sobota, 30 kwietnia 2016

I am afraid - Prolog

Tak jak zapowiadałam wrzucam prolog nowego opowiadania. Będzie on jednak dużo krótsze niż poprzednie. 
Dziś ostatni dzień ankiety, i ze względów na małą ilość głosów napiszę tylko drugi tom " Ukrytej Miłości", które będę publikować od... Jutra. 
Teraz zapraszam na całkiem inne klimaty, bo przeniesiemy się do... Indii! 






***
**
*

Nasza historia zaczyna się kilka lat wstecz. 
Nim z chłopca stał się młodym mężczyzną. 
Nim przyjaźń przerodziła się w wielką miłość. 
Nim z brzydkiego kaczątka przeobraził się w pięknego łabędzia. 
Gdy był uważany za niesfornego, sprawiającego problemy chłopca. Nie tylko w domu, ale i w szkole. W szkole, gdzie żaden z nauczycieli nie zdawał sobie sprawy z jego choroby, zarzucając mu lenistwo. W domu, w którym mieszkał nie tylko z rodzicami, ale i z idealnym bratem. Ekansh był straszy o trzy lata. Osiągał najlepsze oceny, przez co w oczach rodziców Ashwin był tym gorszym. Pod każdym względem. Starszy z braci również grał w tenisa, i zawsze stawał na podium. 
Natomiast młodszy… 
On widział świat swoimi oczyma. Oczyma dziecka, który przelewał swoje myśli na papier. Malował. Uwielbił to robić. Łączyć ze sobą różnorodne kolory, nawet te, które się gryzły. On potrafił sprawić, że razem wyglądały idealnie. I, choć wszyscy uważali to za bazgroły dziecka, dla niego był to wspaniały obraz. I, wiedział, że pewnego dnia ktoś doceni jego talent.
Ashwin miał talent jak i problem. Problem, którego nie rozumiał. Nie on jeden. Rodzice karali go, i krzyczeli za każdą złą ocenę, nie zaliczenie testu. Tego pozbywał się wyrzucając do śmieci lub podczas zabawy z psami, pozwalał na zjedzenie go. Wtedy nie wiedział jak źle postępował. Miał w końcu osiem lat, więc miał prawo na popełnianie błędów. Nauczyciele. Ci wyzywali go od idiotów, kretynów, i nieuków. Nie było dnia by nie klękał przed klasą. Nie oberwał linijką po ręce, gdy pytany nie odpowiedział. Przez brak sympatii do chłopaka nie zauważyli jego choroby, która utrudniała mu odróżnianie niektórych liter. Liter, które mieszały mu się z cyferkami. Nie potrafił złożyć jednego słowa w całość. Rozwiązać najprostszego równania, bo nikt nie brał pod uwagę obiboka.
   Wszystko zmieniło się, gdy rodzice wysłali go do szkoły z internatem, zrzucając kłopotliwe dziecko obcym ludziom na wychowanie. Jednak Ashwin czuł się niekochany, porzucony i odtrącony. Brak wsparcia od strony rodziców sprawił, ze chłopiec zamknął się w sobie.
Nowi nauczyciele traktowali go gorzej niż poprzedni. Był wyzywany codziennie. Kąt, w którym stawał był nazwany jego imieniem.
Uśmiech zastąpiły łzy. Te stały się jego przyjaciółmi, bo nie opuszczały go, gdy ich potrzebował. 
Przestał uwieczniać obrazy z głowy na obrazie, bo przestał widzieć świat w kolorach.
Stał się niemal niewidoczny. Czuł się jak swój cień. Niepotrzebny i niechciany.
Podczas odwiedzin rodziców i brata nie cieszył się na ich widok. Siedział cicho.  Bał się odezwać myśląc, że gdy powie coś nieodpowiedniego, zostanie uderzony. Wzdrygał się przy najmniejszym dotyku. Dotyku matki czy brata. Przy nich powinien czuć się bezpiecznie. 
A jedyne, co odczuwał to… 
Strach. 
Strach, który nie opuszczał go na krok, od kiedy przybył do szkoły. 

I, wtedy pojawił się on.

Nikhil Vrishab Raichand. Dwudziestodwuletni mężczyzna. Mimo surowego wyglądu wywoływał uśmiechy na twarzach dzieci po za jednym. Do szkoły trafił na zastępstwo nauczyciela plastyki. Już pierwszego dnia doznał szoku, gdy uczniowie spytali się go, co mają namalować. Jego zdaniem jest to jedyna lekcja, na której mogą dać się ponieść wyobraźni. Nie ma żadnych wzorów, formułek czy dat. Pozwalała im na bycie dziećmi. Uczniowie słysząc pozwolenie na narysowanie, co chcą z radością zabrali się do pracy. Po za jedną osobą. Nie spodobał mu się widok pustej kartki u chłopca. Na początku myślał, że ten jest tak pogrążony w myślach nad tym, co namalować, że dał mu spokój. Lecz gdy wrócił do niego pod koniec lekcji, kartka pozostała nieskazitelnie biała. Zapytał go ciepłym głosem o imię i nazwisko, a chłopiec wzdrygnął się w odpowiedzi.
Z dnia na dzień było coraz gorzej. Chłopiec bał się najcichszego szelestu, delikatnego dotyku, a najbardziej bał się spojrzeć rozmówcy w oczy.
Chcąc się dowiedzieć, dlaczego tak jest zaczął dopytywać się nauczycieli jak i uczniów z klasy o Ashwina. Wystarczyło niewiele informacji o chłopcu by domyśleć się, z czym chłopiec walczy. Chciało mu się płakać, gdy zobaczył jego zeszyty. Wszystkie notatki pokreślone czerwonym wkładem nauczycieli. W każdym słowie pojawił się błąd. Sam z doświadczenia wiedział jak trudno z ich chorobą było odróżnić niektóre litery cyfry. Jaki kłopot jest z sklepaniem najłatwiejszego wyrazu.
Decyzję podjął niemal natychmiast. Pomoże temu chłopcu. A wiedza o tym jak to zrobić ułatwi im naukę.
Początek był najtrudniejszy. Ashwin słuchał go, owszem. Zapytany jednak się nie odezwał. Wykonywał każde jego polecenia z paniką w oczach. Udawał, że nie boli go ten widok. Widok chłopca, który bał się głośniej odetchnąć, a co dopiero odezwać. Czekał, aż chłopiec mu zaufa.
I też tak się stało.
Ashwin uważał nauczyciela za swojego przyjaciela. Zawdzięczał mu wszystko. Dzięki niemu łzy przestały lecieć, a pojawił się uśmiech. Uśmiech, który odsłaniał krzywe, lekko za duże zęby. Nie wstydził się ich. Dziecko nie przejmuje się swoimi wadami. Świat stał się pełen kolorów, które pojawiły się na niegdyś białej kartce.
 Dzięki Nikhilowi stał się wyjątkowy nie tylko dla niego, ale i dla całej szkoły. Nauczyciel zorganizował konkurs plastyczny, który pozwolił ujawnić swój talent. 

*
**
***

I, jak? Spodobało się Wam, i chcecie poznać dalsze losy naszych bohaterów?
Jeśli tak to zostawcie Swoje opinie, a jeśli nie... To też zostawicie  :D
Na pewno osoba, która głosowała za nowym opowiadaniem ucieszy się :)

Pozdrowionka :*

niedziela, 10 kwietnia 2016

Ukryta Miłość II - prolog


*
**
***
****

    Trzymając rękę pod kolanem kochanka, wbił się mocno ostatni raz, spuszczając się intensywnie w prezerwatywę. Nim sturlał się z ciała młodszego, pocałował go delikatnie i czule, przekazując w tym pocałunku swoje przeprosiny za ostry seks. Ściągnął gumkę, wrzucił ją do śmietnika, i położył się płasko na plecach, wkładając rękę pod głowę. Brakowało mu dzikiego seksu. Takiego, przy którym puszczały wszystkie hamulce. Sięgnął po papierosa i zapalniczkę leżącą na szafce nocnej. Po chwili na klatce piersiowej towarzysz ułożył mu głowę, i podał popielniczkę. Starszy parsknął wypuszczając dym z ust.
- Tęskniłem – powiedział cicho, całując go w lewą pierś.
- A co ty baba jesteś?- zakpił z kochanka, delektując się smakiem papierosa – Widzieliśmy się niedawno – dodał, gdy młodszy w odpowiedzi ugryzł go w sutek.
- Dokładnie to miesiąc temu – wytknął, odkładając popielniczkę na miejsce, gdy starszy dogasił papierosa.
- Moje biedactwo – zakpił. Przeturlał ich tak, że leżał na młodszym. Ten automatycznie objął nogami jego biodra – Aż tak ci brakuje ostrego jebania?- poruszał sugestywnie biodrami – Wybacz, ale drugiej rundy nie będzie – powiedział surowo, wracając na miejsce.
- Misiu…- zaczął słodko młodszy, uśmiechając się figlarnie.
- Co tym razem chcesz?- przerwał młodszemu, znając dalszą cześć. Zawsze tak zaczynał zdanie, gdy coś chciał, a należało to do drogich rzeczy. Nie czuł się wykorzystywany, co to, to nie. Minęło dużo czasu nim chłopak przyjął od niego jakikolwiek prezent. Chłopak zachowywał się swobodniej po tym jak wyznał, że go kocha, a on go nie odrzucił. Po dziś dzień nie odpowiedział mu tym samym. Sam z własnego doświadczenia wie, że te uczucia kiedyś przemijają.
Starszy usiadł, opuszczając nogi na podłogę.
- Znajomi chcą, abym pojechał z nimi na koncert – usiadł kochankowi okrakiem na kolana, nie przejmując się wyciekającym żelem z odbytu.
- A ja mam ci ten wyjazd zasponsorować jak mniemam?- objął pośladki, wsuwając miedzy nie jeden palec, którym zaczął krążyć po dziurce.
- I nie tylko – powiedziawszy to, pochylił się, łącząc ich usta. Kochał to, w jaki sposób go całował. Podczas seksu gryzł, ssał mocno wargi, a od samych agresywnych pocałunków miał ochotę płakać. Jednak teraz… Roztapiał się w jego objęciach – Kocham cię – wysapał, gdy się od siebie oderwali.
- Wiem, skarbie – objęli się mocno, rozkoszując się swoją bliskością – Wiem – powtórzył, całując go w gołe ramie.
Najtrudniejsze dla niego były rozstania z młodym kochankiem. Te jego smutne spojrzenia, gdy całował go na pożegnania pod domem.
- Kiedy się zobaczymy?- przy każdym żegnaniu słyszał rozpacz, która sprawiała, że nie miał ochoty go zostawiać.
- Nie wiem – padała ta sama odpowiedź – Zadzwonię, skarbie.
- Jak zawsze, nie?- odwarknął w odpowiedzi.
- Jutro przeleje ci pieniądze na konto – poinformował kochanka, głaszcząc go po kolanie – Wyjedziesz, zabawisz się z przyjaciółmi, i na parę dni o mnie zapomnisz – powiedział żartując, chcąc poprawić mu humor.
- Czasem czuje się jak…
- Nie zaczynaj znowu – przerwał ostrym głosem, zabierając dłoń. Pochylił się do schowka po papierosy – Mam już, kurwa, dość, rozumiesz! W kółko powtarzasz, że czujesz się jak dziwka, bo dzwonie do ciebie, kiedy chce mi się jebać!- krzyknął zirytowany, odrzucając paczkę, gdy wyciągnął papierosa. Odpalił go drżącą ręką, zaciągając się mocno.
- Bo tak jest!- odkrzyknął, przełykając łzy.
- To mnie, kurwa. zostaw!- odwrócił się, by nie widzieć spływających łez po jego policzkach. Otworzył okno, gdy w aucie zrobiło się siwo od dymu.
- Jeśli tego chcesz – odparł cicho, powstrzymując szloch. Będąc z ukochanym był całkowicie innym chłopakiem niż przy swoich „braciach”. Przy nich jest pewnym siebie chłopakiem, mówiącym prawdę, nawet tą, która potrafiła ranić gorzej niż uderzenie. A przy starszym mężczyźnie… Zachowywał się jak ciota. Niemająca swojego zdania, uległa, i robiąca, co jej się każe. Nie wiedział czy powodem był wiek i jego twardy charakter czy strach przed utratą go.
- A ty?- odezwał się dopiero, gdy wyrzucił wypalonego papierosa za okno – Czego ty chcesz?
- Już ci mówiłem, czego chce – powiedział napiętym głosem.
- Tego nie zrobię i dobrze o tym wiesz – odparł rozczarowany odpowiedzią młodszego.
- Bo go kochasz.
- Tak myślisz?- usiadł bokiem, patrząc obojętnie na chłopaka. Ten skinął głową, bojąc się odezwać – Jakbym go kochał to siedziałbym z nim teraz w domu, i nie spotkał się z tobą. Spełniałbym jego kaprysy, a nie twoje. A przede wszystkim. Pieprzyłbym się z nim, a nie z tobą – skończył wymieniać z mocno bijącym sercem.
- Nawet nie wiesz jak mi z tym wszystkim ciężko – powiedział, uśmiechając się nieszczęśliwie.
- Wydaje ci się, że mnie jest lekko?- powiedział kąśliwie, kładąc dłoń na jego policzku. Delikatnie kciukiem przejechał po wargach – Jak tylko sobie wyobrażę, że któraś z tych przeklętych kobiet cię dotyka lub całuje – urwał, bo zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
- Wiesz, że jesteś tylko ty – zapewnił, wdrapując się na kolana ukochanemu. Syknął, a starszy parsknął rozbawiony, gdy ten uderzył kolanem o drążek do zmiany biegów. Nie oponował, bo w aucie, na szczęście, miał przyciemniane szyby. Dłonie wsunął pod skórzaną kurtkę, i cienką bluzę, by poczuć rozgrzane ciało młodszego. Oparł czoło o bark, wdychając słodki zapach perfum.
- Mam ochotę wybiec w domu w środku nocy, i upewnić się czy… Nie dzielisz z nikim innym łóżka – dokończył, mając cichą nadzieje, że ten go nie usłyszał.
- To prawie jak wyznanie miłosne!- powiedział radosnym głosem.

****
***
**
*


Tak, nie przewidziało Wam się.
Jest to prolog "Ukrytej miłości" drugiego tomu, tak na zachętę byście nie opuścili bloga :)

Nie wiem czy zauważyliście, ale pojawiła się nowa zakładka z nowym opowiadaniem. Nie bedzie ono tak długie jak te do tej pory, bo raptem pięć rozdziałów. Myślę, że zacznę je publikować jak tylko ukończę je pisać :) 

Pozdrowionka :*