poniedziałek, 30 listopada 2015

Ukryta Miłość - 24



Alexander kopnął w drzwi od toalety jak tylko Philip zakończył połączenie. Miał już dość. Ten cały ich „związek”, wykańczał go psychicznie. Zwłaszcza w takich momentach. Ma trzydzieści pięć lat a biega za nastolatkiem jak zakochany kundel. Podszedł do zlewu. Zacisnął na nim dłonie, patrząc w lustro na swoje odbicie. Policzki miał lekko czerwone od złości na Philipa, i troszkę przyspieszony oddech. Co mu odbiło, że wdał się w romans z licealistą? Wszystko może było by łatwiejsze, gdyby nie wiek Philipa. Wiele razy myślał o tym, by to zakończyć, ale… Nie potrafił. Nie tylko, dlatego, że by go zranił, ale sam równie mocno by cierpiał. Choć minęły tylko trzy miesiące to… Zależało mu na chłopaku. Musi się uspokoić nim wyjdzie do rodziny. Odetchnął kilka razy. Odkręcił zimną wodę. Pochylił się, nabierając w dłonie wody. Ochlapał się nią, by pozbyć się rumieńców. Obok na ścianie przymocowany był pojemniczek z papierem, po który sięgnął. Wytarł twarz i dłonie, wyrzucając go do śmietnika przy wyjściu. Nim otworzył drzwi przybrał swoją maskę i wyszedł z łazienki. Państwo Thomsonowie stali razem z panem Macedonem oraz jego córką. Pani Macedon miała do nich dolecieć jutro pod wieczór.

- Długo ci to zajęło – skomentowała jego matka jak tylko do nich podszedł.

- Wiesz jak nie lubię latać – odparł swoim zimnym głosem. Alexander nie lubił tego rodzaju transportu. Gdy miał trzynaście lat, i leciał z matką do ojca, który nadzorował budowę nowego wieżowca w Chinach ich samolot wpadł w turbulencje i musiał awaryjnie lądować, bo pogoda pogorszyła się do takiego stopnia, że piloci mieli ograniczoną widoczność. Tak od tamtej pory stara się unikać latania samolotami.

- Nie martw się – Elizabeth podeszła do niego, łapiąc pod rękę – Będę obok ciebie – pogłaskała umięśniony i twardy biceps narzeczonego.

- Niezmiernie mnie to cieszy – powiedział ironicznie, otrzymując w zamian od matki karcące spojrzenie.

- Mnie również – odparła zadowolona słysząc odpowiedź Alexa.
Alexander zaklął w myślach. To będzie długi, bardzo długi koszmar!


OoO

Podróż minęła spokojnie i szybciej niż Alexander się spodziewał. Na lotnisku po odebraniu swoich bagaży, ruszyli wszyscy razem do limuzyny, która na nich czekała.

- Buenos días!– przywitał ich mężczyzna w swoim ojczystym języku. Podszedł do drzwi, które im otworzył.

Alexander wraz ze swoją, jak i przyszłą rodziną podeszli do kierowcy. Przez myśl mu przeszło skąd on wiedział, że to ich ma zabrać? Przecież nie wysyłali do firmy wynajmujące domy letniskowe swoich zdjęć!
Pan Macedon jak i ojciec Alexandra nawet nie spojrzeli na Hiszpana. Nie wspominając Elizabeth i pani Thompson, które wepchały mu w ręce swoje bagaże i wsiadły do auta, a za nimi reszta.Kierowca schował wszystkie walizki do bagażnika, i dopiero wtedy mogli wyruszyć spod lotniska. Alexander marzył o tym by jak najszybciej dojechać na miejsce. Przez to, że w Los Angeles temperatura na dworze była po niżej zera wszyscy byli ubrani ciepło. A tu było po wyżej dwudziestu. Szczerze współczuł mężczyźnie za kółkiem, który miał na sobie czarny uniform. Sam był tylko w garniturze, i miał wrażenie, że zaraz się ugotuje. Dlatego ucieszył się, gdy dojechali na miejsce. Odetchnął świeżym i chłodniejszym powietrzem, gdy wysiedli z samochodu. Musieli wysiąść kilka metrów od domu, bo stał nad samym morzem. Nie zważając na to, co pomyślą o nim rodzice i przyszli teście oraz narzeczona, ściągnął czarne włoskie obuwie, i schował do nich skarpetki. Wszyscy ruszyli za kierowcą, i przed wejściem do domu stały dwie kobiety jak i właściciel domu, który uśmiechnął się sztucznie, gdy ich zobaczył. Alexander parsknął w myślach. Wynajęcie domu na dziesięć dni kosztowało go trzymiesięczne wypłaty. Sam ucieszyłby się gdyby ktoś mu tyle zapłacił za… Nic właściwie!



- Dzień dobry!– przywitał się, łamiąc lekko angielski – Mam nadzieje, że podróż minęła spokojnie – ucałował dłoń młodej studentce, a dopiero później wymienił uściski z mężczyznami.

- Owszem – opowiedział Alex, bo to on prowadził z nim wszystkie rozmowy.

- To zapraszam!- jedna z kobiet otworzyła drzwi, i przepuścili najpierw gości – Tak jak mówiłem dom jest piętrowy…- dłonią wskazał na schody, prowadzące do góry – jest pięć pokoi. Tak jak sobie pan życzył…- po oprowadzeniu, i załatwieniu reszty formalności, Alexander udał się do swojej sypialni. Sypialni, której nie musiał dzielić z Elizabeth. Nie bez powodu życzył sobie domu z pięcioma pokojami. Zamknął drzwi na klucz. Wystrój sypialni wcale go nie zaskoczył. Widział wszystko na zdjęciach. I nie bez powodu wybrał właśnie ten. Odłożył torbę., Marynarkę przewiesił przez oparcie fotela, koło którego również położył buty.  Musiał odpocząć po podróży i przemyśleć sobie wszystko.




OooO


Alexander leżał na leżaku, ubrany w spodenki khaki do kolan i w biały bezrękawnik przed basenem. Obok na stoliku leżał kolorowy drink, który zrobiła mu kucharka wynajęta przez pana Macedona. Dwa dni nie rozmawiał z Philipem, ani nie wymienili ze sobą żadnej wiadomości. Musiał sam przed sobą przyznać, że tęsknił za nim. I to tak bardzo, że chodził nieobecny. Dlatego też nie zauważył jak czujnie przygląda mu się ojciec. Pan Thompson dołączył do syna siadając na leżaku obok. Poczekał chwile, aż syn zwróci na niego uwagę..

- Musimy porozmawiać, Alexandrze – odezwał się, gdy syn usiadł, opierając przedramiona na kolanach.

- Tato…- Alex zdjął okulary przeciwsłoneczne, by podczas rozmowy patrzeć mu w oczy – mam już dość rozmów na temat ślubu. Wiem, że nie mam innego wyjścia. Matka powtarza mi to zawsze, gdy przyjeżdżam do domu.

- Nie o tym chciałem rozmawiać – ojciec Alexandra mimo sowich pięćdziesięciu pięciu lat, wyglądał o dziesięć lat młodziej. Alex był dokładną kopią ojca. I osoby, które ich nie znały zazwyczaj brali ich za braci. Pan Thompson sięgnął do kieszeni i podał mu bilet – Proszę.

Alex odebrał go od ojca czytając trasę lotu. Kilkakrotnie spojrzał na ojca i na bilet. Dłoń lekko mu drgnęła, widząc w jego oczach zrozumienie.

- Skąd wiesz?- zapytał wystraszonym głosem.

- Jesteś moim synem, Alexandrze – uśmiechnął się do niego, kładąc dłoń na jego kolanie – A rodzice czasem widzą więcej nim nam się wydaje.

- Skąd wiesz?- Alex powtórzył pytanie.

Nadal patrzył na bilet, którym miał dziś wrócić do domu. Do Philipa. Do kogoś, kto był ważniejszy niż rodzina. Kogoś kogo…

- Tego dnia, gdy byliśmy na kolacji u Macedonów…- zaczął wyjaśniać pan Thompson – Twój wzrok na widok ich syna zmienił się diametralnie. Zobaczyłem w nich opiekuńczość, ciepło i miłość – głos ojca Alexa nie był surowy, ani rozgniewany. Był raczej współczujący, i Alex wiedział, jaki jest tego powód – I, mimo, że próbowałeś utrzymać swoją chłodną maskę przy tym chłopcu…- pokręcił głową – jesteś innym człowiekiem, synu.

- Nie wiem, o czym mówisz, tato – Alex czuł jak przyśpiesza mu bicie serca. To niemożliwe, że jego ojciec coś zobaczył. Starał się ze wszystkich sił, aby nie dać nic po sobie poznać, że łączy go coś z nastolatkiem.

- Kochasz go?

- Kogo?- Alex położył bilet na leżaku – Nie kocham Philipa – dodał po chwili.

- Nie mówiłem, o kogo mi chodzi, synu.

Alexander po chwili zdał sobie sprawę ze swojego potknięcia.

- Nie kocham Philipa – powtórzył swoje słowa mocniejszym głosem.

- Alexandrze – pan Thompson złapał drżącą dłoń syna w swoje, unosząc je do swoich ust – Jestem twoim ojcem – pocałował ją tak jak to robił, gdy Alexander miał kilka lat – Nie oszukasz mnie.

- A co mam zrobić, tato?- Alex wstał z leżaka, odwracając się tyłem do ojca by nie widzieć jego współczującego wzroku – Powiedzieć mu prawdę?- zatrzymał się tuż przy brzegu basenu, nerwowo przeczesując włosy – Prawdę, której ja sam nie akceptuję?

- Synu…

- Powiedzieć mu, że pierwszy raz moje serce kogoś pokochało? Że pierwszy raz dla kogoś bije?- obrócił się, uważając by nie wpaść do wody – Serce…- popukał się po lewej stronie klatkę – które wbrew mej woli należy do kogoś innego?!

- To dla dobra naszej rodziny – pan Thompson upomniał syna, podchodząc do niego. Złapał go za ramiona – Wiesz, że bez tego ślubu nasza rodzina będzie skończona!

- Mogę wam dać te pieniądze!- próbował łapać się ostatniej deski ratunku.

- To tylko kropla w morzu, synu!- powiedział surowym głosem. Już tyle razy to wałkowali, a Alexander nadal upierał się by im pomóc. Owszem, mógł przyjąć pieniądze od syna tylko tyle, że nie chciał. Alex ciężko na nie pracował, i nie miał zamiaru ich mu zabierać. Dlatego najlepszym wyjściem z ich trudnej sytuacji finansowej był ślub – Jedź do niego – zaproponował, ucinając temat – Jakoś wyjaśnię twoją nieobecność.

- W porządku – przytulił ojca. Mężczyźni poklepali się po plecach, i po chwili się odsunęli – Dziękuje, tato.

Pan Thomson popłakał się jak Alexander wszedł do domu. Całe życie chciał dla niego dobrze. Chciał, aby wiedział, co to miłość. Chciał widzieć uśmiech na jego ustach. Chciał by był szczęśliwy. Jednak wiedział, że przez swoje błędy mu to wszystko zabierze. Dlatego też pozwolił mu na bycie szczęśliwym na jakiś czas. I nie miał zamiaru ingerować w jego życie do ślubu. Wtedy wszystko będą musieli zakończyć.


OoO


Alexander zapłacił taksówkarzowi, i wysiadł z samochodu. Był tak szczęśliwy, że go zobaczy, że przez chwilę się denerwował, bo nikt nie otwierał mu drzwi. Zaczął mocno walić do w drewno, aż w końcu usłyszał nastolatka.

- Czego kur…- otworzył z rozmachem drzwi wa!- dokończył wybałuszając oczy na gościa. Z szoku opuścił kieliszek, który rozbił się na drobny maczek, a wino zabarwiło lśniące kafelki na czerwono Co ty tu robisz?


- Wesołych świąt, Philipie!- wepchnął nastolatka do domu, zamykając nogą drzwi. Odrzucił torbę, biorąc go od razu w objęcia. Aż westchnął czując zapach nastolatka. Przy nim czuł się jak w domu. Philip jest jego całym życiem.



Ehh, nie mogę uwierzyć, że to już ten rozdział! 

Eleila - od razu antytalent? Każdemu się zdarza, nawet najlepszemu :) 

Pozdrowionka:)

3 komentarze:

  1. No nie mogę znowu kasa i kasa, ale co tam:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo.. o.O to go tatko zaskoczył.. chociaż jeden normalny.. prawie :)

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, chociaż ojciec Alexa narmalny no prawie... mógłby się dowiedzieć że Philip chciał jechać, ale zabronił mu tego ojciec...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń