No heja Ludziki!
Wrzucam rozdział wcześniej dla mojej Dongsaeng ( ta Twoja cierpliwość... Ehh :-) ) A może dlatego, że sama nie mogę się doczekać jak zareagujecie? No to nie męczę już...
- A-Alex ‘a?
Philip spojrzał na księdza,
mając nadzieje, że to
jednak nie o jego Alex ’a mu chodzi.
- Tak –
opowiedział, żałując, że w ogóle ściągnął
tu chłopaka.
Chciał dobrze, i dać mu
szansę pożegnać się z chłopcem. Teraz patrząc na
jego rozpacz w oczach będzie bił się w pierś do końca
swoich dni. Bo ten obraz wyrył mu się w pamięci niczym zdjęcie, którego nie będzie w stanie potargać,
spalić czy wyrzucić.
- Ja nie chce
z nimi iść!- krzyknął chłopiec.
Nastolatek słysząc płaczliwy głos
malucha, poczuł jakby ktoś wyrwał mu
serce. Przytulił mocniej
Jordana, zaciskając pięści na materiale jego kurteczki. Miał go stracić? Jedyną osobę, która
go kocha taki jaki jest? Dla której
zrobiłby wszystko? Oddałby
nawet własne życie?
- Jordan…-
postawił chłopczyka na nóżkach,
klękając przed
nim – Nie płacz…- starł łzy z jego policzków,
dziwiąc się samemu
sobie skąd ma tyle siły, że się jeszcze nie rozpłakał jak dziecko –
Pamiętasz jak czytaliśmy
Pinokia?- powiedział jak Jo
przestał szlochać. Mimo iż nie
chciał się z nim
rozstawiać to wiedział, że to
dla jego dobra. Ludzie, którzy
chcą go adoptować to
przyjaciele Alex ‘a, a to
znaczy, że wybrał ich nie bez powodu.
- Tak – szepnął, by tylko Philip go usłyszał.
- I chciałeś spotkać wróżkę?
- Tak –
przytaknął. Za każdym razem jak czytali bajkę
to o tym marzył.
- Widzisz…-
mrugnął kilka razy, czując pod
powiekami łzy – to wróżka ich
przysłała…- chłopczyk
uniósł główkę, patrząc uważnie na
nastolatka – by… zaopiekowali się tobą.
Philip nie miał innego wyjścia jak
okłamać Jordan
‘a. Inaczej by nie poszedł. A na
to pozwolić nie mógł. Dzięki tym ludziom będzie
miał rodzinę. Będzie ktoś, kto będzie o niego dbał każdego dnia. A nie tylko w jeden dzień tygodnia. Będzie go
kochało więcej osób, a nie tylko on.
- Naplawdę?- spojrzał ufnie
na licealistę.
- A czy kiedyś cię okłamałem?-
pomijając, że robi to właśnie teraz.
- Nie –
niepewnie odwrócił główkę w
stronę małżeństwa. Kobieta uśmiechnęła cię ciepło do chłopca,
wyciągając swoją zadbaną dłoń. Wrócił
wzrokiem do Philipa, chcąc się upewnić czy
sobie z niego nie żartował.
- Idź, Jo –
zachęcił chłopca, zmuszając usta
do uśmiechu.
Poszedł. I, wiedział, że z nim odchodzi jego mały promyk szczęścia. Małżeństwo
wraz z adwokatem weszli do budynku, zostawiając jego
i księdza przy wejściu.
Jak tylko zniknęli z pola
widzenia, nastolatek nie wytrzymał i z
jego gardła wydobył się
powstrzymywany szloch.
Dlaczego zaufał, Alexowi? To wszystko przez niego. Gdyby go nie dopuścił do
siebie. Nie pozwolił poznać chłopca,
nadal by był z nim. A, tak
zabierają go, a on nie
może nic z tym zrobić! Położył głowę na kolanach, wplatając we włosy dłonie.
Wiedział, że tak będzie!
Alex nie miał mu, czego
zabrać, to zabrał
Jordana! A mówił, że nie
jest taki jak jego ojciec czy Elizabeth. A on mu uwierzył!
- Philipi’e…-
usłyszał
zmartwiony głos duchownego – to dla jego dobra.
- Wi-wiem –
wypłakał – Wiem!- wykrzyczał swój cały ból.
Zerwał się na
nogi, i nie patrząc na księdza, pobiegł na
przestanek. Nie przejmował się ludźmi,
którzy patrzyli na niego. Jedni wystraszeni, drudzy z troską pytali się czy
wszystko w porządku, a trzeci
jak na jakiegoś wariata. Miał ich wszystkich głęboko w dupie. Gdy wysiadł na
przestanku nie czekał na następny autobus. Nie wytrzymałby. Zaczął biec w
stronę wieżowca, w którym
mieściło się wydawnictwo. Miał ochotę rozwalić Alexowi tą śliczną buźkę, jednak
wiedział, że powaliłby go jeden cios mężczyzny. Dlatego wolał przebiec się
kilka przecznic by się jakoś wyżyć. Powoli opadał z sił, a płuca kuły go przy każdym głębszym oddechu. Już wolniejszym krokiem wbiegł do wieżowca, i od razu podszedł do windy. Wyszedł z niej już
wolnym krokiem na piętrze. Minął kobiety bez witana.
- Pana Macedon
’a nie ma!- krzyknęła sekretarka
właściciela wydawnictwa.
Wparował do
bura, Alex ’a, że szyby się lekko za trzęsły.
- Słońce?- mężczyzna uniósł głowę marszcząc brwi,
widząc nastolatka.
- Po co to
zrobiłeś?- Philip chciał najpierw dowiedzieć się całej prawdy nim wygarnie mu
wszystko.
- Zrobiłem,
co, Philipi’e?- Alex zatrzasnął
laptopa, wstając z fotela. Podniósł
słuchawkę, wciskając guziczek – Proszę mnie z nikim nie łączyć – rozkazał
sekretarce nie spuszczając z
nastolatka wzroku. Nie podobał mu się wzrok Philip’a. Widział w nim nie tylko
chęć mordu, ale i rozczarowanie. Nie wiedział, z
jakiego powodu. Przecież
wczoraj wszystko było dobrze. Siedzieli razem u niego w apartamencie. Philip
czytał książkę, a on pracował. A później razem odpowiadali na pytania, jakie
zadał mu nauczyciel. Więc, o co
do chuja zimnego chodzi? Odłożył słuchawkę, i podszedł do młodszego stając dwa kroki przed nim.
- Po co…-
Philip trzasnął drzwiami – wpakowałeś się do
mojego życia tymi drogimi włoskimi butami?!
- Philipi’e… –
Alex poczuł jak nie widzialna dłoń zaciska mu się na szyi.
- Może nie
było idealne – zrobił krok do przodu – Może nie uśmiechałem się tyle, co teraz
– kolejny krok – Ale był ktoś kto kocha mnie takiego jaki jestem!
- Philipi’e…
- Przestań w
kółko powtarzać moje imię!- pchnął Alexa na tyle mocno, że ten cofnął się po same biurko – Wiem jak się nazywam!
- Uspokój
się!- Alex nie miał zamiaru krzyczeć, ale nie mógł pozwolić by chłopak
traktował go jak gówniarza. Ma w końcu trzydzieści pięć lat a nie piętnaście – I
wytłumacz, o co ci chodzi!
- Żałuje, że dałem ci się poznać – powiedział smutnym głosem. Alex słysząc to poczuł jak pęka mu serce. W innym wypadku po prostu by go przytulił, a tak… Zostało mu wysłuchanie żalów nastolatka do końca – Ale tak się mnie uczepiłeś!- uśmiechnął się. Jednak nie był to uśmiech radości, a pełen smutku – Myślałem, że nie jesteś taki jak mój ojciec i siostra…- nastolatek przeczesał nerwowo włosy – Mimo, że cię odrzucałem ty nadal uparcie starałeś się mnie poznać… Choć Bóg mi świadkiem, że nie miałem bladego pojęcia dlaczego, bo… Przecież nie miałem i nie mam ci nic do zaoferowania…- rękawem starł łzę – Ale ty wracałeś za każdym razem jak bumerang! To pomysłem, że jednak… Naprawdę chcesz poznać prawdziwego mnie…
- Tak było i
jest Philipie – powiedział twardo, opierając się pośladkami o blat biurka,
spalając ręce na
piersi.
- Tacy jak wy…-
Philip cofną się kilka kroków,
jakby bojąc się, że Alex zaraz podejdzie i go przytuli. Przepadłby wtedy, i nie
skończyliby rozmowy – niszczą ludzi, gdy tylko dostaną to, czego chcą…
- I co takiego
dostałem od ciebie, Philipi’e?- Alex przybrał swoją wypracowaną maskę chłodu, i opanowany ton głosu. Musiał
ukryć jak bardzo raniły go słowa nastolatka. I ten płaczliwy głos sprawiał, że
ciął jego serce jak żyletka.
Chłopak, aż
wzdrygnął się słysząc Alex ’a pytanie. Nic od niego nie dostał?
- Pozwoliłem ci się poznać!- powiedział z wyrzutem –Ale jak widzę to nic dla ciebie nie znaczy!- nastolatek już nie
płakał. Teraz było mu przykro, że Alex tego nie docenił. Nikt, dosłownie nikt
nie poznał go tak jak mężczyzna. Tylko dla niego zburzył mór, który budował, od kiedy odrzuciła go własna rodzina, i stawał się mocniejszy po wykorzystaniu przez przyjaciół. Jednak
każdy uśmiech Alex ‘a… Każde zapewnienie, że jest tu dla niego… Każdy uścisk
mężczyzny sprawił, że pękł, tym samym otwierając się przed nim.
- Mylisz się, Philipi’e!- nie, o nie. Nie pozwoli mu wmówić, że nic dla niego nie znaczy
– Jeśli myślisz, że okazuje jakiekolwiek uczucia innym to się grubo mylisz!- no
nie wytrzyma zaraz i zdzieli chłopaka po twarzy – Czy widziałeś abym uśmiechał
się do twojej siostry? Bym patrzył na nią czułym wzrokiem? Przytulał ją?-
zadawał pytania, nie czekając na odpowiedź
- Albo bym rozmawiał z twoim ojcem tak swobodnie jak z tobą?- podszedł
do Philipa, łapiąc w dłonie jego twarz – Nie wiem, co zrobiłem, że twe serce jest
pełne wątpliwości - Alex pierwszy raz od lat poczuł jak pieką go oczy, a widząc
smutny i zatroskany wzrok to penie w jego oczach pojawiły się łzy.
- Zabrali mi go!- wyrwał się z uścisku – I to przez ciebie!
Alex odwrócił się do niego plecami, by nie widział jak bardzo zawiódł się
na nim. Myślał, że Philip ucieszy się, że znalazł ludzi, którzy adoptują
chłopca. Którzy będą go chcieli mimo jego przeszłości. Którzy pokochają malucha
tak samo mocno jak nastolatek. Którzy sprawią, że dziecko zapomni o każdej krzywdzie,
jaka go spotkała, a wszystkie złe wspomnienia zastąpią masą dobrych. Widząc
Philipa zrozpaczonego, złego i pogrążonego w smutku wiedział, że popełnił błąd.
Błąd, którego nie naprawi, bo nie zostanie mu on wybaczony. A nie wybaczając mu
tego, straci go. Akurat w momencie, gdy zaczął… Oparł zaciśnięte dłonie w pięści na blacie
biurka, i pochylił się, opuszczając głowę, by ukryć swoje łzy, które kapały z
policzków na dokumenty. A mokre plamy, robiły się coraz większe z każdą kroplą.
- Ze wszystkich rzeczy, jakie mnie spotkały…- odezwał się Philip po
dłuższej ciszy jaka między nimi nastała – Żałuje, że cię spotkałem…- nie, wcale
nie mówił prawdy. Kłamał tylko po to by Alex wiedział jak bardzo sam cierpi – I
cię poznałem – powiedziawszy to, otworzył drzwi, zamykając je za sobą. To samo
robiąc ze swoim sercem. Już nie raz został skrzywdzony tak samo mocno jak
teraz, więc i tym razem da sobie radę.
No to pojechał po bandzie i już chcę wiedziec co dalej...o
OdpowiedzUsuńO ja pierdziu O.o
OdpowiedzUsuńChcę kolejny rozdział! Matko kochana! Ile emocji!
Nie każ nam długo czekać!
Bingo ! Tak myślałam. Ale z pewnością to obgadają na spokojnie i będzie zaś buzi, buzi. :D
OdpowiedzUsuńBarbara
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, ile emocji, teraz to tak jakby krok w tył... rozumiem Alexa chciał dobrze dla małego, ale właśnie i Jackob przyzwyczaił się do Philipa kochał go tak jak starszego brata i dla samego Philipa Jackob był jak młodszy braciszek... wiele przykrych słów tutaj padło i sam Alex źle się sie poczuł jak widział i słyszał te słowa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka