czwartek, 7 stycznia 2016

Ukryta Miłość - 27




Hejka!
Wrzucał rozdzialik wcześniej. Mam nadzieje, że to poprawi Ci humor, Natalio :*





- Weź moje rzeczy –  Elizabeth poleciła swojemu kierowcy, wysiadając z samochodu jak na damę przystało. Wzięła w dłoń torebkę kopertówkę w kolorze zielonym, dopasowanej do butów na wysokiej szpilce. Nosiła je tylko, dlatego, że po matce odziedziczyła nie tylko urodę i figurę, ale i niski wzrost. Tak mogła dodać sobie kilka centymetrów i nie czuła się jak karzełek. Poczekała przed wejściem, aż kierowca otworzy jej drzwi. W holu czekał lokaj. Tak jak na każdego członka rodziny. Podała mu torebkę, i pomógł jej ściągnąć letni płaszczyk – Czy jest mój narzeczony?- zapytała wchodząc w głąb domu. Uniosła dumnie głowę pokazując swoją wyższość nad mężczyzną.
- Nie ma – odpowiedział, idąc za młodą kobietą.
- A czy jest mój brat?- dopytała, wchodząc po schodach, a za nią podążał lokaj.
- Nie ma - odpowiedział, zatrzymując się przed pokojem Elizabeth - Jak w każdy poniedziałek, środę i sobotę – dodał, podając jej rzeczy.
- Przynieś mi wodę z miętą i kilkoma kostkami lodu – poleciła, wchodząc do pokoju. Tam na łóżku położyła okrycie i torebkę.
- Oczywiście – odparł posłusznie, zamykając drzwi.
Usiadła przy toaletce, sięgnęła po szczotkę, i patrząc na swe odbicie w lustrze zaczęła czesać włosy. Od dłuższego czasu nie podobało się jej zachowanie Alexandra. Odpychał ją, gdy przytulała się. Nie odwzajemniał pocałunków. A przede wszystkim nie uprawiali seksu. A przecież każdy mężczyzna marzy o tak pięknej kobiecie, jaką jest w łóżku! Tylko gej by odrzuciłby kobiece piękno! Ta myśl nie opuszczała ja przez długi czas, i podejrzewała, że Alexander może być gejem, ale szybko ją odrzuciła, bo przecież się z nią pieprzył. Nie, nie kochali się. A przynajmniej nie czuła jakby uprawiali miłość. Alexander nigdy nie całował jej ciała, nie pieścił jej. I nigdy nie robili tego bez prezerwatywy, i tylko dzięki niej odczuwała jakąkolwiek przyjemność, bo Alexander wchodził w nią nawet, gdy niebyła podniecona. Dopiero w trakcie robiło jej się mokro, i mogła oddać się przyjemności bez obawy o ból. Ale to było kilka miesięcy temu. Teraz… Mogła tylko pomarzyć o seksie z narzeczonym. Raz po wykładach pojechała do niego do biura tylko po to by dowiedzieć się, że wyszedł wcześniej z pracy. Kilkakrotnie do niego dzwoniła, lecz ten nie odbierał. Gdy zapytała o Alexandra jego sekretarkę, ta odpowiedziała, że wyszedł na obiad z ojcem. Nie miała odwagi dzwonić do przyszłego teścia, dlatego opuściła wydawnictwo nim tatuś ją zobaczy bądź usłyszy. W domu zawsze siedział z nimi Philip. Alexander pomagał mu z angielskiego, i nie miała jak zainicjować zbliżenia. A, gdy już zostali sami to mężczyzna dostawał sma’a, i mówił, że musi wracać do domu.
Martwiła się. Martwiła się, że nie dojdzie do ślubu i straci swojego idealnego mężczyznę. Swojego księcia z bajki.
Zauważyła również zmianę w Philipie. Nie tylko w wyglądzie, ale i w zachowaniu. Wydoroślał, od kiedy zaprzyjaźnił się z Alexandrem. Nie ośmieszał siebie jak i rodziny. Zachowywał się przy stole jak i w towarzystwie, co zdziwiło nie tylko ją, ale i ojca. Na ostatnim bankiecie reprezentował rodzinę jak na bogatego młodzieńca przystało.

***

Elizabeth stała z panem Macedonem i ich wieloletnim autorem panem Carewem, i rozmawiali na swobodne tematy. Gdy nagle dołączył do nich Philip wraz z Alexandrem. Nastolatek miał na sobie szary garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Elizabeth od razu zauważyła, że nie były to ciuchy od żadnego znanego projektanta, jednak wyglądał jak model z okładki. I tym razem jego fryzura i kolczyki nie ujmowały mu na wyglądzie. Wręcz przeciwnie. Sprawiały, że nie można był oderwać od niego oka. I nie zmienił się tylko absolwent liceum, ale i Alexander. Mimo, że nie zniknęła maska chłodu to jego głos był miły i przyjazny. Co Elizabeth zauważyła po pewnym czasie. I wiedziała, że duży wpływ na to miał Philip. Osobno byli tacy jak dawniej, lecz razem uzupełniali się nawzajem.
- Philipie – odezwał się pan Macedon – To jest pan Carew. Nasz wieloletni klient – nastolatek wystawił dłoń do mężczyzny – A to mój syn. Philip Macedon – przedstawił ich sobie. W końcu. Bo współpracowali oni ze sobą , gdy nastolatek chodził do podstawówki.
- Miło pana poznać – uścisnęli dłonie, posyłając sobie przyjazne uśmiechy – Wiele o panu słyszałem – dodał.
Ojciec posłał mu ostrzegające spojrzenie,
- Mnie również – odpowiedział pan Carew – I mam nadzieje, że dobre rzeczy?
- Cała trójka pana zachwala -  naciągnął nieco prawdę. Philip nie znał go osobiście, ale poznał z opowieści u siebie w domu jak i u Alexandra. Mimo, że właściciel wydawnictwa wydawał jego książki od nastu lat to ten autor zjadł mu najwięcej nerwów. Nie wyrabiał się z terminami. Nie stawiał się na umówione spotkania, to w dodatku często nie zgadzał się na poprawki w tekście, uważając się za najlepiej wiedzącego – Jest pan wspaniałym pisarzem – palnął bez namysłu. W myślach zaczął się jednak nieco denerwować, bo co odpowie jak zapyta, która książka mu się najbardziej podobała? Spojrzał na Alexandra wystraszonym i proszącym o pomoc spojrzeniem.
Ten w odpowiedzi uniósł ironicznie brew. Upił łyk szampana, ukrywając tym samym parsknięcie.
- Tak uważasz?- spytał podchwytliwie pisarz – To, która książka zapadła ci w pamięć?- i padło pytanie, którego się tak obawiał.
Philip przegryzł nerwowo wargę patrząc na ojca, Elizabeth i Alexandra. Ci jednak stali i czekali na odpowiedź nastolatka. Nerwowo przeczesał włosy, chowając je za ucho.
- Emm…- myślał gorączkowo nad odpowiedzią.
- Sądzę, że Philip jest tak zachwyconym wszystkimi książkami, że nie jest w stanie wybrać swojej ulubionej – z ratunkiem przyszedł mu nie, kto inny jak Alexander – To tak jakbyś kazał mu wybrać, którego z rodziców bardziej kocha, Carew.
- Tak, masz rację, Thompson – zgodził się z nim – Jestem fenomenalnym pisarzem – dodał egocentrycznie.
- Naturalnie – poparł pan Macedon, patrząc dociekliwie to na Alexandra to na syna – Dlatego większość twoich książek to bestsellery.
- Alexandrze, Philipie – usłyszeli wołanie, pana Thompsona.
- Proszę wybaczyć – powiedzieli równocześnie i ruszyli do ojca starszego. Alex pochylił się do ucha Philipa – Wisisz mi loda – szepnął, wymieniając pusty kieliszek na pełny – I nie mówię tu o lodzie ze sklepu, kochanie – uśmiechnął się zalotnie, widząc rumieńce na policzkach młodszego, który klepnął go w ramie.

Elizabeth przyglądała się im dokładnie tego wieczora. I nie spodobały się jej obserwację.

***

Odrzuciła szczotkę na blat, i szybko wyszła ze swojej sypialni, idąc do pokoju brata. Rozejrzała się po pomieszczeniu kilkakrotnie, i nie zauważyła nic podejrzanego. Podeszła do komputera i włączyła go, chcąc przejrzeć ostatnie strony, maile lub cokolwiek, co by go zdradziło. Nic. Nic nie znalazła. I historia przeglądanych stron również była czysta. Sfrustrowana wyłączyła komputer, rzucając lekko myszką. Wtedy w oczy rzucił się jej portfel brata schowany pod książką. Pewnie nie mógł go znaleźć i go zostawił. Bez namysłu otworzyła go, a szybciej upuściła. Otwarty upadł na podłogę odkrywając tajemnicę Philip i Alexandra. Przyłożyła dłoń do ust przełykając łzy upokorzenia.

OoO

- To wszystko – oznajmił wychowawca swoim uczniom – I nie odwalcie żadnej chały na koniec – dodał nim absolwenci wstali i ruszyli do wyjścia. Omawiali właśnie zakończenie roku szkolnego i rozdanie dyplomów. Ich wychowawca, choć był starszym mężczyzną to rzucał slangiem młodzieżowym lepiej niż niejeden nastolatek. I to właśnie z jego luźnego zachowania uczniowie go lubili.
 - Się rozumie, szefie!- rzucił wesoło jeden z licealistów, otwierając drzwi od klasy.
 - Samson…- zwrócił się do ucznia, zatrzymując go w progu, co spowodowało, że zrobił korek w wyjściu – Ciebie będę miał na oku!- przyjrzał się rozbawionym nastolatką. Tak, Austin Samson słynął z dowcipu, i nauczyciel trochu się obawiał co wywinie na koniec roku szkolnego – I ciebie też, Macedon!- dorzucił, patrząc na Philipa. Mężczyźnie bardziej chodziło o jego ubranie. Jasne, mieli ubrać czerwone togi, ale z nim różnie bywało. Nawet w dni ważne dla szkoły, gdy musieli mieć mundurki ten przychodził ubrany w zwykłym ubraniu. I mimo, że zwracał mu uwagi milion razy, Philip zawsze go olewał. Więc zostało mu się modlić by, chociaż raz zachował się jak na absolwenta liceum przystało!
 - Obiecuje, że będę grzeczny!- Samson przyłożył dłoń do serca, uśmiechając się niewinnie.
 - Proszę się nie martwić – Philip popatrzył na nauczyciela – Założę tą śmieszna sukienkę!- Jak na hura wszyscy w klasie, a zwłaszcza płeć męska zawyła oburzona na jego określenie ubrania – O berecie też nie zapomnę – dodał, po czym roześmiany wyszedł z klasy.
 - Goń się, młotku!- kilka kolegów podbiegło do Philipa, uderzając go w ramie. Nie było to jednak mocno, lecz w żartach.
 - Macedon, kutasie!- jeden zarzucił mu ramie na szyję, pochylając go ku dole – To toga, a nie sukienka!- i zaczął tarmosić go po włosach niczym młodszego brata.
 - Puść mnie, palancie!- odepchnął kolegę, poprawiając włosy – Jak dla mnie jeden chuj!
 - Masz wpierdol, Macedon!- zagroził w żartach, i ruszył biegiem za Philipem, gdy ten zaczął uciekać.
 Philip przez kilka sekund pożałował, że spiknęli się dopiero w ostatniej klasie. Rok czy dwa wcześniej nie mówili sobie nawet „cześć”, a teraz? Zachowywali się jak przyjaciele. A może to dzięki Alexowi? To on sprawił, że zaczął otwierać się na innych.
 - Idioci!- krzyknął za nimi Richard. Pokręcił głową na ich zachowanie. Było godne dziecka z podstawówki. Podniósł plecak przyjaciela, który odrzucił go pozbywając się zbędnego balastu. Wyszedł ze szkoły, przystając na schodach. Odetchnął głośno, wystawiając twarz do słońca. Po chwili dotarły do niego śmiechy i wyzwiska, jakimi w siebie rzucali w żartach. Dopiero, gdy opadli z sił, położyli się na trawie, łapiąc uspokajające oddechy.
 - Masz – Richard rzucił Philipowi plecak na brzuch. Ten w odpowiedzi jęknął z bólu, posyłając mu radosny uśmiech.
 - Szkoda, że to już koniec – powiedział Samson, leżąc na trawie z rękoma pod głową.
 - Szkoda?- parsknął Richard – To dobrze, że już koniec liceum!
 - No niby tak – zgodził się niechętnie – Ale to znaczy, że wkraczamy w dorosłe życie, nie?
 - I tak od tego nie uciekniesz – stwierdził Richard, siadając po turecku na trawie obok Philipa, który położył mu głowę na nogach – Powinieneś się cieszyć, że mamy wszystko ułatwione – palnął Phila w głowę, gdy ten zaczął go przedrzeźniać – Wyobraź sobie jak musiałbyś wkuwać by dostać się na Harward bądź Yale, gdybyśmy nie mieli bogatych starych.
 - No wiem, wiem – Samson odpowiedział ponuro, unosząc się do siadu – Teraz sami będziemy odpowiadać za swoje błędy, nie?
 - Inaczej się życia nie nauczysz – dorzucił swoje zdanie Philip. Wyciągnął telefon z kieszeni, gdy poczuł wibracje.

Przyjedź do wydawnictwa: od Tata

Philip schował telefon, po czym podźwignął się z ziemi. Sięgnął po plecak, zarzucając go na ramie. Nie miał ochoty jechać do ojca. Tu było mu dobrze. Wyjścia jednak innego nie miał.
 - To spadam – uścisnął z każdym kolegą dłoń – Naraziątko gamonie!- machnął im jeszcze na pożegnanie.
 - Sam jesteś gamoniem, młokosie!- odparł Richard.
 Philip pokazał im środkowy palec, wyciągając kluczyki od samochodu. Gdy go otworzył na tylnie siedzenie wrzucił plecak, i usiadł za kierownicą. Uwielbiał swój samochód. A tak dokładnie to Alexandra. Bo wszystkie dokumenty były na niego. Dlatego też jeździł tak, aby nie spowodować stłuczki czy wypadku. Tak też zamiast w półgodziny pod wydawnictwo dojechał po godzinie. Zaparkował na parkingu dla pracowników i udał się do wieżowca. Tam windą udał się  na piętro, gdzie mieściło się biuro ojca.
 - Dzień dobry, paniom – skinął głową, uśmiechając się sztucznie. Nie lubił babek i to było raczej z wzajemnością.
 - Dzień dobry – odpowiedziały równocześnie – Pana Thompsona nie ma – dodała sekretarka mężczyzny.
 Zdziwił się słysząc kobietę. Alex nic mu nie mówił, że zerwie się z pracy przed szesnastą, więc gdzie go powiało?
Zapukał w drewno, po czym otworzył drzwi. Pan Macedon siedział przy biurku, na którym panował większy bałagan niż zazwyczaj. Szkice okładek walały się po blacie, które właściciel wydawnictwa zebrał w kupkę.
 - Witaj, synu – przywitał się zimnym głosem, wstając, i idąc do regału z książkami. Wyciągnął jedną i podał synowi.
 - Cześć, tato – sięgnął po książkę, przyglądając się jej to ojcu. On chyba nie chce by ją przeczytał?- Co mam z nią zrobić?
 - Alexander dzwonił i poprosił byś mu ją przywiózł – odpowiedział, wracając na miejsce.
 - E, no spoko – odebrał ją od ojca – Coś jeszcze?- dopytał nim wyszedł.
 - To wszystko – rzekł swoim głosem, wracając do przerwanej pracy.
 Philip wyleciał z biura radosny jak skowronek. Nawet rzucił „Pa” do sekretarek oraz wypindrzonej blondynki na parterze, która nie zaszczyciła go nawet wzrokiem. Pod drapacz chmur, w którym mieszkał Alex dojechał w piętnaście minut. I tu też windą wjechał na czterdzieste piętro i pożegnał się z windziarzem jak z kolegą. Zapukał trzy razy. To był ich szyfr by Alex wiedział, że to on przyszedł. I tak jak od roku nie czekał, aż mu otworzy. Nacisnął klamke i pchnał drewno.
 - Siema, Al!- wszedł do apartamentu, nie unosząc wzroku, zamierzając ściągnąć zielone trampki. Dopiero, gdy usłyszał sapnięcie, uniósł głowę tylko po to by zobaczyć… 
Jak Alexander bzyka się z Elizabeth! Z dłoni wyleciała mu książka, robiąc mały hałas. Nie wiedział ile na nich patrzył. Sekundy. Minuty. Godziny. Dla niego to była wieczność. Nie mogąc znieść widoku, wybiegł z mieszkania o mało nie potykając się o własne nogi. Dobiegł szybko do windy chcąc uciec stąd jak najszybciej. Jak najdalej. Wciskał guziczek jakby od tego zależało jego życie. Obraz z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej rozmazany. Nie wiedział nawet, w którym momencie opadł na kolana.
 - Philipie – Alexander wybiegł z apartamentu w samych bokserkach – Philipie!- krzyknął, gdy młodszy nie reagował.
 Ten zerwał się na nogi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
 - Nie podchodź do mnie!- wrzasnął, odpychając od siebie mężczyznę – Zostaw mnie!- dodał głosem pełnym rozpaczy.
 - Porozmawiajmy – poprosił płaczliwym głosem Alexander, zaciskając pięści tak mocno, że czuł jak paznokcie wbijają mu się w skórę.
 - Porozmawiać?- zapytał niedowierzająco – O czym chcesz, kurwa rozmawiać?- Philip patrzył na Alexa zranionym wzrokiem – Które z nas lepiej się pieprzy?
 - Przestań…– poprosił, przybierając swoją maskę.
 - Które z nas szerzej rozstawia nogi?- kontynuował jakby nie słysząc starszego.
 - Philipie, proszę…- Alex próbował powstrzymać Philipa przed dalszymi słowami, które raniły go jak miliony igiełek wbijających mu się prosto w serce.
 - A może, które z nas ma ciaśniejszą dziurę, co?- jednak Philip nie miał zamiaru przestać. Nie po tym, co zobaczył.
 - Philipie, przestań, prosz…- próbował dalej lecz na darmo bo nastolatek nie miał zamiaru skończyć.
 - A może, które z nas głośniej jęcz…- nie skończył, bo Alexander go spoliczkował.
Nie było to mocne uderzenie. Nie po to by go zabolało, lecz po to by go uciszyć.
 - Przestań!- Alexander zawył niczym zranione zwierzę. Philip przełknął łzy, i podniósł zraniony wzrok nie kryjąc swoich uczuć, i tego jak Alex go zranił - A no, co liczyłeś?- zadrwił z nastolatka – Na miłość, aż po grób?- zrobił krok w stronę licealisty – Na to, że zrezygnuje ze ślubu?- kolejny krok – Że zostawię dla ciebie rodzinę?- musiał zrobić wszystko by chłopak znienawidził go za to, co powie, a nie za to, co zobaczył – Przejrzyj w końcu na oczy!
 - Zdradziłeś mnie – powiedział płaczliwym głosem Philip, cofając się.
 - Ciebie?- powtórzył chłodno – Z tego, co mi wiadomo to zdradzam twoją siostrę!- podszedł do nastolatka i złapał jego ramiona na wyciągnięcie rąk – Od początku wiedziałeś tak samo jak ja, że żenię się z nią jak tylko skończy dwadzieścia jeden lat! Więc nie rozumie, dlaczego tak zareagowałeś!
- Bo cię kocham, kretynie!- krzyknął, odpychając od siebie Alexa – Kocham cię!- powtórzył mocniejszym głosem, po czym go spoliczkował.
Philip już nie czekając na windę, pobiegł na schody. I zbiegł czterdzieści pięter w dół.
Alexander wrócił do mieszkania jak sąsiadka wyszła z windy patrząc na niego jak na zboczeńca. Westchnął cierpiąco, ukrywając swoje uczucia za maską chłodu. Teraz musi się zmierzyć z narzeczoną, która siedziała na fotelu, ubrana. W ustach trzymała odpalonego papierosa, patrząc na Alexandra zwycięskim wzrokiem. Zmierzył ją od stóp do głowy, i zdał sobie sprawę z jednej rzeczy.
- Zaplanowałaś to!- podszedł do niej, i złapał ją za włosy. Miał w dupie to, że nadal jest w samych bokserkach.
- I wyszło doskonale. Nie sądzisz?- odparła słodkim głosem. Jakby właśnie Alexander wręczył jej kwiaty, a nie robił jej krzywdę.
- Wynoś się!- syknął jej w twarz, opluwając ją. Próbował zachować kamienną twarz, ale mu nie wyszło. Złość całkowicie nad nim zaoponowała, i to tak bardzo, że gdy ujrzał na jej ustach triumfujący uśmiech, spoliczkował ją. Z ust młodej kobiety wyleciał papieros, a z rozwalonej wargi, wypłynęło kilka kropel czerwonej posoki. Po odgłosie uderzenia Alexander podejrzewał, że siniak powstanie nim wyjdzie z mieszkania.
- Myślałeś, że pozwolę z siebie robić idiotkę?- Elizabeth wstała dumna, że jej plan się udał. I choć policzek pulsował ostrym bólem to zepchnęła go na drugi plan. Musiała dokończyć swoje dzieło.
- I myślisz, że ile to trwa, co?- Alexander uważał ją za idiotkę. Nie zamierzał nawet zaprzeczać.
- Od…?- zacięła się. Wątpiła w to, że narzeczony będzie ją atakował. Liczyła raczej na to, że padnie na kolana i będzie prosił ją o wybaczenie. Sądząc po jego zaciętej twarzy i lodowatym wzroku nie zamierzał zrobić żadnej z tych rzeczy.
- Czyżby twoja pewność siebie uleciała?- zakpił, podchodząc do mahoniowego barku. Wyciągnął z niego butelkę z bursztynowym napojem i grubą szklankę. Napełnił ją do połowy, po czym upił łyka, delektując się smakiem, jak i dezorientacją młodej kobiety. 
Przeliczyła się jednym słowem. Myślała, że jest mądra? Że wygra tą wojnę?
O, nie.
Trafiła na zbyt mocnego przeciwnika. 
- Nie ważne, co powiesz czy zrobisz – odpowiedziała spokojnie, wstając z fotela. Póki stoi przed mężczyzną nie mogła okazać swojego bólu. Nie da mu tej satysfakcji. Ukryje to tak samo jak on - Za półtora miesiąca to, to mnie będziesz składał przysięgę w kościele wzięła torebkę kopertówkę pod pachę, i ruszyła do drzwi niczym królowa – I czy tego chcesz czy nie. Będziesz ze mną do końca swoich dni jak zobowiązuje przysięga.
- Masz racje – zgodził się z kobietą, idąc do niej I sam od siebie coś ci teraz przysięgnę – złapał ją za brodę, mierząc ją lodowatym spojrzeniem. Elizabeth, aż sapnęła ze strachu – Dziś po raz ostatni zobaczyłaś i poczułaś w sobie mojego chuja odepchnął ją jakby wyrzucał śmiecia Wynoś się, bo nie mogę na ciebie patrzeć!
- Jak sobie życzysz, kotku na dowiedzenia cmoknęła o w policzek jak gdyby nic się nie wydarzyło. Jakby zjedli ze sobą romantyczną kolację, a nie kłócili się skacząc sobie do gardeł.
- Muszę się upić powiedział do siebie, idąc do pełnej, jeszcze butelki. Usiadł na sofie, na której chwile temu posuwał Elizabeth. Wypił zawartość szklani jednym haustem. Nawet w najgorszym koszmarze nie przewidział takiego rozstania. Tak bolesnego i pełnego gorzkich słów. Zaszlochał głośno. Teraz sam w domu nie musiał się hamować ze swoim cierpieniem. Na samą myśl jak Philip musi się czuć miał ochotę dać sobie po twarzy. I, to kilkakrotnie mocniej niż dostał od nastolatka. Skoro sam ledwo sobie radził, to zaczął obawiać się o młodszego. W głowie zaczęły pojawiać się czarne scenariusze, które kończyły się śmiercią Philipa. I, gdyby któraś sprawdziłaby się, i coś by sobie zrobił, bez zastanowienia dołączyłby do niego. Parsknął płaczliwie na swoje myśli. Czy faktycznie byłby w stanie zachować się jak Romeo? Zaśmiał się żałośnie, zdając sobie sprawę ze swoich porównań. Choć tak szczerze to jego i Philipa miłość była równie zakazana, co Romea i Juli. Alexander wlał resztki alkoholu do szklanki. Pustą butelkę rzucił przed siebie. Ta poleciała w kierunku telewizora, który zleciał i uderzył o podłogę wraz z butelką, rozbijając się na małe kawałeczki, tak jak jego serce. I, choć mógł kupić tysiące butelek whisky, nowe telewizory, tak serce nie leżało na półce w żadnym sklepie. Może łatwiej byłoby mu gdyby swój pierwszy zawód miłosny przeszedł w wieku nastoletnim. Teraz mając trzydzieści pięć lat nie bardzo wiedział jak się zachować. Nawet miliony przeczytanych książek o miłości wydawały mu się w tym momencie zwykłą tandetną szmirą. Tym razem nie przeżuci kartki na ostatnią stronę by poznać zakończenie. Tym razem to nie doskonały autor jest pisarzem tylko on sam. On sam musi zadecydować jak skończy się ich historia.


***


Jest to ostatni rozdział. Jeszcze przed nami epilog, i koniec opowiadania " Ukryta Miłość". Co do dalszych losów bohaterów... Nie będzie drugiego tomu. A powodem tego jest mała ilość głosów. Tak, też dostosuje się do nich.

Pozdrowionka :*















4 komentarze:

  1. Po takim komentarzu nie będę komentować, ale zaczekam na epilog.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę drugi tom!
    Poprawiłaś mi humor rozdziałem, zniszczyłaś informacją, dzięki.
    Jednak przechodząc do rozdziału. Ten był cudowny! Śmieszne. Philip nie koniecznie musi się zabić. Równie dobrze może wyjechać. A to Alexandra zaboli najbardziej. Myśl, że mógłby mieć Philipa, a nie może. Taaak. To jest gorsze od śmierci.
    Czekam na epilog z niecierpliwością. Ale szkoda, że moje ukochane opowiadanie się kończy... Chce drugi tom!
    Pozdrawiam i weny ~

    OdpowiedzUsuń
  3. CO?! O.o

    Ale zjebał, brzydko pisząc... nie spodziewałam się tego po nim, co w niego wstąpiło? Jak nie ALEX !

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    tak właśnie podejrzewałam, że to zostało ukartowane przez Elizabeth... pytanie tylko czy ojciec wiedział o tym... wciąż mnie boli to że kiedyś Philipa dobrze traktował... jak teraz to poradzi sobie Philip, ale widać że Philip zmienił się dzieki Alexowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń