środa, 4 listopada 2015

Mój świat - 4

Czy wspomniałem jak nienawidzę tej zajebanej rodziny? Nosz kurwiaca mnie strzela na samą myśl, że ten bękart ma te samo nazwisko, co ja! Mówię o tym rudym chuderlaku. Choć ta jebana ruda szmata tęż je ma! Agrrr…! Zakopcie mnie lepiej żywcem, bo nie zniosę tej hańby dużej!
Ten… Rudy pomyleniec daje sobą pomiatać! Toż to nie wybaczalny błąd!
To Seiichi wykorzystują. Pokazują swoją wyższość nad innymi słabymi ludźmi. A jest nim każdy, kto nie ma poważnego nazwiska! Nie ma ojca prawnika, lekarza czy sędziego! A przecież nasz ojciec jest prawnikiem! Nie ma tyle kasy, co moja matka, ale jednak do wyższych sfer należy. Więc na Buddę, co ten idiota sobie myśli? Że pozwolę zszargać moje nazwisko? Oh, co to, to nie! Ja mu pokaże, co znaczy mieć nazwisko Seiichi! I niech mnie piorun jebnie, jeśli kłamie!

Gdy ojciec wziął małą ode mnie poszedłem do tej norki. Inaczej tego nazwać nie mogłem. Pokój gościny stał się moją sypialnią na czas mojego pobytu tutaj. Czyli z moim zachowaniem raczej nie zapuszczę tu korzeni!
Chciałem zadzwonić do Oscara, ale w sypialni nie było telefonu, więc poszedłem do tego cymbała. Bez pukania otworzyłem drzwi, i wszedłem do pokoju. Ten siedział przy biurku i coś czytał. Czyli inteligencję też odziedziczył po matce. Choćby się zastanowić to nie była taka głupia skoro sama wymyśliła plan złapania mojego ojca na dzieciaka!

- Nie teraz, Aru – powiedział, nie odrywając wzroku od książki.

Aru?
A ruchnąć cię? To pierwsze, z czym mi skojarzył się skrót. Przy najbliższej okazji wybije mu to z głowy! Oj, bardzo mocno mu przypierdole. Na przykład głową o ścianę?

- Daj mi na chwilę telefon – nie, nie. Ja nigdy nie proszę. Ja żądam!
Rudy spojrzał na mnie chowając brwi pod żółtopomarańczową grzywą. I dopiero teraz zdałem sobie, że mają kolor lodowy. Jak moje!

- Może byś zapukał. –wypalił, mierząc mnie z góry na dół.

Tak, wiem. Jestem boski, nawet z obitą mordą.

- Mówiłeś coś?- udałem, że nie słyszałem co do mnie powiedział. Zrobiłem krok do przodu i zobaczyłem na blacie - Dasz mi go po dobroci?- nie, nie będę go teraz bił. Mój organizm musi się zregenerować po ostatniej bójce. Nie żebym potrzebował dużo sił na użycie kilku perswazji.

- Taaa… Jasne! I co jeszcze!?-odszczeknął, splatając ręce na klatce, przyjmując pozycję kozaka”.

Co my na biwaku jesteśmy?

- Jak tam sobie chcesz…- wzruszyłem ramionami, podchodząc do biurka i drapnąłem telefon - Dzięki…- krzyknąłem wychodząc.

- Oddaj to mój telefon..-wrzasnął nim trzasnęły drzwi.

No dałem mu wybór? Dałem? Dałem. Nich się cieszy, że to drzwi trzasnąłem a nie jego! Oj, zbiera ci się rudzielcu, zbiera!

W swoim pokoju, położyłem się na łóżko, nie przejmując się, że mam na nogach buty. Wklepałem numer, przycisnąłem połącz i czekałem, aż odbierze telefon. Pewnie gdybym dzwonił z numeru, który miałem wcześniej odebrałby od razu, a tak musiałem czekać, aż Jaśnie pan odbierze!

- Tak, słucham?- usłyszałem delikatny jak i męski głos mojego Oscara.

No, co tak długo!

- W końcu, Oscar – warknąłem – Ile mam czekać, co?- dodałem, rozwalając się wygodniej.

- Przepraszam – odpowiedział, rozpoznając mój wywyższający się głos – Nie wiedziałem, że to ty, paniczu.

- Wybaczam – odparłem niczym król, okazujący łaskę wieśniakowi, którego skazali na ścięcie.

- To twój nowy numer?- zapytał swoim subtelnym głosem przeznaczonego tylko dla mnie – Bo nie przypominam sobie bym kupował ci telefon.

- Bo nie kupiłeś!- no właśnie! To przez niego nie mam telefonu! Po części przynajmniej – To tego bękarta ojca – zakpiłem, na co Oscar westchnął.

No, co, Oscar? To nie moja wina, że krew mnie zalewa, gdy o nim mówię lub myślę. Co w moim przypadku jest dziwne, że zawracam sobie nim głowę!

- Proszę powiedz, że nie mówisz do nich tym tonem?- zmienił głos na ten rozczarowany znając odpowiedź na pytanie.

-…- no, i dupa. Nie będę mu kłamał. Lepiej przemilczeć, nie?

- Jesteś tam, paniczu?- zaniepokoił się moim milczeniem.

- No jestem, Oscar – odezwałem się po chwili, ściągając buty.

Mięknę przy tym człowieku!

- To, czemu się nie odzywasz?- zezłościł się.

Bo mi się kurwa nie chce!

- Oscar…- zmierzwiłem włosy jak to miałem w chwilach wybuchu – no, a co mam ci powiedzieć, co? Że jest kurwa zajebiście? Że jestem tak kurwa szczęśliwy, że mam ochotę skakać do nieba?- no zajebcie mi za ten sarkastyczny ton! Oscar na mnie ręki nie podniesie, więc nie macie wyjścia!

- Aż tak źle?- odezwał się już cieplej, i od razu mi się lżej na sercu zrobiło. Dziękuje ci Oscar!

- A jak ma być, Oscar?- odpowiedziałem pytaniem. Chciałem zobaczyć jego pocieszający uśmiech i schować się w jego ramionach – Tęsknisz?- zmieniłem temat, nie chcąc się wdrążać szczegółowo w moje zachowanie. A przede wszystkim nie chciałem go rozczarować.

- Za tobą, paniczu?- przed oczyma miałem tą jego brew podniesioną w ironiczny sposób.

- Nie. Za króliczkiem wielkanocnym!- czy on sobie ze mnie żartuje? Oj, grabisz sobie Oscar.

- No nie wiem…- odpowiedział na wcześniejsze pytanie – A ty, paniczu? Tęsknisz?- zapytał prowokująco.

Ej, nie ze mną te numery!

Czy tęsknie? No jasne! Przecież nie widziałem cię aż cały jeden dzień. A to dla mnie jak tydzień! A nawet rok! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak długo od niego. Chyba raz jak matka wysłała mnie na jakąś kolonie. I byłem na niej tak długo jak trwała podróż. Na miejscu się rozpłakałem nie widząc mojego Oscara. I opiekun zadzwonił po niego by po mnie przyjechał. Taa… Nie widziałem go wtedy z półtora dnia. Miałem wtedy z osiem lat. I, tek też matka przestała mnie wysyłać wszędzie gdzie miałbym być sam.      

- A myślisz, że dzwonię po to by zapytać jak nawlec pościel?- jak ładnie uniknąłem odpowiedzi!? Co swoją drogą odpowiedź na to pytanie by mi trochę pomogła! No, co? To on zawsze wszystko za mnie robił! I nie wiem, dlaczego skoro w domu matka ma sprzątaczkę, która dzięki Oscarowi miała duuużo mniej roboty.

- Ty mi powiedz, paniczu – próbował dalej wyciągnąć ze mnie odpowiedź.

Odsunąłem komórkę od ucha i spojrzałem na nią, udając, że uderzam ją z pięści.
Grabisz jak nic!

Masz szczęście, że to nie twoja twarz!

- No, Oscar, no!- warknąłem na niego by odpuścił, ale znając go to nie podda się.

- Tak, paniczu?

Agrr!

- Nie odpuścisz, co nie?- pytanie opuściło moje usta wbrew mej silnej, lecz przy 
Oscarze słabiej jak jajko woli.

- Więc?- nadal mi wiercił dziurę w brzuchu.

- Oscar…- westchnąłem. Oh, dlaczego zawszę mu ulegam?- No tęsknię, no – powiedziałem niemal szeptem, czując jak przyśpiesza mi bicie serca.

- Ja też tęsknie – i wcale nie kłamał, bo usłyszałem smutek w jego głosie – Zadzwoń czasem, dobrze?- to również znaczyło „nie zapomnij o mnie”.

Coś ścisnęło mnie w żołądku słysząc ten błagalny ton. Czy on myśli, że będąc daleko od niego przestanie być dla mnie ważny? Wyrwę go sobie z serca? Wymarzę go z pamięci?

- Nie denerwuj mnie, Oscar!- zacisnąłem dłoń na telefonie, czując pod powiekami zdradzieckie łzy.

- Nie rób niczego, z czego byłbym niezadowolony, dobrze?- powiedział subtelnym głosem, wyczuwając mój żałosny nastrój. 

Czyli, co? Mam przestać żyć, Oscar?

- Postaram się, Oscar – obiecałem, choć wiedziałem, że za chuja pana mi nie uwierzył. 

Ja grzeczny? Miły? Eee… Nie ta bajka! I nie przy tych ludziach.

- Paniczu…- westchnął zrezygnowany od pouczania mnie – Do usłyszenia.

- Taa…

- I paniczu?- przerwał mi szybko nim się rozłączyłem – Wszystko będzie dobrze – powiedział to, na co czekałem, więc mogłem się rozłączyć.

Odetchnąłem kilka razy, czując się odprężony. Zresztą Oskar działa na mnie uspokajająco. Zawsze wie jak odciągnąć moje czarne myśli, wie jak poprawić mi humor, nawet tym swoim „wszystko będzie dobrze”. Położyłem się na brzuchu, i choć nigdy nie byłem wścibski to coś mnie podkusiło, by zobaczyć, co gówniarz ma w telefonie. Miałem włączyć muzykę i sprawdzić, co słucha, gdy komórka zawibrowała. Z ciekawości otworzyłem wiadomość i…

„Mam nadzieje, że napisałeś mi wypracowanie. Bo jeśli nie, wiesz, co cię czeka!? od: Jacobsen.

… Wytrzeszczyłem oczy.

Ja jak to ja, wybuchnąłem jak wulkan. Tylko nie lawą, a kurwicą! Kto jak to… Ale to Seiichi szmacą , wyręczają się innymi! Szybko stanąłem na równe nogi i wybiegłem z pokoju, wbiegając do rudzielca. Odepchnąłem krzesło, na, którym siedział przy biurku, nie przejmując się tym, ze wleciał na ścianę. Nerwowo przeszukiwałem wszystko, co znajdowało się na blacie. Kątem oka widziałem przerażenie w jego oczach jak i bladą twarz.

- Gdzie to kurwa jest..- krzyknąłem. Nabuzowany zrzuciłem wszystko na podłogę. Rozejrzałem się po pokoju i w kącie zauważyłem plecak. Szybkim krokiem tam podszedłem.

- Czego ode mnie chcesz?- zapytał spanikowany - Nic ci nie zabrałem..-wybuchnął płaczem.

Spojrzałem na niego moim morderczym wzrokiem. Spowodowało to, iż rozpłakał się jeszcze bardziej. Ha! I na chuj się mażesz! Przecież cię nawet nie dotknąłem, jeszcze! Znalazłem, czego szukałem. Złapałem go za bluzę i podciągnąłem do góry. Oczy miał na wysokości moich.

- I na chuj płaczesz!?- fuknąłem, i gdyby mój wzrok zabijała to byłby martwy - Co to jest!?- wyciągnąłem mu przed patrzałki kartki.

- Moje w-wypracowanie…- wyjąkał i spuścił głowę w dół, a na dłoń mi kapnęła słona kropla, która piekła mnie jakby polał mi ją kwasem.

- Masz mnie za idiotę?- wściekłem się za kłamanie mi w żywe oczy - Co to jest.?- spytałem, nie zwracając uwagi na jego płacz.

- Wy-wypracowanie…- wybełkotał. Rzuciłem go z powrotem na krzesło, w, którym siedział.

- Czytaj…- złapałem go za kark. Podniósł głowę i patrzył na mnie - Nazwisko. Czytaj nazwisko!- wykrzyczałem, zaciskając dłoń na karku.

- Jacobsen…- powiedział cicho.

- To, dlaczego mówisz, że to twoje. Z tego, co wiem masz inne nazwisko. Prawda?!- wystraszony pokiwał głową - Tak, więc nie będzie ci to potrzebne…- stwierdziłem spokojniej, widząc mokre policzka. Kurwa… Kurwa… Kurwa… Co się ze mną dzieje?!- I nie patrz tak na mnie.

- Ale... Ale nie możesz...-odpowiedział wściekły- To moje! Pisałem to dwa...-zamilkł, dochodząc do tych samych wniosków, co ja! Nie umie trzymać języka za zębami!

- No to już jest moje...-zwinąłem kartki i schowałem do tylnej kieszeni spodni.

- Nie możesz…- szepnął bardziej wystraszony niż wcześniej - Myślę, że…

- Gówno mnie obchodzi, co myślisz -  przerwałem mu, wychodząc.

Boże, za co ty mnie karzesz takim bratem? Co ja ci takiego zrobiłem, że dałeś życie takiemu nędznemu człowiekowi? Czym zawiniłem, że wybrałeś dla mnie taką rodzinę? Eh, nie fatyguj się odpowiedzią... I, tak w ciebie nie wierze!

Wróciłem do siebie. Ległem na wyrko i nie mogłem przestać myśleć o tym, co się stało. Niby koło dupy powinno mi to latać, a jednak nie mogłem pozwolić, aby ktoś wykorzystywał… Mo… Moj… Mojego… No powiedz to! Mówiłeś i robiłeś trudniejsze rzeczy! Brrr… Braaa… Oj nie spinaj się tak! To tylko zwykłe nic nieznaczące dla ciebie słowo, nie? Braaata. A widzisz nie było tak trudno- i znów ten głosik! Nie mogłem pozwolić szydzić innym z nazwiska Seiichi. Od dziecka mnie uczono, że jesteśmy kimś, że nasze nazwisko jest ważne i znane, że nie okazujemy słabości. Walczymy o swoje, nie pozwalamy, aby ktoś miał nad nami władze. Dlatego nie mogłem zrozumieć jak ktoś tak słaby nosił, tak ważne nazwisko. To właśnie przez nazwisko, miałem, co chciałem, robiłem, co chciałem. Jednym słowem UŁATWIAŁO mi życie.

OoO


Kurwa jak tak dalej pójdzie to osiwieje jeszcze przed dwudziestką. Jestem tu dopiero drugi dzień, a nerwy nie opuściły mnie nawet na minutę. Oczywiście po za rozmową telefoniczną z Oscarem. Najpierw ten szczyl, a teraz zamiast relaksować się oglądając telewizję.... Tak, tak. Znów spędzam wieczór przed grającym pudłem. Do salonu wszedł nie, kto inny jak mój tatuś! Czego on jeszcze ode mnie chce? Udając, że go nie zauważyłem dalej gapiłem się w ekran, mając nadzieje, że sobie pójdzie. Nie poszedł tylko czekał, aż wyłączę telewizję i zwrócę na niego swoją uwagę. Nie doczekanie tatusiu. Z nerwów zacząłem tupać nogą, gdy ten wlepiał we mnie swój przeszywający wzrok. Co rusz zerkałem to na niego to dłużej zawieszałem oczy na ekranie, i po chwili robiłem to samo, licząc, że się podda. Nie poddał. Rozsiadł się wygodniej w lekkim rozkroku, opierając dłonie na oparciach bocznych fotela.

- Więc…- odezwał się, gdy wyłączyłem telewizor – powiesz jaki był powód?- wiedziałem, że w końcu padnie to zasrane pytanie!

- Lepiej żebyś nie wiedzi – usiadłem półleżąc na sofie. Nie powiem mu nie, dlatego, że wstydzę się tego, kim jestem, a dla swojego dobra. Bo gdzie pójdę jak dowie się prawdy? Wyrzuci mnie na ulice tak jak matka. Lepiej zachować to dla siebie.

- Dla kogo?- spytał krótko, patrząc na mnie świdrującym wzrokiem jakby chciał wyczytać ze mnie czy kłamie. Co moim zdaniem było trudne, bo mnie nie znał.

- Dla mnie?- wzruszyłem ramionami – Dla ciebie?

- Pozwolisz, że ja o tym zadecyduje.

Co robić? Co robić?

Rozglądałem się po salonie, szukając drogi ucieczki, i modląc się by ten moment mała wybrała na dokończenie czytania.

- Nie próbuj się wymigać, bo nie odpuszczę - dodał poważnym głosem.

Czas pakować manatki! Sajonara tatusiu!

- Za bycie gejem – powiedziałem prawdę. Wstałem z sofy odrzucając pilota na stół. 

Nie patrzyłem na niego, bo nie chciałem widzieć u kolejnego rodzica obrzydzenia moją osobą. I, choć chciałem wyjść z pomieszczenia dumnym krokiem z uniesioną głową to nie potrafiłem. Zwłaszcza na samą myśl, że kolejny raz mnie porzuci. I tym razem będę miał pełną świadomość, jaki jest tego powód. Nie miałem zamiaru płakać, ale nie potrafiłem powstrzymać słonych kropel, które wydostały się spod powiek, spływając po policzku, kapiąc na podłogę, a bosą stopą ścierałem dowód mojej rozsypki. Wbiegłem po schodach mijając się z rudym traktując go jak powietrze. W pokoju zacząłem zbierać swoje ubrania, które walały się po całym pomieszczeniu. Wspomniałem już, że jestem bałaganiarzem? Po kolei podchodziłem do każdego mebla i rzucałem je na torbę. Nie wiedziałem, że tyle ciuchów ubrałem raptem w czterdzieści osiem godzin. Gdy wszystkie ubrania leżały na torbie, kucnąłem przed nią, by wepchać do niej ciuchy. Nie przestałem z nimi walczyć, gdy usłyszałem jak ktoś wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Co ty robisz?- zapytał, nie, kto inny jak mój ojciec.

- Oślepłeś na stare lata?- wiedziałem, jaką podjął decyzję, dlatego wole go skrzywdzić bardziej niż on mnie.

- Synu…- szybko odwróciłem wzrok słysząc jak się do mnie zwrócił.

Uśmiechnął się tym swoim głupkowatym uśmiechem, widząc moje łzy. Bardzo zabawne! Uśmiałem się w chuj!

- Chyba nie myślałeś, że wyrzucę cię z mojego życia z tak błahego powodu, co?- dodał, idąc w moją stronę. Uklęknął obok, łapiąc w dłonie moją twarz – Możesz obwiniać mnie o każdy ból, jaki czujesz przeze mnie, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. Możesz obrażać mnie, jeśli to sprawi, że przy mnie będziesz. Możesz traktować mnie jak śmiecia, jeśli to jedyny powód byś zwrócił na mnie uwagę – gdy to mówił patrzyłem mu prosto w oczy, które były odbiciem lustrzanym. Ciemniejsze od źrenicy, jaśniejące po samą końcówkę tęczówki. Miał nawet czarną plamkę w wewnętrznym kąciku rogówki. Wciągnął mnie niemal na dno swojej duszy, odsłaniając swoje uczucia do mnie. Z każdym zdaniem czułem jak me na kilka zamkniętych zamków serce otwiera się z każdym wypowiedzianym słowem.

Nie, nie, nie. Nie możesz tego zrobić, rozumiesz? Nie możesz pęknąć jak balonik przekuty igłą. Nie po tym, co przeżyłeś! Nie po tym, co ci zrobił! Nie po tym jak cię zostawiał. Zamykaj się! No kurwa! Zamykaj się!!!

- Zapłacisz za każdą moją łzę!– zagroziłem, gdy miałem pewność, że moje serce na powrót się zamknęło. Uśmiechnąłem się kpiąco widząc szok na jego twarzy. Co, nie tego się spodziewałeś tatusiu?- Zapłacisz za każdy rok, gdy cię przy mnie nie było!- odepchnąłem jego ręce z mojej twarzy – A największą cenę zapłacisz za to, jaki jestem!- powiedziałem nienawistnym głosem, patrząc na niego lodowatym wzrokiem. Odwróciłem się, zaciskając pięści na torbie. Ichiro wstał bez słowa, i ruszył do wyjścia – I tato?- powiedziałem głosem pełnym pogardy – I urządzę ci takie same piekło, przez jakie ja przeszedłem.



    


      Ehh... No i kolejny długi rozdział za nami. Tak się zastanawiam... czy jest jakikolwiek sens w publikowaniu tego opowiadania, bo nie ma nawet jednego komentarza. A to może znaczyć tylko jedno. NIE PODOBA WAM SIĘ.
A skoro nie podoba się opowiadanie to szkoda mojego czasu na jego poprawianie i publikowanie. 

I, wiem, że czekacie na dalsze losy Philipa i Alexandra. Dajcie mi jeszcze tydzień i do nich wrócę :)

Pozdrowionka <3 





4 komentarze:

  1. Ja nie komentowałam, bo stwierdziłam, że skoro tak szybko dodajesz nowe rozdziały to ja skomentuje dopiero ostatni. Ale mogę ci zaręczyć, że mi się podoba :). A główny bohater przypomina mi tego głównego bohatera twojego opowiadania Bo kocha się za nic (nie pamiętam jak on ma na imię). Chyba masz słabość do tworzenia bogatych, rozmieszczonych nastolatków. Mam nadzieję że nie przerwiesz publikacji tego opka :).
    ~Eleila

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham te opowiadanie. Cudowne ❤ Ale tak... Czekam na Phila i Alexa.

    OdpowiedzUsuń
  3. wróciłam do czytania, niestety kilka rzeczy się zmieniło i niestety mam mniej czasu na jakiekolwiek czytanie na blogach... ale sukcesywnie po mału będę czytać...
    może pomoże Takashiemu w szkole, Oscar nie poddawał się i wymusił przyznanie do tęsknoty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    rozdział jest wspaniały, a może pomoże Takashiemu w szkole... och Oscar to się nie poddawał i wymusił przyznanie do tęsknoty... ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń