Dwa miesiące wcześniej…
Jak by
tu zacząć? O, wiem!
Za
siedmioma górami. Za siedmioma lasami…
Nie,
to nie bajka.
To może…
Dawno,
dawno temu…
Nie…
To nie było, aż tak dawno…
- Ale
mi się nudzi – szepnąłem do kolegi z ławki,
rozglądając się po klasie, pełnej
uczniów – Za ile dzwonek?- zapytałem, ciągnąc koleżankę za włosy siedzącą przed
nami.
Lubię
ją denerwować, nawet, jeśli grozi mi to uszczerbkiem na zdrowiu. Pociągnąłem jeszcze raz, bo nie zwróciła na
mnie uwagi.
-
Lekcja dopiero się
zaczęła – odpowiedział, Tony nie spoglądając na mnie.
Za to
koleżanka odwróciła się w moją stronę z mordem w oczach. Jakbym zabił jej matkę, a
nie ciągnął za włosy.
-
Zabieraj łapska – syknęła,
odgarniając
je na prawy bok – To rzecz święta. Ich się nie dotyka.
- Tak,
tak, jasne – westchnąłem, kładąc czoło na ławce – Jak w muzeum.
Patrzymy nie dotykamy – wyrecytowałem jej słowa.
- W
rzeczy samej – uśmiechnęła się zadowolona, że zapamiętałem jej słowa.
Co nie
jest, aż tak dziwne, gdy słyszysz ich jak zaciętą płytę.
- A
teraz pozwól, że wrócę do lekcji – dodała, odwracając się, zarzucając
przy tym swoimi włosami.
Skrzywiłem
się,
czując wanilię.
Ile ona musi tego napierdalać na włosy, że zapach roznosił się po całej klasie?
- Pozwalam
– zgodziłem się,
niczym książę.
Zastanawiacie
się pewnie,
czemu nauczyciel nawet nie reaguje?
No
cóż… Po tysięcznej próbie uspokojenia nas, a przynajmniej mnie. Sam bym się poddał.
- Później mnie, nawet nie proś o zeszyt, bo ci go nie dam – oznajmił, Tony.
No,
miły to on nie jest.
- I
tak mnie kochasz – wzruszyłem ramionami – Wezmę od, Chris 'a. Pisze wyraźniej i jego notatki są…
- To
może z nim usiądź, co?- zirytował się, zaciskając szczeknę.
- Cóż…
To nienajgorszy pomysł, prawda?- zapytałem, prowokująco, podnosząc brew.
- To
zwijaj manatki i wypad – warknął, zwracając na
nas uwagę nauczyciela.
-
Jakiś problem, panowie?- powiedział niby spokojnie, ale jego czerwona ze złości
twarz, mówiła, co innego.
-
Żadnego – odpowiedział potulnie, Tony – To już się nie powtórzy.
-
Chciałbym wierzyć – odparł nauczyciel, wracając do pisania jakiegoś związku
chemicznego.
No… Tak
mi się wydaję.
-
Tony, kotku – zacmokałem – Nie bądź zazdrosny – położyłem głowę na jego
ramieniu – Wiesz, że kocham tylko ciebie.
- O
ciebie?- popatrzył mi kpiąco w oczy – Nie rozśmieszaj mnie – rozmawiał ze mną
dalej po, mimo, że
obiecał, coś innego – I zabieraj głowę- zabrał rękę, i czy tego chciałem czy
nie, musiałem usiąść prosto.
-
Ranisz me serce – udałem urażonego, ścierając wyimaginowaną łzę.
- Ty
nie masz serca – stwierdził, odwracając się i udawał, ze sucha nauczyciela.
- Ale
i tak mnie kochasz – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego zalotnie, nie
wiedząc po, co skoro, nawet na mnie nie patrzył.
-
Taa…- poddał się.
Resztę lekcji pozwoliłem mu słuchać spokojnie.
Co
jakiś czas prychał sobie pod nosem. Dlaczego? A, dlatego, że postanowiłem się przespać. Z winy
nauczyciela, oczywiście. Tak przynudzał, że
powieki same mi się
zamykały. Granie na Ps4 do późnych godzin nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza,
gdy następnego dnia trzeba wcześnie wstać.
Tony
trzepnął mnie w ramie, budząc mnie przy tym.
-
Ciekawa lekcja – ironizowałem dość głośno, by nauczyciel usłyszał. Rozciągnąłem kości, przeciągając się.
- Kpij
sobie, Parks – odparł, wycierając tablice – Ciekawa, to będzie twoja ocena z
egzaminu – powiedział sarkastycznie, siadając przy biurku, i wpisując coś do dziennika – I
nie myśl, że usiądziesz z którymś ze swoich kolegów – ostrzegł – Dla ciebie mam
specjalne miejsce – zamknął dziennik. Popatrzył na zegarek, który wisiał nad
tablicą – Usiądziesz przy biurku – przysiągł na całą klasę.
Oj,
nie dobrze. I, to bardzo.
Ale
nie byłbym sobą, gdybym nie powiedział czegoś w tym stylu…
- Już
nie mogę się
doczekać – uśmiechnąłem się drwiąco, widząc zimne spojrzenie nauczyciela.
Wrzuciłem
do plecaka prawie, że czysty zeszyt i długopis. I czekaliśmy na dzwonek, który
właśnie zadzwonił.
- To,
co teraz mamy?- zapytałem, czekając, aż Tony ruszy swoje litery.
W
sumie, to nie czekałem tylko ja.
Agron
– jego ojciec jest architektem, i to dość znanym. Z tego, co opowiadał, to jego
stary zaprojektował dom jakiemuś aktorowi. Nie pamiętam nazwiska. Ale to dzięki
niemu stał się
znany. Matka jest chirurgiem plastycznym. Jest jedynakiem. Lekkoduch. Przez
jego głupotę wpadaliśmy nie raz w kłopoty, i to dość poważne. Nie, żebym ja był święty. O, nie.
I, tak
Wiem dziwne imię.
Ale co zrobić, gdy ojciec w młodości interesował się starożytnym Rzymem. Dobrze, że
nie nazwali go Spartakus albo Gaius (czyt. Gajusz).
Christopher
- zwanym Chris, jego starzy to adwokaci. Ma starszą siostrę. Zgadza się na, każdą głupotę, która wymyśli, Agron. Uczy się najlepiej z naszej
paczki. Za rozrywkę uważa czytanie książek. Pff… Też mi coś! Jest również
najspokojniejszy. Ale nie wiem, dlaczego. Jest… No, cóż… Słodki.
Czy ja
to, pomyślałem?
Anthony
– woli jak mówimy do niego Tony. Mój ulubieniec. Z nim mam najlepszy kontakt.
Lubimy się
przekomarzać, czego byliście świadkami. Nie owija w bawełnę. Przechodzi od razu do konkretów. Przez to, że
mówi, co mu ślina na język przyniesie, nie zważając na słowa wpadamy w kłopoty
codziennie. A mianowicie… Bijemy się raz dziennie. Zwłaszcza ze sportowcami naszej
szkoły. I, gdyby nie to, że znamy sztuki walki, penie chodzilibyśmy cały czas z
obitymi mordami. A zwłaszcza Tony. Nawet Chris chętnie się przyłącza.
Vanessa
– czy jak ją przyjaciółki nazywają, Ness. O niej wiem najmniej. Wiem tylko, że
przejmuje się
wszystkim, co powie Scarlett. Przytakuje jej we wszystkim. Olewa naukę, nawet, jeśli lubi się uczyć. Żeby się jej
nie czepiała i nie wyśmiewała, stara się
zdobywać takie same oceny. Czytaj
poziom pustaka. I to mnie trochę w niej irytuje. Nie ma swojego zdania, a jeśli ma siedzi cicho.
Scarlett
– inaczej Lett. Na samą myśl o niej mam dreszcze. Tak, to jej lubię dokuczać. Uważa się za najładniejszą i
najlepiej ubraną dziewczynę w szkole. Startuje w różnych konkursach piękności. Jestem
w stanie opowiedzieć całe jej życie. Wiecie, dlaczego?
- A
mój tatuś…- takie jest jej powitanie.
- A
moja mamusia…- w drodze do klasy.
- Jak
ja nie cierpię tej…- stanie w szkolnej kolejce po jedzenie.
Teraz
już wiemy jak nie zwracać na nią uwagi, tak, żeby ona sama myślała, iż ją
słuchamy. Ok. Na początku było fajnie dowiedzieć się czegoś o nowych
znajomych. Jednak po nastu miesiącach znajomości jest to męczące.
A wrr…
A wrr…
Jest
jeszcze…
Evelyn
– jest młodsza od nas o rok. Z tą to rzadko rozmawiam. Pewnie
jakby się w ogóle do mnie nie
odzywała, to nie zamieniłbym z nią,
ani słowa. Z tego, co usłyszałem to jej rodzice nie
mają tyle kasy, co reszta. Matka jest nauczycielką w podstawówce, a ojciec…?
Nie mam zielonego pojęcia.
Ja sam
jestem skrytym człowiekiem. Nie wiedzą więcej
niż powinni. Myślą, że mieszkam z ojcem. Ta… Jasne.
Wiedzą
tylko to, co chcą zobaczyć.
Pewnego
siebie, tajemniczego i przystojnego nastolatka.
Oj,
jak się mylą. Ale o tym, kiedy indziej.
-
Zadziwiasz mnie – odparł, Tony, wychodząc za
ławki – Chodzimy do szkoły od trzech miesięcy, a
ty nadal się
pytasz, co mamy?- Wyszedłem z klasy
ramie w ramie z, Chrisem. Zostawiając resztę z tyłu.
-
Czepia się,
prawda, Chris?- chłopak spojrzał na mnie jakby pierwszy raz mnie widział – A
zresztą, Tony, kochanie – odwróciłem się w jego stronę, zatrzymując się – Wiedziałem, że na mnie
lecisz – wyśmiałem go, gdy na mnie wpadł.
- Oczywiście,
słoneczko – objął
mnie w pasie, przyciągając – Wątpiłeś w to?
Dla nas
to było normalne. Mówiliśmy tak do siebie od… No mniejsza z tym. Ale ta banda
debili, którzy na nas patrzyli. Dla nich to… No… Cóż… Odmiana.
Nie
codziennie się
widzi dwóch nastolatków, którzy się przytulają, i mają ochotę wyruchać się nawzajem. Przynajmniej
oni tak to widzą i tak patrzą.
-
Kochanie – położyłem dłoń na jego gładziutkim policzku. Przejechałem
sugestywnie językiem po górnej wardze – Nigdy w życiu.
- Jaki
z ciebie, głupek – parsknął rozbawiony, puszczając mnie – No i na co się patrzycie!?- krzyknął do
zbiorowiska, które się zebrało – Banda debili!- dodał, schodząc po
schodach.
Zaczęliśmy się śmiać. Z jego czerwonej twarzy ze wstydu, gdy
zobaczył, jakie mieliśmy widowisko.
Pokręciłem głową. Kto by pomyślał, że tak łatwo go
zawstydzić.
Szliśmy daleko za nim. Agron
nie przestał się
nabijać, nawet wtedy, gdy już nikt się nie śmiał. Laski po drodze zgarnęły młodszą
przyjaciółkę.
A, Chris szedł cicho koło mnie.
- Żadna nowość-
pomyślałem, wzruszając ramionami – Sala gimnastyczna?- zdziwiłem się troszkę, gdy tam
weszliśmy.
- Dziś to spotkanie z gościem - przypomniała, Lett – O, Tony…- szybko wyszukałem go w
tłumie – walczy…- na słowa, oczywiście – z plebsem – skrzywiła twarz jakby coś
śmierdziało.
Przyśpieszyliśmy z chłopakami kroku.
Wiedzieliśmy jak to się skończy. Okładaniem się na środku Sali, długim kazaniem i zawieszeniem
w prawach ucznia.
-
Myślisz, że jak masz kupę forsy to ci wszystko wolno?- usłyszałem, podchodząc
bliżej.
-
Pieniędzy – poprawił, Tony – A kupę
zostawiam twojej mamie do sprzątnięcia, prostaku – wyśmiał
sportowca.
- Ona
nic nie zrobiła…
- Oh, to,
dlatego tak tu śmierdzi – przerwał mu, Tony. Uśmiechając się kpiąco jak to miał w zwyczaju.
Chłopak
zacisnął pięści i zęby, oddychając
niczym rozłoszczony byk.
- … I
nie mieszaj jej do naszej kłótni – dokończył przez zaciśnięte zęby.
- Za
to tobie zrobiła – odparł spokojnie – Zapomniała wpoić ci kulturę – wyjaśnił,
gdy ten nie zrozumiał, o co mu chodzi.
- On
nawet nie wie, co znaczy wpoić – dołączyła się do kłótni, Scarlett, stając u mego boku.
Zdziwiłbym
się,
gdyby ona wiedziała.
-
Proponuje iść do biblioteki – Argon
również
się
przyłączył
– O ile umiesz czytać – cała drużyna koszykarska wstała z ławki – A jak nie to
moja sprzątaczka da ci kilka
lekcji, chcesz?
Po
Sali rozniósł się
dzwonek.
-
Słyszycie?- zapytałem, tych tępaków, stojących przed nami – Dzwonią wasze mózgi. Proszą byście tyle nie myśleli, bo
nim wymyślicie ripostę…Boom – udałem rękoma, że coś wybuchło – one wyparują.
- A tego byśmy nie chcieli – wtrącił, Chris –
Wbrew pozorom ich potrzebujecie.
Dziwnie musiało to wyglądać. Nas siódemka. W tym
trzy dziewczyny. A ich dziesiątka. Sami chłopacy. I nie potrafią nas przegadać.
- Tania imitacja mężczyzn – wyśmiała ich, Evelyn.
- Jeśli się nie zamkniecie to
wam znowu wpierdolimy – odzyskał głos kapitan. Reszta przytaknęła pod nosami.
- Znowu? Wam?- Tony, podniósł brwi zdziwiony –
DJ, Agron i Chris czy pamiętacie może, abyśmy, kiedyś dostali od nich
wpierdol?- spojrzał na nas, ledwo udając uwagę.
Znałem go na tyle, iż wiedziałem, że miał ochotę
położyć
się i nabijać z ich głupoty.
Oni nam?
- No, cóż…- podrapałem się,
po brodzie, udając zadumę- chętnie im przypomnę, kto komu
wpierdolił.
- Jestem za – poparli równocześnie, Agron i
Chris.
- A co tu się dzieje?- podszedł
do nas nauczyciel od matmy.
To jedyny belfer, którego lubię.
I… Nie śpię, nie rozmawiam, nie przeszkadzam na jego lekcjach. Biorę udział w
zajęciach i chętnie rozwiązuje zadania na tablicy.
- Ci pozery…*- wskazał na nas wszystkich głową-
chcą…
- Tylko powspominać, panie Woody – dokończył niewinnie, Chris.
- Wy idziecie ze mną- zwrócił się
do sportowców.
- Ale my tu byliśmy pierwsi!- zaprotestował jeden
z drużyny – To oni…
- Nie będę się powtarzał – przerwał
chłodno nauczyciel – Ruszać się!-
krzyk rozniósł po całej Sali – A wy…- zwrócił się do nas, patrząc na
odchodzących koszykarzy – po prostu siadajcie – machnął na nas ręką i
odszedł.
To nie jest tak, że każdy nauczyciel nam odpuszcza, bo nasi
rodzice pracują na wysokich stanowiskach. Boją się
o swoje posady. W końcu to publiczna szkoła. Jeden telefon gdzie trzeba i
nauczyciel leci. Nie, nie wykorzystujemy tego.
Nawet wtedy, gdy nauczyciel niesłusznie nas
ocenia. Zadaje nam trudniejsze zadania, bo twierdzi, że my już doskonale umiemy
przerabiany materiał.
Są ci, co nas lubią i doceniają naszą wiedzę i są
ci, którzy nas nie lubią i nasza wiedza działa na naszą nie korzyść.
Tak jest z nauczycielem od chemii. Nie wiadomo
jak dużo bym się uczył, ten zawsze się
mnie czepia. Dlatego też przestałem uczyć się na jego zajęcia.
Zajęliśmy
wolną ławkę, o, którą zapewne wykłócał się,
Tony.
Pierwszy usiadł, Chris, Agron, Tony, ja, Lett,
Ness i Evelyn. Rozglądałem się po Sali, myśląc,
co ja tu robię?
Według mnie trochę za dużo osób przedstawiłaś jak na pierwszy rozdział, trochę się pogubiłam. Widzę, podobieństwo w charakterze głównego bohatera co w pierwszym opowiadaniu ;)
OdpowiedzUsuńBarbara
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział dobry, choć jak na początek to dużo osób przedstawiłaś, ale z drugiej strony poznaliśmy bohatera i jego otoczenie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka