Własnie przed chwilą zobaczyłam, że 16.11.2014 założyłam bloga, a to znaczy, że właśnie skończył...
Dokładnie roczek.
Z tej okazji wrzucam rozdzialik :)
Zima
zbliżała się wielkimi krokami. Temperatura na dworze spadła poniżej zera.
Pogoda chcąc pograć na ludzkich nosach zmieniała się, co kilka godzin. Raz
padał śnieg, później deszcz, a na koniec dnia zmówili się uprzykrzająca życie
kierowcą, policjantom, którzy patrolowali ulicę oraz pilotom samolotowym. Ci,
którzy nie lubili mroźnych wiatrów ubierali się na cebulkę, ale znaleźli się
też tacy, którzy chętnie opuszczali ciepłe mieszkania dla wieczornych spacerów.
Philip nie lubił zimy. Nie ze względów pogodowych. Ta pora roku niosła za sobą
ważne wydarzenie dla chrześcijan. A tak się składa, że jego rodzina jest
wierząca tylko niepraktykująca. Nie chodzili do kościoła, co niedziele, ale
brali udział w każdym ważnym kościelnym święcie. Boże Narodzenie jest jednym z najważniejszym.
Tylko, że ludzie w dzisiejszych czasach tak naprawdę zapomnieli, co świętują na
rzecz prezentów. Dla Philip’a ten dzień nie różnił się od innych. Dlaczego? Bo
w ten dzień zawsze zostawał sam w domu. Jego rodzina wyjeżdżała zostawiając go
w pustej willi. Nawet służba miała wolne kilka dni. Wracali dopiero po nowym
roku. Kucharka była na tle dobra, że przygotowywała mu posiłki. I schowała w
opisanych pojemniczkach. I, choć przed rodziną udawał, że nie boli go to jak z
nim postępują, to wieczorem, kiedy zostawał sam, zamykał się w pokoju,
przepłakując całą noc. Wstawał z niego tylko po to by zaspokoić swoje potrzeby.
Jedzenie, mimo, iż przyrządzone przez najlepszą kucharkę, jaką znał to
smakowało jakby jadł karton.
Philip poprawił
szalik, który odwiną mu się przy mocniejszym podmuchu wiatru. Idąc, przyglądał się kiczowatym wystawom
sklepowym. W tym roku pierwszy raz od dłuższego czasu zamierzał kupić prezent
od serca. Nie tak jak ojcu, matce czy siostrze… Chociaż to miał z głowy. Matka
kupowała za niego podarunki dla taty czy siostry. Za to Elizabeth kupowała mu
dla mamy. Musiał jej tylko oddać wydane pieniądze. Z jeden strony cieszył się z
takiego wyjścia. Z drugiej było mu przykro, bo nie znał ich na tyle by
wiedzieć, co im kupić. Wiedział natomiast, że dla niego prezenty kupowane są na
odpierdol. Co roku zostaje obdarowany przez drogie sprzęty komputerowe lub
elektroniczne, ubrania czy kosmetyki. Nie byłby sobą, gdyby na drugi dzień nie
polecił ich sprzedać.
Znał Alexa na
tyle, że już wiedział, co mu kupić. Aby obdarować mężczyznę godnym podarunkiem,
na schronisko, sierociniec i potrzebującym przez miesiąc wpłacał mniej
pieniędzy. I, tak też uzbierała mu się pokaźna sumka. Wszedł do piątego już
dziś jubilera. A dzwoneczek wiszący nad drzwiami poinformował sprzedawcę o
przybyciu klienta. Przy kasie stała niska pulchna kobieta. Ubrana w uniform
sklepu. Czyli biała koszula, którą zdobiła złota plakietka z jej nazwiskiem i
czarna spódnica za kolana.
- Dzień
dobry – przywitała się oficjalnym tonem, patrząc na chłopaka z góry.
Philip nie
miał jej tego za złe. Każdy, kto go widzi tak na niego reaguje. W końcu chodzi
ubrany w ciuchach, które modne były, no cóż, jakiś czas temu. Do tego rozwiane
przez wiatr włosy, wyglądały jakby nie czesał się przez miesiąc.
- W czym
mogę pomóc?- dopytała, nie słysząc odpowiedzi.
Nastolatek
rozejrzał się szukając gablotki z zegarkami. Gdy ją zauważył podszedł do niej.
Przyjrzał się biżuterii schowanej za szybą. Jęknął w duchu, bo nie znalazł nic,
co by mu się spodobało.
-A, więc
zegarki – kobieta podeszła do niego, dziwiąc się, co chłopak tu robi. Jubiler,
w którym pracuje od lat, był i jest najdroższym w mieście – Na prezent?-
uśmiechnęła się sztucznie do licealisty.
