Alexander kopnął w drzwi od toalety jak tylko Philip
zakończył połączenie. Miał już dość. Ten cały ich „związek”, wykańczał go
psychicznie. Zwłaszcza w takich momentach. Ma trzydzieści pięć lat a biega za
nastolatkiem jak zakochany kundel. Podszedł do zlewu. Zacisnął na nim dłonie,
patrząc w lustro na swoje odbicie. Policzki miał lekko czerwone od złości na
Philipa, i troszkę przyspieszony oddech. Co mu odbiło, że wdał się w romans z licealistą? Wszystko może było by łatwiejsze,
gdyby nie wiek Philipa. Wiele razy myślał o tym, by to zakończyć, ale… Nie
potrafił. Nie tylko, dlatego, że by go
zranił, ale sam równie mocno by cierpiał. Choć minęły tylko trzy miesiące to… Zależało mu na chłopaku. Musi się uspokoić nim wyjdzie do rodziny. Odetchnął kilka
razy. Odkręcił zimną wodę. Pochylił się, nabierając w dłonie wody. Ochlapał się nią, by pozbyć się rumieńców. Obok na ścianie przymocowany był pojemniczek z papierem, po
który sięgnął. Wytarł twarz i dłonie, wyrzucając go do śmietnika przy wyjściu.
Nim otworzył drzwi przybrał swoją maskę i wyszedł z łazienki. Państwo Thomsonowie
stali razem z panem Macedonem oraz jego córką. Pani Macedon miała do nich
dolecieć jutro pod wieczór.
- Długo ci to zajęło – skomentowała jego matka jak
tylko do nich podszedł.
- Wiesz jak nie lubię latać –
odparł swoim zimnym głosem. Alexander nie lubił tego rodzaju transportu. Gdy
miał trzynaście lat, i leciał z matką do ojca, który nadzorował budowę nowego wieżowca w Chinach ich samolot wpadł
w turbulencje i musiał awaryjnie lądować, bo pogoda pogorszyła się do takiego
stopnia, że piloci mieli ograniczoną widoczność. Tak od tamtej pory stara się
unikać latania samolotami.
- Nie martw się – Elizabeth
podeszła do niego, łapiąc pod rękę – Będę obok ciebie – pogłaskała umięśniony i
twardy biceps narzeczonego.
- Niezmiernie mnie to cieszy –
powiedział ironicznie, otrzymując w zamian od matki karcące spojrzenie.
- Mnie również – odparła
zadowolona słysząc odpowiedź Alexa.
Alexander zaklął w myślach. To będzie
długi, bardzo długi koszmar!
OoO
Podróż minęła
spokojnie i szybciej niż Alexander się spodziewał. Na lotnisku po odebraniu
swoich bagaży, ruszyli wszyscy razem do limuzyny, która na nich czekała.
- Buenos días!– przywitał ich
mężczyzna w swoim ojczystym języku. Podszedł do drzwi, które im otworzył.
Alexander wraz ze swoją, jak i
przyszłą rodziną podeszli do kierowcy. Przez myśl mu przeszło skąd on wiedział,
że to ich ma zabrać? Przecież nie wysyłali do firmy wynajmujące domy letniskowe
swoich zdjęć!
Pan Macedon jak i ojciec
Alexandra nawet nie spojrzeli na Hiszpana. Nie wspominając Elizabeth i pani Thompson, które wepchały mu w ręce swoje bagaże i wsiadły do auta, a za nimi reszta.Kierowca
schował wszystkie walizki do bagażnika, i dopiero wtedy mogli wyruszyć spod
lotniska. Alexander marzył o tym by jak najszybciej dojechać na miejsce. Przez
to, że w Los Angeles temperatura na dworze była po niżej zera wszyscy byli
ubrani ciepło.
A tu było
po wyżej dwudziestu. Szczerze współczuł
mężczyźnie za kółkiem, który miał na sobie czarny uniform. Sam
był tylko w garniturze, i miał wrażenie, że zaraz się ugotuje. Dlatego ucieszył
się, gdy dojechali na miejsce. Odetchnął świeżym i chłodniejszym powietrzem,
gdy wysiedli z samochodu. Musieli wysiąść kilka metrów od domu, bo stał nad
samym morzem. Nie zważając
na to, co pomyślą o nim rodzice i przyszli teście oraz narzeczona, ściągnął
czarne włoskie obuwie, i schował do nich skarpetki. Wszyscy ruszyli za
kierowcą, i przed wejściem do domu stały dwie kobiety jak i właściciel domu, który uśmiechnął
się sztucznie, gdy ich zobaczył. Alexander parsknął w myślach. Wynajęcie domu
na dziesięć dni kosztowało go trzymiesięczne wypłaty. Sam ucieszyłby się gdyby
ktoś mu tyle zapłacił za… Nic właściwie!
- Dzień dobry!– przywitał się,
łamiąc lekko angielski – Mam nadzieje, że podróż minęła spokojnie – ucałował dłoń
młodej studentce, a dopiero później wymienił uściski z mężczyznami.
- Owszem – opowiedział Alex, bo
to on prowadził z nim wszystkie rozmowy.
- To zapraszam!- jedna z kobiet
otworzyła drzwi, i przepuścili najpierw gości – Tak jak mówiłem dom jest
piętrowy…- dłonią wskazał na schody, prowadzące do góry – jest pięć pokoi. Tak
jak sobie pan życzył…- po oprowadzeniu, i załatwieniu reszty formalności,
Alexander udał się do swojej sypialni. Sypialni, której nie musiał dzielić z
Elizabeth. Nie bez powodu życzył sobie domu z pięcioma pokojami. Zamknął drzwi
na klucz. Wystrój sypialni wcale go nie zaskoczył. Widział wszystko na zdjęciach.
I nie bez powodu wybrał właśnie ten. Odłożył torbę., Marynarkę przewiesił przez
oparcie fotela, koło którego również położył buty. Musiał
odpocząć po podróży i przemyśleć sobie wszystko.
OooO
Alexander leżał na leżaku,
ubrany w spodenki khaki do kolan i w biały bezrękawnik przed basenem. Obok na
stoliku leżał kolorowy drink, który zrobiła mu kucharka wynajęta przez pana
Macedona. Dwa dni nie rozmawiał z Philipem, ani nie wymienili ze sobą żadnej
wiadomości. Musiał sam przed sobą przyznać, że tęsknił za nim. I to tak bardzo,
że chodził nieobecny. Dlatego też nie zauważył jak czujnie przygląda mu się
ojciec. Pan Thompson dołączył do syna siadając na leżaku obok. Poczekał chwile, aż syn zwróci na niego uwagę..
- Musimy porozmawiać, Alexandrze
– odezwał się, gdy syn usiadł, opierając przedramiona na kolanach.
- Tato…- Alex zdjął okulary
przeciwsłoneczne, by podczas rozmowy patrzeć mu w oczy – mam już dość rozmów na
temat ślubu. Wiem, że nie mam innego wyjścia. Matka powtarza mi to zawsze, gdy
przyjeżdżam do domu.
- Nie o tym chciałem rozmawiać –
ojciec Alexandra mimo sowich pięćdziesięciu pięciu lat, wyglądał o dziesięć lat młodziej. Alex był dokładną kopią ojca. I osoby, które
ich nie znały zazwyczaj brali ich za braci. Pan Thompson sięgnął do kieszeni i
podał mu bilet – Proszę.
Alex odebrał go od ojca czytając trasę lotu. Kilkakrotnie spojrzał
na ojca i na bilet. Dłoń lekko mu drgnęła, widząc w jego oczach zrozumienie.
- Skąd wiesz?- zapytał
wystraszonym głosem.
- Jesteś moim synem, Alexandrze
– uśmiechnął się do niego, kładąc dłoń na jego
kolanie – A rodzice czasem widzą więcej nim nam się wydaje.
- Skąd wiesz?- Alex powtórzył
pytanie.
Nadal patrzył na bilet, którym
miał dziś wrócić do domu. Do Philipa. Do kogoś, kto był ważniejszy niż rodzina.
Kogoś kogo…
- Tego dnia, gdy byliśmy na
kolacji u Macedonów…- zaczął wyjaśniać pan Thompson – Twój wzrok na widok ich
syna zmienił się diametralnie. Zobaczyłem w nich opiekuńczość, ciepło i miłość – głos ojca
Alexa nie był surowy, ani rozgniewany. Był raczej współczujący, i Alex wiedział, jaki jest
tego powód – I, mimo, że próbowałeś utrzymać swoją chłodną maskę przy tym
chłopcu…- pokręcił głową – jesteś innym człowiekiem, synu.
- Nie wiem, o czym mówisz, tato
– Alex czuł jak przyśpiesza mu bicie serca. To niemożliwe, że jego ojciec coś
zobaczył. Starał się ze wszystkich sił, aby nie dać nic po sobie poznać, że
łączy go coś z nastolatkiem.
- Kochasz go?
- Kogo?- Alex położył bilet na
leżaku – Nie kocham Philipa – dodał po chwili.
- Nie mówiłem, o kogo mi chodzi,
synu.
Alexander po chwili zdał sobie
sprawę ze swojego potknięcia.
- Nie kocham Philipa – powtórzył
swoje słowa mocniejszym głosem.
- Alexandrze – pan Thompson
złapał drżącą dłoń syna w swoje, unosząc je
do swoich ust – Jestem twoim ojcem – pocałował ją tak jak to robił, gdy
Alexander miał kilka lat – Nie oszukasz mnie.
- A co mam zrobić, tato?- Alex
wstał z leżaka, odwracając się tyłem do ojca by nie widzieć jego współczującego wzroku – Powiedzieć mu
prawdę?- zatrzymał się tuż przy brzegu basenu, nerwowo przeczesując włosy –
Prawdę, której ja sam nie akceptuję?
- Synu…
- Powiedzieć mu, że pierwszy raz
moje serce kogoś pokochało? Że pierwszy raz dla kogoś bije?- obrócił się,
uważając by nie wpaść do wody – Serce…- popukał się po lewej stronie klatkę –
które wbrew mej woli należy do kogoś innego?!
- To dla dobra naszej rodziny –
pan Thompson upomniał syna, podchodząc do niego. Złapał go za ramiona – Wiesz, że bez tego ślubu nasza
rodzina będzie skończona!
- Mogę wam dać te pieniądze!-
próbował łapać się ostatniej deski ratunku.
- To tylko kropla w morzu,
synu!- powiedział surowym głosem. Już tyle razy to wałkowali, a Alexander nadal
upierał się by im pomóc. Owszem, mógł przyjąć pieniądze od syna tylko tyle, że nie chciał. Alex ciężko na nie
pracował, i nie miał zamiaru ich mu zabierać. Dlatego najlepszym wyjściem z ich trudnej sytuacji finansowej był ślub – Jedź do niego – zaproponował, ucinając temat – Jakoś wyjaśnię
twoją nieobecność.
- W porządku – przytulił ojca.
Mężczyźni poklepali się po plecach, i po chwili się odsunęli – Dziękuje, tato.
Pan Thomson popłakał się jak
Alexander wszedł do domu. Całe życie chciał dla niego dobrze. Chciał, aby
wiedział, co to miłość. Chciał widzieć uśmiech na jego ustach. Chciał by był szczęśliwy. Jednak wiedział, że przez
swoje błędy
mu to wszystko zabierze. Dlatego też pozwolił mu na bycie szczęśliwym na jakiś
czas. I nie miał zamiaru ingerować w jego życie do ślubu. Wtedy wszystko będą
musieli zakończyć.
OoO
Alexander zapłacił
taksówkarzowi, i wysiadł z samochodu. Był tak szczęśliwy, że go zobaczy, że
przez chwilę się denerwował, bo nikt nie otwierał mu drzwi. Zaczął mocno walić
do w drewno, aż w końcu usłyszał nastolatka.
- Czego kur…- otworzył z
rozmachem drzwi – wa!- dokończył wybałuszając oczy na gościa. Z szoku opuścił
kieliszek, który rozbił się na drobny maczek, a wino zabarwiło lśniące kafelki na
czerwono – Co ty tu robisz?
- Wesołych świąt, Philipie!- wepchnął nastolatka do domu, zamykając
nogą drzwi. Odrzucił torbę, biorąc go od razu w objęcia. Aż westchnął czując zapach nastolatka. Przy nim
czuł się jak w domu. Philip jest jego całym życiem.
Ehh, nie mogę uwierzyć, że to już ten rozdział!
Eleila - od razu antytalent? Każdemu się zdarza, nawet najlepszemu :)
Pozdrowionka:)