czwartek, 27 listopada 2014

Nie wierzę!




Sorry za pójście na łatwiznę i wstawienie zdjęć, ale nie wychodzi mi za bardzo opisywanie. 
PS. Dla mojej wiernej i wytrwałej fanki, Basi:*



Z, Kenzō mieszkam od sześciu lat. Jak każde dziecko bałem się nowego miejsca. Tym bardziej, że dom nie należał do najmniejszych. Przez pierwszy miesiąc chodziłem wszędzie za, Kenzō. Tak, nawet do toalety. Po mimo tego, że miałem dziesięć lat kąpałem się również z nim. Oh, nie ma, co się nabijać! łazienka była tak duża, że bałem myć się sam.  Tak samo jak spać. Pierwsza noc była chyba najgorsza z najgorszych w tym domu.

            *** Wspomnienie***

Nasze sypialnie mieściły się na drugim piętrze. I były tam tylko nasze pokoje. Na początku o tym nie wiedziałem, bo drzwi było dużo. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wracając do tematu. Po kolacji i kąpieli, Kenzō utulał mnie do snu. Ucałował na dobranoc i, gdy miał wychodzić zawołałem go.
- Zostań pisnąłem spod kołdry.
Pokój był duży i ciemny. Wielkością jak mieszkanie, w, którym wcześniej mieszkałem.
- Skarbie – westchnął, kładąc się koło mnie. Zwinąłem się w kłębek u jego boku i próbowałem zasnąć- Spij słodko szepnął.

Obudziłem się w środku nocy, bo śnił mi się koszmar. Ale nie pamiętam dokładnie, co. Wiem, że było to straszne! Wybiegłem ze swojego dużego łóżka. Zaplątałem nogi w kołdrze i wyrżnąłem orła! Walnąłem tak mocno głową o podłogę, że zacząłem od razu płakać. Nie wiedziałem, gdzie biegnę. Byle jak najdalej od tego dużego domu. Zapłakany i zasmarkany zbiegłem na parter do holu. Próbowałem otworzyć drzwi, ale nie dało rady. Wystraszony zacząłem jeszcze bardziej i głośniej płakać. Pewnie jakbym mieszkał w bloku to obudziłbym połowę mieszkańców.
Ni stąd ni z owąd pojawił się rosły mężczyzna. W ciemności wyglądał jak King Kong.
- Pewnie wyszedł spod mojego łóżka!- krzyknąłem w myślach i zacząłem uciekać przed moim potworem.
- Paniczu – zawołał za mną, gdy wbiegłem do jadalni i schowałem się pod stół. Który nawiasem mówiąc był duży Wyjdź, paniczu poprosił.
Siedziałem cicho jak mysz pod miotłą.
Po chwili zapaliły się światła.
- Co tu się dzieję?- zapytał chłodno, Kenzō, wchodząc do pomieszczenia Nudzi ci się?- zwrócił się do swojego pracownika Że po nocach bawisz się z dzieckiem w chowanego?- ironizował. Przykucnął przede mną, krzywiąc się widząc moją twarz.
- Nie szefie – zaprzeczył od razu – Siedziałem w pokoju, gdy usłyszałem płacz, więc wyszedłem. Młody, panicz się chyba wystraszył, bo uciekł, gdy mnie zobaczył opowiedział, co się wydarzyło.
- Dziwisz się?- wyciągnął dłoń Jak jesteś na tyle bezmyślny, aby zrobić coś tak trywialnego jak zapalić światło, to ja się dziwię, że jeszcze nam i sobie krzywdy nie zrobiłeś wtuliłem się w Kenzō, wycierając smarki w jego tors. 
- Przepraszam szefie – odparł potulnie, wychodząc za nami z jadalni.
- Nie przepraszaj, tylko pomyśl następnym razem pouczył pracownika wspinając się po schodach.
- Postaram się obiecał znikając pod schodami.
- Bez wątpienia zakpił sobie pod nosem, przytulając mnie mocnej.
I od tamtej pry spałem z Kenzō do póki nie przestałem się bać!

              *** Koniec wspomnienia ***

Z czasem czułem się jak u siebie w domu. Przestałem się bać, uciekać przed, każdym pracownikiem, (czytaj gorylem). Zachowywałem się jak dziecko.
Rozrabiałem, rozwalałem drogie ozdoby w domu i zganiałem na sprzątaczkę lub kucharkę. Wiedziałem, że Kenzō mi nie wierzy, bo kobiety pracują do dziś.

Przez te sześć lat nauczyłem się karate i taekwondo. Nie osiągnąłem w nich mistrzostwa. Nie brałem też udziału w żadnych zawodach. Miałem nauczyć się jak obronić własną dupę. I gdy to osiągnąłem, Kenzō zapisywał mnie na inne zajęcia.    Sztuk walki z białą bronią i palną uczę się do dziś.  I nauczycielem jest Kenzō. Straszny tyran!
Na szesnaste urodziny dostałem swój pierwszy pistolet. Nie jakiś zwykły. Co to to nie. Desert Eagle.. Jest wyzłacana. I pewnie kosztowała tyle, co nowy samochód sportowy, który tak miedzy nami chciałem dostać na urodziny. Ale, cóż nie można mieć wszystkiego, co nie? Nie bójcie się. Nie noszę jej ze sobą. Zazwyczaj leży w szufladzie w szafce nocnej. Nie mam przy sobie, bo nie chcę się tłumaczyć znajomym, po co mi ona.
 Choć Kenzō upiera się abym zawsze miał ją przy sobie. Zawsze.
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Uchyliłem powieki i usiadłem na łóżku.
- Wejść krzyknąłem, poprawiając włosy.
Do pokoju wszedł, Avery. Jak ja faceta nie lubię i Boje się go.
Od kiedy mieszkam w tym domu, traktuje mnie jak jakiegoś biedaka i przybłędę. No, cóż Byłem nim. Każdy pracownik wykonał polecenie, Kenzō, że mają mnie traktować jak syna szefa. I on był wyjątkiem. Gardził mną i kpił sobie ze mnie. Wykonywał moje rozkazy tylko ze strachu o swoją dupę i posadę.
- Masz gości stanął w progu, chowając ręce w kieszeni, patrząc na mnie z góry.
- A kto przyszedł?- wstałem, nie patrząc na niego. Wygładziłem swoje ciuchy, by nie było widać, że mi się w nich lekko przysnęło.
- Jak zejdziesz na dół to się dowiesz – pokręciłem głową Nie jestem twoją sekretarką warknął.
- Masz racje. Nie jesteś włożyłem adidasy na stopy Brakuje ci kilka- dłonią zarysowałem piersi na klatce krągłości podszedłem do mężczyzny, stając krok przed nim – Popraw mnie, jeśli się mylę uśmiechnął się kpiąco Do twoich obowiązków należy wiedzieć, kto odwiedza ten dom, prawda?
- Ja wiem, co należy, a co nie należy do moich obowiązków odparł zimno.
Nie wiem skąd mam tyle odwagi, aby mu pyskować.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszyłem ramionami i go minąłem.
- To może przedstawisz mi swoich znajomych?- ironizował, idąc za mną.
- Jak najbardziej – grałem w jego grę Myślę, że nie mogą się już doczekać- parsknąłem rozbawiony na samą myśl.
- Nie jestem twoim kole….
- Hej, Kenzō!- zbiegłem do mojego opiekuna.
Niech się cieszy, że mu przerwałem, bo nie wiem jakby to się skończyło, gdyby Kenzō usłyszał jak się do mnie odzywa!
- Znów rozrabiasz, skarbie?- przystanął na schodach i czekał, aż do niego dojdę. Objął mnie ręką w pasie i schodziliśmy razem. A za nami wlókł się Avery.
- Jestem grzeczny – starsi parsknęli równocześnie No, co?- zapytałem oburzony To nie ja biegam z bronią na wierzchu!
Kenzō jak zawsze ubrany w eleganckie, drogie czarne spodnie. Czerwona koszula, odpięta na dwa pierwsze guziki. Na to miał założone szelki z kaburą na pistolet. Buty wypacykowane, że można się w nich przyjrzeć.  Idealnie uczesane włosy.
- Nie przesadzaj – odezwał się, Avery Przecież nie biegamy z nią w rękach i nie wymachujemy nią na ulicy.
- A to – popukałem kabur – Niby zabawka, tak?
- Zostawiłem marynarkę w gabinecie Kenzō zdzielił mnie po palcach Właśnie po nią idę, skarbie ucałował mnie w skroń.
- A, co powiem znajomym jak zobaczą pistolet, hmm?- Kenzō przystanął nagle. Ciągnąc mnie na siebie, a Avery wpadł na mnie.
- Mamy gości?- zapytał zły na Averyego I nic nie mówisz?- zacisnął dłoń w pięść na mojej koszulce, Na co czekasz?- Avery zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi Idź do gabinetu i przynieś mi marynarkę rozkazał.
Tylko było już ciut za późno.
- Dzień dobry przywitali się moi goście.
Nie odpowiedział i nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. Avery minął nas i poszedł do gabinetu.
- Siema!- zbiegłem do kolegów - Gdzie idziesz?- zapytałem, Kenzō uśmiechając się.
- Będę późno sięgnął po swoją część garderoby, gdy wrócił ochroniarz. Wyciągając rękę ukazał się cały pistolet. No ładnie! Jadę do Suzuki podszedł do mnie i ucałował w czoło Bądź grzeczny, skarbie.
- Jak zawsze – odparłem niewinnie – Pa!- krzyknąłem za nim To, w czym mogę wam pomóc?- przeszedłem od razu do celu odwiedzin, by zapomnieli o tym, co widzieli.

- O ja pierdolę!- powiedział oczarowanym wzrokiem, Agron, rozglądając się po holu Moja matka padłaby na zawał, widząc taką chatę!



 Pomieszczenie jest spore i jasne. Duże i liczne okna oświetlały Hol. Schody prowadziły do następnych schodów, których nie było widać. Pierwsze piętro zajmowali pracownicy. Kucharka, sprzątaczka, ogrodnik, lokaj i paru ochroniarzy. Pod schodami po lewej stronie były ukryte schody. O, których wiedzieli tylko mieszkańcy domu. Drugie piętro okupowałem z Kenzō. No i jeden pokój dla gości. Choć rzadko się zdarzało, aby ktoś w nim nocował. Pokój raczej jest, bo Jest.

Na lewo znajduje się jadalnia.


Również jasna i przestronna. Aranżowana w stylu Nie mam pojęcia, nawet zielonego. W pomieszczeniu są drzwi prowadzące do kuchni.

 Też nie wiem w jakim stylu. Nie w moim w każdym bądź razie. Znajduje się tu również kącik dla pracowników. By mieli się gdzie opierdalać, kurwa!
Ha ha…
I, jest to pomieszczenie, gdzie najmniej przebywam. A, znając, Kenzō nie był tam ani razu. Na bank!

Pomieszczenia różnią się nieco od salonu. Urządzony jest raczej nowocześniej.



- Tak, tak, jasne – przystopował go, Tony. Jak zawsze z resztą Nie po to przyszliśmy.
- To powiecie, na jaki tym razem pomysł wpadliście?- wskazałem im dłonią, by udali się do salonu – Randall!- zawołałem lokaja – Chcecie coś do picia?- zapytałem kolegów, którzy się rozgościli. Agron z Tony ‘m zajęli fotele, a Chris usiadł na sofie pod oknem.
- Wodę z cytryną, poproszę- powiedział Chris.
- Cole z lodem – to dla Agrona.
- Red Bull 'a – Uśmiechną się do mnie, Tony.
- Witam – do salonu wszedł lokaj, kłaniając się lekko gościom W czym pomóc, paniczu?
- Przynieś wodę z cytryną, cole z lodem i Red Bull 'a – wydałem polecenie. Aczkolwiek z prośbą w głosie. Chociaż znajomi nic nie poznali.
- To wszystko?- kiwnąłem głową.
- Albo powiedz Elenie, żeby zrobiła mrożoną herbatę dodałem szybko, widząc, że lokaj wychodzi.
- Dla panicza?- upewniał się, przystając i spojrzał na mnie.
- Yhym – przytaknąłem półgębkiem Więc?- wróciłem do celu wizyty.
- Noo…- zaczął niepewnie Agron.
- To teraz się zacznie!- klasnął Tony.
- Znasz tego gościa, który się ze mnie nabija?- kontynuował, nie zwracając uwagi na kolegę.
- Jak ma go znać skoro to ciebie wyśmiewa?- wtrącił swoje litery nie, kto inny jak Tony.
- Daj skończyć!- zirytował się Agron tym, że mu przerywa A jak nie to sam mu powiedz!
- Ja?- parsknął  - Mnie w to nie mieszaj! Chociaż nie Już jesteśmy w tym gównie po same uszy!
- To zamknij ryło!
- Sam się zamknij, burżuju!- warknął, Tony.
Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
- Jak dzieci – pomyślałem Dobra, dobra Przerwałem im kłótnie – Ty jesteś, debilem wskazałem na Agron a A ty, kretynem. Tak wiemy rozwaliłem się na drugiej sofie. Oboje popatrzyli na mnie z wyrzutem, że żadnego nie bronie. Miedzy czasie do salonu wszedł lokaj. Postawił tace z napojami na stolik. Wyłożył szklanki na środek szklanego blatu, nie wiedząc, kto zamówił, jaki napój Dziękuje, Randall odprawiłem go machnięciem ręki To może przejdziemy do meritum waszych odwiedzin?- wróciłem do ich celu wizyty.
- Założyłem się z nim o kilka tysięcy powiedział, Agron sięgając po cole. Tony parsknął, ale nie skomentował niczego.
- No dobrze – odparłem niepewnie – Gdzie haczyk?
- Nabijał się ze mnie, że jeżdżę samochodami zaczął opowiadać jak doszło do zakładu Oczywiście się z nim nie zgodziłem dopił napój i odłożył szklankę No, bo, kurwa! Moje kochanie kosztowało kilkaset tysięcy, a nie kilkadziesiąt!- skrzywił się lekko Pieprzony, pajac
- Gdzie haczyk?- powtórzyłem pytanie, przerywając mu monolog I o jakiej kwocie mówimy, hmm?- napiłem się swojej ulubionej mrożonej herbaty Nie bez powodu odwlekasz, prawda?
- Dziesięć tysięcy mruknął sobie pod nosem, ale na tyle głośno, że usłyszałem.
- Nie jest tak źle stwierdziłem, wzruszając ramionami. Delikatnie, rzecz jasna, aby nie wylać napoju. Dziwiło mnie jednak, że pozostała dwójka nic się nie odzywała – Po dwa i pół tysiąca.
- Po dziesięć poprawił, gdy źle zrozumiałem Jeśli w to wejdziesz dodał szybko, kuląc się.
Zagotowało się we mnie! I to makabrycznie! Z nerwów zacisnąłem dłoń na szklance. Na tyle mocno, że pękła mi w rękach. Na szczęście nie skaleczyłem się. Upuściłem resztki szkła na panele, które były mokre od herbaty.
- Haczyk?- wysyczałem wkurwiony – Gdzie jest ten pierdolony haczyk?
Agron siedział cicho z opuszczoną głową. W tym momencie przypominał zbitego psa. Ale mnie to nie ruszyło.
- Wyścig odezwał się, Chris -  A jeśliby być dokładnym to
- Lepiej nie kończ ostrzegł Tony Wchodzisz w to czy nie?- zapytał, uśmiechając się zadziornie.
- Mam w to wejść na ślepo?- wstałem i zacząłem krążyć po salonie – I za taką kasę?
- To tylko dziesięć tysięcy odezwał się kpiąco, Agron.
- Tylko?- powtórzyłem nie wierząc w to, co słyszę Czy ciebie popierdoliło?- Zatrzymałem się za sofą, na, której siedziałem. Oparłem się dłońmi na oparciu To tylko dziesięć tysięcy sparodiowałem przyjaciela Czy ty myślisz, że mam, kurwa złotą kartę, która wypłaca mi kasę, kiedy chcę?- zadałem mu idiotyczne pytanie Otóż oświecę cię zawiesiłem na chwile głos Nie mam do, chuja zimnego takiej kasy!
- Oj, nie dramatyzuj – odparł tak swobodnym głosem jakbyśmy gadali o dziesięciu dolarach Poprosisz, starego i po sprawie.
Tsa, jasne! Złoże dłonie do nieba, klęknę i pomodlę się, aby, Kenzō nie wypróbował na mnie mojej spluwy! Lepiej schowam ją gdzie indziej. Tak dla bezpieczeństwa.
- A wy. Wchodzicie w to?- zwróciłem się do pozostałej dwójki.
- Jasne – zgodził się Tony Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
 Zacząłem się śmiać. I to tak mocno, że przez chwile nie mogłem złapać tchu. Już nawet nie pamiętam, kiedy popłakałem się ze śmiechu. Tylko on mógł zajebać takim tekstem.
- A… Ty… Chris?- wysapałem, zmęczony moją głupawką.
- Mnie to obojętne wzruszył ramionami Przyda się trochę adrenaliny.
- A dokładnie?- zapytałem, gdy się już uspokoiłem.
- Na motorach – ujawił w końcu to, co chciałem usłyszeć.
Zamurowało mnie. Stałem i patrzyłem na nich jak na ufoludki, kurwa!
Ze złości w rozbawienie, a na koniec osłupienie!
Jak pieprzona baba w ciąży!
- Nie mam żadnego powiedziałem jeszcze zszokowany.
Teraz to oni zaczęli się ze mnie nabijać.
Zrobiło mi się głupio i wstyd za moje zachowanie. Przecież jakby wiedzieli, że mam motor to od razu powiedzieliby wszystko. A tak owijali w bawełnę.
- No coś ty!- pierwszy uspokoił się Tony Nigdy byśmy się nie domyśleli!- ironizował, jak to miał w zwyczaju.
Buc jeden!
- Nie – powiedziałem cicho – Nie… Nie… Nie! – z każdym słowem mówiłem coraz głośniej.
- Nie bądź, cipka!- zaczął mnie podpuszczać Tchórzysz?- uśmiechnął się kpiąco.
- Wyjdź!- powiedziałem zimno. Dużo mi brakowało do głosu Kenzō, ale swój efekt otrzymałem. Agron popatrzył na mnie jakby pierwszy raz w życiu mnie widział Nie każ mi się powtarzać ostrzegłem.
- No, co ty, DJ – udał rozbawienie moim zachowaniem.
Myślał, że sobie żartuje. 
Stałem wyprostowany z zimną maską na twarzy. Nie przypomniałem za, chuja rozbawionego człowieka. Zachowywałem się tak jak mnie szkolił, Kenzō.
W swojej postawie pokazywałem im, że jestem lepszy od nich. Że mam nad nimi władzę.
Schowałem swoje uczucia.
Teraz byłem wyszkolonym zabójcą.
Nikt nie będzie mnie wyzywał od tchórzy!
Nawet człowiek, który ma mnie za przyjaciela.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię?- chłopak skulił się, słysząc mój głos. Był bezwzględny Wskazać ci drogę?- dłonią wskazałem którędy ma się udać.
Spojrzał na przyjaciół chcąc zobaczyć ich reakcje. Co prawda nie wystraszyli się tak jak on, ale było widać nutkę strachu w oczach. Pierwszy raz mnie takiego widzieli i słyszeli. Nie okazywałem tej złej strony nikomu, po za pracownikami Kenzō. A raczej jego pieskami.
- I wy przeciwko mnie?- zapytał z wyrzutem. Nie odpowiedzieli mu. Wstał i nie żegnając się, ani nie oglądając za siebie wyszedł z domu. Głośne trzaśniecie drzwiami rozniosło się po domu.
Rozluźniłem się. Kilka razy mrugnąłem, odetchnąłem by wrócić do swojego „ja”. Podszedłem do kominka. Stojąc do kolegów tyłem oparłem się jedną ręką o ścianę.
Oni też musieli się rozluźnić, bo słyszałem jak wypuszczają głośniej powietrze.
- Przepraszam – odezwałem się po dłuższej ciszy Po prostu nie lubię jak się mną manipuluje – wytłumaczyłem im swoje zachowanie.
- Nie wiedziałem, że możesz być taki- zaczął Chris.
- Bezlitosny…- wszedł mu w zdanie Tony.
Zacisnąłem mocno powieki. Tak samo jak robiłem to jak byłem dzieckiem. Gdybym tylko mógł zasłoniłbym uszy i nucił sobie pod nosem, nie słysząc, co o mnie myślą.
- … Bezduszny…
- … Przerażający- wymieniali na przemianę.
- … Sadystyczny…
- Skończcie poprosiłem cicho.
Bolało każde słowo. Z kolejnym wymienionym, kolana się pode mną uginały.
- Przez chwilę wyglądałeś jak twój stary – doszedł do wniosku, Chris.
Wiedziałem to.
Dlatego bolało.
Bo zdałem sobie sprawę, że, Kenzō osiągnął swój cel.
Zrobił ze mnie swojego następcę.