- Właściwie
to tak – odparł, podnosząc na nią obojętny wzrok – W końcu idą święta, nie?-
zakpił.
- Oczywiście
– odpowiedziała sucho – Do…- zmierzyła go z góry na dół, nawet tego nie kryjąc
– jakiej kwoty ma być?- nie czekając na odpowiedź, wysunęła szufladę z tymi
najtańszymi. Co wcale nie znaczy, iż takie były, bo najniższa cena to minimum
pięć tysięcy.
Philip
zmarszczył brwi, widząc zegarki. Jego zdaniem nie były warte ceny. Wyglądały
dość banalnie. A, Alex nie jest zwyczajny! Dla niego przynajmniej.
- A są inne?-
zapytał z nadzieją.
- Owszem –
podeszła do drugiej gabloty – Tylko te są dużo droższe od wcześniej pokazanych
– nie wiedziała, po co w ogóle chce je zaprezentować. Na pierwszy rzut oka
widać, że chłopak jest bardziej biedny niż mysz kościelna.
O, tak. Te
były wręcz idealne. Zwłaszcza jeden przyciągnął jego uwagę. Spojrzał na niego z
błyskiem radości w oczach, której pozazdrościłaby mu gwiazda polarna. To ten!
Musi go mieć. Kobieta widząc, na który
patrzy wyciągnęła go.
- Jest to
najnowszy model od Hugo Boss ‘a – podała go chłopakowi, który prychnął oburzony
pod nosem. Nie jest przecież ślepy, i umie czytać. Nie bez powodu mu się
spodobał. Poznał Alexa, i wiedział, że ten jest jego wielbicielem. On w ogóle
ubierał się tylko u znanych projektantów, którzy szyli mu ciuchy na miarę. I,
co dziwniejsze nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał wręcz mężczyznę ubranego w
drogi dopasowany garnitur. Dzięki niemu wyglądał dostojnie, majestatycznie… O
czym to? A no tak. Z rozmyślań wyrwał go głos kobiety - Zegarek ma styl
klasyczny…- zaczęła opisywać – Zapięcie jest stalowe…
- Biorę –
przerwał jej w pół zdania. Kobieta spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Zegarek
kosztuje dwadzieścia tysięcy dolarów – dodała.
- Biorę –
powtórzył twardo – I proszę zapakować – rozkazał niczym bogaty dzieciak.
oOo
Wracał do
domu z zapakowanym zegarkiem w ładne pudełeczko, a ono było owinięte w czarny
papier, zdobiony w złote nitki. Już miał nacisnąć klamkę, ale cofnął dłoń słysząc
dzwonek teflonu. Prezent przełożył do drugiej dłoni, i wyciągnął telefon z
kieszeni spodni. Spojrzał na wyświetlacz zastanawiając się, czego chce tym
razem.
- Cześć tato
– przywitał się grzecznie. Co było niemalże cudem, bo zawsze był tym drugim.
- Synu –
odparł, co wykonaniu pana Macedona miało być powitaniem – Przyjedź do
wydawnictwa – rozkazał, nie pytając czy nie ma innych obowiązków.
- Dobrze,
tato – westchnął zrezygnowany. Dlaczego nie umiał się mu postawić tak jak to
zrobił podczas obecności matki? Już nie bał się bólu. On przypomniał mu o tym,
że jest nikim dla ojca. Wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Wbiegł po schodach
na piętro, chowając prezent, by nikt nie zobaczył. W pokoju podszedł do szafy,
gdzie stały pudełka po butach. Nie wszystkie były puste. W niektórych nadal
schowane są nadal nowe. Mógł sobie wpierać wszystko, że nie jest taki jak jego
siostra, ale sam nie potrafił wyzbyć się starych nawyków. Kupował rzeczy, a
dokładnie buty, bo mu się spodobały, ale zdarzało się tak, że leżały tylko w
kartonie. Wysunął puste pudełko i schował tam prezent. Nie chciał, by
ktokolwiek go zobaczył, i zadawał niepotrzebne pytania. A ta skryta była
najlepsza. Bo kto by szukał czegoś w kartonie po butach? No właśnie. Nikt z
jego rodziny. Uśmiechnął się sam do siebie, widząc marynarkę Alex ’a, która
wisiała na krześle. Nawet po remoncie ta wróciła na miejsce. Przypominała mu
nie tylko o mężczyźnie, ale i o tym, że to, co jest między nimi to nie sen, a
rzeczywistość. I podejrzewał też, że zostawił ją tu specjalnie. By o nim nie
zapomniał. Co było niedorzeczne, bo Alex pisze do niego kilkanaście smsów
dziennie, i widują się albo u niego lub tu. Tylko jak starszy jest u nich to
rzadko mają okazje pobyć sam na sam. Wyszedł z sypialni… I wciągnął mocno
powietrze. Do jego nozdrzy doszedł zapach… Alex!
