piątek, 19 czerwca 2015

Ukryta Miłość - 5

Echh... Wiem, wiem... Zawaliłam. Jednak jak to ma wena... Leci sobie w siną dal. Musiałam wypić mnóstwo Red Bulli, aby ją dogonić... I, udało się! Tak, też się cieszę...

Dzięki za komentarze od moich stałych czytelniczek... Więc to wam dedykuje ten rozdział :)

Dobra nie męczę dupci...





Philip’a obudził ból głowy. Przewrócił się na drugi bok, uchylając spuchnięte od płaczu powieki. Zerwał się z łóżka nie rozpoznając pokoju. Co prawda pomieszczenie oświetlał tylko księżyc, ale u niego w pokoju nie było okna na całą ścianę. Przez zaplątane nogi w koc wyrżną, uderzając ręką o kant szafki. Krzyknął, kuląc się z bólu na podłodze. Hałas, jaki narobił nastolatek ściągnął właściciela mieszkania do pokoju.

- Wszystko w porządku?- zapytał zatroskany mężczyzna, opierając się biodrami o futrynę.

- Aleś mnie wystraszył – nastolatek przyklęknął. Przyłożył dłoń do serca, i odetchnął kilka razy, uspokajając się.

- Nie jestem, aż tak straszy – zażartował, podchodząc do młodszego, wyciągając do niego dłoń.

- Przez grzeczność nie zaprzeczę – wstał przyjmując pomoc – Już myślałem, że ktoś mnie porwał – powiedział z ulgą w głosie.

- Porwał?- Alex rozbawiony podniósł brew.

- No wiesz…- chłopak staną przed oknem, stając do starszego plecami, by ukryć swoje czerwone oczy jak i siną twarz – dla okupu…

- Okupu?- parsknął, przerywając nastolatkowi.

- A ty, co papuga jesteś?- Phil nie zdziwił się widokiem za oknem. Był niemalże na całe miasto. Nawet stąd było widać drapacz chmur, w którym pracował mężczyzna – Masz zamiar wszystko po mnie powtarzać?

- Robię tak tylko wtedy, gdy ktoś wygaduje głupoty – powiedział ostrzej niż planował.

To przystopowało Phila. Spojrzał smutno na starszego, po czym wrócił wzrokiem na szybę. Za to Alex przeklął pod nosem, podchodząc do chłopaka. Stanął tuż obok, splatając ręce na piersi.

- Nie ma pan daleko do pracy, panie Thompson – odezwał się po dłuższej chwili.

- Przepraszam. Nie powinienem tak ostro zareagować…

- Nie, ma pan prawo, panie Thompson – przerwał starszemu – To ja nie powinienem zwracać się do pana jak do kolegi – odparł przepraszająco, wzruszając luźno ramionami.

Jak mógł pomyśleć, że może być przy mężczyźnie sobą? Przecież doskonale wiedział, że tacy burżuje jak on czy jego rodzina czekają, aż człowiek się otworzy i odkryje swoje czułe punkty by zaatakować znienacka. Musi ukryć swój ból i zawód zachowaniem starszego za murem i maską obojętności. Choć będzie to dla niego trudne, bo mężczyzna był przy nim, kiedy się kompletnie załamał.

- Myślisz, że ojciec zapłaciłby za ciebie okup?- zmienił temat, wracając do wcześniejszego.

- Tak, oczywiście – ironizował, przykładając dłoń do szyby – Jestem pewny, że zapłaciłby podwójne...- westchnął, by uspokoić swój drżący głos – gdyby tylko porywacz obiecał, że mnie nie uwolni – dokończył smutno.Phil mimo tego, że próbował zażartować wiedział, jak prawdziwe były to słowa.

- Mylisz się – nie zgodził się z nastolatkiem – Wbrew wszystkiemu to twój ojciec. I na pewno nie chciałby, aby stała ci się krzywda…

- Nawet, jeśli to on najbardziej mnie krzywdzi?- powiedział zbolałym głosem tym samym przerywając wywód starszemu.

- Nie każdy człowiek jest doskonały.

- Czy pan, panie Thompson broni mego ojca?- zapytał, nie wierząc jak toczy się ich rozmowa – Czy próbuje mi pan powiedzieć, że to, co robi mój ojciec nie jest złe tylko, dlatego, że jest niedoskonały?

Patrzył na Alex ’a szeroko otwartymi oczyma. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. On staje za człowiekiem, który nie radząc sobie ze stresem i nerwami wyżywa się na synu.

- Nic takiego nie powiedziałem, Philipie – powiedział zirytowany tym, że nastolatek przekręca jego słowa – Próbuje ci tylko powiedzieć…- złapał nastolatka za ramiona, odwracając w swoją stronę – Spójrz na mnie – poprosił, gdy nastolatek odwrócił wzrok – Masz racje to, co robi ci twój ojciec i jak cię traktuje jest…

- … okrutne…

- … i to nie znaczy, że cię nie kocha – Alex wplótł dłoń we włosy chłopaka, odsłaniając siny policzek – Czasem ranią nas najbliżsi – objął chłopaka niczym kokon, widząc łzy spływające po policzkach.

- Ale…- wtulił zapłakaną twarz w umięśnioną klatkę – to tak boli.

Alexander przytulił go mocniej. Nie mówił nic, pozwalając mu wyrzucić z siebie cały ból jaki mieścił się w jego sercu.

- Co z twoją ręką?- zapytał, gdy nastolatek syknął z bólu wycierając mokrą twarz.

- Zaraz przejdzie – zbył jego troskę machnięciem dłoni.

- Wątpię – skomentował niczym lekarz – No pokaż – ni to poprosił, ni to rozkazał. Phil zacisnął zęby czując przeszywający ból, gdy Alex próbował ją wyprostować - Zjemy coś, i jedziemy na pogotowie – zarządził, widząc rękę chłopaka.

Nie dość, że była spuchnięta, to troszku… Krzywa.

- Nie jestem dzieckiem!

- To się tak nie zachowuj – odpowiedział wesoło, wychodząc z pokoju - To już jakiś postęp – pomyślał Alex.

Niby nic takiego, ale to, iż chłopak czasami zwracał się do niego na „ty” to był coś. I, oczywiście to, że się przed nim otwierał i pokazywał swój charakterek. Zadowolony poszedł do kuchni.
Phil stał nadąsany jak mały chłopczyk i brakowało tylko by zatupał. Oczy miał wciąż czerwone od płaczu, ale nie wyglądał już na smutnego. No i policzek był lekko siny. Ale, co się dziwić jak uderzenia zadał postawny i silny mężczyzna?

- Co jemy!?- zapytał, wchodząc do jeszcze większego pomieszczenia niż pokój.

Salon był ogromny. Okna w kącie na całą ścianę, które można było zasłonić czarną kotarą. Na środku znajdywała się biała skurzona sofa, a do kompletu fotele i pufy wkoło szklanego stolika, na którym stały świeże kwiaty. Leżała również gazeta i maszynopis. Podłogę zdobił śnieżnobiały puszysty dywan, który zapraszał, by ściągnąć okrycie stóp i wejść na niego boso. I tak jak w sypialni, i tu stały regały pełne książek. Na biało brązowych ścianach wisiały obrazy i telewizor, pod którym stała szafka z szybą. Nie słysząc odpowiedzi w czasie rozglądania po pomieszczeniu, poszedł w miejsce gdzie znikł mu z oczu, Alex. Kuchnia była mniejsza. Na środku stała wysepka kuchenna. Meble koloru czarnego z niebieskimi blatami, na których stały różne ustrojstwa. Od opiekacza do chleba po ekspres do kawy, który parzył właśnie czarny napój.

- Siadaj - Alex położył na talerz zrobione kanapki – Wybacz mam tylko jabłkowy – obok zaparzoną kawę, sok i podszedł do szafki po szklankę, by nalać do niej wody.

Phil mimo zdziwienia, nie powiedział ani słowa. Usiadł we wskazanym miejscu, sięgając po kanapkę.

- Smacznego – życzył, Alex, pijąc kawę.

- Dziękuje – powiedział, wdzięczny za dobroć, jaką mu okazał.

Phil przyjrzał się mężczyźnie, który opierał się o blat pośladkami, patrząc w okno nieobecnym wzrokiem. Alex był przystojny. Pewnie nie jedna chciała wskoczyć mu do łóżka. Zresztą nie dziwił się.

- Sam bym mu wskoczył – pomyślał, od razu krztusząc się kanapką.

Kaszlnął kilka razy, upił soku, i wrócił do swoich obserwacji. Tak, teraz było widać całą jego sylwetkę. Koszulka opinała się na jego umięśnionym torsie. Przez zgięte w łokciu ręce były widoczne duże bicepsy. Zgrabne, ale męskie biodra były ukryte pod czarnymi dresami. Podniósł wzrok do góry, jeszcze raz podziwiając zbudowaną klatkę piersiową starszego. I jabłko Adama, poruszające się przy każdym przełknięciu czarnego napoju.

- Mógłbym się w nie wgryźć – pomyślał.

Usta. Takie kształtne, pełne i uśmiechające się?

- Mam nadzieje, że widoki się podobają – powiedział z nadzieją w głosie, Alex.

- Nie wiem, o czym mówisz – Phil, schował swoją zawstydzoną twarz pod włosami.     

- Moje są wspaniałe – powiedział, patrząc uwodzicielsko na młodszego.

- Muszę już iść – powiedział smutno, myśląc, że straszy sobie z niego kpi.

Wiedział, że tak będzie jak tylko otworzy się. Zwłaszcza na ludzi pokroju ojca i siostry. Nikt mu nigdy nie powiedział, że… Co właściwie?
Jest tylko dziwakiem i nic nie wartym śmieciem, jak powtarzał mu ojciec. Elizabeth osobiście mu wykrzyczała w twarz, że jest obrzydliwy i nieatrakcyjny. I Alex pewnie na jej prośbę chce go złamać jeszcze bardziej. Nie wiedział czemu na tą myśl miał ochotę płakać jak dziecko.

- Musimy jechać do szpitala – Alex nawet nie krył zdziwienia, gdy zobaczył zrywającego się chłopaka z krzesła. Poszedł za nim, zastanawiając się, co wywołało smutek u młodszego. Doskonale widział łzy w kącikach oczu, nim ten je ukrył opuszczając głowę – Poczekaj. Muszę się ubrać – poprosił.

Phil zaczął powoli zakładać czerwone tenisówki. Rękę pulsowała mu bólem. Co jakiś czas syczał pod nosem, gdy poruszył nią mocniej. Modlił się w duchu, by nie była złamana. Stanął wyprostowany, czekając na starszego. Jak mógł być taki głupi i wierzyć, że Alex jest inny. Doskonale wiedział, że jest inaczej.

- No, jestem gotowy – do przedpokoju, wszedł ubrany Alex. Brązowy sweterek, spod którego wystawał odpięty kołnierzyk i czarne spodnie. Na stopy włożył eleganckie buty. Chłopak stał z otwartymi ustami jak i oczyma, nie mogąc oderwać wzroku. Nie wiedział czy to, dlatego, że był tak przystojny czy może, dlatego, że wyglądał jakby szedł na randkę, a nie do szpitala! Alex zadowolony taką reakcją sięgnął po płaszcz i narzucił młodszemu na ramiona – Na dworze jest chłodno – wytłumaczył spokojnie, gdy ten spojrzał na niego -  A ty jesteś w samej koszulce – dokończył, otwierając drzwi od apartamentu.
***
Jadąc do szpitala żaden nie odezwał się. Alex od czasu do czasu spoglądał kontem oka na smutnego nastolatka. Zastanawiał się, co zrobił, a co gorsza powiedział, że chłopak się wycofał i znów stawiał mur. Młodszy jednak uparcie traktował go jak powietrze. Wzrok miał wlepiony w mijane budynki, sklepy oraz galerię. Pod szpitalem, nawet na niego nie spojrzał ani nie poczekał. Licealista poszedł do recepcji jakby sam przyjechał. Alexander westchnął, nacisnął guziczek na pilocie zamykając auto, i schował kluczyki do kieszeni. W środku Phil tłumaczył malej pulchnej kobiecie w białym fartuszku, co mu się stało. Standardowo kazali iść do poczekalni i czekać do momentu, aż usłyszy swoje nazwisko. W poczekalni przystanął w progu upewniając się czy dobrze widzi. Ludzi było koło trzydziestu i jak dobrze pójdzie to może do rana dostanie się do chirurga. Zdrową rękę schował do kieszeni płaszcza od Alex ‘a. Usiadł na wolnym krześle, odchylił głowę, opierając ją na ścianie i zamknął oczy. Nie otworzył ich, czując jak ktoś siada obok. Zapach mężczyzny był tak mocny i uzależniający, że poznał go od razu. Przysypiało mu się, gdy poczuł jak ciągnie go coś za nogawkę. W ostatniej chwili powstrzymał kolano przed machnięciem. I dziecko stojące przed nim nie poleciało na swoja pupę.

- Cześć - przywitał dziewczynkę, uśmiechając się do niej cieplutko. Jak zwykł to robić, widząc małe pociechy. Pochylił się, by mieć jej prawie, że czarne oczka na równi. Pamięta jak Jo mu powiedział, że czuje się lepiej, gdy nie musi wysoko podnosić główki.

- Ceść - odpowiedziała pokazując rządek swoich malutkich białych ząbków - A, cio ci się śtało?- zapytała ciekawa, dotykając małą rączką rękę Phil'a.

- Złapał mnie taki duży... Duży... Duży...- z każdym słowem dłonią pokazywał wielkość - potwor...- zdrową ręką po gilgotał dziewczynkę, która zaczęła głośno śmiać się. Uwielbiał śmiech dzieci. Był taki prawdziwy i szczery w tym zakłamanym świecie.

- Nie plawda - odpowiedziała radośnie - Jesteś zia duzi!

- Oh... On przychodzi do tych, co nie jedzą warzyw - powiedział dziecku na ucho, jakby zdradzał jej tajemnice.

Alex, aż zaśmiał się pod nosem. Potwory? Tylko osoby kochające dzieci mogły pouczyć i nastraszyć dziecko jednocześnie. Patrzył na Philipa, gdy ten rozmawiał z dziewczynką. Taki swobodny z prawdziwym uśmiechem. Patrzył na dziecko ciepło i przyjaźnie, a głos... Przemiły i serdeczny. Ten ton słyszał pierwszy raz. Nawet rozmawiając z kucharką miał inny.

- Ja jem waziwa!- zapewniła krzycząc, rozglądając się w koło, jakby miał zaraz wyskoczyć wspominany potwór.

- Grzeczna dziewczynka - pochwalił ja, głaszcząc po głowie - To nie masz się, czego bać...

- Przepraszam za córkę – przerwała mu kobieta. Podeszła do nich, z krzywa mina, patrząc na chłopaka z obrzydzeniem.

- Nic się nie stało - odpowiedział obojętnie, wzruszając ramionami. Usiadł prosto, splatając dłonie na kolanach i tam zatrzymując swój wzrok. Nie lubił jak ludzie go osądzali po wyglądzie.

Kobieta nie odpowiedziała. Wzięła córkę na ręce i odeszła.

- Nie przejmuj się – Alex próbował go pocieszyć. Nie znał chłopaka długo, ale nie lubił, gdy ten był przygaszony. Czasami wyglądał jakby był zmęczony życiem. A, to mu  w głowie się nie mieściło. No, bo jak nastolatek mógł tak wyglądać? Ma dopiero siedemnaście lat!

- A kto powiedział, że się przejmuje?- powiedział niby obojętnie, lecz słychać było nutkę goryczy

- Widzę – odparł, niewzruszony obojętnością młodszego.

- Nie zna mnie pan, panie Thompson – próbował powstrzymać mężczyznę przed dalszym drążeniem tematu.

Nie mógł uwierzyć jak ten glancuś czytał z niego, jak z otwartej książki. Przecież zamykał się na wszystko i na wszystkich jak tylko ktoś go zranił. Świadomie lub nie. Nic na to nie mógł poradzić. Robi tak od lat. I nie zdawał sobie z tego sprawy. To była jego odpowiedź na atak.

- W rzeczy samej. Nie znam, ale każdy człowiek będzie traktował cię tak samo – stwierdził fakty.

Philip, aż odetchnął z ulgą słysząc słowa starszego. A już myślał, że jego mur poległ.

- Żadna nowość – wzruszył ramionami – Nauczyłem się już z tym żyć – spojrzał na Alex ‘a.

- Myślę…

- Że to pana nie interesuje, panie Thompson – wszedł w zdanie mężczyźnie tym samym kończąc rozmowę.

- Dlaczego taki jesteś?- zapytał przygaszony.

Nie miał już sił na walkę z nastolatkiem. Przegrywał za każdym razem, gdy próbował się do niego zbliżyć. Jeśli znów go oleje, zrezygnuje.

- To znaczy, jaki?- udał, że go to interesuje.

- Odrzucasz mnie jak tylko próbuję cię poznać – przyznał szczerze.

- I tu się pan myli, panie Thompson…

- Pan Macedon!- przerwał mu krzyk mężczyzny – Proszę do środka.

- ...ja nie pozwalam się panu do mnie zbliżyć – dokończył wstając. Ściągnął płaszcz i położył go na krześle.

- A to nie to samo?- zapytał nie rozumiejąc logiki chłopaka.

- Na to wygląda – odparł, zostawiając Alex’ a samego.









czwartek, 4 czerwca 2015

Ukryta Miłość - 4




Phil wrócił do domu, gdy położył Jordan'a spać. Niby nic takiego ciężkiego nie robił, ale był zmęczony. Mały ciągle chciał skakać, biegać i... skakać. Nie miał wyboru i bawił się z chłopcem. Wyczerpanie mijało, gdy widział radość na buzi malucha. Tylko w tych chwilach wiedział, że Jo nie myśli o złych rzeczach, jakie go spotkały.

Wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Lubił robić domownikom na złość. Niech wiedzą, że czarna owca rodziny wróciła. W wejściu do jadalni stanął jak wmurowany, widząc wspólnika ojca. Przez cały dzień o nim nie myślał i zapomniał o jego istnieniu, aż do teraz.

- Za co, kurwa?- pomyślał, wchodząc do pomieszczenia – No, za, co ja się pytam!- usiadł na swoim miejscu, od razu nakładając sobie kanapki na talerz.

- Dobry wieczór, synu – przywitał się pierwszy pan domu, popijając czerwone wino.

Phil nie był zdziwiony tym, iż zaczęli kolację bez niego. Nie poinformowali go o tym, że narzeczony Elizabeth zostaje. Bo, po co? On i tak nie miał nic do powiedzenia.  

- Wspaniały, ojcze – wgryzł się w chleb z szynką, serem żółtym i pomidorem.

Oprócz jego kanapek, bo nikt inny nie miał zamiaru jeść coś tak prostego i taniego jak chleb. Na dużych i porcelanowych talerzach znajdywała się pierś z kurczaka w cieście czosnkowym, pieczone ziemniaki, tarta ze szpinakiem serem feta i mozzarellą i wiele innych potraw, którymi zajadali się pozostali. 

- To opowiedz, co robiłeś – szydził z syna pan Macedon.

Od pojawienia się Phil'a w jadalni, Alex nie spuścił z niego wzroku. Nie mógł się doczekać, aż chłopak powie, co dziś robił i jak spędził czas.

- Wątpię, by cię to interesowało, ojcze – powiedział luźno, sięgając po szklankę z wodą – Zresztą…- upił kilka łyków – i tak…- kontynuował, gdy odłożył puste naczynie – nie spodoba ci się odpowiedź.

- Pozwól mi to osądzić – warknął na młodszego.

- Oddałem swoje pieniądze potrzebującym – uśmiechnął się smutno, widząc złość na twarzy ojca – A, tak dokładnie to twoje – wzruszył lekceważąco ramionami – Później poświęciłem swój wolny czas dla bachorów i bękartów jak to ładnie mówisz – wstał od stołu, olewając pisk siostry – A teraz, wybaczcie - położył serwetkę na talerzu, i odszedł. 

Nastolatek nie został zatrzymany przez ojca, który zaciskał dłonie na nożu i widelcu. Za to siostra pobiegła za chłopakiem, zatrzymując go na schodach.

- Jesteś z siebie dumny?!- syknęła zła, nerwowo chowając swoje długie blond włosy za ucho.

Zawsze miała nadzieje, że jej brat przestanie oczerniać rodzinę i zacznie się zachowywać jak człowiek, a nie jak jakiś prostak. Na litość Boską! Mógł się zachować przy jej narzeczonym, ale nie. On musiał upokorzyć ją i ojca.

- Nie wiem, o co ci chodzi – odwrócił się w jej stronę, wkładając dłonie do kieszeni – Wyjaśnij.

- Na każdym kroku nas ośmieszasz!- wskazała w młodszego oskarżycielsko palec.

- Was? Co ty pierdolisz?- podszedł do dziewczyny, górując nad nią wzrostem.

- Zobacz…- skrzywiła się, patrząc na jego ubranie – jak ubierasz się. Jak zachowujesz w towarzystwie i przy stole!

- To świadczy tylko o mnie!- odpierał atak starszej.

- Mylisz się!- tupnęła swoim butem – Nawet nie wiesz jak to jest, gdy słyszysz… Twój brat jest taki i owaki! Wstyd się do niego przyznawać… Dobrze, że nie ma tu Philipa…

- A, ty?- przerwał siostrze – Wstydzisz się mnie?- zapytał szczerze, czekając na odpowiedź.

- Nie o…- chciała opowiedzieć, lecz i tym razem w słowo wszedł jej brat.

- Odpowiedz – zażądał nerwowym głosem.

Żadne z rodzeństwa nie zauważyło, iż mają publikę. Alexander znał chłopka od wczoraj, ale i tak modlił się w duchu, by dziewczyna nie wyparła się brata.

- Tak, wstydzę się ciebie!- krzyknęła z ulgą w głosie, zupełnie, jakby ktoś zdjął z niej ogromny ciężar.

Phil stał i patrzył na nią jak by powiedziała, ze jest podrzutkiem lub adoptowoany. Po policzkach spływały mu łzy, których nie potrafił powstrzymać, usłyszawszy słowa siostry. Myślał, że ma w domu jedną, jedyną osobę, która nie życzy mu źle. A tu taka niespodzianka.

- Widzisz się w lusterku?- zapytała zdziwiona reakcją brata. Myślała, że ten to wie i dlatego nigdzie z nim nie wychodzi, ani nie zaprasza – Wyglądasz gorzej niż strach na wróble! Przy tobie laleczka Chucky to piękność!- nie chciała ranić brata, ale nie mogła wiecznie ukrywać prawdy. Jak powiedziała "a" to powie cały alfabet. 

Phil starł słone krople poniżenia, mijając dziewczynę.  

- Wiesz…- zaczął z dłonią na klamce – zawsze myślałem, że jesteś inna niż ojciec czy matka – mówiąc to, stał do siostry tyłem – Oni przynajmniej nie udają, że mnie kochają…Nie udają, że jestem dla nich ważny – odwrócił się do niej – Dziś udowodniłaś, że jesteś fałszywą hipokrytką. Jesteś najgorszą porażką w moim życiu…- odetchnął kilka razy by uspokoić swój drżący głos - I chociaż kocham cię nad życie… Od dziś dla mnie nie istniejesz… A tobie…- zwrócił się do Alex ’a – gratuluje tak wspaniałej rodziny – powiedziawszy to opuścił dom. 


OoO

Od kłótni minęło kilka dni. Phil w tym czasie chodził do szkoły, do schroniska dla zwierząt oraz pomagał w sierocińcu i w domu starości. Co tydzień wpłacał, gdzie indziej pieniądze. Raz dawał na ciuchy dla dzieci, to na karmę dla futrzaków, albo na jedzenie dla potrzebujących. Zostawiał dla siebie kilka stówek. Mimo gróźb ojca, że przestanie dawać mu kieszonkowe raz w tygodniu otrzymywał czek na kilka tysięcy dolarów.
Co jakiś czas kupował sobie potrzebne rzeczy do ubrania, buty lub do szkoły. Rzadko ubierał się w nowe ciuchy. Zazwyczaj kupował je na zbiórkach dla potrzebujących. Tak, garnitur też kupił używany. Organizacja zbierała pieniądze dla rodziny, która straciła dom w pożarze, i nie mógł przejść od tak koło tego.
Czasami były to zbiórki na operacje dla dzieci z rodzin, których nie stać na opłatę, bo ich ubezpieczenie jest za niskie. 

Dzisiejszego dnia nie poszedł do domu po szkole tylko do wydawnictwa ojca. Mieściło się ono w drapaczu chmur na setnym piętrze. Nie dziwiło go to. Bo ojciec jak coś robił, to robił to z rozmachem. Chce sprzedać stare wydawnictwo? To sprzedaje. I ma gdzieś, iż to tam ono powstało. Chce kupić nowe? To kupuje. I nie ma znaczenia, że zapłaci za to kilka milionów. Za widoki i wygodę się płaci. Cena nie gra roli dla jego ojca.
Wszedł do budynku. Kobieta przy kontuarze, spojrzała na niego krzywo, wracając wzrokiem do komputera. Pierwszy raz jak tu przyszedł wypindrzona blondynka, zwyzywała go od biedaków i brudasów, po czym wezwała ochronę. Musiał zadzwonić po ojca, by po niego przyszedł lub wysłał swoją sekretarkę, bo nie chcieli mu wierzyć, że jego ojciec to znany i bogaty, pan Macedon.
Nacisnął guziczek, czekając aż przyjedzie winda. Troszku to potrwało nim zjechała na parter. Usłyszał „ dzyn”, i otworzyły się drzwi. Wszedł do niej, naciskając piętro setne. W ostatniej chwili, ktoś włożył dłoń miedzy metal, i drzwi stanęły otworem. Pech nie opuszczał go od kilku dni. Dziś też. Otóż, do metalowej puszki nie wszedł nikt inny jak Alexander Thompson we własnej osobie. W dłoniach trzymał kartonowe pudełka, a zapachy, jakie się z nich wydobywały, wskazywały na ciepły posiłek. Nastolatkowi jak na zawałowanie zaburczało w brzuchu. Niestety zapomniał wziąć śniadanie i prócz płatków czekoladowych nic nie zjadł. Zawstydzony opuścił, głowę wgapiając się w czerwone tenisówki.

- Witaj, Philipie – przywitał się z nim przyjaźnie, Alex, stając tuż obok chłopaka.

- Dzień dobry, panie Thompson – odpowiedział nieco nerwowo.

Wciąż przed oczyma widział smutne i strapione spojrzenie niebieskich oczu w dzień kłótni z siostrą. Zauważył jak mężczyzna siłą się powstrzymuje od podejścia do niej. Miał pełne prawo bronić dziewczyny. W końcu to jego narzeczona. A żaden facet nie pozwoli na obrażanie i krzywdzenie ukochanej. Nie wiedział, co stało się później, bo uciekł z domu. Elizabeth, pewnie płakała, Alex'owi w rękaw lub obrażała go, ośmieszając jeszcze bardziej. Tak to bardziej prawdo podobne. 

- Jak samopoczucie?- spytał ciekawy.

Od kilku dni zdobywał się na odwagę, by porozmawiać z chłopakiem, o tamtej sytuacji. Dziś nadarzyła się okazja.

- Nie narzekam, dziękuje – odpowiedział obojętnie, nadal nie patrząc na starszego – A jak u pana, panie Thompson?- zapytał tylko, dlatego, iż tak wypada. Bo w sumie nic go to nie interesowało.

- U mnie?- zapytał zaskoczony pytaniem nastolatka. Myślał, że ten go potraktuje jak powietrze.

- A widzi pan tu kogoś jeszcze, panie Thompson?- zażartował chłopak. Po sekundzie winda wypełniona była wesołością Phila, który zaczął się śmiać widząc rybią minę u starszego. No tego to już w ogóle się nie spodziewał! On z nim rozmawia, a do tego żartuje. Nie, pewnie usnął nad książką i pewnie śni o chłopaku. Uszczypnął się w rękę - Nie, to nie sen – odpowiedział na niezadane pytanie, wychodząc z windy, gdy ta dojechała na piętro i otworzyła się – Dzień dobry – przywitał się z kobietami, mijając ich miejsce pracy.

- A pan, do kogo?- zimno zapytała nie znajoma mu sekretarka, ciągnąć za rękaw koszuli. 

Druga, nie poinformowała koleżanki po fachu, iż to syn właściciela wydawnictwa. Nie z powodu nastolatka, ale, dlatego, że nie przepadała za koleżanką z pracy, i chciała zobaczyć jak otrzymuje reprymendę od pracodawcy.

- Do pana Macedon ’a – powiedział, wprowadzając kobietę w błąd.

- Byłeś umówiony?- odezwała się, zapominając o formalnościach i grzeczności, który było słychać chwilę temu.

 - Pani tak serio?- zapytał zdziwiony, lecz nie atakiem na jego osobę tylko jej pytaniem.

- Pani Pittshreg…- usłyszał zimny głos, Alex'a, aż odwrócił się, by upewnić swoje uszy i zobaczyć czy nikogo za nim nie ma – proszę puścić pana Macedon ‘a.

- Ja-jak to?- wykonała polecenie wbrew woli, słysząc nazwisko.

Jak pradziada kocha, który spoczywa sobie trzy metry pod ziemią, nie powiedziałaby, że ten obdartus jest synem właściciela.

- Chyba wie pani skąd biorą się dzieci, prawda?- powstrzymał się od zaśmiania, słysząc cichy śmiech chłopaka – A teraz radzę wrócić do pracy, bo za to pani płacę, pani Pittshreg – położył Philowi rękę u dołów pleców, dając mu tym samym do zrozumienia, by się ruszył. 

- Suka z ciebie – usłyszeli oskarżycielski ton kobiety, nim Philip i Alex wybuchli śmiechem.

- Wejdziesz?- straszy zatrzymał się przy swoim biurze, otwierając drzwi – Podzielę się – pomachał mu posiłkiem przed nosem.

Phil, czując zapach jedzenia poczuł jak żołądek dobiera mu się do kręgosłupa, bo wątrobę i nerki już się pozbył.

- Ojciec mnie oczekuje – powiedział tak jak go uczono, lecz nie wiedział, dlaczego.

- To poczekam jak obiecasz, że przyjdziesz – Alex oparł się ramieniem o futrynę, patrząc na nastolatka kusząco, nie zdając sobie z tego sprawy.

Przy chłopaku był tak naturalny, że nie kontrolował się.

- Szantaż, mówisz?- Phil zmrużył oczy, zadzierając głowę do góry.

- Powiedzmy, że…- zawiesił głos, pochylając się do ucha chłopaka – kompromis – szepnął, owiewając je swoim gorącym oddechem. Phil wciągnął głośno powietrze, czując dreszcz przyjemności na skórze. Nogi stały się z niczym z waty, wszyskie włoski stanęły mu dęba, a serce zaczęło bić tak szybko jakby miało mu zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej - Coś się stało?- zapytał, widząc bladość na twarzy i spanikowane oczy nastolatka. 

- Nie. Nic się nie stało. Wszystko w porządku. Bo niby, dlaczego miałoby coś się stać?- wyrzucał z siebie jak karabin maszynowy.

Robił tak tylko wtedy, gdy się denerwował lub nie panował nad swoim ciałem jak i sytuacją.

- To przyjdziesz?!- zawołał za nastolatkiem.

- Co? A, no dobra – odpowiedział będąc jeszcze w osłupieni. Przez chwilę zatonął w niebieskich oczach i pomyślał, że… - Nie to nie może się stać! Nie jesteś… Pfy… Zapomnij chłopie!- zrugał się w myślach.

Do gabinetu ojca wszedł bez pukania. Nadal oszołomiony stanął na środku biura. Właściciel wydawnictwa wstał, zatrzymując się krok przed synem. Plask. Padł na kolana. Tylko, że tym razem nie spłynęły łzy. Ojciec go bił, kiedy miał na to ochotę. I najwyraźniej to była ta chwila.

- Masz przeprosić siostrę – rozkazał bez serca.

- Za, ho?- zapytał, trzymając dłoń na policzku. Włosy przysłoniły mu cały bok, ukrywając ból, jaki czaił się w jego oczach – Za to, że żyje?

- Nie…

- Za to nie ja powinienem przepraszać - przerwał ojcu, wstając.

Pan Macedon złapał chłopaka za czerwone włosy, unosząc głowę, by na niego spojrzał. Uśmiechnął się triumfalnie widząc cierpienie na twarzy syna.

- Arogancki, gówniarz!- krzyknął, uderzając licealistę. W dłoni mężczyzny została garść włosów syna, które wyrwał, kiedy cios powalił go na podłogę – Pożałujesz, że…

- Masz racje… – przerwał kolejny raz, wstając z podłogi – już żałuje…- mimo, iż nie chciał płakać to w kącikach oczu pojawiły się niechciane łzy – że należę do tej rodziny!- krzyknął, wybiegając z gabinetu ojca.

Szlochał, wciskając guziczek wzywający windę na piętro. Pierdolona puszka! Jak jest potrzebna to jej nie ma, a jak jest nie potrzeba to przyjeżdża szybciej niż on wciśnie ten jebany przycisk!

Po długim czasie jak Phil myślał, usłyszał „ dzyn ”, i wszedł do windy. Poczuł jak ktoś go odwraca, i obejmują silne ramiona. Przepadł. Rozpłakał się jak dziecko, któremu zabrano lizaka. Całe ciało drżało od płaczu. Łzami moczył komuś ubranie. Ten ktoś nie miał nic przeciwko, dając tym samym „ rękaw ” do wypłakania.

- Cii…- usłyszał kojący głos – Jestem tu – zapewnił, tuląc go mocniej.

Phil otoczył go w pasie, zaciskając pięści na marynarce. Pozwoliłby cały ból, jaki mieścił się w jego sercu wydostał się na zewnątrz. Z każdą wylaną łzą czuł się lepiej, a przecież nic nie powiedział

Alexander słyszał wszystko. Ich rozmowę jak i uderzenia. Nie mógł uwierzyć jak ojciec traktuje syna. Owszem, może Phil powiedział siostrze słowa, które ją zabolały, ale ona równie mocno go skrzywdziła. Gdy chłopak wybiegł z gabinetu, nie zauważył go w korytarzu. Alex myślał, że robi to, bo wstydzi się pokazać jak został złamany. Zmienił zdanie widząc i słysząc jak nastolatek płacze coraz mocniej. Nie myśląc nad konsekwencjami podszedł do niego i zrobił to, co mu powiedziało serce. Przytulił go. Dał mu to, czego potrzebował. Obiecał sobie, że się nie podda i zdobędzie jego przyjaźń za wszystkie skarby.


Nie wiedział jak ta obietnica zmieni nie tyko jego życie, ale i życie Philip’a.