Odruch serca 1/2
Bohaterowie, występujący w opowiadaniu:
Amelia Sayariin - 26 lat |
Harry Nolan - 21 lat
|
Philip Macedon - 25 lat
|
Alexander Thompson - 42 lata |
*~~*~~*
"Kiedy ktoś Cię opuści, poza tym, że tęsknisz, poza tym, że rozpada się cały ten mały świat, który razem stworzyliście, i że wszystko co widzisz albo robisz przypomina Ci o tej osobie, najgorsza jest myśl, że była to próba jakości i teraz wszystkie części, z których się składasz, noszą stempel ODRZUT przystawiony przez kogoś, kogo kochasz."
Tokio.
Miasto potężne, rosnące w siłę z każdym mijanym dniem. Ruch
na ulicach nigdy nie ustawał, dlatego też dla turystów przybywszy do stolicy
Japonii... Taki tłum ludzi może przerazić. Jednak człowiek jest istotą rozumną,
skłonną do przywyknięcia, znajdując się w nowym otoczeniu. Zawsze odnajdzie się
w pozornie skomplikowanym miejscu. Pozna nowe osoby, znajdzie dobrze płatną
pracę i ustatkuje się w nowo zakupionym domu. W życiu chodzi przecież o wygodę
i spokój życia, prawda?
Philip Macedon chciał nareszcie zacząć żyć.
Daleko od paskudnej przeszłości, rysującej się samoistnie na
pożółkłym papierze jego dorosłego życia.
Daleko od niekochających rodziców, harpii i wygłodniałych
ludzi, łasych na pieniądze.
Daleko od... Miłości. Przystojnego mężczyzny u którego
musiał pozostawić swoje krwawiące serce.
Stara, poniszczona księga, pisana okruchami rozbitych
kawałków przeszłości, zostawiła szramę na czystej duszy chłopaka.
Całe napotkane zło, objawiające się w każdym bogatym
człowieku, kształtowało jego osobę. Glina przeznaczona na maskę, rozpadła się z
dniem, gdy na drodze do upragnionej wolności stanął Alexander Thompson. Philip
sądził, że narzeczony siostry stanie się kolejną wymówką, dlaczego uciekł ze
swojego kraju. Tymczasem mężczyzna skradł złoty klucz i otworzył zardzewiałą
kłódkę prowadzącą do zakurzonego serca chłopaka.
To nie tak miało być! To nie tak miało to wyglądać!
Życie powinno mu zbrzydnąć. Powinien uciec, gdy jeszcze nic
go nie powstrzymywało!
Niestety... Ciało nie odważyło się przekroczyć na zawsze
progu domu.
Alexander prowadził go wyboistą ścieżką, trzymając za dłoń.
Wprowadził go w świat bolesnej sielanki, w sieć kłamstw,
które przyczyniły się do jego powolnego umierania.
Zrobił coś złego, niepoprawnego? Czym zasłużył sobie na tak
okrutną karę?
Kruche ciało
skuliło się na kanapie, wypuszczając z krtani rozpaczliwy szloch. Paznokcie
wbiły się w wewnętrzną skórę dłoni, przebijając słabą błonę. Szkarłatna posoka
znalazła ujście między podłużnymi szczelinami palców, znacząc ciemnymi kroplami
jasne, drewniane panele. Rozpaczliwe wycie i dźwięk rozbijanych szklanych
rzeczy, zaniepokoił sąsiadów. Jednakże oni znali prawdę. Pozwolili chłopakowi
na oddanie się swojemu jawnemu cierpieniu. Działo się to co rok, od siedmiu
lat.Siedem długich lat, przeżytych w samotności bez serca i
miłości.
Miłość jaka zniszczyła go w nastoletnim życiu.
Zaufał mężczyźnie, który perfidnie go odrzucił na rzecz
Elizabeth.
Czego mógł się spodziewać? W końcu dzień ślubu... Musiał
nadejść.
A on zniknąć.
Wstał z kanapy,
czując otępiały ból w dłoniach. Powlókł się chwiejnie do łazienki, brudząc
przebytą drogę krwią. Białe framugi z dużą ilością czerwieni, nie dawały
zadziwiającego efektu. Wręcz odpychały człowieka, widząc, jak te się
prezentują. Lustro w łazience miało duże wymiary. Pierwszy raz od siedmiu lat,
Philip Macedon znienawidził bezbarwnej tafli. Przedstawiała ona w całej
okazałości nędzną osobę, jaką się stawał co rok w dniu ślubu Elizabeth i
Alexandra.
Podszedł do
umywalki i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Ranki zapiekły, chwilę poszczypały, by
po kilku sekundach moczenia ich pod bieżącą wodą, zaczęły pulsować.
- Cholera. Gdzie ten ręcznik - mruknął pod nosem, otępiały
przez dziwną nieświadomość. Otworzył dolną szufladę, wyjmując wnętrza
pomarańczowy, puchowy ręcznik. Zabarwił go od razu na kolor czerwony, ale nie
przejął się tym faktem.
Było mu to obojętne.
Już WSZYSTKO było dla niego OBOJĘTNE.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na swoje lustrzane odbicie.
Burza loków, farbowanych stale na kolor brązowy... Prezentowała się koszmarnie.
Każdy kosmyk stał w odrębną stronę, tworząc istne gniazdo na głowie mężczyzny.
Kilkudniowy zarost w ogóle nie komponował się z kolczykiem w wardze oraz nosie.
Przekrwione oczy dołowały, a zmęczony wyraz twarzy postarzał.
- Wyglądam jak gówno - skomentował, krzywiąc się paskudnie.
Zdawał sobie sprawę, że zachowuję się jak gówniarz. Posiadał tę informację już
od siedmiu długich lat. Przeżywał rozstanie z każdym minionym rokiem
identycznie. Tylko... Po co mu to? Po co niepotrzebnie cierpieć? Przecież
Alexander już dawno jest żonaty z Elizabeth. Nie zdziwiłby się, gdyby również
posiadali dzieci. Thompson... Zapomniał o jego istnieniu, a tamte czasy okazały
się chwilą słabości. Czymś, co już nie wróci.
- Ah Phil... Jesteś słabym, żałosnym śmieciem - warknął,
wskazując na swoje lustrzane odbicie, środkowym palcem.
W pewnym momencie usłyszał zgrzyt drzwi wejściowych i towarzyszący
temu stukot ciężkim butów.
- Philip?! Jesteś?!
- Nie ma mnie, kurwa - krzyknął, zaciskając palce na skraju
umywalki. Głośne przebieranie nogami, upewniło mężczyznę w tym, iż za niecałe
półminuty już nie będzie sam w łazience. Jak zwykle, miał racje.
- Phil... Tak się bałam o ciebie - odparła z duszą na
ramieniu Amelia, wykrzywiając swoje umalowane usta w grymas ulgi. Podeszła do
przyjaciela i odwróciła jego twarz w swoją stronę.- Skarbie... Prosiłam, żebyś
zadzwonił.
- Po co? Mam dość durnych morałów. Zajmij się własnym
życiem, a mnie zostaw w spokoju - mruknął i wyplątał się z uścisku
przyjaciółki. Nie przejął się faktem, iż krew w dalszym ciągu obficie wypływała
z głębokich ran. Amelia wiedziona intuicją, zerknęła w stronę rąk Philipa i
zakrztusiła się powietrzem, które za szybko przedostało się do płuc.
- Matko kochana! Ty krwawisz! - krzyknęła zmartwiona i
wyciągnęła z dolnej szafki bandaże oraz wodę utlenioną. Machnęła dłonią,
nakazując mu usiąść na skraju wanny.- Zajmij miejsce. I będę się tobą
interesować. Jesteś częścią mojego życia, tak samo jak ten palant Harry. Nie
zapominaj o tym gówniarzu.
Amelia Sayariin
należała do kobiet bardzo silnych i uzdolnionych. Odznaczała się niezwykłą
odwagą oraz niewątpliwym sprytem, czym potrafiła zaskoczyć niejedną osobę.
Niestety z charakteru była bardzo uparta, więc przekonanie jej do czegoś, co
nie odpowiada jej poglądom bądź postanowieniami, graniczyło z cudem.
Jednakże... Jak mógł nie lubić tak uroczej istoty, jak Amelia? Jej ciepło,
dobroć i uczciwość przekonały go na samym początku, by się do niej zbliżyć. Od
małego miał problem z ufnością wobec drugiego człowieka. Wychował się w domu
bez krzty miłości. W domu pozbawionego czułości i rodzinnego ciepła. Nigdy nie
zaznał miłości od rodziców, a to nauczyło go samemu brnąć przez życie. Będąc
nastolatkiem w procesie buntu, okazywał każdemu jak bardzo nienawidzi tym, kim
jest. Z jakiej rodziny się wywodzi i ludzi, którzy go "wychowali".
Pomagał potrzebującym i przyjaźnił się z dziećmi mieszkających w domu dziecka.
Nie potrzebował nic ani nikogo więcej do szczęścia. Tak przynajmniej sądził,
nim na jego drodze nie stanął narzeczony jego siostry - Alexander Thompson.
Osoba, która wniosła do jego życia wiele radości jak i cierpienia. Czy żałuję,
że go poznał? Każdego pierdolonego dnia.
- Nie zapomnę - uśmiechnął się nikle do kobiety, przyjmując
z twardą miną ostre szczypanie, spowodowane przez wodę utlenioną, którą
przyjaciółka obficie polała na poranione dłonie Philipa.
Nigdy nie żałował,
że wyjechał z Los Angeles. Wolał zostawić wszystko za sobą, mając głęboko w
dupie każdego człowieka, związanego w jakikolwiek sposób z jego przeszłością.
Usunął wspomnienia z poprzednich lat, żyjąc beztrosko. No... Prawie. Niestety,
serce w dalszym ciągu pragnęło ukochanego mężczyzny przy swoim boku. Bolało jak
cholera. Ale musiał postąpić tak, jak postanowił, już wiele lat przed poznaniem
Alexandra.
W wieku osiemnastu
lat uciekł z domu, wsiadając do samolotu lecącego na całkiem inny kontynent.
Koniec świata, ma wiele postaci oraz imion, jednak nie powinien być od
kojarzony z filmem o Armagedonie i unicestwieniu ludzkości. Dlaczego wybrał
Japonię? Może dlatego, że piękno głównych, czterech wysp, wręcz przyciągało do
tego państwa. Stawiał również na opcje, że Azja, a tym bardziej Japonia była
ostatnim miejscem, gdzie rodzina mogłaby go szukać. O ile w ogóle go szukali.
- No. Skończone. Nie rób więcej głupot, bo ci spiorę dupsko,
łamago. Ah i ogól się, bo wyglądasz jak wieprz - zaśmiała się wesoło, leciutko
wygładzając materiał bandaża, okalającego obie dłonie Philipa. Schowała
wszystkie użyte materiały do szafki i odkręciła ciepłą wodę z zamiarem umycia
rąk.
Macedon
przypatrywał się przyjaciółce z leciutkim uśmiechem. Teraz życie, jakie wiódł
było naprawdę cudowne, jednak w dużej mierze męczące. Założył własną firmę,
która promowała i wydawała książki popularnych autorów. Przedsiębiorstwo
świetnie się rozwijało, a jemu nie brakowało pieniędzy. Nadmiar oszczędności
oddawał do domów dziecka i schronisk, w dalszym ciągu pomagając potrzebującym.
Teraz śmiało i czystym sumieniem mógł przyznać, iż życie mimo, że dało mu
nieźle w tyłek, teraz nadrobiło lata cierpienia.
*~~*~~*
"Musimy nauczyć się tracić. Musimy być świadomi tego,
że bez względu na to, co zdobywamy, prędzej czy później to tracimy."
Rozbudowany i dobrze
rozwinięty budynek, do którego wchodził Philip Macedon, mieścił się w samym
centrum wiecznie zatłoczonego Tokio. Kiedyś nie znosił tłumu ludzi i
zakorkowanych ulic. A teraz? Nic mu nie przeszkadzało. Nic nie wadziło i nie
ściągało go do pionu. Pewnym krokiem wkroczył do budynku, już przy drzwiach
ściągając marynarkę. Spodnie od garnituru idealnie opinały jego szczupłe nogi,
a biała koszula wsadzona za pasek, schludnie prezentowała się z parą brązowych
szelek.
- Witam, panie dyrektorze - przywitała się uprzejmie z
szefem, młoda blondynka stojąca za ladą z dużym szyldem "Recepcja".
Uśmiechnął się miło w stronę dziewczyny, poluźniając ciemny krawat. Nigdy nie
lubił tego cholerstwa. Preferował muszki, jednak jego ulubiona zaginęła w akcji
i za Hiroszimę nie mógł jej znaleźć. Zdecydowanie musiał dokupić kilka
egzemplarzy, bo naprawdę w końcu szlag go trafi.
Wsiadł do windy, w
której stał już jeden z pracowników z całym naręczem różnych dokumentów. Na
widok właściciela budynku, przywitał się uprzejmie, zostając obdarowany miłym
dla oczu uśmiechem, dwudziestopięcio latka. Podciągnął mankiety koszuli, aż do
łokci, poprawiając od razu włosy, wpadające mu do oczu. Nie zwrócił większej
uwagi na chłopaka, który z niedowierzeniem wpatrywał się w jego ręce. Zdawał
sobie sprawę, że wykonując tego typu pracę, tatuaże na jego ciele nie są
wskazane. Jednak jego firma, więc może robić co mu się żywnie podoba, prawda?
Na czas pracy, ściągał kolczyki, ale tatuaży się nie pozbędzie.
Wyszedł z windy
dopiero na dwunastym piętrze, ostatnim, a zarazem przeznaczonym tylko dla jego
gabinetu i osobnej kuchni. Sekretarka z którą miał zaszczyt pracować od
początku swojej przygodny z wydawnictwem, czyli od jakiś pięciu lat,
natychmiast wstała, witając się i podążając do kuchni, by zrobić właścicielowi
kawy. Codziennie odprawiała ten sam rytuał od lat, więc nie musiał jej przypominać
jaka kawę preferuję. Czarna, mocna z jedną łyżeczką cukru i średnią ilością
mleka.
Wszedł do gabinetu
i natychmiast zdębiał, wpatrując się w osobę wygodnie rozłożoną w jego miękkim,
obitym czarną skórą, fotelu.
-
Harry, zastanawia mnie jedna rzecz... Jak się tu dostałeś?
- zapytał Philip, odkładając obok biurka swoją teczkę z dokumentami. Chłopak,
poproszony o odpowiedz, uniósł swoje ciemne ozy na wysokość twarzy Macedona i
uśmiechnął się czarująco.
- Twoja śliczna sekretarka mnie wpuściła. Wmówiłem jej, że
czekasz na te dokumenty - podniósł do góry plik papierków.- I pilnie muszę je
przypieczętować i podpisać. Wystarczył jeszcze uroczy uśmiech i już babeczka
wpadła - zaśmiał się triumfalni, okręcając się na fotelu, wokół własnej osi
kilka razy. Philip westchnął tylko, nie komentując zachowania przyjaciela.
Żadna reprymenda na niego nie działa, a krzyki nic by nie wskórały.
Niepotrzebnie przykułyby uwagę.
- Dobrze, ale co to w takim razie za papiery? - skinął głową
na kartki, przywieszając marynarkę na oparcie drugiego fotela, stojącego
naprzeciwko biurka. Rozwiązał jeszcze do końca krawat, który położył na stoliku
do kawy, zajmującego miejsce po prawej stronie gabinetu, razem z białą kanapą.
- W sumie przyszedłem do ciebie tylko z jednym dokumentem.
Reszta tych kartek, to tylko nie potrzebne świstki, które zostały mi z
ostatnich lekcji historii na studiach. Ale mniejsza. Podejdź tutaj - uśmiech
Nolana , był jednym z tych specyficznych, wróżących same kłopoty.
- Jeżeli to dotyczy występu w filmie porno, to od razu
informuje, że to nie przejdzie - zaznaczył, ponieważ znał pomysły Harrego i
wiedział, do czego jest zdolny chłopak.
Ten słysząc
niedorzeczność zdania, jakie wypowiedział Philip, przewrócił tylko oczyma. No,
bez przesady! Może i Macedon należał do bardzo przystojnych ludzi, jednak niech
nie zapędza się w marzeniach. By zostać gwiazdą porno, trzeba mieć w sobie duży
pokład umiejętności aktorskiej. On nie potrafił nawet ukryć, kiedy czyje się
jak wymiętoszona szmata, a oczekuje od niego kontraktu na wystąpienie w dobrym
pornolu. Chociaż... Gdyby popytał, to kto wie... Był naprawdę wpływowym
człowiekiem, mimo swojego młodego wieku i nieukończonych jeszcze studiów.
Philip podszedł do
biurka i wziął w dłonie dokument, jaki podsunął mu pod nos Harry. Czytał każde
słowo bardzo uważnie, a z razem z mijającymi minutami, oczy dyrektora
rozszerzały się cal po calu.
- Że... Co? - wydukał zszokowany, wpatrując się w szczęśliwy
profil przyjaciela. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła sekretarka
Philipa, niosąca filiżankę z pachnąca kawą i szklankę soku pomarańczowego.
- Nie wiedziałam co panu podać, a nieuprzejmie jest, by
niczym nie poczęstować - odparła krótko ścięta kobieta, z brązowymi włosami i
eleganckim strojem. Odłożyła wszystko na biurko i wyszła z pomieszczenia,
postukując swoimi butami na wysokim obcasie.
Nolan natychmiast
sięgnął po szklankę i opróżnił ja do połowy, wzdychając cucho z przyjemności.
- Uwielbiam soki, świeżo wyciskane. Ta twoja sekretareczka
jest całkiem w porzo. Myślisz, że ma chłopaka? Nie wygląda na kobietę po
trzydziestce. Dałbym jej max dwadzieścia pięć lat.
- Liczy sobie dwadzieścia trzy lata i nie ma chłopaka. Ma
dziewczynę, która jeździ na motorze i nie lubi, jak ktoś się przyczepia do jej
dziewczyny - odparł z wrednym uśmiechem, powodując tym samym nieprzyjemny
grymas na twarzy studenta.- A teraz wyjaśnij mi... Co to kurwa ma znaczyć?! -
krzyknął, kładąc kartkę z powrotem na biurko.
- Zaproszenie na sesje zdjęciową. W końcu ktoś docenił twoje
tatuaże, oraz kolczyki. Anglicy chcą z tobą przeprowadzić krótki wywiad, a
później porobić ci kilka fotek do magazynu "Styles". Będąc twoim
agentem, często dostaje różne propozycje. Jak dotąd żadna mnie nie
zainteresowała, ale ta tutaj, to istne cudeńko. Zapewnia dużo kasy, a ty
wypromujesz do tego swoją firmę. Nie wspominając już, że widząc cię na
magazynie tak popularnej gazety, dostaniesz pewnie jeszcze niejedną propozycje
by pracować jako model. To co? Podpisujesz? - zatarł ucieszony rączki, podając
długopis przyjacielowi.
- Ocipiałeś? Nie nadaje się - mruknął, ale chwycił w palce
przedmiot. Nie mógł powiedzieć, że nie chce dodatkowej pracy. Przydadzą mu się
pieniądze, ponieważ chciał je zagospodarować na dom dziecka, który ma fatalne
warunki do życia.
- Podpisuj, a nie gadasz pierdoły. Wiesz co to dla nas
oznacza? Dla ciebie? Otwierają się dla ciebie nowe furtki przyjacielu. Radze
korzystać - odpowiedział z przejęciem, chcąc jak najlepiej dla Philipa. Druga
tak atrakcyjna oferta może się nie nadarzyć! Zaśmiał się szczęśliwy, gdy ładna,
czytelna parafka należąca jako indywidualny podpis Philipa Macedona, zaistniała
na skrawku papieru. Wstał z fotelu i ucałował oba policzki mężczyzny.- Jesteś wielki. Umówię cię na spotkanie. To ciał - pożegnał
się, chwycił dokument w dłonie i wybiegł z gabinetu, jakby się waliło i paliło.
*~~*~~*
W przeciągu miesiąca, załatwił wszystkie sprawy, jakie
dotyczyły jego pracy. Wydał trylogie znanej i cenionej autorki, załatwił
wszystkie dokumenty na poczcie oraz... Wystąpił w sesji zdjęciowej do magazynu
"Styles". I niech go cholera weźmie, ale naprawdę mu się to pozowanie
podobało. Nie dość, że uzbierał naprawdę dużo pieniędzy, które w całości
przeznaczył na dom dziecka wymagającego remontu, to jeszcze dostał już trzy
kolejne propozycje na inne sesje. Harry cieszył się jak głupi, gdy oznajmił
Amelii, jaki to on inteligentny i wpływowy. Dostał w łeb od przyjaciółki, która
wręcz warknęła na niego, że to zasługa samego Philipa. On tylko w niewielkim
ułamku przyczynił się do sukcesu Macedona. Oczywiście chłopak był oburzony
słowami kobiety, jednak nie zamierzał wdawać się w kłótnie z kobietą. Zwłaszcza
kobietą o imieniu Amelia, a nazwisku Sayariin.
Wszystko układało
się dobrze. Kolejne pokazy szły znakomicie, a Philip przekonał się, że przy
błyskaniu fleszy czuje się wolny i wyzwolony. Po wybiegach poruszał się z
gracją, jednak przy tego typu pracy nie czuł się komfortowo. Oczy setki osób,
wpatrzone tylko w jego sylwetkę, nie było czymś, co lubił. Przypominały mu się
czasy nastoletnie, gdy wtedy takie spojrzenia wyrażały niechęć i odrazę. Co
prawda, te, gdy szedł po wybiegu przedstawiały zachwyt i oniemienie, niemniej
jednak, zrezygnował z tego typu pokazów. Wolał pozować do zdjęć i prezentować
się nienagannie.
Wydawnictwo dzięki
takiej popularności, zyskało wielu sprzymierzeńców i nowych autorów, co pomogło
rozwinąć jeszcze bardziej sieć gospodarczą i rynkową. Pieniądze, jakie
zarabiał, w większej mierze były przeznaczone dla osób potrzebujący, czy też
schronisk dla zwierząt. Lubił pomagać i właśnie z tej dobroci serca, słynęła
jego osoba w mediach, gazetach i magazynach. Zakupił również nowy dom dla
Amelii, która z początku bardzo się opierała, jednak Philip zagroził, że jeżeli
nie przyjmie urodzinowego prezentu, nie będzie chciał z nią rozmawiać.
Zadziałało. On był szczęśliwy, ponieważ osiągnął wiele w życiu, wbrew
przekonaniom ojca, Amelia uradowana z nowego lokum, a Harry wniebowzięty za spełnienie
się w roli agenta. Wszystko układało się znakomicie, a Philip wręcz zapomniał o
dawnym cierpieniu.
Jednak czarne chmury zaczęły się zbierać nad miastem Tokio,
a szczególnie przy Philipie Macedonie.
*~~*~~*
Listopadowa pogoda przyprawiała mieszkańców Japonii o zawrót
głowy. Potężne wiatry wywołujące wiele zniszczeń, obfite ulewy przyczyniające
się do powodzi, oraz mróz panujący na
dworze, były istnym utrapieniem. Jednakże Japończycy już dawna przyzwyczaili
się do tak dużych załamań w pogodzie. Sam Philip, mieszkając tutaj już prawie
od ośmiu lat, przywyknął do tego typu spraw. Teraz marzył jedynie o bezpiecznym
dotarciu do domu, zagrzaniu mleka, zajęciu miejsca na kanapie i obejrzeniu
kolejnego odcinka Hannibala, siedząc pod ciepłym kocem. Aż westchnął na to
wyobrażenie. Jeszcze tylko pięć minut drogi.
Wjechał na podjazd,
otwierając specjalnym pilotem drzwi do garażu. Zaparkował białego Bentleya i
zamknął klapę garażu, wchodząc do domu. Nie przejął się dwoma samochodami,
stającymi niedaleko jego domu. Zdjął buty i skierował się do łazienki. Pragnął
wziąć gorącą kąpiel i zasiąść spokoju w
salonie. Garnitur, w jaki był ubrany zdjął i położył na szafeczce. Jutro
odniesie go do pralni. Miał dwa garnitury i każdego dnia zmieniał je, dopóki
nie wyblakną bądź nie zniszczą się nadto. Po co kupować kolejne, skoro posiada
się już dwa? Nie rozumiał niektórych biznesmenów, którzy mieli cała garderobę
garniturów. Po co im to do życia potrzebne? Nie dość, że strata pieniędzy, to
jeszcze wiele nerwów z dopasowaniem kompletu do siebie w razie jakiegokolwiek
wypadku.
Po odprężającej,
gorącej kąpieli, ubrał się przylegające do ciała, ciepłe, szare dresy, oraz
biały podkoszulek. W domu grzał, więc było naprawdę gorąco we wszystkich
pomieszczeniach. Kierował się właśnie do kuchni, gdy rozbrzmiał dzwonek przy
drzwiach. Zaskoczony zerknął na gadzinę. Dochodziła siedemnasta. Kogo przywiało
o tej porze? Amelia dopiero za godzinne kończyła prace, a Harry wspominał coś o
napisaniu nudnego referatu. Wzruszył ramionami i podszedł do drzwi, odganiając
od siebie rudego kota.
- Zmiataj stąd pokrako. Wiesz jaka jest na dworze pogoda?
Zginąłbyś gburze - kot miauknął głośno, jakby w upomnieniu za kopniecie i
podreptał do salonu. Philip westchnął i otworzył drzwi.
Na ganku stały cztery
osoby, ubrane w puchate płaszcze, szalki, rękawiczki oraz czapki. Widząc ich
twarze, wręcz zapowietrzył się z wrażenia, oddychając nierównomiernie.
Niewidzialna dłoń ścisnęła boleśnie jego serce, a źrenice powiększyły.
- Witaj, synu.
Dziękuję mojej Miku
Nao 암 z całego <3, która jest autorką tego shota. " Odruch serca" można również przeczytać na jej blogu. http://opowiadania-misiaczka-yaoi.blogspot.com/
Shot... Według autorki właśnie tak powinno zakończyć się opowiadanie "Ukryta Miłość".
Wiem, wiem... Nawaliłam. Rozdział powinien pojawić się tydzień temu? Obiecuje, że pojawi się na dniach.
Także mam nadzieje, że nie opuścicie bloga, i będziecie czekać na dalsze losy Philipa i Alexandra, oraz Yukimury :)
Ps. Miku Nao 암 Nie każ długo czekać na drugą część " Odruch serca", dobrze? I nie wiesz jak bardzo się ciesze, że moje opowiadania podobają Ci się, że powstają z nich Shoty :*
Ah, za tydzień kolejna część xD Mam nadzieję, że wytrwasz. I pewnie jeszcze powstanie shot z opowiadania "Mój świat".
OdpowiedzUsuń