- Co on tu
robi?- pomyślał, patrząc na godzinę w telefonie - Jest dopiero czternasta, a on
już po pracy?
Zeskakując,
co drugi schodek, przystanął przed salonem, który był pusty. Nie mógł się
pomylić. Jak nic czuć perfumy Alex ‘a!
- Kogo
szukasz?- usłyszał szept przy swoim uchu.
Drgnął
wystraszony, gdy poczuł obejmujące go od tyłu ręce.
- Kurwa…!-
krzyknął, uderzając go w ramie – Chcesz bym kipnął w tak młodym wieku?- Philip
poczuł jak jego serce zaczęło szybko bić. I to nie, dlatego, że wystraszył się,
ale dlatego, że Alex go objął. I to u niego w domu. Gdzie mogli ich zobaczyć.
- O niczym
innym nie marzę – rzucił ironicznie. Pocałował go w wygolony bok głowy, i
odsunął się. Zachował się bezmyślnie, ale nie mógł się powstrzymać.
-
Wiedziałem!- odwrócił się w jego stronę, patrząc tymi swoimi piwnymi oczyma na
starszego – Co tu robisz?- zapytał splatając ręce na piersi, powstrzymując się
tym samym od przytulenia mężczyzny.
- Zostawiłem
go ostatnio w pokoju gościnnym – pomachał notesem oprawionym w czarną skórzaną
okładkę. Pokój gościny nazywany był przez Philip’a sypialną Alex ’a.
Współwłaściciel wydawnictwa przebywał u nich prawie codziennie, a jak go nie
było to tylko, dlatego, że był u niego nastolatek. Spał u nich, gdy zasiedział
się lub wypił za dużo. Wspomniany notes był teraz Alex ‘a książką telefoniczną.
Miał w nim wszystkie ważne numery. Od autorów po redaktorów z gazety.
Oczywiście kupił sobie nową „ wypasioną” komórkę jak powiedział sprzedawca,
choć jego zdaniem to wcisnął mu najdroższą, jaki mieli. Zapomniał też wspomnieć,
że jest równie skomplikowana, co droga. Musiał przeczytać instrukcję obsługi!
Eh, to się w głowie nie mieści. Za jego młodych czasów mieli stacjonarki i było
dobrze!
- Wracasz do
wydawnictwa?
- Tak –
odparł, chowając notes do wewnętrznej kieszeni płaszcza – Podrzucić cię
gdzieś?- nie, wcale nie był zazdrosny to tylko z ciekawości.
- Tak – odpowiedział,
mijając mężczyznę – Jadę dokładnie tam gdzie ty – otworzył drzwi, czekając na
Alex ‘a.
- To
zapraszam – wyciągnął kluczyki z kieszeni okrycia. Wcisnął guziczek na pilocie,
a światła zamigały dwa razy w rytm pikania alarmu.
oOo
Philip
zapukał w drewno nadal czując usta Alex ‘a na swoich wargach.
Trzydziestopięcioleci letni mężczyzna zachowywał się jak nastolatek. Przyparł
go do lustrzanej ściany w windzie wpijając mu się w usta. Całowali się już tyle
razy, że nauczył się w końcu oddawać pocałunki. Jednak dominujące i zaborcze
sprawiały mu mały kłopot. Alex nie komentował tego, bo uwielbiał w nastolatku
tą jego niewinność. Był zadowolony, że to on jest tym, który skradł pierwszy
pocałunek nastolatka. Rozdziewiczył go, i to nie tylko ustami.
- Proszę –
usłyszał wyniosły głos ojca.
Czy on
poczekał na pozwolenie?
- Wybacz –
przeprosił, gdy drzwi zamknęły się z małym hukiem.
Czy on
przeprosił?
- Siadaj –
pan Macedon dokończył pisanie na laptopie. Zapisał plik i dopiero spojrzał na
syna – Jak wiesz za dwa tygodnie są święta – rzekł zimnym głosem.
- Żadna
nowość – wzruszył ramionami, patrząc obojętnie na ojca A, jednak wszystko z nim
w porządku!- To gdzie jedziecie w tym roku?- zapytał z udawana ciekawością.
- Jedziemy –
poprawił go, układając dłonie w piramidkę. Czekał na reakcję syna.
- Yyy…Chcesz
powiedzieć, że ja też jadę?- zapytał z wahaniem, chowając dłonie do kieszeni.
- Tak - tą odpowiedziom rozwiał wszystkie wątpliwości
syna – To pomysł, Alexandra – wytłumaczył dlaczego muszą go zabrać – Chce, aby
nasze rodziny poznały się lepiej – powiedział, uśmiechając się kpiąco.
- Wiem, że
ci to w nie smak, tato – odparł sucho. Oh, czyli, że w tym roku nie spędzi sam
świąt? Spojrzał na ojca, który patrzył na niego tak zimno, że cała radość z
niego uleciała. Domyślił się od razu, że Alex zmanipulował jego ojcem by ten z
nimi pojechał. I ode chciało się mu jechać gdziekolwiek – Jestem w stanie
udawać chorobę – podjął od razu decyzję. Wolał być sam niż z nimi z konieczności.
Oczywiście docenił starania, że Alex dla niego to zrobił, ale nie potrafił
oszukiwać sam siebie, tak jak oszukuje go ojciec.
- W porządku
– zgodził się z synem bez mrugnięcia okiem – Możesz odejść – powiedział
zadowolony z jego pomysłu.
Wyszedł z
gabinetu ojca, i poszedł do biura Alex ’a. Jak to miał w zwyczaju, wszedł bez
pukania. Opadł ciężko na fotel, siadając w lekkim rozkroku. Alexander spojrzał
na młodszego, ale zaraz wrócił do pracy. Widocznie chłopak musiał sobie
pomyśleć, w ciszy. I faktycznie myślał. Musiał coś wykombinować, by podarować
Alexowi prezent nim ten wyjedzie, gdzieś. I jak zwykle spędzi sam święta. No po
prostu cudownie.
- Co tak
wzdychasz?- zapytał, gdy nastolatek od kilku minut nie robił nic innego.
- Myślę –
oparł łokieć na podłokietniku, a na dłoni bok twarzy.
- I widzę,
że idzie ci mozolnie – Alex pisał na klawiaturze jak zawodowy haker. Ani razu
nie spojrzał na nią tylko czasem na licealistę, gdy się do niego zwracał.
- Taa…-
westchną, uśmiechając się do starszego ciepło. Jak on go pokochał przez te trzy
miesiące!
- Za dwa
tygodnie wyjeżdżamy, więc sobie odpoczniesz – pocieszył go – Chcesz coś do picia?
- Kawa może
być – odparł zmęczonym głosem. Nie miał zamiaru okłamywać Alexa, że cieszy się
z tego wyjazdu.
Alex
podniósł słuchawkę, wciskając przycisk na telefonie by połączył go z
sekretarką.
- Proszę
dwie kawy, czarne bez dodatków – powiedział chłodno – To, nad czym tak dumasz?-
zwrócił się do nastolatka, odkładając słuchawkę na miejsce.
- Co dam
rodzicom i siostrze pod choinkę – to nie było kłamstwo. Naprawdę myślał, co
takiego w tym roku Elizabeth kupi matce. W tamtym roku prezent dla matki
kosztował go pięć tysięcy. Dobrze, że w tym roku odłożył dużo więcej pieniędzy.
Chociaż matce nie musiał oddawać kasy za prezenty, jakie kupiła za niego dla
ojca i siostry, inaczej nie miałby już na paczki dla dzieci z sierocińca. A nie
chciał oddawać zegarka dziś zakupionego dla Alexa.
- To widzę,
że tak jak większość Amerykanów kupujesz na ostatnią chwilę?- Alex skończywszy
pisać artykuł, odwrócił się w stronę młodszego, opierając przedramiona na
blacie biurka.
- Nie do
końca – poprawił się w fotelu, słysząc pukanie do drzwi. Do gabinetu weszła
sekretarka z kawą. Podeszła do burka. Jedną kawę postawiła przed swoim szefem,
a drugą przed nastolatkiem.
- Czy coś
jeszcze, panie Thomposn?- dopytała swoim formalnym głosem.
- Wodę
niegazowaną, poproszę – przypomniało się Alexowi, że nastolatek, choć lubi
napić się kawy to nie lubi w ustach gorzkiego smaku.
- Oczywiście
– odpowiedziała, po czym odwróciła się i wyszła z gabinetu, zamykając za sobą
delikatnie drzwi.
- Możesz
wyjaśnić?- wrócił do rozmowy, biorąc do ręki długopis, by zająć czymś ręce,
które rwały się aż do ciała Philipa.
- Mogę –
uśmiechnął się, czując ciepło w sercu. Do tej pory tylko Ross pamiętała o tym,
że pije wodę po kawie – Matka kupie za mnie prezenty dla ojca i Elizabeth, a
ona kupuje dla matki – oboje sięgnęli po kawy, upijając łyk czarnego napoju.
- Idziesz na
łatwiznę – podsumował, odstawiając filiżankę.
- Mylisz się
– zaprzeczył, kładąc dłoń z kawą na kolanie.
- To mnie
popraw, Philipie – poprosił o wyjaśnienie, delektując się gorzkim napojem.
- Nie znam
ich na tyle by wiedzieć, co im kupić – odparł zgodnie z prawdą.
- To twoja
rodzina, Philipie – nie zgodził się ze zdaniem młodszego, otrzymując smutne
spojrzenie.
- I co z
tego?- zapytał obojętnym głosem. Zresztą zawsze taki mił, gdy mówił o rodzinie.
Nie żeby ich nie kochał. Bo kochał. Ale wolał te uczucia trzymać tylko dla siebie.
Głęboko. Gdzieś na dnie serca, by nikt o tym nie wiedział. Nawet on sam – Alex.
Nie w każdej rodzinie jest tak idealnie jak w twojej – odłożył filiżankę. Nie
chciał czuć goryczy kawy w ustach. Teraz czuł ją w sercu.
- Nie znasz
mojej rodziny, Philipie – powiedział surowo na tą uwagę.
Tu Philip
niestety musiał się z nim zgodzić, bo to szczera prawda. Alexander mało mówił o
swojej rodzinie. Można by rzecz, że w ogóle. Jakby nie chciał go do siebie
dopuścić. Owszem poznał jego rodziców, ale to tylko, dlatego, że to przyszli
teściowie Elizabeth. Philip poczuł jakby ktoś go uderzył w brzuch na myśl, że
Alex nie chce go w swoim życiu tak bardzo jak on chciał jego. Ta myśl zabolała
tak bardzo, że miał ochotę się popłakać. Najlepiej w swoim nowym pokoju. Schowany
pod kołdrą przed Alexem albo przed całym światem.
- Masz rację
– udał, że ta uwaga spłynęła po nim jak woda po kaczce. Wstał z fotela,
poprawiając czarna kurtkę. W tym samym czasie kobieta ponownie weszła do bura,
podnosząc brwi na widok wychodzącego nastolatka. To, po co ona fatygowała się z
jej przyniesieniem? Philip podszedł do niej, sięgnął po szklankę z wodą, i
wypił wszystko na raz. Tylko po to by jak najszybciej wyjść – Dziękuje –
ostawił naczynie na tacę. Odwrócił się do Alexa – Do widzenia panie Thomposn.
Miłego dnia – dodał do kobiety nim wyszedł.
Alexander
siedział i wpatrywał się tępo w miejsce gdzie przed chwilą stał nastolatek.
- Co to
było?- zapytał sam siebie w myślach – Co znowu zrobił, że nastolatek uciekł
prawie płacząc?
W takich
momentach Alexander zdawał sobie sprawę z ich różnicy wieku. Między nimi jest
tak wielka przepaść, że nieważne jak bardzo próbował zbudować nad nią most,
Philip go burzył swoim szczeniackim zachowaniem. Westchnął, chowając w dłoniach
twarz. Ile to jeszcze potrwa? Tydzień, miesiąc, rok? Philip mógł wpierać sobie,
że nie zachowuje się jak rozpieszczony gówniarz, ale rzeczywistość była inna.
Philip myślał tylko o sobie jak typowy bogaty dzieciak. I nie zmieni tego jego
dobre serce. Nie ma znaczenia ile pieniędzy odda. Ilu pomoże dzieciakom. Ile
zwierzaków nakarmi czy wykąpię. On należy i będzie należał do jednej z
najbogatszej rodziny na świecie. Czy tego chce czy nie.
Ehh... Szkoda, że coraz mniej osób komentuje posty... No, ale łamać się nie będziemy :) Szantażować też nie mam zamiaru... :P No, cóż... POZDROWIONKA :*
Cudnie, gratuluję i składam serdeczne życzenia urodzinowe:-)
OdpowiedzUsuńPfff.. tego ojca to bym za jajka powiesiła! wrrr.. tak mnie wnerwia.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tylko mogę sobie wyobrazić jaką minę miała ekspedientka u jubilera, hihi
Barbara
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczne, jak dla mnie to Alex nie rozume że to rodzina wyrzuciła Philpa ze swojego idealnego świata, dla czego ojciec się nie zmieni, ostatnio miałam wrażenie że tak jakby dotarło do niego to jak traktuje syna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka