Philip Justin Macedon nie był zwykłym nastolatkiem. Wstał
nim słońce wyszło ponad horyzont. Nie spał do południa, tak jak jego
rówieśnicy, którzy odsypiali cały tydzień ciężkich męczarni, zwaną szkołą.
Chłopak podniósł, odrzucając kołdrę na bok. Idąc do łazienki, przygładził swoją
szopę na głowie, by widzieć świat. Na boso udał się do łazienki. Tam wziął
szybki prysznic, brudne ręczniki wrzucił do kosza na brudy. Stanął przed
lustrem, patrząc w swoje odbicie. Podobała mu się jego nowa fryzura. Teraz
wyglądał bardziej wyzywająco i buntowniczo. Wciąż pamiętał dzień, gdy wrócił do
domu z ogolonym bokiem i czerwonymi włosami.
****** Wspomnienie *****
Jak każdego dnia przy drzwiach wejściowych stał lokaj. Bez
słowa zabrał plecak nastolatka, informując, co na obiad i odniósł jego rzeczy
do pokoju. W salonie siedział ojciec z Elizabeth, rozmawiając o książce ich
stałego pisarza. Skąd to wiedział? Cóż, kilka razy słyszał ich dyskusje i
opinie na dane książki i ich autorów. Tak, też zapamiętał kilka nazwisk.
- Cześć, siostra!- podszedł do siostry i pocałował ją w
skroń.
- Hej – odpowiedziała zniesmaczona, widząc nową fryzurą
brata.
- Witaj, synu – jak zwykle pierwszy przywitał się pan
Macedon, podchodząc
do chłopaka.
- Witaj, tato – odpowiedział od niechcenia.
To nie tak, że nie kochał ojca. Mieli chłodne stosunki
miedzy sobą. Ojciec traktował go jak powietrze, zazwyczaj. A on udawał, że nie
ma nic przeciwko. Choć bolała go postawa ojca. No, bo które dziecko chciało być
olewane przez rodzica? Wiadome, że żadne. I, on też nie chciał. Czasami myślał,
że jest tak traktowany, bo jest adoptowany czy jakimś podrzutkiem. Ale wywalał
ten pomysł z głowy patrząc w lusterko.
- Jedziemy – rozkazał, mijając syna.
- Gdzie chcesz jechać?- chłopak nie ruszył się na krok.
- Masz się tego pozbyć – wrócił się do syna i szarpnął nim,
popychając do przodu.
- Nie – zbuntował się, domyślając, co ojciec chce zrobić,
zostawiając go w holu.
Phil wbiegł po schodach do pokoju. Niech go chuj strzeli,
ale nie po to zapuszczał włosy, by je teraz ściąć. Spojrzał w stronę drzwi,
które nie trzasnęły, mimo tego jak mocno je pchnął.
- Jedziemy, albo tego pożałujesz! – zagroził właściciel
wydawnictwa, stając w progu.
Ze złości miał całą czerwoną twarz, a mięśnie napięte,
powstrzymując się od uderzenia syna.
- Nie – powtórzył, gotowy na wybuch złości ojca.
Pan Macedon w dwóch krokach podszedł do nastolatka. Plask.
Siła uderzenia powaliła go na podłogę. Przyłożył dłoń do pulsującym bólem
policzka. W oczach pojawiły się niechciane łzy. Podprał się na przedramionach
na podłodze, klęcząc. Pochylił głowę, by ukryć słone krople, które spływały mu
z policzka na podłogę.
- Sprowokowałeś mnie – powiedział, i zostawił syna samego w
pokoju.
***** Koniec wspomnienia *****
Tak, pamiętał ból, jakby to było wczoraj. Przekonał się na
własnej skórze, jaki silny jest jego ojciec, pomimo, iż pracował za biurkiem.
Później by wkurzyć ojca jeszcze bardziej przebił sobie ucho.
Phil tyle razy chciał mieć bardziej męską sylwetkę, ale
chcieć a móc, nie idą w parze. Przy metr siedemdziesiąt warzył ledwo ponad
pięćdziesiątkę. Próbował przytyć, chodzić na siłownie… Ale nic nie wyszło. W
końcu poddał się, stwierdzając, że czuje się gorzej, gdy się objada. Nie ma, co
ukrywać. Po ojcu odziedziczył ostre rysy twarzy, a po matce kobiecą sylwetkę.
Po porannej toalecie, udał się do pokoju, gdzie sięgnął po
zielone bokserki i białe skarpetki. Z wieszaków ściągnął czarne, miejscami
przetarte jak i dziurawe na kolanach rurki. Do tego czerwoną koszulkę z
nadrukiem, a na to czarną koszulę. Na stopy wsunął wysokie za kostkę trampki.
Wychodząc z pokoju, drapnął z biurka portfel i telefon. Czasami się dziwił, że
ten jeszcze dzwoni. Był to chyba pierwszy aparat z kolorowym wyświetlaczem. Ale
mu wystarczał. Głównie to i tak tylko ojciec dzwonił z rozkazami.
Idąc do kuchni, miną się z lokajem.
- Witaj, paniczu – ukłonił się.
- Cześć, Rajmund – odpowiedział chłopak, uśmiechając się do
mężczyzny.
Ten jednak nie odwzajemnił uśmiechu.
Phil wzruszył ramionami, i ruszył w swoim kierunku.
- Dzień dobry – przywitał się z wszystkimi obecnymi w
kuchni.
- Witaj, paniczu – odpowiedział kucharka z ciepłym uśmiechem
na ustach.
Nastolatek podszedł do kobiety i ucałował ją w policzek.
- Siema, szefie – rzucił radośnie Sean. Był on kierowcą
Elizabeth.
- Dzień dobry – odpowiedziała formalnie, Martha, ta
natomiast zajmowała się porządkiem w domu.
- Rosalinn – Phil westchnął głośno – Ile razy cię prosiłem,
byś mówiła mi po imieniu?- pytał za każdym razem, gdy ta zwracała się do niego
„per panicz”.
- Widocznie za mało – przekomarzała się z synem pracodawcy –
A teraz siadaj – uderzyła go lekko ręcznikiem kuchennym w pośladek.
- Masz rogaliki francuskie?- usiadł na swoim miejscu przy
sporej wysepce kuchennej.
- Jak w każdy wekeend – powiedziała rozbawiona, stawiając
przed chłopakiem ciepłe rogaliki, i kawę z mlekiem oraz sok.
Była dumna z nastolatka. Mimo, że wychował się w rodzinie,
która nie okazywała mu za dużo miłości, chłopak był jej pełen. Nigdy nie okazał
im, iż jest lepszy od nich czy oni, pracownicy są z niżu społecznego. Owszem,
bywały chwile, gdy chłopak używał słów, których ona nie rozumiała, i czuła
wstyd, lecz on nigdy nie pozwolił, by była skrępowana w jego obecności.
Zazwyczaj obracał wszystko w żart i tłumaczył jej wyraz, którego nie rozumiała.
Była prostą kobietą z biednej rodziny. Już, jako nastolatka zaczęła pracować u
państwa Macedon’ów. I została po dziś dzień. Phila traktowała jak swojego syna,
którego nie ma.
- Smacznego, paniczu – życzyła chłopakowi, nim ten zabrał
się za jedzenie.
- Dzięki – odpowiedział z pełnymi ustami.
Sean nadal nie mógł uwierzyć, że chłopak traktuje ich jak
równego sobie. Czuł się przy nich na tyle swobodnie, by być sobą. Jedząc z nimi
posiłki zachowywał się nawet gorzej od nich. Mówił z pełnymi ustami. Czasami
zdarzało się, że jedzenie wylatywało mu z buzi. Śmiał się wtedy głośno i
radośnie, rzucając w nich fasolką czy ziemniakiem albo innym jedzeniem. Obrywał
wtedy ścierką po głowie od kucharki, i śmiał się jeszcze głośniej. Był tak inny
od siostry. Ta traktowała ich z dystansem i ozięble. Ocknął się z rozmyślań,
gdy dostał kawałkiem rogalika w oko.
- Co się tak zwiesiłeś – zagadał Phil, pijąc kawę, a zaraz
napił się soku.
Byli już przyzwyczajeni do jego dziwactw. Takich jak ta.
Jadł rogaliki do kawy, a kawę zapijał sokiem ananasowym.
- Zamyśliłem – poprawił nastolatka kierowca, odrzucając
kawałek pieczywa, na tyle wysoko, że ten złapał go w usta.
- To, o czym myślałeś?- zakpił z mężczyzny w żartach.
- Jak ci powiem to będę musiał cię zabić!- odbił piłeczkę.
Chłopak zamiast odpowiedzieć to zaczął się śmiać razem z
kucharką jak i z kierowcą. Tylko sprzątaczka siedziało cicho. Co troszku ich to
zdziwiło, ale po chwili o niej zapomnieli.
- Dzień dobry – przywitał się gość, wchodząc do kuchni.
W pomieszczeniu ucichło. Kierowca uciekł tłumacząc
się, że musi wymienić część w samochodzie. Młoda dziewczyna zarumieniona
opuściła głowę, mamrocząc, że idzie posprzątać. Alexander poczuł się jak
intruz, widząc ich zachowanie. W holu było słychać ich wesołość, aż tu nagle
umilknęli jak on wszedł.
- Dzień dobry – odpowiedziała starsza kobieta – Zaraz podam
kawę i śniadanie do jadalni – powiedziała nieco nerwowo.Nikt jej nie
poinformował, że ma podać już śniadanie.
- Nie trzeba - próbował uspokoić kucharkę - Napije się kawy
tutaj, jeśli to nie problem - dodał, siadając na przeciwko nastolatka.
Phil prychnął kpiąco sobie pod nosem, wstając. Schował swoje
brudne naczynia do zmywarki i wziął od kobiety szklankę z wodą. Wypił wszystko
jednym duszkiem.
- Jakie masz plany na dziś, Phil?- spróbował wybadać
stosunki z nastolatkiem.
- Philip - poprawił starszego, wyciągając reklamówkę z
szafki. Do niej schował puszkę sprite, butelkę wody i rogaliki, które
zapakowała kobieta oraz kilka słodyczy - A moje plany nie powinny pana
interesować, panie Thompson.
- Paniczu - skarciła chłopaka.
- Pozdrowić ojca Markusa?- ucałował kucharkę w policzek.
- Oczywiście - powiedziała nim chłopak zniknął za drzwiami -
To bardzo kochany chłopak - rzuciła do mężczyzny stawiając przed nim kawę,
mleczko i cukier.
- Nawet bardzo - ironizował, wlewając biały napój do kawy.
- Proszę się nie zrażać do jego osoby...- rozmawiając z
mężczyzną zaczęła szykować śniadanie dla pracodawców - Panicz... Jest... No,
cóż… To zamknięty w sobie chłopak – westchnęła, stawiając przygotowane dania na
wózek – Właśnie, dlatego jaki jest nie ma za dużo przyjaciół…
- Wcale mnie to nie dziwi – wtrącił mężczyzna.
- Przez mur, który stawia ciężko się przebić – dodała,
patrząc na mężczyznę ciepłym wzrokiem – Proszę dać mu się poznać – podeszła do
gościa, i poklepała go po ramieniu – Jestem prostą kobietą, ale znam się na
ludziach – wróciła do pełnego wózka i wyjechała z nim z kuchni.
Alex pijąc kawę myślał nad słowami kobiety. A, co jeśli
będzie się starał, a chłopak go odrzuci? Nie wygląda zbyt przyjaźnie. Chociaż w
dzień bankietu, w kuchni rozmawiało im się miło. Musi to sobie przemyśleć. Nie
chce mieć w nim wroga, a przyjaciela. W końcu będą rodziną.
OoO
Chłopak wstał z siedzenia i ruszył do wyjścia, bo zaraz jego
był przestanek.
- Na razie, Nick!- pożegnał się z kierowcą autobusu. Ten
odjeżdżając zatrąbił dwa razy.
Phil jak w każdą sobotę, podążał do sierocińca, w którym był
wolontariuszem. Pomagał sierotą w nauce jak i spędzał z nimi wolny czas. Grał w
koszykówkę z rówieśnikami oraz w piłkę nożną. Chociaż jej nie lubił to nie
potrafił im odmówić. Jednak jego serce skradł pięcioletni Jordan. Jemu
poświęcał najwięcej czasu. Chłopiec został zabrany od rodziców alkoholików,
którzy nie poświęcali mu czasu, a każdego centa wydawali na tanie alkohole.
Jordan był tak zaniedbanym dzieckiem, że trafiając do sierocińca nie umiał
mówić. I, wtedy też, Phil zaopiekował się maluchem. Kochał go jak młodszego
brata, i nie pozwoli, by stała mu się jakakolwiek krzywda.
Otworzył metalową furtkę, wchodząc na dzieciniec sierocińca.
Na placu zabaw bawiły się najmłodsze dzieci. Nie daleko stały stoły i ławki,
przy których starsi odrabiali lekcje. Z nimi siedziały siostry zakonne,
pomagające im w nauce. Phil rozejrzał się po obecnych, a jego oczy szukały
jednej osoby. Chłopca, który właśnie zjeżdżał z zjeżdżalni na nogach.
Nastolatek westchnął kilka razy. Tyle razy mówił Jo, żeby tak nie robił, a on
swoje. Nie zapomni jak Jo wyrżnął, uderzając zębami o ślizgawkę i płakał, gdy
zobaczył, że wybił sobie zęba. Widocznie musi zgubić je wszystkie by się
nauczył.
- Niech będzie pochwalony!– Phil przywitał siostry z
uśmiechem na twarzy - Siema!- powiedział do reszty obecnych.
- Na wieki wieków, amen – odpowiedziały równie przyjaźnie.
Stanął naprzeciwko
ślizgawki i czekał na Jordan ‘a, który właśnie do niego biegł. Nastolatek położył
reklamówkę na ziemi i wyciągnął dłonie przed siebie. Po chili wskoczył w nie
maluch, wtulając się w starszego.
- Ceść, Phil – uściskał licealistę.
- Hej, brzdącu –
potarmosił chłopca po głowie – Mam coś dla ciebie – podniósł siatkę. Usiedli na
wolnej ławeczce. Mały z niecierpliwością otworzył reklamówkę i zaczął
przeglądać zawartość - Czekolady…- wyciągnął je z dłoni malca – są dla
wszystkich – tak jak wcześniej, dziś też musiał mu to powtórzyć. Od kiedy
zaczął przynosić mu jakieś smakołyki, miał również czekolady dla innych dzieci.
A oczy Jo zawsze przykrywała mgła smutku, gdy je zabierał. Pomimo, iż Philowi
kroiło się serce, nie mógł pozwolić by inne dzieci patrzyły się jak maluch
zajada się słodyczami, sam.
- No, dobzie – odpowiedział tęsknie, oddając tabliczki
czekolady.
- Ale masz rogali od Ross – wyciągnął wspominane jedzenie –
Ulubione żelki – położył paczuszkę cukierków w kształcie miśków obok chłopca,
który je złapał w małe rączki, bojąc się, że ktoś mu je zabierze – Sprite –
otworzył mu puszkę napoju i podał. Nie wymieniał dalej i nie wyciągał reszty
smakołyków, bo chłopiec zapomniał o czekoladach, gdy tylko zobaczył swój
ulubiony cytrynowy napój. I wiedział, że nie powinien go poić tak niezdrowym
napojem to nie umiał mu odmówić – No dobra – odłożył siatkę na bok – To dziś
poczytamy…- Phil sięgnął po ksiązki, które leżały na stoliku. Przyszykowane
specjalnie dla nich.
- Pinokio!- krzyknął radośnie Jordan, otwierając książkę.
- Znowu?- chłopiec tylko energicznie pokiwał głową, oddając
bajkę – Znasz już to na pamięć – jęknął cierpiąco, siadając wygodniej.
Jo, nie odpowiadając wdrapał się starszemu na kolana. Włożył
palec do buzi, i słuchał.
Owszem znał bajkę na pamięć. No, może nie do końca. Ale
podobała mu się końcówka. Jak kukiełka spotyka wróżkę, i ta zamienia go w prawdziwego
chłopca. On również chciał ją spotkać i poprosić o nową mamusię i tatusia. Lecz
musi być grzeczny i poczekać. Musi, pomyślał, przymykając swoje oczka.
W zakładce bohaterzy, wrzuciłam zdjęcie Jo :)
W zakładce bohaterzy, wrzuciłam zdjęcie Jo :)