Wybiegłem ze szkoły i podbiegłem do
mojego auta. Oparłem się o niego, oddychając szybko. Drżącą ręką wyciągnąłem z kieszeni kluczyki od samochodu. Nacisnąłem guziczek, by odblokować
alarm. Za pikało dwa razy. Otworzyłem drzwi, siadając na miejscu kierowcy, a na miejsce pasażera rzuciłem plecak
razem z kluczykami. Zacisnąłem palce na kierownicy, tak mocno, że pobielały mi
knykcie. Położyłem głowę
na dłoniach, zaciskając mocno oczy. Tyle czasu walczyłem ze sobą
by zapomnieć o wszystkich złych wspomnieniach,
które wyparłem na dno umysłu. Nie chciałem o tym pamiętać.
Jednak
teraz czy tego chciałem czy nie, pamiętałem.
Moi
rodzice rozwiedli się, gdy miałem siedem, a może osiem lat. Matka nie utrudniała mi
kontaktów z ojcem. Wręcz przeciwnie. Była zadowolona, że mnie zabiera. A
powinno być inaczej, prawda?
Powinno
być jej
przykro, że ktoś zabiera jej syna. Nawet, jeśli to ojciec, prawda? Nie ważne czy na
weekend czy na tydzień, prawda?
Ona
jest inna. Cieszyła się, gdy przychodził po mnie. Pewnie, gdyby walczył o pozbawienie jej
praw rodzicielskich ona oddałby mnie bez walki.
Dwa
lata po rozwodzie wszystko się zjebało.
Człowiek
ma wszystko albo nic. Jebie nas po całości.
Z
dniem, kiedy poznał swoją drugą żonę wszystko się skończyło. Nie od razu. Stopniowo. To
jak odrywanie plastrów. Im wolniej tym mniej boli.
Jak
zabierał mnie, co tydzień tak później raz na miesiąc, raz na pół roku, aż raz w roku. Jak dzwonił codziennie tak z czasem
coraz mniej.
Aż końcu nie odwiedziła mnie, nie
zabierał, ani nie dzwonił.
Mężczyzna, który zabił rodzinę i popełnił samobójstwo to mój ojciec.
Spiętej pamięci mój stary pracował w
firmie, której nazwę
poznaliście. Pracował tam, jako programista komputerowy. Nie wiem, co tam robił
dokładnie, ani czym się zajmował.
Raz
opowiadał jak dostał ważny projekt, od, którego będzie zależał los
firmy i jego. Jak się domyślacie nie podołał zadaniu.
Zabrali mu wszystko to, co zrobił. Wyrzucili go z pracy, tłumacząc się tym, że firma będzie musiała zapłacić kare za niewywiązanie się z umowy. I nie dostał nawet odprawy.
A to, co zrobił oddano innemu pracownikowi i to on odniósł sukces tak samo jak
firma.
Z
tego, co wiem to na początku radzili sobie dobrze. On i jego rodzina. Mieli oszczędności.
Nie jakieś miliony, ale spokojnie starczyłby na skromne życie przez parę
miesięcy. Tak, twierdziła moja matka.
Szukał
pracy przez pewien czas, ale trudne było ze zjebaną opinią. Jako programista
był spalony we wszystkich firmach komputerowych. Im mniej pieniędzy na życie im zostało, tym częściej sięgał po alkohol. Uważał, że kasyna dają łatwy
zarobek. Siadasz obstawiasz i koniec. Owszem na początku wygrywał większe
kwoty, samemu nie wiele mając kasy. Był tak naiwny, że wstyd mi za niego do tej
pory. Hazard wkręcił go tak bardzo, że nawet nie zauważył, kiedy się uzależnił.
Pożyczki.
Niby nic strasznego. Pożyczysz i oddasz. A, co jeśli pożyczasz od
nieodpowiednich ludzi? Na wysokich procentach? Odpowiedz była jedna i prosta.
Nie spłacisz ich. Zwłaszcza bez pracy z kredytem na karku i rodziną na
utrzymaniu.
I
tak było w jego przypadku.
Strach
przed swoimi wierzycielami i o swoją rodzinę pcha nas do podejmowania
nieprzemślanych decyzji.
Jego
była najgłupsza i najgorsza, jaką podjął.
****
Wspomnienie****
Źle się
czułem w szkole. Wiecie,
dlaczego? Bo dzień wcześniej
na kolacje objadałem się
fast food „mi. A mówiłem, Kenzō, że
to zły pomysł.
Tak, więc wymiotowałem
prawie całą
pierwszą lekcje. Biedny z bolącym
żołądkiem
musiałem sam wracać
do domu, bo Kenzō nie odbierał
telefonu, ani kierowca, który po mnie przyjeżdżał.
Już jak wszedłem
na naszą posesje nie spodobało
mi się to, co zobaczyłem.
Na pojeździe przed domem stało
dziesięć markowych, drogich i czarnych
samochodów. A to nie wróżyło
nic dobrego. Zwłaszcza w filmach. Cicho, wolno otworzyłem i zamknąłem
drzwi. Nie byłbym dzieckiem, gdybym nie był ciekawski. Bo z reguły wszystkie
dzieci chcą wiedzieć
wszystko, prawda? Położyłem
plecak na podłodze koło
wbudowanej w ścianę
szafy, i na klęczkach poszedłem do
salonu. Ze strachu o mało się nie zesikałem,
widząc w pomieszczeniu dwudziestu, a może
więcej mężczyzn.
Wszyscy byli dobrze zbudowani, co po niektórzy
łysi. Ubrani w garnitury, podobne do
tych, co nosił, Kenzō. Przystanąłem
i pochyliłem głowę,
by zobaczyć, co się
dzieje. I tu o mało nie pisnąłem.
Mój, Kenzō
stał nad mężczyzną,
który klęczał
przed nim. Z ust i nosa leciała mu krew. Sam, Kenzō
patrzył na niego tak zimno, że
wydawało się,
iż cały
salon jest w szronie. Rękawy od czarnej
koszuli miał podwinięte do łokci.
Dłonie miał
zakrwawione, a kostki lekko zdarte.
- Chcesz mi powiedzieć, że
pożyczyłeś
mu dwieście tysięcy?-
wzdrygnąłem się słysząc
głos, Kenzō.
Był tak zimny, że dreszcze
przeszły mi po plecach. Mężczyźni,
choć na pierwszy rzut oka wydawali się
opanowani, drgnęli prawie, że
niewidocznie.
- Ta- Tak szefie – jąknął
klęczący
mężczyzna, spuszczając
głowę.
- Wiesz ile to jest pieniędzy
z odsetkami, nie wliczając zwłoki?- zapytał,
jakby pytał dziecka ile to jest
dwa plus dwa – Ogłuchłeś?-
syknął, gdy nie usłyszał
odpowiedzi. Machnął
się i uderzył
go wierzchem dłoni –
Odpowiadaj jak zadaje ci pytanie – potrząsł ręką,
aby strzepnąć krew z knykci. Mężczyzna
padł na podłogę,
plując czerwoną
cieczą.
- Tak…- zaczął
kaszleć, przyłożył dłoń
do ust, a z miedzy palców poleciała
czerwona posoka – szefie – wytarł ją o
spodnie, a usta w rękaw czarnej koszuli –
Ja… Niewiedziałem,
że…
To ojciec…Panicza –
bronił się,
mimo, że sprawiało mu to ból.
Zaraz, zaraz czy on powiedział ojciec,
panicza?
- To może
wiesz jak mam powiedzieć mojemu chłopcu,
że jego ojciec ma u mnie tak dłuży
dług, że
nie będzie go w stanie spłacić
do końca swojego marnego życia?-
złapał
rannego za włosy, unosząc
głowę,
by patrzyć mu w oczy –
Nie?- udał zmartwionego – To może wiesz jak mam
powiedzieć, że
przez twój kretynizm jego
ojciec umrze, co?- nie czekając na odpowiedz,
uderzył go drugą ręką z
pięści. Pewnie, gdyby go nie trzymał
to padłby znokautowany. Ale
na swoje nie szczęście był
trzymany i dostał drugi raz. Krew
trysnęła, brudząc
do tej pory biały puchowy dywan.
Pobity podparł się na kolanach, gdy,
Kenzō go puścił.
- Ni-e… Szefie – odpowiedział zbolałym
głosem. Czerwona plama na dywanie robiła się
coraz większa z, każdą
kroplą krwi, która
kapał z poranionej twarzy.
Kenzō
kopnął rannego w brzuch.
Jego pracownik przewrócił
się na plecy, wydając
przy tym głośniejszy
jęk bólu.
Zwinął się w
pozycję embrionalną i
słyszałem
cichy szloch.
- Wiecie, co robić –
odwrócił
się do wszystkich plecami –
Załatwcie to szybko i bezboleśnie
– wydał
chłodno polecenie. Choć
ja usłyszałem
nutkę bólu
w głosie – Rodzinę macie zostawić
przy życiu –
dodał.
- Ale szefie…- zaoponował, Brian.
Jeden z pracowników – to ojciec…
- Podważasz
moją decyzję?-
odwrócił
się Widząc
jego mord i furię w oczach zrobiłbym
wszystko, co mi każe – Doskonale.
- Zabrać
mi go z oczu, bo go zaraz zabije…- nie wytrzymałem i wybuchnąłem
głośnym
płaczem, zwracając
na siebie uwagę wszystkich mężczyzn.
Miałem ochotę
pobiec na górę i
zamknąć się w
moim kolorowym pokoju. I siedzieć tam do końca
życia. A zrobiłem
całkiem, co innego. Pobiegłem do, Kenzō i
wskoczyłem mu na ręce.
Przytulił mnie mocno. Schowałem
twarz w jego szyi, mocząc mu koszulę.
Co z tego, że mam trzynaście
lat, i wskakuje mu na ręce? Płaczę
jak małe dziecko?
- Czekacie na coś?-
wzdrygnąłem się,
słysząc
jego głos –
Spokojnie, skarbie – szepnął
mi ciepło na ucho, abym ja
tylko słyszał –
Nie?- wyszedł z salonu - To
wypierdalać z mojego domu –
po mimo tego, że powiedział
to cichym głosem to echo rozniosło
się po całym
holu – I na litość
boską, pomóżcie
temu idiocie! – dodał, wspinając się
na schody.
Tego
samego dnia, wieczór.
Leżałem
pod kordom, próbując
zasnąć po mimo dzisiejszych wydarzeń.
Kenzō siedział
ze mną w pokoju dopóki
się nie uspokoiłem.
A wierzcie mi, dziecko, które od niedawna może
nim być będzie
płakało
ile wlezie. Nie wiem, czemu płakałem. Fakt, usłyszeć, że
człowiek, którego
kochasz wydaje wyrok na mojego ojca było…
Straszne. A może, dlatego, że
wylewałem wszystkie swoje żale.
Porzucenie przez matkę i ojca. Brak miłości
z ich strony. Obwinianie mnie, że pojawiłem się
na świecie.
Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem.
I to tak bardzo, że
jak zacisnąłem
oczy to widziałem mroczki. Bałem się bardziej, że jeśli coś się stanie i to, Kenzō umrze. Miałem
ochotę
zbiec do jego biura i zobaczyć
go w fotelu i popija drogie alkohole. Ale strach tak bardzo mnie sparaliżował, że nie mogłem
się
ruszyć.
Byłem tak zamyślony, że nie słyszałem
jak, Kenzō
wchodzi do pokoju. Poczułem dopiero jak ugiął
się mój
materac. Nie wiem, jakim cudem zmieścił
się w
moim małym łóżku. Odwróciłem
się
do niego plecami. Lubię
jak wtula się w
moje plecy, a ja pakuję
mu głowę pod brodę. Owiewa mnie wtedy
swoim oddechem i kołysze do snu.
- Idź sobie, Kenzō –
powiedziałem przez nos, który
był zatkany od płaczu
– nie chcę cię widzieć –
tak, wiem. Co innego myślę, co innego mówię.
- Nie będziesz, bo jest ciemno –
odparł rozbawiony, obejmując ręką w pasie. Przysunąłem
się
bliżej.
- Nie chcę z tobą rozmawiać – wsunął
mi drugą rękę pod głowę, kładąc ją w miejscu serca.
- To nie rozmawiaj – ucałował mnie w
skroń.
Położył
brodę na mojej głowie. Czułem
jego oddech na twarzy i czole. I to wystarczyło,
abym nie miał problemu z zaśnięciem.
Tylko jeszcze dwie rzeczy nie dawał mi
spokoju.
- Kenzō…- powiedziałem
sennie.
- Mmm?- odpowiedział półgębkiem
- Nic się nie da zrobić, prawda?- wolałem
się
upewnić.
Czy nie można
mu pomóc. A dokładnie
mojemu ojcu.
- Przykro mi, skarbie – zacisnąłem
dłoń na jego przedramieniu. Skinąłem
tylko głową, bo bałem
się, że jak się odezwę to znów
będę płakał –
Spij. To był bardzo ciężki dzień, skarbie – poprosił,
tłumacząc
jak trzy latkowi, dlaczego powinno spać.
Już prawie odpływałem,
gdy przypomniałem sobie o drugiej
rzeczy.
- Kenzō…- zionąłem
szeroko i głośno.
- Mmm?- jemu też się chyba przysypia.
- Co ze mną?- bałem
się
zapytać i
usłyszeć odpowiedzi. Zacząłem
się
wiercić w
objęciach
starszego.
- Z tobą?- ścisnął mnie mocnej, abym
przestał kręcić się – Nie rozumie…
- Nooo…- zacząłem
niepewnie – bo to mój ojciec ma dług, prawda? Więc ja, jako jego syn nie będę musiał
go spłacić?-
zadałem następne
pytanie, nie czekając
na odpowiedź.
- Skąd ci to przyszło
do głowy, skarbie?- zapytał
już
normalnym głosem. Ciepłym
i pełnym miłości, oczywiście. Ale nie było już słychać zmęczenia czy tego, że przed chwilą prawie odleciał
do krainy morfeusza.
- No.. - szczerze wstydziłem się odpowiedzieć - No…
- Z…- ciągnął
mnie za język.
- Filmu – podałem się. Schowałem twarz w
jego ręce.
- Aha – odwrócił mnie w swoją stronę – Skarbie…-
powiedział prosząco
bym spojrzał mu w oczy. Przyklęknąłem
przed nim. Objął
moją
twarz dłońmi
i nie spuszczał wzroku – choćby
nie wiem, co nigdy cię
nie zostawię –
przyrzekł, uniósł się
lekko i smoknął
mnie w usta – A teraz się
kładź –
klepnął
mnie w pośladek.
Nadal klęcząc, położyłem
mu głowę
na klatce. Słysząc jego miarowy
oddech, bicie jego serca, i głaskanie na plecach i
włosach, utulał mnie do snu.
- Kenzō…?- byłem niemal pewny, że już spij, bo nie
odpowiedział.
- Mmm…?
- Kocham cię – szepnąłem
sennie, tuląc
się.
Zacisnąłem
piąstkę na jego koszuli, nie
słysząc
odpowiedzi. Jest jedyną
osobą,
której powiedziałem te dwa słowa. Zrobiło
mi się
przykro. W serduszku coś
dziwnie ścisnęło,
ale nie wiedziałem, co. Poczułem jak bicie serca, Kenzō przyśpiesza, jakby bał się o moje myśli.
- A jak powiem, że ja ciebie też, to przestaniesz
zaciskać tą piąstkę? – zapytał, po
bardzo długiej ciszy. Skinąłem,
nie odzywając
się –
Ja ciebie też
kocham, skarbie – ucałował mnie w czubek głowy.
I… Zasnąłem.
****Koniec Wspomnienia****
Bał
się tego, że
będą go zastraszać. Szantażować, że jeśli nie spłaci długów oni zabiją jego
rodzinę. Sam sięgnął za broń i sam odebrał życie córce, żonie i sobie.
Tak
w wieku lat trzynastu straciłem ojca.