niedziela, 4 października 2015

Ukryta Miłość - 17





- Tatusiu…!- zapłakał pięcioletni chłopczyk, stojący przy dużej choince.

Po chwili do salonu wszedł mężczyzna przywołany płaczem syna.

- Phil?- kucnął przed dzieckiem, ścierając z jego policzków łzy – Czemu płaczesz maluszku?- zapytał zatroskany – Uderzyłeś się?- chłopiec potrząsnął główką – To powiedz tacie, co się stało – zachęcił, przytulając go do swojej umięśnionej klatki.
Nie odsuwając się od ojca chłopczyk powiedział mu, dlaczego płacze. Lecz przez szloch malucha nie zrozumiał ani jednego słowa. Odsunął go na długość ramion.
- Uspokój się – powiedział ciut ostrzej by syn go posłuchał – I powtórz, bo nie zrozumiałem – uśmiechnął się ciepło do malucha.

- Bo…- pięcioletni Philip zacisnął piąstki, próbując nie płakać – Eli… Powiedziała…- zapłakał krótko – Że… Święty Mikołaj… Nie zostawił… Dla mnie… Prezentu!- jak tylko skończył po salonie rozniósł się płacz dziecka.

Pan Macedon odetchnął z ulgą, bo myślał, że stało się coś gorszego. Od kiedy chłopiec rozumiał, co się do niego mówi, Elizabeth w święta robiła mu ten sam żart. Wstawała wcześniej, by schować brata prezent i wmówić mu, że nic dla niego nie ma. A ten dawał się nabrać i zaczynał płakać.

- Synku…- odezwał się, gdy chłopiec przestał płakać. Wstał i wziął malucha na ręce. Ten wtulił zapłakaną i zasmarkaną twarz w zagięcie szyi ojca, który głaskał go po plecach – oczywiście, że Mikołaj zostawił dla ciebie prezenty – zapewnił go. Phil szybko uniósł główkę, i spojrzał na ufnie na mężczyznę.

- Tak..?- zapytał z nadzieją w głosie.

- Jak najbardziej – wspiął się po schodach idąc do swojej sypialni, a tam skierował swoje kroki do łazienki. Posadził syna na szafce, odkręcił wodę. Zamoczył ręce, i delikatnie stał smarki jak i łzy z twarzyczki syna. Opukał dłonie, i sięgnął po ręcznik

- To…- chłopczyk przerwał, pozwalając tacie na wytarcie buzi – dlaczego nie ma ich pod choinką?- dokończył, gdy mężczyzna odwiesił ręcznik na miejsce.

- Szkrabie ty mój kochany – powiedział czule, po czym ucałował go w nosek – Może poszukamy w twoim pokoju?- zaproponował, stawiając go na nóżkach.

- W moim pokoju?- zapytał zdziwiony propozycją taty – Mikołaj zostawia prezenty pod choinką!- tupnął małą nóżką.

- Co wy tu robicie?- do łazienki weszła młoda kobieta. Philip widząc swoją mamę podbiegł do niej, obejmując jej nogi.

- Kochanie…- Patrick podszedł do żony – oszaleje przez te dzieci!

- Elizabeth?- zapytała, domyślając się o co chodzi – Idź i daj je pod tą w jadalni – powiedział tajemniczo do męża – A ja go przebiorę – podniosła syna – Wciąż jest ubrany w piżamę – wyszli z łazienki, a następne z pokoju.

- Jesteś aniołem, kochanie – pocałował żonę w usta, i zbiegł po schodach, by poszukać córki i prezentów syna.

Kobieta udała się do sypialni syna. Pokój chłopca był niczym plac zabaw. Łóżko piętrowe, na które wchodziło po drabince, a schodząc zjeżdżało się ze ślizgawki. Pod łóżkiem wisiała huśtawka. W kącie pokoju stała skrzynia, która wyglądała jak skrzynię piratów, w której schowane były zabawki. Środek pokoju zdobił puszysty dywan, w kształcie piłki nożnej. Pod ścianą stał mały stolik i cztery krzesełka. Mały regał, na którym leżały bajeczki, kolorowanki, kredki i oraz mnóstwo rzeczy, które pozwalały rozwijać wyobraźnie malucha. Kobieta podeszła do trzydrzwiowej szafy, szukając odpowiednich ubrań. Postawiła synka, który pobiegł na łóżko. Wspiął się po drabince, i stanął, opierając się o barierkę, która miała chronić go przed wypadnięciem z łóżka podczas snu.

- Chodź, skarbie – poprosiła, gdy znalazła ubrania.
Chłopczyk zjechał po ślizgawce, i podbiegł do mamy po drodze ściągając górę od piżamy.

- Nie chcem tego!- wykrzywił usteczka, widząc białą koszulę i czarne spodnie.

- Skarbie…- ubrała mu koszulę – dziś jest wigilia…- zacz
ęła zapinać guziczki – dlatego trzeba ładnie wyglądać – zsunęła mu spodnie.

- Ale tylko dzisiaj?- podniósłżkę, a później drugą by jej ułatwić ubieranie.

- Tak – zapewniła, kończąc ubieranie syna – Idziemy.

Chłopiec wybiegł z pokoju, biegnąc do jadalni, gdzie siedziała cała rodzina.



Nastolatek zapłakał cicho, nie otwierając zaspanych oczu. Po dziś dzień, pamiętał jak bezpiecznie czuł się w objęciach ojca. Pamiętał jak troszczył się o niego, martwił i przytulał, gdy zrobił sobie krzywdę. I dwa słowa, których nigdy nie zapomni.

- Kocham cię – mówił po przeczytaniu bajki na dobranoc. Całował go w czółko, życzą mu słodkich snów.

I tylko te wspomnienia pozwalały mu wierzyć w to, że ojciec wciąż go kocha.


OoO


Zawsze po takich snach czuł dołek psychiczny. Nie miał ochoty na wyściubienie nosa spod kołdry. Jednak wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, bo miał obowiązki, choćby takie jak szkoła. Do jadalni wszedł z opuszczoną głową. Przy stole siedział pan domu, pijąc poranną kawę, czytając gazetę.

- Dzień dobry – przywitał się pierwszy.

- Witaj synu – odpowiedział, podnosząc czujny wzrok na syna – Stało się coś?- złożył gazetę, skupiając całą uwagę na nastolatku.

- Nie – okłamał ojca, nalewając sobie herbaty do kubka. Na usta cisnęły mu się inne odpowiedzi, ale nauczył się, by ukrywać swoje prawdziwe uczucia.

- Synu…- głos mężczyzny, choć zimny to słychać było troskę – przecież widzę, że…

- Widzisz?- przerwał ojcu, wstając z krzesełka – Jedyne, co we mnie widzisz to…- chłopak zacisnął zęby, powstrzymując się przed dalszą wypowiedzią.

- No słucham…- ponaglił syna – Dokończ.

- Tak bardzo się staram…- zmienił temat, cofając się kilka kroków – byś był ze mnie dumny. Byś mnie kochał, tato – spojrzał na ojca ze łzami w oczach – Ale nieważne co zrobię. Ty…- wskazał na ojca palcem – nigdy nie zaakceptujesz tego, jaki jestem. Bo dla ciebie jestem nikim – zapłakał cicho, a przed oczyma stanął mu sen. Tak bardzo pragnął by ojciec go przytulił, i zapewnił, że go kocha – I każdego dnia… Muszę żyć ze świadomością, że żywisz do mnie taką odrazę, że nie możesz na mnie patrzeć…

- Przestań synu!- pan Macedon uderzył dłonią o stół.

- … Ale najgorsze…- kontynuował, nie zwracając uwagi na wybuch ojca – jest to… Że nigdy nie będę synem jakiego pragniesz!- skończywszy, wybiegł z jadalni.

Pan Macedon oparł łokcie na stole, i schował twarz w dłoniach, by ukryć łzy, które spłynęły po policzku jak tylko nastolatek wypowiedział ostatnie słowa. W sumie to zabolały go wszystkie słowa syna. Bo dopiero teraz, gdy ten wykrzyczał mu je prosto w twarz doszło do niego jak traktował i traktuje syna.
Owszem nie mógł na niego patrzeć, ale to nie, dlatego, że go nie kochał. Bo kochał i to całym sercem. Nie czuł do niego odrazy, bo jakby mógł ją czuć skoro to on dał życie tak wspaniałemu człowiekowi?
Był z niego dumny. Dumny, bo pomagał biednym, opiekował się dziećmi, które zostały porzucone lub odebrane rodzicom. A najbardziej duma rozpierała go, widząc jak dobre serce ma jego syn. Wiele sobie odmawiał, by pomóc potrzebującym. Dokładnie wiedział, że Philip oddaje każde kieszonkowe, nie zostawiając sobie nawet centa. I, choć nie było po nim widać, że wspiera syna we wszystkim to wspierał. Wypisywał mu czeki, co tydzień, przez co Phil otrzymywał więcej pieniędzy od siostry. I choć w oczach nastolatka wyglądało, że bardziej faworyzuje córkę to nic bardziej mylnego. W niej widział swoje odbicie, mimo, że jest podobna do matki. Ona stała się taka jak on. A tego nie chciał dla żadnego ze swoich dzieci. Dlatego też całym sercem był z synem, i nie żałował mu niczego.
Wszystko sięgało o wiele głębiej, a powodem jego podejścia do syna byli jego dziadkowie. To oni spowodowali rozłam rodziny, i to oni byli winni cierpienia nastolatka. Nie potrafił powiedzieć mu prawdy, bo wiedział, że Philip kochał dziadków, i nie chciał tego zmieniać. Nie chciał, by jego syn obarczał o cały ból osoby, których już nie ma wśród żywych. To ich ostatnia wola zniszczyła wszystko. A szczególnie on niszczył swojego syna, bo nie mógł odegrać się na rodzicach, którzy zmarli, gdy Philip skończył dziewięć lat.

OoO


Chciał pobiec do Alex ‘a, i schować się w jego objęciach. Zaszyć w jego apartamencie, ale wiedział, że nie może, ponieważ mężczyzna za kilka minut wychodzi do pracy. Mógł zadzwonić, i poprosić go by został w domu, bo zaraz przyjedzie. Jednak nie chciał być odrzucony przez mężczyznę.
Jego myśli przerwał dzwonek telefonu. Wyciągnął go z kieszeni, i odebrał nie patrząc, kto dzwoni.

- Słucham?- odezwał się, gdy przyłożył urządzenie do ucha.

- Philip?- usłyszał gruby głos, który natychmiast rozpoznał.

- Jeżeli do mnie ksiądz chciał zadzwonić to tak – zażartował, idąc na przystanek – Niech będzie pochwalony…

- Na wieki, wieków, chłopcze – odpowiedział na powitanie – Philipi’e…- duchowny westchnął głośno, przez co nastolatek zaczął się lekko niepokoić. Już sam telefon od księdza zapowiadał, że coś się stało.

- Prze księdza…- powiedział nerwowym głosem, przystając – proszę powiedzieć, że Jordan jest cały i zdrowy.

- Ależ oczywiście, Philipi’e!- zapewnił go.

- Bogu dzięki – odetchnął z ulgą, wznawiając swój marsz.

- Tylko…- ksiądz znów przerwał – Lepiej będzie jak przyjedziesz – dokończył smutnym głosem.

- Ksiądz…Coś ukrywa – bardziej stwierdził niż spytał – Prawda?- dopytał, zatrzymując się na przystanku. Sprawdził, o której ma autobus, jadący do sierocińca.

- Przyjedź najszybciej jak się da, dobrze?- poprosił mężczyzna.

- Będę do godziny – poinformował go – Do zobaczenia prze księdza.

- Tak. Do zobaczenia, Philipi’e – odpowiedział, po czym się rozłączył.


oOo


Philip, kiedyś był idealnym synem, jakiego pragnął ojciec. Uczył się najlepiej w kasie jak i w szkole. Ubrania kupował u najlepszych projektantów. I wydawał pieniądze na rzeczy, których nie potrzebował. Połowę z nich leciało do śmieci po tygodniu, a inne nierozpakowane lądowały w kącie. Widząc to dziadkowie zaczęli wpajać mu wartość pieniądza. Nawet, jeśli wtedy powoli się zmieniał, i zaczął widzieć świat oczyma dziadków to ojciec nie odrzucał go. Wszystko zmieniło się w raz z ich odejściem. Nie radząc sobie z ich śmiercią, zamknął się w sobie. Nie wiele pamiętał z tamtego czasu, prócz bólu i smutku. Niewiele spał i jadł. Przez osłabiony i odwodniony organizm wylądował w szpitalu na kilka dni. Czuł się wtedy jak zombie.  Z tego otępienia wybudziło go uderzenie ojca. Nie pamiętał, z jakiego powodu dostał od ojca, ale w pamięci wyrył mu się gorszy ból niż śmierć dziadków. Wraz z wiekiem nie zmieniał się tylko jego wygląd, ale i charakter jak i spojrzenie na świat. To ojciec otworzył mu oczy, i pokazał, jakie ciężkie może być życie. Na początku chciał zrobić mu na złość. Swoje drogie jeansy pozamieniał na różnokolorowe podarte na kolanach rurki. Gustowne sweterki zastąpił na przyduże i wyciągnięte koszule, bluzy i wyblakłe koszulki. Zawsze idealne zaczesane włosy zmienił na artystyczny nie ład. I dopiero po pięciu latach zapuścił je by po roku wygolić bok i przefarbować na kolor czerwony. Wszystko robił by dopiec ojcu za to jak go traktuje i nim poniewiera. Jednak z czasem poczuł się dobrze w nowym „ja”. I tak już zostało. Po dziś dzień.
Wysiadł na przestanku. Nie pożegnał się z kierowcą, bo Nick jeździł linią 307 tylko w soboty. Z sercem w gardle ruszył do sierocińca. Przy wejściu do budynku stały cztery osoby i Jordan, który natychmiast podbiegł do nastolatka. Phil ukucnął, rozkładając ramiona. Maluch o mało ich nie przewrócił, gdy wskoczył mu na ręce.

- Jordan?- zapytał zaniepokojony tym jak chłopczyk mocno go przytulił. Sam licealista poczuł jak z nerwów zaczyna mu szybciej bić serce.

- Oni chcą mnie zabrać od ciebie – powiedział płaczliwym głosem.

- Jak to kurwa zabrać? – pomyślał, i spanikowany spojrzał na księdza. Wstał nadal trzymając w objęciach chłopca. Podszedł do duchownego i nieznanych mu ludzi – Dzień dobry – ukłonił się.

- Dzień dobry – odpowiedzieli wszyscy prócz Ojca Mercusa.

- To jest państwo Richardson – wskazał na małżeństwo – A to ich adwokat pan Hall – ksiądz podszedł do Philipa, stając obok niego – A to Philip Macedon – przedstawił ich sobie.

Licealistą skiną głową na ponowne przywitanie. Tamci tylko przyjrzeli mu się oceniająco, i uśmiechnęli się kpiąco. Nastolatek nie przejął się ich opinią, która pewnie nie była koniecznie na jego korzyść.

- Państwo są tu po to, bo chcą adoptować Jordana, Philipi’e – wyjawił w końcu cel ich spotkania.

- A-Adoptować?-  powtórzył nie wierząc czy dobrze usłyszał.

- Tak – uśmiechnął się pocieszająco do chłopaka – To przyjaciele pana Thompsona.

- A-Alex ’a?











4 komentarze:

  1. Ach to będzie się działo:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Błagam, wstaw szybciej rozdział, bo normalnie wykituje o.o
    W jednym rozdziale, tyle informacji! Wpadłam na pomysł na one-shota xD I niestety, ale bynajmniej nie kończy się szczęśliwie... Ale o tym później.
    W końcu ojciec Philippa się opamiętał, jednakże... Czy nie jest za późno?
    I Jordan... Ah!
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łojeju ;>> Mam dziwne przeczucie, że to między innymi sprawka Alexa... ;>

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, wzruszyłam się, Philip był kochany ojciec się troszczył o niego w dzieciństwie... jednak widać że jest z niego dumny i wspiera go jak bardzo docenia to że troszczy się o innych... a potem Jordan zostaje adoptowany czy to naprawdę zasługa Alexa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń