piątek, 26 lutego 2016

Mój świat - 16




I minął kolejny tydzień. Moi rodzice czekali na kolejne odwiedziny. Tylko tym razem to nie lekarz, a ja miałem wyrazić zgodę. Po za nimi, nikt inny nie miał w planach do mnie wpaść. Hmm…? Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie sprawili mi przykrości. Nawet ten mój, dziwak, kuzyn nie przyszedł. A, tak się niby cieszył. Widocznie nikomu na mnie zależało, a to bolało jeszcze bardziej. Na samą myśl, że jestem im nie potrzebny, i mają mnie głęboko w dupie, miałem ochotę się poddać. Bo niby, dla kogo mam się strać, skoro wszyscy mnie olali? Dla samego siebie? Dla lekarza? I, tak zostanę sam po opuszczeniu szpitala.
Szybko otarłem mokre policzki, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Gość wszedł bez pozwolenia.
- No, cześć – przywitał się chłopak, trzymając w dłoni siatkę – Mogę?- kiwnął w stronę krzesełka.
- Jak widzisz tłumów tutaj nie ma – odparłem sarkastycznym tonem.
- Nie zmieniłeś się nic, a nic – stwierdził, siadając. Na łóżko walnął reklamówkę, wyciągając z niej jakieś pudełko, i płatki?
- A ty od dziecka jesteś tak kulturalny?- splotłem ręce na klatce, patrząc chłodno na rudzielca – Wypadałoby się przedstawić, nie sądzisz?- dodałem, gdy zobaczyłem jego pytające spojrzenie. Moje usta ułożyły się w ironiczny uśmieszek.
- Aaa… Zapomniałem!- walnął się dłonią w czoło – Taschi Seiichi. Jestem twoim bratem.
- Całe szczęście, że pamiętasz, kim jesteś – oj, nie myślcie, że kpiłem sobie z niego lub go obrażałem. Ja najzwyczajniej sobie żartowałem – Co tam masz?- zapytałem ciekawy.
- A to…- sięgnął po pudełko – Tu masz telefon…- podał mi go.
- I do kogo niby mam dzwonić?- wcisnąłem mu go w dłonie – Do operatora sieci?
- A tu masz swoje ulubione płatki – położył je na szafce, i spojrzał na mnie nie pewnie, po czym spuścił wzrok na swoje dłonie.
- No pytaj!- nie wytrzymałem tej ciszy miedzy nami – Chyba nie przyszedłeś po to, by sobie, kurwa, pomilczeć, co?
Wzdrygnął się na mój ostry ton głosu.
- Wiesz, że nadal potrafisz być chujem?- bardziej stwierdził niż spytał, ale przemilczmy to – Ty… Okłamałeś Arumikuy?- zapytał tak cicho, że ledwo słyszałem.
- To dlatego, tamtego dnia, siedziałeś cicho?
Chłopak szybko uniósł na mnie zaskoczone spojrzenie. Nadal milcząc wstał z krzesła, i podszedł do okna, siadając na parapecie.
- Wiesz…- zaczął mówić po dłuższej chwili, machając nogami – kiedy tata powiedział, że wybudziłeś się ze śpiączki, tak się ucieszyłem – uśmiechnął się smutno, przyglądając się białym kafelkom na podłodze – Jednak cała moja radość ulotniła się, gdy na drugi dzień poinformował mnie o tym, że straciłeś pamięć.
- To raczej ja powinienem płakać z tego powodu a nie ty, prawda?- wolałem kpić niż siedzieć w tej tkliwej atmosferze.
Widok jego ponurej miny i płaczliwy wzrok łamał mi serce. 
- Nic nie rozumiesz – powiedział zirytowany moimi kpinami – Straciłem swojego najlepszego przyjaciela – wyjaśnił, idąc do drzwi, które się otworzyły, i wszedł lekarz.
- O, widzę, że masz gościa. Dzień dobry – przywitał się z uśmiechem na ustach. Jednak nie takim, jakim mnie obdarzał. Był raczej taki oszczędny.
- Mogłeś przyjść z wieńcem skoro mnie pochowałeś – powiedziałem chłodno – A teraz będę ci, kurwa, niezmiernie wdzięczny, jak zabierzesz stąd swoją ckliwość – jeżeli znał mnie dobrze, to wiedział jak pełen jadu był mój głos.
- W porządku – odpowiedział nim wyszedł.
- Nic nie mów – powstrzymałem lekarza przed jakimikolwiek komentarzami.
Odwróciłem się na bok, okrywając się kołdrą po same uszy.
Moje przypuszczenia potwierdziły się. Byłem złym człowiekiem przed wypadkiem. Zresztą teraz też nie byłem, kurwa, przyjacielski. I utrata pamięci musiała być moją pokutą za wszelkie grzechy, jakie popełniłem. I… Dopuszczę się. A muszę przyznać, że już, w chuj, nagrzeszyłem. Chociażby moim niewyparzonym językiem.
Taa… Księdzem raczej nie będę.
Sloan chyba lubi się do mnie przytulać. Nie żeby mi to przeszkadzało… Bo bym skłamał. Raczej miło i ciepło na sercu mi się robiło, gdy czułem drugie ciało za plecami. 

OooO

Kobieta, uważająca się za moją matkę, postanowiła mnie podręczyć. Odwiedziła mnie, ok, fajnie. Ale na, chuj przytargała ze sobą zdjęcia? I to z czasów, gdy byłem małym smrodem.
Weź, matka, nie rób wiochy!
Prawie na wszystkich byłem sam.
Na niektórych zdjęciach z moim tatą uśmiechałem się od ucha do ucha. Wtulałem się w niego jak w pluszaka. W lodowych oczkach widziałem iskierki radości. Kiedy się patrzyło na to zdjęcię, można było powiedzieć, że byłem szczęśliwym dzieckiem. Na fotce miałem pięć lat. Na innych, gdzie byłem starszy, widać było różnice. Nie uśmiechałem się, z oczu zniknęły radosne iskierki. Było widać smutek i samotność.
Musiałem być bardzo, a to bardzo złym człowiekiem, skoro już w wieku dwunastu, a może trzynastu lat byłem bez przyjaciół.
- Nie ma więcej zdjęć?- zapytałem, odkładając album na szafkę.
Nigdy go już nie otworzę. Nie chcę, więcej widzieć smutku na własnej młodziutkiej twarzyczce.
- Nie ma - odparła, łapiąc mnie za rękę - Gdy skończyłeś trzynaście lat nie chciałeś się fotografować.
- A masz jakieś moje rzeczy?- spojrzałem na rodzicielkę - Telefon, komputer, moje dokumenty czy coś innego. Cokolwiek!- musiałem dowiedzieć się, jaki byłem sprzed wypadku.
- Nie, nie mam - wplotła swoją dłoń w moje włosy - Wszystko miałeś w samochodzie.
- Powiedz jak to się stało?- wtrąciłem swoje pytanie.
W sumie prócz tego, co usłyszałem podczas kłótni, matki z lekarzem, nie wiedziałem nic o tamtym pechowym dniu.
- Jak to się stało, że wszystkie rzeczy miałeś w samochodzie?- zapytała zdziwiona, zabierając rękę z mojej głowy.
- Nie bądź głupia -  syknąłem - Chce wiedzieć coś na temat mojego wypadku!- sprostowałem.
- Synku…
- Nie mów tak do mnie!- wybuchłem - Masz mi powiedzieć, co wiesz na temat wypadku. Rozumiesz?- popatrzyłem zimno na kobietę.
- Kiedy ja nie wiem dużo - broniła się - W dniu twojego wypadku, nie było mnie w mieście wytłumaczyła - Zadzwonili do mnie dwa dni po tym zajściu. Dowiedziałam się, że prowadziłeś samochód pod wpływem alkoholu. Zjechałeś ze swojego pasa. Z naprzeciwka jechała ciężarówka. Nie wiem, co się stało, że twój samochód dachował i wypadł z drogi. Wiem, że miałeś niezapięte pasy, i uderzałeś mocno głową, co spowodowało, że musieli utrzymać cię w śpiączce farmakologicznej, ale nikt nie przewidział, że się obudzisz rok później - zakończyła. Wycierając mokrą twarz od łez.
- A co z kierowcą ciężarówki?
- Yukimura, to było rok temu nie mam pojęcia, co z drugim kierowcą - odpowiedziała sucho.
- Ale ja wiem - do pokoju wszedł mój lekarz.
- Nikt cię nie pytał o zdanie - powiedziałem chłodno.
- Yukimura, trochę szacunku dla starszych!- skarciła mnie - Przepraszam za niego- zwróciła się do lekarza -  nigdy się tak nie zachowywał.- prychnąłem rozbawiony. Taką ścieme to koleżanką w pracy - Synku
- Mówiłem, żebyś tak się do mnie nie zwracała!- przerwałem jej zimno, nie zważając na lekarza - Wyjdź! Zostaw mnie samego!- wykrzyczałem jej w oczy.
Nie wiem, co mną kierowało do takiego zachowania. Nie chciałem nikogo ranić, ale coś w środku mi mówiło, że nie mogę jej pozwolić na zbliżenie. Miałem tylko nadzieje, że dobrze robię.
W ciszy opuściła pomieszczenie. Utkwiłem wzrok na drzwiach.
- Nie możesz tak traktować rodziny - upominał mnie lekarz - Wszystkim jest ciężko. Nie tylko tobie - przypomniał. Stanął przy oknie, plecami do mnie.
- Nie pouczaj mnie…- mówiłem cicho, ale Mark mnie słyszał- nie wiesz jak się czuje.
- Słuchaj, Yuki. Masz racje, nie wiem, co czujesz, ale nie możesz odpychać bliskich osób - starszy patrzył przed siebie, ręce splótł na plecach.
- Bliskich?- odezwałem się szyderczo - Proszę cię. Straciłem pamięć- przypomniałem - a nie wzrok!- lekarz odwrócił się w moją stronę.
- Nie rozumie - zmieszał się, podchodząc do łóżka, siadając w nogach.
- Wszyscy udają- zacząłem wyjaśniać - to, kim są. Weźmy na przykład moją matkę. Niby kochająca mamusia, martwi się o swojego synka. Ale wiem, że to tylko pozory. W jej oczach nie widzę nic prócz chłodu. I może to śmieszne, ale czuję, że udaje.
- Och, Yuki. To nie jest śmieszne - westchnął starszy, uśmiechając się pocieszająco - Po mimo, że straciłeś pamięć, tam- popukał palcem na mojej klatce, w miejscu gdzie mam serce - uczucia się nie zmieniły.
- Więc skoro to nie jest śmieszne, dlaczego nie pozwalasz mi kierować się uczuciami?
- Bo widzisz. Jak wszystkich odepchniesz, bo tak czujesz, a pamięć ci nie wróci- zrobił przerwę, po czym szepnął - zostaniesz sam- patrzył mi prosto w oczy. Lekarz przyłożył dłoń do mojego serca, wyczuwając szalone bicie mojego zagubionego serca - a tego nie chcesz, prawda?- nie mogłem oderwać swoich oczu od jego. Zatonąłem w jego czekoladowych oczach. Czułem, że mogę spojrzeć w głąb jego duszy. Widziałem w nich troskę o mnie i coś jeszcze, ale nie wiedziałem, co.
- Ni-nie…- wyjąkałem, odwracając w końcu wzrok.
Zatonąłem we własnych myślach, kiedy Mark zostawił mnie samego.
Nie mógł mi się spodobać!
To nie możliwe!
Prawda?

OooO

niedziela, 21 lutego 2016

Mój świat - 15



Od ostatniego wtargnięcia nieznanych mi ludzi, lekarz spędzał u mnie większość czasu. Był, gdy zasypiałem, i budziłem się. Muszę przyznać, że czułem się…. Bezpiecznie. Nim odpłynąłem w świat snów, widząc go, nie śniłem o samotności, i tej ciemności. Jego uśmiech, odganiał cały mój strach. I teraz, gdy po tygodniu czekaliśmy na moją rodzinę, stał obok mnie. Niczym Anioł Stróż.
- Powiedz im, że… Zasnąłem?- ze wszystkich sił starałem się odwlec spotkanie.
- Nie kombinuj, Yuki – odparł, odgarniając mi grzywkę na bok tylko po to, by cmoknąć mnie w czoło – I tak od tego nie uciekniesz – zsunął dłoń, łapiąc mnie pod brodą. Uniósł mi głowę bym na niego spojrzał – Będę tu cały czas – zapewnił, uśmiechając się pocieszająco.
Skinąłem, czując się pewniej po jego obietnicy.
Odetchnąłem głośno, czekając na najgorsze, gdy lekarz poszedł otworzyć drzwi.
- Proszę – udzielił pozwolenia ludziom, którzy na to czekali.
Pierwsi do sali weszli ci, co ostatnio wparowali bez zgody lekarza. Kobieta, nawet nie zaszczyciła doktora spojrzeniem, a mężczyzna uścisnął z nim dłoń, i dołączył do kobiety, która usiadła na krześle. Stanął za jej plecami, a Sloan stanął koło łóżka.
I, co?
Siedzą, i gapią się na mnie jak na jakiś cud. No, wielkie mi rzeczy!
Ja się tylko wybudziłem ze śpiączki, a nie zmartwychwstałem!
- Yuki…- przerwał cisze, Mark – to twoi rodzice.
- Synku…- mimo, iż jej głos dziś był ciepły, to jej spojrzenie mogło ukruszyć górę lodową, która uderzyła w Tytanic’a.
Gdyby ta kobieta wtedy była na tym statku to może by nie zatoną!
Hmm…?
O, czym ja w ogóle, kurwa, myślę?!
- Eee…- odparłem elokwentnie, co w moim przypadku… Jest niemożliwe, bo ja się nie zacinam, do chuja zimnego!- no, spoko…- dodałem nieco speszony, czując dłoń kobiety na swojej.
- Powiedz lepiej jak się czujesz, syneczku – uśmiechnęła się. Tylko tak jakoś wymuszenie, bo jej spojrzenie nie zmieniło się nawet ciut-ciut. I, pewnie spierdoliłbym, gdzie pieprz rośnie, gdybym nie był przykuty do szpitalnego łóżka.  
- A jak ma się czuć, co?- odpowiedział za mnie mężczyzna, do którego przyjdzie mi mówić tato. Pierwsze, co rzucało się w oczy to właśnie kolor jego oczu. A jego spojrzenie… Było pełne poczucia winy.
Kobieta odwróciła się powoli. Zmierzyła go z dołu swoim wzrokiem, że poczułem gęsią skórkę. Odruchowo, wyrwałem z jej uścisku dłoń, i złapałem rękę lekarza. Sloan zaciskał usta w cienką linie, wyglądając na wkurwionego.
 - Gdyby interesowało mnie twoje zdanie to zapytałabym ciebie. A tak się składa, że mam je gdzieś, tak samo jak ciebie – odpowiedziała mu głosem pełnym nienawiści, nie przejmując się moją i lekarza obecnością.
- To chyba najmilsze słowa, jakie od ciebie usłyszałem od miesięcy – jego sarkazm bił mój na łopatki.
No nie ma, co. Pierwsze nasze spotkanie, a ci się kłócą. Czy to znaczy, że mam przejebane?
No wiecie. Ciągłe burty w domu?
Jeśli tak to ja zostaje tutaj.
- I ostatnie, jakie do ciebie wypowiedziałam, Ichiro – odparła, wracając wzrokiem do mojej osoby.
Jej wyraz twarzy mówił… Nie przejmuj się nim, on nic dla nas nie znaczy. Traktuj go jak powietrze.
Czy to nie dziwne, że bez problemu odczytywałem jej sygnały?
- Muszę przyznać, że to najmądrzejsze, co wyszło z twoich ust – odwarknął, posyłając mi i lekarzowi przepraszające spojrzenie.
No, muszę przyznać, że jesteśmy, w chuj, kochającą się rodziną. Tylko pozazdrościć.
- Zgodzą się państwo ze mną, że te spotkanie jest milsze od wcześniejszego?- zakpił z nich Sloan, zwracając na siebie ich uwagę  - Jeśli nalegaliście na wizytę z synem tylko po to, by pokazać mu jak bardzo przepadacie za swoim towarzystwem, to uważam, że będzie lepiej jeśli opuścicie salę, i dacie możliwość tym którym naprawdę  na tym zależy.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!- krzyknęła, zrywając się z krzesła – Kim jesteś, by mi rozkazywać?- wymierzyła w niego palec.
- Jego lekarzem – odpowiedział tak spokojnie, że spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczyma – Moja propozycja jest taka. Albo odkładacie swoje prywatne sprawy na później, najlepiej jak wyjdziecie z sali, i pozwolimy, aby pozostali spotkali się z chłopcem…- że, co, proszę? Uderzyłem go z łokcia w brzuch. Ten tylko zaśmiał się w odpowiedzi! Ehh… Mówiłem, że jest moim bodyguard’em? Odpędza nie tylko moje najgorsze koszmary, ale i nie pozwala na to bym był smutny! Oh, czy on nie jest wspaniały?- Albo tym razem to nie ja, a Yuki zadecyduje, kiedy się z wami zobaczy – dokończył.
Czy on mówi poważnie?
Teraz mi daje możliwość?
Pff…
A ja go dopiero zachwalałem!
Cofam wszystko, co o nim powiedziałem!
Zmrużyłem oczy, patrząc groźnie na lekarza. Moja mina mówiła „ policzymy się później! ”
- Emm…- O, tak. Zawsze marzyłem, by zrobić z siebie głupka!- I, tak od tego nie ucieknę, nie?- powtórzyłem wcześniejsze słowa Sloana, posyłając mu swój najlepszy ironiczny uśmieszek.
- Zgadzam się – poparł mnie Sloan – Więc?- dopytał moich rodziców, jaką podjęli decyzję.
- Zostajemy, oczywiście – odpowiedziała kobieta, siadając.
- Jesteś moją matką, a ty…- popatrzyłem na mężczyznę – moim ojcem, tak?
No, wiem, wiem. Głupie pytanie. Ale, co zrobić? Jakoś musiałem przerwać tą, niezręczną, ciszę.
- Tak – odpowiedzieli równocześnie – Mógłby nas pan zostawić samych?- zapytała chłodno.
Aż wstrzymałem oddech. Ja sam na sam z nimi!? Nigdy w życiu!
- Mark zostaje – powiedziałem mocnym głosem. Na dowód słów zacisnąłem dłoń na jego ręce – Jeśli on wyjdzie, wy też – dodałem, gdy ta chciała coś powiedzieć.
I znów ta, jebana, cisza. Oni chyba myślą, że umiem czytać w myślach, i z nich się wszystkiego dowiem.
- To…- ułożyłem się wygodnie na łóżku, skupiając wzrok to na matce to na ojcu – w domu też się tak kłócicie?- walnąłem pierwsze, co przyszło mi do, pustej, głowy.
- Nie mieszkamy razem – odparła sucho, splatając dłonie, kładąc je na kolanie – Ja i twój tata – w ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem – Jesteśmy po rozwodzie.
- Aha – no to, chociaż wyjaśnia tą jej nienawiść do byłego męża – To, z którym z was mieszkam?
- Ze mną  - powiedziała szybko, nie dając szansy ojcu.
- Jest parę osób, które pragną zobaczyć się z tobą – zmienił temat, nie chcąc opowiadać o swoim życiu przy lekarzu.
- Nie jestem pewny – westchnąłem, wciąż będąc wystraszony niczym pisklę przed swoim pierwszym lotem - Nie pamiętam nic, ani nikogo.
- Doktorze, czy mogą wejść?- spytał Ichiro - Jeśli Yukimura się zgodzi, oczywiście- dodał.
- Yuki?- spytał doktor, patrząc na mnie.
- Niech będzie- odpowiedziałem cicho. Może jak zobaczę kogoś znajomego to sobie coś przypomnę?- ale nie zostawiaj mnie, dobra?- spojrzałem błagalnym wzrokiem na lekarza.
Podszedł do drzwi, uchylił je lekko zapraszając gości do środka.
Do sali wszedł rudowłosy. Był podobny do mojego ojca. Za nim wbiegła mała dziewczynka, wskakując do mnie na kolana. Jęknąłem z bólu.
-  Boli?- odezwała się cichutko, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie - odparłem, chowając kosmyk czarnych włosów za ucho - No dobra, troszkę boli - szepnąłem by nikt nie słyszał.
- A tata mówi, że mnie nie pamiętasz – powiedział swoim dziecięcym głosem. Ciut smutnym. W kącikach jej oczu, zobaczyłem łezki, na co moje serce… Zaczęło bić mocnej.
- Oh, twój tata…- a może powinienem powiedzieć nasz? Zabrałem dłoń z ręki lekarza, i pogłaskałem ją po policzku – tylko żartował – skłamałem, by nie widzieć smutku w jej oczach.
- Czyli… Pamiętasz, że jesteś moim braciszkiem?- wydęła usteczka, czekając na odpowiedź.
- Oczywiście – brnąłem dalej w kłamstwie.
Odwróciłem szybko wzrok w stronę ojca, by ją zabrał, gdy ta uśmiechnęła się szczęśliwa. Jestem naprawdę złym człowiekiem. Kłamać dziecku? I to prosto w oczy, które miała takie jak ojciec?
- Yuki – odezwał się lekarz, zwracając na siebie moją uwagę, domyślając się, że zaczęły wpierdalać mnie wyrzuty sumienia.
- Chodź do mnie - ojciec wziął mała na ręce. Spojrzałem na niego z wdzięcznością.
- Co się stało?- pisnęła cicho, wtulając się w mężczyznę.
- Nic, skarbie – odpowiedział, całując ja czule w skroń.
- Cześć, słońce – przywitał się ze mną  jakiś… Dziwak. Jego czerwone włosy, wyglądały jakby walnął go piorun lub popieściło dwieście czterdzieści. Ilość kolczyków i podkreślony oczy, wywołały u mnie obrzydzenie do jego osoby. A jakiś nadludzi dar, czy coś podobnego, wyczuwał, że jest on gejem. Czy to możliwe, iż jest moim… Paa… Parr… Partnerem?
Wystraszony spojrzałem na matkę, która siedziała zadowolona moją reakcją.
- To twój kuzyn, syneczku – poinformowała mnie, rozwiewając moje wątpliwości.
- Teraz to twój syneczek, cioteczko?- zakpił, parskając pod nosem – Jak rozumiem. Ukrywacie przed nim całą prawdę, wujku?
- To sprawy rodzinne, pedale!- syknęła na niego.
Oh, czyli miałem racje. Jest gejem!
- Dziękuje, ciociu, za przypomnienie, że do niej nie należę – ironizował, a jego brew ozdobiona w kolczyk, uniosła się do góry.
Muszę przyznać, że ona jest chyba skłócona z każdym członkiem rodziny. Najpierw ojciec. Teraz ten… Dziwoląg. A i ze wzgardą patrzyła na córkę ojca, i rudzielca. Tego ostatniego zabijała wręcz wzrokiem.
- Wydaje mi się, że na dziś koniec – zadecydował lekarz, idąc do drzwi, które otworzył – Proszę następnym razem, o ile będzie, zastanowić się nad swoim zachowaniem. Macie tu być, aby wspierać chłopaka, a nie dodawać mu trosk. Pomóc mu z utratą pamięci, a nie robić większy mętlik w głowie. Pozwolić, aby wam zaufał, a nie zrażać do siebie – wcale się nie dziwię, że mówił to swoim ostrym głosem. Był wkurwiony, że wizyta nie poszła po jego myśli. Jasne, chciał dobrze. Ale wyszło jak wyszło. Pewnie będzie się teraz obwiniał, że mnie nie posłuchał.
Totalna porażka. Całe to spotkanie rodzinne okazało się totalnym niewypałem. Nie wiem czy kiedykolwiek będę chciał jeszcze spotkać tych ludzi.
- Pa!- pomachała mi dziewczynka, gdy ojciec, jako pierwszy ruszył do wyjścia. Za nim bez słowa podążył rudy.
- Do zobaczenia, synku – pożegnała się, i wyszła z sali.
- Wredna suka z niej – stwierdził mój kuzyn, podchodząc do mnie – Jest świetną manipulatorką, więc uważaj, słońce – pochylił się, by pocałować mnie w głowę – Jest masa osób, które przesyłają ci pozdrowienia – uśmiechnął się ciepło – I, czekają, aby uczcić twój powrót do życia – sięgnął do kieszeni, i wyciągnął z niej karteczkę – Jakby, co to dzwoń, ok?- owa karteczka okazała się wizytówką. W odpowiedzi skinąłem głową – No to spadam, bo twój lekarz zaraz wyjebie mnie na zbity psyk. A bądź, co bądź. Moja twarz to wizytówka – zażartował – Trzymaj się, słońce – rzucił, i nim wyszedł pożegnał się ze Sloanem. Jako jedyny – Do widzenia, doktorze!
- Jaka popierdolona rodzina!- skomentowałem na głos, nie zważając na język. Lekarz, zamknął drzwi, patrząc na mnie karcąco – I wiem skąd mam ten wybuchowy charakter!
- Tak. Wdałeś się w matkę – podszedł do łóżka, kładąc się  obok – Ale wygląd odziedziczyłeś po ojcu.
Położyłem głowę na marka piersi, obejmując go w pasie. Czy lekarz powinien tak się spoufalać ze swoim pacjentem?
Eh… No zresztą, nieważne.
- Mark…- odezwałem się cicho – czy wróci mi kiedyś pamięć?
Usłyszałem jak przyśpiesza mu bicie serca. I to tak bardzo, że o mało mu nie wyskoczyło.
- Hmm…?- mruknął, dając sobie chwile na przemyślenie, przeczesując, delikatnie, palcami moje włosy – Chciałbym zapewnić cię, Yuki, że tak. Nawet z całego serca. Ale…- westchnął głośno, unosząc przy tym mocno klatkę – nie wiem, Yuki – dokończył szczerym głosem – Prześpij się. To był ciężki dzień.

OooO

- Jak się dziś czujesz?- do sali wszedł doktor. Nie wiem czy mi się wydawało, ale jego głos różnił się od tego z dnia wybudzenia. Brzmiał raczej na zmartwiony, a jego przybity wyraz twarzy z dnia na dzień, sprawiał, że miałem ochotę zasnąć snem wiecznym, a nie rocznym.
- Jeśli chcesz się dowiedzieć czy coś mi się przypomniało, to nie. Nie wróciła mi pamięć powiedziałem kąśliwie, mając dosyć w kółko tego samego pytania Wystarczy, że moja matka od tygodnia zadaje mi te samo pytanie.
- Pytam jak się czujesz, a nie czy wróciła ci pamięć odgryzł, uśmiechając się drwiąco. Stanął przed łóżkiem. I jak każdego dnia, sprawdził wyniki badań.
Pielęgniarki zapisują wszystko w tym jego kajeciku. Nawet to, ile moczu oddałem.
Porażka.
- Jak nowo narodzony!- zakpiłem.
I nie kłamałem.
Dzieci, przecież rodzą się z czystą kartą, nie?
Przez to, że w śpiączce byłem rok, moje mięśnie gdzieś sobie zanikły, więc nowo muszę nauczyć się chodzić. Nawet z jedzeniem musiałem uważać.  Wszystkie owsianki smakowały, o niebo lepiej, gdy dodawano do nich owoce, i czekolady, jak obiecał. W następnym tygodniu mam zacząć spożywać cięższe żarło. Normalnie jak dziecko. Tylko w przyśpieszonym trybie.
- Cieszy mnie to bardzo – odpowiedział ciepło, mimo mojego kpiącego tonu. Odwiesił kartę, spoglądając na mnie Nie widzę nic niepokojącego, dlatego cieszy mnie, że tak szybko wracasz do zdrowia. Myślę, że jutro odłączę wszystkie urządzenia monitorujące. Jestem zadowolony z wyników, więc nie ma potrzeby, byś był pod nie podpięty posłał mi uśmiech, pokazując swoje białe zęby. Bez ceregieli odsunął mi nogi, i usiadł na łóżku.
Ja ułożyłem usta w parodii uśmiechu. No wiecie, taki przedrzeźniający.
- Podskoczyłbym z radości, gdybym nie był przykuty do łóżka!- drwiłem dalej z lekarza.
Muszę powiedzieć, że dziwny z niego człowiek. Powiedźcie, który dorosły pozwalałby na takie traktowanie?
Właśnie, żaden.
A on?
Siedzi i suszy zęby!
Tak swoją drogą ładniusi ma ten uśmiech. Taki zaraźliwy. Poważnie.
- Jesteś najszczerszym pacjentem, jakiego miałem powiedział wesołym głosem, widząc moje rozbawienie.
Co z nim nie tak?
- I dobrze się z tym czuje - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się mimo woli.
Ten człowiek ma na mnie zły wpływ.
Oj, bardzo!
- No dobra. Dosyć tych czułości. Za tydzień, dwa zaczniesz rehabilitacje tym razem jego głos brzmiał jak na lekarza przystało, a nie jakiegoś pajaca, który uciekł z cyrku.
 - Już nie mogę się doczekać - powiedziałem sarkastycznie.
- Och, Yuki. Mam nadzieje, że nigdy się nie zmienisz - uśmiechnął się promiennie, co spowodowało u mnie palpitacje serca.
Boże! Ten jego uśmiech jest zabójczy.
 Dobrze, że gdy się uśmiecha to leże, bo pewnie moje kolana poczułyby jak twarda jest podłoga. Spojrzał na monitor, kontrolujący bicie mego serca. No to po mnie, kurwa.
- Jesteś jedyny w swoim rodzaju - usłyszałem, gdy wróciłem na ziemie z mojej tęczowej krainy.
Aż odetchnąłem, gdy tego nie skomentował. Odchyliłem głowę, i popatrzyłem na niego spod przymrużonych powiek.
- Jasne…- prychnąłem, o mało się nie opluwając - ciekawe ilu pacjentom wciskasz takie mądrości?
- Tylko tobie - szepnął, zostawiając mnie samego w pokoju.
W totalnym szoku! On ze mną flirtował?! Ha! Ze mną!!! 
Ten dzień nie mógł skończyć się lepiej!
Chyba nie tylko straciłem pamięć. Sądzę również, że przestawiły mi się szare komórki, skoro lecę na lekarza!

OooO