- Ma - Matko…
CO? Jąkam się? Że niby, kurwa od kiedy?
- No słucham? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mam syna pedała?- chciałem się odezwać, ale podniosła rękę abym dał jej skończyć - To prawda... Tak?- kiwnąłem głowa - Idź się spakować, a ja zadzwonię po ojca. Nie wiem, w kogo się wdałeś, ale ja tego tolerować nie będę.
Chyba
zapomniała o swoim bratanku!
- I gdzie
mam iść? Jesteś moją matką - czułem jak tracę grunt pod nogami - Ojcem mnie
straszysz? Dobre sobie… Teraz sobie o nim przypomniałaś?- zacząłem się śmiać - Proszę Cię… Nie wiem czy pamiętasz, ale on nas zostawił i nie interesował się mną przez 11 lat!- przypomniałem - I, co myślisz, że teraz przyleci do ciebie jak na
skrzydłach, bo nie możesz sobie poradzić z tym, iż masz syna PE-DA- ŁA - ostatni wyraz wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Trochę szacunku gówniarzu!- krzyknęła - Nie tak Cię wychowałam - podeszła do mnie i strzeliła mnie w pysk.
No znowuż?
Co ja mam na czole napis „Wal po mordzie dowoli?”
- To
prawda...- złapałem się za bolący policzek. Nie uderzyła mnie mocno, ale bolały świeże siniaki - Nie wychowałaś mnie… Przecież miałaś od tego
ludzi, czyż nie?- spojrzałem na Oscara, który miał ochotę schować mnie w swoich objęciach. Potrząsnąłem głową, by czasem nie podchodził. Nie chcę stracić jeszcze jego!- Powiedz mi matko,
co ty o mnie wiesz? Prócz tego, kiedy się urodziłem? O, ile to Ty mnie urodziłaś!- wybuchnąłem wkurwiony - No odpowiedz! Kiedy rozmawiałaś ze mną jak matka z synem, co? No, słucham… Nie patrz tak na mnie. Nigdy cię przy mnie nie było... Ciebie ani ojca!- podkreśliłem - Wiesz kto
był? Oscar… To do niego biegłem, kiedy działa mi się krzywda. Oscar, tulił mnie do snu. Oscar, był przy mnie, kiedy wypadł mi pierwszy ząb. Oscar, był przy mnie, kiedy szedłem pierwszy raz do szkoły. Oscar, był zawsze, kiedy potrzebowałem kogoś bliskiego - zapłakałem jak małe dziecko - No gdzie byłaś? I, teraz, kiedy się dowiedziałaś, że jestem gejem obudziło się w tobie matczyne serce?- wyplułem cały jad jaki miałem w
sercu.
- To nie
sprawiedliwe…- wyszlochała - Dobrze wiesz, że musiałam pracować, aby niczego Ci nie brakowało! Wziąłeś to pod uwagę?- zaczęła ocierać łzy z twarzy.
- Niczego
nie brakowało? Właśnie, że brakowało… Wiesz, czego? Nie wiesz, prawda?- przejechałem ręką po włosach, robiąc na nich większe siano niż było - Twojej miłości mi brakowało… Ciebie mi brakowało!
Stałem i patrzyłem po przez łzy na moja rodzicielkę.
Jest
czterdziestoletnią piękną kobietą z klasą. Ubrana w drogie ciuchy. Czerwona
Bluzka z rękawkiem trzy
czwarte, spódniczka
za kolana idealnie dopasowana oraz wysokie obcasy. Włosy brąz, upięte w wysoki kok. Oczy duże piwne. Na twarzy nie było widać żadnej zmarszczki po mimo wieku. Przyglądałem się jej i zauważyłem, że muszę być podobny do ojca.
- Nadal
jesteś
niesprawiedliwy. Myślisz tylko o sobie w tym momencie…- zaczęła iść w stronę salonu, więc podążyłem za nią - Nie pomyślałeś, co ja czułam, kiedy zostaliśmy sami?- machnęła ręką abym dał jej skończyć - Teraz ja mówię! Oczywiście, że nie pomyślałeś. Zrozum! Byłam młoda. Sama z sześcioletnim dzieckiem. Rozwijałam się zawodowo. Nie mogłam być matką i ojcem jednocześnie.- usiedliśmy na fotelach w salonie naprzeciw
siebie.
- Dlatego
wolałaś odgrywać role ojca… Utrzymywać dom i pracować, prawda..?- wstałem i kierowałem się w stronę schodów - Widzisz matko masz rację. W
kwestii finansowej niczego mi nie brakowało. Przecież mieszkamy w zajebiście dużej wilii – machnąłem ręką - Mam duży pokój. Drogie samochody i oczywiście duże kieszonkowe - odwróciłem się w jej stronę - Możesz być z siebie
dumna... Osiągnęłaś swój cel - zacząłem wtaczać się na piętro - A teraz pozwól, że pójdę się spakować - krzyknąłem.
Wszedłem do pokoju i rozejrzałem się. Pomieszczenie było ogromne. Po prawej stronie stało wielkie łóżko. Nie jakieś dwuosobowe. Te było robione specjalnie na zamówienie. I nie było to zwykłe łóżko. Było podwieszone na suficie i miało szyny, aby mogło poruszać się po całym pokoju. Szafki nocne po bokach, a naprzeciwko
wisiał duży plazmowy telewizor. Okno było jedno, ale duże i stało tam biurko z laptopem, lampką nocna oraz telefon. Na środku pokoju był puchaty dywan w dziwne wzorki. Ściany kiedyś były niebieskie. Teraz są ozdobione moimi rysunkami i
znajomych. Są też drzwi do łazienki oraz garderoby i tam się udałem. Stanąłem jak wryty. Spakować się? Ciekawe, w, co? Nie wiedziałem, co robić. No, bo, gdzie się podzieje siedemnastolatek? Skoro
moja matka mnie nie chciała to dalsza rodzina nie będzie chciała o mnie słyszeć. Zresztą jak dowiedzą się o mojej orientacji to potraktują mnie jak kuzyna.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi
-Wejść!- wrzasnąłem, i zobaczyłem Oscara, jak idzie z torba w ręce- To dla mnie?- wziąłem ją od lokaja.
- Tak -
wszedł do garderoby
- Pani kazała mi pomóc w
pakowaniu, paniczu.
-Oscar,
powiedz mi...- musiałem się go poradzić. Tylko on w takich chwilach jest w
stanie mnie pocieszać. Obiecać, że wszystko będzie dobrze. I nawet jeśli wiedziałem, że kłamie to mu
wierzyłem - Co ja teraz zrobię...? Najpierw, Han i Junsu. A
teraz... Teraz matka wstydzi się mnie tylko, dlatego, że wolę mężczyzn! Wyrzuciła mnie z domu...- wyszlochałem, znowuż – Ona nie ma serca!- cóż,
a ja nie mam go po niej – I, po co mam żyć - wróciłem do pokoju. Usiadłem i oparłem się plecami o łóżko. Nogi podciągnąłem do klatki, objąłem je rękoma i schowałem twarz w kolanach -Jestem porażką!
- Paniczu,
nawet się nie waż tak mówić ani myśleć! - uklęknął naprzeciwko
mnie – Spójrz na mnie!- pokręciłem mózgownicą, a on złapał mnie za brodę i podniósł głowę abym na niego patrzył - A teraz odpowiedz mi na pytania – poprosił - Czy wychowałem cię na, kogoś, kto się nad sobą użala? Na, kogoś, kto potrzebuje litości? Na mięczaka, też cię nie wychowałem, prawda?- złapał moja twarz w obie ręce - Więc teraz pójdziemy się spakować, bo się nie wstydzisz tego, kim jesteś, tak, paniczu?- kiwnąłem głową - No ja myślę – odparł zadowolony - Gotowy, by wyjść z tego domu z uniesiona głowa?- popatrzyłem na, Oscara.
Czego on ode
mnie oczekuje? Mam tak po prostu wyjść z domu i co dalej? Iść pod most mieszkać albo do jakiegoś przytułku dla bezdomnych. Dobre sobie!
- Masz rację… Nie wychowałeś mnie na osobę, która potrzebuje litości i się nad sobą użala- odsunąłem go od siebie.
Poszedłem się w końcu spakować. Wrzuciłem do torby swoje ulubione jeansy,
parę koszulek,
bluzy, marynarki sportowe oraz bieliznę, a Oskar w tym czasie pakował kosmetyki. Stałem koło szafki z biżuterią i nie wiedziałem, czy mam coś brać czy nie. Nie wiele myśląc wrzuciłem złote łańcuszki,
zegarek z brylancikami i bransoletki. Bądź, co bądź będę miał, za co żyć. Po dwóch
godzinach stałem na środku pokoju spakowany, ale nie
gotowy do opuszczenia domu, w którym mieszkałem siedemnaście lat.
I jak to
wszystko się skończy?
Jak mam radzić sobie sam?
Wiem jedno, że moje bogate życie się skończyło i będę walczył o przetrwanie.
- Paniczu,
zniosę rzeczy do
salonu..,- nie dałem mu skończyć.
- Oscar, dam
sobie radę - przerzuciłem torbę przez ramie, na drugie torbę z laptopem, a w rękach miałem plecak oraz podręczniki – Żegnaj - wyszedłem z pokoju zostawiając lokaja samego i zdałem sobie sprawę jak bardzo będę za nim tęsknił.
- Tu masz
adres ojca – matka podała mi świstek – Możesz wziąć jeden samochód – zaproponowała
łaskawie, patrząc na mnie z obrzydzeniem jakbym właśnie wyszedł z jakiejś
gnojówki – Jednak na jego utrzymanie nie wyłożę ani centa – ostrzegła nim
zostawił mnie samego w holu.
- Pomogę ci
zapakować rzeczy, paniczu – i nie czekając na odpowiedź, zabrał wszystkie moje rzeczy.
Ja poszedłem do biura, i stanąłem przed gablotką, w której wisiały kluczki od moich
samochodów. Miałem ich z, dziesięć bo po pierwsze matka mi niczego nie żałowała. I na
widok nowego samochodu uśmiechała się dumna z siebie, że stać ją na zapewnienie mi
wszystkiego, czego chcę. A po drugie na szesnaste urodziny dostałem auto od
wujka i cioci. Oni są rodzicami Takumiego. I uwierzcie miałem ochotę im wygarnąć to, co zrobili, ale gdy zobaczyłem
brykę to zapomniałem, co miałem im powiedzieć. Wujek
jest bratem mojej matki. I za to, że oboje wyrzucili swoje dzieci z domu była
wina dziadków. Bo niby, kogo innego?
Wziąłem
kluczyki do najnowszego Astona Martina, i wyszedłem z gabinetu. W holu
rozejrzałem się jeszcze wkoło, zapamiętując dom, który od dziś nim już nie był. Gdy wyszedłem na dwór,
wcisnąłem guziczek od alarmu by Oscar wiedział, do którego spakować moje rzeczy. Dołączyłem
do niego, i w ciszy czekałem aż skończy, bawiąc się kluczykami.
- Gotowe –
powiedział, zamykając bagażnik – Obiecaj, że będziesz o siebie dbał – westchnąłem widząc ten jego zmartwiony wzrok.
- Yhym – mruknąłem w odpowiedzi, bo bałem się, że znów zacznę płakać – A ty uważaj
na siebie, Oscar, dobrze?- poprosiłem, przytulając go mocno – Pa, Oscar.
- Do
zobaczenia, paniczu – i nie tylko mi jest trudno się rozstać. Oscar szybko
starł łzę która spłynęła mu po
policzku. Mój Oscar płacze! No już! Odwróć się bo sam się poryczysz lalusiu!
Machnąłem mu jeszcze za nim wsiadłem do auta. Złapałem kilka drżących
oddechów i wpisałem w GPS-e adres ojca. Wytrzeszczyłem gałki, widząc czas
jazdy. Pięć godzin? Mam siedzieć za kółkiem tyle godzin? Toż to jakieś żarty!
W czasie
jazdy zatrzymałem się na stacji by zatankować i kupić energetyka. Całą drogę zastanawiałem się, co zrobi mój kochany ojczulek,
kurwa, gdy zobaczy mnie w drzwiach. Dla niego i całej jego rodziny będzie to jak grom z jasnego nieba. No,
bo, kurwa, kto wyrzuca swoje jedyne dziecko i zwala go innemu na głowę? Moja
matka!
Wyjechałem
na obrzeża miasta, gdzie mieszka mój ojciec. Dobrze, że matka pozwoliła mi wziąć
samochód, bo dojechanie autobusem do miasta trwa chyba z dwie godziny!
Zaparkowałem auto na
podjeździe tuż przed domem. Mam mieszkać w czymś tak małym? Mój domek na
drzewie był większy! Zgasiłem silnik, wysiadłem z auta zamykając go, i ruszyłem
do drzwi. Wszystkie światła pogaszone, co znaczyło, że wszyscy pewnie sobie
kimają. Kilka razy zapukałem, jednak odpowiedziała mi cisza. Wkurwiony
nacisnąłem dzwonek i nie spuszczałem z niego palca, bo ileż mam czekać?! W
końcu otworzył jakiś dziadek w szlafroku. Troszku się wystraszyłem, że to mój
ojciec! Ej, nie śmiejcie się! Widziałem go jedenaście lat temu!
- W czym
mogę pomóc?- zapytał siląc się na uprzejmość.
- Ja do
Ichiro – walnąłem ojcu na
ty.
- Pan…-
podkreślił ostro słowo – Ichiro jest niedostępny o tej godzinie. Proszę
zadzwonić do jego asystenta i umówić się na wizytę – wyrecytował formułkę,
chcąc zamknąć mi drzwi
przed nosem!
- Chyba się
nie zrozumieliśmy – warknąłem na dziadka w ostatnich chwili wpychając nogę miedzy drzwi a futrynę – Masz
go powiadomić, że syn chce z nim rozmawiać – rozkazałem, domyślając się, że
dziadek jest pracownikiem.
- Panicz
Yukimura?- zapytał oszołomiony, wpuszczając mnie do domu – Proszę wybaczyć – zapalił światło, a
pierwsze, co rzuciło się w oczy to białe, kurwa ściany!- Idę powiadomić pana
Seiichi o panicza wizycie.
Stałem jak
jakiś kołek i denerwowałem się. A co jeśli i on mnie wyrzuci? Nie będzie chciał syna geja? Pff… Przecież
on mnie nie chciał już, jako
dziecko, więc czemu ma teraz zmienić zdanie?
- Yuki?-
powiedział niedowierzająco. Przetarł zaspane oczy, myśląc pewnie, że to jakiś koszmar.
Oj, najgorszy w twoim życiu, tatusiu!
- We własnej
osobie – zakpiłem.
Mój ojciec…
Jest taki podobny do mnie. A raczej ja jestem podobny do niego. Ten sam kolor
oczu, włosów. Te same rysy twarzy, i taki sam
uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Poprawił czarny szlafrok, schodząc
po schodach.
- Co cię do
mnie sprowadza o tak nie ludzkiej godzinie?
A, gdzie na
przykład… Dobrze cię widzieć, synu! Aleś ty wyrósł na przystojnego młodzieńca!
Nie stój tak w progu, wejdź do domu!
Ale nie, po
co?
- Chęć
zobaczenia mojego ojca – odparłem sarkastycznie – No chyba, że jesteś tak
zajęty to umówię się na inny dzień?- dalej ironizowałem, patrząc kpiąco na dziadka.
- Widzę, że
po matce masz charakterek – stwierdził po moim zachowaniu.
- Lepiej po
niej niż po tobie porzucanie rodziny!- podniosłem głos, nie przejmując się, że
reszta rodziny śpi.
- Oskarżasz
mnie o coś, o czym nie
masz pojęcia!- odkrzyknął w obronie, gestykulując rękoma. Odsunąłem się, bojąc się, że
tym razem to on mi wyjebie w twarz – Jeżeli po to przyszedłeś to wybacz, ale
muszę wcześnie wstać – i jak gdyby nic odwrócił
się.
- Myślisz,
że czekałbym na to jedenaście lat?- zatrzymałem go na schodach – I myślisz, że po jedenastu latach
przyjechałbym tu o tej godzinie?
Dobre sobie!
- To, po co
przyjechałeś?- zapytał obojętnie jakbyśmy przed chwilą rozmawiali o tym, co jadł na śniadanie.
- Bo się
stęskniłem – chciałem powiedzieć, ale ugryzłem się w swój nie wyparzony język –
Matka wyrzuciła mnie z domu – powiedziałem prawdę.
Przespałem
prawie cały dzień i wypiłem kilka energetyków to miałem ochotę jebnąć się spać. Nawet na kanapie w
salonie.
- Słucham?- powiedział zszokowany, aż schodząc ze schodów –
Sanzo…- powiedział do dziadka – połącz mnie z moją byłą żoną – polecił mu.
Oparłem się
o drzwi wyjściowe, siadając na podłodze. Czy to normalne, że nadal nie
zaprosili mnie do środka? No w sensie, wiem że jestem w domu, ale nie ugościli
mnie w salonie, ani nie zaproponowali nic do picia!
- Proszę –
dziadek podał telefon mojemu ojcu – Jest niezadowolona telefonem o tej godzinie –
ostrzegł pracodawcę.
Przecież miała go powiadomić!
Ichiro
odetchnął kilka razy nim się odezwał – Czyś ty kobieto zdurniała na stare
lata?- a, nie. Ironie też mam po ojcu – To jest twój syn!- no żadna nowość
tatusiu!- Nie, nie zapomniałem że jestem jego ojcem! Nie możesz go tak po
prostu wyrzucić z domu!- słysząc odpowiedź mojej matki poczerwieniał po same
uszy ze złości – Sama zabroniłaś mi kontaktów z
nim!- przypominał jej – Yukimura zawsze był i jest dla mnie najważniejszy – powiedział
spokojniej.
He? Ja
najważniejszy? I to, dlatego odszedł od nas? Bo co za mocno nas kurwa kochał?
Tsa… jasne!
- Proszę?- przerwał jej - Teraz na mnie winę zwalasz? Chyba się zapominasz! Nigdy nie zostawiłem syna i dobrze o tym wiesz! Cały czas dzwoniłem i prosiłem abyś pozwoliła mi go zobaczyć, być z nim, ale ty udawałaś zranioną kobietę. Chcąc mi zadać ból zabroniłaś wszelkich kontaktów. A teraz odwracasz kota ogonem. Powiedz mi jeszcze, że mojemu synowi, też wmówiłaś te wszystkie głupoty?- zrobił krótką przerwę - Nie wierze wmówiłaś mu to
wszystko, prawda?- kontynuował, gdy nie uzyskał odpowiedzi - Słuszne?- uśmiechnął się do mnie smutno - Jeśli chodziło Ci o ty by Yukimura mnie nienawidził to twój plan się udał…- nie chcąc z nią dalej rozmawiać
zakończył połączenie.
Czyli, że
mnie chciał? Chciał się ze mną widywać. Chciał być w moim życiu?
To nie
możliwe. Przecież matka od najmłodszych moich lat mówiła, że on mnie nie kocha
i ma nową rodzinę, którą bardziej kocha!
- Nie
nienawidzę cię –
powiedziałem cicho, ale echo rozeszło się po całym holu – Kiedyś owszem…- wzruszyłem ramionami
– ale teraz… Jesteś mi obojętny jak zeszłoroczny śnieg.
Gdy
wypowiedziałem ostatnie zdanie to zobaczyłem w jego lodowych oczach ból i chyba
łzy? Ale nie jestem pewny, bo równie mogło być to spowodowane przez te kurewsko
jasne światło.
- Chcesz coś
do jedzenia albo do picia?- zapytał sztywno, zmieniając temat jakbym mu właśnie
powiedział, że jest, kurwa noc!
- Nie –
zaprzeczyłem, wstając z podłogi – Ale nie pogardzę jakimś łóżkiem – dodałem, ściągając okulary.
Ojciec
sapnął widząc moją mordziagę. Uśmiechnąłem się kpiąco.
- Masz
jakieś rzeczy?
- Tak. W
samochodzie – odpowiedziałem. Nie, wcale czułem kłucia w piersi, gdy ten olał
mój wygląd.
- Dziś
prześpisz się w sypialni
dla gości – odparł, wychodząc za mną z domu – A później pomyślimy, co dalej, w porządku?
Podałem mu torbę z laptopem i plecak, a
sam wziąłem torbę z ubraniami i z kosmetykami. Zamknąłem bagażnik, i wróciliśmy do domu.
- Ichiro –
zwróciłem się do niego po imieniu, bo jakoś nie miałem zamiaru mówić mu tato. I
to chyba do końca mojego życia. Ten spojrzał na mnie pytająco – Jeśli jest ci
nie na rękę bym z tobą zamieszkał to powiedz.
- Nie chodzi
o to, czego chcę, a czego nie chcę, synu – odezwał się, wchodząc po schodach, a ja zanim –
Jak wiesz, nie mieszkam tutaj sam – jakbym nie wiedział.
Pokój jest
tak mały, że czułem się jakbym miał dostać atak klaustrofobii. Nie żebym ją
miał. Jestem zdrowym człowiekiem na umyśle i ciele. Tak sądzę!
- Tak, wiem
– wszedłem do pokoju, i od razu rzuciłem rzeczy na łóżko – Masz przecież
rodzinę, którą kochasz – dodałem kąśliwie.
- Yuki…
- No, co,
kurwa?- syknąłem, przerywając mu – Co wyjebiesz mnie z domu tak
jak matka?
- Nie wiem
jak cię matka wychowała, ale trochę szacunku dla starszych możesz okazać. Prawda?- tak przeszywał mnie wzrokiem, nawet nie odważyłem zaprotestować. Zostało mi tylko wzruszyć ramionami.
- Ależ oczywiście – przytaknąłem -
W końcu to twój dom, prawda?
- W końcu korytarza na prawo jest łazienka –
poinformował mnie, ruszając do wyjścia – Czystą pościel masz w tej szafce – wskazał dłonią na mebel.
- Żartujesz?-
zapytałem zarozumiałym głosem. Że niby mam sam założyć czystą pościel?
- Jest
prawie druga w nocy – oparł się ramieniem o futrynę – Nie będę nikogo budził, by zrobili to za ciebie. Wierze, że
sobie poradzisz – dodał by mnie zmobilizować.
- To jesteś
strasznie naiwny – skomentowałem, kpiąc sobie z niego.
Oj, Oscar
dobrze, że nie słyszysz i nie widzisz mojego zachowania!
- Rozumiem,
że masz do mnie żal za to, co zrobiłem…- oj, nie bądź tak sztywny tatusiu i
wyciągnij kija z dupy!- Ale to nie powód byś mnie tak traktował!
- A, co mam
ci wpaść w ramiona – odpyskowałem, mając go w tym momencie za śmiecia –
Wychwalać w niebiosa, jaki to kurwa z ciebie wspaniały ojciec?
- Nie
przeklinaj!- skarcił mnie.
- Nie masz
prawa mnie pouczać!
-
Oczywiście, że mam – zaooponował – Jestem twoim ojcem!
- Ojcem?-
podszedłem do niego,
patrząc mu prosto w oczy – To gdzie kurwa byłeś przez jedenaście lat, hmm?- Jaki ze mnie chuj, co?
Tak myślący tylko o sobie, że nie zwracam nawet uwagi na to, że krzywdzę
innych. Ale jak ja bym o sobie nie myślał to, kto by to robił?- Nie, nie
odpowiadaj – wróciłem do łóżka, by wyciągnąć ciuchy do spania – Doskonale znam odpowiedź na to pytanie – koszulkę
i spodenki położyłem na łóżko, a torbę walnąłem obok – Wychowywałeś syna,
którego kochasz bardziej ode mnie – ani razu nie spojrzałem na niego, by nie
wiedzieć jego bólu.
- Wiesz, że
to nieprawda – mimo, że powiedział to szeptem to doskonale to słyszałem. A
słowa odbijały mi się w głowie jak echo.
Czy to
prawda?
Być może.
Ale, co mam zapomnieć o wszystkim ot tak? Udawać, że wcale mnie nie zostawił?
Że przez te wszystkie lata ani razu nie zadzwonił, nie napisał?
Okej. Może i
matka mu utrudniała kontakt ze mną, ale mógł przecież zadzwonić do Oscara, co
nie? Jasne, że mógł!
- Zostaw
mnie samego – to zdanie miało oczywiście drugie dno.
- Synu…
- Mam
powtórzyć?- odparłem sarkastycznie, ściągając koszulkę stojąc do niego tyłem.
- Dobranoc –
powiedział zrezygnowany, zamykając za sobą drzwi.
Wymarzona, wręcz!
No proszę brak Oskara boli panicz co?
OdpowiedzUsuńNie lubię tego bohatera ! On jest straszny !!! Wolę Phila <3
OdpowiedzUsuńBarbara
Hej,
OdpowiedzUsuńoch matkango wypieprzyła z domu bo jest gejem, jak mogła, jeszcze chlopak i przyjaciel razem... i jak się okazuje ojciec próbował się z nim kontaktować... to matka zabraniała, no i oczywiście Oscar zawsze byl przy nim kiedy tego potrzebował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Witam,
OdpowiedzUsuńkochana przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale zawirowania życia i po prostu...
co? matka wypieprzyła go z domu bo jest gejem, jak mogła, i jak się okazuje ojciec próbował się z nim jednak kontaktować.. to matka zabraniała, no i oczywiście Oscar zawsze był przy nim kiedy tego potrzebował...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga