wtorek, 17 listopada 2015

Ukryta Miłość - 22

Hejoł ludki!

Własnie przed chwilą zobaczyłam, że 16.11.2014  założyłam bloga, a to znaczy, że właśnie skończył...



Dokładnie roczek.
Z tej okazji wrzucam rozdzialik :)





Zima zbliżała się wielkimi krokami. Temperatura na dworze spadła poniżej zera. Pogoda chcąc pograć na ludzkich nosach zmieniała się, co kilka godzin. Raz padał śnieg, później deszcz, a na koniec dnia zmówili się uprzykrzająca życie kierowcą, policjantom, którzy patrolowali ulicę oraz pilotom samolotowym. Ci, którzy nie lubili mroźnych wiatrów ubierali się na cebulkę, ale znaleźli się też tacy, którzy chętnie opuszczali ciepłe mieszkania dla wieczornych spacerów. Philip nie lubił zimy. Nie ze względów pogodowych. Ta pora roku niosła za sobą ważne wydarzenie dla chrześcijan. A tak się składa, że jego rodzina jest wierząca tylko niepraktykująca. Nie chodzili do kościoła, co niedziele, ale brali udział w każdym ważnym kościelnym święcie. Boże Narodzenie jest jednym z najważniejszym. Tylko, że ludzie w dzisiejszych czasach tak naprawdę zapomnieli, co świętują na rzecz prezentów. Dla Philip’a ten dzień nie różnił się od innych. Dlaczego? Bo w ten dzień zawsze zostawał sam w domu. Jego rodzina wyjeżdżała zostawiając go w pustej willi. Nawet służba miała wolne kilka dni. Wracali dopiero po nowym roku. Kucharka była na tle dobra, że przygotowywała mu posiłki. I schowała w opisanych pojemniczkach. I, choć przed rodziną udawał, że nie boli go to jak z nim postępują, to wieczorem, kiedy zostawał sam, zamykał się w pokoju, przepłakując całą noc. Wstawał z niego tylko po to by zaspokoić swoje potrzeby. Jedzenie, mimo, iż przyrządzone przez najlepszą kucharkę, jaką znał to smakowało jakby jadł karton.

Philip poprawił szalik, który odwiną mu się przy mocniejszym podmuchu wiatru.  Idąc, przyglądał się kiczowatym wystawom sklepowym. W tym roku pierwszy raz od dłuższego czasu zamierzał kupić prezent od serca. Nie tak jak ojcu, matce czy siostrze… Chociaż to miał z głowy. Matka kupowała za niego podarunki dla taty czy siostry. Za to Elizabeth kupowała mu dla mamy. Musiał jej tylko oddać wydane pieniądze. Z jeden strony cieszył się z takiego wyjścia. Z drugiej było mu przykro, bo nie znał ich na tyle by wiedzieć, co im kupić. Wiedział natomiast, że dla niego prezenty kupowane są na odpierdol. Co roku zostaje obdarowany przez drogie sprzęty komputerowe lub elektroniczne, ubrania czy kosmetyki. Nie byłby sobą, gdyby na drugi dzień nie polecił ich sprzedać.
Znał Alexa na tyle, że już wiedział, co mu kupić. Aby obdarować mężczyznę godnym podarunkiem, na schronisko, sierociniec i potrzebującym przez miesiąc wpłacał mniej pieniędzy. I, tak też uzbierała mu się pokaźna sumka. Wszedł do piątego już dziś jubilera. A dzwoneczek wiszący nad drzwiami poinformował sprzedawcę o przybyciu klienta. Przy kasie stała niska pulchna kobieta. Ubrana w uniform sklepu. Czyli biała koszula, którą zdobiła złota plakietka z jej nazwiskiem i czarna spódnica za kolana.

- Dzień dobry – przywitała się oficjalnym tonem, patrząc na chłopaka z góry.
Philip nie miał jej tego za złe. Każdy, kto go widzi tak na niego reaguje. W końcu chodzi ubrany w ciuchach, które modne były, no cóż, jakiś czas temu. Do tego rozwiane przez wiatr włosy, wyglądały jakby nie czesał się przez miesiąc.
- W czym mogę pomóc?- dopytała, nie słysząc odpowiedzi.

Nastolatek rozejrzał się szukając gablotki z zegarkami. Gdy ją zauważył podszedł do niej. Przyjrzał się biżuterii schowanej za szybą. Jęknął w duchu, bo nie znalazł nic, co by mu się spodobało.

-A, więc zegarki – kobieta podeszła do niego, dziwiąc się, co chłopak tu robi. Jubiler, w którym pracuje od lat, był i jest najdroższym w mieście – Na prezent?- uśmiechnęła się sztucznie do licealisty.

- Właściwie to tak – odparł, podnosząc na nią obojętny wzrok – W końcu idą święta, nie?- zakpił.

- Oczywiście – odpowiedziała sucho – Do…- zmierzyła go z góry na dół, nawet tego nie kryjąc – jakiej kwoty ma być?- nie czekając na odpowiedź, wysunęła szufladę z tymi najtańszymi. Co wcale nie znaczy, iż takie były, bo najniższa cena to minimum pięć tysięcy.

Philip zmarszczył brwi, widząc zegarki. Jego zdaniem nie były warte ceny. Wyglądały dość banalnie. A, Alex nie jest zwyczajny! Dla niego przynajmniej.

- A są inne?- zapytał z nadzieją.

- Owszem – podeszła do drugiej gabloty – Tylko te są dużo droższe od wcześniej pokazanych – nie wiedziała, po co w ogóle chce je zaprezentować. Na pierwszy rzut oka widać, że chłopak jest bardziej biedny niż mysz kościelna.

O, tak. Te były wręcz idealne. Zwłaszcza jeden przyciągnął jego uwagę. Spojrzał na niego z błyskiem radości w oczach, której pozazdrościłaby mu gwiazda polarna. To ten! Musi go mieć.  Kobieta widząc, na który patrzy wyciągnęła go.

- Jest to najnowszy model od Hugo Boss ‘a – podała go chłopakowi, który prychnął oburzony pod nosem. Nie jest przecież ślepy, i umie czytać. Nie bez powodu mu się spodobał. Poznał Alexa, i wiedział, że ten jest jego wielbicielem. On w ogóle ubierał się tylko u znanych projektantów, którzy szyli mu ciuchy na miarę. I, co dziwniejsze nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał wręcz mężczyznę ubranego w drogi dopasowany garnitur. Dzięki niemu wyglądał dostojnie, majestatycznie… O czym to? A no tak. Z rozmyślań wyrwał go głos kobiety - Zegarek ma styl klasyczny…- zaczęła opisywać – Zapięcie jest stalowe…

- Biorę – przerwał jej w pół zdania. Kobieta spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.

- Zegarek kosztuje dwadzieścia tysięcy dolarów – dodała.

- Biorę – powtórzył twardo – I proszę zapakować – rozkazał niczym bogaty dzieciak.


oOo


Wracał do domu z zapakowanym zegarkiem w ładne pudełeczko, a ono było owinięte w czarny papier, zdobiony w złote nitki. Już miał nacisnąć klamkę, ale cofnął dłoń słysząc dzwonek teflonu. Prezent przełożył do drugiej dłoni, i wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Spojrzał na wyświetlacz zastanawiając się, czego chce tym razem.

- Cześć tato – przywitał się grzecznie. Co było niemalże cudem, bo zawsze był tym drugim.

- Synu – odparł, co wykonaniu pana Macedona miało być powitaniem – Przyjedź do wydawnictwa – rozkazał, nie pytając czy nie ma innych obowiązków.

- Dobrze, tato – westchnął zrezygnowany. Dlaczego nie umiał się mu postawić tak jak to zrobił podczas obecności matki? Już nie bał się bólu. On przypomniał mu o tym, że jest nikim dla ojca. Wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Wbiegł po schodach na piętro, chowając prezent, by nikt nie zobaczył. W pokoju podszedł do szafy, gdzie stały pudełka po butach. Nie wszystkie były puste. W niektórych nadal schowane są nadal nowe. Mógł sobie wpierać wszystko, że nie jest taki jak jego siostra, ale sam nie potrafił wyzbyć się starych nawyków. Kupował rzeczy, a dokładnie buty, bo mu się spodobały, ale zdarzało się tak, że leżały tylko w kartonie. Wysunął puste pudełko i schował tam prezent. Nie chciał, by ktokolwiek go zobaczył, i zadawał niepotrzebne pytania. A ta skryta była najlepsza. Bo kto by szukał czegoś w kartonie po butach? No właśnie. Nikt z jego rodziny. Uśmiechnął się sam do siebie, widząc marynarkę Alex ’a, która wisiała na krześle. Nawet po remoncie ta wróciła na miejsce. Przypominała mu nie tylko o mężczyźnie, ale i o tym, że to, co jest między nimi to nie sen, a rzeczywistość. I podejrzewał też, że zostawił ją tu specjalnie. By o nim nie zapomniał. Co było niedorzeczne, bo Alex pisze do niego kilkanaście smsów dziennie, i widują się albo u niego lub tu. Tylko jak starszy jest u nich to rzadko mają okazje pobyć sam na sam. Wyszedł z sypialni… I wciągnął mocno powietrze. Do jego nozdrzy doszedł zapach… Alex!

- Co on tu robi?- pomyślał, patrząc na godzinę w telefonie - Jest dopiero czternasta, a on już po pracy?

Zeskakując, co drugi schodek, przystanął przed salonem, który był pusty. Nie mógł się pomylić. Jak nic czuć perfumy Alex ‘a!

- Kogo szukasz?- usłyszał szept przy swoim uchu.

Drgnął wystraszony, gdy poczuł obejmujące go od tyłu ręce.

- Kurwa…!- krzyknął, uderzając go w ramie – Chcesz bym kipnął w tak młodym wieku?- Philip poczuł jak jego serce zaczęło szybko bić. I to nie, dlatego, że wystraszył się, ale dlatego, że Alex go objął. I to u niego w domu. Gdzie mogli ich zobaczyć.

- O niczym innym nie marzę – rzucił ironicznie. Pocałował go w wygolony bok głowy, i odsunął się. Zachował się bezmyślnie, ale nie mógł się powstrzymać.

- Wiedziałem!- odwrócił się w jego stronę, patrząc tymi swoimi piwnymi oczyma na starszego – Co tu robisz?- zapytał splatając ręce na piersi, powstrzymując się tym samym od przytulenia mężczyzny.

- Zostawiłem go ostatnio w pokoju gościnnym – pomachał notesem oprawionym w czarną skórzaną okładkę. Pokój gościny nazywany był przez Philip’a sypialną Alex ’a. Współwłaściciel wydawnictwa przebywał u nich prawie codziennie, a jak go nie było to tylko, dlatego, że był u niego nastolatek. Spał u nich, gdy zasiedział się lub wypił za dużo. Wspomniany notes był teraz Alex ‘a książką telefoniczną. Miał w nim wszystkie ważne numery. Od autorów po redaktorów z gazety. Oczywiście kupił sobie nową „ wypasioną” komórkę jak powiedział sprzedawca, choć jego zdaniem to wcisnął mu najdroższą, jaki mieli. Zapomniał też wspomnieć, że jest równie skomplikowana, co droga. Musiał przeczytać instrukcję obsługi! Eh, to się w głowie nie mieści. Za jego młodych czasów mieli stacjonarki i było dobrze!

- Wracasz do wydawnictwa?

- Tak – odparł, chowając notes do wewnętrznej kieszeni płaszcza – Podrzucić cię gdzieś?- nie, wcale nie był zazdrosny to tylko z ciekawości.

- Tak – odpowiedział, mijając mężczyznę – Jadę dokładnie tam gdzie ty – otworzył drzwi, czekając na Alex ‘a.

- To zapraszam – wyciągnął kluczyki z kieszeni okrycia. Wcisnął guziczek na pilocie, a światła zamigały dwa razy w rytm pikania alarmu.


oOo


Philip zapukał w drewno nadal czując usta Alex ‘a na swoich wargach. Trzydziestopięcioleci letni mężczyzna zachowywał się jak nastolatek. Przyparł go do lustrzanej ściany w windzie wpijając mu się w usta. Całowali się już tyle razy, że nauczył się w końcu oddawać pocałunki. Jednak dominujące i zaborcze sprawiały mu mały kłopot. Alex nie komentował tego, bo uwielbiał w nastolatku tą jego niewinność. Był zadowolony, że to on jest tym, który skradł pierwszy pocałunek nastolatka. Rozdziewiczył go, i to nie tylko ustami.

- Proszę – usłyszał wyniosły głos ojca.

Czy on poczekał na pozwolenie?

- Wybacz – przeprosił, gdy drzwi zamknęły się z małym hukiem.

Czy on przeprosił?

- Siadaj – pan Macedon dokończył pisanie na laptopie. Zapisał plik i dopiero spojrzał na syna – Jak wiesz za dwa tygodnie są święta – rzekł zimnym głosem.

- Żadna nowość – wzruszył ramionami, patrząc obojętnie na ojca A, jednak wszystko z nim w porządku!- To gdzie jedziecie w tym roku?- zapytał z udawana ciekawością.

- Jedziemy – poprawił go, układając dłonie w piramidkę. Czekał na reakcję syna.

- Yyy…Chcesz powiedzieć, że ja też jadę?- zapytał z wahaniem, chowając dłonie do kieszeni.

- Tak -  tą odpowiedziom rozwiał wszystkie wątpliwości syna – To pomysł, Alexandra – wytłumaczył dlaczego muszą go zabrać – Chce, aby nasze rodziny poznały się lepiej – powiedział, uśmiechając się kpiąco.

- Wiem, że ci to w nie smak, tato – odparł sucho. Oh, czyli, że w tym roku nie spędzi sam świąt? Spojrzał na ojca, który patrzył na niego tak zimno, że cała radość z niego uleciała. Domyślił się od razu, że Alex zmanipulował jego ojcem by ten z nimi pojechał. I ode chciało się mu jechać gdziekolwiek – Jestem w stanie udawać chorobę – podjął od razu decyzję. Wolał być sam niż z nimi z konieczności. Oczywiście docenił starania, że Alex dla niego to zrobił, ale nie potrafił oszukiwać sam siebie, tak jak oszukuje go ojciec.

- W porządku – zgodził się z synem bez mrugnięcia okiem – Możesz odejść – powiedział zadowolony z jego pomysłu.

Wyszedł z gabinetu ojca, i poszedł do biura Alex ’a. Jak to miał w zwyczaju, wszedł bez pukania. Opadł ciężko na fotel, siadając w lekkim rozkroku. Alexander spojrzał na młodszego, ale zaraz wrócił do pracy. Widocznie chłopak musiał sobie pomyśleć, w ciszy. I faktycznie myślał. Musiał coś wykombinować, by podarować Alexowi prezent nim ten wyjedzie, gdzieś. I jak zwykle spędzi sam święta. No po prostu cudownie.

- Co tak wzdychasz?- zapytał, gdy nastolatek od kilku minut nie robił nic innego.

- Myślę – oparł łokieć na podłokietniku, a na dłoni bok twarzy.

- I widzę, że idzie ci mozolnie – Alex pisał na klawiaturze jak zawodowy haker. Ani razu nie spojrzał na nią tylko czasem na licealistę, gdy się do niego zwracał.

- Taa…- westchną, uśmiechając się do starszego ciepło. Jak on go pokochał przez te trzy miesiące!

- Za dwa tygodnie wyjeżdżamy, więc sobie odpoczniesz – pocieszył go – Chcesz coś do picia?

- Kawa może być – odparł zmęczonym głosem. Nie miał zamiaru okłamywać Alexa, że cieszy się z tego wyjazdu.

Alex podniósł słuchawkę, wciskając przycisk na telefonie by połączył go z sekretarką.

- Proszę dwie kawy, czarne bez dodatków – powiedział chłodno – To, nad czym tak dumasz?- zwrócił się do nastolatka, odkładając słuchawkę na miejsce.

- Co dam rodzicom i siostrze pod choinkę – to nie było kłamstwo. Naprawdę myślał, co takiego w tym roku Elizabeth kupi matce. W tamtym roku prezent dla matki kosztował go pięć tysięcy. Dobrze, że w tym roku odłożył dużo więcej pieniędzy. 
Chociaż matce nie musiał oddawać kasy za prezenty, jakie kupiła za niego dla ojca i siostry, inaczej nie miałby już na paczki dla dzieci z sierocińca. A nie chciał oddawać zegarka dziś zakupionego dla Alexa.

- To widzę, że tak jak większość Amerykanów kupujesz na ostatnią chwilę?- Alex skończywszy pisać artykuł, odwrócił się w stronę młodszego, opierając przedramiona na blacie biurka.

- Nie do końca – poprawił się w fotelu, słysząc pukanie do drzwi. Do gabinetu weszła sekretarka z kawą. Podeszła do burka. Jedną kawę postawiła przed swoim szefem, a drugą przed nastolatkiem.

- Czy coś jeszcze, panie Thomposn?- dopytała swoim formalnym głosem.

- Wodę niegazowaną, poproszę – przypomniało się Alexowi, że nastolatek, choć lubi napić się kawy to nie lubi w ustach gorzkiego smaku.

- Oczywiście – odpowiedziała, po czym odwróciła się i wyszła z gabinetu, zamykając za sobą delikatnie drzwi.

- Możesz wyjaśnić?- wrócił do rozmowy, biorąc do ręki długopis, by zająć czymś ręce, które rwały się aż do ciała Philipa.

- Mogę – uśmiechnął się, czując ciepło w sercu. Do tej pory tylko Ross pamiętała o tym, że pije wodę po kawie – Matka kupie za mnie prezenty dla ojca i Elizabeth, a ona kupuje dla matki – oboje sięgnęli po kawy, upijając łyk czarnego napoju.

- Idziesz na łatwiznę – podsumował, odstawiając filiżankę.

- Mylisz się – zaprzeczył, kładąc dłoń z kawą na kolanie.

- To mnie popraw, Philipie – poprosił o wyjaśnienie, delektując się gorzkim napojem.

- Nie znam ich na tyle by wiedzieć, co im kupić – odparł zgodnie z prawdą.

- To twoja rodzina, Philipie – nie zgodził się ze zdaniem młodszego, otrzymując smutne spojrzenie.

- I co z tego?- zapytał obojętnym głosem. Zresztą zawsze taki mił, gdy mówił o rodzinie. Nie żeby ich nie kochał. Bo kochał. Ale wolał te uczucia trzymać tylko dla siebie. Głęboko. Gdzieś na dnie serca, by nikt o tym nie wiedział. Nawet on sam – Alex. Nie w każdej rodzinie jest tak idealnie jak w twojej – odłożył filiżankę. Nie chciał czuć goryczy kawy w ustach. Teraz czuł ją w sercu.

- Nie znasz mojej rodziny, Philipie – powiedział surowo na tą uwagę.

Tu Philip niestety musiał się z nim zgodzić, bo to szczera prawda. Alexander mało mówił o swojej rodzinie. Można by rzecz, że w ogóle. Jakby nie chciał go do siebie dopuścić. Owszem poznał jego rodziców, ale to tylko, dlatego, że to przyszli teściowie Elizabeth. Philip poczuł jakby ktoś go uderzył w brzuch na myśl, że Alex nie chce go w swoim życiu tak bardzo jak on chciał jego. Ta myśl zabolała tak bardzo, że miał ochotę się popłakać. Najlepiej w swoim nowym pokoju. Schowany pod kołdrą przed Alexem albo przed całym światem.

- Masz rację – udał, że ta uwaga spłynęła po nim jak woda po kaczce. Wstał z fotela, poprawiając czarna kurtkę. W tym samym czasie kobieta ponownie weszła do bura, podnosząc brwi na widok wychodzącego nastolatka. To, po co ona fatygowała się z jej przyniesieniem? Philip podszedł do niej, sięgnął po szklankę z wodą, i wypił wszystko na raz. Tylko po to by jak najszybciej wyjść – Dziękuje – ostawił naczynie na tacę. Odwrócił się do Alexa – Do widzenia panie Thomposn. Miłego dnia – dodał do kobiety nim wyszedł.

Alexander siedział i wpatrywał się tępo w miejsce gdzie przed chwilą stał nastolatek.

- Co to było?- zapytał sam siebie w myślach – Co znowu zrobił, że nastolatek uciekł prawie płacząc?

W takich momentach Alexander zdawał sobie sprawę z ich różnicy wieku. Między nimi jest tak wielka przepaść, że nieważne jak bardzo próbował zbudować nad nią most, Philip go burzył swoim szczeniackim zachowaniem. Westchnął, chowając w dłoniach twarz. Ile to jeszcze potrwa? Tydzień, miesiąc, rok? Philip mógł wpierać sobie, że nie zachowuje się jak rozpieszczony gówniarz, ale rzeczywistość była inna. Philip myślał tylko o sobie jak typowy bogaty dzieciak. I nie zmieni tego jego dobre serce. Nie ma znaczenia ile pieniędzy odda. Ilu pomoże dzieciakom. Ile zwierzaków nakarmi czy wykąpię. On należy i będzie należał do jednej z najbogatszej rodziny na świecie. Czy tego chce czy nie.


Ehh... Szkoda, że coraz mniej osób komentuje posty... No, ale łamać się nie będziemy :) Szantażować też nie mam zamiaru... :P No, cóż... POZDROWIONKA :*

3 komentarze:

  1. Cudnie, gratuluję i składam serdeczne życzenia urodzinowe:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfff.. tego ojca to bym za jajka powiesiła! wrrr.. tak mnie wnerwia.

    Szkoda, że tylko mogę sobie wyobrazić jaką minę miała ekspedientka u jubilera, hihi

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastyczne, jak dla mnie to Alex nie rozume że to rodzina wyrzuciła Philpa ze swojego idealnego świata, dla czego ojciec się nie zmieni, ostatnio miałam wrażenie że tak jakby dotarło do niego to jak traktuje syna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń