wtorek, 10 listopada 2015

Mój świat - 5



Czy chciałem widzieć człowieka, którego kiedyś kochałem jak zamyka się w sobie dzień po dniu?
Czy chciałem widzieć człowieka, którego kiedyś kochałem jak odpycha wszystkich, których kocha?
Czy chciałem widzieć człowieka, którego kiedyś kochałem jak stacza się na dno?
Owszem.
Przez ostatnich siedem lat nie myślałem o niczym innym. Każdego pierdolonego dnia, od kiedy mnie zostawił pragnąłem zemścić się za to, co zrobił. I tylko zemsta na tym pożal się Boże ojcu sprawiała, że miałem ochotę żyć.
Jednak teraz…
Nie chciałem tego. Choć zamknąłem swe serce na kilka spustów… Zabolał mnie widok człowieka, który zamyka się w sobie. Odpycha ludzi, których kocha. A nie radząc sobie z tym, co mu powiedziałem sięga po alkohol. I to w zaledwie siedem dni. Ja z porzuceniem walczyłem siedem długich jebanych lat! Więc jak słabym psychicznie człowiekiem jest? Jakim ja dzieckiem musiałem być silnym? A może to dzięki miłości Oscara do mnie uwolniłem się od chęci zemsty?

Musiałem z nim porozmawiać. Wyszedłem z pokoju. Schodząc po schodach minąłem się z rudym, i niby niechcący uderzyłem go z barka.

- Uważaj jak chodzisz – zjebałem nic niewinnego rudego. Eh, jakoś trzeba im pokazać, przez co ja przechodziłem. Ten opuścił głowę, chowając twarz pod rudymi włosami. I mnie zlekceważył! Złapałem go za rękę i pociągnąłem w swoją stronę. Ten syknął z bólu jakbym mu przypierdolił. Oj, nie chcesz poczuć mojej pięści, chuderlaku!- Weź nie przesadzaj! Lekko cię pociągnąłem lalusiu!- i wtedy na mnie spojrzał. A ja? Aż wciągnąłem powietrze jakby mi ktoś walnął z całej siły w brzuch. Maił podbite oko, rozwaloną wargę. Przeraziłem się! Czy wy to słyszycie? Ja się przeraziłem widząc go w takim stanie! Podciągnąłem bluzę  z koszulką i aż zajebałem karpia. Brzuch miał cały w siniakach. Nie tylko świeżych, ale i na moje oko z przed dwóch tygodni. Ile osób musiało go napierdalać by tak wyglądał? Ja sam bijąc się z kilkoma typkami na raz wyglądałem o niebo lepiej.

- Zostaw mnie…- poprosił płaczliwym głosem, poprawiając ubranie.

- Kto ci to zrobił?- musiałem się dowiedzieć. Nie popuszczę tego tym, którzy ważyli się go tknąć. Oj, nie wróże im nic dobrego! Najwyżej salę na intensywnej terapii. Nawet nie zwróciłem uwagi, że cały czas trzymam jego rękę. Tak pewnie by spierdolił, aż zgubiłby podeszwy.

- Nikt – pokręcił głową, rozrzucając włosy – Spadłem ze schodów – dodał ciszej. I to tak cicho, że ledwo usłyszałem.

Trzymajcie mnie, bo mu jebnę! Ja tu się martwię, a ten kłamie W ŻYWE OCZY. Jak ja tego nienawidzę. Zniosę najgorszą prawdę, ale kłamstw nienawidzę. Nie żebym sam nie bajerował.

- Chcesz to cię z nich zrzucę – oj, uwierzcie. Jestem do tego zdolny. Złapałem jego brodę  palcami. Delikatnie, i podniosłem mu głowę – Wtedy wszystkim możesz mówić, że z nich spadłeś.
Znaj moje dobre serce! Będziesz miał mniej kłamstw na sercu, i może Bóg cię tam gdzieś do siebie weźmie!

- Nie chce!- uniósł się, wyrywając głowę i rękę z uścisku – To twoja wina!- zajebałem karpia, znowuż! No kurwa nie przypominam sobie bym na niego podniósł rękę! W myślach owszem. Leżał nawet gdzieś w rogu skatowany, ale nic mu nie zrobiłem, więc skąd takie oskarżenie?- Nie rób takiej głupiej miny! Gdybyś mi nie zabrał tego wypracowania to by mi nie wpierdo… By mnie nie pobili – poprawił się świętoszek.

- Moja wina?- syknąłem. Złapałem go za szmaty przyciągając do siebie – To moja wina, że dajesz sobą pomiatać, i robić z siebie worek treningowy?- odepchnąłem go na balustradę – Moja wina, że wyglądasz jak popychadło?- zakpiłem. Odetchnąłem kilka razy. I to naprawdę głęboko, licząc w myślach do dziesięciu – Kto ci to zrobił?- zapytałem raz jeszcze – I nie mów, że nie znam – dodałem, gdy ten chciał to powiedzieć.

- U nas w szkole jest taki koleś – opuścił głowę, patrząc pod nogi.

- Idź – pchnąłem go lekko, a ten na mnie spojrzał pytającym jak i wystraszonym wzrokiem – Oh, nie zrobię ci krzywdy – obiecałem, podnosząc ręce w geście poddania – Chodź do kuchni – i ruszyłem przed siebie, nie patrząc czy ten mosiek też idzie. Co się ze mną dzieje? Mnie interesuje jego zdrowie? Chociaż z drugiej strony wiem jak takie pizdy pod okiem bolą.

W kuchni jak zwykle była kucharka i ten zacofany mężczyzna.

- Margareth…- odezwałem się jak tylko wszedłem do pomieszczenia. Kobieta od razu wstała z krzesełka przy stole, przy którym czytała gazetę – Daj mi kilka kostek lodu – gdy to mówiłem, poczułem jak rudy stanął za moimi plecami – I wyjdźcie – Rozkazałem służbie. Polecenie wykonała tylko kobieta, która zostawiła lód na stole, a mężczyzna patrzył na mnie marszcząc swoje brwi – Nie rozumiesz, co mówię?- zirytowałem się, widząc jak ten imbecyl nie ruszył się nawet o milimetr!- A może czekasz na oklaski?

- Taschi?- zwrócił się do młodszego, wstając.

- Zostaw nas – odezwał się cicho, łapiąc moja koszulkę w ręce.
Eh, tarcze sobie ze mnie robi?

- W porządku – nim wyszedł posłał mi czujne spojrzenie, i wyszedł.

No, kurwa nie chce zrobić mu krzywdy! Nie musiałbym ciągnąc go aż do kuchni!

- Siadaj – wskazałem na stół, a sam podszedłem po ręcznik i owinąłem w niego lód. Podszedłem do rudego stając miedzy jego nogami, odchyliłem włosy na bok i przyłożyłem mu lód pod oko. Eh, świat się kończy! Przyjrzałem się jego twarzy. Smutek, jaki się na niej odbijał dodał mu chyba z trzy lata. Oczy, choć lodowe to przeplatała się zieleń tworząc je bardziej ładniejsze – Trzymaj – powiedziałem jak na siebie dość miło. Wziąłem drugi ręcznik i namoczyłem go wodą. Wróciłem do rudego, i bardzo, bardzo delikatnie zacząłem czyścić jego dolna wargę i brodę z krwi. Wiedziałem jak to robić, bo Oscar nie raz ćwiczył swoje umiejętności medyczne na mnie.

- Dlaczego to robisz?- odezwał się jak tylko skończyłem.
Popatrzyłem mu w oczy. No właśnie, dlaczego?

- Bo…- urwałem, nie wiedząc co powiedzieć. Bo jest mi cię żal? Szkoda, bo nikt ci nie pomaga tak mnie pomagał Oscar?- Nie ważne – powiedziałem, rzucając ręcznik obok niego – Co z tym kolesiem?- wróciłem do wcześniejszego tematu.

- Eee…- westchnął, poprawiając zimny okład – Raz po treningu zostaliśmy sami w szatni…- zaczął opowiadać, spuszczając wzrok na moje dłonie, które trzymałem na jego kolanach?- i chciał mnie pocałować…

- Ciebie?- parsknąłem rozbawiony – Przecież jesteś jeszcze dzieckiem!- dodałem, gdy ten spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Dojrzałym jak na swój wiek!- fuknął na mnie marszcząc swój zgrabny mały nosek.
Co dziwniejsze… Nie zdenerwowałem się , a wręcz przeciwnie uśmiechnąłem się.

- Oczywiście – puknąłem go w nos – Zwłaszcza jak masz obitą mordę, bo nie widać twojej twarzy!- zakpiłem wesoło.

To chyba pierwszy raz tutaj jak poprawił mi się humor.

- Chcesz coś do picia?- zapytałem, czując się dość dziwnie w tej ciszy, która mi nie przeszkadzała. Tak samo jak obecność rudego.

- Wodę – odparł po chwili namysłu.

Zajrzałem do kilku szafek, by znaleźć szklanki, do których nalałem wodę. Podałem mu jedną, a sam wypiłem prawie całą jej zawartość. Jakoś zrobiło mi się sucho w ustach.

- I, co? Odepchnąłeś go – odstawiłem szklankę na blat mebli – Co dalej?

- Wmówił kolegą z drużyny, że to ja go chciałem pocałować – wzruszył ramionami, bawiąc się szklanką – Nie chcieli mnie słuchać tylko od razu zrobili ze mnie geja – ucichł, uspokajając swój drżący głos – Uwierzyli mu, bo jego ojciec ma więcej kasy niż nasz – dokończył, wypijając wodę.

I znów ta cisza. Chciałem zaprzeczyć, ze chyba jego ojciec, ale jakoś nie przeszło mi to przez zaciśnięte gardło. Oh, no kurwa. Rudy to czternastoletnie dziecko. Nie, żebym ja był starszy od niego chuj wie ile lat. Ale nawet ja... Mam jakiś umiar, i nigdy nie spojrzałem na młodszego od siebie. A, może to, dlatego, że wolę starszych?

- I dajesz się tak jednemu kolesiowi?- no nie mogłem uwierzyć. Jednemu? Rozumiem pięciu czy sześciu ale jednemu? Jaką pizdą musi być rudzielec, że poniewiera nim jedna osoba?

- Nie – zaprzeczył – Pięcioro – poprawił mnie. Powiem, że troszku mi ulżyło. Jednak nie jest taką pizdą, za jaką go biorę – Bijąc mnie i wykorzystując okazują w ten sposób jak nie tolerują tego, że jestem gejem – dodał, skubiąc rękaw od kurtki.

- Nie każdy uważa to za normalne – stwierdziłem, biorąc pod uwagę siebie. W końcu matka wyrzuciła mnie z domu – Jedni to akceptują – tu mam na myśli swojego ojca. Chociaż jakbym mu powiedział, że jestem seryjnym mordercą to penie też nie miałby nic przeciwko. W końcu ważne, że ma mnie spowrotem – A inni…- oparłem się biodrami o blat mebli, splatając ręce na klatce piersiowej – będą cię traktować gorzej niż śmiecia.

Czy ja z nim normalnie rozmawiam?

- Ale ja nie jestem gejem!

- Domyśliłem się – taa. Taki ze mnie bystrzak, ha!

Wskoczyłem swoją zgrabniutką dupcią na blat. Sięgnąłem po szklankę, by wypić resztki wody. Jednak nie odstawiłem jej. Bawiłem się nią w dłoniach. Rudy rzucał mi ostrożne spojrzenia. Siedziałem i czekałem, aż zada te pytania, które kumulują się w tej jego pustej główce.

- Mogę zadać ci pytanie?- kuknął na mnie zza marchewkowej grzywy.

- Już to zrobiłeś – zadrwiłem, będąc naprawdę w dobrym humorze – Tak, możesz – dodałem po chwili widząc smutne oczy.

Ehh… Miękniesz człowieku. Miękniesz jak nic!

- Nie wybaczysz mu, prawda?

Słysząc pytanie z nerwów zacisnąłem dłoń na szklance. W ostatniej chwili powstrzymałem się by w niego nią nie rzucić. Jasne, pozwoliłem zadać mu pytanie, ale nie sądziłem, że będzie na tyle rudy gówniarz odważny by wyskoczyć z czymś takim. Zeskoczyłem z blatu, odstawiłem szklankę ciut mocniej, przez co pękła. Zacisnąłem dłonie na blacie, pochylając głowę.. W myślach znów myślałem do dziecięciu. Jak śmiał je zadać? No jak? On myśli, że kim jest, co? Gówniarz jebany mały! Już miałem mu odpowiedzieć, że chuj go to obchodzi, ale jakoś moje usta nie współgrały z mózgiem.

- To nie takie łatwe – powiedziałem cicho.

- Nie będziemy nigdy rodziną, co nie?

- Nie – opowiedziałem bez wahania. Prędzej dałbym sobie chuja obciąć niż nazwać tych ludzi rodziną! Dobra tylko tej rudej suki nigdy nie będę uważał za rodzinę.

- Za co mnie tak nienawidzisz?- zapytał ledwo panując nad głosem.

- Za to, że się urodziłeś – odparłem zgodnie z rozumem, bo serce… Z każdym dniem tutaj… Pękałem powoli. To oni byli kluczami do mojego serca. Do serca, które przez ostatnie lata zamykałem. I było zamknięte do dziś. Odepchnąłem się od blatu, i przeczesując włosy podszedłem do okna. Co robić, kurwa?! Spojrzałem na rudego. I coś ścisnęło mi się w żołądku tak mocno, że o mało nie upadłem na kolana. W jego oczach zobaczyłem strach i panikę.. Gdy to ujrzałem, coś we mnie pękło. Jestem jego starszym bratem. Powinienem go bronić, nie pozwolić, aby stało mu się coś złego. Teraz rudowłosy będzie umierał ze strachu we własnym domu, a na to pozwolić nie mogę.

- Zostaw mnie samego...- szepnąłem. Stanąłem do niego plecami, więc nie zobaczyłem zdziwionej twarzy. Co się, ze mną dzieje?!- Czego do kurwy nędzy nie rozumiesz…?-wydarłem japę.

Normalnie mam rozdwojenie jaźni!

- Ciebie!- odpowiedział krzykiem - Dopiero rozmawialiśmy jak kumple, a ty nagle na mnie drzesz mordę!

- Tak nie będzie - podszedłem do młodego i złapałem mocno go za brodę  - Nigdy nie będziemy kolegami – odepchnąłem go, wkładając w to troszku siły, więc poległ chłopak na stole – A wiesz dlaczego?- po jego policzkach spłynęły łzy. Musiałem stąd uciec!- Bo twoja matka dziwka wszystko mi zabrała!

I wyszedłem z kuchni idąc do gabinetu ojca! Miałem z nim porozmawiać, a teraz pewnie się z nim pokłócę. Marny ten mój żywot! Wszedłem do pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Ojciec siedział, właściwie to prawie leżał w skurzanym fotelu. W ręce trzymał literatkę z whisky, a w drugiej papierosa. Podniósł na mnie wypite spojrzenie, zaciągając się mocno papierosem. Bez słowa podszedłem do niego, i wyciągnąłem mu z ręki szklankę. Nalałem do pełna bursztynowego napoju, i wypiłem na raz. Westchnąłem z przyjemności, czując lekkie pieczenie w gardle i rozchodzące się ciepło w żołądku. Napełniłem szklankę raz jeszcze i oddałem ojcu. Usiadłem na drugim fotelu, sięgając po papierosa. Ichiro nie odezwał się nawet słowem, widząc jak zaciągam się fajką. Odchyliłem głowę do tyłu, czując jak nerwy powoli ze mnie uchodzą. Jakbym pozbywał się ich wraz z dymem. Ichiro zgasił papierosa, po czym wysunął szufladę.

- Masz – odezwał się w końcu jaśnie pan, wyciągnął z niej białą dużą kopertę i rzucił na biurko.

-Co to?- zapytałem sięgając po nią.. Odłożyłem fajkę, i wyciągnąłem jej zawartość. 

Nie, nie zdziwiłem się widząc dokumenty ze szkoły. Nowej szkoły.

- Nie nauczyli cię czytać w prywatnym liceum?- zakpił lekko pijacko.

- Umiałbym gdyby mój stary nie spierdolił do jakieś dziwki – odpowiedziałem równie kpiąco, przeglądając pobieżnie papiery.

- Zapisałem cię na te same przedmioty…– poinformował mnie jakbym naprawdę nie umiał czytać.

- Na szczęście Oscar cię zastąpił i to on nauczył mnie tego, czego powinien ojciec nauczyć swoje dziecko – ton głosu nie zmienił mi się ani troszku. Zresztą lubiłem szydzić i kpić z innych. Z wyjątkiem Oscara, ale to już szczegół.

- Od jutra będziesz chodził z Taschim do szkoły – kontynuował, udając, że nie zabolały go moje słowa – Rano masz się zgłosić do dyrektora, a on pokaże ci resztę – zamilkł, próbując przypomnieć czy ma coś ważnego do dodania – To chyba wszystko – upił kilka łyków alkoholu.

- Robisz to specjalnie?- zapytałem zirytowany, że na siłę chce zrobić z nas rodzinę. W sumie to gorszę będzie przyznawać się do tego rudego niedorajdy. Przecież nie pozwolę, aby jacyś niedorozwoje gnoili MOJE nazwisko.

- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – wybełkotał pod nosem. 

Oj słabą masz głowę tatusiu!

- Nie będę chodził do szkoły z tym bękartem!- krzyknąłem na ojca. Ten tylko spojrzał na mnie smutnymi przekrwionymi oczyma, i odwrócił wzrok.

- Nie masz innego wyjścia – stwierdził – To mój dom i moje zasady – powiedział zimno – A jak się nie podoba to…

- To, co, kurwa?- wszedłem mu w zdanie, domyślając się końcówki – Wyjebiesz mnie tak jak matka?- wstałem z fotela. No i chuj bombki strzelił! Wiedziałem, ze tak się to skończy – Chyba, że wolisz mieć czyste sumienie, i to ja dobrowolnie opuszczę dom!?

- Nie będę cię zatrzymywał – odpowiedział sucho.

- Jesteś tak słabym człowiekiem, że aż mi wstyd za ciebie!- oparłem dłonie na blacie, pochylając się w jego stronę – Żyjesz w moim piekle dopiero siedem dni!- wysyczałem mu w twarz – A ja żyłem w nim siedem jebanych długich lat!- złapałem butelkę, i rzuciłem nią o ścianę.

- Masz rację, synu – odezwał się, odstawiając szklankę na biurko. Wstał z fotela nieco chwiejnie – Jestem słabym człowiekiem – potwierdził moje słowa – Dlatego zamiast o ciebie walczyć poddałem się – odsunąłem się od niego czując odór jak z melanżowni jakiejś – Ale z jednym się mylisz – teraz to on się pochylił w moją stronę – Ja żyję w swoim piekle przez jedenaście lat!- uniósł głos jakbym stał od niego dwa kilometry a nie dwa kroki – Przez wszystkie te lata, każdego dnia musiałem patrzeć na mężczyznę w lusterku, który zostawił swoją rodzinę!

- I ty to nazywasz piekłem?- syknąłem na maxa wkurwiony – Wiesz, przez co ja musiałem przejść, gdy mnie zostawiłeś?- to akurat pytanie retoryczne. Nie spinaj się tak tatusiu. To będzie bolało tylko przez chwilę – Co wieczór siadałem na schodach i na ciebie czekałem! Co roku uczyłem się pilnie byś był ze mnie dumny i do mnie wrócił! Na każde urodziny nim zdmuchnąłem świeczki moim życzeniem było, aby cię zobaczyć!- wiecie, co? Powiem szczerze, że ulżyło mi wyrzucając z siebie ten cały ciężar, który od lat nosiłem w sercu – Zdanie sobie sprawy z tego, że nieważne ile bym na ciebie czekał nie wrócisz! Że nie ważne ile bym się uczył nigdy nie usłyszę, że jesteś ze mnie dumny! I nie ważne ile świeczek zdmuchnę to nie zmieni faktu, że zastąpiłeś mnie kimś innym! To jest kurwa piekło! Zrozumienie, że jestem nikim dla ojca, którego kochałem. To jest kurwa piekło! Że zostawił mnie człowiek, który dał mi życie! To jest kurwa piekło!- starłem łzy, które nie wiem, kiedy zaczęły spływać po moich policzkach. Ale byłem nie jedynym, który płacze. Mój stary również się rozkleił.

- Przepraszam Yukimura – obszedł biurko, stając krok ode mnie – Tak bardzo cię przepraszam – upadł na kolana coraz bardziej płacząc.

- Wstań – poprosiłem płaczliwym głosem – No, wstań!- złapałem go za ramie, ale ten się zaparł i ni chuja. Nie dałem rady. Widok ojca klęczącego przede mną… Był kluczem do najtrwalszego zamka w moim sercu. Klęknąłem przed nim – Tato…- ten tak szybko uniósł głowę, że ledwo zdążyłem się odchylić by mi nie przypierdolił. Gdy usłyszał jak się do niego zwróciłem cały alkohol z niego wyparował, bo patrzył na mnie trzeźwym wzrokiem, choć z wielkim szokiem na twarzy.

- Synku – objął mnie mocno ramionami, wtulając do swojej klatki piersiowej – Tak bardzo cię kocham, synku – ucałował mnie w skroń, delikatnie kołysząc do przodu i do tyłu, jakby utulał mnie do snu. Eh, raczej próbował uspokoić. Bo płakałem jak dziecko!

- Tato…- powtarzałem słowo, które ostatni raz użyłem kilkanaście lat wstecz.


OooO




Sorry, że z lekkim opóźnieniem wstawiam rozdział, ale z tej wiadomości się ucieszycie! Ciężko pracuje nad " Ukryta Miłość", tak więc nie bardzo mam czas na poprawki... yhym... Na pisanie jakby nie patrzeć drugiego opowiadania. Właśnie z tego względu starałam się publikować tylko jedno opowiadanie, by nie odciągało mnie inne. Ale cóż... Wyszło jak wyszło... Jak skończę "Mój świat" to udostępnię drugiego bloga i sami zobaczycie jak baaardzo się różni od tej wersji. Ci co czytali sami doskonale o tym wiedzą!

Miku Nao 암 - Oczywiście nie mogę się doczekać na shota... A znając cię i twoje upodobania do smutnych zakończeń to pewnie nie będzie on tak słodki jak JA! Ha ha... :-P

Dziękuję za komentarze... I będę jeszcze bardziej zmotywowana do pisania i wrzucania rozdziałów jeśli będzie się ich pojawiać więcej. 

No nic... Pozdrowionka, i do poczytonka, następnego. 




3 komentarze:

  1. Czekam cierpliwie na wszystko, fajnie że ukazują się w miarę regularnie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ech nawet było miło, a potem, niech będzie takim prawdziwym starszym bratem, no i padło kilka nie miłych słów, a potem "tato"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, było najpierw miło, a potem... ech padło kilka nie miłych słów, a potem to "tato"... niech będzie takim starszym bratem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń