piątek, 30 października 2015

Mój Świat - 2



- Ma - Matko…

CO? Jąkam się? Że niby, kurwa od kiedy?

- No słucham? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mam syna pedała?- chciałem się odezwać, ale podniosła rękę abym dał jej skończyć - To prawda... Tak?- kiwnąłem głowa - Idź się spakować, a ja zadzwonię po ojca. Nie wiem, w kogo się wdałeś, ale ja tego tolerować nie będę.

Chyba zapomniała o swoim bratanku!

- I gdzie mam iść? Jesteś moją matką - czułem jak  tracę grunt pod nogami - Ojcem mnie straszysz? Dobre sobie Teraz sobie o nim przypomniałaś?- zacząłem się śmiać - Proszę Cię Nie wiem czy pamiętasz, ale on nas zostawił i nie interesował się mną przez 11 lat!- przypomniałem - I, co myślisz, że teraz przyleci do ciebie jak na skrzydłach, bo nie możesz sobie poradzić z tym, iż masz syna PE-DA- ŁA - ostatni wyraz wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

- Trochę szacunku gówniarzu!- krzyknęła - Nie tak Cię wychowałam - podeszła do mnie i strzeliła mnie w pysk.
No znowuż? Co ja mam na czole napis „Wal po mordzie dowoli?”

- To prawda...- złapałem się za bolący policzek. Nie uderzyła mnie mocno, ale bolały świeże siniaki - Nie wychowałaś mnie Przecież miałaś od tego ludzi, czyż nie?- spojrzałem na Oscara, który miał ochotę schować mnie w swoich objęciach. Potrząsnąłem głową, by czasem nie podchodził. Nie chcę stracić jeszcze jego!-  Powiedz mi matko, co ty o mnie wiesz? Prócz tego, kiedy się urodziłem? O, ile to Ty mnie urodziłaś!- wybuchnąłem wkurwiony - No odpowiedz! Kiedy rozmawiałaś ze mną jak matka z synem, co? No, słucham Nie patrz tak na mnie. Nigdy cię przy mnie nie było... Ciebie ani ojca!- podkreśliłem -  Wiesz kto był? Oscar To do niego biegłem, kiedy działa mi się krzywda. Oscar, tulił mnie do snu. Oscar, był przy mnie, kiedy wypadł mi pierwszy ząb. Oscar, był przy mnie, kiedy szedłem pierwszy raz do szkoły. Oscar, był zawsze, kiedy potrzebowałem kogoś bliskiego - zapłakałem jak małe dziecko - No gdzie byłaś? I, teraz, kiedy się dowiedziałaś, że jestem gejem obudziło się w tobie matczyne serce?- wyplułem cały jad jaki miałem w sercu.

- To nie sprawiedliwe…- wyszlochała - Dobrze wiesz, że musiałam pracować, aby niczego Ci nie brakowało! Wziąłeś to pod uwagę?- zaczęła ocierać łzy z twarzy.

- Niczego nie brakowało? Właśnie, że brakowało Wiesz, czego? Nie wiesz, prawda?- przejechałem ręką po włosach, robiąc na nich większe siano niż było - Twojej miłości mi brakowało Ciebie mi brakowało!
Stałem i patrzyłem po przez łzy na moja rodzicielkę.
Jest czterdziestoletnią piękną kobietą z klasą. Ubrana w drogie ciuchy. Czerwona Bluzka z rękawkiem trzy czwarte, spódniczka za kolana idealnie dopasowana oraz wysokie obcasy. Włosy brąz, upięte w wysoki kok. Oczy duże piwne. Na twarzy nie było widać żadnej zmarszczki po mimo wieku. Przyglądałem się jej i zauważyłem, że muszę być podobny do ojca.

- Nadal jesteś niesprawiedliwy. Myślisz tylko o sobie w tym momencie- zaczęła iść w stronę salonu, więc podążyłem za nią - Nie pomyślałeś, co ja czułam, kiedy zostaliśmy sami?- machnęła ręką abym dał jej skończyć - Teraz ja mówię! Oczywiście, że nie pomyślałeś. Zrozum! Byłam młoda. Sama z sześcioletnim dzieckiem. Rozwijałam się zawodowo. Nie mogłam być matką i ojcem jednocześnie.- usiedliśmy na fotelach w salonie naprzeciw siebie.

- Dlatego wolałaś odgrywać role ojca Utrzymywać dom i pracować, prawda..?- wstałem i kierowałem się w stronę schodów - Widzisz matko masz rację. W kwestii finansowej niczego mi nie brakowało. Przecież mieszkamy w zajebiście dużej wilii machnąłem ręką - Mam duży pokój. Drogie samochody i oczywiście duże kieszonkowe - odwróciłem się w jej stronę - Możesz być z siebie dumna... Osiągnęłaś swój cel - zacząłem wtaczać się na piętro - A teraz pozwól, że pójdę się spakować - krzyknąłem.
Wszedłem do pokoju i rozejrzałem się. Pomieszczenie było ogromne. Po prawej stronie stało wielkie łóżko. Nie jakieś dwuosobowe. Te było robione specjalnie na zamówienie. I nie było to zwykłe łóżko. Było podwieszone na suficie i miało szyny, aby mogło poruszać się po całym pokoju. Szafki nocne po bokach, a naprzeciwko wisiał duży plazmowy telewizor. Okno było jedno, ale duże i stało tam biurko z laptopem, lampką nocna oraz telefon. Na środku pokoju był puchaty dywan w dziwne wzorki. Ściany kiedyś były niebieskie. Teraz są ozdobione moimi rysunkami i znajomych. Są też drzwi do łazienki oraz garderoby i tam się udałem. Stanąłem jak wryty. Spakować się? Ciekawe, w, co? Nie wiedziałem, co robić. No, bo, gdzie się podzieje siedemnastolatek? Skoro moja matka mnie nie chciała to dalsza rodzina nie będzie chciała o mnie słyszeć. Zresztą jak dowiedzą się o mojej orientacji to potraktują mnie jak kuzyna. 
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi

-Wejść!- wrzasnąłem, i zobaczyłem Oscara, jak idzie z torba w ręce- To dla mnie?- wziąłem ją od lokaja.

- Tak - wszedł do garderoby - Pani kazała mi pomóc w pakowaniu, paniczu.

-Oscar, powiedz mi...- musiałem się go poradzić. Tylko on w takich chwilach jest w stanie mnie pocieszać. Obiecać, że wszystko będzie dobrze. I nawet jeśli wiedziałem, że kłamie to mu wierzyłem -  Co ja teraz zrobię...? Najpierw, Han i Junsu. A teraz... Teraz matka wstydzi się mnie tylko, dlatego, że wolę mężczyzn! Wyrzuciła mnie z domu...- wyszlochałem, znowuż – Ona nie ma serca!- cóż, a ja nie mam go po niej I, po co mam żyć - wróciłem do pokoju. Usiadłem i oparłem się plecami o łóżko. Nogi podciągnąłem do klatki, objąłem je rękoma i schowałem twarz w kolanach -Jestem porażką!

- Paniczu, nawet się nie waż tak mówić ani myśleć! - uklęknął naprzeciwko mnie – Spójrz na mnie!- pokręciłem mózgownicą, a on złapał mnie za brodę i podniósł głowę abym na niego patrzył - A teraz odpowiedz mi na pytania poprosił - Czy wychowałem cię na, kogoś, kto się nad sobą użala? Na, kogoś, kto potrzebuje litości? Na mięczaka, też cię nie wychowałem, prawda?- złapał moja twarz w obie ręce - Więc teraz pójdziemy się spakować, bo się nie wstydzisz tego, kim jesteś, tak, paniczu?- kiwnąłem głową - No ja myślę odparł zadowolony - Gotowy, by wyjść z tego domu z uniesiona głowa?- popatrzyłem na, Oscara.

Czego on ode mnie oczekuje? Mam tak po prostu wyjść z domu i co dalej? Iść pod most mieszkać albo do jakiegoś przytułku dla bezdomnych. Dobre sobie!

- Masz rację Nie wychowałeś mnie na osobę, która potrzebuje litości i się nad sobą użala- odsunąłem go od siebie.

Poszedłem się w końcu spakować. Wrzuciłem do torby swoje ulubione jeansy, parę koszulek, bluzy, marynarki sportowe oraz bieliznę, a Oskar w tym czasie pakował kosmetyki. Stałem koło szafki z biżuterią i nie wiedziałem, czy mam coś brać czy nie. Nie wiele myśląc wrzuciłem złote łańcuszki, zegarek z brylancikami i bransoletki. Bądź, co bądź będę miał, za co żyć. Po dwóch godzinach stałem na środku pokoju spakowany, ale nie gotowy do opuszczenia domu, w którym mieszkałem siedemnaście lat.

I jak to wszystko się skończy?
 Jak mam radzić sobie sam?
Wiem jedno, że moje bogate życie się skończyło i będę walczył o przetrwanie.

- Paniczu, zniosę rzeczy do salonu..,- nie dałem mu skończyć.

- Oscar, dam sobie radę - przerzuciłem torbę przez ramie, na drugie torbę z laptopem, a w rękach miałem plecak oraz podręczniki Żegnaj - wyszedłem z pokoju zostawiając lokaja samego i zdałem sobie sprawę jak bardzo będę za nim tęsknił.

- Tu masz adres ojca – matka podała mi świstek – Możesz wziąć jeden samochód – zaproponowała łaskawie, patrząc na mnie z obrzydzeniem jakbym właśnie wyszedł z jakiejś gnojówki – Jednak na jego utrzymanie nie wyłożę ani centa – ostrzegła nim zostawił mnie samego w holu.

- Pomogę ci zapakować rzeczy, paniczu – i nie czekając na odpowiedź, zabrał wszystkie moje rzeczy.

Ja poszedłem do biura, i stanąłem przed gablotką, w której wisiały kluczki od moich samochodów. Miałem ich z, dziesięć bo po pierwsze matka mi niczego nie żałowała. I na widok nowego samochodu uśmiechała się dumna z siebie, że stać ją na zapewnienie mi wszystkiego, czego chcę. A po drugie na szesnaste urodziny dostałem auto od wujka i cioci. Oni są rodzicami Takumiego. I uwierzcie miałem ochotę im wygarnąć to, co zrobili, ale gdy zobaczyłem brykę to zapomniałem, co miałem im powiedzieć. Wujek jest bratem mojej matki. I za to, że oboje wyrzucili swoje dzieci z domu była wina dziadków. Bo niby, kogo innego?
Wziąłem kluczyki do najnowszego Astona Martina, i wyszedłem z gabinetu. W holu rozejrzałem się jeszcze wkoło, zapamiętując dom, który od dziś nim już nie był. Gdy wyszedłem na dwór, wcisnąłem guziczek od alarmu by Oscar wiedział, do którego spakować moje rzeczy. Dołączyłem do niego, i w ciszy czekałem aż skończy, bawiąc się kluczykami. 

- Gotowe – powiedział, zamykając bagażnik – Obiecaj, że będziesz o siebie dbał – westchnąłem widząc ten jego zmartwiony wzrok.

- Yhym – mruknąłem w odpowiedzi, bo bałem się, że znów zacznę płakać – A ty uważaj na siebie, Oscar, dobrze?- poprosiłem, przytulając go mocno – Pa, Oscar.

- Do zobaczenia, paniczu – i nie tylko mi jest trudno się rozstać. Oscar szybko starł łzę która spłynęła mu po policzku. Mój Oscar płacze! No już! Odwróć się bo sam się poryczysz lalusiu!

Machnąłem mu jeszcze za nim wsiadłem do auta. Złapałem kilka drżących oddechów i wpisałem w GPS-e adres ojca. Wytrzeszczyłem gałki, widząc czas jazdy. Pięć godzin? Mam siedzieć za kółkiem tyle godzin? Toż to jakieś żarty!
W czasie jazdy zatrzymałem się na stacji by zatankować i kupić energetyka. Całą drogę zastanawiałem się, co zrobi mój kochany ojczulek, kurwa, gdy zobaczy mnie w drzwiach. Dla niego i całej jego rodziny będzie to jak grom z jasnego nieba. No, bo, kurwa, kto wyrzuca swoje jedyne dziecko i zwala go innemu na głowę? Moja matka!
Wyjechałem na obrzeża miasta, gdzie mieszka mój ojciec. Dobrze, że matka pozwoliła mi wziąć samochód, bo dojechanie autobusem do miasta trwa chyba z dwie godziny! Zaparkowałem auto na podjeździe tuż przed domem. Mam mieszkać w czymś tak małym? Mój domek na drzewie był większy! Zgasiłem silnik, wysiadłem z auta zamykając go, i ruszyłem do drzwi. Wszystkie światła pogaszone, co znaczyło, że wszyscy pewnie sobie kimają. Kilka razy zapukałem, jednak odpowiedziała mi cisza. Wkurwiony nacisnąłem dzwonek i nie spuszczałem z niego palca, bo ileż mam czekać?! W końcu otworzył jakiś dziadek w szlafroku. Troszku się wystraszyłem, że to mój ojciec! Ej, nie śmiejcie się! Widziałem go jedenaście lat temu!

- W czym mogę pomóc?- zapytał siląc się na uprzejmość.

- Ja do Ichiro – walnąłem ojcu na ty.

- Pan…- podkreślił ostro słowo – Ichiro jest niedostępny o tej godzinie. Proszę zadzwonić do jego asystenta i umówić się na wizytę – wyrecytował formułkę, chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem!

- Chyba się nie zrozumieliśmy – warknąłem na dziadka w ostatnich chwili wpychając nogę miedzy drzwi a futrynę – Masz go powiadomić, że syn chce z nim rozmawiać – rozkazałem, domyślając się, że dziadek jest pracownikiem.

- Panicz Yukimura?- zapytał oszołomiony, wpuszczając mnie do domu – Proszę wybaczyć – zapalił światło, a pierwsze, co rzuciło się w oczy to białe, kurwa ściany!- Idę powiadomić pana Seiichi o panicza wizycie.

Stałem jak jakiś kołek i denerwowałem się. A co jeśli i on mnie wyrzuci? Nie będzie chciał syna geja? Pff… Przecież on mnie nie chciał już, jako dziecko, więc czemu ma teraz zmienić zdanie?

- Yuki?- powiedział niedowierzająco. Przetarł zaspane oczy, myśląc pewnie, że to jakiś koszmar.
Oj, najgorszy w twoim życiu, tatusiu!

- We własnej osobie – zakpiłem.

Mój ojciec… Jest taki podobny do mnie. A raczej ja jestem podobny do niego. Ten sam kolor oczu, włosów. Te same rysy twarzy, i taki sam uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Poprawił czarny szlafrok, schodząc po schodach.

- Co cię do mnie sprowadza o tak nie ludzkiej godzinie?

A, gdzie na przykład… Dobrze cię widzieć, synu! Aleś ty wyrósł na przystojnego młodzieńca! Nie stój tak w progu, wejdź do domu!

Ale nie, po co?

- Chęć zobaczenia mojego ojca – odparłem sarkastycznie – No chyba, że jesteś tak zajęty to umówię się na inny dzień?- dalej ironizowałem, patrząc kpiąco na dziadka.

- Widzę, że po matce masz charakterek – stwierdził po moim zachowaniu.

- Lepiej po niej niż po tobie porzucanie rodziny!- podniosłem głos, nie przejmując się, że reszta rodziny śpi.

- Oskarżasz mnie o coś, o czym nie masz pojęcia!- odkrzyknął w obronie, gestykulując rękoma. Odsunąłem się, bojąc się, że tym razem to on mi wyjebie w twarz – Jeżeli po to przyszedłeś to wybacz, ale muszę wcześnie wstać – i jak gdyby nic odwrócił się.

- Myślisz, że czekałbym na to jedenaście lat?- zatrzymałem go na schodach – I myślisz, że po jedenastu latach przyjechałbym tu o tej godzinie?
Dobre sobie!

- To, po co przyjechałeś?- zapytał obojętnie jakbyśmy przed chwilą rozmawiali o tym, co jadł na śniadanie.

- Bo się stęskniłem – chciałem powiedzieć, ale ugryzłem się w swój nie wyparzony język – Matka wyrzuciła mnie z domu – powiedziałem prawdę.

Przespałem prawie cały dzień i wypiłem kilka energetyków to miałem ochotę jebnąć się spać. Nawet na kanapie w salonie.

- Słucham?- powiedział zszokowany, aż schodząc ze schodów – Sanzo…- powiedział do dziadka – połącz mnie z moją byłą żoną – polecił mu.

Oparłem się o drzwi wyjściowe, siadając na podłodze. Czy to normalne, że nadal nie zaprosili mnie do środka? No w sensie, wiem że jestem w domu, ale nie ugościli mnie w salonie, ani nie zaproponowali nic do picia!

- Proszę – dziadek podał telefon mojemu ojcu – Jest niezadowolona telefonem o tej godzinie – ostrzegł pracodawcę.
Przecież miała go powiadomić!

Ichiro odetchnął kilka razy nim się odezwał – Czyś ty kobieto zdurniała na stare lata?- a, nie. Ironie też mam po ojcu – To jest twój syn!- no żadna nowość tatusiu!- Nie, nie zapomniałem że jestem jego ojcem! Nie możesz go tak po prostu wyrzucić z domu!- słysząc odpowiedź mojej matki poczerwieniał po same uszy ze złości – Sama zabroniłaś mi kontaktów z nim!- przypominał jej – Yukimura zawsze był i jest dla mnie najważniejszy – powiedział spokojniej.
He? Ja najważniejszy? I to, dlatego odszedł od nas? Bo co za mocno nas kurwa kochał? Tsa… jasne!
- Proszę?- przerwał jej - Teraz na mnie winę zwalasz? Chyba się zapominasz! Nigdy nie zostawiłem syna i dobrze o tym wiesz! Cały czas dzwoniłem i prosiłem abyś pozwoliła mi go zobaczyć, być z nim, ale ty udawałaś zranioną kobietę. Chcąc mi zadać ból zabroniłaś wszelkich kontaktów. A teraz odwracasz kota ogonem. Powiedz mi jeszcze, że mojemu synowi, też wmówiłaś te wszystkie głupoty?- zrobił krótką przerwę - Nie wierze wmówiłaś mu to wszystko, prawda?- kontynuował, gdy nie uzyskał odpowiedzi - Słuszne?- uśmiechnął się do mnie smutno - Jeśli chodziło Ci o ty by Yukimura mnie nienawidził to twój plan się udał…- nie chcąc z nią dalej rozmawiać zakończył połączenie.
Czyli, że mnie chciał? Chciał się ze mną widywać. Chciał być w moim życiu?
To nie możliwe. Przecież matka od najmłodszych moich lat mówiła, że on mnie nie kocha i ma nową rodzinę, którą bardziej kocha!

- Nie nienawidzę cię – powiedziałem cicho, ale echo rozeszło się po całym holu – Kiedyś owszem…- wzruszyłem ramionami – ale teraz… Jesteś mi obojętny jak zeszłoroczny śnieg.
Gdy wypowiedziałem ostatnie zdanie to zobaczyłem w jego lodowych oczach ból i chyba łzy? Ale nie jestem pewny, bo równie mogło być to spowodowane przez te kurewsko jasne światło.

- Chcesz coś do jedzenia albo do picia?- zapytał sztywno, zmieniając temat jakbym mu właśnie powiedział, że jest, kurwa noc!

- Nie – zaprzeczyłem, wstając z podłogi – Ale nie pogardzę jakimś łóżkiem – dodałem, ściągając okulary.

Ojciec sapnął widząc moją mordziagę. Uśmiechnąłem się kpiąco.

- Masz jakieś rzeczy?

- Tak. W samochodzie – odpowiedziałem. Nie, wcale czułem kłucia w piersi, gdy ten olał mój wygląd.

- Dziś prześpisz się w sypialni dla gości – odparł, wychodząc za mną z domu – A później pomyślimy, co dalej, w porządku?

Podałem mu torbę z laptopem i plecak, a sam wziąłem torbę z ubraniami i z kosmetykami. Zamknąłem bagażnik, i wróciliśmy do domu.

- Ichiro – zwróciłem się do niego po imieniu, bo jakoś nie miałem zamiaru mówić mu tato. I to chyba do końca mojego życia. Ten spojrzał na mnie pytająco – Jeśli jest ci nie na rękę bym z tobą zamieszkał to powiedz.

- Nie chodzi o to, czego chcę, a czego nie chcę, synu – odezwał się, wchodząc po schodach, a ja zanim – Jak wiesz, nie mieszkam tutaj sam – jakbym nie wiedział.
Pokój jest tak mały, że czułem się jakbym miał dostać atak klaustrofobii. Nie żebym ją miał. Jestem zdrowym człowiekiem na umyśle i ciele. Tak sądzę!

- Tak, wiem – wszedłem do pokoju, i od razu rzuciłem rzeczy na łóżko – Masz przecież rodzinę, którą kochasz – dodałem kąśliwie.

- Yuki…

- No, co, kurwa?- syknąłem, przerywając mu – Co wyjebiesz mnie z domu tak jak matka?

- Nie wiem jak cię matka wychowała, ale trochę szacunku dla starszych możesz okazać. Prawda?- tak przeszywał mnie wzrokiem, nawet nie odważyłem zaprotestować. Zostało mi tylko wzruszyć ramionami.

- Ależ oczywiście – przytaknąłem -  W końcu to twój dom, prawda?

- W końcu korytarza na prawo jest łazienka – poinformował mnie, ruszając do wyjścia – Czystą pościel masz w tej szafce – wskazał dłonią na mebel.

- Żartujesz?- zapytałem zarozumiałym głosem. Że niby mam sam założyć czystą pościel?

- Jest prawie druga w nocy – oparł się ramieniem o futrynę – Nie będę nikogo budził, by zrobili to za ciebie. Wierze, że sobie poradzisz – dodał by mnie zmobilizować.

- To jesteś strasznie naiwny – skomentowałem, kpiąc sobie z niego.

Oj, Oscar dobrze, że nie słyszysz i nie widzisz mojego zachowania!

- Rozumiem, że masz do mnie żal za to, co zrobiłem…- oj, nie bądź tak sztywny tatusiu i wyciągnij kija z dupy!- Ale to nie powód byś mnie tak traktował!

- A, co mam ci wpaść w ramiona – odpyskowałem, mając go w tym momencie za śmiecia – Wychwalać w niebiosa, jaki to kurwa z ciebie wspaniały ojciec?

- Nie przeklinaj!- skarcił mnie.

- Nie masz prawa mnie pouczać!

- Oczywiście, że mam – zaooponował – Jestem twoim ojcem!

- Ojcem?- podszedłem do niego, patrząc mu prosto w oczy – To gdzie kurwa byłeś przez jedenaście lat, hmm?- Jaki ze mnie chuj, co? Tak myślący tylko o sobie, że nie zwracam nawet uwagi na to, że krzywdzę innych. Ale jak ja bym o sobie nie myślał to, kto by to robił?- Nie, nie odpowiadaj – wróciłem do łóżka, by wyciągnąć ciuchy do spania – Doskonale znam odpowiedź na to pytanie – koszulkę i spodenki położyłem na łóżko, a torbę walnąłem obok – Wychowywałeś syna, którego kochasz bardziej ode mnie – ani razu nie spojrzałem na niego, by nie wiedzieć jego bólu.

- Wiesz, że to nieprawda – mimo, że powiedział to szeptem to doskonale to słyszałem. A słowa odbijały mi się w głowie jak echo.

Czy to prawda?

Być może. Ale, co mam zapomnieć o wszystkim ot tak? Udawać, że wcale mnie nie zostawił? Że przez te wszystkie lata ani razu nie zadzwonił, nie napisał?
Okej. Może i matka mu utrudniała kontakt ze mną, ale mógł przecież zadzwonić do Oscara, co nie? Jasne, że mógł!

- Zostaw mnie samego – to zdanie miało oczywiście drugie dno.

- Synu…

- Mam powtórzyć?- odparłem sarkastycznie, ściągając koszulkę stojąc do niego tyłem.

- Dobranoc – powiedział zrezygnowany, zamykając za sobą drzwi.


Wymarzona, wręcz!