środa, 9 grudnia 2015

Odruch Serca

Odruch serca 1/2




Bohaterowie, występujący w opowiadaniu:


Amelia Sayariin - 26 lat
Harry Nolan - 21 lat
 Philip Macedon - 25 lat

Alexander Thompson - 42 lata


*~~*~~*







"Kiedy ktoś Cię opuści, poza tym, że tęsknisz, poza tym, że rozpada się cały ten mały świat, który razem stworzyliście, i że wszystko co widzisz albo robisz przypomina Ci o tej osobie, najgorsza jest myśl, że była to próba jakości i teraz wszystkie części, z których się składasz, noszą stempel ODRZUT przystawiony przez kogoś, kogo kochasz."

Tokio.
Miasto potężne, rosnące w siłę z każdym mijanym dniem. Ruch na ulicach nigdy nie ustawał, dlatego też dla turystów przybywszy do stolicy Japonii... Taki tłum ludzi może przerazić. Jednak człowiek jest istotą rozumną, skłonną do przywyknięcia, znajdując się w nowym otoczeniu. Zawsze odnajdzie się w pozornie skomplikowanym miejscu. Pozna nowe osoby, znajdzie dobrze płatną pracę i ustatkuje się w nowo zakupionym domu. W życiu chodzi przecież o wygodę i spokój życia, prawda?
Philip Macedon chciał nareszcie zacząć żyć.
Daleko od paskudnej przeszłości, rysującej się samoistnie na pożółkłym papierze jego dorosłego życia.
Daleko od niekochających rodziców, harpii i wygłodniałych ludzi, łasych na pieniądze.
Daleko od... Miłości. Przystojnego mężczyzny u którego musiał pozostawić swoje krwawiące serce.
Stara, poniszczona księga, pisana okruchami rozbitych kawałków przeszłości, zostawiła szramę na czystej duszy chłopaka.
Całe napotkane zło, objawiające się w każdym bogatym człowieku, kształtowało jego osobę. Glina przeznaczona na maskę, rozpadła się z dniem, gdy na drodze do upragnionej wolności stanął Alexander Thompson. Philip sądził, że narzeczony siostry stanie się kolejną wymówką, dlaczego uciekł ze swojego kraju. Tymczasem mężczyzna skradł złoty klucz i otworzył zardzewiałą kłódkę prowadzącą do zakurzonego serca chłopaka.
To nie tak miało być! To nie tak miało to wyglądać!
Życie powinno mu zbrzydnąć. Powinien uciec, gdy jeszcze nic go nie powstrzymywało!
Niestety... Ciało nie odważyło się przekroczyć na zawsze progu domu.
Alexander prowadził go wyboistą ścieżką, trzymając za dłoń.
Wprowadził go w świat bolesnej sielanki, w sieć kłamstw, które przyczyniły się do jego powolnego umierania.
Zrobił coś złego, niepoprawnego? Czym zasłużył sobie na tak okrutną karę?
  
 Kruche ciało skuliło się na kanapie, wypuszczając z krtani rozpaczliwy szloch. Paznokcie wbiły się w wewnętrzną skórę dłoni, przebijając słabą błonę. Szkarłatna posoka znalazła ujście między podłużnymi szczelinami palców, znacząc ciemnymi kroplami jasne, drewniane panele. Rozpaczliwe wycie i dźwięk rozbijanych szklanych rzeczy, zaniepokoił sąsiadów. Jednakże oni znali prawdę. Pozwolili chłopakowi na oddanie się swojemu jawnemu cierpieniu. Działo się to co rok, od siedmiu lat.Siedem długich lat, przeżytych w samotności bez serca i miłości.
Miłość jaka zniszczyła go w nastoletnim życiu.
Zaufał mężczyźnie, który perfidnie go odrzucił na rzecz Elizabeth.
Czego mógł się spodziewać? W końcu dzień ślubu... Musiał nadejść.
A on zniknąć.
   
Wstał z kanapy, czując otępiały ból w dłoniach. Powlókł się chwiejnie do łazienki, brudząc przebytą drogę krwią. Białe framugi z dużą ilością czerwieni, nie dawały zadziwiającego efektu. Wręcz odpychały człowieka, widząc, jak te się prezentują. Lustro w łazience miało duże wymiary. Pierwszy raz od siedmiu lat, Philip Macedon znienawidził bezbarwnej tafli. Przedstawiała ona w całej okazałości nędzną osobę, jaką się stawał co rok w dniu ślubu Elizabeth i Alexandra.
   Podszedł do umywalki i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Ranki zapiekły, chwilę poszczypały, by po kilku sekundach moczenia ich pod bieżącą wodą, zaczęły pulsować.

- Cholera. Gdzie ten ręcznik - mruknął pod nosem, otępiały przez dziwną nieświadomość. Otworzył dolną szufladę, wyjmując wnętrza pomarańczowy, puchowy ręcznik. Zabarwił go od razu na kolor czerwony, ale nie przejął się tym faktem.
Było mu to obojętne.
Już WSZYSTKO było dla niego OBOJĘTNE.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na swoje lustrzane odbicie. Burza loków, farbowanych stale na kolor brązowy... Prezentowała się koszmarnie. Każdy kosmyk stał w odrębną stronę, tworząc istne gniazdo na głowie mężczyzny. Kilkudniowy zarost w ogóle nie komponował się z kolczykiem w wardze oraz nosie. Przekrwione oczy dołowały, a zmęczony wyraz twarzy postarzał.
- Wyglądam jak gówno - skomentował, krzywiąc się paskudnie. Zdawał sobie sprawę, że zachowuję się jak gówniarz. Posiadał tę informację już od siedmiu długich lat. Przeżywał rozstanie z każdym minionym rokiem identycznie. Tylko... Po co mu to? Po co niepotrzebnie cierpieć? Przecież Alexander już dawno jest żonaty z Elizabeth. Nie zdziwiłby się, gdyby również posiadali dzieci. Thompson... Zapomniał o jego istnieniu, a tamte czasy okazały się chwilą słabości. Czymś, co już nie wróci.
- Ah Phil... Jesteś słabym, żałosnym śmieciem - warknął, wskazując na swoje lustrzane odbicie, środkowym palcem.
W pewnym momencie usłyszał zgrzyt drzwi wejściowych i towarzyszący temu stukot ciężkim butów.

- Philip?! Jesteś?!

- Nie ma mnie, kurwa - krzyknął, zaciskając palce na skraju umywalki. Głośne przebieranie nogami, upewniło mężczyznę w tym, iż za niecałe półminuty już nie będzie sam w łazience. Jak zwykle, miał racje.

- Phil... Tak się bałam o ciebie - odparła z duszą na ramieniu Amelia, wykrzywiając swoje umalowane usta w grymas ulgi. Podeszła do przyjaciela i odwróciła jego twarz w swoją stronę.- Skarbie... Prosiłam, żebyś zadzwonił.

- Po co? Mam dość durnych morałów. Zajmij się własnym życiem, a mnie zostaw w spokoju - mruknął i wyplątał się z uścisku przyjaciółki. Nie przejął się faktem, iż krew w dalszym ciągu obficie wypływała z głębokich ran. Amelia wiedziona intuicją, zerknęła w stronę rąk Philipa i zakrztusiła się powietrzem, które za szybko przedostało się do płuc.

- Matko kochana! Ty krwawisz! - krzyknęła zmartwiona i wyciągnęła z dolnej szafki bandaże oraz wodę utlenioną. Machnęła dłonią, nakazując mu usiąść na skraju wanny.- Zajmij miejsce. I będę się tobą interesować. Jesteś częścią mojego życia, tak samo jak ten palant Harry. Nie zapominaj o tym gówniarzu.
   
Amelia Sayariin należała do kobiet bardzo silnych i uzdolnionych. Odznaczała się niezwykłą odwagą oraz niewątpliwym sprytem, czym potrafiła zaskoczyć niejedną osobę. Niestety z charakteru była bardzo uparta, więc przekonanie jej do czegoś, co nie odpowiada jej poglądom bądź postanowieniami, graniczyło z cudem. Jednakże... Jak mógł nie lubić tak uroczej istoty, jak Amelia? Jej ciepło, dobroć i uczciwość przekonały go na samym początku, by się do niej zbliżyć. Od małego miał problem z ufnością wobec drugiego człowieka. Wychował się w domu bez krzty miłości. W domu pozbawionego czułości i rodzinnego ciepła. Nigdy nie zaznał miłości od rodziców, a to nauczyło go samemu brnąć przez życie. Będąc nastolatkiem w procesie buntu, okazywał każdemu jak bardzo nienawidzi tym, kim jest. Z jakiej rodziny się wywodzi i ludzi, którzy go "wychowali". Pomagał potrzebującym i przyjaźnił się z dziećmi mieszkających w domu dziecka. Nie potrzebował nic ani nikogo więcej do szczęścia. Tak przynajmniej sądził, nim na jego drodze nie stanął narzeczony jego siostry - Alexander Thompson. Osoba, która wniosła do jego życia wiele radości jak i cierpienia. Czy żałuję, że go poznał? Każdego pierdolonego dnia.

- Nie zapomnę - uśmiechnął się nikle do kobiety, przyjmując z twardą miną ostre szczypanie, spowodowane przez wodę utlenioną, którą przyjaciółka obficie polała na poranione dłonie Philipa.
   
Nigdy nie żałował, że wyjechał z Los Angeles. Wolał zostawić wszystko za sobą, mając głęboko w dupie każdego człowieka, związanego w jakikolwiek sposób z jego przeszłością. Usunął wspomnienia z poprzednich lat, żyjąc beztrosko. No... Prawie. Niestety, serce w dalszym ciągu pragnęło ukochanego mężczyzny przy swoim boku. Bolało jak cholera. Ale musiał postąpić tak, jak postanowił, już wiele lat przed poznaniem Alexandra.
   W wieku osiemnastu lat uciekł z domu, wsiadając do samolotu lecącego na całkiem inny kontynent. Koniec świata, ma wiele postaci oraz imion, jednak nie powinien być od kojarzony z filmem o Armagedonie i unicestwieniu ludzkości. Dlaczego wybrał Japonię? Może dlatego, że piękno głównych, czterech wysp, wręcz przyciągało do tego państwa. Stawiał również na opcje, że Azja, a tym bardziej Japonia była ostatnim miejscem, gdzie rodzina mogłaby go szukać. O ile w ogóle go szukali.

- No. Skończone. Nie rób więcej głupot, bo ci spiorę dupsko, łamago. Ah i ogól się, bo wyglądasz jak wieprz - zaśmiała się wesoło, leciutko wygładzając materiał bandaża, okalającego obie dłonie Philipa. Schowała wszystkie użyte materiały do szafki i odkręciła ciepłą wodę z zamiarem umycia rąk.
   
Macedon przypatrywał się przyjaciółce z leciutkim uśmiechem. Teraz życie, jakie wiódł było naprawdę cudowne, jednak w dużej mierze męczące. Założył własną firmę, która promowała i wydawała książki popularnych autorów. Przedsiębiorstwo świetnie się rozwijało, a jemu nie brakowało pieniędzy. Nadmiar oszczędności oddawał do domów dziecka i schronisk, w dalszym ciągu pomagając potrzebującym. Teraz śmiało i czystym sumieniem mógł przyznać, iż życie mimo, że dało mu nieźle w tyłek, teraz nadrobiło lata cierpienia.

*~~*~~*

"Musimy nauczyć się tracić. Musimy być świadomi tego, że bez względu na to, co zdobywamy, prędzej czy później to tracimy."


Rozbudowany i dobrze rozwinięty budynek, do którego wchodził Philip Macedon, mieścił się w samym centrum wiecznie zatłoczonego Tokio. Kiedyś nie znosił tłumu ludzi i zakorkowanych ulic. A teraz? Nic mu nie przeszkadzało. Nic nie wadziło i nie ściągało go do pionu. Pewnym krokiem wkroczył do budynku, już przy drzwiach ściągając marynarkę. Spodnie od garnituru idealnie opinały jego szczupłe nogi, a biała koszula wsadzona za pasek, schludnie prezentowała się z parą brązowych szelek.

- Witam, panie dyrektorze - przywitała się uprzejmie z szefem, młoda blondynka stojąca za ladą z dużym szyldem "Recepcja". 

Uśmiechnął się miło w stronę dziewczyny, poluźniając ciemny krawat. Nigdy nie lubił tego cholerstwa. Preferował muszki, jednak jego ulubiona zaginęła w akcji i za Hiroszimę nie mógł jej znaleźć. Zdecydowanie musiał dokupić kilka egzemplarzy, bo naprawdę w końcu szlag go trafi.
   Wsiadł do windy, w której stał już jeden z pracowników z całym naręczem różnych dokumentów. Na widok właściciela budynku, przywitał się uprzejmie, zostając obdarowany miłym dla oczu uśmiechem, dwudziestopięcio latka. Podciągnął mankiety koszuli, aż do łokci, poprawiając od razu włosy, wpadające mu do oczu. Nie zwrócił większej uwagi na chłopaka, który z niedowierzeniem wpatrywał się w jego ręce. Zdawał sobie sprawę, że wykonując tego typu pracę, tatuaże na jego ciele nie są wskazane. Jednak jego firma, więc może robić co mu się żywnie podoba, prawda? Na czas pracy, ściągał kolczyki, ale tatuaży się nie pozbędzie.
   Wyszedł z windy dopiero na dwunastym piętrze, ostatnim, a zarazem przeznaczonym tylko dla jego gabinetu i osobnej kuchni. Sekretarka z którą miał zaszczyt pracować od początku swojej przygodny z wydawnictwem, czyli od jakiś pięciu lat, natychmiast wstała, witając się i podążając do kuchni, by zrobić właścicielowi kawy. Codziennie odprawiała ten sam rytuał od lat, więc nie musiał jej przypominać jaka kawę preferuję. Czarna, mocna z jedną łyżeczką cukru i średnią ilością mleka.
   Wszedł do gabinetu i natychmiast zdębiał, wpatrując się w osobę wygodnie rozłożoną w jego miękkim, obitym czarną skórą, fotelu.
-
 Harry, zastanawia mnie jedna rzecz... Jak się tu dostałeś? - zapytał Philip, odkładając obok biurka swoją teczkę z dokumentami. Chłopak, poproszony o odpowiedz, uniósł swoje ciemne ozy na wysokość twarzy Macedona i uśmiechnął się czarująco.

- Twoja śliczna sekretarka mnie wpuściła. Wmówiłem jej, że czekasz na te dokumenty - podniósł do góry plik papierków.- I pilnie muszę je przypieczętować i podpisać. Wystarczył jeszcze uroczy uśmiech i już babeczka wpadła - zaśmiał się triumfalni, okręcając się na fotelu, wokół własnej osi kilka razy. Philip westchnął tylko, nie komentując zachowania przyjaciela. Żadna reprymenda na niego nie działa, a krzyki nic by nie wskórały. Niepotrzebnie przykułyby uwagę.

- Dobrze, ale co to w takim razie za papiery? - skinął głową na kartki, przywieszając marynarkę na oparcie drugiego fotela, stojącego naprzeciwko biurka. Rozwiązał jeszcze do końca krawat, który położył na stoliku do kawy, zajmującego miejsce po prawej stronie gabinetu, razem z białą kanapą.

- W sumie przyszedłem do ciebie tylko z jednym dokumentem. Reszta tych kartek, to tylko nie potrzebne świstki, które zostały mi z ostatnich lekcji historii na studiach. Ale mniejsza. Podejdź tutaj - uśmiech Nolana , był jednym z tych specyficznych, wróżących same kłopoty.

- Jeżeli to dotyczy występu w filmie porno, to od razu informuje, że to nie przejdzie - zaznaczył, ponieważ znał pomysły Harrego i wiedział, do czego jest zdolny chłopak.

   Ten słysząc niedorzeczność zdania, jakie wypowiedział Philip, przewrócił tylko oczyma. No, bez przesady! Może i Macedon należał do bardzo przystojnych ludzi, jednak niech nie zapędza się w marzeniach. By zostać gwiazdą porno, trzeba mieć w sobie duży pokład umiejętności aktorskiej. On nie potrafił nawet ukryć, kiedy czyje się jak wymiętoszona szmata, a oczekuje od niego kontraktu na wystąpienie w dobrym pornolu. Chociaż... Gdyby popytał, to kto wie... Był naprawdę wpływowym człowiekiem, mimo swojego młodego wieku i nieukończonych jeszcze studiów.
   Philip podszedł do biurka i wziął w dłonie dokument, jaki podsunął mu pod nos Harry. Czytał każde słowo bardzo uważnie, a z razem z mijającymi minutami, oczy dyrektora rozszerzały się cal po calu.

- Że... Co? - wydukał zszokowany, wpatrując się w szczęśliwy profil przyjaciela. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła sekretarka Philipa, niosąca filiżankę z pachnąca kawą i szklankę soku pomarańczowego.

- Nie wiedziałam co panu podać, a nieuprzejmie jest, by niczym nie poczęstować - odparła krótko ścięta kobieta, z brązowymi włosami i eleganckim strojem. Odłożyła wszystko na biurko i wyszła z pomieszczenia, postukując swoimi butami na wysokim obcasie.

   Nolan natychmiast sięgnął po szklankę i opróżnił ja do połowy, wzdychając cucho z przyjemności.

- Uwielbiam soki, świeżo wyciskane. Ta twoja sekretareczka jest całkiem w porzo. Myślisz, że ma chłopaka? Nie wygląda na kobietę po trzydziestce. Dałbym jej max dwadzieścia pięć lat.

- Liczy sobie dwadzieścia trzy lata i nie ma chłopaka. Ma dziewczynę, która jeździ na motorze i nie lubi, jak ktoś się przyczepia do jej dziewczyny - odparł z wrednym uśmiechem, powodując tym samym nieprzyjemny grymas na twarzy studenta.- A teraz wyjaśnij mi... Co to kurwa ma znaczyć?! - krzyknął, kładąc kartkę z powrotem na biurko.

- Zaproszenie na sesje zdjęciową. W końcu ktoś docenił twoje tatuaże, oraz kolczyki. Anglicy chcą z tobą przeprowadzić krótki wywiad, a później porobić ci kilka fotek do magazynu "Styles". Będąc twoim agentem, często dostaje różne propozycje. Jak dotąd żadna mnie nie zainteresowała, ale ta tutaj, to istne cudeńko. Zapewnia dużo kasy, a ty wypromujesz do tego swoją firmę. Nie wspominając już, że widząc cię na magazynie tak popularnej gazety, dostaniesz pewnie jeszcze niejedną propozycje by pracować jako model. To co? Podpisujesz? - zatarł ucieszony rączki, podając długopis przyjacielowi.

- Ocipiałeś? Nie nadaje się - mruknął, ale chwycił w palce przedmiot. Nie mógł powiedzieć, że nie chce dodatkowej pracy. Przydadzą mu się pieniądze, ponieważ chciał je zagospodarować na dom dziecka, który ma fatalne warunki do życia.

- Podpisuj, a nie gadasz pierdoły. Wiesz co to dla nas oznacza? Dla ciebie? Otwierają się dla ciebie nowe furtki przyjacielu. Radze korzystać - odpowiedział z przejęciem, chcąc jak najlepiej dla Philipa. Druga tak atrakcyjna oferta może się nie nadarzyć! Zaśmiał się szczęśliwy, gdy ładna, czytelna parafka należąca jako indywidualny podpis Philipa Macedona, zaistniała na skrawku papieru. Wstał z fotelu i ucałował oba policzki mężczyzny.- Jesteś wielki. Umówię cię na spotkanie. To ciał - pożegnał się, chwycił dokument w dłonie i wybiegł z gabinetu, jakby się waliło i paliło.

*~~*~~*

W przeciągu miesiąca, załatwił wszystkie sprawy, jakie dotyczyły jego pracy. Wydał trylogie znanej i cenionej autorki, załatwił wszystkie dokumenty na poczcie oraz... Wystąpił w sesji zdjęciowej do magazynu "Styles". I niech go cholera weźmie, ale naprawdę mu się to pozowanie podobało. Nie dość, że uzbierał naprawdę dużo pieniędzy, które w całości przeznaczył na dom dziecka wymagającego remontu, to jeszcze dostał już trzy kolejne propozycje na inne sesje. Harry cieszył się jak głupi, gdy oznajmił Amelii, jaki to on inteligentny i wpływowy. Dostał w łeb od przyjaciółki, która wręcz warknęła na niego, że to zasługa samego Philipa. On tylko w niewielkim ułamku przyczynił się do sukcesu Macedona. Oczywiście chłopak był oburzony słowami kobiety, jednak nie zamierzał wdawać się w kłótnie z kobietą. Zwłaszcza kobietą o imieniu Amelia, a nazwisku Sayariin.
   Wszystko układało się dobrze. Kolejne pokazy szły znakomicie, a Philip przekonał się, że przy błyskaniu fleszy czuje się wolny i wyzwolony. Po wybiegach poruszał się z gracją, jednak przy tego typu pracy nie czuł się komfortowo. Oczy setki osób, wpatrzone tylko w jego sylwetkę, nie było czymś, co lubił. Przypominały mu się czasy nastoletnie, gdy wtedy takie spojrzenia wyrażały niechęć i odrazę. Co prawda, te, gdy szedł po wybiegu przedstawiały zachwyt i oniemienie, niemniej jednak, zrezygnował z tego typu pokazów. Wolał pozować do zdjęć i prezentować się nienagannie.
   Wydawnictwo dzięki takiej popularności, zyskało wielu sprzymierzeńców i nowych autorów, co pomogło rozwinąć jeszcze bardziej sieć gospodarczą i rynkową. Pieniądze, jakie zarabiał, w większej mierze były przeznaczone dla osób potrzebujący, czy też schronisk dla zwierząt. Lubił pomagać i właśnie z tej dobroci serca, słynęła jego osoba w mediach, gazetach i magazynach. Zakupił również nowy dom dla Amelii, która z początku bardzo się opierała, jednak Philip zagroził, że jeżeli nie przyjmie urodzinowego prezentu, nie będzie chciał z nią rozmawiać. Zadziałało. On był szczęśliwy, ponieważ osiągnął wiele w życiu, wbrew przekonaniom ojca, Amelia uradowana z nowego lokum, a Harry wniebowzięty za spełnienie się w roli agenta. Wszystko układało się znakomicie, a Philip wręcz zapomniał o dawnym cierpieniu. 
Jednak czarne chmury zaczęły się zbierać nad miastem Tokio, a szczególnie przy Philipie Macedonie.

*~~*~~*

Listopadowa pogoda przyprawiała mieszkańców Japonii o zawrót głowy. Potężne wiatry wywołujące wiele zniszczeń, obfite ulewy przyczyniające się do powodzi, oraz  mróz panujący na dworze, były istnym utrapieniem. Jednakże Japończycy już dawna przyzwyczaili się do tak dużych załamań w pogodzie. Sam Philip, mieszkając tutaj już prawie od ośmiu lat, przywyknął do tego typu spraw. Teraz marzył jedynie o bezpiecznym dotarciu do domu, zagrzaniu mleka, zajęciu miejsca na kanapie i obejrzeniu kolejnego odcinka Hannibala, siedząc pod ciepłym kocem. Aż westchnął na to wyobrażenie. Jeszcze tylko pięć minut drogi.
   Wjechał na podjazd, otwierając specjalnym pilotem drzwi do garażu. Zaparkował białego Bentleya i zamknął klapę garażu, wchodząc do domu. Nie przejął się dwoma samochodami, stającymi niedaleko jego domu. Zdjął buty i skierował się do łazienki. Pragnął wziąć gorącą kąpiel i zasiąść  spokoju w salonie. Garnitur, w jaki był ubrany zdjął i położył na szafeczce. Jutro odniesie go do pralni. Miał dwa garnitury i każdego dnia zmieniał je, dopóki nie wyblakną bądź nie zniszczą się nadto. Po co kupować kolejne, skoro posiada się już dwa? Nie rozumiał niektórych biznesmenów, którzy mieli cała garderobę garniturów. Po co im to do życia potrzebne? Nie dość, że strata pieniędzy, to jeszcze wiele nerwów z dopasowaniem kompletu do siebie w razie jakiegokolwiek wypadku.
   Po odprężającej, gorącej kąpieli, ubrał się przylegające do ciała, ciepłe, szare dresy, oraz biały podkoszulek. W domu grzał, więc było naprawdę gorąco we wszystkich pomieszczeniach. Kierował się właśnie do kuchni, gdy rozbrzmiał dzwonek przy drzwiach. Zaskoczony zerknął na gadzinę. Dochodziła siedemnasta. Kogo przywiało o tej porze? Amelia dopiero za godzinne kończyła prace, a Harry wspominał coś o napisaniu nudnego referatu. Wzruszył ramionami i podszedł do drzwi, odganiając od siebie rudego kota.

- Zmiataj stąd pokrako. Wiesz jaka jest na dworze pogoda? Zginąłbyś gburze - kot miauknął głośno, jakby w upomnieniu za kopniecie i podreptał do salonu. Philip westchnął i otworzył drzwi. 
Na ganku stały cztery osoby, ubrane w puchate płaszcze, szalki, rękawiczki oraz czapki. Widząc ich twarze, wręcz zapowietrzył się z wrażenia, oddychając nierównomiernie. Niewidzialna dłoń ścisnęła boleśnie jego serce, a źrenice powiększyły.

- Witaj, synu.


 *~~*~~*



Dziękuję mojej Miku Nao  z całego <3, która jest autorką tego shota.  " Odruch serca" można również przeczytać na jej blogu. http://opowiadania-misiaczka-yaoi.blogspot.com/
Shot... Według autorki  właśnie tak powinno zakończyć się opowiadanie "Ukryta Miłość"


Wiem, wiem... Nawaliłam. Rozdział powinien pojawić się tydzień temu? Obiecuje, że pojawi się na dniach. 
Także mam nadzieje, że nie opuścicie bloga, i będziecie czekać na dalsze losy Philipa i Alexandra, oraz Yukimury :)

Ps. Miku Nao 암 Nie każ długo czekać na drugą część " Odruch serca", dobrze? I nie wiesz jak bardzo się ciesze, że moje opowiadania podobają Ci się, że powstają z nich Shoty :*

1 komentarz:

  1. Ah, za tydzień kolejna część xD Mam nadzieję, że wytrwasz. I pewnie jeszcze powstanie shot z opowiadania "Mój świat".

    OdpowiedzUsuń