpi Pomyśl troszku, Yukimura.

Nad czym mam kurwa dumać? Przecież już myślałem o tym jak śmiesznie ja nazwali!
Arumikuy… Arumikuy… Arumikuy… powtarzałem w myślach. I za chuja nie znałem tego imienia! Przecież bym zapamiętał jakby nazywała się tak jakaś prababka, babka czy kurwa ciotka! Nie wiem ile siedzieliśmy tak w ciszy nim ją przerwałem.

- Przecież… To moje imię czytane od tyłu, prawda?- spojrzałem na niego zaskoczony swoim odkryciem.
Oh, teraz to te imię jest NAJPIĘKNIEJSZE na świecie!

-  Prawda…- przytaknął nadal uśmiechając się głupkowato -  Arumikuy ma 4 lata o, a ja myślałem, że trzy. Więc będzie wzrostu matki - Widzisz synu, kiedy już się wyprowadziłem i rozwiodłem się z twoją matką, myślałem, że jakoś się ułoży – wykorzystując sytuacje zaczął się tłumaczyć, a może opowiadać? Pozwolić mu na to czy wyjść i zostawić go? A w sumie, co mi szkodzi, nie? - Mój drugi syn miał trzy lata, kiedy od was odszedłem. Sam siebie oszukiwałem. Wmówiłem sobie, że jesteś wystarczająco dłuży i kiedyś mi wybaczysz to, co zrobiłem, ale coraz bardziej zacząłem odpychać Tashiego. Tak bardzo bolało mnie to, że nie mogę zobaczyć jak idziesz do szkoły, odbierać cię po lekcjach. Widzieć jak rośniesz, zmieniasz się. Jak stajesz się mężczyzną tak bardzo podobnym do mnie…
Musiałem mu przerwać, bo miałem dość tych bzdur! Jakby mu zależało tak jak to teraz mówi to mógł o to walczyć, czyż nie?

- A twój syn?- nie wiem, po, co zapytałem, przecież mnie to nie interesowało!- Nie wygląda na dziesięcio czy jedenastolatka.

- Taschi ma czternaście lat przestał się uśmiechać, gdy to powiedział.

Szczeniak jest młodszy o trzy lata, a to znaczy tylko jedno.

- Zdradzałeś moją matkę?- zapytałem ostrym głosem.

A ja głupi chciałem dać mu szanse!

- Nie oceniaj mnie – i radosny głos też z niego uleciał - Między mną a twoją mamą nie układało się od dłuższego czasu. Można by powiedzieć, że byliśmy razem ze względu na ciebie. Nie chciałem zostawić kogoś, kogo kocham nad życie..- popatrzył na mnie - i mówię o tobie synu.

- To widocznie twoje życie nic dla ciebie nie znaczy wstałem z małą rękach. Mój ojciec zrobił to samo. Podszedłem do niego i wyciągnąłem ręce z małą, by ja wziął Ale dam jej szansę dodałem, widząc łzy w jego oczach.

Mrugnąłem kilka razy czując jak pieką mnie oczy! Kurwa, co się dzieje?!



3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ej, ja chcę tą bajkę usłyszeć do końca :) czyli jednak jego ojciec tęsknił za nim, jednocześnie odsuwając od siebie Takashiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    wspaniały rozdział, czyli okazuje się, jednak, że jego ojciec tęsknił za nim... ale jednocześnie to odsuwając od siebie Takashiego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń