poniedziałek, 30 maja 2016

Ukryta Miłość II - 2




***
**
*


- Bardzo panu dziękujemy, mecenasie – na ustach kobiety pojawił się uśmiech, odkrywający żółte, krzywe zęby.
Jej twarz też nie była zadbana ani młoda. Liczne zmarszczki powiększyły się od uśmiechu. Widać było nie tylko jej wiek, ale i zniszczoną przez alkohol cerę. Stojący obok jej syn nie wyglądał na zadowolonego. Został złapany na handlowaniu narkotykami. Jak się później okazało, również je brał, bo w areszcie dla nieletnich przeszedł detoks. Czy tego chciał czy nie. Groził mu kilka lat poprawczak. Philip z doświadczenia wiedział, że niektórzy nastolatkowie wychodzą z niego o wiele bardziej zdemoralizowani niż do niego trafili. Dlatego czasem znajomości z osobami, które prowadzą zamknięte ośrodki są przydatne. Tak jak teraz. Chłopak zamiast trafić do poprawczaka został skierowany do ośrodka pod warunkiem, że skończy tam liceum. Nastolatek zgodził się jakby robił wszystkim łaskę.
- Nie ma, za co, pani Brook – uśmiechnął się życzliwie do kobiety – A ty młody wykorzystaj szansę – zwrócił się do chłopaka - Bo kolejnej możesz nie dostać.
- Taa…- burknął pod nosem, patrząc na niego wrogo jakby to była wina adwokata, że tu się znalazł.
- No dobrze…- Philip spojrzał na zegarek na nadgarstku – Na mnie już pora – podał dłoń kobiecie, a następnie nastolatkowi, który niechętnie odwzajemnił gest.
- Jeszcze raz dziękujemy – popatrzyła srogo na syna – No podziękuj panu – trzepnęła to w ramię – Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie pan Macedon!
- Taa, dziękuję – znów burknął pod nosem.
- Mam nadzieję, że już się nie spotkamy – powiedziawszy to, odwrócił się, zostawiając ich na środku korytarza.
Zszedł do podziemnego parkingu, gdzie zaparkował swojego żółtego Chevroleta. Po mimo lat, ten jeździł jak nowy. Co prawda przeszedł już kilka, no dobra, kilkadziesiąt napraw. To Philip chętnie wsiadał akurat do tego, przepraszając białego mercedesa. Wsiadł do auta, i odpalił silnik. Machnął znajomemu prokuratorowi, który wjeżdżał na parking. Włączył się do ruchu, prowadząc bez pośpiechu. Philip okłamywał Alexa jak tylko się dało. Tak jak teraz. Według planu dnia powinien mieć spotkanie z klientem. Miał spotkanie, owszem. Tylko, że z młodym kochankiem. Podjechał do niego do domu bractwa, do którego należał. Garett powinien skończyć studia dwa lata temu, ale na przekór rodzicom, i ucieczki od dorosłego życia, postanowił studiować drugi kierunek.
Zaparkował tuż obok krawężnika, i wysiadł z auta. Idąc do budynku poprawił poły marynarki, stawiając kołnierz, gdy zawiał chłodniejszy wiatr. Zapukał do drzwi, czując się, jakby przyszedł po dziewczynę na randkę, a zza nich ujrzy zaraz groźnego ojca. Na szczęście w wejściu pojawił się chłopak, który uśmiechnął się szczęśliwy na jego widok.
- Masz śliczny uśmiech, skarbie - pocałował go krótko na przywitanie - Jednak byłoby miło, gdybyś ugościł mnie w domu, a nie na dworze.
- A ty mógłbyś być dla mnie milszy, Phil - przesunął się, aby mógł wejść - Nie jesteś już w sądzie - dodał, trzaskając drzwiami. Nie patrząc na mężczyznę ruszył do kuchni, gdzie przygotował dla nich obiad. On tak jak Philip uwielbiał fast foody. Bo jak zmieniło się jego zachowanie, i wygląd, tak słabość do kalorycznego jedzenia została.
-I będziesz stroił fochy jak rozpieszczony gówniarz?- podążył za młodym kochankiem po drodze ściągając marynarkę. W kuchni odwiesił ją na krzesło, by odpiąć guziki mankietów, i podwinąć rękawy. Poluzował również krawat, który otrzymał w prezencie od kochanka.
- Ja jebie!- zacisnął dłoń na szafce, którą otworzył po szklankę - Przypominam ci tylko, że jestem twoim chłopakiem, a nie klientem!- odwrócił się w stronę ukochanego, by pokazać mu jak bardzo go boli takie zachowanie. Philip, gdy przychodził do niego w czasie lub po pracy był oschły, a głos miał sztywny jakby znajdował się na sali rozpraw.
Philip podszedł do Garetta, wyciągnął mu z dłoni szklankę, i odstawił na blat. Spojrzał mu łagodniejszym wzrokiem w oczy. Objął go w pasie, stykając czoła. Zrobiło mu się przykro, i poczuł uścisk w klatce słysząc pretensję w jego głosie.
- Wybacz, skarbie - rzekł pełnym miłości głosem. Cmoknął go w nos, na co ten go lekko zmarszczył.
- Wybaczam - odparł zadowolony, sięgając do krawata starszego. Rozwiązał go, po czym odrzucił na oślep na krzesło - Dużo masz dla mnie czasu?- prowokująco przegryzł dolną wargę, doskonale wiedząc, że na niej Philip skupił swoją uwagę.
- Hmm…?- udał, że się zastanawia, pozwalając mu odpiąć niebieska koszulę. Guziczek po guziczku - Dwie godziny - odpowiedział podnieconym głosem. Naprawdę nie czuł tych motylków w brzuchu i przyspieszonego bicia serca przy Alexie. A przede wszystkim Alexander musiał włożyć wiele starań, aby stwardniał. A z Garettem? Wystarczyło, że poczuł jego słodki zapach, jego dłonie, wkradające się pod poły koszuli, na swojej nagiej piersi. Philip złapał go za pośladki, ugniatając je mocno. Uwielbiał je. Były takie jędrne i twarde. Nie tylko on jeden dbał o swoje ciało. Uniósł go bez problemu, sadzając na blacie. Garret odruchowo objął go nogami, przyciągając do swojej erekcji. Z obu lekko rozchylonych warg wydobył się jęk.
- Kocham cię - wyznał mu któryś raz. I wcale nie liczył na taką samą odpowiedź. Już nie. Czuł ścisk w sercu za pierwszym razem, gdy mu wyznał swoje uczucia, a ten milczał. Za drugim i trzecim też bolało. Później nauczył się jak odczytywać wszystkie sygnały, w których ten zapewniał go o swoich uczuciach. 
- Wiem - odpowiedział tak jak zawsze. A pomyśleć, że kiedyś nie bał się wypowiadać tych dwóch słów.
Czy go kocha?
Najbardziej.
Owszem, Alexandra też kochał.
Tylko obie miłości się różniły.
Pierwsza była miłością zagubionego, i odtrąconego przez rodzinę nastolatka, który złapał się mężczyzny niczym tonący koła ratunkowego.
Teraz kochał prawdziwą jedyną miłością. Nie tylko sercem, ale i duszą. I, gdyby Garett postawił mu ultimatum: on albo Alex, nie zastanawiałby się nawet sekundy.
- Jesteś sam?- dopytał, nim zerwał z niego ubrania. Nie chciał świecić przed kimś gołą dupą. Oparł się na rękach po jego bokach, i pochylił, skubiąc delikatnie skórę na jego szyi.
- Tak - odpowiedział, nie będąc w stu procentach pewnym. Dom stał na terenie kampusu, więc rzadko zamykali drzwi. To też, każdy z domowników mógł wejść - Ale żel i gumki mam w pokoooju - jęknął głośno, czując zęby kochanka na wrażliwym miejscu.
O, tak. Philip po trzech latach nauczył się jego ciała. Jak na przykład tego, że Garret bardziej uwielbiał riming niż obciąganie.
- Myłeś się?- musiał się upewnić nim włoży mu język w odbyt. Nie pytał, bo się go brzydził. O, nie. On dbał tylko o higienę.
- A, co jeśli powiem, że nie?- zaczął drażnić się z kochankiem. Dłonie przesunął na plecy, by wbić paznokcie w skórę, i mało delikatnie przejechać nimi od łopatek do krzyża.
- To nie wyliże ci tej słodkiej i spragnionej dziurki - ich seks różnił się od tego z Alexem. Z Thompsonem nigdy nie prowadzili perwersyjnych rozmów, które nakręcały jeszcze bardziej, i pobudzały wyobraźnię. A tej Garett’owi nie brakowało. Był otwarty dla i na Philipa.
- Więc będę musiał zadowolić się twoim kutasem?-  zjechał dłońmi na pośladki Philipa, przyciskając jego erekcję do swojej. Macedon, mimo, że w łóżku z nim zawsze topował, to nie miał nic przeciwko macaniu po tyłku.
- Aż tak ci go brakowało?- ciągnął ich gierkę - Jesteś pewny, że nikogo nie ma, bo mam ochotę wziąć cię na tym blacie - sięgnął do rąbków koszulki i pozbył się jej jednym szarpnięciem. Odrzucił ją na bok.
- On bardziej się stęsknił - stwierdził, czując jak bardzo jest twardy - Ale żel i gumki?- Garett niejednokrotnie chciał kochać się z Philipem bez jakichkolwiek ograniczeń, ten jednak uparcie się nie zgadzał.
- W portfelu mam gumki - te stały się częścią jego zawartości, by być zawsze zabezpieczony. Nie bzykali się tylko w łóżku, ale tam gdzie naszła ich ochota. Na ślepo sięgnął do kieszeni, wyciągając portfel. Rzucił go na blat, tak by się otworzył, i mógł w każdej chwili wyciągnąć prezerwatywę. Philip złapał młodszego za ramie, zsuwając go z blatu. Odwrócił go tyłem, od razu przylegając do jego pleców i pośladków swoim ciałem. Mając dosyć ich słownej gry wstępnej, odpiął mu spodnie, i podążając w dół pocałunkami, zsunął je do kostek, klękając przed wypiętym tyłkiem. Oh, aż mu kutas zadrżał w spodniach na samą myśl jak ciasną chłopak na dziurkę. Przyłożył nos między słodkie połóweczki, i po zapachu upewnił się, że ten dokładnie się umył. Pachniał swoim słodkim żelem.
Garett pchnął biodrami, aby popędzić kochanka. Uwielbili czuć ciepły i mokry język w tamtym miejscu.
- Wypinasz się jak rasowa suka, skarbie - o, tak. Oboje lubili bliźnić w łóżku. Philip ugryzł go w pośladek. Na tyle mocno, że został ślad.
- I to lubisz - odpowiedział, kusząco kręcąc tyłeczkiem - Uwielbiasz przejąć nade mną kontrolę. Czuć, że należę tylko do cieee…- urwał, gdy poczuł język w swojej dziurce - Głębiej - poprosił, zaciskając dłonie na końcu blatu.
Philip spełnił życzenie kochanka, i wepchnął język głęboko, kciukami rozsuwając pośladki. Chłopak był już rozciągnięty, i gotowy na niego - Ooo... - stęknął, gdy Phil zaczął posuwać go językiem.
By sprawić mu więcej przyjemności zassał się na pomarszczonej skórze, wyciągając z niego krzyk pełen rozkoszy.
Garett był tam taki wrażliwy, że dochodził od samej penetracji lub tak jak teraz od lizania. Phil znając dokładnie swojego kochanka, odsunął się, by ten za szybko nie doszedł. Wstając, rozpiął spodnie, zsuwając je do kostek. Z portfela, z przegródki wyciągnął wysuniętą gumkę.
- Jesteś na niego gotowy?- wsunął swojego twardego i pulsującego penisa między nogi chłopaka. Poruszał nim, ocierając się o jego jądra. Puste opakowanie odrzucił na podłogę.
- Od rana - odparł, rozpalonym głosem.
Philip zwinnie nałożył gumkę na penisa, uważając by nie zetrzeć zbyt dużo żelu, jaki się na niej znajdował. Nawilżył dziurkę śliną, ale czasem ponosiło go, i pieprzył chłopaka bez opamiętania. Chciał mu sprawić przyjemność, a nie ból. Nadepnął na nogawkę spodni młodszego.
- Wyciągnij nogę - rozkazał podnieconym do granic możliwości głosem. Garett posłuchał go jakby od tego zależało jego życie. Philip włoży rękę pod kolano, unosząc nogę do góry, by bardziej go na siebie otworzyć. Już bez zbędnych słów wsunął się penisem po same jądra.
- Aaa…!- krzyknął na to doznanie. Na przyjemne rozciągnięcie idealnym kutasem.
Philip nie dał mu przywyknąć do intruza w odbycie, i zaczął go od razu pieprzyć. Doskonale wiedział, pod jakim kątem wejść, by podrażnić prostatę kochanka. Gdy już chciał przyspieszyć, i mocniej wbijać się w chłopaka, usłyszeli za sobą męski głos.
- Nie macie się gdzie pierdolić!?
Philip wystraszony wbił się tak ostro, że nie tylko wycisnął jęk bólu z Garetta, ale i przesunął szafkę o kilka cali.
- Mówiłeś, że nikogo nie ma!- syknął, ledwo panując nad swoimi biodrami, aby pozostały w bezruchu. Już prawie dochodził!
Garett oparł się na łokciu, i spojrzał przepraszającym wzrokiem na ukochanego.
- Zamierzasz tak stać i gapić się?- warknął na kolegę zły, że ten im przeszkodził w momencie kulminacyjnym. Był tak blisko!- A może chcesz się dołączyć, co?- dodał sarkastycznie, widząc jak ten wlepia swe piwne patrzałki w pośladki Philipa.
- Wal się!- opowiedział zniesmaczonym głosem.
Nikt w domu nie miał nic przeciwko jego orientacji, ale mógł chociaż robić TO w swoim pokoju!
- Jakbyś nie zauważył…- Philip przeszedł na swój, przez lata wypracowany, twardy ton głosu - to nam w tym przeszkadzasz - jak tylko usłyszeli oddalające się kroki, wznowił swoje ruchy. Tym razem przyspieszył, i stały się mocniejsze. Musieli osiągnąć spełnienie nim kolejny gówniarz im przeszkodzi - Weź… Rękę…- wysapał między pchnięciami.
Garett uniósł rękę, obejmując nią szyję kochanka, i wychylił się do jego ust. Zaczęli się całować intensywnie. Philip wyciągnął rękę spod kolana, kładąc ja na rozgrzanym policzku. Pchnął mocno, aż podrzucając ciało do góry. Nie spuszczał z niego wzroku, chcąc odszukać jakiekolwiek cierpienie na jego przystojnej twarzy. Zamiast tego zatonął w niebieskich oczach, w których widział MIŁOŚĆ, i szczere oddanie. Jego musiały również to wyrażać, bo ujrzał układające się, opuchnięte od ugryzień, wargi w szczęśliwy uśmiech. Garett wystrzelił tak mocno, że poczuł krople nasienia na swoim policzku. Sam wykonał dwa ostre ruchy, i doszedł w nim głęboko, wypełniając prezerwatywę. Falując jeszcze leciutko biodrami, oparł głowę klatce piersiowej studenta.
- Masz wyprasowaną którąś z moich koszul?- przerwał ciszę, gdy doszedł do siebie po ostrym bzykaniu. Tak bardzo pragnął posiąść ciało kochanka, że zapomniał ją ściągnąć, i była cała przepocona. Wysunął się z dziurki chłopaka, trzymając palcami za gumkę. Urwał kawałek ręcznika papierowego, w który wytarł penisa, a następnie zawinął w niego zużytą prezerwatywę. Pocałował czułe Garetta nim się odsunął.
- Jakaś na pewno - odpowiedział jeszcze nieobecnym głosem, bo ciało i umysł pogrążone były w rozkoszy. Nie miał sił się ruszyć!- Zanieś mnie do pokoju - poprosił, rozwalając swe odprężone ciało na blacie.
Philip syknął pod nosem, widząc go tak uległego. Z kutasem na wierzchu, a zapach schnącej spermy rozniósł się po pomieszczeniu. Nasunął spodnie na tyłek. Ściągnął koszule, i pochylił się do brzucha studenta. Wytarł go koszulą, a chłopak skopał z siebie spodnie. Uniósł wątłe ciało kochanka za dłonie, i owinął je sobie na szyi. Złapał go za jędrne pośladki, biorąc na ręce. Garett objął go niczym miś koala. Philip, czując skórę przy skórze, ocierającego się penisa o jego umięśniony brzuch, i delikatne pocałunki na szyi zapragnął go jeszcze bardziej niż wcześniej.

***

Philip jak tylko wszedł do domu, rzucił klucze na stolik, stojący przy drzwiach. Odwieszając marynarkę, zsunął obuwie ze stóp. Nie zakładał kapci, bo ich nie lubił. Wolał chodzić na boso lub tak jak teraz w skarpetkach. Idąc do kuchni, ściągnął krawat, i schował go do tylnej kieszeni spodni. Rozpiął koszule i jej mankiety, oddychając głośno jakby pozbył się jakiegoś ciężaru z barków. Domyślił się, że Alex siedzi w salonie, bo dźwięk włączonego telewizora roznosił się po całym domu. Oparł się dłońmi o blat, nadal rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Detektyw, jaki dla nich pracował dostarczył mu zdjęcia. Dobrze myślał, że Hastings coś ukrywa. I owszem, ukrywał zdrady.
- Gdzie byłeś?- jak każdego wieczora usłyszał pretensje od partnera.
Philip zacisnął mocną szczeknę, czując zgrzytanie zębami.
- Wiedziałeś?- zapytał zimnym głosem nie zmieniając pozycji.
- Wiedziałem, co?- Alex przybrał swobodny ton głosu, nie zdradzając żadnych uczuć.
Philip już przestał liczyć na pocałunek na dzień dobry, na dobranoc, na pożegnanie. Ich miłość, gdzieś się po latach wypaliła, i byli ze sobą z przyzwyczajenia. Wiele nocy spędził na myśleniu, gdzie popełnili błąd, co zrobili źle, że przestali się kochać.
- Powiedz, Alex…- Philip odwrócił się w jego stronę, opierając pośladki o meble. Splótł ręce na klatce piersiowej, patrząc na niego rozczarowanym wzrokiem – czy specjalnie nalegałeś bym przyjął tą sprawę, bo wiedziałeś, że przegram?
- Chodzi ci o Hastingsa?
- Czy bawi cię moja porażka, hmm?
- Słysz, co mówisz, kochanie?- odparł kpiącym głosem, podchodząc do partnera. Wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni Philipa. Nie czując, ani nie słysząc sprzeciwu, zaczął ugniatać jędrne i twarde półkule młodszego.
- Dlaczego tak nalegałeś, abym zajął się jego rozwodem?- Philip nie czuł już tego samego podniecenia, co kiedyś. Nawet jak Alexander znaczył mokrymi pocałunkami linię szczęki, sunąc na szyje, przegryzając ją. Stał jak kamień. Niewzruszony jego zalotami.
Alex odchylił głowę, chcąc spojrzeć w jego oczy. W oczy tak puste, że miał wrażenie, iż patrzy w dno studni.
- Jestem jego wydawcą i chciałem mu pomóc – wyjaśnił jakby zwracał się do upośledzonej osoby.
- Przestań – syknął, odpychając go, gdy ten chciał odpiąć mu pasek – Oboje ukryliście prawdę – uśmiechnął się kpiąco, widząc szok na twarzy Alexa – Myślałeś, że nie dowiem się, że notorycznie zdradza żonę?
- Nie masz na to dowodów!- odparł chłodnym głosem. Oczywiście znał prawdę, i powiedział Hastingsowi, aby nie przyznawał się do zdrad, bo Philip nie będzie go bronił.
- Jesteś pewny?- Philip uniósł kpiąco brew – Od początku nie podobała mi się ta sprawa – przeszedł na swój ostry ton głosu. Taki, którym posługiwał się tylko na sali rozpraw – Żona chce z nim rozwodu? Dobra, zdarza się – podszedł do okna, gdzie na parapecie leżały papierosy - Ale ona chce mu zabrać cały majątek, jakiego przez lata ciężkiej pracy się dorobił bez powodu?- z kieszeni spodni wyciągnął zapalniczkę i odpalił papierosa.
- Pewnie uważa, że należy się jej coś po tych wszystkich latach życia z nim - odpowiedział, maskując swoje zdenerwowanie maską chłodu. Zastanawiał się jak Philip odkrył prawdę. Musiał również brnąć w kłamstwie, by nie zdemaskować swojego autora.
- To się nazywa podział majątku, Alexandrze – skrzywił się, gdy Alex zamiast przyznać otwarcie się do kłamstwa ten nadal szedł w zaparte. Nawet po tym jak powiedział, że ma dowody na zdradę swojego klienta – A ona chce wszystkiego!– podkreślił ostatnie słowo, wymachując dłonią z papierosem – Na Boga! Ona chce zniszczyć człowieka, przy którym spędziła połowę swojego życia – miedzy nimi nastała cisza, więc Philip wykorzystał ją do spokojnego spalenia papierosa - I, co? Bez żadnego motywu?- dodał, gasząc go w czystej popielniczce.
- Nie wszystko ma drugie dno, Philipie – odparł swoim charyzmatycznym głosem, co bardziej zezłościło Philipa.
- Nie pierdol mi tu teraz jakimiś dennymi frazesami!- uderzył dłonią w blat mebla, o który się opierał – Nie mam siedemnastu lat, i nie robią już na mnie żadnego wrażenia!- podszedł do szafki i wyciągnął z niej szklankę, a z lodówki wódkę i napełnił nią puste naczynie. Nie odkładając butelki wypił wszystko, co nalał. A nalał sporo, bo aż się zakrztusił, czując w gardle pieczenie.
- I, co kolejny raz zamierzasz się upić?- zapytał zimnym głosem, podchodząc do młodszego, by zabrać mu alkohol.
- Bo to jedyny sposób, aby zapomnieć – odparł szczerze, nalewając kolejną porcję nim mężczyzna weźmie mu butelkę.
- Zapomnieć?- powtórzył sceptycznie, wyrywając mu wódkę. Alex podszedł do zlewu i wylał wszystko, a pustą butelkę wrzucił do śmieci.  
- Zapomnieć o całym tym gównie, w jakim tkwię -  powiedziawszy to opróżnił szklankę. Włożył ja do zmywarki, i wyszedł z kuchni nie patrząc na Alexa.


*
**
***

czwartek, 26 maja 2016

I am afraid - 1




Ashwin wszedł do bloku, wbiegając na drugie piętro, gdzie mieściło się ich mieszkanie. Kroki skierował do kuchni, w której przy stole, pod oknem, siedział ojciec i matka. Ta uśmiechnęła się niepewnie, rzucając mężowi błagające spojrzenie. Nastolatek wiedział, co to oznacza. Krępującą rozmowę. Może nie tyle dla niego, co dla kobiety. Z suszarki wziął szklankę, a z lodówki wyciągnął dzbaneczek z lemoniadą. Dał sobie chwilę czasu na uspokojenie oddechu po bieganiu, nalewając napoju do pustego naczynia. Dopiero, gdy odstawił dzbanek na miejsce, i wypił schłodzony napój odetchnął cierpnąco. Czeka go poważna rozmowa.
- Synku…- odezwała się kobieta. Rodzina Sharma, nie należała do najbogatszych ludzi w Indiach. Jednak wioska, w której mieszkali pozwalał im na dostatnie życie. Dlatego też kobieta ubrana była w piękne zielone sari, podkreślające jej szmaragdowe oczy – ja z tatą chcemy porozmawiać – dokończyła z ciepłym uśmiechem.
- Porozmawiać?- powtórzył, odstawiając szklankę do zlewu. Tego akurat był świadom, gdy przekroczył próg kuchni – Porozmawiać, o czym -  splótł odsłonięte ramiona na klatce piersiowej, ukrywając tą postawą swoje obawy.
- O twoim nauczycielu – odparła napiętym głosem.
 Ashwin zmarszczył brwi jak i nos nie bardzo wiedząc, do czego dążą jego rodzice.
- O Nikhilu?- zapytał, chcąc się upewnić czy o niego im chodzi.
Ojciec posłał mu karcące spojrzenie, słysząc jak mówi starszemu mężczyźnie po imieniu. Nastolatek nie zdał sobie nawet sprawy, że wypowiedział czule jego imię, uśmiechając się ciepło na samą myśl o nauczycielu. Od siedmiu lat są przyjaciółmi.
- Czy… Czy ty…- kobieta kaszlnęła, zasłaniając usta. Nie potrafiła wykrztusić z siebie pytania. Na samą myśl, że jej obawy się potwierdzą…. Miała ochotę iść do świątyni i prosić Saraswati, aby ich syn stał się normalnym, i zdrowym chłopcem.
- Ja, co, mamo?- zapytał nerwowym głosem, domyślając się  celu rozmowy.
Przecież nie było go w domu prawie cały rok, bo był w internacie. Więc jak oni… Jak ona się domyśliła?
- Czy kochasz swojego nauczyciela, synu – pałeczkę przejął ojciec, widząc roztrzęsioną żonę.
- A co w tym dziwnego?- odparł swobodnie. Kobieta zaszlochał znów ukrywając dłonią usta – Mamo!- jęknął, gdy po jej policzkach spłynęły łzy – Jest moim przyjacielem!- nie kłamał. Zapomnieli tylko dopytać jak go kocha. A kocha go jak mężczyzna powinien kochać kobietę. Nawet nie wie, kiedy przyjaźń przerodziła się w miłość. Zdał sobie sprawę w dniu, gdy Nikhil wręczył mu zaproszenie – A zresztą on niedługo się żeni, pamiętasz?
- Więc…- próbowała się upewnić.
- Nic nas nie łączy – dokończył po czym wyszedł z kuchni, mijając się w progu z bratem.
W pokoju ściągnął przepocony czarny bezrękawnik, i rzucił go w kąt. O mało nie wpadł. Musi bardziej uważać na swoje uczucia, bo co zrobi jak matka następnym razem zada w końcu odpowiednie pytanie? Wyrzuci go z domu? Zostawi tak jak siedem lat temu? Nie. Nie chce znać odpowiedzi.
- Wiesz, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw?- Ekansh stanął w progu pokoju, który dzielili ze sobą, na czas obecności młodszego, opierając się ramieniem o framugę. Student był krzepkiej budowy tak jak ojciec. Oboje stawiali na wiedzę, twierdząc, iż ta pomoże im na zdobycie lepszej pracy. Więc tylko od czasu do czasu uprawiali jakiś sport, a częściej siadali z książką w ręce i zanurzali się w lekturze.
- Nie wiem, o czym mówisz – wzruszył ramionami, idąc do szafy. Otworzył tylko jedną stronę. Tą, w której znajdywały się złożone jego ubrania. Wyciągnął czarną koszulkę z białym logiem adidasa i czarne za kolana spodnie. W przeciwieństwie do brata dbał o swój wygląd.
- Ash…- podszedł do młodszego i odwrócił w swoją stronę, by spojrzeć w wystraszone oczy – jesteśmy braćmi – stwierdził fakt niczym naukowiec – Wciskaj ścieme rodzicom ile chcesz, ale mnie nie oszukasz!
- Jesteś męczący jak matka – odepchnął od siebie starszego – Ale w przeciwieństwie do niej potrafisz się wysłowić – zakpił, mijając go. Chciał zdenerwować brata by ten odpuścił. Nie miał zamiaru rozmawiać o swoich uczuciach do nauczyciela. Jeszcze, czego?
- A tu uparty jak ojciec – zripostował – I w przeciwieństwie do niego jesteś głupszy, jeśli myślisz, że zdołasz ukryć miłość do tego mężczyzny!
- Zamknij się!- krzyknął, rzucając w brata koszulką – Rodzice są w kuchni!- już zaczynał się modlić, aby ci niczego nie usłyszeli z ich kłótni. Oj, jeśli usłyszeli to udusi brata gołymi rękoma a jego spalone zwłoki rozsypie gdzieś w paskudnym miejscu. Na przykład u sąsiada na dworze, koło toalety? Ha, lepiej. W toalecie!- Idź…- chciał powiedzieć do przyjaciół i im męcz dupę, na spacer, ale po przemyśleniu, zrezygnował – gdzieś – dokończył klawo, podnosząc koszulkę z podłogi – I daj mi spokój! Zajmij się swoim życiem!- dodał nim trzasnęły za nim drzwi od łazienki, do której wszedł – A, nie zaraz – mówił sobie pod nosem, rozbierając się. - Ty nie masz własnego życia, dlatego wchodzisz z butami w moje!- warknął pod nosem, odkręcając zimną wodę. Upalne dni dawały w kość każdego dnia. I tylko chłodna kąpiel pozwalała na chwilę odetchnąć. Jasne, nastolatek mógł jechać do miasta na basen, ale… Nie miał sił jechać trzy godziny na rowerze, a autobus. Cóż ten jeździł raz na trzy godziny. Wolał wskoczyć pod prysznic, choć ulga była chwilowa. Oparł dłonie na kafelkowej ścianie, pochylając głowę i zamknął powieki.
Od razu przypomniał mu się dzień, o którym całym sercem chciałby zapomnieć.

***

Jak każdego dnia został zbudzony tuż po siódmej rano. Razem z kolegami z pokoju udał się do łazienki gdzie umył zęby, twarz i wypsikał różnymi perfumami. Musiał ładnie pachnieć dla Niego! Gdy po śniadaniu szedł przez dziedziniec do budynku w którym mieli lekcje nic nie wskazywało jak straszny będzie ten dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie i mocno podkręciło temperaturę na dworze. I to tak bardzo, że było mu piekielnie gorąco w samej białej koszuli i cienkich brązowych spodniach. Lekcje zleciały mu dość szybko. Niczego nowego nie omawiali na lekcjach, a to oznaczało, że dodatkowe zajęcia z nauczycielem plastyki nie będą potrzebne. Po skończonych zajęciach udał się na amfiteatr. Lubił się tu schować przed innymi. Dać ponieść się wyobraźni. W której całuje mężczyznę, którego pokochał całym sercem. Na jego usta wpłynął radosny uśmiech. Tak. Wspaniała wizja.
- Miłe wspomnienia – pochwalił chłopaka, widząc uśmiech na jego ustach. Przysiadł obok ucznia, trzymając w dłoni kopertę.
- Fantastyczne – uchylił powieki, ukazując swoje czarne jak noc oczy. Poczuł jak serce mu przyśpiesza na widok mężczyzny. Przed oczyma miał obraz jak całuje starszego, a ten z równym zaangażowaniem oddaje pocałunek. Aż westchnął głośno, czując motylki w brzuchu. Miliony motylków!- Znasz każdą zmarszczkę na mej twarzy, więc jaki jest powód przyglądania się mojej cudownej osobie?- podkulając nogę usiadł bokiem, a w stronę mężczyzny.
- Cieszy mnie twój dobry humor – pstryknął go w nos jakby miał osiem lat, a nie piętnaście. Zaśmiali się głośno, lecz po chwili starszy spoważniał. 
Młodszy uspokoił się jak tylko zobaczył powagę na jego twarzy.
Twarzy, która dla nastolatka była idealna. I nawet ułożenie brwi mu nie przeszkadzało. Te czasem sprawiały wrażenie, że chodzi wiecznie zły. Brakowało tylko zmarszczenie nosa. Wtedy wyglądał jakby był wkurwiony. Lekko za duży i haczykowaty nos. I, uszy. Te były większych rozmiarów niż powinny, i odstające. W jego oczach… 
- Idealny – pomyślał Ashwin.
- Teraz ty mnie się przyglądasz – upomniał wesoło chłopaka. Oczywiście nie przeszkadzało mu to. Wręcz uwielbiał, gdy ten wpatrywał się w niego jak w obrazek, zapominając o wszystkim wkoło. Czuł, że jest ważny dla swojego ucznia.
- Lubię patrzeć na rozmówcę – zażartował wystawiając język.
- Tak, ja też – zgodził się z młodszym, odsuwając jego grzywkę na bok, bo ta wpadała mu do oczu – Ashwin…- tak bardzo chciał to odwlec, ale nie mógł. Chłopak przyjrzał mu się czujnie, słysząc zdecydowany ton głosu – odchodzę….
- Słucham?- przerwał starszemu, płaczliwie – Chcesz powiedzieć, że mnie zostawiasz?- w oczach pojawiły się łzy.
- Jak skończysz szkołę – dokończył, gdy młodszy ucichł, walcząc z płaczem – To są skutki przerywania rozmowy – skarcił młodszego, po czym go przytulił. Chłopak również się obiął nauczyciela, biorąc kilka głębszych oddechów, by uspokoić swoje uczucia jakimi go darzył. Wykorzystywał właśnie takie chwile jak ta. Gdy starszy go tulił jakby nie widział świat po za nim. 
Ale… Nauczyciel traktował go jak młodszego brata.
- Dlaczego?- zapytał, wyzywając swą ciekawską stronę. 
- Rodzice na mnie naciskają – cały czas masował nastolatka po plecach – Abym ożenił się, i założył rodzinę – odsunął od siebie chłopaka na wyciągnięcia ramion – Proszę – wepchnął, osłupiałemu uczniowi kopertę w dłonie – Chcieli, bym wziął ślub po zakończeniu tego roku szkolnego – nauczyciel oparł łokcie na kolanach Ashwin ’a, i schował twarz w dłoniach. Ten drżącymi rękoma otworzył kopertę nad głową mężczyzny. Miał świadomość, co tam znajdzie, ale musiał się upewnić – Ledwo udało mi się wynegocjować przyszły rok.
- Żenisz się – pisnął. Przyłożył dłoń do ust słysząc swój głos. 
NIE, NIE, NIE!

***

Tak. Przepłakał wtedy całą noc. Zachowywał się jak zakochana nastolatka. Ale czy tylko dziewczyny mają prawo płakać, gdy tracą swoją miłość? Jasne, że nie. Mężczyźni też płaczą. I on miał zamiar wypłakać cały ból.
Po kąpieli wytarł ciało, i ubrał wcześniej przyszykowane ciuchy. Kolacje zjedli w rodzinnym gronie. Ojciec i brat jak zwykle zjedli najwięcej, nie przejmując się nim i matką czy zaspokoili swój głód. Oni uważali się za najważniejszych, bo pracowali. Ekansh dorabiał, jako sprzedawca podczas wakacji, by obciążyć rodziców finansowo. Później usiedli w salonie. Matka oglądała jakiś teleturniej, brat i ojciec czytali książkę, a on?
Rozmyślał jak potoczy się kolejny jak i ostatni rok szkolny w prywatnej szkole z internatem. Teraz nie tylko będzie musiał ukrywać swoje uczucia do nauczyciela, ale i udawać uśmiechniętego, radosnego nastolatka. 
Czy potrafił? 
Nie.
Nie potrafił być szczęśliwy, kiedy cierpiał. 
Nie umiał się uśmiechach, gdy chciało mu się płakać. 
To będzie ciężki rok. 
Bardzo!

***

Wieczorem, gdy leżał w łóżku szlochając cicho, by nikt go nie słyszał, poczuł jak brat kładzie się obok niego, i przytula go mocno.
- Przepraszam za dziś – odezwał się cicho, łapiąc dłoń starszego w swoją. Mimo, iż się kłócili to zawsze mógł liczyć na brata. Będąc dzieckiem to on był przy nim przed wyjazdem do internatu. Do dziś pamięta jak Ekansh podrobił pismo ojca na usprawiedliwieniu dla niego, bo uciekł z lekcji matematyki. 
- Ja też – odpowiedział równie cicho. Nie chciał, aby rodzice usłyszeli. Mieli zamknięte drzwi od pokoju, ale zawsze mogli coś usłyszeć, bo ściany nie należały do najgrubszych – Powiesz mu o swoich uczuciach?
Oczywiście myślał o tym od dawna. By pójść do nauczyciela i przyjaciela w jednym, i powiedzieć mu, że go kocha. Jednak wszystkie odpowiedzi, jakie podsyłał mu mózg kończył się źle.
- Nie – westchnął zrezygnowany – To nic nie zmieni, Ekansh – młodszy odwrócił się w stronę brata. Przez oświetlający go księżyc widział jego smutne oczy – A, co jeśli mnie odrzuci?- podzielił się z nim swoimi obawami – Znienawidzi za to, jaki jestem?
- Ash…- Ekansh położył dłoń na policzku brata, kciukiem ścierając łzy – jedyne, co odrzuci to twoje uczucia nie ciebie. I znienawidzi siebie, bo nie jest taki jak ty – sam miał ochotę płakać.
- Skąd wiesz?- położył głowę na klatce piersiowej brata. Ten automatycznie zaczął przeczesywać spocone włosy. Noce wcale nie były chłodniejsze niż w dzień. Mieli otwarte okno na oścież, a w sypialni i tak panował zaduch.
- Bo jesteś wspaniałym człowiekiem, Ashwin – słysząc to, objął mocniej brata.
Zrobiło mu się jeszcze smutniej, przypominając sobie jak dziś go potraktował. Zachował się jak dupek, a brat i tak go wspierał. I tylko on go nie zostawi, gdy wyjdzie na jaw jego orientacja seksualna. 

OooO

Czasami miał wrażenie, że pochodzi z innego świata. Dlaczego? Cieszył się, że już za dwa dni wróci do szkoły, której całym sercem nie trawi. Kiedyś jej nienawidził. Wszystko zmienił nauczyciel plastyki. Z jego pomocą radził sobie dużo lepiej niż wcześniej. Dziś odróżniał wszystkie litery, a cyfry były tylko cyframi. Przeczytanie wyrazów, i złożenie ich w zdanie nie sprawiało mu już problemów. Nie był już idiotą. Nie tylko dla ojca, ale i dla nauczycieli, którzy poświęcali mu więcej czasu przy omawianiu nowego tematu. Jednak nie za dużo. W końcu kasa liczyła ponad trzydzieści osób. Gdy czegoś nie rozumiał lub sprawiało mu coś trudność, szedł do Nikhila. A ten z czystą przyjemnością pomagał mu. Tylko on jeden wiedział jak nauczać osobę z dysleksją.
- Masz wszystko?- do pokoi braci weszła ich mama.
Ashwin klęczał przed walizką, i pakował ostatnie ubrania, które uprała, wyprasowała i złożyła w idealną kostkę.
- Tak, mamo – zamknął walizkę, i postawił ją obok drugiej – Ekansh ma kupić farby jak będzie wracał z pracy – dopiero teraz spojrzał na matkę. Ta uśmiechnęła się smutno. Westchnął posępnie, widząc jej czerwone od płaczu oczy. Zresztą, jak co roku przed jego wyjazdem do internatu. Zaczyna chodzić smutna i zapłakana kilka dni przed jego odjazdem. Gorzej jest tylko jak wsiada do auta i odjeżdżają spod szkoły. Na początku dzwoni, co tydzień w wyznaczone dni, martwiąc się o niego jakby miał osiem lat. Później telefonuje coraz rzadziej, aż  telefony ustają całkowicie.
Kobieta podeszła do krzesła, na którym przewieszone było białe dothi ze złotymi wykończeniami, a na wieszaku wisiała turkusowa kurta, ozdobiona cekinami, wyglądające jak małe diamenciki. Choć chłopak nie lubił ubierać się tak oficjalnie to nie miał wyboru. Dyrektor szkoły wymusił na nich takie stroje na rozpoczęcie szkoły, i inne ważne okazje, jak i mundurki, które nosili w tygodniu. Skrzywił się, gdy matka niemal z czcią głaskała ubranie. On wolał się do niego zbliżać. Fakt. Było piękne i drogie, ale wyprasowanie go zajmowało niemal pół dnia. Mu, przynajmniej.
- Powinieneś mieć więcej takich kompletów – oderwała wzrok od ubrania, pstrząc smutnym wzrokiem to na syna to na walizki – Wyglądasz w nich jak prawdziwy młody mężczyzna, synku – nastolatek miał dziś na sobie niebieskie spodenki, białą koszulkę, a do tego czarne adidasy. Tak bardzo chciał widzieć ich ubranych w typowo hinduskie ubrania. Wciąż pamięta swoje młodzieńcze lata, gdy każdy mężczyzna czy chłopiec ubierali się w kurte i dhoti. Może nie były one takie śliczne i kolorowe jak teraz, ale były częścią każdego mężczyzny. Dziś… Gdziekolwiek się odwróci, ubrani byli w spodnie, koszulki czy koszule. Nawet tak mała wioska jak ich szła za modą na całym świecie.
- I znów to samo?- zirytował się lekko. Co roku ta sama śpiewka – Teraz to niby jak wyglądam?
- Jak Amerykanin, a nie jak Hindus!- oskarżycielsko wymierzyła w syna placem.
- Mamo – jęknął. Miał już dość. Chciał wrócić do szkoły choćby, dlatego, że będzie daleko od niej, i będzie miał spokój od matki – Mam ci przypominać za każdym razem, że szkolny mundurek składa się ze spodni i koszuli?
- Nie bądź bezczelny – skarciła syna za ton, jakim się do niej zwrócił.
- Przepraszam, mamo – odparł skruszony.

OooO

Z auta wysiadł jak tylko zatrzymał się samochód. Nie przejmując się krzykami ojca, by wziął swoje walizki pobiegł do nauczyciela. 
Nikhil stał przed bramą od rana, czekając na chłopaka. Nie mógł doczekać się go zobaczyć, wziąć w objęcia, i upewnić się, że wszytko z nim dobrze. Odetchnął z ulgą jak tylko Ashwin wskoczył w jego objęcia. Dopiero, gdy postawił go na ziemi zauważył małą różnicę.
- Urosłeś – powiedział dumnym głosem.
- Dziesięć centromerów – pochwalił się jakby w wakacje otrzymał wymarzony rower – Super, nie?
- Cudownie – uśmiechnął się, widząc go takiego szczęśliwego – Idziemy po twoje rzeczy?
- No!- pokiwał entuzjastycznie głową, łapiąc mężczyznę za rękę, i pociągnął w stronę samochodu. Gdzie jego ojciec wyciągał ostatnią walizkę.
- Wujku – Nikhil złożył dłonie stykając ze sobą opuszki palców równocześnie pochylając lekko głowę, a następnie kobiecie – Ciociu.
Mógł dotknąć ich stóp w wyrazie szacunku, ale nawet po kilku latach miał do nich żal za zostawienie syna, gdy ten ich najbardziej potrzebował. Dlatego wybrał bardziej oficjalne powitanie.
- Namaste!– powtórzyła gest nauczyciela, uśmiechając się ciepło.
- Namaste!- przywitał się student, podchodząc do nich.
- Witaj, Ekansh – ci natomiast uścisnęli sobie dłonie.
Straszy z braci parsknął rozbawiony, widząc jak Ashwin wtulił się w bok nauczyciela, który również objął nastolatka.
- Ashwin weź swoje ubranie na rozpoczęcie roku szkolnego – rozkazał ojciec. Nie podobało mu się jak ci stali do siebie przytuleni. Nawet, jeśli wpierali wszystkim, że są tylko przyjaciółmi. On w to nie wierzył. Zwłaszcza teraz. Jak syn patrzył na mężczyznę. Tylko ślepy by nie zauważył tego maślanego i zakochanego wzroku.
Nastolatek niechętnie odsunął się od nauczyciela, i podszedł do auta. Otworzył tylne drzwi i z fotela wziął ubranie. Uważając na to by nie zsunęło się z wieszaka, trzasnął drzwiczkami, wyładowując na nich swoją złość na ojca.
W piątkę udali się do pokoju, który dzielił z kolegami ze swojej klasy. Nikhil położył torby koło szafy, a Ashwin powiesił na niej strój na jutrzejszy dzień. Jego rodzice z bratem poczekali chwilę. Na szczęście nie zauważyli ich ukradkowych spojrzeń. Posiedzieli chwilę w swoim towarzystwie. Nauczyciel wypytał na przemian Ashwina i Ekansha jak im minęły wakacje. Jak starszy odpowiadał ze znudzeniem tak młodszy to wstawał to siadał, gestykulował dłońmi, a jego głos… Radosny i szczęśliwy, że nauczyciel nie umiał powstrzymać uśmiechu. Nastolatek zmienił się, owszem. Dorósł, ale nadal pozostał dzieckiem. Słodkim i niewinnym. I pragnął, aby zawsze taki pozostał.
Ashwin został sam z rodziną, gdy Nikhil wyszedł, tłumacząc, że musi przywitać resztę uczniów, i porozmawiać z rodzicami, i zapewnić tych „nowych” o bezpieczeństwie w szkole. Później odprowadził rodziców i brata do auta. Pożegnał się nim ci wsiedli i odjechali. Matka jak zwykle szlochała, mocząc starszemu synowi rękaw koszuli. Powinna się już przyzwyczaić. 
W końcu od siedmiu lata chodzi do tej szkoły. 

OooO

Dhoti
Kurta




niedziela, 1 maja 2016

Ukryta Miłość II - 1


***
**
*
        Odetchnął mocno nim nacisnął klamkę i wyszedł z garażu do domu. W progu ściągnął buty, a obok położył czarny neseser. Kiedyś wracał z sercem w gardle, bojąc się, że Alexander wyczuje od niego słodkie perfumy kochanka. Dziś nie miało to dla niego znaczenia. Nauczył się kłamać, i to wręcz doskonale, bez mrugnięcia okiem. I przydaje mu się to nie tylko w życiu prywatnym, ale i w zawodzie. Przeszedł przez salon, w którym na sofie siedział Alexander.
- Co tak późno?- zapytał, znad książki nowego autora.
Philip szybko rzucił okiem na zegar, wiszący na ścianie nad kominkiem.
- No ładnie, kurwa,!-przeklął w myślach. Dziesiąta wieczór. To wszystko przez ten numerek w samochodzie - Klient zadzwonił, że spóźni się na spotkanie, bo przedłużyło mu się zebranie, i poprosił, abym na niego poczekał – udał zdenerwowanie w głosie, że musiał tak długo siedzieć w biurze – Jeszcze Aaron zadzwonił i wyciągnął mnie na piwo – dodał, idąc do kuchni.
Cóż, Aaron, mimo, że nie popiera jego postępowania to ratuje mu dupę za każdym razem, i jest jego alibi. Tak jak teraz. Musi pamiętać, by jutro do niego zadzwonić, i go poinformować. O tym, że byli dziś razem na piwie.
- I chcesz powiedzieć, że prowadziłeś pod wpływem alkoholu?- powiedział surowym głosem, na co Philip się skrzywił. Alexander zachowywał się jak ojciec a nie partner.
- Znam kodeks karny od deski do deski, i zdaję sobie sprawę lepiej od ciebie, jakie są konsekwencje jazdy po pijanemu. Więc sam sobie odpowiedz na to pytanie – odparł surowym głosem, znikając za ścianą.
Westchnął głośno, zastanawiając się jak doszło do tego, że zdradza Alexandra. Między nimi, co prawda, od dłuższego czasu nie było idealnie, ale to nie powód, by dopierdalać mu rogi. Powinien się starać, i naprawić ich związek. Jednak wolał posuwać innego. Już na studiach się spotykali, ale nic między nimi nie było. Zbliżyli się do siebie po jakimś czasie. Zaczęło się od tego, że Garett przyszedł do niego i poprosił, aby wstawił się za nim, bo chciał dołączyć do bractwa. Philip, mimo, że miał w tamtym czasie takie rzeczy w dupie to nie mógł mu odmówić pomocy. I, tak też, za jego stawiennictwem, Garett dostał się do bractwa, bez żadnych testów.
Tak, nazwisko Macedon ułatwiło mu studia.
Po raz pierwszy, gdy Garett go pocałował, udawał, że nic się nie stało. Ale… Już wtedy czuł to, czego nie czuł przy Alexie. Teraz po trzech latach, wiedział, że kocha tego zapatrzonego w siebie chłopaka, ale nie potrafił odejść od mężczyzny, który mimo wszystko… Jest ważną osobą w jego życiu.
Philip z szafki wyciągnął kieliszek do whisky, a z lodówki butelkę zimnej wódki. Napełnił go sobie sowicie, i nie krzywiąc się wypił wszystko jednym duszkiem. Od dłuższego czasu sięgał po alkohol, aby ukoić nerwy, i zapomnieć o drugim życiu.
Między czasie do kuchni wszedł Alex, i patrząc na poczynania kochanka, oparł się biodrem o ścianę.
- Mój klient ma problemy – odezwał się, gdy Philip ponownie napełnił kieliszek. Tym razem mniejszą ilością.
- I?- mecenas podszedł do okna, po drodze wyciągając paczkę papierosów i zapaliczkę z kieszeni spodni. Uchylił lufcik – Nigdy nie dzieliłeś się problemami swoich autorów – wyjął jednego, a paczkę rzucił na parapet, obok popielniczki. Papierosa włożył miedzy wargi, i odpalił. Zaciągnął się mocno, mrużąc oczy. Alexander skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił zapachu dymu papierosowego w domu, a bardziej, tego, że Philip palił – Oświecisz mnie, co się zmieniło?- dokończył czystym sarkazmem, wypuszczając dym w stronę otwartego okna.
- Nic się nie zmieniło – Alex odparł chłodniejszym głosem, czując wzbierającą się pod skórą złość. Zamierzał na spokojnie porozmawiać z partnerem, a ten go atakuje – Potrzebuje dobrego adwokata.
Philip spojrzał w okno, paląc papierosa. Odezwał się, gdy gasił niedopałek.
- Nie ma takiej opcji, Alex - nie zaakceptował pomysłu mężczyzny.
- Zapłaci ile zażądasz – usiłował go przekonać.
- Myślisz, że o pieniądze tu chodzi?- syknął zły na Alexa. Próbował przekupić go pieniędzmi? Od lat są ze sobą, i doskonale wiedział, że ich wartość nie ma dla niego znaczenia. Bo jakby miały, to nie prowadziłby spraw, za które nie otrzymywał złamanego centa. Zapłatą niektórych klientów był szczęśliwy uśmiech. Zwłaszcza kobiet, które dzięki niemu uwalniane były od tyrana. Matek nastolatków, które pogubiły się w patologicznym życiu, i zamiast trafiać do poprawczaków dostawali drugą szansę, i kuratora.
Philip wyszedł z kuchni, omijając Alexandra wielkim łukiem. Poszedł do swojej torby, by wyciągnąć z niej swój kalendarz. Gdy wrócił do kuchni, wcisnął go w dłonie wydawcy, i sięgnął po wódkę.
- Po co mi to dałeś?- zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
- Otwórz go – polecił, wypijając zawartość szklanki – Albo lepiej przejrzyj.
Alexander kartkował kalendarz stronę po stronie. W kalendarzu nie było, by Philip miał wolny dzień. Sprawa za sprawą. Spotkanie za spotkaniem. W oczy również rzucił się „lancz z szefem”, co dwa tygodnie – Znajdź datę rozprawy swojego pisarza, i przeczytaj mój plan dnia – a miał je zaplanowane z góry na pół roku. Musi się napić!
Thomson znalazł termin, i szczęka opadła mu na podłogę.
O ósmej trzydzieści zaczynał pracę rozprawą. Później miał kilka spotkań, i znów rozprawę.
- A lanczu z szefem nie możesz przełożyć?- zapytał kpiącym głosem, unosząc wzrok na kochanka.
- Myślisz, że ten cudzysłów jest dla ozdoby?- odpowiedział kąśliwie, upijając łyk alkoholu – Podczas tego lanczu…- przedrzeźnił Alexa – nie wezmę kęsa swojego zamówienia. A wiesz, dlaczego? Bo, kurwa, nie będę miał czasu!- opróżnił resztki alkoholu i głośno odstawił szklankę na blat – Za to mam trzydzieści minut na przekazanie mu informacji z przebiegu moich spraw. Skonsultowanie się, z kim iść na ugodę, a z kim walczyć o dobro dzieci albo jeszcze lepiej. Czy jest jakikolwiek sens pomagać tym, którzy nie doceniają mich starań!- stanął krok przed Alexandrem, oddychając mocno przez nos. Złość zawładnęła jego ciałem, i umysłem, i przyćmiła racjonalne myślenie – Więc proszę! Jeśli nadal uważasz, że na tym spotkaniu popijam herbatkę z szefem, to wykreśl spotkanie, a w zamian umów swojego pisarzynę!- mężczyźni przez chwilę walczyli na wzrok. Philip liczył na to, że kochanek go pocieszy, wesprze w ciężkich chwilach, i doda mu otuchy swoją obecnością.
Alexander myślał inaczej. Nie miał zamiaru dać za wygraną, i chciał doprowadzić do tego, by zmienił zdanie. 
Mecenas pokręcił głową, i minął wydawcę, zabierając swój kalendarz.
To było powodem ich oddalenia się od siebie. Nie umieli już spokojnie rozmawiać. Być przy sobie, gdy potrzebowali swojej bliskości. A przede wszystkim. Ich uczucie wypaliło się, zastępując je gniewem i wściekłością, bo żaden z nich nie potrafił zastawić przeszłości.

OooO

Ściągnął okulary, odrzucając je na blat biurka. Przez studiowanie książek, i siedzenie godzinami przed komputerem pogorszył mu się wzrok do tego stopnia, że stały się niechcianym dodatkiem. Wolał soczewki kontaktowe, których zapomniał kupić. Praca, i podwójne życie dawało mu solidnie w kość. Włożył na nos okulary z zamiarem odpisania na maila od Aarona. Niestety pukanie mu w tym przeszkodziło.
- Panie Macedon…- do biura weszła młoda kobieta, która była jego sekretarką, jak i przyjaciółką. Na szczęście nie mieli problemu, by w pracy zwracała się do niego formalnie, tak jak teraz – jakiś mężczyzna nalega na spotkanie – stanęła w drzwiach, patrząc przepraszająco.
- To umów go na wolny termin – odparł kpiącym tonem. Znaczyło to również „ mówisz, kurwa poważnie. Ja wiem, że jesteś blondynką, ale chyba umiesz zapamiętać proste polecenia!”
- Wolny termin jest po rozprawie – przymknęła drzwi, by mężczyzna czekający na zewnątrz nie słyszał ich rozmowy – Gość wydaje się być zdesperowany, Phil. Od godziny nalega na spotkanie, a codziennie od tygodnia telefonuje, prosząc byś go przyjął po za terminem.
- Jasne. Wpuszczaj każdego desperata, bo mam tyle wolnego czasu – zakpił z przyjaciółki. Z drugiej strony koleś musiał naprawdę napsuć jej nerwów skoro stanęła po jego stronie. A to u niej rzadkość.
- Ten sarkazm jest nie potrzebny, Phil – powiedziała zdenerwowana, kpiącym podejściem do jej osoby.
- Dobra – zgodził się by udobruchać przyjaciółkę – Ma piętnaście minut – dodał, gdy ta zadowolona opuszczała biuro.
- Proszę, pan Macedon czeka – usłyszał miły głos przyjaciółki, a po chwili do pomieszczenia wszedł dość wysoki, chudy mężczyzna. Ubrany luźno, ale z prezencją, a w oczy rzuciły się czarne tunele.
Od razu domyślił się, kim jest. Niektórzy autorzy Alexandra odwiedzali ich dom, a ten był jednym z nich.
- Emm… Dzień dobry – przywitał się zakłopotany, podchodząc do Philipa z wyciągniętą dłonią.
Prawnik wstał, uścisnął podaną dłoń, po czym wskazał na fotel stojący naprzeciw jego.  
- W czym mogę panu pomóc, panie?- urwał sugestywnie, siadając na fotel. Mimo, że ten był gościem w ich domu, to nie mieli okazji się poznać. Philip zazwyczaj znikał w gabinecie, pozwalając Alexowi spokojnie pracować w salonie. Wychodził, gdy autorzy opuszczali dom.
- Wilhelm Hastings – przedstawił się, czerwieniąc się z zażenowania, zajmując wskazane miejsce.
- Więc w czym…- przerwał, słysząc dzwoniący telefon. Rzucił okiem na wyświetlacz, i zobaczywszy, kto do niego dzwoni, zacisnął zęby – Proszę wybaczyć – wziął komórkę w dłoń  - Mówiłem ci, abyś nie dzwonił – syknął do rozmówcy, nie witając się z nerwów. Wstał z fotela, stając w rogu gabinetu, by zapewnić sobie trochę prywatności.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dotarłem na miejsce cały i zdrowy – usłyszał skruszony głos kochanka.
- Skarbie nie mogę teraz rozmawiać, bo mam spotkanie – powiedział czułym głosem, nie przejmując się obcym mężczyzną.
- Ale, misiuuu – zawył błagalnie do słuchawki.
Philip usłyszał jak coś pęka. To coś to był wyświetlacz telefonu, na którym zacisnął palce, gdy usłyszał zwrot kochanka.
- Z tego, co pamiętam, to ledwo tydzień temu przelałem ci dość pokaźną sumę pieniędzy – syknął na kochanka. No to mu się w głowie nie mieściło. Co on jadł te pieniądze?
- Bilet lotniczy…
- Jeszcze mi powiedz, że leciałeś pierwszą klasą?- przerwał kochankowi, rzucając mężczyźnie przepraszające spojrzenie, że jest świadkiem TAK prywatnej rozmowy. Nie mógł przeprowadzić jej później. Miał jeszcze dwa spotkania, i rozprawę. To przez tego gościa ma teraz spotkanie, a nie chwile wytchnienia – Nie. Lepiej nie mów, nie chcę wiedzieć.
- Bilet na koncert…- wymieniał dalej, gdy Philip dał mu dojść do słowa – vip – dodał ciszej.
- Masz szczęście, że mam klienta, bo inaczej tak bym ci, kurwa, nawrzucał za te bezmyślne zachowanie, szczeniaku, że zamiast na koncert byłbyś właśnie w drodze na lotnisko – ten, kto nie zna Philipa odebrałby jego głos za obojętny z nutką złości. Jednak ktoś taki jak Garett, który go zna zbyt dobrze, wiedział, że Philip ledwo nad sobą panuje, a ostrość w jego głosie była dowodem. I, to tylko, że za plecami siedzi mężczyzna.
- Oj, weź nie przesadzaj – rzucił luźno, chcąc pozbyć się napiętej rozmowy.
- Może opamiętasz się, gdy będę, wpierdalał tynk ze ściany!- syknął zły, słysząc odpowiedź młodego kochanka – Jak wrócisz czeka nas poważna rozmowa – odparł tajemnym głosem. Miał nadzieje, że wyczytał miedzy wierszami, i zastanowi się nad swoim postępowaniem.
- Chyba nie chcesz…?- uciął, wstrzymując oddech.
Phil miał przed oczami jak chłopak zakrywa sobie usta dłonią.
- Chcę, abyś, chociaż raz użył mózgu, i zachował się jak inteligentny mężczyzna – może groźby szybciej przemówią mu do rozsądku niż nerwy i krzyki?
- To już nie było fajne – odparł nadąsanym głosem.
- Włącz swój jedyny neuron, i słuchaj, co do ciebie mówię!
- Jesteś niemiły, Phil – szepnął urażony. Między nimi nastała cisza.
Philip oddychał szybko, czując pieczenie pod powiekami jak i w sercu. A drżące oddechy Garetta uświadomiły mu, że powstrzymywał się przed płaczem – Kochasz mnie jeszcze?- zapytał piskliwym głosem.
Philip oparł czoło o chłodną szybę, przymykając oczy. W którymś momencie ściągnął okulary, i teraz bawił się zausznikiem.
Rozłączył się, nie odpowiadając, nie żegnając się.
- Proszę wybaczyć – zwrócił się do mężczyzny – Przyjaciel ma kłopoty – wymyślił pierwszą lepszą wymówkę. I, oczywiste był nim Aaron. Więc jak facet poleci do Alexa, i pochwali się, co usłyszał, to nie będzie chciał słuchać, bo obje się nie znosili – W czym mogę pomóc?- zapytał jeszcze raz, siadając na miejsce.
- Adwokat żony przysłał mi papierowy rozwodowe – podał mecenasowi kopertę – Ta wariatka chce mi zabrać cały majątek, a na to pozwolić nie mogę – dokończył mocniejszym głosem.
Faktycznie. Żona mężczyzny domaga się wszystkiego, co posiadał. A miał miliny na koncie, które zobaczył na następnej kartce.
- Zdradził lub zdradza pan żonę, panie Hastings?- to pytanie padało zawsze, jako pierwsze nim przyjął sprawę.
- Oczywiście, że nie!- zaprzeczył.
Zdaniem Philipa za szybko. Czytał dalej dokumenty. Jego, jeszcze, obecna żona nie chciała iść na żaden kompromis. Od lat siedział w rozwodach, i nauczył się jednego. Zraniona i skrzywdzona kobieta to diabeł wcielony. A to znaczyło tylko jedno. Lubił wyzwania, a to jedno z nich. Wrócił do pierwszej strony, by zobaczyć, kto będzie reprezentował w sądzie kobietę. Widząc nazwisko przyjaciela na usta cisnęła mu się odmowa, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. To będzie rozrywka dla nich obje. Minęło sporo czasu, od kiedy stali po przeciwnej stronie.
- Proszę umówić się na następne spotkanie z moją sekretarką – rzekł zadowolony.
- Więc? Mogę liczyć na pana pomoc?
- Na to wygląda.
Obje wstali. Mecenas odłożył dokumenty na blat, i pożegnał się z mężczyzną. 

OooO

Kilka godzin później, zadzwonił telefon. Spodziewał się go, dlatego też komórkę, umieścił w uchwycie samochodowym na wszelki wypadek, gdyby Aaron zadzwonił podczas jazdy. Odebrał telefon.
- Philip Macedon, najlepszy, najmądrzejszy i…
- Najprzystojniejszy – dorzucił, przerywając przyjacielowi.
- mecenas na świecie – dokończył, rozbawionym głosem – Co tam?- zapytał niewinnie.
- Ach, nie uwierzysz!- zaszydził Aaron – Siedzę sobie w biurze z klientką, aż nagle do biura wpada moja sekretarka. W totalnym szoku mówię ci. Przez chwilę myślałem, że coś się stało. Stoi, milczy, i patrzy to na mnie to na papiery w swojej ręce. I wiesz, czego się dowiaduje?
- Nie mam pojęcia – udał głupka.
- Nie świruj, Phil – fuknął – Mój najlepszy przyjaciel bierze sprawę, w której będziemy konkurować?- rzekł z wyczuwalnym rozczarowaniem.
- Boisz się przegranej?- rzucił z wyzwaniem, wjeżdżając na podjazd.
- Pff…! To ja mam nad tobą przewagę!
- Tak sądzisz?- prowokował dalej przyjaciela, wyłączając silnik. Wyjął telefon z uchwytu, i przyłożył do ucha. Ramieniem podtrzymał urządzenie, i wysiadł z samochodu.
- To ja dwa tygodnie temu wysłałem twojemu klientowi papiery rozwodowe. Więc tak. Tak sądzę – przyznał pewnym głosem.
- To pewnie zmiażdżysz mnie na sali rozpraw, hmm?- nogą zamknął drzwi, i ruszył do domu – Wróciłem – krzyknął od progu. Ściągnął buty, i wszedł w głąb domu.
- Nie ma innej opcji - potwierdził swoją wygraną - Kończę, bo nie mam ochoty słuchać głosu twojego beznadziejnego kochasia.
Nim zdążył się pożegnać w słuchawce usłyszał zakończoną rozmowę.
- Och, u mnie wspaniale! Miło, że pytasz – powiedział z pełną ironią pod nosem, idąc do kuchni.

OooO

Miku Nao -> możesz mi powiedzieć, dlaczego z góry założyłaś, że to Alex zdradza Philipa? Cóż, mam nadzieje, że zaskoczyłam Cię, chociaż troszkę. A co do drugiego blogu. To trudno mi powiedzieć, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Mam teraz mniej czasu, i pewne kłopoty.
Kilka rozdziałów " Ukrytej Miłości" jak i "I am afraid" mam napisane do przodu, to też mogłam je wrzucić.

Pozdrowionka :)