sobota, 29 sierpnia 2015

Ukryta Miłość - 13


No i mamy następny rozdział.

Miku Nao 암 - I to właśnie jest najpiękniejsze... I, niezmiernie cieszę się, że podoba Ci się opowiadanie :)


Basiu, maluszku Ty mój - Bądź cierpliwsza... Wszystko w swoim czasie :)








Phil czuł się jakby ktoś zgadał się z czasem i go spowolnił. Sekundy ciągły mu się jak minuty, a one jak godziny. Co chwila spoglądał na zegarek, nie mogąc doczekać się, aż usłyszy dzwonek. Zniecierpliwiony uderzał końcówką długopisu w książkę. I, choć denerwowało to Richard’a to jednak nie odezwał się słowem. Trzepnął go dopiero, gdy do długopisu dołączyła noga. Tak mocno nią poruszał, aż przyjaciel nie wytrzymał i walnął go z łokcia w żebra. Phil jęknął z bólu, ale nie oddał mu. Miał zbyt dobry humor. Otóż. Jakieś półtorej godziny temu otrzymał sma’a. Siedział wtedy na matmie, więc bez żadnego strachu wyciągnął telefon z kieszeni. Odblokował go i na wyświetlaczu zobaczył, że ma wiadomość od niezapisanego numeru. 


Masz jakieś plany po szkole, Philipi’e?


Oczywiście od razu domyślił się, kim jest nadawca, ale…


No nie wiem… Matka nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi!


… lubił droczyć się z ludźmi. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Nie minęła nawet minuta, a komórka zawibrowała.


Zapewniam Cię, że nie grozi Ci nic złego z mojej strony.


Phil uśmiechnął się pod nosem. A, więc podniósł rękawicę, i podjął się gry.

A skąd pewność, że nie grozi Ci z mojej?


Wystukał i wysłał. Odłożył na chwilę telefon na ławkę, aby zapisać rozwiązanie równania funkcji liniowej.


Naprawdę, Philipi’e? A, co takiego mógłbyś mi zrobić, hmm?


Nastolatek prychnął pod nosem jak rozzłoszczony byk. No, dobra byczek. Co on sobie myśli? To, ze jest chudy nie znaczy, że jest słaby! Potrafił się obronić!
Nim odpisał otrzymał kolejną wiadomość.


Nawet nie wiesz jak poprawiłeś mi humor! Nie mogę przestać uśmiechać się, słońce!


Philowi, aż na chwilę przestało bić serce, a raczej miał takie wrażenie. Oddech też wstrzymał. On napisał do niego słońce!? Tylko skąd mu się to wzięło skoro nie lubi, gdy narzeczona mówi do niego zdrobniale!?


Cieszę się, że spełniam się w roli clown ‘a!


Licealista ucieszył się, że nie musi odpisywać na wcześniejszego sma’a. Nie wiedział, co mógłby zrobić ze starszym. I, tak nie miał za bardzo czasu nad wymyśleniem jakiejkolwiek odpowiedzi. Tak to jest jak się pisze na lekcji.


Proszę Cię, słońce. Żaden wymalowany farbą idiota nie jest w stanie mnie rozbawić. A oboje wiemy, że nim nie jesteś, prawda? Więc nie obrażaj siebie i mnie.


Mimo, iż fajnie pisało się z Alex'em to miał wrażenie jakby pisał z ojcem, a nie przyjacielem? Czy kimś więcej. W takich chwilach widział jak duża różnica wieku jest między nimi. I, choć pisał, tak czytelnie to widać było każde odpowiednio dobrane słowo. Nie pisał ich tak jak nastolatek. Spontanicznie.

  
Czyżby Pan Thompson bał się wymalowanych idiotów?


- Idziesz?- Phil podniósł wzrok na przyjaciela – No lekcja się już skończyła – wytłumaczył mu Richard jak dziecku choremu umysłowo.

- Idę, idę – Philip był tak pochłonięty wymienianiem smsów, ze nie usłyszał dzwonka. Świat się 
kończy!

Wziął z ławki swoje rzeczy w ręce, i poszedł za przyjacielem. Będąc w szkole nie nosił plecaka. Brał z szafki potrzebne zeszyty i książki, a zostawiał nie potrzebne. Idąc z przyjacielem do szafek nie wyciągnął telefonu, który zawibrował. Na miejscu odłożył matmę, a wziął biologię. To lekcję mieli osobno, ponieważ Richard wybrał informatykę.

- To do później – blondyn klepnął go w ramie, pomachał i poszedł.

- Taa..- odpowiedział, zamykając szafkę.

Dopiero teraz pozwolił sobie na odczytanie sma’a, idąc pod klasę.


Nie powiem, Philipi’e, że niczego się nie boje, bo każdy człowiek ma swoje lęki. Aczkolwiek moim nie jest clown. Jest nim coś gorszego.


Phil, aż przystanął. Chciał odpisać „ A, co?”. Powstrzymał się. Nabrał powietrza, i wystukał…


Pewnie boisz się wydziedziczenia, co?


Nastolatek nie zdał sobie sprawy, na razie, że właśnie poznaje Alex ’a.
Philip oparł się o ścianę plecami, patrząc na komórkę.



Wydziedziczenia?- tu nastolatek miał niemal przed oczyma prychnięcie Alex'a na jego sugestię – Philipi’e, mam 35 lat i sądzisz, że nie poradziłbym sobie bez rodziców i ich pieniędzy?



No, sorry! To Twoja wina, bo nie chcesz mi powiedzieć, czego się boisz!


Napisał i wysłał w momencie, gdy na horyzoncie pojawiła się kobieta, która uczyła ich biologii.

- Dzień dobry – przywitał się z resztą uczniów, wchodząc do sali. Nie różniła się wielkością od innych klas. Za to była urządzona nieco inaczej. Na środku pomieszczenia stały w szeregu zlewy. Obok nich ławki trzy osobowe, a po drugiej stronie jednoosobowe. Na każdym niebieskim blacie ławki stał jeden mikroskop. Biurko nauczycielki stało przed ławkami. W rogu klasy stał model szkieletu człowieka.

Philip zajął swoją pojedynczą ławkę na końcu. Z jednej strony cieszył się, ze siedzi sam, bo nie musiał kłócić się z partnerem z ławki, gdy mieli odmienne zdania, pracując w grupie. A zdarzało się to już nie raz. I wtedy wkraczała nauczycielka. Z drugiej jednak nie miał, kogo prosić o pomoc i musiał sam sobie radzić.


Bo i na to przyjdzie czas, Philipi’e. O, której kończysz szkołę?


O, i piękna zmiana tematu. Jak nastolatek togo nie lubił, chociaż sam tak robił, gdy nie chciał odpowiadać na kłopotliwe pytania.



Mam jeszcze angielski. A, co masz jakieś plany?



Pierwszy raz ucieszył się z posiadania telefonu. Do dzisiejszego dnia uważał, że jest mu nie potrzeby, bo rzadko z niego korzystał. Miał go, bo wymagał tego od niego ojciec. I, nie. Nie chodziło o to, że się martwił. Dzwonił do niego tylko wtedy, gdy czegoś chciał od syna.


Owszem związane z Tobą. Więc jeśli nie masz żadnych obowiązków poza nauką to zapraszam do siebie. Oczywiście masz pełne prawo odmówić.



A, o której kończysz pracę?


Już nie mógł się doczekać, aż zobaczy Alex ‘a.


Za godzinę.


Czyżby, Alex zrywał się z pracy dla niego?



Do zobaczyska!



I zdawało mu się, że czas stanął w miejscu. Udawanie, że słucha Jefferson ‘a nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Facet tak nudno prowadził lekcje, że oczy same mu się zamykały. A do tego ten nudny głos. Niczym lektor w beznadziejnych programach przyrodniczych.



OoO



Philip wszedł do wysokiego wieżowca. Zrobiło mu się przykro, gdy odźwierny popatrzył na niego jak na jakiegoś robaka. Fakt, nie wyglądał jak burżuj, ale mężczyzna nie był lepszy skoro pracował... Otwierając drzwi bogaczom. Wszedł do windy, a tam stał młody mężczyzna. Nie wiele starszy od niego.

- Dzień dobry!- Przywitał się grzecznie, wchodząc do windy. Miał już naciskać guziczek piętra, gdy usłyszał…

- Na które piętro?- mimo iż głos był obojętny to słychać było nutkę rozbawienia.

- Czterdzieste?- odpowiedział pytaniem, będąc w szoku, że tu pracuje ktoś od wyciskania guziczków.

Windziarz wcisnął wskazane piętro i odwrócił się traktując nastolatka jak powietrze.
Phil wysiada, gdy winda zatrzymała się. Bez pożegnania udał się do drzwi. Zapukał trzy razy i czekał, aż Alex otworzy. Po chwili drzwi otwartych się, a w nich pojawił się gospodarz mieszkania.

- Witaj Philipie -  przywitał się.

Alex'owi na początku ich znajomości zależało na tym by mówić do chłopaka zdrobniale lecz teraz rzadko tak się do niego zwracał. Uważał, że pełne imię lepiej brzmi i pasuje do nastolatka.

- Siema!- odpowiedział, wchodząc.

Alex jak tylko zamknął za licealistą, pochylił się i czułe ucałował go w czoło.

- Co pichcisz?- zapytał z lekkim rumieńcem. Nie przyzwyczaił się jeszcze do czułość ze strony starszego - Ale zajebiście pachnie - skopał buty w kąt.

- Spaghetti - odparł, idąc przed nastolatkiem do kuchni.

Phil zamiast usiąść przy wysepce kuchennej wskoczył na blat koło kuchenki.

- Jasne, siadaj gdzie chcesz – popatrzył kpiąco na chłopaka - W końcu krzesełka są tylko dla ozdoby - dodał sarkastycznie.

- Noo...- Phil uśmiechnął się, pokazując swoje białe proste ząbki.

- Chcesz soku?- Alex odłożył łyżkę, która mieszał mięso i podszedł do licealisty. Rozsunął mu uda, by stanąć między nimi.

 - A masz ananasowy?- Phil momentalnie poczuł jak palą go policzka, gdy dłonie Alexa zaczęły masować jego uda.

- Tak - pochylił się i pocałował nastolatka.

Ten natychmiast uchylił lekko usta, splatając języki w cudownym tańcu. Phil zarzucił starszemu rękę na szyję, a druga zacisnął na koszulce.

- Alex...-  wysapał w usta mężczyzny - daj złapać oddech.

Mężczyzna ugryzł delikatnie usto młodszego nim się odsunął.

- Uznam to za komplement - rzekł dumnie, podchodząc do lodówki. Z niej wyciągnął sok, a z  szafki szklankę. Postawił ją na blacie i nalał do niej napoju.

- Czy ja wiem...?- droczył się ze starszym, biorąc od niego pełne naczynie - Wiesz...- upił łyk i odstawił szklankę obok - nie mam za bardzo jak porównać...

- I nawet się nie waż...- przerwał nastolatkowi. Złapał go za włosy i wpił się w jego usta. Ten pocałunek nie był delikatny ani czuły. Alex chciał tym pocałunkiem przekazać, że usta, które teraz całuje należą tylko i wyłącznie do niego - Rozumiemy się?- warknął na chłopaka.

Jak tylko Alex pomyślał ze ktoś inny dobiera się do tak cudownych, słodkich i miękkich ust, chuj strzelał go na miejscu. Nikt nie ma prawa go całować. Oprócz niego oczywiście.

- Ta- tak...- wyjąkał wystraszony zachowaniem starszego.

No tego to się w życiu nie spodziewał! Czyż by Alex był zazdrosny? I to o niego? Mimo że się wystraszył to w sercu poczuł iskierkę radości, że komuś może się podobać i to na tyle, że nie życzy sobie, aby spotykał się z kimś innym.

- Idź do salonu i wybierz film, a ja przyniosę obiad - rządził wyciągając białe porcelanowe talerze.

- Okay...- Phil zeskoczył z blatu. Podszedł do Alexa, objął go w pasie stojąc z boku. Ten na niego spojrzał w oczekiwaniu. Pochylił się i cmoknął młodszego w usta, gdy ten zrobił usta w dziubek.

OoO



No, i pierwsze lody przełamane... Teraz tylko to na co czekaliście... Nie wiem jak wy, ale ja mam wrażenie, że zbliżenia miedzy Alex'em i Philem dzieją się za szybko... Co myślicie?



Ps.
Miku Nao 암 - chcę Ci życzyć wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym. I, że znajdziesz czas na "Crazy boys"!



niedziela, 23 sierpnia 2015

Ukryta Miłość - 12



Niebo było zachmurzone, a czarne chmury zasłaniały słońce nie pozwalając przedostać się najmniejszemu promieniowi, przez co na dworze zrobiło się chłodno. A drobny deszcz i zimny wiatr zmówiły się, zniechęcając ludzi do wyściubienia nosa z domu. 




Jednakże Phil’a nie było w stanie nic zatrzymać. Dlatego też założył czarną ortalionową kurtkę, nakrywając głowę kapturem. Siedział na ławce na przestanku pod daszkiem, chcąc schować się przed kroplami deszczu tak jak reszta ludzi. Ucieszył się w duchy, gdy zobaczył autobus. Poczekał, aż wszyscy wsiądą i dopiero wszedł za innymi. Udał się na koniec, by zająć jedyne wolne miejsce. Usiadł, odwracając głowę w stronę okna. Phil nie lubił przyglądać się ludziom. Nie ze względu, że zobaczy nieprzychylne spojrzenia czy obrzydzenie jego osobą. Bolało go serce, gdy widział jakiegoś biednego człowieka, brudne dziecko czy starszą kobietę, która ledwo się poruszała o własnych siłach. Z tego powodu wolał skupić swój wzrok na czymś, co było mu obojętne.
Idąc ulicą spuszczał głowę, patrząc pod nogi. Ściągnął kurtkę, gdy wszedł do niewielkiego parterowego budynku. Od progu można było usłyszeć szczekanie psów. I stawało się coraz głośniejszy, gdy wchodziło się coraz głębiej do wnętrza. Przemoczoną kurtkę powiesił na wieszaku dla pracowników, i wszedł do nie wielkiego holu, w którym siedziała młoda dziewczyna.

- Cześć Mac!- powitała go swoim piskliwym głosem.

Rzucił jej wrogie spojrzenie. Nie lubił, gdy mówili tak do niego. Mac – na początku był to skrót od nazwiska. Później jak dowiedzieli się, ze lubi fast - food'y. Nazwali go od kanapki w McDonaldzie.

- Siema – odpowiedział obojętnie, poprawiając włosy – Szef u siebie?

- Nie…- zatrzymała go – tata operuje psa.

Sean Cortney jest założycielem schroniska jak i weterynarzem w nim. Było to na rękę, gdy przywozili zwierzęta potrzebujące natychmiastowej pomocy. I, tak było tym razem.

- Ok – Phil wszedł przez następne drzwi. Na korytarzu skręcił w stronę sali, gdzie odbywały się operacje. Ze skrzyneczki, w której leżały maseczki, wyciągnął jedną i założył. Zapukał, i nie czekając na pozwolenie wkroczył do środka.

Na środku sali stał stół, na którym leżał uśpiony pies. Mężczyzna ubrany w zieloną koszulkę z krótkim rękawkiem. Na dłoniach miał białe rękawiczki brudne od krwi. Włosy schowane pod chustą ze wzorem cętek dalmatyńczyka. I, tak jak nastolatek miał na twarzy maseczkę.  Obok niego stały jeszcze dwie kobiety ubrane tak jak weterynarz.

- No, co tam, młody?- Cortney podniósł wzrok ze swojego pacjenta na nastolatka.

- Bez zmian – wzruszył ramionami, podchodząc do stołu – A temu biedakowi, co?- tylko siłą woli powstrzymał swoją dłoń od pogłaskania psa.

- Jakiś…- przerwał gryząc się by nie przekląć.

- Skurwiel…- dokończył Philip.

- Potrącił go. I zostawił na ulicy – zacisnął dłoń na nożyczkach jednak delikatnie przeciął nitkę – W dziesiątce są dwa szczeniaki do wykąpania.

- Nie ma sprawy – dał mu do zrozumienia, ze chętnie się tym zajmie – A kasę zostawię na biurku.

- Mówiłem już, że jesteś wspaniały?- uśmiechnął się promiennie do chłopaka. I, choć usta były zasłonięte to widział wszystko w oczach mężczyzny.

- A… Z dwa razy – wzruszył luźno ramionami.

- To przypomnij mi później, abym robił to częściej.

Philip poszedł do biura weterynarza. Zostawił tam podpisany czek i poszedł do pomieszczenia, w którym przebywały psy. Ukucnął przed klatką. Spały tam dwa szczeniaki. Jeden śnieżnobiały jak śnieg, a drygi czarny jak noc. Otworzył klatkę, i sięgnął po psa.

- No, co tam maluszku?- powiedział czule, głaskając go za uchem.

Drugi otworzył swoje malutkie oczka, i zaczął piszczeć, gdy zobaczył, że jest sam.

- No chodź, chodź – i wziął drugiego.

Po wykąpaniu psów, Phil włożył ich s powrotem do klatki. Nalałam każdemu psu wody i nasypał karmy. Zazwyczaj zajmowało mu to ponad godzinę, gdyż w schronisku przebywało dużo zwierząt. Zmęczony, ale i szczęśliwy mógł wrócić do domu.

OoO

Philip siedział po turecku na swoim „łóżku” opartymi plecami o ścianę. Przed nim leżały trzy książki. Nie mógł zdecydować się, którą książkę ma przeczytać. Nie chce stracić czasu na książkę, która go nawet troszku nie zaciekawi. Z podjęcia trudnej decyzji nastolatka wybawiło pukanie do drzwi.

- Otwarte!- krzyknął z ulgą.

Oczywiście wiedział, kim jest gość. Miał cichą nadzieje, ze Alex go odwiedzi, bo dziś jest dzień, gdy Elizabeth wraca później do domu.

- Można?- zapytał starszy, stojąc w progu.

- No jaha!- ucieszył się Phil, przesuwając, by zrobić miejsce mężczyźnie.





Alex wszedł do pokoju dumnym i pewnym krokiem. Ubranym niczym model z okładek o modzie. Z każdym krokiem po pokoju roznosił się stukot kroków. Siadając odpiął guzik od marynarki, ukazując białą opiętą koszulę.
Philipowi, aż zaschło w ustach na widok narzeczonego siostry. Owszem, nie był ślepy i widział urodę mężczyzny. Każdy widzi, jaki jest przystojny, i nie ma pewnie osoby, która, by się za nim nie obejrzała. Jednak po tym jak Alex go pocałował zaczął patrzeć na niego inaczej. Zaczął mu się podobać.

- Mam coś na twarzy?- zapytał, wycierając policzek.

- Nie – nastolatek sięgnął do jego dłoni i odsunął.

- No to, czemu tak na mnie patrzysz?- Alex uśmiechnął zaczepnie, widząc rumieńce na polikach licealisty.

- A co nie można?- Phil robił wszystko tylko by nie odpowiedzieć na pytanie.

Co miał powiedzieć… Podobasz mi się? Jesteś tak kurewsko przystojny, że aż mi stanął? Nie, raczej nie! Nie chce sobie robić większego wstydu. Już tyle razy zrobił z siebie pośmiewisko, że mu wystarczy na jakieś dziesięć lat.

- Nie, no można!- Alex podniósł dłonie w geście poddania – Co robisz?- Alex oparł się barkiem o nastolatka.

- Em…- podniósł książki – Nauczyciel kazał mi wybrać jedną z nich – dał czas Alexowi na przeczytanie tytułów, i odrzucił je jakby były zatrute.

- Proponuję tą – sięgnął po książkę i podał ją nastolatkowi.

- Makbet?- przeczytał, krzywiąc się lekko – Poważnie?- spojrzał na Alex ’a upewniając się czy ten sobie z niego nie żartuje.

- Yhym – mruknął w odpowiedzi, kładąc wygodnie głowę na poduszce – Jest o…- umilkł zdając sobie sprawę, że chciał streścić chłopakowi książkę.

- O?- Phil próbował wyciągnąć coś z Alex’ na temat książki. Oszczędziłoby mu to czytania i masę czasu. Nie, żeby była jakaś gruba.

- Jak przeczytasz to się dowiesz – nie poddał się widząc jak nastolatek robi te swoje duże, proszące oczy – Książki nie gryzą – zażartował, uderzając Phil’a lekko z barka.

- Oj, no nie wiem – oddał starszemu – Mojemu ojcu wyżarły mózg!

Nastolatek odrzucił książkę, gdy Alex go znów pchnął barkiem. Zaczęli się przepychać, szturchać, aż mężczyzna znalazł się na młodszym. Nad głową w mocnym uścisku trzymał dłonie licealisty. Oboje oddychali jakby przebiegli maraton. Ich twarze były tak, blisko, że stykali się tylko nosami. Alex patrzył prosto w oczy nastolatka, w których zobaczył zgodę. Mężczyzna niewiele myśląc złączył ich usta w pocałunek. Tym razem nie skończyło się to tylko cmoknięciem. Powoli, lecz zdecydowanie językiem rozdzielił usta nastolatka.

- Alex…- powiedział Phil, gdy Alex wycofał się z jego ust – eee…- twarz chłopaka była tak samo czerwona jak jego włosy – Ja…- zaczął znów, lecz i tym razem urwał. Wstydził się wyznać Alexowi prawdę.

- Przepraszam…- powiedział zdezorientowany, odsuwając się od nastolatka – Musiałem źle…- chciał wytłumaczyć swoje zachowanie.

- Janieumiemsięcałować – powiedział szybko, zakrywając oczy ręką.

- Możesz powtórzyć?- Alex zatrzymał się, nadal leżąc na chłopaku.

- Nie każ mi tego powtarzać – odparł niemal płaczliwym głosem.

- Phil…- Alex, odsunął jego rękę – powtórz, bo nie wiem, co robić – oparł się na łokciach po bokach głowy nastolatka.

- Nigdy się nie całowałem…- przyznał, odwracając głowę w bok.

- Ahh…- wydusił tylko tyle. Odetchnął z ulgą, owiewając czerwony policzek ciepłym oddechem. Przez chwilę się bał, że źle zrozumiał Phil’a – Rób to co ja – Alex poczekał, aż nastolatek odwrócił głowę, by złączyć ich usta w następnym pocałunku.

Phil rozchylił lekko usta, pozwalając Alex'owi by ten językiem pieścił policzki i podniebienie. Pocałunek może nie był perfekcyjny. Ślina właśnie ściekała mu z kącika ust, zderzyli się kilka razy zębami. Jednak dla Niego był to najlepszy i najgorętszy pocałunek, jaki mógł sobie wymarzyć. Alex nim się odsunął, possał dolną wargę Phila, wyciągając z jego gardła głośniejszy jęk. 

- Jesteś piękny – dłonią czule pogładził gorący policzek nastolatka.

- Spadaj!- pisnął zawstydzony, uderzając mężczyznę w ramie.

- Mówię poważnie, Philipie – odparł twardo – Nauczyć się przyjmować komplementy – kciukiem obrysował kontur ust.

- Dziękuje – powiedział pewniej, wiedząc, że Alex mówi całkowicie poważnie – I mógłbyś ze mnie zleźć? Nie jesteś wagi piórkowej…

- Sugerujesz, że jestem… Gruby?

- Ciężki – poprawił starszego, próbując go z siebie zrzucić. Kłamał oczywiście. Nie chciał, aby Alex wyczuł, że podniecił go ten pocałunek – A to różnica.

- Fakt – zgodził się z nastolatkiem, i zszedł z młodszego, kładąc się obok.
Philip wykorzystał okazje i położył głowę na klatce mężczyzny, wystawiając głowę do pieszczot. Uwielbiał jak Alex go głaskał, i przytulał. Czuł się przy nim bezpieczny. Starszy rozejrzał się po pokoju, dostrzegając swoją marynarkę. Wisiała dokładnie tam gdzie ją zostawił. Całkowicie o niej zapominał.


Alexander dopiero teraz miał okazję się rozejrzeć po pomieszczeniu. Pokój nastolatka był… oryginalny. W sumie tak jak chłopak. I w sumie to pierwszy raz widzi tak banalnie umeblowaną sypialnie. Jak cały dom krzyczał kasą tak tu było całkowicie inaczej. Jakby z bajki wchodziło się do rzeczywistości. I podobało mu się to, co widzi, bo w zupełności oddawał charakter nastolatka.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Ukryta Miłość - 11

Hej człowieki!

Nawet nie wiecie jaką sprawiliście mi przykrość. Pisaliście, nie mogąc doczekać się, aż coś wydarzy się miedzy Alex'em, a Philip'em. A, kiedy jednak coś miedzy nimi zaszło...( zostawię to bez komentarza, tak jak wy). I, to dosłownie...
Ostatnie komentarze pchnęły moją wenę i napisałam kilka rozdziałów do przodu.
Ale, ale...
Całkowicie odechciało mi się ich publikować.... Nie mówię, że ich nie wrzucę, bo wrzucę jak w każdy weekend. Wiedźcie jednak, że zrobiło mi się przykro, gdy po tygodniu weszłam na blogger'a, i zobaczyłam tylko jeden komentarz...
Dlatego też... Chcę dedykować ten rozdział  Safira Luna Blacke...!


Miłego czytanka!!!





- To gdzie jedziemy?- zapytał, Alex, gdy wsiedli do samochodu.

- Wiesz gdzie jest sierociniec Św. Gerarda?- odpowiedział pytaniem, patrząc na starszego, który zmarszczył brwi.

- Masz chłopaka z sierocińca?- spytał nieco kąśliwie, zapinając pas – Tak, wiem gdzie to – dopowiedział, gdy chłopak zamiast coś dogryźć po prostu odwrócił głowę.

Resztę drogi siedzieli w ciszy. Alex prowadził samochód nie przekraczając setki, pamiętając, że nastolatek nie lubi szybkiej jazdy. Za to Phil zaciskał pięści przeklinając w myślach swoją głupotę. Wiedział, że tak będzie. Mimo, iż Alex nie poznał chłopca to już się z niego nabija. Z tego gdzie mieszka. Jakby to była jego wina, że rodzicie go zostawili.
Zatrzymali się przed bramą sierocińca. Phil otworzył drzwi i nim wysiadł poczuł jak coś się na niego rzuciło. Jo. Chłopczyk nie przejął się nawet tym, iż wskoczył na reklamówki, które Phil trzymał na kolanach. Nastolatek też się nimi nie przejął i przytulił chłopca z całych sił.

- Cześć, łobuzie – powiedział czule do dziecka,odgarniając mu grzywkę i pocałował w czoło.

- Ale fula!- zasepleniło dziecko w odpowiedzi.

Tak, tak. Phil wiele czasu poświecił Jo, aby poprawnie wymawiał słowa, jednak z „r” chłopczyk miał kłopot.

- Byłoby miło, gdybyś się najpierw przywitał, Jo – postawił chłopca na ziemi, obok siatki, i sam wysiadł.
- Ale widziałeś tą fule?- zignorował uwagę nastolatka, patrząc podekscytowany na auto.

- Jo…- powiedział rozbawiony Phil – ja nią przyjechałem. Więc raczej ją widziałem, prawda?- zmierzwił mu czule włosy. W zamian otrzymał szczery uśmiech, który posłał mu malec.


- Ach, no tak!- dziecko uderzyło się w czoło.


- Jordan…- rzekł nieco poważniej licealista. Chłopczyk od razu skierował swój wzrok na niego – to jest…- wskazał dłonią na mężczyznę, by pięciolatek spojrzał na starszego.

- Alexander Thompson – wszedł w zdanie nastolatkowi, kucając przed chłopczykiem – A dla przyjaciół Alex – wystawił swoją dłoń.

- Dzień dobly!- odpowiedział tak jak nauczył go Phil – Joldan Shmit – odwzajemnił gest – A, moim psyjacielem jest Phi – Phi, i mówi do mnie Jo!

- Phi – Phi?- parsknął rozbawiony, spoglądając na chłopaka.

- Taa…- westchnął wesoło, wzruszając ramionami. Zmarszczył brwi, gdy usłyszał bieg i zobaczył biegnącego starszego mężczyznę – Jo…- wziął chłopca na ręce – znów uciekłeś ojcu Marcusowi?

- Tak!- zachichotał, oplatając ręce wokół szyi, a nogi w pasie nastolatka.

- Jordan…- wysapał ksiądz, podchodząc do nich – ja kiedyś przez ciebie wyzionę ducha!

- Niech będzie pochwalony – Phil postawił chłopca, i objął duchownego jak ojca. 
Ten poklepał go po męsku po plecach po czym ucałował w czoła, tak jak nastolatek wcześniej pięciolatka.

- Na wieki wieków – odpowiedział ksiądz, spoglądając na nieznajomego.


- Em… prze, ojcze…- Phil stanął przed przyszłym szwagrem – to jest…- podniósł wzrok na Alexa – mój przyjaciel, Alexander Thomson – nie zawahał się, widząc prawdziwy i troskliwy uśmiech na jego twarzy. 

- Oh, wspaniale!- krzyknął pogodnie duchowny – Markus Aaron Coleman – przedstawił się – I jak widać jestem księdzem.

- Miło mi poznać – mężczyźni uścisnęli dłonie po męsku.

- Mnie również. Przyjaciele Phil’a są również moimi przyjaciółmi!

Alex skrzywił się lekko słysząc tak ożywiony głos duchownego.  Dziecku się nie dziwił, bo powinno być radosne i beztroskie tak jak ten przed nim. Ale starszy mężczyzna? Można by rzec, że dziadek.

- Psejedźmy się!- klasnął pięciolatek, podskakując – Ploszę, ploszę!

- Jo…- Phil wziął ponownie dziecko na ręce – pan Thompson ma inne plany.

- Mam?- zapytał zdziwiony, Alex – Myślałem, że chcesz abym kogoś poznał – przypomniał nastolatkowi.

- No, i poznałeś – Phil po gilgotał chłopczyka, który zaczął się głośno śmiać.

- Ale… Ale…- oh, tego to się nie spodziewał. Myślał, że ma poznać chłopaka w wieku Phil’a – Toż to chłopiec!- Alex nie mógł uwierzyć, że tak szybko wysunął takie wnioski. Jednak z drugiej strony, znaczyło, że Phil nikogo nie ma.

- Poważnie?- parsknął rozbawiony nastolatek – Popatrz, a ja myślałem, że Jo to dziewczynka!- zaśmiał się promiennie.

- Ej… Ja jestem chłopcem!- dziecko złapało nos licealisty i ścisnęło mocno.

- Tak, wiem – przytaknął, odciągając małą dłoń Jordan ‘a jak najdalej od swojej twarzy.

- No…- duchowny zwrócił na siebie swoją uwagę, choć robił to niechętnie. To było jak mały cud. Znał licealistę od kilku lat, i rzadko widywał go uśmiechniętego i tak otwartego. Tylko, gdy spędzał czas z chłopcem był sobą. Jak tylko położył Jo spać, stawiał swój mur, i chował się za nim  – to zapraszam!

- Proszę księdza…- Alex objął barki nastolatka – właściwie to chcielibyśmy zabrać Jo na lody - powiedział sucho. Nie chciał się zdradzić jak bardzo mu zależy na spędzenie czasu z młodszymi.

- Poważnie?- Phil zrobił duże oczy. Nie spodziewał się, że zostaną zaproszeni gdziekolwiek. Zwłaszcza, że Alex był kąśliwy w aucie.

- Jeśli ty i ksiądz Marcus nie macie nic przeciwko - dopowiedział, widząc niepewny wzrok księdza.

- Supel!- ucieszył się maluch – Phi – Phi nie ma nic pseciwko!- pięciolatek odpowiedział za nastolatka, podskakując radośnie w jego objęciach. 

- Oczywiście, że możecie – duchowny zgodził się bez wahania – Tylko Jordana ma wrócić do osiemnastej - powiedział twardym głosem.

- Naturalnie – rzekł sucho, Alex. Wziął malca od licealisty, który chętnie skorzystał z okazji.

- Prze księdza…- Phil podniósł z chodnika siatki, i podał je najstarszemu – tu są czekolady…- potrzepał reklamówki, w których są łakocie – a tu są słodycze Jo.

- Bóg zapłać chłopcze – odebrał torby od Phil’a – Miłej zabawy, chłopcy!

- Dziwny człowiek – skomentował Alex, gdy zostali we trójkę – No mały! Wskakuj!- uchylił siedzenie, by malec mógł wsiąść. Z drugiej strony, Phil czekał, aż Jo zajmie miejsce, aby zapiąć mu pas.

- I masz być spokojny – ostrzegł malucha, siadając na miejscu pasażera.

- Będę cicho jak mysz pod miotłą!- obiecał, po czym udał, ze zamyka buzie na klucz i wyrzuca


- Jo…- Phil westchnął. Ten dzieciak go kiedyś naprawdę wykończy – powiedziałem spokojny, a nie cicho – wychylił się, by spojrzeć na chłopca.
- Dobze!- krzyknął radośnie. Mimo, iż nie sięgał główką do okna, to ciekawy wpatrzył się w mijane budynki, machając małymi stópkami. 


- No to panowie, jedziemy!- Alex, trzasnął drzwiami i odpalił silnik. Już nie pamiętał, kiedy miał tak dobry humor. Chciał skakać, śmiać i śpiewać. Choć to ostatnie nieco słabo mu wychodziło. 


OoO


Jordan biegł z lodem w ręce przed Philipem i Alex'em. Przystawał, co jakiś czas by polizać loda. Patrzył za siebie, a kiedy nastolatek kiwnął głową, że może biec dalej to ruszył przed siebie. Gdy zjadł loda pobiegł do piaskownicy. Mężczyzna i nastolatek usiedli nie daleko na ławce, obserwując zabawę malucha.

- Em… Panie Thompson…- Phil zaśmiał się pod nosem, gdy Alex zmarszczył brwi niezadowolony słysząc swoje nazwisko. Nie robił mu na złość tylko, by się odgryźć za dokuczanie mu w samochodzie.

- Tak?- spojrzał na rozbawionego nastolatka.

- Dlaczego żenisz się z moją siostrą?- zadał pytanie, które nurtowało go od czasu, gdy dowiedział się o ślubie siostry. 

- Hymm…?- mruknął, dając sobie czas na przemyślenie odpowiedzi. Usiadł wygodniej, kładąc łokcie na oparciu ławki, a twarz wystawił do słońca – Trudne pytanie, Philipi’e.

- Jak dla mnie łatwe – nie zgodził się ze starszym – Albo robisz to z miłości albo dla kasy – wzruszył ramionami.

- Zbyt to upraszczasz, Philipie - powiedział nieco urażony słowami młodszego.

Znał Philipa na tyle, że ten nie lubił owijać w bawełnę i mówił prosto z mostu co leży mu na sercu. Ale jego słowa tak troszku zabolały. Jakby mała igiełka wbiła mu się w serce.

- To powiesz, dlaczego to robisz?- Phil nie mógł pozwolić, aby mężczyzna go zbył. Musiał to wiedzieć. Skoro ojciec i siostra mu nie odpowiedzą to, kto? Alexander, oczywiście.

- Widzisz…- Alex, mimo iż nie chciał odpowiadać na to pytanie to nie mógł odmówić nastolatkowi. Skoro młodszy zaczynał powoli mu ufać i pozwalał się poznać. Co prawda małymi kroczkami to on musiał też dać coś od siebie. Bez tajemnic – ...my, jako dziedzice mamy niewiele do powiedzenia na ten temat. W naszych sferach śluby są aranżowane tuż po narodzinach…
- To okrutne – powiedział smutno, Phil, podciągając kolana do piersi.

- …lub w wieku nastoletnim spadkobiercy – kontynuował – Wtedy rodzice mają pewność, że do rodziny nie wstąpi nikt nie pożądany.

- Nie można nic z tym zrobić?- zapytał ciekawy, co mu odpowie starszy.

- Owszem, można – rzekł smętnie – Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie.

- Wydziedziczają – doszedł do wniosku po wypowiedzi, Alex ’a.

- W rzeczy samej - cała ta rozmowa zdołowała, Alex'a.

Zamilkli, patrząc na malca, który właśnie robił babki z piasku z jakąś małą dziewczynką, od której pewnie pożyczył wiadereczko.

Faktycznie, Alex nie miał innego wyjścia, jeżeli chciał zatrzymać pieniądze. Dlatego też Philip mu współczuł tak srogich rodziców. Zresztą jego nie byli lepsi skoro zgodzili się na tak absurdalny pomysł. W tej sytuacji cieszył się, że ojciec od lat grozi mu wydziedziczeniem jak tylko skończy dwadzieścia jeden lat.

- A, co jak któreś z was się zakocha?- opuścił kolana, siadając bokiem, by mieć lepszy widok na profil mężczyzny.

- Nie mam pojęcia, Phil – odpowiedział szczerze, odgarniając włosy za ucho młodszemu, by patrzyć na jego przystojną i młodziutką twarz, która była teraz czerwona – Jeszcze nigdy nie byłem zakochany.

- No, dobra – Phil, musiał zrobić wszystko, by Alexowi wrócił humor. Uderzył dłoniami o kolana, po czym wstał – Koniec tych sentymentów. Chodź!- złapał starszego za rękę, pomagając mu wstać. Klepnął go w ramię, i zrobił kilka kroków do tyłu – Kto ostatni na huśtawce ten stawia pizze!- po wykrzyczeniu zakładu, odwrócił się i uciekł.

Alex stał osłupiały, nie wiedząc, co zrobić. Pobiec za nastolatkiem niczym nastolatek?. Krzyknąć, że jest oszustem. Czy usiąść s powrotem na ławce. Bądź, co bądź i tak będzie musiał ją kupić, bo licealista właśnie usiadł na huśtawce obok Jo, który śmiał się bujając. Zdecydował się, że podejdzie do nich.

- Ja wyżej!- usłyszał krzyk Jo.

- Nie prawda – przekomarzał się z pięciolatkiem Phil – Bo ja – i wystawił maluchowi język.

- Alex…- Jo zwrócił swoją uwagę na starszego, stojącego opartego barkiem i biodrem o metalową ramę – ...kto huśta się wyżej?

- Oczywiście, że ty!- stanął po stronie chłopca.

Napawał się widokiem. Chciał jak najdłużej pamiętać ten obraz. I ich szczęśliwych i radosnych, zapominając o całym złu, jakie spotkało i spotyka ich w życiu. 





sobota, 8 sierpnia 2015

Ukryta Miłość - 10

Ehhh... No i proszę rozdzialik :)


Małżeństwo i ich córka stali w ciszy. Pan Macedon próbował uspokoić swój oddech i nerwy, chodząc od kominka do sofy. Pani Macedon usiadła na fotelu, splatając dłonie na kolanach, zaciskając usta w cienką linię. A ich córka patrzyła to na ojca, to na matkę, nie wiedząc, co się stanie. W końcu, gdy właściciel wydawnictwa ostatni raz głośno odetchnął, przystanął patrząc kpiąco na żonę.

- I po co ci to było?- odezwał się chłodno do projektantki wnętrz - Po siedemnastu latach będziesz idealna matką?- prychnął pod nosem.

- Miałam stać i patrzeć jak go bijesz?- odpowiedziała równie szyderczo.

- A czy tego nie robiłaś?-  uśmiechnął się chłodno - Przyznaj, że broniłaś go tylko ze względu na Alexandra.

- Być może - odparła zagadkowo, patrząc na córkę - A Ty? Jesteś z siebie dumna?

- Ale mamuś ja nic nie zrobiłam - próbowała się bronić.

- Nie?- zapytała udając zdziwienie - A kto naskoczył na brata przy narzeczonym? Ja?- zakpiła wskazując na siebie palcem.

- Sam sobie zawinił!- tupnęła nogą – Przez niego się pokłóciliście!

- Zamknij się dziewczyno!- matka wstała, i podeszła do córki – Pomyśl, co Alexander teraz o tobie pomyśli! Co o nas pomyśli!

- Zostaw ją!- wtrącił się pan domu, broniąc córki.

- Mam dosyć!- poddała się kobieta – Człowiek przyjeżdża raz na jakiś czas do domu i zastaje kompletny chaos – projektantka ruszyła w stronę schodów – Wcale się nie zdziwię jak za kilka dni zadzwonią państwo Thompsonowie i zerwą zaręczyny.

- Tatusiu?- pisnęła wystraszona – Czy to prawda?

- Oczywiście, że nie!- zapewnił córkę – I wiesz tak samo jak ja, że nie mogą tego zrobić!- zwrócił się do żony.


- Zobaczymy – odparła, nim zniknęła na piętrze.


OoO



Alex i Philip leżeli w ciszy, którą przerywało zaciąganie nosa młodszego. Mężczyzna ani na chwilę nie przestał głaskać teraz już spoconych włosów nastolatka.

- Alex...-  odezwał się długo po tym jak się uspokoił - tam na dole...

- Nie, Philipi’e - przerwał mu, domyślając się, o co chcę spytać - Nie chciałem, by ojciec cię uderzył - chłopak wtulił się bardziej słysząc ciepły głos starszego - Dlatego się wtrąciłem. Co prawda za późno, ale wierz mi lub nie. Nigdy nie byłem postawiony w takiej sytuacji.

- Myślałem, że bronisz Elizabeth - podniósł głowę i oparł brodę na piersi Alexa - Jestem taki głupi.

- Wcale nie...

- Owszem, jestem - wszedł mu w zdanie - Gdybym był mądrzejszy to nie odrzucałbym Cię...-  przerwał na chwilę by uspokoić swój drżący głos – i nie prowokowałbym ojca.

- Masz rację - przytaknął, patrząc w czerwone i spuchnięte oczy od płaczu -  Ale to nie czyni cię głupcem, Philipi’e.

- Alex…- nastolatek zobaczył szeroki uśmiech na twarzy starszego. Zresztą widział go za każdym razem, gdy wypowiadał jego imię – I z czego się śmiejesz?- licealista uderzył lekko mężczyznę w brzuch z otwartej dłoni.

- Ugh…- jęknął, napinając mięśnie, robiąc pół brzuszek, przez co ich twarze dzieliły centymetry – Powtórz – szepnął, owiewając twarz Phil’a.

- Alex…- uczynił, o co go poproszono, patrząc prosto w niebieskie oczy.

- Jeszcze raz – poprosił, przybliżając twarz do drugiej.

- Alex – westchnął tuż przy ustach mężczyzny, czując pod dłonią jak szybko bije jego serce.
Alexander objął dłonią twarz młodszego i przyciągnął go do siebie, złączając ich usta. Delikatnie i czule. Pocałunek był krótki, i zakończył szybciej niż pragnął mężczyzna. Jednak nie chciał wystraszyć młodszego jeszcze bardziej.
Phil zamknął oczy na to odczucie. Nawet, gdy Alex rozdzielił ich usta. Chciał zapamiętać to jak najdłużej. Całą przyjemność i rozkosz, którą poczuł.

- Przepraszam – odezwał się cicho Alex. Nie wiedział, czego spodziewać, przecież Philip mógł go strzelić w pysk lub zwyzywać.

- Wszystko w porządku – zapewnił, otwierając oczy.

Ich twarze nadal dzieliły centymetry, lecz Philip nie miał odwagi, by pocałować Alexa ’a. Westchnął ostatni raz i ułożył głowę tak jak wcześniej. Przymknął oczy, a spokojny rytm serca mężczyzny ukołysał go do snu.
Alex leżał z Philem w objęciach. Nie potrafił go zostawić nawet wtedy, gdy ten usnął i oddychał równomiernie. Wiedział, że nie może spać u nastolatka w pokoju. Po pierwsze miał narzeczoną… A po drugie jakby to wyglądało, gdyby ktoś ich zobaczył jak śpią w jednym łóżku lub wychodzą razem z pokoju?
Mimo tego, iż nie chciał i nie miał ochoty, delikatnie uniósł Phila i położył go, przykrywając kołdrą. Nim wyszedł delikatnie pocałował nastolatka w uchylone usta, i wyszedł zamykając za sobą drzwi.


OoO


Philip obudził się wyspany i wypoczęty jak nigdy. Mimo, iż policzek pulsował lekko bólem to nie był wstanie zepsuć mu doskonałego humoru. Wiedział, dzięki komu go zawdzięcza i miał w planach wynagrodzić to pewnej osobie. Rozbudził się dopiero, gdy letnia woda zmyła z niego sen. Po umyciu zębów i uczesaniu włosów, poszedł się ubrać. Były to zazwyczaj luźne ciuchy, które wisiały na nim jak na wieszaku. Nie wstydził się tego, że połowa, a raczej większość jego ubrań była znoszona, rozciągnięta i kolory były wyblakłe. Kupował je, pomagając innym. Włożył jasne jeansy, które miały za długie nogawki, przez co po nich deptał i były całe obszarpane. Kolana były tak wytarte, że wystarczyło lekko napiąć nogę, by pękły. Na zieloną koszulkę, zarzucił czarną bluzę z kapturem oraz czerwone tenisówki. Do portfela schował swoje kieszonkowe, a później wsunął go do kieszeni. Zbiegając ze schodów minął się ze sprzątaczka, która szła usprzątać jego pokój jak i łazienkę.

- Wiesz, że sam po sobie sprzątam?- zadawał zawsze te samo pytanie – Nie musisz po mnie poprawiać.

- Nonsens, paniczu. Jestem tu od sprzątania i za to mam płacone – mówiła sucho i odchodziła.



Każdego ranka w kuchni była już kucharka. Rosalinn wyciągała z piekarnika rogaliki jak tylko zobaczyła licealistę.

- Siema!- przywitał się. Pocałował kobietę w policzek i usiadł na swoim miejscu. Przed nim stał kubek kawy, sok ananasowy, i po chwili talerz rogalików.

- Witaj, paniczu – odpowiedziała – Smacznego – dodała kobieta, widząc jak Phil wypycha usta ciepłym francuskim rogalikiem.

- Fieki – odpowiedział z pełną buzią.

- Jedziesz dziś do Jo, paniczu?- spytała matczynym głosem.

- Ehe – pokiwał głową, przez co jego włosy zasłoniły mu pół twarzy.

- Oślepniesz kiedyś – podeszła do syna swojego pracodawcy po drodze ściągając ze swoich włosów gumkę. Zgarnęła wszystkie czerwone włosy chłopaka i upięła je w kucyka przy karku – I od razu lepiej, prawda?

- Nom…- odpowiedział posyłając kobiecie szczery uśmiech.

Oboje odwrócili głowę chcąc zobaczyć, kto wszedł do kuchni. Phil uśmiechnął się radośnie widząc Alex ’a. Co prawda jego wygląd był perfekcyjny, jednak koszulę miał tą samą. Jak tylko sobie przypomniał ile czułości okazał mu mężczyzna poczuł rozlewające się ciepło w sercu i ciele.

- Dzień dobry – powitał najpierw kobietę – Witaj, Philipi’e – Alex, zajął dokładnie to samo miejsce, co zawsze, częstując się rogalikiem z talerza nastolatka.

- Dzień dobry – odpowiedziała kucharka, nalewając kawę. Nie, już nie pytała jaką i gdzie podać.

Może na początku dziwił ją widok panicz Thompsona w kuchni. Dziś jednak wiedziała, że woli siedzieć w towarzystwie młodszego. Mimo, iż nastolatek wiele razy go odrzucał i nie chciał z nim rozmawiać to Alexander się nie poddał. I, co otrzymał w zamian? Najlepszego przyjaciela, jakiego można sobie wymarzyć.

- Oddawaj! To moje!- Phil wyrwał nadgryzionego rogalika z rąk Alex ‘a, wkładając go szybko do ust.

- Nie bądź łakomy – skarcił wesoło nastolatka – Patrz ile ich jeszcze masz – wskazał dłonią na pełny talerz.

- Jestem nastolatkiem!- próbował się wytłumaczyć, zawstydzony – Muszę dużo jeść!

- Jak dzieci – skomentowała kobieta zachowanie młodszych, stawiając filiżankę z kawą przed gościem. Oraz rogaliki.

- Dziękuje – uśmiechnął się miło do kobiety, po czym sięgnął po rogalika.

- Smacznego – kobieta i Phil odezwali się równocześnie.

Alex kiwnął głową w podzięce.  Nastolatek wstał chowając brudne naczynia do zmywarki i przygotował rzeczy, które miał zabrać do sierocińca. Krzątał się po kuchni zaglądając do każdej szafki.

- Nie ma czekolad?- oparł się biodrem o blat, patrząc na kobietę.

- Są w samochodzie – odpowiedziała.

- Okej – spojrzał na mężczyznę, nie wiedząc jak go poprosić, aby z nim pojechał – Alex?

- Słucham?- skierował swoje rozbawione spojrzenie, czekając na pytanie.

- No… Ten…- Phil podszedł do Alex ’a stając za jego plecami. Płożył brodę na jego barku.

- Tak?- Alex odstawił filiżankę, odsuwając ją od siebie, dając do zrozumienia kucharce, że może ją zabrać.

- No… Ten…

- To już mówiłeś – Alex próbował się nie roześmiać słysząc głos Phil’a – A, co dalej?

- Kopnąć cię!?- oburzył się żartami starszego.

- Nie sądzisz, że było by raczej trudno?- dalej żartował – Philipi’e – powiedział poważniej, gdy nastolatek westchnął zgaszony.

- Ja…- westchnął. Podejmując decyzje – chcę, abyś kogoś poznał – wykrztusił w końcu.

- Dziewczynę?- Alex chciał odwrócić głowę i spojrzeć na Philipa, ale nie mógł. Powód jest jeden. Ich usta dzieliłyby znów milimetry, a Alex'owi nie wystarczyłby krótki pocałunek. Dlatego też siedział jak na szpilkach, patrząc wprost na drzwi.

- Nie – zaprzeczył, odsuwając się od Alex ‘a – To akurat chłopak – mężczyzna szybko obrócił się na krześle w stronę licealisty.

- Jesteś gejem?- zapytał drżącym głosem.

Teraz zrozumiał, dlaczego Phil tak spokojnie odebrał ich pocałunek.

- Może – odpowiedział niejasno, wzruszając ramionami.

Tak naprawdę Philip nie znał odpowiedzi na to pytanie. Nigdy nie poznał nikogo na tyle blisko by coś do kogoś poczuć. No, dobra znał dość dobrze swojego przyjaciela, ale nie brał pod uwagę by mogli być razem. Również też mu się nie podobał. Na dziewczyny też nie zwracał szczególnej uwagi. Mimo, iż są uważane za płeć piękną to on widział w nich tylko… Dziewczyny. Jednak wczoraj się wszystko zmieniło. Zmienił to Alex. Miał ochotę go pocałować nawet tu i teraz. Przy kucharce, i wcale nie przejąłby się tym, co o tym myśli. Chciał być obejmowany przez Alex ‘a. Przez cały czas.

- To jak? Masz czas?- zapytał, oniemiałego mężczyznę.

-  Emm… A, to zależy.

- Od czego?- Philip podszedł do kucharki, która przyglądała i przysłuchiwała rozmowie. Nastolatek uśmiechnął się niewinnie. Jasne. Mógł powiedzieć mężczyźnie, że chłopak, którego ma poznać ma dopiero pięć lat? Ale, po co?

- Czy jest to dla ciebie ważne, abym go poznał – Alex, oczywiście chciał poznać chłopaka nastolatka, bo to znaczyło, że licealista się przed nim otwiera. A, jego trud nie poszedł na marne. Ale, dlaczego ściska go w żołądku na myśl, że Phil ma kogoś?

- I, on jest dla mnie ważny – dodał, biorąc siatki od kobiety.

- Dobrze – zgodził się, Alex.

- Wspaniale – ucieszył się nastolatek – To jedziemy twoim autem!- i wyszedł tylnym wejściem, by udać się do garażu po czekolady.

- Bardzo, nawet bym powiedział – zakpił, krzywiąc się lekko.
Alex westchnął przygaszony. Chciał widzieć nastolatka tak radosnego każdego dnia. Ale na samą myśl, że uszczęśliwia go inny chłopak jakoś popsuło mu to humor. I, sama myśl, że Philip zwraca się do niego na ty, nie poprawiła mu samopoczucia.

- Będzie dobrze – pocieszyła go kobieta, dając jeszcze jedną siatkę.

- Oczywiście – sarknął, nim podążył za nastolatkiem. 

czwartek, 6 sierpnia 2015

INFO...!

Heja!!

Wiem, wiem. Czekacie na kolejny rozdział, no w każdym bądź razie mam taką maluśką nadzieję... Jednak mam absolutną pustkę w głowie. A, do tego nie mam za dużo czasu. Jak już znajdę chwilę i włączam Word'a to siedzę i patrzę jak jakiś truś na ekran...

Postaram się wrzucić kolejny rozdział w weekend, jednak niczego nie obiecuję...


Pozdrowienia dla mojej Dongsaeng!

I, oczywiście reszty czytelników!