W salonie zapadła cisza,
gdy przybyli mnie zobaczyli. Żona mojego
ojca zakryła usta, widząc moją
pokiereszowaną twarz. Oj nie udawaj, że się martwisz!
Jej syn patrzył na mnie jak na największego wroga. Z wzajemnością, rudzielcu!
- Na, co się gapisz?- zwróciłem się do rudego,
zaciskając zęby tym samym powstrzymując się od zajebania mu.
- Kochanie…- kobieta zwróciła się do męża – co mu się stało?- Chuj cię to śmierdzący!- Yuki?-zapytała żona mojego
tatuśka.
Ehh… zaczynam się czuć dziwnie. Oni mnie znają, a ja? Nie
wiem nawet jak oni mają na imię i ile mają lat!
-Yukimura..- poprawiłem kobietę., która mnie olała.
- Kochanie, czemu on tak wygląda- zapytała- Mała wystraszy
się jak go zobaczy!- wysyczała.
- Skarbie nie przesadzaj. Nie jest tak źle, nasz syn nie lepiej wyglądał dwa miesiące temu.
Prawda? I co mała się go bala? Oczywiście, że nie.- zapytał i sam
sobie odpowiedział.
Ciekawe, co takiego zrobił, że wyglądał gorzej ode mnie?!
A zresztą, co mnie
to obchodzi?
- No niby masz racje, ale Arumikuy zna brata, a Yukiego nie.-
powiedziała oburzona.
Co to kurwa za imię? Chyba jej
nie kochają skoro, skrzywdzili ją takim imieniem!
- Yukimura..- znów ja poprawiłem- i nie mówcie jak by mnie tu nie było! Ja tu wciąż..- nie
dokończyłem. Do
salonu wbiegła mała dziewczynka. Była śliczna jak na trzy latkę. Długie czarne włoski były upięte w kitkę i lodowe oczka. Dwa razy jaśniejsze od
moich czy ojca, ale dzieci tak maja. Co nie?!
- Tatusiu..- wpadła prosto w
ramiona i uczepiła się jak małpka- kim
jest ten chłopcyk?!- zapytała.
- To jest Yukimura- powiedział czule do
dziewczynki.
- A co on tu robi?- zapytał rudy, patrząc na kurwa tatusia - Chyba nie chcesz powiedzieć, iż to będzie tu mieszkać?!- nikt
nic nie odpowiedział.
Zaraz mu jebnę. To, coś? Co ja kurwa ufoludek?
- Synku…- odezwał się do rudego – nie
utrudniaj i tak trudnej sytuacji – poprosił patrząc na niego
ciepło. A mnie nie wiem, czemu ścisnęło coś w żołądku – Yuki – popatrzyłem na ojca,
ale nie poprawiłem go. W końcu to on mi wybrał imię – To jest…- wskazał na swoją żoną . Tak bardzo różni się od mojej matki. Ona ubiera się jak typowa
zamożna snobka. Makijażu też prawie nie
widać. Kogo chce oszukać ta szmata? Na pewno nie mnie!- Maria. Moja…
- Tak, wiem – przerwałem mu – Żona – prychnąłem pod
nosem, nie patrząc na nią.
- To jest…- teraz przyszła kolej na
jego synusia!- Taschi – tym razem
oboje prychnęliśmy w tym samym czasie – A to…- ojciec pocałował małą w czarne włoski – Arumikuy – mała posłała mi uśmiech,
pokazując małe białe ząbki.
I, co się tak
szczerzysz gówniaro?
- Sam wymyśliłeś te imię?- parsknąłem.
- Coś ci się nie podoba?- warknął rudy, podchodząc do mnie. Ja rzecz jasna wstałem, górując nas nim wzrostem.
Bękart ojca
odziedziczył po matce nie tylko kolor włosów i piegi,
ale i ledwo metr sześćdziesiąt. Już nie taki
butny jak stoję?
- Twoja morda – miałem głos tak zimny jak nigdy w swoim życiu. No,
co poradzę, że ta rodzina tak na mnie działa?
Tylko jedna rzecz mi się nie zgadzała. Na zdjęciach,
które stały na kominku byli tacy szczęśliwi, że chciało mi się rzygać. Ale ludzie stojący przede
mną… Oni nie byli ta samą rodziną, co na
fotkach. Nie mieli tych radosnych iskierek w oczach. Po za małą , ma się rozumieć. Ale to dziecko, więc to raczej
dobrze, że jest radosne. Rudy, mimo,
iż patrzył na mnie morderczym wzrokiem to przebijało się również cierpienie jak i rezygnacja.
Dobrze ci tak! Myślisz, że mi było do śmiechu jak ojciec zostawił mnie dla
ciebie i twoje skurwionej matki? Oj, urządzę wam takie piekło, że pożałujecie wpierdolenia się w moje życie.
- Uspokójcie się!- ojciec
posadził małą na fotelu, i do nas podszedł, odsuwając od siebie
na wyciągniecie ramion – Od teraz jesteśmy rodziną!
Moje brwi uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod moją grzywką. Jaj sobie robisz! Ja? Rodziną? Z nimi?
- Zapomnij!- wypowiedziałem ostatnią myśl na głos.
- Synu – powiedział niemalże błagalnym głosem.
- Przestań, kurwa w
końcu tak do mnie mówić!- wybuchnąłem, na co mała zaczęła płakać, jakby ktoś ją uderzył. Ojciec zmrużył niebezpiecznie oczy, zaciskając mocno szczękę, a jego
nozdrza wypuszczały powietrze niczym rosły wkurwiony byczek - Ten przywilej straciłeś w dniu, gdy mnie zostawiłeś!- dodałem, by
bardziej go wkurwić i zranić.
- I więcej tego
nie zrobię – obiecał, a cała jego złość uleciała z niego jak z balonika – Nie teraz,
gdy mam cię z powrotem.
- Podtrzymuje to, co wczoraj powiedziałem – wyminąłem rudego, uderzając go ciut
mocniej z barka – Jesteś naiwny skoro myślisz, że otworze przed tobą serce
skoro to ty…- tym razem odezwałem się pustym głosem –
jesteś powodem jego zamknięcia.
W pokoju rzuciłem swoje
obolałe ciało na łóżko. Chyba łóżeczko! Jak
ja nienawidzę swojego życia!
Po odejściu ojca,
każdego dnia siadałem na schodach i czekałem, aż wróci z pracy.
Nie doczekałem się.
Każdego roku
zaliczałem klasy z wyróżnieniem by był ze mnie dumny i do nas wrócił.
Nie wrócił.
W każde urodziny
zdmuchując świeczki moim życzeniem było zobaczyć ojca.
Nie spełniło się.
To wszystko skończyło się wraz z
moimi trzynastymi urodzinami, bo wtedy do mnie dotarło, że ojciec
zapomniał o mnie, a najważniejsze, że przestał mnie kochać.
Jedyne powiedzenie, jakie przychodzi mi do głowy to, że „czas goi rany”. Jasne
wszystkie rany, jakie zadał mi ojciec
zagoiły się
pozostawiając kurwewskie blizny. Przez
te wszystkie lata, owszem każdą ranę, jaką zadał mi ojciec
ukształtowały mnie na takiego człowieka,
jakim jestem. Najpierw zamknąłem swoje
serce. Później stałem się pamiętliwy, i mściłem się za każdą wyrządzoną mi krzywdę. Następnie stałem się sarkastyczny i cynicznym człowiekiem. I
to tych cech Oscar we mnie najbardziej nie lubił. Bo nieważne jak zamknąłem serce
dla Oscara zostało otwarte. Oscarowi wybaczyłem i wybaczyłbym
wszystko. Ale mój sarkazm i cynizm uderzał nawet w
jego osobę. A to bolało mnie bardziej niż porzucenie
mnie przez ojca, bo nieważne jak
bardzo pragnąłem się zmienić… Nie potrafiłem.
oOo
O dziwo ściany w
pomieszczeniu były turkusowe. Na środku stał wieki stół na około stały krzesełka, a na krycia znajdywały się po dwóch końcach, pewnie dla właścicieli domu, a trzy nakrycia stały na środku. Dwa
po jednej stronie i jedno naprzeciwko. Na stole stały dzbanki z sokami, herbata, kakao oraz kawa. Na kolacje była lasagne, jakieś mięso oraz leczo. A
szczerze to ja miałem ochotę na jakieś płatki z mlekiem albo kanapki. Nigdy nie lubiłem oficjalnie jeść kolacji. U
matki w domu zawsze sam jadłem, oczywiście w sypialni, ale nie zalegała tam
sterta naczyń ani nic w tym stylu. Porządku w pokoju pilnował Oscar. Oj
jak mi go brakuje. Wszyscy zajęli swoje
miejsca, tylko ja stałem jak bym
zapuścił korzenie i
nie mógł się ruszyć. Nie chciałem z nimi
spędzać czasu, bo,
po co. Długo tu raczej nie zabawie.
Prawda?
- Yuki, siadaj. Czekamy tylko na ciebie..- odezwał się mój ojciec.
- Tak właściwie, to ja chciałem się zapytać gdzie jest
kuchnia- spojrzeli na mnie jak na kosmitę- No co?
Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że nie wiecie gdzie jest kuchnia- oparłem się ręką o oparcie
krzesła.
- Oczywiście wiemy
gdzie jest!- głos zabrała macocha.- Tylko nie wiem, po co chcesz się tam udać?
- Jak to, po co?- udałem
zdumienie- Skorzystać z
toalety!- rudowłosa spojrzała na ojca cała czerwona-
Dobra sam sobie poradzę.- rozejrzałem się i ujrzałem drzwi.
Skierowałem się tam. Otworzyłem drzwi i
tak, to była kuchnia. Nie była duża, średniej wielkości. W
centrum pomieszczenia stała wysepka
przy której siedziała starsza pulchna kobieta, miała na sobie
fartuszek. Pewnie kucharka oraz mężczyzna,
ubrany na czarno. Oboje czytali gazety, więc nie zwrócili uwagi na mnie, kiedy wszedłem.
Czy ja wspomniałem, że mnie się nie
LEKCEWAŻY?
- Yhym..- chrząknąłem. Zwrócili na
mnie uwagę. Ich twarze były trochę zszokowane,
a oczy i usta szeroko otwarte. Kobieta miała dużo zmarszczek, była zmęczona jak by nic innego nie robiła po za gotowaniem i pilnowania swojego królestwa. Oczy były czerwone z przemęczenia,
zapadnięte policzki. Twarz mężczyzny, wypoczęta jak by
nic nie robił cały dzień tylko
siedział i czytał jakieś papierki.
Nie było zmarszczek, oczy pełne życia, a
postura trzydziestolatka.
- Tak wiem nikt tu nie zagląda, ale to
nie powód, aby
patrzeć na mnie jak na pierzony
okaz w zoo.- zdenerwowałem się.- Bo
zamiast pomóc człowiekowi to siedzicie i gapicie się jak trusie.
- Ależ oczywiście! Gdzie nasze maniery.. Ja przepraszam..- kucharka wstała i zaczęła się krzątać po kuchni.
No, ileż można czekać?
- Margaret! Właściwie to, czego szukasz?- odezwał się osobnik z
nad gazety- dzieciak…- że co proszę? Dzieciak? Ja ci kurwa pokaże, co ten
dzieciak potrafi!- nie powiedział, czego potrzebuje...- Zaśmiałem się głośno- pewnie
znów jakaś przybłęda przyszła żebrać. A pan
Seiichi wpuścił go do kuchni. Nie szukaj żadnych
rarytasów,
wystarczy słucha kromka.- spojrzał na mnie z wyższością.
Czy ja wyglądam na
biedaka? No powiedzcie! Kurwa jebany sługa. Mam na
sobie tak drogie ciuchy i błyskotki, na
które on musiał by zarabiać latami, a ma mnie za żebraka!
- Margaret. Tak?- kucharka odwróciła się w moją stronę- Chcę mleko, płatki i
jakieś kanapki- skończyłem wymieniać- A Ty- zwróciłem się do tego
pacana- Następnym razem jak będziesz chciał się odezwać w mojej
obecności to poproś o zgodę! Rozumiemy
się?- zmrużyłem oczy żeby groźniej wyglądać.
- Ja.Ciebie.O.Zgode.Mam.Prosić?- wycedził każde słowo przez zaciśnięte zęby- Chyba
na tej ulicy musieli Ci za mocno wpierdolić!- zerwał się z krzesła i stanął
naprzeciwko mnie.
Teraz obserwowałem go z
bliska. Oczy miał duże niebieskie i długi gęste rzęsy. Skubany
wyższy ode mnie, bo musiałem podnieść moją makówkę, aby patrzeć mu prosto
w oczy. Usta miał pełne czerwone. Ciekawe jak całują?! Hej, hej wróć! Nie myśl teraz o
tym! Trzeba go ukarać za
zachowanie!
- Nie rozumiesz co do ciebie mówię?! Jesteś jebnięty czy głuchy do
chuja?!- zacząłem się irytować.
- Słuchaj
szczylu..- złapał mnie ręką za koszulę i podciągnął do góry. Skubany ma nawet siłę. W tym
czasie Margaret położyła tace z
posiłkiem na blacie.- Przychodzisz tu żebrać to..
- Słuchaj
imbecylu- przerwałem mu- Czy ja jestem ubrany
jak żebrak?!- przyjrzał mi się z góry na dół i zobaczyłem jak oczy
robią się coraz większe, aż o mało mu nie wyskakują- No widzę, że w końcu pojąłeś sługusie! A
teraz kurwa..
- Synu..- do kuchni wszedł szanowny
tatko- Co tu się dzieje?- imbecyl mnie puścił.
- A co ma się dziać?- odpowiedziałem pytaniem
na pytanie- przyjęcie powitalne- jak ja kocham
sarkazm.
- Pa… Paniczu- zaczął się jąkać niebieskooki- Ja nie wiedziałem… Ja- sięgnąłem po tace
z moją kolacja.
- Skończ- podniosłem rękę, aby się nie odzywał- Dokończymy później- kierowałem się do jadalni za ojcem.- sługusie- rzuciłem cicho za
nim znikłem za drzwiami.
Usiadłem w ciszy
przy stole. Nikt się nie odezwał. Czułem na sobie
wzrok wszystkich obecnych osób. No, bo co jest w tym dziwnego, że wole jakieś lżejszą kolację. Nie dbam o dietę, ale dania
znajdujące się na stole jadam tylko na obiad. Owszem feast foody też jadałem późnymi
wieczorami, ale bardzo rzadko. Cała kolacja
minęła w kompletnej ciszy. Z czego byłem mega zadowolony.
Po posiłku poszedłem do salonu i włączyłem coś w
telewizji by zabić czas, a raczej zająć czymś myśli. Nie było mi dane,
bo dołączyła do mnie córka mojego ojca. Usiadła obok mnie
i podała mi książeczkę, którą jej oddałem.
- Nie pocytas mi?- zapytał smutnym głosikiem.
- Nie – odpowiedziałem swoim
pustym głosem, udając, że oglądam telewizje.
- Skoda – opuściła wzrok na bajeczkę,
Widząc ją taką smutną i zgarbioną coś zakuło mnie w
klatce.
- Idź do brata – zaproponowałem, by
pozbyć się tego
uczucia.
- Psecies ty tes jesteś moim
blatem – uśmiechnęła się sympatycznie znów wciskając mi tą zasraną książeczkę.
Eh, westchnąłem poddając się tym
iskierką w oczach, które przez chwilę zniknęły.
- Dobra – usiadłem
wygodniej, otwierając książkę. Ku mojemu
zaskoczeniu mała wdrapała mi się na kolana,
siadając bokiem. Chcąc nie chcąc objąłem ją ramionami,
a ta położyła mi na
piersi główkę, wkładając kciuka do buzi. Skrzywiłem się widząc to. Sam,
gdy byłem dzieckiem wkładałem palca do
ust przez co skutkiem były wypchane
do przodu jedynki i skończyło się to
noszeniem aparatu, którego pozbyłem się w tamtym
roku. Odciągnąłem jej rączkę od ust, a ta spojrzała na mnie tymi
dużymi lodowymi oczyskami – Jak
jeszcze raz tak zrobisz to nie przeczytam ci bajki – co się ze mną dzieje. I
co mnie obchodzi jak będą wyglądać jej zęby?
- Jus nie będę – szybko obiecała
kładąc splatając rączki na kolanach.
- Dinozaur Nielubiec – przeczytałem
tytuł bajeczki - Dawno, dawno temu… Nie to już było. To może… Za siedmioma górami za siedmioma lasami… A nie, to też już było…-
zacząłem czytać sowim spokojnym głosem - Zacznijmy, więc od początku, gdzie na świecie
nie było jeszcze ludzi, a ziemię zamieszkiwały tylko zwierzęta – przerwałem na
chwilę by spojrzeć na małą. Miała zamknięte oczka, ale gdy zamilkłem na dłuższą
chwilę, otworzyła je upewniając mnie, ze nie śpi – kontynuowałem - Wtedy, bowiem żył nasz bohater. Był to młody
Tyranozaur. Gatunek ten uchodził za najgroźniejszy i krwiożercy. Wyposażone były
w potężne szczeki i ostre jak sztylety zęby – poważnie? I to bajka dla dzieci?-
Były dwunożne, warzyły kilka ton i mierzyły parę metrów. Nielubiec – serio? A
ja myślałem, że mała ma śmieszne imię - bo tak miał na imię nasz dinozaur. Był on
oceniany przez pryzmat swoich krewnych. Choć rodzice od dziecka uczyli go
polować i żywili mięsem, on jednak nie chciał jeść krwistego mięsa, ani zabijać.
Swój
głód
wolał zaspokajać roślinami tak jak Brachiozaur i Diplodok, które były uznawane za roślinożerne.
Często spotykał je w dżungli, szukając smacznych roślin. Te jednak uciekały
przed nim, bojąc się o własne życie –co wcale nie jest dziwne, co?- W tych momentach, Nielubiec marzył o tym by
inne dinozaury przestały się go bać. Bo w brew pozorom był on łagodny i
przyjacielski – znów spojrzałem na małą. Nie wybrała tej bajki bez powodu. Tego
byłem pewny.
- Dalej – poprosiła.
Oh, no dobra!
- Pewnego dnia ze snu wybudziła
go matka, gryząc w ogon. Maluch jednak odwrócił się na drugi bok, zasypiając s
powrotem. Nie pospał dłużej, bo rodzicielka ugryzła go jeszcze raz. Tym razem mocniej i Nielubiec zerwał się ze
swojego miejsca do spania. - Nielubiec, synu – powiedziałem czule tak jak matka
zwierza - Idź pobawić się z rówieśnikami, a ja posprzątam, bo dziś przychodzi moja przyjaciółka. - Ale mamo – jęknąłem
ziewając, udając malucha z książki – Wszyscy się mnie boją!
Ale się wczułem w robtę!
- Nie mówię, że masz się bawić z
innym gatunkiem – Odparła, wypychając go pyskiem z jaskini – Idź do Budziwuja albo do
Mszczuji – Zaproponowała dzieci sąsiadów, sięgając po miotłę - Nie chcę się z nimi bawić!- powiedziałem głosem
dziecka - Na potwierdzenie słów, uderzył mocno ogonem o ziemie – Oni są źli i niedobrzy! -
Synu!- powiedziałem podniesionym głosem, ale tak by nie wystraszyć małej - Fuknęła na pierworodnego – Ile razy mam ci powtarzać,
że my tacy jesteśmy?- Ja nie chcę taki być – rzekłem
smutno - przystając tyłem do matki – Chcę mieć tylko przyjaciół – powiedziawszy to, ruszył
przed siebie, zostawiając rodzicielkę samą. Tak jak chciała. Nielubiec nie
chciał bawić się z dziećmi sąsiadów, bo one uważały za zabawę, kto szybciej upoluje bezbronne
stworzonko. A on nie chciał ranić innych. Nie chciał również by się go bano.
Utrudniało mu to jednak jego masywne cielsko jak i groźny wygląd. Gdziekolwiek
poszedł lub się do kogoś odezwał, każdy uciekał. Po, mimo, iż maluch szedł z
opuszczoną głową i patrzył w ziemię łzawym wzrokiem, to i tak rozsiewał strach.
– czy to tak mała mnie widzi? - Nielubiec zaszedł nad jeziorko, przy, którym poiło się kilka
dinozaurów. Jednak, gdy tylko zobaczyły młodego Tyranozaura wszyscy uciekli w
popłochu. - Nie, czekajcie!- Krzyknąłem płaczliwie – no, co? Tak jest w książce – Nie zostawiajcie mnie
samego!– Poprosił, biegnąc za innymi. Nie
zauważył, że na brzegu jeziorka nadal siedział Dinuś, dinozaur roślinożerny.
Nielubiec zaciągając nosem wrócił do wodopoju. Dużą łapą trącał taflę wody, by nie widzieć swojego
groźnego odbicia – tym razem mała usnęła, oddychając z lekko otwartymi ustami,
a z kącika kapała jej ślina na moją koszulę! Wplotłem dłoń we włsoy, przeczesując
je delikatnie. Miała je tak delikatne i
jedwabne jak moje. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc zdarty nosek do góry. Zupełnie jak mój! Podniosłem głowę słysząc
chrząknięcie. W progu stał ojciec i uśmiechał się głupkowato – Długo tu
stoisz?- zapytałem lekko zażenowany tym, że ktoś słyszał jak czytam małej bajkę.
- Wystarczająco – odparł wesołym
głosem, nie ruszając się nawet o centymetr.
- To tylko jednorazowe – i,
proszę. Uśmiech zszedł mu z twarzy, która była tak podobna do mojej.
- Daj, chociaż jej szanse –
poprosił, wchodząc do salonu. Usiadł naprzeciwko, patrząc na nas czule – Ona nie jest winna temu,
co się stało.
Mała westchnęła przez sen jakby
czuła, że mówimy o niej. Odrzuciłem książeczkę, i poprawiłem ją w ramionach. Wiem,
że nie jest winna. Wiem, że jest tylko dzieckiem! Ale jest córką tej szmaty! Ale jest
również
córką
twojego ojca – odezwał się jakiś głosik w mojej głowie – A to znaczy, że jest twoja
małą siostrzyczką!- Oh, zamknij się!
- Jest taka do ciebie podobna –
powiedział zadowolony, opierając łokieć na kolanie, a na dłoni położył brodę, uśmiechając
się szczerze.
- Jej imię?- chciałem dowiedzieć
się wymyślił tak debilne imię.
- Arumikuy – odparł, czekając na
atak z mojej strony, który no, cóż nie nastąpi – Pomyśl troszku, Yukimura.
Nad czym mam kurwa dumać?
Przecież już myślałem o tym jak śmiesznie ja nazwali!
Arumikuy… Arumikuy… Arumikuy…
powtarzałem w myślach. I za chuja nie znałem tego imienia! Przecież bym zapamiętał
jakby nazywała się tak jakaś prababka, babka czy kurwa ciotka! Nie wiem ile siedzieliśmy
tak w ciszy nim ją przerwałem.
- Przecież… To moje imię czytane
od tyłu, prawda?- spojrzałem na niego zaskoczony swoim odkryciem.
Oh, teraz to te imię jest NAJPIĘKNIEJSZE na świecie!
- Prawda…- przytaknął nadal uśmiechając się głupkowato
- Arumikuy ma 4 lata – o, a ja myślałem, że
trzy. Więc będzie wzrostu matki - Widzisz synu, kiedy już się wyprowadziłem i
rozwiodłem się z twoją matką, myślałem, że jakoś się ułoży – wykorzystując
sytuacje zaczął się tłumaczyć, a może opowiadać? Pozwolić mu na to czy wyjść i
zostawić go? A w sumie, co mi szkodzi, nie? - Mój drugi syn miał trzy lata,
kiedy od was odszedłem. Sam siebie oszukiwałem. Wmówiłem sobie, że jesteś
wystarczająco dłuży i kiedyś mi wybaczysz to, co zrobiłem, ale coraz bardziej
zacząłem odpychać Tashiego. Tak bardzo bolało mnie to, że nie mogę zobaczyć
jak idziesz do szkoły, odbierać cię po lekcjach. Widzieć jak rośniesz,
zmieniasz się. Jak stajesz się mężczyzną tak bardzo podobnym do mnie…
Musiałem mu przerwać, bo miałem
dość tych bzdur! Jakby mu zależało tak jak to teraz mówi to mógł o to walczyć, czyż
nie?
- A twój syn?- nie wiem, po, co
zapytałem, przecież mnie to nie interesowało!- Nie wygląda na dziesięcio czy
jedenastolatka.
- Taschi ma czternaście lat – przestał się uśmiechać,
gdy to powiedział.
Szczeniak jest młodszy o trzy
lata, a to znaczy tylko jedno.
- Zdradzałeś moją matkę?- zapytałem
ostrym głosem.
A ja głupi chciałem dać mu szanse!
- Nie oceniaj mnie – i radosny głos
też z niego uleciał - Między mną a twoją mamą nie układało się od dłuższego
czasu. Można by powiedzieć, że byliśmy razem ze względu na ciebie. Nie chciałem
zostawić kogoś, kogo kocham nad życie..- popatrzył na mnie - i mówię o tobie synu.
- To widocznie twoje życie nic
dla ciebie nie znaczy – wstałem z małą rękach. Mój ojciec zrobił to samo. Podszedłem do niego i wyciągnąłem ręce z małą,
by ja wziął – Ale dam jej szansę – dodałem, widząc łzy w jego oczach.
Mrugnąłem kilka razy czując jak
pieką mnie oczy! Kurwa, co się dzieje?!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńej, ja chcę tą bajkę usłyszeć do końca :) czyli jednak jego ojciec tęsknił za nim, jednocześnie odsuwając od siebie Takashiego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli okazuje się, jednak, że jego ojciec tęsknił za nim... ale jednocześnie to odsuwając od siebie Takashiego...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga