środa, 28 października 2015

Mój świat - 1




- Paniczu…- Oscar podszedł do okna i rozsunął kotary, wpuszczając do pokoju darmowe światło w postaci słońca.

- Spadaj, Oscar - jęknąłem z bólu, odwracając się na drugi bok. Nie miałem najmniejszego zamiaru wstawać. Napierdalała mnie głowa jak i całe ciało. Czułem jakby Tyson zrobił sobie ze mnie worek treningowy. W mordzie miałem jak w starym trampku. Przejechałem językiem po suchych ustach, i aż syknąłem czując pieczenie w kąciku – Przynieś mi coś do picia – rozkazałem, odwracając się na plecy, próbując otworzyć oczy – I coś na ból głowy. I na Boga, Oscar rusz du!- dodałem, słysząc jak krząta się w łazience.

Jak ja nienawidzę lekceważenia mojej osoby! Owszem ja może lekceważę innych… No zresztą ja mogę. W końcu jestem Seiichi! A tu w LA te nazwisko coś znaczy. Będąc Seiichi miałem wszystko!

- Przyda ci się ciepła kąpiel, paniczu – zaproponował, idąc przez pokój do garderoby.

- Mówiłem, że masz przynieść mi wodę, Oscar – warknąłem na niego. Ile razy mam mu powtarzać?- A nie mówić mi, co mam robić!

Odrzuciłem kołdrę, która poleciała na podłogę. Zmierzyłem ją wzrokiem zastanawiając się czy ją podnieść. A nie chce mi się! Oscar to zrobi!
Jak stary dziadek powlokłem się do łazienki, podpierając się ściany. Nie patrzyłem nawet w lusterko, nie chcąc się wystraszyć. Wszedłem do dużej wanny, zanurzając się po samą brodę. Odetchnąłem z ulgą, czując jak napięte mięśnie rozluźniają! Przymknąłem oczy, próbując sobie przypomnieć poprzedni wieczór.

Gdy uciekłem od tych dwóch chui to pojechałem do klubu mojego kuzyna. I, nie chodziłem tam tylko, że on jest właścicielem i miałem wszystko za darmo. Jak mówiłem, będąc Seiichi niczego nie można mi odmówić. Chodziłem tam, dlatego, że tylko tam sprzedawali mi alkohol. Na dzień dobry chlasnąłem na raz setkę. Czy cierpiałem z powodu zdrady? Raczej zabolało mnie to, że Junsu odjebał mi takie chujstwo! W końcu byłem jego przyjacielem, nie?! A przyjaciołom nie robi się czegoś takiego! Kurwa ja nawet nie wiedziałem, że jest gejem! Nie dość, że mnie mały jebany skośnooki kutafon zdradził to do tego mnie okłamywał! Ja mu przecież powiedziałem, że jestem homosiem, to, dlaczego on mi nie powiedział? Pierdolony fajfus! I to raczej jego zdrada bardziej mnie zabolała niż Hana. Coś go tam trochę lubię, ale nie na tyle by płakać jak zakochana nastolatka! Ale krzyż na drogę dla nich!
Po kilku wypitych setach i spalonej większej ilości fajek przyszedł do mnie barman.

- Szef prosi cię do siebie – poinformował mnie, stawiając na blacie drina zwanego „Highlander”. I wiecie, że ten barman to jedyny hetero w tym klubie? Co niezmiernie mnie cieszyło, bo nie zarywał do mnie – Na koszt firmy.

- Nic nowego – stwierdziłem fakt, biorąc z blatu szklankę. Od dwóch lat tu przychodzę i ani razu nie zapłaciłem za wejściówkę i za wszystko, co zamówiłem.
Takumi siedział w swojej loży. Było to ciemne pomieszczenie. Przypomniało wręcz pokój w burdelu. Kurewsko czerwona okrągła sofa miedzy nią stał biały szklany prostokątny stół. A pomieszczenie oświetlała lampa w kształcie penisa! Wyobrażacie to sobie? Kuzyn popijał jakieś wytrawne wino. Mocniejsze alkohole pił tylko gdy był zajebiście zły.

- Nie za dużo pijesz?- uśmiechnął się kpiąco, odstawiając kieliszek na stół.

Zajebiste powitanie. Nie ma, co!

- A co żałujesz mi?- rozwaliłem się na sofie naprzeciwko kuzyna.

- Tobie?- sięgnął po papierosy częstując mnie.

- Paliłem przed chwilą – upiłem łyka drinka. Dłoń ze szklanka oparłem na udzie, drugą nogą tupałem sobie w rytm muzyki, która o tej porze nie była tak głośnia jak wieczorami.

- I pewnie z kieliszków zrobiłeś popiołkę – to było stwierdzenie, więc nie odpowiadałem tylko wzruszyłem ramionami uważając na drina.

- Zdradził mnie – wyjaśniłem mu, dlaczego tu jestem i jaki jest powód mojego upojenia alkoholowego. Takumi zmarszczył najpierw brwi z fajką w ustach, a dopiero po chwili otworzył je szeroko, gubiąc przy tym papierosa.

- Kurwa!- szybko strząsł go ze spodni na podłogę,, i zdeptał go. Pokręciłem głową na jego wyczyn. Niezdara! A mogłem poczekać, aż napije się wina!- Z kim?  

- Junsu – wypiłem alkohol, i odstawiłem szklankę na biały blat – Nie wiedziałem nawet, że jest pedałem!- podrapałem się po włosach, robiąc na nich kurwa bocianie siano.

- Yuki…- syknął słysząc moje słowo. Nie lubi tego słowa. I za każdym razem, gdy je wypowiadałem czułem się jak skarcone dziecko. Czy on nie wziął pod uwagę, że obrażam sam siebie?

- No, co, kurwa?- warknąłem w odpowiedzi. Teraz to Junsu obrażałem, nie?- Jakby mi, kurwa powiedział to bym go tu przyprowadził i znalazł kogoś, kto by mu przeorał dupę skoro go tak swędziała!- kopnąłem w stolik, który w ostatniej chwili złapał Takumi. Jednak reszta zleciała i rozbiła się szklanka jak i butelka wina.

- Pojebało cię?- huknął wkurwiony – Wiesz ile kosztowało to wino?- dodał z wyrzutem, parząc tęsknie na plamę na podłodze.

- Oddam ci kurwa kasę!- ja mu mówię, że mnie zdradzono a on płacze za winem?- Ja ci mówię, że złamali mi serce, a ty przejmujesz się winem!- powiedziałem z udawana pretensją.

- Raczej roztrzaskali twoje wielkie jak Alaska ego!- sportował, uśmiechając się kpiąco.
No tu zgodzić się… musiałem. Bardziej wkurwiło mnie to, że ktoś ważył się MNIE zdradzić! To ja jestem ten lepszy. To ja jestem tym, którego wszyscy pragną. I to ja jestem tym, który zdradza!

- Hulk!- krzyknął tak głośno, że zagłuszył muzykę. Ów mężczyzna to barman, który po chwili ukazał się w wejściu.
I, nie. Nie był zielony jak ten zmutowany stworek. Raczej przypomina go budową ciała. czasem myślałem, że matka do mleka w dzieciństwie wsypywała mu sterydy. I przez ich nadmiar jego mózg skurczył się do rozmiaru rodzynki. Większy móżdżek miały chyba ptaszki.

- Tak, szefie – facet miał takie mięśnie, że wyglądał jakby mu zajebali arbuzy, które niósł dla siostry pod pachą.

- Przynieś wódkę Red Bull ‘a i jakieś szklanki – rozkazał pracownikowi – I niech przyjdzie tu ktoś posprzątać – dodał nim ten wyszedł. Pewnie po drodze powtarzał w kółko zamówienie by nie zapomnieć!

- Mogłeś mu to zapisać na kartce – zażartowałem, chcąc odgonić napiętą atmosferę – Ile kosztowało to wino?- wróciłem do wcześniejszego tematu, widząc jak ten posyła mi gromy z oczu. Wyciągnąłem telefon, mając zamiar napisać do Oscara by przywiózł mi kasę.

- Daj spokój – machnął dłonią, wzdychając ciężko.
Oho, chyba sobie przypomniał, że jesteśmy rodziną.

Zapamiętać…. Kupić mu wino pod choinkę!

- Nienawidzę go chuja – walnąłem ni stąd ni zowąd – Kurwa był moim przyjacielem tyle lat, więc dlaczego to zrobił, co?- spojrzałem na niego z nadzieją, że nabył jakiejś mocy medium i odpowie mi na to pytanie.

Jednak oboje wiedzieliśmy, że nie jest w stanie udzielić mi odpowiedzi. Tylko jedna osoba mogła.

- Nie wiem, Yuki – potwierdził moje przypuszczenia, patrząc na mnie zamyślonym wzrokiem.
Westchnąłem zrezygnowany jak i zgaszony wizją, że straciłem Junsu. Nie wybaczę mu tego nigdy.
Po długiej chwili od zamówienia wszedł do loży Hulk. Postawił przed nami wszystko co chcieliśmy. Dziś miał na sobie czarną ciasną koszulkę. Wystarczyło by napiął mięśnie, a koszulką pękłaby na kawałeczki. I tego samego koloru spodnie na kant. Takie stroje barmani mieli do wieczora. Później paradowali po klubie z gołymi klatami z muszką na szyi. Miało to przyciągać klientów do baru. Ten, mimo, że przystojny to był tak samo głupi jak blondynki w kawałach!

- Od dwudziestu minut czekam, aż ktoś przyjdzie tu posprzątać – przypomniał, patrząc na pracownika groźnie.

- Emm…- podrapał się po karku, rumieniąc się  – Zaraz ktoś przyjdzie – dodał potulnie, wychodząc.

- Czemu go tu trzymasz?- zapytałem ciekawy, odkręcając wódkę. Kuzyn w tym czasie polał energetyka do szklanek. Napełniłem kieliszki, i odstawiłem wódkę na stół. Muszę się nawalić. Czy wspominałem już, że lubię się upijać? Lubię, gdy alkohol krąży w mojej krwi, sprawiając, że czuję się lekki jak piórko. A wszystkie moje problemy czy smutki odchodzą na jakiś czas w niepamięć.

- To zdrówko!- Takumi podniósł kieliszek i czekała, aż ja uczynię to samo i stuknę się z nim szkłem.

- To zdrówko!- uśmiechnąłem się na samą myśl, że poczuje pieczenie w gardle i grzanie w przełyku. No to hop! Pierwszy kilonek zaliczony. Z kuzynem ma się rozumieć. Poleciało tyle kolejek, że w którymś momencie przestałem popijać i myśleć. Wypaliłem tyle fajek, że miałem ochotę się porzygusiać. Oj, ja biedny będę jutro umierał. I to tak bardzo, że odechce mi się żyć.
Gdy piłem miałem ochotę tańczyć. Dlatego też znalazłem się na środku parkietu, bez koszulki, którą ściągnąłem jeszcze w loży, bo było mi ciepło. Alkohol szumiał mi w głowie, czyniąc świat piękniejszym. Po procentach tańczyłem jak zawodowa tancerka Go – Go. Jedyna zasada, którą znali wszyscy geje z klubu to patrzymy nie dotykamy. Jednak jakiś frajer się zapomniał i złapał mnie za dupę. Moją jędrną, zgrabną dupcię! Odwróciłem się, i nim pomyślałem zajebałem kolesiowi. Ten zachwiał się lekko patrząc na mnie oszołomionym wzrokiem. Spluną krwią i oddał mi cios. Nie, nie jestem jakąś ciotą. Umiem się bronić, i potrafię równie dobrze się bić. Ale alkohol zamroczył mój umysł, i nim zdałem sobie sprawę z tego, że może mi oddać, poczułem ból na policzku. Oj, tak się bawić nie będziemy kolego! Rzuciłem się na rudego niczym futbolista broniący podającego, powalając go na łopatki. Usiadłem na niego okrakiem, okładając po piegowatej mordzie. Miał ich tyle, że nawet w tym słabym świetle było je widać. Ten jednak zrobił jakieś fiku – miku, i to ja znalazłem się pod nim, i to ja dla odmiany byłem okładany. A gdzie zasada „leżącego się nie bije?”, no ja się pytam, gdzie!? Zamiast osłaniać moją  przystojną buziuchnę, oddawałem mu każdy zadany mi cios. I chyba straciłem przytomność, bo przed oczyma zrobiło mi się ciemno.


Zerwałem się z wanny, rozchlapując wodę w koło. O mało nie wyrżnąłem na śliskiej podłodze. Podbiegłem do lustra, i…
- Kurwa!- moja piękna twarz! To teraz wiem, dlaczego boli mnie oko! Miałem pizdę wielkości Alaski! Łuk brwiowy jakby zaatakował mnie Freddy Krueger. Otworzyłem usta by upewnić się, że nie zgubiłem swoich białych, prostych ząbków, modląc się do Boga jedynego, by jednak wszystkie były. Otworzyłem gębę tak szeroko jakbym był u dentysty, leżąc na fotelu, który tak nawiasem jest wygodny. Aż mi ulżyło nie znajdując żadnego ubytku. Odetchnąłem z ulgą. W miejscu rozciętej wargi miałem opuchliznę wielkości winogrona. A na ciele w kilku miejscach pojawiły się czerwone krwiaki. No pięknie! Mam tylko nadzieje, że ten zardzewiały cap wygląda gorzej!

- Paniczu…- Oscar przystanął w rogu, wciągając mocno powietrze. Nie wiedziałem tylko jaki jest tego powód.

- Oj przestań Oscar!- zbagatelizowałem swój stan – Morda nie szklanka, nie?

- Twoja, paniczu?- podniósł brew w ten swój ironiczny sposób, wchodząc do łazienki z kompletem ubrań.

Oscar jest nie tylko lokajem, czasem zdarza się, że i moim kierowcą, ale i moim stylistą! Dba również o porządek w garderobie jak i jej uzupełnianie. Czyli jest wszystkim czego potrzebuje w jednym.

- Wytrzyj mnie – założyłem ręce na piersi i czekałem, aż to zrobi.

Oscar bez słowa sięgnął po ręcznik, i zaczął osuszać moje ciało, zaczynając od głowy. Nie, to wcale nie jest dziwne. I wcale nie czułem się zawstydzony, ani podniecony, gdy dotykał mojego tyłka czy penisa, nie pomijając jąder. Ja po prostu znałem go od dziecka. I on tak samo znał moje ciało. Dlatego też czułem się przy nim… Jak przy ojcu czy bracie.

- Skończyłem – poinformował mnie, jakbym kurwa nie zauważył! Kroki skierował w stronę ubrań powieszonych na wieszakach wrzucając po drodze ręcznik do kosza na brudną odzież. Ja za ten czas pozbyłem się ohydnego oddechu, myjąc zęby. Kilka razy syknąłem z bólu, czując jak pęka mi strup na wardze. Opukałem usta, plując wodą z krwią. – Proszę – podał mi bokserki, które w tępię ślimaka wsunąłem na dupcie. I jak bokserki miałem różnego koloru jak i w różne wzory tak skarpetki miałem tylko białe. Następnie podał mi czarne luźne jeansy, które podkreślały mój zgrabny tyłeczek do tego skórzany pasek, i koszulę koloru smoły z wzorem smoka na plecach z diamencików. Spojrzałem w lustro oceniając efekt końcowy. Mimo, iż wyglądałem bosko w moich drogich i szytych na miarę ubraniach to wszystko psuła moja pokiereszowana twarz.

- Co na śniadanie?- zapytałem, gdy poczułem jak żołądek dopiera mi się do wątroby.

- Jeszcze to – zawołał za mną, wyciągając przed siebie dłoń z przeciwsłonecznymi okularami – Twoje ulubione płatki – odpowiedział na wcześniejsze pytanie.

Oscar. Jesteś niezastąpiony!

- Dzięki – sięgnąłem po nie, wieszając je na koszuli. Wróciłem do pokoju w celu znalezienia moich cennych rzeczy w postaci telefonu, portfela i oczywiście kluczyków do samochodu.

- Oscar…!- krzyknąłem, przypominając sobie, że nie pamiętam jak wróciłem do domu.

- Tak?- zapytał, czekając na pytanie.

Oscar… Jak co dzień miał na sobie idealny czarny garnitur tego samego koloru krawat i białą koszule. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek miał inne ubranie. Długie do pasa kasztanowe, spięte w kucyk. Te zmieniły swoją długość. Oscar miał je krótkie, gdy byłem małym szczylem. Wieczorami, gdy tulił mnie do snu to bawiłem się nimi, powodując, że to on pierwszy zapadał w sen. I, choć dla mnie nie zmienił się w ogóle to w oczach ludzi, którzy go rzadko widywali powiedzieliby, że z brzydkiego kaczątka stał się łabędziem. Bo Oscar w wieku nastoletnim nosił okulary, aparat na zębach i miał dużo pryszczy. Nie żebym to pamiętał, ale mam zdjęcia. Oscar jest osobą, której nie oceniam po wyglądzie. Nie cenie go za to, co ma. I nie jest ważne, kim jest. Dal mnie jest po prostu wyjątkowy, choć dla wielu jest tylko służbą.

- Jak wróciłem do domu – zapytałem, podążając za nim do kuchni.
Tam wyciągnął z szafki miseczkę, z której jadłem płatki. Wlał do szklanki mleko i zagrzał je w mikrofalówce. Nie pytałem go o kucharkę, bo to on zawsze szykował mi śniadania, a obiad i kolacje przynosił do pokoju - A gdzie moja woda?- szybko sobie przypomniałem, co?

- Już podaje, paniczu – powiedział łagodnie, kładąc przede mną  pełną miseczkę i łyżkę - Panicza kuzyn wczoraj, a raczej dziś przywiózł do domu – postawił szklankę z wodą i lodem – Portfel leży na stoliku przy drzwiach…- Oskar oparł się pośladkami o blat, splatając ręce na piersi, patrząc na mnie karcąco za mój wybryk -  klucze wiszą w gablocie w gabinecie panicza matki, a…- przerwał zabierając puste naczynie po zupie – telefon, obawiam się, że trzeba wymienić – dokończył.

- Aha – wpatrzyłem się w blat stołu, czując się przyjemnie pełny i najedzony – To pojedziesz, prawda?- wstałem, stając krok przed nim.

- Oczywiście – obiecał, kładąc dłoń na moim policzku. Delikatnie przejechał kciukiem po spuchniętej wardze – Wiem, że masz siedemnaście lat i nie mam prawa cię pouczać…

- Oczywiście, że masz, Oscar!

- Tyle razy prosiłem byś na siebie uważał – kontynuował zawiedziony – Byś nie pił w tygodniu – pokręcił głową, widząc mój smutny wzrok. Wiedział, że to właśnie rozczarowanym głosem sprawi, że zacznę żałować swojego zachowania. Bo robiąc to, czego mi nie pozwala znaczy tyle samo, co mam go w dupie. A tak nie jest – Czy tak dużo od ciebie wymagam, paniczu?- dodał jeszcze bardziej smutniejszy głosem.
- No Oscar, no!- pisnąłem łzawym głosem. Wtuliłem się w jego klatkę, obejmując go mocno w pasie. I wybuchłem głośnym płaczek, uwalniając się od… Tak, bólu. Bo choć chciałem oszukać sam siebie to poczułem się zraniony. Ok, udaję  twardego chuja. Ale jestem przecież człowiekiem. I czuje każde bicie mojego serca. Czuje każdą obelgę. Czuję każde uderzenie. A przede wszystkim czuję  ból!
- Jak będziesz wyglądał z opuchniętymi oczyma, paniczu?- zapytał, próbując mnie rozbawić. Oboje wiemy, że czerwone oczy nie sprawią gorszego wyglądu!

- Nie dobry jesteś, Oskar – nadąłem usta – Dobijasz leżącego!- uderzyłem go lekko w pierś.

Oj, grabisz sobie Oscar!


OoO

Bardzo zaskoczyło mnie to, że nie było w szkole Junsu. To raczej ja powinienem schować się przed nimi, prawda? Co za jebany mięczak! Wskoczyć na fiuta chłopakowi swojego przyjaciela to miał odwagę, ale by przyjąć na klatę konsekwencje swojego ekscesu to nie miał! I to jest mężczyzna? Chyba tania chińska podróbka. Tak jak jego markowe adidasy!
Cały dzień chodziłem… Bałem się spotkania z Hanem. I to Junsu jest tchórzem? Miałem ochotę wybiec ze szkoły i pobiec gdzie pieprz rośnie to nie mogłem pokazać jak bardzo mnie zranili. Od wczoraj sobie wmawiam, że nie czuje nic do mężczyzny to… Nidy nie oszukiwałem się tak jak teraz. Nie kochałem go na zabój. Nie kochałem go tak bardzo by płakać po nocach. I nie kochałem go by nie wyobrażać sobie życia bez niego. To jednak polubiłem go na tyle mocno by porzuć się zranionym w takiej chwili. Przyszła pora na czwartą lekcję i czas na pokazanie temu zdrajcy jak pożałuje tego, co zrobił!
Do klasy wszedłem nie zaszczycac go nawet spojrzeniem, czego i tak nie zauważył, bo miałem okulary na nosie. Wchodząc do sali mój wzrok uciekł mi w stronę ławki, na której posuwał Junsu. Miałem ochotę złapać ją i mu nią przypierdolić! Usiadłem tak gdzie zwykle nie mając ze sobą ani zeszytu, ani książki od historii. Peszek!

- Dzień dobry – przywitał się ze wszystkim, kładąc na stole dziennik i kubek z kawą. W odpowiedzi mruknęło kilka osób. Mnie w nich nie było. Usiadłem w lekkim rozkroku. Moim zdaniem dość lekceważąco. Zaczął sprawdzać obecność. Nie odezwałem się, gdy padło moje nazwisko.

- Yukimura Seiichi – powtórzył, czekając na odzew z mojej strony.

Prychnąłem pod nosem, co spowodowało ból mojej dolnej wargi.

- Nie będę się powtarzał – w takim momencie większość nauczycieli wyjebałaby mnie z klasy za brak kultury to ten wiedział, że nic tym nie wskóra a pogorszy sprawę.

- Już to zrobiłeś – wyśmiałem go, słysząc wciągane powietrze przez kolegów i koleżanki z klasy.

Otóż. pan Han uważany był za wymagającego i surowego nauczyciela. I wszyscy uczniowie, którzy mieli z nim lekcje bali się go jak ognia. Ja oczywiście byłem i jestem wyjątkiem. Od pierwszej lekcji mu pyskuje. I tylko z jego przedmiotu miałem przeciętne oceny. I tylko na mnie był cięty. Jednak wszystko zmieniło się jednego dnia, gdy go pocałowałem. Kiedy indziej o tym opowiem. Obiecuje z ręką na sercu!

- Yukimura!- powiedział prosząco bym się uspokoił i nie wykorzystywał wczorajszego wydarzenia.

- No jestem, no!- kpiłem dalej. Ten jednak to olał, sprawdzając dalej obecność.

Teraz to wkurwiłem się jeszcze bardziej. Mnie się nie LE-KCE-WAŻY!

- Ściągnij okulary – o, i znów jestem w centrum.

- Nie – odparłem znudzonym głosem.

- Wyrzucę cię z klasy jak tego nie zrobisz – próbował MNIE zaszantażować!

- A właściwie – wstałem z krzesełka, i mało delikatnie odstawiłem je na miejsce I to tak delikatnie, że ławka przesunęła się, uderzając w oparcie krzesełka siedzącej osoby przede mną – Sam wyjdę, bo mam dość tych bzdur, które wciskasz – oczywiście nie chodziło mi o sam przedmiot. Han stał z obojętną miną, i pomyślałem, że nie usłyszał tego, co mówię. Jednak gdy zdjąłem okulary drgnął widząc moją twarz – Zadowolony?- wsunąłem je na nos, widząc łzy w jego oczach – Żegnam – i już nie miałem zamiaru przychodzić na jego lekcje. Muszę tylko poprosić matkę, by zadzwoniła do dyrektora i zapisała mnie na inny przedmiot.

- Yuki!- usłyszałem krzyk nauczyciela, zbiegając po schodach.

- Pieprz się!- odkrzyknąłem, nie zatrzymując się – I chyba nie muszę mówić, z kim?- dodałem nim wyszedłem dumnym krokiem ze szkoły.

OoO


Gdy wróciłem do domu, Oscar tylko spojrzał na mnie karcąco za zerwanie się ze szkoły, jednak nic nie powiedział. W pokoju położyłem się na moim zajebistym łóżku, od razu zapadając w sen niczym niedźwiedź.  Obudziłem się , gdy za oknem zapadł zmrok, a zegar na szafce wskazywał 19:01. Eh, przespałem prawie cały dzień. W sumie to lepsze niż urżnięcie się w trupa, i sprawianie przykrości Oscara, który okrył mnie kocem, gdy spałem. Miałem tak mocny sen,  że nie poczułem, że ściągnął mi buty. Na boso opuściłem sypialnie w celu udania się do kuchni by prosić Oscara o jakąś kolację. Schodząc po schodach usłyszałem głos tego fajfusa!

- Oskar muszę porozmawiać z Yukim – powiedział niemalże błagającym głosem. 

Pewnie myślał, że wszystko mu powiedziałem.

- Nie mamy, o czym rozmawiać – powiedziałem zimnym głosem, patrząc na niego lodowatym wzrokiem.

Oboje na mnie spojrzeli. Junsu zapłakanym i proszącym wzrokiem, a Oscar z miną „możesz mi to wyjaśnić, paniczu?”.
Oczy mojego przyjaciela były czerwone, pewnie od płaczu. Byłego, skarciłem się w myślach. Miałem ochotę podejść i go przytulić. W końcu był moim przyjacielem od dziecka. To z nim dzieliłem smutki i radości. To z nim dorastałem, odkrywaliśmy świat razem. Był moją opoką, kiedy zorientowałem się o mojej orientacji. Był przy mnie, gdy nie było Oscara.
A teraz?
Wszystko skończone. Nie wiedziałem, że można w jednej chwili kochać, a zaraz potem nienawidzić kogoś, kogo zna się od zawsze.
 Los jednak chciał inaczej i przekonałem się o tym na własnej skórze.

- Yuki... Daj mi wyjaśnić... To moja wina głos drżał mu jak by miał zaraz płakać, robiąc kilka nie pewnych kroków w moją stronę..

- Yukimura - poprawiłem go - Yuki tylko dla przyjaciół - widziałem jak po jego policzkach płyną łzy. Oscar stał i patrzył to na mnie to na Junsu - A ty już nim nie jesteś mój głos był pełen jadu.

- Nie rozumiesz…? Ja… Ja…- podszedł do mnie. Nawet nie wiem, kiedy zszedłem ze schodów. Patrzył mi prosto w oczy.- Ja Cię kocham... Nie jak przyjaciela czy brata...- nie wiedziałem, co zrobić. Otworzyłem szeroko oczy, a szczęka opadła mi po samą podłogę - Nie patrz tak na mnie! Gdybyś, chociaż raz nie był zadufanym w sobie dupkiem to byś to zauważył wykrzyczał, popychając mnie lekko - Tylko ty patrzcie jestem taki zajebisty, że rozkocham w sobie faceta starszego o 12 lat”- walnąłem go tak mocno, że się przewróciłOscar pomógł mu się pozbierać.

- Paniczu!- wtrącił się Oscar stając między nami, tworząc tarczę dla tego zdrajcy!

- Teraz to ty mnie wysłuchaj idioto!- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, wychylając się zza Oscara Gdybyś mnie kochał to byś nie zniszczył mojego związku z facetem, którego kocham…- może i kłamałem, ale musiałem go zranić bardziej niż on mnie - dla swojego widzi mi się - mówiłem głosem pełnym pogardy - I co myślałeś, że Han Cię przeleci, a ja do Ciebie przyjdę się wypłakać?! Proszę Cię chyba nie jesteś, aż tak tępy...!?- byłem w szoku. On tak myślał - Jesteś dla mnie nikim... Słyszysz nikim... A teraz- podszedłem do, Junsu i szepnąłem do jego ucha wypierdalaj z mojego życia i domu - odsunąłem się do niego o parę kroków i kiwnąłem głowa na drzwi.
Odwróciłem się, nie zwracając uwagi czy jest dalej czy wyszedł. Teraz ważniejsza była moja rodzicielka, która... Stała w drzwiach od biura. No pięknie. Jak ma się coś zjebać to od razu całe moje życie. 

Zajekurwabiście!

- Ma - Mamo?!- ledwo wyjąkałem jedno słowo.





2 komentarze:

  1. Jaki piękny długi rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu, ale miałaś wenę :D super.

    Dziwne mi się czyta znów to opowiadanie, bohaterzy bardzo się od siebie różnią, są przeciwieństwem siebie !

    Barbara

    OdpowiedzUsuń