poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Ukryta Miłość II - 7




- Proszę!- męski gruby głos, przerwał ciszę po tym jak pukanie ustało. Do książki włożył długopis i zamknął odkładając na biurko. Do gabinetu weszła średniego wieku kobieta.
- Ma pan gościa, panie Macedon.- poinformowała swojego szefa. Mężczyzna zmarszczył swoje brwi, przez co wyglądał na złego. Do złości było mu daleko bo od kilku miesięcy nie czuł nic.- Strasznie nalegał i powiedział, że nie odejdzie, póki z panem nie porozmawia. Powiedział, że to ważne.- podkreśliła ostatnie zdanie.  
Philip westchnął i ściągnął okulary, pocierając wnętrza kącików oczu. Jego życie przez ostatnie pół roku dało mu się we znaki i czuł jakby postarzał się o dziesięć lat. Ułożenie go na nowo wypaliło z niego wszelkie pokłady energii. Tabletki, które zażywał każdego dnia sprawiały, że osłabiały go jeszcze bardziej niż wzmacniały.
- Niech wejdzie.- poddał się, wkładając na nos okulary. Musiał zapomnieć o soczewkach po tym jak nabawił się zapalenia spojówek. Za każdym razem choroba oczu nawracała jak tylko je założył.
Do gabinetu wszedł niski, pulchny mężczyzna, który od progu wyciągnął dłoń aby się przywitać. Philip wstał i uścisnął ją nad biurkiem. Przyjrzał się mężczyźnie uważnie bo miał wrażenie, że już gdzieś widział.  
- Nie wie pan jak długo pana szukałem, panie Macedon.- oznajmił poważnym głosem i zajął miejsce, które wskazał mu prawnik.- Nazywam się Mark Gordon i pracuję w szpitalu, w którym jakiś czas temu robił pan badania na Hiv.- przeszedł do celu swojego pojawienia się i naleganiu na spotkanie. Philip od początku ich spotkania nie spuścił wzroku z niezapowiedzianego gościa. Próbował sobie przypomnieć skąd go kojarzy i kiedy ten mu udzielił informacji na swój temat, odchylił się na fotelu tym razem myśląc co sprowadza tu lekarza. Zażywa leki jakie zostały mu przepisane i robi dokładnie to co poleciła mu lekarka. Philip milczał, czekając na dalszy ciąg.- Pielęgniarka, która była odpowiedzialna za dostarczenie próbek, pomyliła je.
Macedon uważnie śledził nerwowe ruchy mężczyzny jakby się bał wybuchu złości. Nic takiego się nie stało.
- Kpi pan sobie?- mecenas odezwał się formalnym głosem. Usiadł prosto, opierając przedramiona na blacie biurka.
Lekarz zdziwił się, że jego były pacjent nie okazuje żadnych uczuć. Zachowywał się jakby powiedział, że jutro będzie padał deszcz. Pierwszy raz spotyka się z tak opanowanym człowiekiem w takiej chwili.
- Ja rozumiem…
- Co rozumie pan, doktorze?- przerwał mężczyźnie, kpiącym głosem. Twarz nadal pozostawała bez wyrazu. Philip zachowywał się jakby prowadził rozmowę ze swoim potencjalnym klientem a nie lekarzem, który zniszczył… Właściwie nie zniszczył mu życia. Otworzył oczy.- Wie pan jak to jest czuć na karku oddech śmierci? Czy odrzucił pan bliskich przez strach o nich, który paraliżuje najmniejszy nerw? Pogodził ze wczesną śmiercią?- zadawał pytania, na których nie usłyszy twierdzącej odpowiedzi.- Stracił pan miłość swojego życia?- dopytał, widząc w oczach lekarza współczucie.- Nic nie rozumiesz…- Philip wstał i podszedł do szklanych drzwi i je otworzył.- I moja rada? Ktoś tak niekompetentny nie powinien… Leczyć ludzi skoro umiesz ich tylko skazywać na śmierć.- dokończył i po raz pierwszy od dłuższego poczuł nadzieję na to że odzyska co stracił. Nadzieję na lepsze życie.
Lekarz wstał i nim opuścił gabinet z kieszeni marynarki, wyciągnął kopertę. Wcisnął ją w dłoń mecenasa i w pośpiechu opuścił pomieszczenie.
Phil trzasnął drzwiami mocno… Zapomniał, że są ze szkła ale nic się nie stało. Idąc do biurka otworzył kopertę i wyciągnął czek na dwieście pięćdziesiąt tysięcy. Patrzył się w niego przez dłuższy czas aż w końcu wybuchnął głośnym śmiechem. Ten zmienił się w płacz, którego mu brakowało od dłuższego czasu.
Po tym jak zostawił osoby, które kochał przy nich pozostała część jego. Ta, która kochała i czuła. Po tym jak się uspokoił, wrzucił do śmieci czek. Nie potrzebował pieniędzy. Miał ich pod dostatkiem.
Wziął marynarkę i wyszedł z biura, po drodze żegnając się z sekretarką. Wyszedł z budynku i poszedł do swojego samochodu. Miał okazję naprawić co zepsuł to też nie będzie z tym zwlekał. Zrobi to od razu. Zajął miejsce kierowcy, odpalił silnik i z parkingu ruszył z piskiem opon.
Miał wrócić do rodzinnego miasta lecz w połowie drogi, zatrzymał się w jakimś małym miasteczku. Zamieszkał w nim kilka dni i dał sobie czas na ochłonięcie i przemyślenie wszystkiego. Aaron i Catherine próbowali nawiązać z nim kontakt w każdy możliwy sposób. Dzwonili a on odrzucał połączenia. Pisali lecz usuwał każde wiadomości nie czytając ich. Po tygodniu kiedy oni się poddali na wyświetlaczu zobaczył niezapisany numer. Należał on do Garetta. Wahał się czy odebrać… Gdy się zdecydował było za późno a telefon już więcej nie zadzwonił. Jego przyjaciele poddali się tak jak on.
Zadomowił się w małej mieścinie i otworzył kancelarię. Nie przyjmował ważnych rozpraw by nie zdradzić się, gdzie mieszka. Nikt nie pytał, nie oceniał i mieszkańcy traktowali się jakby byli jedną wielką rodziną, do której został przyjęty z otwartymi rękoma. Lekarka jaka się podjęła leczenia go, udzieliła mu kilku rad jak żyć z Hiv i nie jest to koniec świata. Pogodzenie się z tym zajęło mu parę miesięcy. I kiedy myślał, że wszystko się ułożyło… Wpada koleś i mówi, że popełnili błąd?
Na miejscu był trzy godziny później. Wjechał na parking uczelni i wysiadł z samochodu. Denerwował się bo nie wiedział co ma mu powiedzieć. Co zrobić gdy go zobaczy. Usiadł na masce samochodu i wzrokiem szukał mężczyzny, którego kocha. Zobaczył Garetta jak wychodzi z przyjaciółmi z budynku.
Garett zerknął na przyjaciela, który go szturchnął i wskazał na Macedona. Poruszał ustami jak ryba w wodzie, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Widząc słaby uśmiech na twarzy byłego kochnka, opuścił plecak i zbiegł po schodach. Zatrzymał się dopiero w objęciach mężczyzny, za którym tęsknił jak za nikim innym.
Philip nie spodziewał się takiego przywitania. Oskarżeń? Jak najbardziej. Krzyków i płaczu? Zdecydowanie tak. Nie tego, że zostanie tak przyjęty po zostawieniu go praktycznie bez słowa wyjaśnień. Objął ukochanego w pasie, chowając nos w jego szyi. Poczuł jak spod powieki, wydostaje się łza… Tak tęsknił za jego zapachem, bliskością i jego miłością.
Jak przewidział… Garett zaczął płakać wręcz szlochać głośno.
- Skarbie…?- Philip nie wytrzymał i zapytał bo nic nie rozumiał.
- Aaron wyciągnął wszystko od Alexa.- odpowiedział, odsuwając twarz od jego piersi i spojrzał w górę na twarz mecenasa.- Powiedział mu dlaczego odszedłeś i… Czemu mi nie powiedziałeś, że mnie kochasz!- pisnął płaczliwym głosem, uderzając w pierś Philipa.- A ja myślałem, że…- rozpłakał się kolejny raz.
Macedon wsunął palce we włosy ukochanego i przycisnął go do torsu. Serce biło mu tak żywo… Jakby cieszyło się z powrotu do osoby, do której należy.
Alexander chociaż raz zachował się jak mężczyzna. Odważył się stanąć z prawdą prosto w oczy i zrobił coś czego on nie potrafił. Zdradzić bliskim co było powodem jego ucieczki.

1 komentarz:

  1. Witam,
    kochana nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś tutaj z nowym rozdziale, choć jak widzisz, jestem niestety jeszcze daleko w tyle, ale właśnie „ukryta miłość” jest opowiadaniem, które mam zamiar czytać po „bo kocha się za nic”... w każdym bądź razie bardzo się cieszę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń