czwartek, 15 września 2016

INFO!

Heja Ludki!

Tak jak kiedyś zapowiadałam... Kończę z pisaniem. Tak też na dniach blogi zostaną usunięte na dobre. 
Chciałam podziękować tej garstce ludzi, którzy byli ze mną od początku do końca! Tak, wiec... Wielkie dzięki! 
Pozdrowionka!

sobota, 20 sierpnia 2016

Ukryta Miłość II - 6




***
**
*

Philip odłożył kolejny pokrowiec z garniturem, na wcześniej spakowaną, torbę. Rozejrzał się po garderobie, by upewnić się czy zabrał wszystkie swoje ubrania. Ich miał dużo mniej niż Aleksander.
Jego wzrok zatrzymał się na garniturze, który kupili za pierwsze wspólne pieniądze. Podszedł do niego, i zacisnął na nim dłoń. Rękaw ubrania przyłożył do twarzy, i westchnął mocno. Wciąż pachniał mężczyzną, mimo, że ten go kupił kilka lat temu. Zamknął oczy, czując zbierające się łzy w ich kącikach. Fala wspomnień zalała jego umysł, i nie koniecznie miłych.

¤´’`°•.¸.•*´`*•..•*

- Co się dzieje, Alex?- zapytał płaczliwym głosem student, podchodząc do kochanka.
- Ile razy mam ci powtarzać, że wszystko jest w najlepszym porządku?- odpowiedział chłodno, uciekając od młodszego. Chcąc uniknąć rozmowy, ruszył do gabinetu.
To nie powstrzymało Philipa i podążył za mężczyzną. W ostatniej chwili podniósł dłoń, zatrzymując drzwi przed trzaśnięciem mu przed nosem.
Philip oparłszy się ramieniem o futrynę, splótł ramiona na piersi, przyjął hardą postawę. Nie da się więcej zbyć. Nie jest już dzieckiem.
Oszukiwał Alexa, że nie wie co się dzieje. Widział wszystkie zaległe rachunki za mieszkanie. A te do najmniejszych nie należały. Wezwania do spłaty kart kredytowych. Większość z ich pieniędzy przeznaczona była na jego edukację. Nie miał pojęcia, że książki i wszystkie materiały do nauki są aż tak drogie. To właśnie Alexander zajmował się wszystkim. Dzwonił do Alexa z informacją, czego potrzebuje, a ten wszystko mu wysyłał, wraz z pieniędzmi, które bezmyślnie wydawał.
Przebywając prawie cały rok z dala od partnera, nie wiedział o ich poważnych kłopotach finansowych. Gdyby wiedział… Kupowałby wszystko z drugiej, a może dziesiątej ręki tak jak to robił wcześniej.
Tylko, że Alex tyle razy nalegał, aby kupować wszystko nowe…
Widocznie tak samo jak on, nie przewidział takiego obrotu spraw.
- Alex…- zaczął, kiedy był pewny swojego spokojnego głosu. Nauczył się nim modulować i zazwyczaj pozostawał surowy. Czego zresztą wymagali od nich na studiach -… mam już dwadzieścia dwa lata, a nie siedemnaście. Nie wydaje ci się, że powinieneś traktować mnie bardziej jak dorosłego?- zakończył z kpiącym uśmiechem na twarzy.
- A wiesz, że wiek nie zawsze idzie w parze z dojrzałością?- odpowiedział ostro, siadając w fotelu. Nie chciał tej rozmowy. Nie chciał w ogóle mówić prawdy.
- Masz rację – zgodził się ze starszym – Upewniam się w tym jeszcze bardziej, kiedy na ciebie patrzę – stwierdził, nie ruszając się z miejsca.
Alexander uniósł spojrzenie na studenta, marszcząc przy tym groźnie brwi.
- Przypomnij mi, abym napisał podziękowania do waszego dziekana za nauczenia cię dedukcji.
- Obrażaj mnie, Alex, ile chcesz – nie dał się zbyć nawet, jeśli szyderstwa ze strony starszego go raniły. Musi go przycisnąć jak świadka na sali rozpraw.- Jeśli to poprawi ci humor…- wzruszył luźno ramionami – Wiedz jednak, że się nie poddam. Za długo podkulałem ogon i spierdalałem, kiedy unosiłeś na mnie głos!- krzyknął zirytowany. Miał już dość, że Alex traktuje go jak gówniarza. 
- I chcąc mi udowodnić swoją dorosłość będziesz mnie naciskał i bluzgał?- spytał chłodnym głosem, unosząc drwiąco kącik ust.
Philip, aż zazgrzytał zębami.
- W porządku – poddał się, pochylając głowę. Nie miał już sił na kolejną kłótnię.
Te stały się ich formą rozmów jak tylko przekroczył próg mieszkania. Nie dość, że przyjeżdżał do domu raz na jakiś czas to jego większość poświęcali na kłótnie.- To pewnie moja troska o ciebie również jest powodem odpychania mnie?- spytał przygaszonym głosem.
To chyba bolało go najbardziej. Nie ważne ile razy inicjował pocałunek, zostawał po chwili odsunięty. Kiedy próbował zbliżyć się do niego w łóżku, Alex zawsze tłumaczył się zmęczeniem.
- Bo związek nie opiera się tylko na seksie, Philipie – pouczył go swoim chłodnym głosem, przenosząc wzrok na trzymane papiery w rękach. Wolał na nie patrzeć niż na żałosny wygląd kochanka.
- Racja – zgodził się bez mrugnięcia okiem, wycofując się z gabinetu – Nasz opiera się na krzykach i ostrych wymianach zdań – dodał, nim zniknął za drzwiami, które zamknął. Spełni życzenie mężczyzny i da spokój. Nie chce się dzielić troskami? To proszę bardzo. Niech sam sobie z nimi radzi.
- Phil!- zawołał studenta, a kiedy ten udał, że go nie usłyszał… Zrzucił wszystko z biurka.

¤´’`°•.¸.•*´`*•..•*

To już wtedy zaczęło dziać się źle miedzy nimi. Próbował wiele razy porozmawiać z Alexem i dojść do jakiegoś porozumienia, jednak wszystko działało na odwrót.
Gdy milczał, Alex wydawał się radośniejszy.
Gdy spali osobno, mężczyzna sypiał dłużej.
Gdy płakał, widział u Thomsona ulgę.

Odetchnął mocno, wyrzucając z głowy bolesne wspomnienia. Teraz już jest po wszystkim. Teraz może oddychać pełną piersią.
Ale czy na pewno?
Usłyszawszy trzaśnięcie drzwi wejściowych, sięgnął po ramie torby, zarzucił pasek na ramie, a w drugą dłoń złapał pokrowce na garnitury. W przedpokoju minął się z milczącym mężczyzną, wychodząc z domu. Wpakował torbę do bagażnika, w którym znajdywał się już karton z ważnymi dokumentami. Następnie na tylnym siedzeniu powiesić pokrowce. Wróciwszy do jednorodzinnego domku, skierował się do kuchni. Tam przy stole siedział Alexander. Wpatrywał się pustym wzrokiem w szybę, nie zdając sobie sprawy z jego obecności.
Stojąc w ciszy, przyglądał się profilowi mężczyzny. Niegdyś idealna twarz, dziś ozdobiona zmarszczkami w kącikach oczu, ust od unoszenia ich w szyderczy uśmiech i widoczna bruzda miedzy brwiami, które ten marszczył podczas czytania książek.
Niby tak znana mu twarz, a wydawała się niemal obca.
- Tu masz klucze od domu…- postanowił przerwać ciszę. Wymienioną rzecz położył na blacie stołu. Z portfela wyciągnął dokumenty od samochodu – dowód rejestracyjny i ubezpieczenie od Chevroleta – wyjaśnił, kiedy dostrzegł pytające spojrzenie mężczyzny – Kluczyki wiszą w garażu – dodał, by przedłużyć pożegnanie. 
Jakby nie patrzeć… Byli ze sobą dwanaście lat, z tego połowę, mieszkali w tym domu. Ich wymarzonym domu!
- W porządku – odpowiedział pustym głosem. Wstawszy z krzesełka, sięgnął po klucze od domu.
Philip przez chwilę myślał, że właśnie ten jeden, ostatni raz Alex go przytuli i zapewni, że wszystko będzie w porządku. Nic jednak takiego się nie stało. Wydawca podszedł do okna, stając do Philipa plecami.- Wyprowadzasz się do niego?- jego pełen szyderstwa głos mógł znaczyć tylko jedno. Nie pogodził się z decyzją mecenasa.
Mogli porozmawiać spokojnie i dać sobie jeszcze jedną szansę.
Najpierw w odpowiedzi Philip głośno parsknął pod nosem, nie mając najmniejszej ochoty z nim rozmawiać na ten temat. 
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nie zamierzam narażać bliskich mi osób – odwarknął kpiąco, zaciskając dłonie w pięść.
Od tygodnia zastanawiał się, gdzie wyjechać, co dalej robić z własnym życiem. Życiem, które zakończy się szybciej niż przewidywał. Przez chorobę umrze przed lub po pięćdziesiątce. Wszystko będzie zależało od lekarstw, które będzie musiał brać.
Miał ochotę podejść i jebnąć mężczyźnie za zarażenie go nieuleczalną chorobą. Za sama świadomość, że nie dożyje starości.
Za uświadomienie go, że czeka go wiele bólu nim umrze w szpitalu, zamiast przy mężczyźnie, którego kocha.
Za to, że musi zostawić wszystko, paląc za sobą wszystkie mosty.
- Co chcesz zrobić?- zapytał Alexander, obawiając się odpowiedzi. Zacisnął pięść na kluczach. Poczuł jak jeden z nich rani mu skórę, ale zignorował ból.
Wiele lat temu obiecał, że nigdy go nie skrzywdzi.
Nie zostawi, że będzie z nim na zawsze.
Złamał po kolei wszystkie obietnice.
- Wyjeżdżam – odpowiedział obojętnym głosem, jakby miał wszystko i wszystkich w dupie.
Prawda była jednak inna.
Udawał twardego przy Alexie, który zabrał mu wszystko. Jak tylko wsiądzie do samochodu i odjedzie, rozpłacze się tak samo mocno, gdy był dzieckiem, bo Elizabeth schowała przed nim prezenty.
- Rozumiem – odpowiedział, myśląc co zrobić, by zatrzymać Philipa chwilę dłużej. Opuścił głowę, patrząc na czystą popielniczkę. Ta miała kształt penisa. Nie przypomniał o niej mecenasowi, chcąc mieć po nim jedną rzecz – Ostatnio pytałeś mnie czy kocham Willa – odezwał się po dłuższej chwili. Phil w odpowiedzi skinął głową, lecz mężczyzna nie mógł tego zobaczyć – Moje uczucia względem ciebie nie zmieniły się, Philipie. Kochałem i nadal kocham i będę kochać tylko ciebie, słońce – wyznał przez łzy. Te spłynęły mu po policzku, kapiąc na parapet.
Mecenas słysząc płaczliwy głos mężczyzny, bez namysłu podszedł do niego i przytulił od tyłu, obejmując go mocno w pasie. Nos zanurzył w szyi wydawcy, oddychając jego intensywnym zapachem, który od lat pozostawał taki sam.
- Starałem się, Alex, kochać cię każdego dnia. Starałem się być z tobą, kiedy mnie odpychałeś. Dwoiłem się i troiłem, aby ten związek przetrwał – rzekł cichym głosem. W odpowiedzi usłyszał szloch, a na dłoniach poczuł dłonie starszego.- Ale nie ważne, Alex, jak bardzo cię kochałem, ile razy na siłę zmuszałem cię do poświęcania mi czasu, i jak bardzo się starałem… Nie mogłem walczyć o coś, co ty sam niszczyłeś. Każdego dnia usilnie próbowałeś wybić mi siebie z serca. Podcinałeś mą wiarę w nas…- dalsza wypowiedź Phila została przerwana przez cichy głos Alexa.
- Tak bardzo prze…
- Na to już raczej za późno, Alex – wszedł w zdanie mężczyźnie, odwróciwszy go w swą stronę. Złapał w dłonie twarz wydawcy, by ten zamiast spoglądać na lśniące kafelki, patrzył mu w oczy – Mimo, że me serce przepełnia nienawiść do ciebie… To wiedz, że w nim zawsze będziesz.
- Kocham cię, kochanie – powiedział szczerym głosem.
Philip odsunął się od Alexandra. Cofnął się kilka kroków, patrząc, już, w obcą twarz.  
- Mogłeś mnie kochać, Alex, kiedy ja również cię kochałem – stwierdził swoim surowym głosem. Nie da się obwinić o rozpad ich związku. Nie da sobą manipulować, już nie – Nie wymażesz wszystkich krzywd, jakie mi wyrządziłeś dwoma słowami.


¤´’`°•.¸.•*´`*•..•*


Chcesz wiedzieć kim dla mnie jesteś?
Raczej kim byłeś ...
Nie? I tak Ci powiem!
Powiem Ci, że byłeś dla mnie
słońcem w pochmurny dzień,
parasolem w deszcz,
łykiem zimnej wody w skwar
i zaciszem gdy dął wiatr.

Byłeś dla mnie
odpoczynkiem i ponagleniem,
wyzwaniem i ukojeniem,
sprzecznością i zrozumieniem,
byłeś moim DOPEŁNIENIM.

¤´’`°•.¸.•*´`*•..•*


*
**
***

niedziela, 14 sierpnia 2016

Ukryta Miłość II - 5



***
**
*

Pokerowa twarz – jaką nauczył się przybierać na studiach, pomagała mu nie tylko na sali rozpraw, ale i w prywatnym życiu. Dzięki niej nikt nie domyślił się, przez jakie piekło przechodzi.
Maska niegdyś pękająca przy najmniejszym bólu, który zadawała mu rodzina, tym razem pozostawała bez najmniejszej skazy. Usta wyginały się w sztucznym uśmiechu, a oczy nie odzwierciedlały żadnych uczuć.
- Daj to szefowi za tydzień – poprosił Philip, kładąc kopertę na biurku kobiety – Odwołaj wszystkie moje spotkania.
Sekretarka spojrzała to na kopertę to na mężczyznę, zatrzymując na nim swój wzrok. Zmarszczyła brwi, słysząc polecenie.
- Na dzisiaj?- zapytała, sięgając po notes. Nie jakiś elektroniczny, a zwykły. Przekartkowała go, zatrzymując się na dniu z dzisiejszą datą.- Ten to nie będzie zadowolony – powiedziała bardziej do siebie, uśmiechając się wrednie. Ten klient Philipa działał jej na nerwy, przez co na jej twarzy, po każdym spotkaniu z nim, pojawiała się zmarszczka więcej.
- Do końca tygodnia – poprawił swoją wypowiedź, bagatelizując jej zachowanie.
Jego sekretarka jak i przyjaciółka w jednym uniosła swoje niebieskie oczy na przyjaciela i dopiero teraz zobaczyła, że jest gotowy do wyjścia.
- Jesteś chory?- zapytała zaniepokojonym głosem, szukając jakiś oznak na twarzy mecenasa. Nie zobaczyła żadnych sińców pod oczami, opuchniętych oczu, ani zaczerwionego nosa.
Wyglądał… Jak każdego dnia w kancelarii.
- Tak – odpowiedział sucho. Nie miało sensu kłamać. Prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw.- Nie martw się.- uśmiechnął się lekko, a kobieta odwzajemniła uśmiech nie odnajdując w nim fałszu.- Wszystko jakoś się ułoży.- stwierdził, chcąc pocieszyć siebie, a nie kobietę.  
- To zmykaj do domu!- pogoniła wesoło przyjaciela.
Phil parsknął pod nosem na jej reakcję. Nim wyszedł z kancelarii, pochylił się i przytulił przyjaciółkę. 
Tylko on wiedział, że jest to ich ostatnie pożegnanie.

¤´'`°•.¸.•*´`*•. .•*

Wszedł cicho do domu, kładąc kluczę na stoliku obok drzwi. Zsunął z ramion marynarkę i powiesił ją na wieszaku. Wchodząc głębiej do domu, zdziwił się, kiedy z salonu nie usłyszał włączonego telewizora. Alex zazwyczaj o tej godzinie go zajmował i czytał książkę. Gdy miał już ruszyć do kuchni, usłyszał z góry głośne stęknięcie.
- Czyżby, Alex zabawiał się sam ze sobą?- pomyślał kpiąco, wchodząc po schodach na piętro.
Drzwi od ich sypialni były otwarte, więc nie musiał ich nawet otwierać, a to, co zobaczył… Odebrał mu oddech na kilka sekund.
Alex pieprzył się ze swoim autorem. Autorem, którego jeszcze nie dawno bronił!
- Czy ty sobie ze mnie kpisz?!- krzyknął, wchodząc do sypialni.
- Phil?- pisnął Alexander, natychmiast zeskakując z ciała kochanka.
Mecenas podszedł do byłego kochanka i uderzył go z pięści twarz. Cios był na tyle silny, że powalił go na podłogę, z której pozbierał, te należące do pisarza, ubrania
- Na co się, kurwa, patrzysz!- fuknął na byłego klienta, patrząc na niego tak zimno, że ten wyglądał jakby Phil zamroził go spojrzeniem.- Wypierdalaj z mojej sypialni!- rozkazał, wskazując dłonią, w której trzymał ciuchy, na wyjście z pokoju. Wilhelm, jak pamiętał Philip, stał i czekał, aż młodszy odda mu ubrania. Ten jednak miał inne zamiary.- Ogłuchłeś skurwielu?
Pisarz spojrzał błagalnym wzrokiem na podnoszącego się wydawcę. Liczył na to, że Alex coś zrobi. W końcu to jego dom!
- Oddaj mu ubrania, Philipie – odezwał się chłodnym głosem, zasłaniając kochanka swoim ciałem.
- Nawet nie waż się odzywać, jebany chuju!- krzyknął na Alexa.
Chociaż próbował panować nad swoich głosem to przebiła się nutka bólu, którą wyłapał tylko Thomson.
Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz stracił nad sobą kontrolę. Odepchnął Alexa, który o dziwo go posłuchał, i zbytnio nie protestował, gdy go pchnął. Philip złapał pisarza za ramię, mało delikatnie, i siłą wyciągnął go z sypialni. Skoro nie chciał po dobroci to zrobi to siłą.
Wilhelm, mimo, że wyglądał na silnego to dał się ciągnąć jak kukiełka. Nie próbował się wyrywać z uścisku, bo adwokat wyglądał na silniejszego, a opinająca się koszula podkreślała jego pracujące mięśnie.
Philip puścił na chwilę ramię mężczyzny tylko po to by otworzyć drzwi wyjściowe, za które go wyrzucił jak śmiecia i cisnął w niego jego ubraniami. Nie przejmował się sąsiadami. Alexander zapłaci mu za to co zrobił. A bycie na językach wszystkich ludzi w okolicy jest idealną zemstą.
- Zniszczę cię!- zagroził mecenas, podchodząc do autora książek – Twoje dni chwały są policzone nędzny pisarzyno!- ukucnął przed mężczyzną, uśmiechając się złowieszczo – Wiesz, czemu ludzie kupują twoje książki?- mężczyzna nie odpowiedział, wiedząc doskonale, że jest to pytanie retoryczne, więc milczał – Bo jestem współwłaścicielem wydawnictwa. A nazwisko Macedon, jak wiesz, jest znane w tej branży. Jak myślisz, co stanie się, kiedy wszyscy się dowiedzą, że Alexander Thomson…- specjalnie podkreślił nazwisko, bo wiedział, że jest nieznaczące. Zresztą mężczyzna sam jest niewiele wart – jest jedynym właścicielem redakcji?
- Upadnie – odpowiedział cichym głosem.
- Dokładnie – odpowiedział dumnym głosem, unosząc się – I tak szczerze. Twoje książki są beznadziejne. Ale czego można spodziewać się po kimś, kto puszcza się za wydanie swojego dzieła?- zaszydził z mężczyzny, po czym miał zamiar wrócić do domu.
- Alexander twierdzi, co innego!- odkrzyknął, bardziej zależąc mu na zmienieniu zdania mecenasa niż ubraniu się.
- Oh, jestem w stanie uwierzyć, że Alexander mówił ci wiele innych komplementów, by dobrać się do twojej dupy!- odpowiedział głosem pełnym pogardy do nich obu.
Uśmiechnął się zwycięsko, widząc rezygnację w oczach pisarza. Niech wiedzą, że z Macedonami się nie zadziera!
Philip odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. Musiał przyznać, że czuł się… Wspaniale. Rozwalił ich potajemny romans w kilka minut!
Minął Alexa w salonie i udał się do swojego biura. Tam usiadł za biurkiem i włączył laptopa. Musiał znaleźć numer telefonu, który był w jednym z maili. Ucieszył się niemal jak dziecko, kiedy go znalazł. Sięgnął po słuchawkę od telefonu stacjonarnego, i wstukał numer. Odwrócił się na fotelu w stronę wielkiego okna, z którego miał widok na basen, w tej chwili przykryty wielką białą plandeką.
- Nathan Evans, słucham?- usłyszał grubi męski głos.
Phil, aż uśmiechnął się pod nosem.
- Cześć Nat, tu Mac – przywitał się wesołym głosem, jakby chwilę temu nie zastał swojego partnera z kochankiem w ich łóżku.
- Philip?- upewnił się mężczyzna, nawet nie kryjąc zaskoczenia.
- A znasz więcej osób o takiej ksywce?- zakpił rozbawiony, kołysząc się na fotelu.
- Ile to lat minęło od naszej ostatniej rozmowy?- tym razem w głosie przebił się wyrzut, na co Phil się skrzywił.
- Powiedzmy, że trochę minęło – odparł ze skruchą, zakładając nogę na kolano – Nie będę pytał, co u ciebie i bawił się w inne sentymenty, bo nie po to dzwonię – rzekł pewnym głosem, nie udzielając pozwolenia na wejście, gdy usłyszał pukanie do drzwi.  
- Oczywiście, że nie!- mężczyzna parsknął oburzony do słuchawki – Dzwonisz tylko wtedy, kiedy pali ci się dupa!
- Owszem, potrzebuje twojej pomocy – potwierdził podejrzenia mężczyzny.- Nadal pracujesz w Los Angeles Times?
- Oczywiście, że pracuje, Phil – burknął pod nosem, słysząc pytanie mecenasa – Cztery lata temu pomagałem ci w sprawie – przypomniał ostatnią rozmowę, spotkanie i współpracę.
O, tak. Philip pamiętał. Wstyd mu było wspominać, chociażby, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Gdyby nie mężczyzna przegrałby sprawę, a tak dzięki niemu wygrał. Oczywiście w zamian udzielił mu wywiadu na wyłączność. Ale jak to mówią?
„Nie ma nic za darmo”
- Napiszesz o moim odejściu od „The Two Towers”?- zapytał, zdradzając tym samym powód swojego telefonu.
- Odchodzisz z wydawnictwa?
- Od Alexandra również – dodał, milknąc na kilka sekund – W sumie, masz też moją zgodę na opublikowanie naszego rozstania.
- Twój ojciec…
- Będzie zadowolony, kiedy przeczyta w swojej ulubionej gazecie ową informację – dokończył, przerywając mężczyźnie.
I miał taką nadzieje, bo miał zamiar wrócić do domu niczym syn marnotrawny. Nie na stałe. Co to to nie! Ale zatrzymać się chwilowo w swoim rodzinnym domu, aby obmyśleć, co dalej robić z własnym życiem.
Miał ponadto nadzieję, że ucieszy go wiadomość o zniszczeniu Thomsona. Albowiem pan Macedon nie ważne jak się starał, aby ich wydawnictwo upadło, nie udało mu się, właśnie ze względu na własne nazwisko.
Ludzie lgnęli do ich nazwiska niczym ćmy do światła!
- Na kiedy ma być gotowe?- westchnął zrezygnowany. Nie próbował przekonywać mecenasa do zmiany decyzji, bo znał, aż za dobrze rodzinę Macedonów. Są nieugięci, kiedy coś postanowią.
- Na wczoraj – rzucił jakby zwracał się do swojego pracownika i bez najmniejszego słowa pożegnania, rozłączył się.
Oh, zemsta jest kurewsko słodka, pomyślał uśmiechając się demonicznie.
Wcześniej chciał odejść w ciszy i tak by nikt się o tym nie dowiedział.
Dziś zmienił zdanie.
Jeśli Alexander myśli, że pozwoli robić z siebie skończonego idiotę, to wyciągnie go z tego błędnego założenia.

¤´'`°•.¸.•*´`*•. .•*

W kuchni jak na szpilkach przy stole siedział Alexander. Na blacie stała otwarta butelka czerwonego wina oraz wypełniony nim kieliszek na długiej, kryształowej nóżce.
Phil sięgnął po szklankę do whisky, a z lodówki wyciągnął schłodzoną wódkę. Cisza jak między nimi nastała przerywana była przez nerwowe podrygiwanie nogi wydawcy.
- Nic nie powiesz?- odezwał się Alexander, nie wytrzymując tego napiętego milczenia.
- A jest sens, Alex?- odpowiedział pytaniem, swoim sądowym głosem, wypełniając szkło mocnym alkoholem.- Kochasz go?- zapytał ciekaw czy nie na marne poszły jego manipulacje.
- A ty, Phil? Kochasz tego chłopaka?
I kolejny raz zapanował między nimi cisza. Cisza, która znaczyła tylko jedno.
Oboje byli winni rozpadu ich związku.
Przelali swoje uczucia na innego.
Pokochali drugi raz.
Zapomnieli o tym, co ich kiedyś łączyło.
Alexander popijał kosztowne wieloletnie wino, a Philip… Kupioną wczoraj wódkę.
- Nie żałuj dzisiaj podjętych decyzji – poradził chłodnym głosem Alexander. Znał Philipa i wiedział, do czego jest zdolny.
Kiedy był jeszcze nastolatkiem, tyle razy wypierał się, że nie jest taki jak ludzie z wyższych sfer. Alexander oczywiście mu uwierzył, bo przecież poznał, wtedy jeszcze, młodego mężczyznę. Wszystko, a zwłaszcza Philip zaczął się zmieniać wraz z wiekiem i na studiach.
- Jedyne, czego żałuje i za pewne będę żałować do końca mojego marnego żywota, to wpuszczenie cię do swojego życia.- szczerość w głosie mecenasa niemal zwaliła wydawcę z krzesła.
Choć oba serca wypełniała nienawiść, cierpienie i miłość do osób, które stracili, napawali się swoją obecnością.
Bo nie ważne co do siebie czują...
Bo nie ważne jak się ostatnimi czasy traktowali...
Bo nie ważne co o sobie myślą...
Oboje odegrali ważne role w swoich życiach.
I choć ze wszystkich sił będą chcieli o sobie zapomnieć to jest wręcz nie możliwe. 

*
**
*** 

Hejka, Ludki!
Tak, nie mylicie się, wróciłam! Dużo, a nawet strasznie dużo, czasu minęło od ostatniego posta... Ale na swoje wytłumaczenie mam inne opowiadanie, któremu poświęciłam cały swój wolny czas. Ze względu na to, że skończyłam już je pisać i publikować na drugim blogu, wróciłam na tego. Postaram się wrzucać rozdziały przynajmniej raz w tygodniu. 
Do tych co czytają ( a po ilości wyświetlania, jest Was całkiem sporo ) mam nadzieje, że cieszycie sie i będziecie nadal mnie wspierać w pisaniu :)
Oczywiście mile widziane komentarze :)

Pozdrowionka!

sobota, 2 lipca 2016

Ukryta Miłość II - 4




***
**
*

Philip stał przed wejściem do szpitala, tępo patrząc w kartkę, która trzymał w dłoniach. Mrugał, myśląc, że to coś pomorze, i jeden wyraz z pośród trzystu, zmieni się lub zniknie. Nic takiego się nie stało.

Pozytywny.

Nie mógł oderwać wzroku od tego jedynego słowa.
- To niemożliwe!– krzyknął w myślach, zaciskając dłoń w pięść, wkładając do ust. Ugryzł ją mocno, chcąc się wybudzić z tego koszmaru. Ból, jaki go przeszył, uświadomił go, że to nie sen. Z dużych piwnych oczu, wypłynęła łza, znacząc jego policzek, a mokra plama tylko podkreśliła słowo.
- Rusz się, gówniarzu!- opieprzył go jakiś mało znaczący, dla Philipa, w tym momencie dziadek, popychając go.
Usiadł na ławce, opierając łokcie na kolanach. Wplótł palce we włosy, nadal trzymając kartkę, pozwalając słonym kroplom kapać na ziemie. Zagryzł dolną wargę, by z ust nie wydobył się żaden szloch. Teraz dziękował sobie, że był tym mądrzejszym i starszym, i kochając się z nim, zawsze się zabezpieczali. Mimo nalegania młodszego, nigdy nie zgodził się na sex bez gumy czy spuszczenie mu się w usta. Nie wybaczyłby sobie, gdyby go zaraził. Nawet, jeśli nie świadomie.
Wyciągnął telefon z kieszeni płaszcza. Na wyświetlaczu zobaczył niezapisany numer.  Odetchnął mocno nim odebrał telefon. Doskonale wiedział, kim jest dzwoniący.
- Hmm…?- mruknął na przywitanie, chowając kartkę.
- Dzwonie, aby poinformować cię, że odebrałem dziś wyniki – przeszedł od razu do celu rozmowy. Byli ze sobą już jakiś czas, i wiedział, kiedy kochanek ma dobry humor a kiedy zły. Czy ma ochotę rozmawiać czy też nie. Po mało wylewnym przywitaniu, dziś był dzień, gdy Philip miał ochotę być sam.
- I?- ponaglił rozmówcę.. W myślach prosił Boga, aby nic mu nie było.
- Zdrów jak ryba!- powiedział radośnie.
Poczuł taką ulgę, że miał ochotę, tym razem, popłakać się ze szczęścia. Odetchnął kilka razy, by zebrać się do kupy, dając sobie czas na przemyślenie, co mu powiedzieć. Właściwie to już wiedział, co ma powiedzieć. Ostatnia kłótnia dała mu wiele do myślenia. Znał już, a przynajmniej domyślał się, że i tak Garett odszedłby od niego, gdyby dowiedział się prawdy. Zresztą on sam od niego odejdzie, bo sama świadomość o chorobie i strach przed zarażeniem ukochanej osoby, zmuszała go do tego.
- Będę u ciebie za półgodziny – poinformował kochanka nim się rozłączył.

***

U studenta pojawił się kilka minut po czasie. Był tak zamyślony, że spowodował stłuczkę i z poszkodowanym spisał umowę zamiast wzywać policję.
Otworzył mu rozpromieniony student, lecz przygasł na widok surowej twarzy mecenasa.
Philip nie pocałował go na przywitanie. Wszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Odszedł trzy kroki od młodszego, i dopiero wtedy na niego spojrzał zimnym wzrokiem, a swoją postawą górował nad zagubionym studentem.
- Ostatnio dużo rozmawiałem z Alexem…- zaczął swoim twardym, sądowym tonem.- Powiedziałem mu o wszystkim. O tym, że zdradzam go od trzech lat i o tobie…
- To wspaniale!- ucieszył się. W końcu będą mogli być razem. Jego zapał przygasł, gdy Philip nie rozpromienił się tak jak on.
- Ostro się pokłóciliśmy – kontynuował, czując jak serce zaczyna mu krwawić na widok łez na twarzy licealisty, którego kocha. Kocha go tak bardzo, że woli dać mu szansę na zdrowy związek. Dosłownie i w przenośni. On mu nie da to, czego pragnie, nie zarażając go.- Ale oboje podjęliśmy decyzję o terapii, która pomoże nam wrócić do tego, co…- przerwało mu mocne uderzenie z otwartej dłoni w twarz. 
- Chcesz mi powiedzieć, że mnie zostawiasz, tak?- zapytał retorycznie.- Po trzech latach!- krzyknął, nie domyślając się kłamstwa.
Philip miał ochotę wykrzyknąć całą prawdę, ale nie mógł. Stał patrząc na rozpacz ukochanego, która z minuty była coraz bardziej widoczna. Podszedł do licealisty i złapał jego twarz. Co z tego, że ostatnie, co ujrzy w jego oczach to nienawiść?
- Przykro mi, kochanie – słysząc to Garett próbował się wyrwać, lecz na darmo, bo Philip trzymał go w stalowym uścisku.- Mam nadzieje, że wybaczysz mi to, co dziś zrobiłem, i zrozumiesz, że robię to dla ciebie.
- Nie wciskaj mi, kurwa, żadnych bajerów!- podszedł do drzwi, gdy mecenas go puścił, otworzył mu drzwi.- Tyle razy mi wmawiałeś, że go nie kochasz! Teraz wiem, że mnie okłamywałeś skoro to jego wybrałeś!
Philip zrozumiał sugestię zranionego kochanka. Zatrzymał się w progu, spoglądając ostatni raz na ukochaną osobę. Miał ich tak mało w swoim życiu, a tracił je jak drzewo liście. Może i na ich miejscu pojawi się ktoś inny. Lecz wiedział, że nie będą tacy sami, i nie będzie ich kochał tak samo.
- Mówisz, że mnie kochasz?- rzekł zgorzkniałym głosem.- I jaki jest tego powód?- zadawał dalej pytania mimo braku odpowiedzi od młodszego.- Milczysz, gdy chcę usłyszeć odpowiedzi?- pochylił się do Garetta, zrównując z nim wzrok.- Prawda jest taka, że kochasz moje ciało, to kim jestem i co mam…- czyżby, aż tak był zaślepiony chłopakiem, że dopiero teraz dojrzał to wszystko. Garett nie różnił się od innych ludzi.
- Wiesz, że to nie prawda!- zaprzeczył od razu.- Nie zmuszaj mnie do rozmowy, gdy rujnujesz moje życie po trzech latach!
- I jak widzę tak dobrze mnie poznałeś, że wiesz kiedy mówię prawdę, a kiedy kłamię,, czy tak?- ciekawość w jego głosie mieszała się z ironią.
- To chociaż raz w życiu powiedz mi prawdę!- postawił się jak jeszcze nigdy.
- Prawdą jest, że nie kocham Alexandra – powtórzył twardo.
- Więc dlaczego?
- Bo nie spełnię twoich pragnień, skarbie – nie widząc już wrogości w oczach Garetta pocałował go czule w czoło, wdychając ostatni raz jego słodki zapach. Gdy się odsunął po holu rozszedł się szloch młodszego. Widocznie ostatni pocałunek dał mu do zrozumienia, że to ich ostatnie spotkanie, i równocześnie pożegnanie.- Jesteś i będziesz dla mnie wszystkim, Garett.- wyznał. Nie były to te dwa wyjątkowe słowa, które student chciał usłyszeć, ale… Brzmiały podobnie. Może zachował się teraz egoistycznie, ale nie mógł odejść bez zapewnieni go o tym, że te trzy lata były dla niego najszczęśliwszym okresem w jego życiu.
Tym razem dorósł podejmując dojrzałą decyzję.
Na to odejście był gotowy. Nie był już zasmarkanym siedemnastolatkiem, który myślał tylko o sobie. Tym razem to on zachował się jak dorosły podejmując za nich oboje ważną decyzję. 
***
Dobrze, że Alexa nie było w domu. Będzie mógł upić się w spokoju! Pierwsze, co zrobił wchodząc do piętrowego domku rodzinnego, udał się do kuchni. Odstawił na blat kupioną wódkę, i wyciągnął szklankę z szafki. Wypijając dwie pierwsze kolejki zakrztusił się, bo alkohol był ciepły, i okropnie piekł w gardło i palił w przełyk. Następne wchodziły mu jak woda. Poszedł do salonu i usiadł na szklanym blacie stołu. W jego oczy rzuciły się zdjęcia stojące nad kominkiem. Zrobione już jakiś czas temu, o czym świadczyły uśmiechnięte usta, i szczęśliwe błyski w oczach.
Od jak dawna Alex go zdradza?
Czy zrobił to, gdy był na pierwszym roku studiów?
A może wcześniej?
Nie miał do niego o to żalu, przecież sam zachował się jak ostatni chuj!
Ale on go przynajmniej niczym go nie zaraził.
Czy słusznie go oskarżał?
Oczywiście!
Po za Alexem, z którym bzykał się, bez zabezpieczeń, i Garrettem z nikim innym nie wylądował w łóżku!
Gdyby nie nalegania młodszego kochanka w życiu nie zrobiłby badań. Żyłby w nieświadomości o rozwijającej się w jego ciele chorobie.
Gdy już był bardziej wstawiony niż trzeźwy do domu wrócił Alex. Od progu jak tylko zobaczył partnera skrzywił się, widząc butelkę w jego dłoni. Nie trudził się, aby pić ją ze szklanki tylko prosto z gwintu.
- Wiesz…- odezwał się pijackim głosem, olewając karcące spojrzenie Alexa. Teraz koło chuja mu latał. Podjął już decyzję, następną.- Od trzech lat wpierdala mnie poczucie winny od, tego jebanego sumienia, które wpoili mi dziadkowie!
- Też by mnie gryzło, gdybym cię zdradzał!- odpowiedział na atak. Philip nie będzie obwiniał go o to, co robił i z kim. Mecenas pierwszy raz od skończenia studiów okazał zdziwienie na swej atrakcyjnej twarzy.- Myślałeś, że nie wiem?
- Taki cwany jesteś?- odparł ironicznie.- To może wiesz o tym, że masz Aidsa?- wiedział, że to najgorszy sposób powiedzenia komuś o nieuleczalnej chorobie, ale… To było silniejsze od niego.
- Nie zmieniaj… Słucham?- szok był bardziej widoczny na Alexa twarzy niż u Philipa.- Jeśli to po to by odwrócić uwagę od swoich zdrad to powiem ci, że to kiepski żart!
- Żart?- powtórzył szyderczym głosem, podchodząc do Alexa.- Żart, kurwa, to jest nas związek!
Philip wyciągnął z kieszeni pomiętoloną i podartą  kartkę i wcisnął nią w Alexa.
Wydawca z łapał ją nim ta upadała na podłogę. Rozwiną ją i z szybko bijącym sercem przeczytał teks poznaczonymi małymi plamkami.
- I obwiniasz mnie?- odparł chodnym głosem, odrzucając kartkę na stół.
- Jestem chujem, owszem – przyznał się do zdrady prosto w niebieskie oczy Alexa.- Ale nie jestem kurwą, która sypia, z kim popadnie!
- Może ten twój kochaś cię zaraził!- szydził z Philipa i Garetta.
Mecenas machnął się i rzucił butelką w ścianę. Jej drobinki dotarły do ich twarzy delikatnie je raniąc, a smród mocnego alkoholu rozniósł się po całym salonie.
- Zwalasz winę na niego, bo nie umiesz się przyznać do tego, że jebałeś się, z pierwszą lepszą osobą, gdy byłem na studiach!
- Masz rację!- przyznał się do winy. Pierwszy raz od kilku lat rozmawiają ze sobą szczerze.- W tamtym czasie miałem swoje potrzeby i pragnienia! Ty byłeś daleko, a nie mieliśmy pieniędzy póki nie otrzymałeś spadku po Agnes, więc co miałem zrobić?
- Pierdolić się z nieznajomymi to jedyne rozwiązanie!- odparł głosem pełnym ironii.
Alex chciał jeszcze coś dodać, jednak Philip nie miał zamiaru już z nim rozmawiać. Nie po tym, co usłyszał.
Wychodząc z salonu uderzył wydawcę z barka.

***

Tydzień później siedział w salonie przy rozpalonym kominku i wrzucał w ogień wszystkie zdjęcia, na którym był z Alexem. Gdy poznał prawdę o zdradach byłego partnera, nie miały dla niego żadnej wartości. Ot, fałszywe szczęście uwiecznione na kartkach. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego Alex nic nie powiedział o jego zdradzie.
Jak wcześniej bał się odejść od Thomsona, tak teraz nie miał żadnych obiekcji. Zwłaszcza, gdy dowiedział się o ich chorobie. Najtrudniejsze z tego wszystkiego było odcięcie się od osób, które kocha. Nie umiał zostać z nimi bez obaw, że pewnego dnia może coś się stać i ich zarazi.
Tego by sobie nie wybaczył.
Odejdzie.
Tym razem zostanie sam. Taką przyszło mu zapłacić kare za to, co zrobił będąc nastolatkiem. Będzie dźwigał swój krzyż, w samotności.
Miedzy nogami stała butelka wódki, z której popijał, co jakiś czas. Obok na stole leżały trzy przygotowane umowy. Wystarczyło je tylko podpisać. I, gdy to zrobią zniknie z życia najbliższych mu ludzi. Bo nie ważne jak miedzy nim a Alexem jest, on był częścią jego życia.
Wydawca wrócił do domu nim zapadł zmierzch. Od progu skrzywił się, czując smród alkoholu. Zacisnął zęby, przygotowując się na kolejna kłótnie.
Gdy katem oka zobaczył przystającego w salonie Alexa, sięgnął po umowy i opodal je mu, nie patrząc w jego stronę.
- Co to?- zapytał, gotowy na najgorsze. Philip ma znajomości, wiec nie zdziwi się gdyby ten wręczył mu jakieś pismo od adwokata zajmującego się odszkodowaniami za uszczerbek na zdrowiu. Bo bądź, co bądź, to on zaraził mecenasa.
- Umowy dotyczące sprzedaży domu - wyręczył go, by nie musical zagłębiać się w skróty, których i tak nie zna.- Na jednej to ja zostaje właścicielem pod warunkiem, ze spłacę ci polowe należności. Druga jest odwrót, a trzecia jest na wypadek, gdyby żaden z nas nie chciał tu zostać. Jak się domyślasz ja na pewno tu nie zostanę, wiec?- szybko streścił umowy.
Nie chciał mieszkać w tym domu. Miał być tylko ich. Jak pomyślał, że Alex sprowadzał tu swoich kochanków lub kochanki miał ochotę zamienić dom w popiół. To on nigdy nie pomyślał, aby sprowadzać tu Garetta, mimo, że go kochał.
- Ile mam dni na spłatę?- zapytał chłodnym głosem Thomson, wrzucając nie potrzebne umowy do kominka. Te szybko stanęły w płomieniach, i zmieniły się w popiół.
- Za tydzień wyjeżdżam – oznajmił swojemu byłemu kochankowi. Zapalił papierosa, lekceważąc zakaz Alexa o nie paleniu w salonie. Teraz miał wyjebane na wszystko.

***
**
*

sobota, 25 czerwca 2016

Ukryta Miłość II - 3




***
**
*

   Dziś dla odmiany salon zajął Philip. Na szklanym stoliku, na którym opierał stopy, leżała szklanka napełniona wódką. Na kolanach spoczywały dokumenty, z którymi ponownie musiał się zapoznać przed sprawą. Czytał je kilkakrotnie. Podkreślał te najistotniejsze rzeczy. Był przygotowany na każdą rozprawę, a ta nie różniła się praktycznie niczym. Prócz tego, że będzie konkurować z najlepszym przyjacielem.
- Kochanie?- do salonu wszedł Alex, krzywiąc się na widok zawartości w szklance. Nie widział jak ten sobie nalewa wódki to doskonale wiedział, co się w niej znajduje.
- Hmm…?- mruknął w odpowiedzi, nie unosząc wzroku z nad dokumentów.
- Czy możemy porozmawiać?- podszedł do fotela, na którym leżał pilot od telewizora. Bez pytania go wyłączył i usiadł obok młodszego.
- Teraz?- zapytał zniecierpliwiony tym, że mu przeszkadza w pracy.- Jakbyś nie widział jestem trochę zajęty.- dodał twardym głosem, nadal nie odrywając wzroku od dokumentów. Specjalnie go lekceważył, aby odpuścił i sobie poszedł.  
Tak jednak się nie stało, bo Alexander wyrwał mu dokumenty i rzucił na stół. Nie przejął się też zimnym spojrzeniem, jakie mu posłał mecenas.
- Jutro też będziesz. Tak samo jak za tydzień czy miesiąc, Philipie – odparł chłodnym głosem.
- W porządku – zgodził się z wyczuwalną łaską.- To, o czym chcesz porozmawiać?- zakpił, nie mogąc się powstrzymać.
- O nas – podkulił nogę, siadając przodem do partnera. Ramie oparł o oparcie kanapy i zaczął przeczesywać kosmyki włosów Philipa.- Chcę iść na terapię dla małżeństw, kochanie.- myślał o tym od jakiegoś czasu. Chciał, aby ktoś im pomógł skoro oni sami nie mogą sobie poradzić z własnymi problemami.- Kocham cię…- wyznał niby szczerze.
Philip będąc adwokatem od pięciu lat, nauczył się wiele. A zwłaszcza wyłapywać drobne szczegóły. Drżenie głosu, zmiany na twarzy świadczące o kłamstwie. I właśnie tego doszukał się na przystojnej twarzy Alexa. Ten mimo swoich czterdziestu lat wyglądał na dziesięć lat młodszego.
- Nie – odpowiedział pewnym głosem, wstając z sofy. Stanął przed dużym oknem skąd miał widok na cały, zarośnięty, ogródek. Nad nim upierał się Alex, gdy kupowali dom. Tak samo jak nad przepychem w nim.- Nie wiem, jaki jest tego powód, ale…- spojrzał na Alexa.- … Wiesz tak samo jak ja, że to strata czasu. Mojego i twojego.
- Robię to, bo mi na tobie zależy, kochanie – uniósł się, podchodząc do Philipa. Ten zmarszczył brwi przyglądając mu się czujnie. Mecenas nauczył się na studiach i po nich bardzo wiele. Zwłaszcza jak czytać z człowieka. I choć przyjął swoją chłodną maską to czuł, że przed Philipem niczego nie ukryje. Nie ważne jak bardzo będzie się starał.
- Przestań bredzić – wyśmiał starszego.- Jesteśmy razem, bo odchodząc od siebie poczujemy się winni podjętych przed lat decyzji. Ja odchodząc z tobą straciłem rodzinę, a ty? Zostawiłeś rodzinę, gdy ta ciebie potrzebowała.- minął Alexa. Ze stołu wziął szklankę, i wypił jej zawartość.- Nie można naprawić czegoś, co nie miało mieć racji bytu, Alex.

***

Philip Macedon wraz z przyjacielem siedzieli w swoim ulubionym barze. Jest to jeden z nie wielu, gdzie można było zobaczyć związek hetero jak i homoseksualny. Oboje lubili tu przychodzić, bo mogli czuć się swobodnie. Aaron nie czuł się źle widząc całujących się mężczyzn, a Philip nie próbował udawać kogoś kim nie jest.
Młodszy z prawników popijał wódkę z colą, a starszy whisky.
- Ja nie wiem jak ty to robisz, Phil – stwierdził Aaron mocząc usta bursztynowym alkoholem.
Dziś odbyła się sprawa, którą prowadzili przeciwko sobie. Aaron mimo mocnych dowodów o winie klienta przyjaciela nie wygrał. Philip nie dążył do zostawienia kobiety bez niczego to też zaproponował podział majątku z dużą przewaga dla swojego klienta, i wygrał. Pewnie jakby starał się bardziej to zdradzona żona zostałaby bez niczego.
- Ma się ten urok – zażartował, wypijając drinka w dwóch łykach. Odstawił szklankę, i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę – I talent, rzecz jasna!- dodał, wkładając w usta papierosa. Odpalił go, mocno się zaciągając.
- Na studiach zakuwałeś niczym kujon!- wyśmiał przyjaciela, uśmiechając się od ucha do ucha.
- I zobacz, jaki ze mnie wspaniały adwokat!- słowa Aarona go nie zabolały, bo powiedział prawdę.
Będąc na studiach przykładał się do nauki, odpuszczając sobie imprezy. Chciał zaimponować nie tylko Alexowi, ale i pokazać swojemu ojcu jak bardzo się mylił, co do niego. Nawet, gdy ojciec nie płacił czesnego za studia musiał pokazać, że dadzą sobie z Alexem rade bez pieniędzy rodziny Macedon’ów.

***

Philip szedł wraz ze znajomymi. Poprawił swoje krótkie włosy. Musiał je ściąć, bo dziekan nie zaakceptował jego wyglądu, twierdząc, że przyszły mecenas nie powinien się tak prezentować.  Miały naturalny ciemny kolor. Prócz fryzury musiał również zmienić garderobę. Rurki zamienił na eleganckie, podkreślające jego długie nogi spodnie. Kolorowe koszule zastąpiły jednolite kolory, a trampki schował do pudełek. Za namową kolegów ze studiów chodził na siłownię, która mieściła się na kampusie. Tak też jego figura w końcu nie wyglądała jak kobieca, a męska.
- Dzień dobry – przywitali się z wysokim, starszym mężczyzną, stojącego przy biurku.
- Witam panów – odpowiedział, patrząc na każdego po kolei – Zapraszam, zapraszam – zachęcił tych, którzy nie najlepiej sobie radzili na pierwszym roku, i zaliczyli egzaminy najsłabiej – Nie gryzę.
Philip wspiął się po schodach z towarzyszami, i zajęli swoje miejsca na końcu sali wykładowej. Przygotowali się do wykładu, który miał trwać trzy godziny. Tu ich nikt nie zmuszał do prowadzenia notatek, bo uczyli się dla siebie, i to od nich zależało, co będą zapisywać. Dla profesorów liczyła się wiedza w głowie, a nie na kartkach.
Wykład przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę!- krzyknął mężczyzna, zły o to, że ktoś śmiał mu przeszkodzić.
- Przepraszam…- odezwała się potulnie kobieta, która była również sekretarką dziekana uniwersytetu – przyszłam po pana Macedona – wyszukała go wzrokiem wśród studentów.
- Zgłoszę się po wykładzie – powiedział sztywnym głosem, podnosząc rękę, by kobieta wiedziała, o kogo chodzi.
- Obawiam się, że jest to nie możliwe, bo pan dziekan oczekuję cię teraz – odpowiedziała z naciskiem, czekając aż student się ruszy.
- Pożyczę później notatki, więc pisz wyraźnie – szepnął do kolegi, zbierając swoje rzeczy – Do widzenia – pożegnał się z profesorem, i nie chętnie opuścił wykład jak i sale. Nie lubił opuszczać zajęć, bo później ciężko było nadgonić. Ledwo rozumiał bełkot profesorów, a co dopiero treść tekstu w książkach.
Philip z kobietą przemierzali puste korytarze w ciszy. Słychać było tylko ich stukot kroków. Gdy doszli pod gabinet, kobieta poleciła mu poczekać. Po chwili udzieliła mu zgody na wejście, a sama udała się do swojego biura. Philip westchnął kilka razy, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Po roku wyglądał jak na studenta prawa przystało. Nie sprawiał również żadnych kłopotów. Uczył się pilnie, czego dowodem był zaliczony egzamin. Więc jaki był powód wezwania do dziekana?
Po przywitaniu, mężczyzna wskazał młodszemu krzesełko po drugiej stronie biurka. Philip zajął miejsce bacznie przyglądając się starszemu, chcąc wyczytać coś z jego poznaczonymi zmarszczkami twarzy. Na daremne, bo mężczyzna wyglądał na znudzonego.
- Musimy się pożegnać, chłopcze – przeszedł od sedna sprawy.
Philip miał wrażenie, ze serce stanęło mu na kilka sekund.
- Pożegnać?- powtórzył osłupiały.
- Przykro mi, chłopcze – kierownik działu uczelni, sięgnął po kartkę, i przesunął ją w stronę studenta – Nie otrzymaliśmy wpłaty czesnego za ten semestr – wyjaśnił Philipowi, który z otwartymi oczyma wpatrywał się w kartkę. Nie wierzył ani w to, co usłyszał i przeczytał. Ojciec zabrał mu możliwość wykształcenia?  Perspektywę na lepsze życie i pracę? Aż zacisnął pięść na kartce, gniotąc ją, i w niektórych miejscach rozrywając – Dokumenty odbierzesz w sekretariacie.
- Dobrze – odparł nadal będąc w szoku. Wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi na drżących nogach. I co on powie Alexowi?- A do kiedy mam czas na wpłatę zaległości?- zapytał nim wyszedł.
- Obawiam się, chłopcze, że nie masz takiej kwoty – nie dawał mu złudnej nadziei, że będzie w stanie sam wyłożyć tyle pieniędzy.
- To znaczy?
- Suma jednego semestru to pięćdziesiąt tysięcy – poinformował studenta.
- Żegnam – jak oni tak w ogóle mogli? Rozumie, że to jedna z najlepszych uczelni i trudno się na nią dostać, ale wyrzucili go tylko, dlatego, że rodzice nie uregulowali czesnego? Podejrzewał również, że ojciec maczał w tym swoje palce. Tylko, po co mu jeden rok studiów?
Po odebraniu swoich dokumentów, udał się do akademika.

***

Tylko dzięki dobrze zdanym egzaminom i pomocy Aarona dostał stypendium i mógł wrócić na studia. Od tamtej pory zdał sobie sprawę, że dorosłe życie nie jest wcale usłane różami. A przynajmniej jego.
Aaron skrzywił się w odpowiedzi.
- Za to życie towarzyskie ci uciekło!- dalej żartował sobie z przyjaciela.
- Mówisz jakbym miał teraz chuj wie ile lat!- nie dał się sprowokować, popalając papierosa. Uniósł pustą szklankę, przywołując barmana – Bez coli – uprzedził go nim wlał napój do wódki. Wziął drinka w dłoń, i odwrócił się przodem do parkietu, na którym tańczyło kilka par, opierając się plecami o blat. 
- Te podwójne życie ci nie służy, Phil – stwierdził, widząc zmęczenie na twarzy młodszego.
- Przez ostatnie trzy lata doszedłem do takiego samego wniosku – zaciągnął się mocno papierosem, odchylając do tyłu by zgasić niedopałek.
- Długo masz zamiar babrać się w tym gównie?- spojrzał na przyjaciela.
- Jakże miło, że się o mnie martwisz – rzekł ironicznie, po czym wypił zawartość grubej szklanki. Smak wódki nie wykrzywił mu twarzy, nie zakrztusił się jej smakiem. Za to czuł jak odpręża się z każdym łykiem.
Aaron w odróżnieniu od Philipa sączył swoje whisky powoli. Pod tym względem różnili się. Gdy studiował prawie codziennie upijał się w trupa i skacowany szedł na wykłady. Philip natomiast jak wcześniej wspomniał, ślęczał nad książkami. A wyciągnięci go na imprezę było cudem jak przez Jezusa zamienienie wody w wino. Teraz. Delektował się wybornym smakiem bursztynowego alkoholu, patrząc urażonym wzrokiem na przyjaciela. Ten zamawiał kolejną kolejkę, popalając następnego papierosa.
Philip, mimo, że od niego młodszy to był lepszym i cwańszym adwokatem, co dziś udowodnił. Z dnia nadzień udowadniał również, że doświadczenie nie idzie z mądrością. Przeżył tyle cierpienia w swoim życiu. I cierpiał przez rodzinę tak teraz sam sobie zgotował taki los, bo nie umiał porozmawiać z Thompsonem.
Aaron upił kolejny łyk bursztynowego alkoholu, aż wzdychając z przyjemności, gdy jego smak rozlał mu się w ustach.
Wiele razy próbował przekonać Phila, aby powiedział swojemu partnerowi o kochanku. I choć nie usłyszał z jego ust, że kocha Garetta to widział to w jego oczach, gdy o nim opowiadał. Dlatego też cierpiał razem z przyjacielem, kiedy ten nie miał czasu dla kochanka, bo miał tak dużo pracy lub musiał dzielić łóżko z osobą, z którą nie chciał już być.
Philip z każdym kolejnym łykiem nie tyle, co się relaksował, ale odczuwał, że zamroczony procentami mózg był uwolniony od problemów, z jakimi borykał się, na co dzień. Zaczynał obawiać się o alkoholizm. Nie było dnia, by nie skończył z kieliszkiem, a może kilkoma.
Pił coraz więcej i więcej palił, a Aaron przyglądał się temu w „ciszy”.
- Martwię się, bo mój przyjaciel popada w destrukcję – odparł, bagatelizując jego ironię.
- Do tego mi trochę brakuje – odpowiedział pijackim głosem, uśmiechając się do przyjaciela.
Aaron musiał przyznać, że Philip nawet w stanie upojenia alkoholowego wyglądał atrakcyjnie i reprezentacyjnie, a jego uśmiech był uwodzicielski i zalotny. I choć nie zdawał sobie z tego sprawy to każdy mężczyzna patrzył na niego żadnym bądź głodnym wzrokiem.
- Ile, Phil?- ciągnął dalej rozmowę. Tylko w takich chwilach rozwiązywał mu się język i mówił, co mu ślina na język przyniosła. Gdy był trzeźwy ciężko było z niego wyciągnąć cokolwiek.- Miesiąc? Dwa? Rok?
Słysząc sugestie przyjaciela poczuł się urażony, co odbiło się na jego twarzy.
- Proszę cię – parsknął.- Nie jestem aż tak słaby, skoro nie zniszczył mnie ojciec tyran.- wypił już chyba z dziesiątego drinka.
- I chyba ci go brakuje skoro sam…- zacisnął szczękę, gdy w zdanie wszedł mu przyjaciel, odstawiając mocno szklankę na blat. Było to znakiem o jego złości.
- Ja pierdole!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę obecnych osób w barze – Aaron, gdybym chciał słyszeć wykładów na swój temat zostałbym w domu!- musiał wyjść się przewietrzyć i odetchnąć świeżym powietrzem, aby się uspokoić, bo nie wiele brakuje a zaraz mu przyłoży! I nie ważnie, że nie umie się bić.
- To było trzeba w nim się upić!- odkrzyknął, patrząc równie wrogim wzrokiem, co przyjaciel na niego.- Co za różnica w domu czy w barze, co?
- Widocznie żadna – mimo iż słychać było upojenie alkoholowe to twardość w jego głosie zrobiła wrażenie na Aaronie. Wstał z krzesełka barowego, na którym wisiała marynarka. Ubrawszy ją, wyciągnął portfel i wyją z niego banknot, aby uregulować rachunek, który otworzył wraz z pierwszym drinkiem.- Dzięki za miły wieczór i poprawienie mi humoru – zakończył spotkanie sarkastycznym pożegnaniem.
Aaron odprowadził wzrokiem przyjaciela do wyjścia. Zdał sobie sprawę o swoim błędzie, bo sarkazm był wyczuwalny o wiele bardziej niż alkohol, jaki w siebie wlał.

***

Obudziło go niemiłosierne dudnienie w głowie i suchość w ustach. Zamlaskał, czując przyklejający się język do podniebienia. Uchylił ostrożnie powieki, będąc przygotowany na wszystko. Zwłaszcza na promienie słoneczne i na reprymendę od Alexa. Nic takiego się jednak nie stało. Słońce nie toczyło z nim walki, i nie usłyszał głosu wydawcy.
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
To nie była jego sypialnia tylko młodego kochanka.
Nie pamiętał jak się tu znalazł. Ostatnie, co sobie przypominał to niezbyt miłe pożegnanie z Aaronem i zatrzymanie się taksówki pod nocnym sklepem.
Uniósł kołdrę i ujrzał swe nagie ciało. Przeklął siarczyście pod nosem próbując sobie przypomnieć czy zabezpieczyli się. Ale im bardziej próbował tym bardziej nasilał się ból głowy. Kiedy usiadł na łóżku do sypialni wszedł rozpromieniony Garett z taca w rękach. Na niej stała filiżanka z parującym napojem, a jej aromat rozniósł się po pokoju. Obok leżał talerz z czym co miało przypominać jajecznicę.
- Zrobiłem śniadanie - pochwalił się, zamykając drzwi noga.- Ale…- zawahał sie, zatrzymując się koło łóżka.- nie wiem czy jest zjadliwe.- uśmiechnął się przepraszająco.
Philip wstał zupełnie nie przejmując się swoją nagością. Zabierając od młodszego tacę zobaczył dwie małe tabletki. Odstawił ją na łóżko i sięgnął po tabletki przeciwbólowe, popijając je kawą.
- Aaron do ciebie dzwonił - poinformował go, przeskakując z jednej nogi na drugą. Od kiedy są razem jest zazdrosny o ich przyjaźń. O to, że Aaron zadzwoni z bele, jakim problemem, a Philip leci do niego jak na skrzydłach.
- Tak?- odparł nieco zirytowany słysząc zazdrość w jego głosie. Zapewniał go milion razy, że nic a nic między nimi nie ma i nie będzie.
Bo…
Po pierwsze: Aaron jest stuprocentowym hetero.
Po drugie: ma żonę, z którą spodziewa się dziecka.
A po trzecie: darzy go tylko braterskim uczuciem, i widzi w nim tylko brata.
- I co chciał?- dodał, odstawiając filiżankę z nie dopita kawą.
- A skąd mam wiedzieć? Nie odbieram nie swoich telefonów!- cały dobry humor opuścił go, gdy Philip zarzucił mu coś takiego. Nie ważne jak bardzo zżera go zazdrość nie zamierzał sprawdzać mecenasa.
Związek polega na zaufaniu, więc mu ufa. Nawet, jeśli Philip go okłamuje. I jeśli to robi to jest w tym doskonały, bo nigdy nie dał nic po sobie poznać.
- Skarbie…- podszedł do studenta, obejmując go w pasie. Po chwili wsunął dłonie pod spodnie i bokserki. Chcąc się upewnić, że pieprzyli się w nocy, włożył palec w rozluźnioną dziurkę. A jednak!- Powiedz, że pamiętałeś o gumce.- zapytał twardym głosem.
Garett nim odpowiedział wtulił się w większe i umięśnione ciało. Odetchnął pełną piersią, wciągając intensywny zapach ukochanego.
- Przecież nie chcesz się kochać bez niej - rzekł rozgoryczonym głosem.
Nie ważne ile razy chciał poczuć jak to jest kochać się bez gumki, czuć ciepłą sperma w odbycie, Philip nigdy mu nie uległ, twardy w swoich słusznościach.
- Znowuż zaczynasz ten temat?- odsunął się od młodszego, patrząc karcącym wzrokiem.- Ile razy mam ci powtarzać, że bez badań będziemy się pieprzyć w prezerwatywach!- z każdym słowem podnosił głos, by na koniec krzyknąć.
- Nie mam żadnego syfu!- warknął na Philipa. Czy on właśnie zarzucił mu zdradę?- Pierdole się tylko z tobą!- dodał.
- A może tu nie chodzi tylko o ciebie, hmm?- rozejrzał się po podłodze szukając swojej bielizny i swoich ciuchów.- Nie pomyślałeś, że to ja mogę mieć jakiegoś syfa?- ostatni wyraz powiedział z obrzydzeniem.
- Chcesz powiedzieć, że… Że…?- głos Garretowi zadrżał na samą myśl.
Philip nie mógł być chory!
- A nawet, jeśli to, co?- odpowiedział szyderczym głosem, wciągając czarne bokserki na pośladki. Czekając na odpowiedź studenta, która trwała zbyt długo, ubrał skarpetki i spodnie.
- Eee…- wydusił tylko tyle, czując pod powiekami zbierające się łzy.
Garett nie przejmował się ich kłótnia, która będzie znaczącą w ich związku, a strachem przed bezradnością w chorobie Philipa jak i ulgi, że ten ciągle nalegał na używanie prezerwatyw.
Philip już od lat nie czuł się tak zagubiony. Liczył o zapewnieniu, że to nie ma znaczenia. W końcu Garett wiele razy mówił mu, że go kocha.
Ale co?
Tylko, jeśli jest zdrowy?
Nie mogąc patrzeć na kochanka, bo równie mocno czuł się źle. Odwrócił się zarzucając koszule, i drżącymi dłońmi zapinał malutkie guziczki.
- Właśnie od tego staram się, z całych sił, cię uchronić, Garett - przerwał ciszę w pełni ubrany. Sprawdził kieszenie, by upewnić się czy niczego nie zostawił.- Abyś na przyszłość nie musiał przez to ponownie przechodzić...
Dalszą wypowiedź przerwał dźwięk telefonu Philipa, który dziękował w duchu.
Komórka leżała na biurku, więc tam podszedł. Na jej ekranie zobaczył imię przyjaciela. Nie chciał z nim jeszcze rozmawiać i to w obecności kochanka, który dowie się o jego kłótni z przyjacielem. Kolejnej.
- No, hallo - odezwał się twardym głosem, aby przyjaciel nie poznał, że coś nie tak. Wołał, aby myślał, że nadal jest zły o wczorajszy wieczór.
- Gdzie ty jesteś?- usłyszał pretensje w głosie Aarona.- Tylko nie mów, że w domu, bo dzwonił do mnie twój kochaś oburzony na cały świat!
Teraz wiedział, co jest powodem zachowania Aarona.
- A jak myślisz, Aaron?
- Phil…- westchnął głośno.- Powiedziałem, że usnąłeś u mnie na kanapie.
- Dzięki, Aaron - powiedział z wdzięcznością.
- I, Phil… Sorry, wiesz, za…
- W porządku - skłamał bez problemu.- Pewnie to nie ostatnia kłótnia, nie?
- Ale to co powiedziałem było po niżej pasa.
- Być może - nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył.- Do usłyszenia.- pożegnał się z przyjacielem i usłyszawszy odpowiedź, rozłączył się. Telefon wsunął do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Nie zamierzał przerywać uciążliwej ciąży. Idąc do biurka, bo tam stało jedyne krzesełko, złapał buty. Usiadł i założył je, wyprostował się, i dłońmi przeczesał jeszcze włosy. Gotowy do opuszczenia domu ruszył do drzwi.
Wychodząc z domu bractwa, wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę. Musiał udać się do baru, bo tam zostawił samochód. Idąc przez kampus uczelni oparł się o drzewo, wracając myślami do kłótni z kochankiem.
Czyżby to był ich koniec?

*
**
***

No hej Mordeczki.
Wiem, dużo czasu minęło od ostatniego posta. Ale jakoś wena mnie opuściła. Wiedźcie jak bardzo zrobiliście mi przykrość. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam ponad pięćset wyświetleń ostatniego rozdziału, ale zrobiło mi się przykro bo nikt nie zostawił komentarza. Będę jednak nadal publikować, ale... Nie wiem kiedy pojawi się kolejny post. Nie ode mnie to zależy. Coraz częściej mam ochotę zaprzestać pisać. I prędzej czy później się tak stanie. 

Pozdrowionka