poniedziałek, 30 listopada 2015

Ukryta Miłość - 24



Alexander kopnął w drzwi od toalety jak tylko Philip zakończył połączenie. Miał już dość. Ten cały ich „związek”, wykańczał go psychicznie. Zwłaszcza w takich momentach. Ma trzydzieści pięć lat a biega za nastolatkiem jak zakochany kundel. Podszedł do zlewu. Zacisnął na nim dłonie, patrząc w lustro na swoje odbicie. Policzki miał lekko czerwone od złości na Philipa, i troszkę przyspieszony oddech. Co mu odbiło, że wdał się w romans z licealistą? Wszystko może było by łatwiejsze, gdyby nie wiek Philipa. Wiele razy myślał o tym, by to zakończyć, ale… Nie potrafił. Nie tylko, dlatego, że by go zranił, ale sam równie mocno by cierpiał. Choć minęły tylko trzy miesiące to… Zależało mu na chłopaku. Musi się uspokoić nim wyjdzie do rodziny. Odetchnął kilka razy. Odkręcił zimną wodę. Pochylił się, nabierając w dłonie wody. Ochlapał się nią, by pozbyć się rumieńców. Obok na ścianie przymocowany był pojemniczek z papierem, po który sięgnął. Wytarł twarz i dłonie, wyrzucając go do śmietnika przy wyjściu. Nim otworzył drzwi przybrał swoją maskę i wyszedł z łazienki. Państwo Thomsonowie stali razem z panem Macedonem oraz jego córką. Pani Macedon miała do nich dolecieć jutro pod wieczór.

- Długo ci to zajęło – skomentowała jego matka jak tylko do nich podszedł.

- Wiesz jak nie lubię latać – odparł swoim zimnym głosem. Alexander nie lubił tego rodzaju transportu. Gdy miał trzynaście lat, i leciał z matką do ojca, który nadzorował budowę nowego wieżowca w Chinach ich samolot wpadł w turbulencje i musiał awaryjnie lądować, bo pogoda pogorszyła się do takiego stopnia, że piloci mieli ograniczoną widoczność. Tak od tamtej pory stara się unikać latania samolotami.

- Nie martw się – Elizabeth podeszła do niego, łapiąc pod rękę – Będę obok ciebie – pogłaskała umięśniony i twardy biceps narzeczonego.

- Niezmiernie mnie to cieszy – powiedział ironicznie, otrzymując w zamian od matki karcące spojrzenie.

- Mnie również – odparła zadowolona słysząc odpowiedź Alexa.
Alexander zaklął w myślach. To będzie długi, bardzo długi koszmar!


OoO

Podróż minęła spokojnie i szybciej niż Alexander się spodziewał. Na lotnisku po odebraniu swoich bagaży, ruszyli wszyscy razem do limuzyny, która na nich czekała.

- Buenos días!– przywitał ich mężczyzna w swoim ojczystym języku. Podszedł do drzwi, które im otworzył.

Alexander wraz ze swoją, jak i przyszłą rodziną podeszli do kierowcy. Przez myśl mu przeszło skąd on wiedział, że to ich ma zabrać? Przecież nie wysyłali do firmy wynajmujące domy letniskowe swoich zdjęć!
Pan Macedon jak i ojciec Alexandra nawet nie spojrzeli na Hiszpana. Nie wspominając Elizabeth i pani Thompson, które wepchały mu w ręce swoje bagaże i wsiadły do auta, a za nimi reszta.Kierowca schował wszystkie walizki do bagażnika, i dopiero wtedy mogli wyruszyć spod lotniska. Alexander marzył o tym by jak najszybciej dojechać na miejsce. Przez to, że w Los Angeles temperatura na dworze była po niżej zera wszyscy byli ubrani ciepło. A tu było po wyżej dwudziestu. Szczerze współczuł mężczyźnie za kółkiem, który miał na sobie czarny uniform. Sam był tylko w garniturze, i miał wrażenie, że zaraz się ugotuje. Dlatego ucieszył się, gdy dojechali na miejsce. Odetchnął świeżym i chłodniejszym powietrzem, gdy wysiedli z samochodu. Musieli wysiąść kilka metrów od domu, bo stał nad samym morzem. Nie zważając na to, co pomyślą o nim rodzice i przyszli teście oraz narzeczona, ściągnął czarne włoskie obuwie, i schował do nich skarpetki. Wszyscy ruszyli za kierowcą, i przed wejściem do domu stały dwie kobiety jak i właściciel domu, który uśmiechnął się sztucznie, gdy ich zobaczył. Alexander parsknął w myślach. Wynajęcie domu na dziesięć dni kosztowało go trzymiesięczne wypłaty. Sam ucieszyłby się gdyby ktoś mu tyle zapłacił za… Nic właściwie!



- Dzień dobry!– przywitał się, łamiąc lekko angielski – Mam nadzieje, że podróż minęła spokojnie – ucałował dłoń młodej studentce, a dopiero później wymienił uściski z mężczyznami.

- Owszem – opowiedział Alex, bo to on prowadził z nim wszystkie rozmowy.

- To zapraszam!- jedna z kobiet otworzyła drzwi, i przepuścili najpierw gości – Tak jak mówiłem dom jest piętrowy…- dłonią wskazał na schody, prowadzące do góry – jest pięć pokoi. Tak jak sobie pan życzył…- po oprowadzeniu, i załatwieniu reszty formalności, Alexander udał się do swojej sypialni. Sypialni, której nie musiał dzielić z Elizabeth. Nie bez powodu życzył sobie domu z pięcioma pokojami. Zamknął drzwi na klucz. Wystrój sypialni wcale go nie zaskoczył. Widział wszystko na zdjęciach. I nie bez powodu wybrał właśnie ten. Odłożył torbę., Marynarkę przewiesił przez oparcie fotela, koło którego również położył buty.  Musiał odpocząć po podróży i przemyśleć sobie wszystko.




OooO


Alexander leżał na leżaku, ubrany w spodenki khaki do kolan i w biały bezrękawnik przed basenem. Obok na stoliku leżał kolorowy drink, który zrobiła mu kucharka wynajęta przez pana Macedona. Dwa dni nie rozmawiał z Philipem, ani nie wymienili ze sobą żadnej wiadomości. Musiał sam przed sobą przyznać, że tęsknił za nim. I to tak bardzo, że chodził nieobecny. Dlatego też nie zauważył jak czujnie przygląda mu się ojciec. Pan Thompson dołączył do syna siadając na leżaku obok. Poczekał chwile, aż syn zwróci na niego uwagę..

- Musimy porozmawiać, Alexandrze – odezwał się, gdy syn usiadł, opierając przedramiona na kolanach.

- Tato…- Alex zdjął okulary przeciwsłoneczne, by podczas rozmowy patrzeć mu w oczy – mam już dość rozmów na temat ślubu. Wiem, że nie mam innego wyjścia. Matka powtarza mi to zawsze, gdy przyjeżdżam do domu.

- Nie o tym chciałem rozmawiać – ojciec Alexandra mimo sowich pięćdziesięciu pięciu lat, wyglądał o dziesięć lat młodziej. Alex był dokładną kopią ojca. I osoby, które ich nie znały zazwyczaj brali ich za braci. Pan Thompson sięgnął do kieszeni i podał mu bilet – Proszę.

Alex odebrał go od ojca czytając trasę lotu. Kilkakrotnie spojrzał na ojca i na bilet. Dłoń lekko mu drgnęła, widząc w jego oczach zrozumienie.

- Skąd wiesz?- zapytał wystraszonym głosem.

- Jesteś moim synem, Alexandrze – uśmiechnął się do niego, kładąc dłoń na jego kolanie – A rodzice czasem widzą więcej nim nam się wydaje.

- Skąd wiesz?- Alex powtórzył pytanie.

Nadal patrzył na bilet, którym miał dziś wrócić do domu. Do Philipa. Do kogoś, kto był ważniejszy niż rodzina. Kogoś kogo…

- Tego dnia, gdy byliśmy na kolacji u Macedonów…- zaczął wyjaśniać pan Thompson – Twój wzrok na widok ich syna zmienił się diametralnie. Zobaczyłem w nich opiekuńczość, ciepło i miłość – głos ojca Alexa nie był surowy, ani rozgniewany. Był raczej współczujący, i Alex wiedział, jaki jest tego powód – I, mimo, że próbowałeś utrzymać swoją chłodną maskę przy tym chłopcu…- pokręcił głową – jesteś innym człowiekiem, synu.

- Nie wiem, o czym mówisz, tato – Alex czuł jak przyśpiesza mu bicie serca. To niemożliwe, że jego ojciec coś zobaczył. Starał się ze wszystkich sił, aby nie dać nic po sobie poznać, że łączy go coś z nastolatkiem.

- Kochasz go?

- Kogo?- Alex położył bilet na leżaku – Nie kocham Philipa – dodał po chwili.

- Nie mówiłem, o kogo mi chodzi, synu.

Alexander po chwili zdał sobie sprawę ze swojego potknięcia.

- Nie kocham Philipa – powtórzył swoje słowa mocniejszym głosem.

- Alexandrze – pan Thompson złapał drżącą dłoń syna w swoje, unosząc je do swoich ust – Jestem twoim ojcem – pocałował ją tak jak to robił, gdy Alexander miał kilka lat – Nie oszukasz mnie.

- A co mam zrobić, tato?- Alex wstał z leżaka, odwracając się tyłem do ojca by nie widzieć jego współczującego wzroku – Powiedzieć mu prawdę?- zatrzymał się tuż przy brzegu basenu, nerwowo przeczesując włosy – Prawdę, której ja sam nie akceptuję?

- Synu…

- Powiedzieć mu, że pierwszy raz moje serce kogoś pokochało? Że pierwszy raz dla kogoś bije?- obrócił się, uważając by nie wpaść do wody – Serce…- popukał się po lewej stronie klatkę – które wbrew mej woli należy do kogoś innego?!

- To dla dobra naszej rodziny – pan Thompson upomniał syna, podchodząc do niego. Złapał go za ramiona – Wiesz, że bez tego ślubu nasza rodzina będzie skończona!

- Mogę wam dać te pieniądze!- próbował łapać się ostatniej deski ratunku.

- To tylko kropla w morzu, synu!- powiedział surowym głosem. Już tyle razy to wałkowali, a Alexander nadal upierał się by im pomóc. Owszem, mógł przyjąć pieniądze od syna tylko tyle, że nie chciał. Alex ciężko na nie pracował, i nie miał zamiaru ich mu zabierać. Dlatego najlepszym wyjściem z ich trudnej sytuacji finansowej był ślub – Jedź do niego – zaproponował, ucinając temat – Jakoś wyjaśnię twoją nieobecność.

- W porządku – przytulił ojca. Mężczyźni poklepali się po plecach, i po chwili się odsunęli – Dziękuje, tato.

Pan Thomson popłakał się jak Alexander wszedł do domu. Całe życie chciał dla niego dobrze. Chciał, aby wiedział, co to miłość. Chciał widzieć uśmiech na jego ustach. Chciał by był szczęśliwy. Jednak wiedział, że przez swoje błędy mu to wszystko zabierze. Dlatego też pozwolił mu na bycie szczęśliwym na jakiś czas. I nie miał zamiaru ingerować w jego życie do ślubu. Wtedy wszystko będą musieli zakończyć.


OoO


Alexander zapłacił taksówkarzowi, i wysiadł z samochodu. Był tak szczęśliwy, że go zobaczy, że przez chwilę się denerwował, bo nikt nie otwierał mu drzwi. Zaczął mocno walić do w drewno, aż w końcu usłyszał nastolatka.

- Czego kur…- otworzył z rozmachem drzwi wa!- dokończył wybałuszając oczy na gościa. Z szoku opuścił kieliszek, który rozbił się na drobny maczek, a wino zabarwiło lśniące kafelki na czerwono Co ty tu robisz?


- Wesołych świąt, Philipie!- wepchnął nastolatka do domu, zamykając nogą drzwi. Odrzucił torbę, biorąc go od razu w objęcia. Aż westchnął czując zapach nastolatka. Przy nim czuł się jak w domu. Philip jest jego całym życiem.



Ehh, nie mogę uwierzyć, że to już ten rozdział! 

Eleila - od razu antytalent? Każdemu się zdarza, nawet najlepszemu :) 

Pozdrowionka:)

czwartek, 26 listopada 2015

Mój świat - 7

Heja...

Nie, nie mylicie się, to nowy rozdział. Ostatnim razem tez był siódmy bo zjadłam szóstkę. A to tylko dlatego, że byłam w trakcie pisania rozdziałów do przodu :)



Nie zdziwi was to, że na miejsce dojechałem to znaczy dojechaliśmy pierwsi? No, cóż… Mnie też nie. Z takim super szybkim sportowym cudeńkiem to byłby wstyd, gdybym był drugi! Wyłączyłem silnik, i sięgnąłem po plecak na tylnie siedzenie.

- To było super!- skomentował naszą jazdę, wysiadając z auta.
Jestem pewny, że do matki przyjdzie kilka mandatów za przekroczenie prędkości. 

Współczuję ojcu, bo to on zapewne będzie musiał je zapłacić. Matka na pewno mu je wyśle. Mur beton!

Do domu wszedłem za rudym. Taschi wbiegając po schodach wyglądał jakby leciał. Zaśmiałem się pod nosem. Byłem powodem jego szczęścia! I wiecie, co? Czułem się z tym… Dobrze! Sanzo stał tuż przy drzwiach, które zamknął jak tylko przekroczyłem próg.

- Dzień dobry paniczu!- przywitał mnie lokaj.

- Cudowny – sarknąłem, idąc do kuchni – Jest ojciec?- zapytałem, a ten podążał za mną jak cień.

- Nie, nie ma pana. Za to pani Maria jest i chciała z paniczem…- przerwałem mu, bo nie obchodził mnie, co ta baba ode mnie chce.

Jak dla mnie to może wąchać chwasty od spodu!

- Margaret!- wydarłem jadaczkę. Dobrze, że warga mi się zagoiła i nie boli mnie przy krzyczeniu - Gdzie ta kobieta, gdy jest potrzebna?- mruknąłem sam do siebie - A wracając do tej twojej pani…- wróciłem do wcześniejszego tematu, wyciągając wodę z lodówki - Nie interesuje mnie ta kobieta. Nie interesuje mnie czy jest w domu, czy chce coś ode mnie…- odwróciłem  się w jego stronę - Zapamiętaj o tym - rozkazałem.

- Paniczu, pani chcia
ła, aby panicz...-podniosłem rękę, by zakończył i spiorunowałem go wzrokiem.

Czego on nie zrozumiał? Może mam mu to przeliterować? A może napisać?
Oparłem się biodrami o blat, złożyłem ręce na piersi i czekałem, aż kierowca wejdzie do domu. Właśnie parkował samochód. .

- No, no Liam!- zagadnąłem do kierowcy, gdy zły trzasnął drzwiami. Dobrze, że nie mnie - Kto by pomyślał?! Może jednak będą z ciebie ludzie i..

- Ty sobie zatrujesz, prawda?- przerwał mi - Żartujesz, prawda?-zapytał jeszcze raz. Podszedł do mnie, górując nade mną- Powiem to tylko raz -wysyczał. Pochylił się tak, że teraz patrzyliśmy sobie w oczy- Nie będę zabawiał rozpieszczonego gówniarza!- wykrzyczał.

Że ja niby gówniarz? Rozpieszczony? Co za głupoty!

Stałem i patrzyłem w jego niebieskie oczęta. Chyba właśnie mnie zahipnotyzował, bo nie mogę oderwać ślepi. Nie byłem wściekły ani zły, że jakiś plebs właśnie na mnie krzyczał. Czułem dziwne uczucie, po plecach przeszedł mnie deresz.  Właśnie zdałem sobie sprawę, że znalazł się ktoś, kto nie bał się o swoja posadę. Nie bał się mnie, czy mojego rodzica. Poczułem, że znalazłem godnego zawodnika do moich zabaw, który mówi, co chce i robi, co chce, a ja będę musiał ciągnąć za odpowiednie sznurki.

- Liam! Już wystarczy!- lokaj skarcił kierowcę - I przeproś panicza…-rozkazał - bo inaczej będę musiał to zgłosić pani Marii - poinformował blondyna.
I znów ta baba! Jejciuś! Ona jest tu chyba Bogiem, kurwa!

- No jasne! Teraz czy później?- zripostował, niespuszczająca ze mnie wzroku - Sanzo, rób jak uważasz, ale ja nie dam szczeniakowi wejść sobie na głowę -wskazał na mnie ręką - Jest tu dopiero dwa tygodnie. Chociaż nie, nie cale dwa, a ty jesteś na każde jego zawołanie - stwierdził fakty.

No koleś zabłysnąłeś inteligencją! Nie ma, co! Moja siostra umie liczyć do trzech! I co ty na to?

- Oj… Nie przesadzaj… Nikomu nie zaszkodziła odrobina rozrywki -wskoczyłem i usiadłem na blacie - A tu stanowczo jest za drętwo - upiłem wody - Bo widzisz, każdy siedzi w pokoju. Mam siedemnaście lat i potrzebuje rozrywki. Prawda?- zagabnąłem.

- A co ja kurwa? Wesołe miasteczko?- zareplikował, opierając dłonie po moich bokach.

Czy to źle, że miałem ochotę go pocałować, i wyobraźnia podsunęła mi kosmate myśli? O, tak… Aż jęknąłem w myślach, gdy mój kolega robił się twardy. Mówię tu oczywiście o moim fiucie!

- Powiedziałem siedemnaście, a nie siedem!- odparłem z grymasem na twarzy. Serio? Czy ja wyglądam jakby bawiły mnie kurwa karuzele?- Aż Tak nudny nie jestem! A jak chcesz robić za klauna to mój kochany braciszek się z tobą pobawi...- położyłem mu dłoń na piersi, i uszczypnąłem go w sutka. Ten ku mojemu zaskoczeniu wciągnął mocno powietrze, sztywniejąc. Zjechałem dłonią w dół, i złapałem go za pasek, który miałem ochotę odpiąć, wyciągnąć penisa i pozwolić by mnie mocno posuwał. Zdumiało mnie to, że nie odepchnął mojej ręki. Uśmiechnąłem się przebiegle, przegryzając prowokująco dolną wargę, z której nie spuścił wzroku. Wzroku pełnego podniecenia. Ach, jestem boski! Odsunąłem go od siebie by zeskoczyć z blatu. Dopiero wtedy wybudził się z hipnozy! Stanąłem koło lokaja - Jak bym chciał umrzeć z nudów to bym poprosił, aby Sanzo opowiedział o swoim życiu. A lat ma pewnie...- przyjrzałem się lokajowi z góry do dołu. Jak na moje oko to ma ze setkę - w każdym bądź razie trochę ich ma – stwierdziłem z obserwacji - I pewnie długo już tu pracuje. Prawda Sanzo?- zapytany skinął głową- Więc widzisz!- zwróciłem się znów do kierowcy - Ja wiem, nie bylem miły na początku - pomyślałem chwile - Ale wiesz, co?!- spojrzałem na Liama - Nie wiem, co masz w sobie, ale cię polubiłem – i, nie kłamałem. Sam poczułem ten dreszczyk podniecenia.

- Czuje się zaszczycony - ukłonił mi się jak królowi, kpiąc ze mnie.

- Skończ z tym sarkazmem - powiedziałem całkiem poważnie, chodź cala ta rozmowa mnie trochę bawiła – Widzisz, hmm!?- popukałem się palcem po brodzie, udając zadumę - Jakby to powiedzieć, żebyś zrozumiał?!- spytałem siebie - Na przyszłość uważaj, co mówisz, bo nie chcesz mieć ze mną na pieńku!- wysyczałem.


OooO


Ależ się napaliłem na tego kierowcę! I, to tak bardzo, że tego samego dnia wieczorem zszedłem do kuchni by zobaczyć czy tam jest. Tak dawno się bzykałem, że moje hormony szalały jak statek na sztormie! A do tego ten mężczyzna tak pachniał… Uuu… Aż mi staną na samo wspomnienie! Wszedłem do pomieszczenia. Mam cię! Liam siedział przy stole, pijąc browara. Uniósł wzrok, gdy usłyszał jak wszedłem.

- Czemu nie śpisz?- zapytał, sięgając po piwo.

Moje podniecenie wzmocniło się na widok jego jabłka Adama. Och, już miałem w wyobraźni jak bierze mnie głęboko w gardło i przełyka nie piwo, a moją spermę!

- Bo nie mogę zasnąć – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Podszedłem do niego. Wyciągając mu z dłoni piwo, i postawiłem je na blat stołu – I ty nie śpisz z tego samego powodu – stwierdziłem, widząc znów podniecenie w jego oczach! Usiadłem okrakiem na jego kolanach tak, blisko, że stykaliśmy się klatkami, a na pośladkach czułem jego erekcję! Objąłem jego szyję rękoma, kołysząc się lekko po to by usłyszeć jego stękniecie. Nie przeszkadzał mi zapach browara z jego ust, bo uwielbiałem ten smak.

- I, nic z tym nie zrobię – powiedział cichym, lecz stanowczym głosem.

Że co proszę? On mi odmawia? Twoje nie doczekanie!

- Ale ja zrobię – pochyliłem się o złączyłem nasze usta. Ten zacisnął wargi w cienką linie, na co parsknąłem. No jak z dzieckiem!- Wiem, że tego chcesz – szepnąłem uwodzicielsko, znacząc jego linię szczęki mokrymi pocałunkami – Czuję jak twoje ciało drży – zatrzymałem się przy uchu, biorąc je miedzy wargi by je chwilę possać. Liam nie odezwał się słowem, ale zacisnął dłonie ma moich pośladkach – Czuję jak bardzo mnie pragniesz – zakołysałem biodrami. W odpowiedzi stęknął głośniej niż wcześniej, a jego biodra mimo woli uniosły się, ocierając się o moją dupę. Dupę, która na samą myśl pulsowała od środka!

- Yuki – powiedział ledwo nad sobą panując.

- Pragniesz mnie – prowokowałem go, chcąc osiągnąć to, po co tu przyszedłem.

Pisnąłem wystraszony, gdy ten nagle wstał. Przez chwile myślałem, że mnie odrzuci, ale rozwiał moje wątpliwości sadzając na blacie mebli. Pocałował mnie tak mocno, że poczułem jak ranka na ustach pęka, a sam pocałunek stał się metaliczny. Szybko zacząłem rozpinać jego białą koszulę nim się rozmyśli, obejmując nogami biodra i tym samym przyciągając go bliżej. Ocierał się o mojego fiuta swoim, i wiedziałem już, że jest hojnie obdarzony.

- O, kurwa – j
ęknąłem mu w usta na samą myśl jaki ból i przyjemność sprawi mi jego kutas. Liam odpiął rękawy, i wtedy mogłem odrzucić koszule. Ten szybko pozbawił mnie koszulki rzucając ją gdzieś w pizdu. Teraz nie obchodziła mnie, jaka droga i od którego projektanta jest. Teraz skupiłem się na przyjemności!

-Widzę, że nie owijasz w bawełnę – skomentował to jak szybko odpiąłem jego pasek i spodnie. Jeszcze szybciej zsunąłem ubranie do połowy.

- Gumkę i żel mam w kieszeni – poinformowałem mężczyznę nim położyłem się na plecach na blacie, pozwalając mu ściągnąć spodnie.

- I jaki pewny siebie!- dodał, wyciągając z kieszeni potrzebne rzeczy, rzucając je obok mnie, po czym dresy dołączyły do reszty ubrań. Ściągniecie mi spodni zajęło mu mniej czasu niż mnie ich założenie.

Oczywiście, że jestem pewny siebie! Widz
ę się codziennie w lustrze! I wiem jak reagują na mnie kobiety nie ma znaczenia, w jakim wieku, choć staruszki to sobie odpuszczę oraz mężczyźni! Więc nic dziwnego, że Liam nie potrafił mi odmówić! Zresztą MNIE się nie odmawia! To ja odmawiam, odrzucam i porzucam!

- Nie gadaj tyle tylko bierz się do roboty – złapałem jego twarz i pochyliłem by go pocałować. Nie, nie był to miłosny i namiętny pocałunek. Raczej pożądliwy i drapieżny. Gryźliśmy sobie nawzajem wargi do póki któryś z nas nie jęknął z bólu. Liam odsuwając się ode mnie wziął saszetkę z żelem. Otworzył ją zębami, i wycisnął wszystko na palce.  Po chwili powoli jak i delikatnie wsunął jeden w mój odbyt by go trochę rozciągnąć. Bawił się ze mną jakbym pieprzył się pierwszy raz!
- Kurwa…- złapałem go za włosy, przyciągając jego twarz – nie jestem dziewicą – syknąłem, nim poczułem następny palec. O, tak! Tego mi brakowało! Do drugiego dołączył trzeci. Nie, nie bolało mnie. Nie po… którymś tam razie. Tylko nie myślcie, że jestem jakąś męską dziwką! Co to, to nie! Ja po prostu uwielbiam ostre i mocne bzykanie! Złapałem miedzy zęby jego wargę odsuwając się lekko, po czym pocałowałem, wpychając swój język. Mimo, że to on mnie pieprzył to lubiłem walczyć o dominację. Wtedy czułem męskie i agresywne pocałunki. Dokładnie takie, jakie nie dałaby mi kobieta. Dłonią wymacałem opakowanie prezerwatywy, którą wepchałem kierowcy. Ten ugryzł mnie w język nim się odsunął. Otworzył opakowanie i wyciągnął kondoma. Nałożył na swojego twardego kutasa, patrząc na mnie tak zajebiście pożądliwym wzrokiem, że aż musiałem się uśmiechnąć niczym zadowolona kurwa. Jestem BO-SKI! A Liam po wyruchaniu mnie nie znajdzie zaspokojenia u nikogo innego. Będzie do mnie wracał jak wierny piesek, kurwa!

- Wyglądasz obłędnie – rzucił nim zaczął we mnie wchodzić.

Odrzuciłem głowę, czując specyficzne rozciąganie, i mały ból, bo Liam nie tyle, że miał dużego penisa, co grubego! Zacisnąłem dłonie na blacie głośno stękając.

- Żadna nowość – odpowiedziałem, gdy wszedł cały, dając mi chwilę na przyzwyczajenie się. Wszystko mijało wraz z czasem, lecz moje podniecenie nie opadło ani na sekundę. Wręcz przeciwnie! Zrobiło się jeszcze lepiej, gdy zaczął powoli wchodzić i wychodzić. Nie mogłem się już doczekać, aż znajdzie ten pierdolony punkcik, przez który zrobi się jeszcze przyjemniej! Liam posuwał mnie coraz mocniej i szybciej. A ja? Stękałem i jęczałem jak rasowa kurwa. Choć ja w porównaniu do nich nie udawałem! Tak mnie pieprzył, że w pewnym momencie musiał położyć dłoń na mojej głowie, bo uderzałem w ścianę.


- O taak…- wyjęczałem, gdy swoim fiutem pomasował moją prostatę – Jeszcze raz – nawet leżąc i wystawiając się jak najlepsza suka nie potrafiłem przestać być egoistycznym, rozpieszczonym chujem. Niech wie, że posuwając mnie nie tracę żadnej kontroli! Liam włożył ręce pod moje kolana, i złożył mnie w pół. W tej pozycji wchodził głębiej, a mój fiut ocierał się o nasze brzuchy. Pochylił się, aby uciszyć mnie pocałunkami. Liam… Śmiem stwierdzić, że nie jest to jego pierwszy raz z mężczyzną, bo… Było mi cudownie… Tak cudownie, że zacisnąłem palce u stóp i doszedłem. Miałem tak mocny wytrysk, że sperma trysnęła do mojej brody. Liam pochylił się i zlizał wszystko, wchodząc i wychodząc ze mnie chaotycznie. Poczułem jak jego penis zaczyna pulsować, a on sam stęknął mi w usta, przegryzając je, a po chwili ruch jego bioder ustał. Poleżał na mnie chwile nim się odsunął. Syknąłem z bólu, który pojawiał się zawsze po ostrym pieprzeniu, gdy ze mnie wychodził. Położyłem rękę na oczach, próbując uspokoić swój oddech. Pamiętacie jak mówiłem, że Liam będzie do mnie przybiegał niczym wierny pies? Cóż… Wydaje mi się, że ja również… Tylko jak wierna suka!