Nie jest to co prawda kolejny rozdział " Mój świat ", ale One Shot, który powstał jakiś czas temu. Robiąc "porządek" w moim lapku, natknęłam się na niego, i postanowiłam się nim z wami podzielić :)
Jest to ff, a postacie są zaciągnięte z koreańskiego zespołu JYJ. Ci co słuchają K-pop, będą wiedzieć o kogo chodzi, a ci, którzy nie wiedzą... Nic nie tracą :)
A, więc oddaje Shota w Wasze ręce :)
Proszę pozwól mi na to bym mógł być w twoim sercu na zawsze :
JaeJoong |
Yoochun - Chuni |
Junsu *** |
Gdy zgasły
wszystkie światła, szybko zszedłem ze sceny. Idąc do
garderoby, mijałem wszystkich uśmiechających i kłaniających się nam
ludzi. Ochroniarze biegli za mną niczym pieski. Musiałem uciec. Najlepiej jak najdalej. Cóż… w tym momencie było to niemożliwe. Tak to jest jak jesteś celebrytą!
Pieprzony palant!
Usiadłem na krześle, pozwalając zmyć z siebie puder, który
tak nawiasem skapywał mi z twarzy! Patrzyłem w lusterko morderczym wzrokiem. Oczywiście cały efekt psuły moje czerwone oczy. Od płaczu, rzecz jasna. Pieprzony fiut!
Do garderoby wszedł Junsu, a
za nim Jaejoong. Zamknąłem powieki by na nich nie
patrzeć. A zwłaszcza na tego pieprzonego kłamczucha!
- Padam z nóg!- pożalił się Junsu, siadając obok na krześle.
Specjalnie zająłem jego,
by znaleźć się jak najdalej od tego
pieprznego krętacza!
- Ja też padam!-
zawtórował mu Jaejoong, zajmując swoje miejsce.
Prychnąłem pod nosem, i spojrzałem na niego miną, „co mnie to obchodzi!? ”, i wróciłem do mojego odbicia, kląć w
myślach, na czym świat stoi. Czy wspomniałem, że jest pierzonym kutasem?
- Już skończyłam – poinformowała mnie
dziewczyna, wrzucając do kosza brudne waciki
kosmetyczne.
- Dziękuje – wstałem, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
W łazience, która była przeznaczona tylko dla nas.
A, że koncert odbył się na stadionie to pomieszczenie było duże. Kilka kabin prysznicowych przeznaczone
tylko dla naszej trójki. Wszedłem do jednej, zasuwając za sobą drzwi.
Odkręciłem wodę, i włożyłem pod nią głowę. Kit, że woda była zimna!
Tak mogłem się chociaż troszkę ochłodzić. Jednak nie za długo, by nie nabawić się jakiegoś
paskudnego choróbska, rzecz jasna!
Gdy kończyłem się myć, usłyszałem jak ktoś… A raczej on, wchodzi
mi do kabiny. Poczułem na plecach jego dłonie, które
po chwili objęły mnie w pasie. Złapałem je mocno w swoje i odepchnąłem go.
- Chuni?- powiedział
zmieszanym głosem, widząc mnie
wychodzącego spod prysznica.
Zamknąłem za sobą, sięgając po ręcznik. Pff… Jasne! Udawaj zdziwionego moim zachowaniem!
Na wytarte ciało, ubrałem czarny szlafrok, w tym momencie przyszedł Junsu.
- Co ci, hyeong?- zapytał, ściągając koszulkę.
Posłałem
mu zimne spojrzenie, słysząc zwrot.
Mówił tak do mnie tylko wtedy, gdy
widział, że jestem no, cóż… Wkurwiony.
- Nic – zbyłem go,
przeczesując włosy dłonią. Mój wzrok skierował się na jego odbicie w lustrze.
- Co?
- Chujów sto jak nie wiesz, co – warknąłem na przyjaciela, i wyszedłem z łazienki.
Peszek, nie? To nie moja wina, że nie wie, kiedy ma zamknąć ryjka. To i na nim będę wyładowywać swoją złość.
- A jak się zmieści to sto jeden!- dorzucił nim trzasnęły drzwi.
Tym razem w garderobie nikogo nie było. Przyszykowane ubrania wisiały na trzech wieszakach. Pierwszy Junsu. Drugi… tego pieprzonego pajaca. A trzeci mój. Możecie sobie wyobrazić, że wisiały nawet bokserki i skarpetki? Nie? To dobrze, bo nadal
czuję się skrępowany na myśl, że jakaś babka wie, jakie mam na sobie
gacie! Wsunąłem je sobie na dupę, i
odrzuciłem szlafrok na kanapę,
która robiła nam za łóżko w czasie przerwy od prób. Uwierzcie, że czasem
spaliśmy w miej wygodnych miejscach. Choćby na podłodze czy
na stole, zamiast jeść. Odziany w bieliznę, wziąłem szary bezrękawnik z czarnym wzorem tygrysa, sięgający do połowy pośladków. Następnie ubrałem ciemne ścierane na
kolanach jeansy, i wysokie skórzane rozsznurowane buty. Do tego rzecz jasna
czarną bawełnianą czapkę, i przeciwsłoneczne okulary. Gotowy do wyjścia, usiadłem na
kanapie, czekając na Junsu i tego, pieprznego gnoja!
Czy nie uważacie, że za często używam słowa „Pieprzonego?”
Nie, żeby był prawiczkiem, bo sam o to zadbałem.
Wziąłem jakieś małe metalowe pudełeczko. Nie wiem, co w nim było, i nie chcę wiedzieć. Odpaliłem fajkę, odchyliłem głowę na oparcie, i przymknąłem powieki. Oczywiście przed
oczami pojawił mi się ON! Płaczący jak dziecko za swoim… Kurwa
niby przyjacielem, jak mi wciskał kit!
Nie otworzyłem oczu,
gdy weszli do pomieszczenia. Zaciągnąłem się fajkiem ( dop od autorki. Ja
tak mówię). Wiem, wiem…
- Nie powinieneś palić – zwrócił mi uwagę Junsu.
- Nie powinienem też tańczyć – wykrzywiłem usta w kpiący uśmiech, zaciągając się mocno, i wypuściłem dym prosto w jego stronę.
Taa… Astma nie pozwala na wiele rzeczy. Choćby na palenie papierosów, i ograniczenie wysiłku fizycznego. Co w moim
zawodzie jest niemożliwe. Już kilkakrotnie złapał mnie atak podczas koncertów, prób i nagrywania
teledysków. Raz miałem atak
podczas spotkania z fanami.
Do miłych wspomnień tego nie
zaliczam.
- To, co innego!- nie zgodził się ze mną, paradując w samych
gaciach.
Tak miedzy nami, podobnych do moich.
- Jak dla mnie jeden chuj – wzruszyłem ramionami, zakładając nogę na nogę.
- Nie bądź wulgarny!- zbeształ mnie niczym,
kurwa starszy brat. Podszedł do mnie, i wyrwał mi z dłoni
papierosa.
- I tak skończyłem – powiedziałem, chcąc go
zdenerwować – Junsu…- uniosłem głowę tym samym wzrok, choć on tego nie widział, bo oczy
miałem schowane za okularami – wiemy, że masz ładną dupę, ale możesz się ubrać, a nie paradować nią przede mną.
I uwierzcie miał ją zgrabniutką. Miałem okazję patrzeć na jego tyłek nie
raz. A przez kilka lat.
- Ty masz już swoją dupę – odezwał się w końcu Jaejoong, patrząc na mnie
morderczym i zazdrosnym wzrokiem.
Gdyby miał moc jak
supermen, który strzelał z oczu laserem to bym leżał martwy, ale na moje szczęście nie posiadał takiego
daru.
Z tą dupą to miał na myśli swoją. Otóż, od roku, trzech miesięcy,
dwóch dni i pięciu godzin
jesteśmy parą.
A może byliśmy?
- Oczywiście – odparłem sarkastycznie, powodując u niego smutną minę.
Bądź
twardy, chłopie! Zrugałem się w myślach. On miał na mnie kilka sposobów by mnie złamać. I jeden z nich to smutna minka. Robił usta w podkówkę, i patrzył na mnie łzawym wzrokiem, sprawiając, że serce mi pękało, i musiałem coś zrobić, by na jego ustach pojawił się uśmiech. Tym razem miał
peszka, bo sam miałem ochotę płakać. I szczerze powiedziawszy to chyba nawet bardziej od
niego. Swój smutek i boleść na duszy
maskowałem sarkazmem, cynizmem i chamstwem. Tylko tak mogłem ukryć uczucia.
A oni, tak zwani przyjaciele, wkurzali się. I
zamiast dowiedzieć się, co jest powodem mojego zachowania, kłócili się ze mną jak przekupki na targu, przekrzykując się jeden przez drugiego.
- Co z tobą?!- krzyknął na mnie Junsu.
A, nie mówiłem?
- Nie twój jebany interes!- syknąłem, wstając z
kanapy.
Ci, nie wiem, kiedy ubrali się, i stali gotowi do wyjścia,
czekając na mnie.
Junsu jak zwykle ubrany elegancko, ale na luzie. Za to
Jaejoong… On nosił przylegające do ciała ubrania.
Jednak ani troszkę nie wyglądał jak ciota. Co to, to nie!
Zresztą jakby tak wygalał to sam
zdarłbym z niego pedalskie ciuchy. Jego ubrania podkreślały tyłeczek, który
tak miedzy nami posuwam, ale nikomu ani słowa, że wiecie. I możecie sobie
wyobrazić jak czasem na scenie nim wymachuje, kręci, a ja nie mogę zrobić kompletnie nic! Chociaż
jedną rzecz mogę. Muszę myśleć o jakiś
obrzydliwych rzeczach. Zazwyczaj są to wnętrzności jakiegoś stworzonka, by mój
penis nie budził się do życia. Bluzki, koszulki uwydatniały jego mięsnie.
Twarde, muszę zaznaczyć.
Dobra, przestań!
- Masz jakieś wątpliwości?- zapytał spiętym głosem.
- Nie wiem – ściągnąłem okulary, by zobaczył moje oczy. Eh, nie wstydziłem się, że od czasu do czasu zdarzyło mi się płakać. Byłem tylko człowiekiem,
i każdy ma prawo do wyzbycia się bólu ze swojego ciała w postaci łez – Ty mi powiedz!- wskazałem
na niego okularami – No, co tak patrzysz,
kurwa?
- Bo nie wiem o co ci chodzi!- wybuchnął, wytracając z mojej
dłoni okulary, gdy ją odtrącił.
- Pieprzony…- tak, stanowczo za dużo używam tego słowa – hipokryta!
Tak szczerze to nie ruchałem od kilku dni! Więc mój powtarzający się wyraz nijak mijał się z prawdą.
- I kto to mówi, co?- zmrużył powieki, przez co ledwo było widać jego piękne oczy.
- No powiedz, kiedy cię okłamałem, hmm?- podszedłem do niego, mierząc go
zimnym wzrokiem. Drgnąłem w środku, widząc strach w
jego oczach.
- Uspokójcie się!- miedzy
nas wcisnął swoją drobną sylwetkę Junsu – Zachowujecie się jak
dzieci!
Widzicie?
- Ja?- odparł lekko
zawiedzony tym, że Junsu nie stanął po jego
stronie– To on woli udawać kutasa niż powiedzieć prawdę!
- Tak, oczywiście – sarknąłem, idąc do miejsca, gdzie poleciały moje okulary. Podniosłem
je, wkładając od razu na nos – Święty, kurwa Jaejoong!
Upsik! Naprawdę nie
panowałem nad swoim językiem.
Jaejoong spojrzał na mnie łzawym
wzrokiem, po chwili zmienił się na zawiedziony, a na koniec wyglądał jak rozłoszczony byczek, który
do mnie podszedł i strzelił mnie w
pysk!
AUĆ!!!
Wygląda na chucherko to pierdolnięcie ma! I to takie, że
odrzuciło mi głowę na bok, i okulary spadły
mi z nosa! Ma racje nie pasują mi!
No, dobra należało mi się… Chyba. Ale to tylko
za tą kurwę!
- Więcej tak do mnie nie mów – wysyczał przez
zaciśnięte zęby.
Zaciskał je nie,
dlatego, że jest zły.
Powstrzymywał się przed przeproszeniem i
przytuleniem mnie. Co w jego wykonaniu było trudne.
Bo on zawsze, ale to zawsze przepraszał!
- Oczywiście – odparłem, udając, że nie sprawił mi bólu.
Bolał mnie nie tylko policzek. Ale
na wszystkie świętości! On podniósł na mnie rękę!
A to niewybaczalny czyn!
- Mogę w ogóle się nie odzywać – dodałem, sięgają po swoją torbę. Zarzuciłem ją na ramie, czekając aż oni wezmą swoje. Zajebiście wyglądam z czerwonym policzkiem! I jak ja mam wyjść do fanów?
Już sobie wyobrażam wpisy
na fanpage’u.
„ Park Yoochun po wczorajszym koncercie wyszedł z czerwonym policzkiem. Czy to znaczy, że pobił
się z którymś z ochroniarzy? A może to kłótnia
kochanków?”
No nic, wezmę to na
klatę i oleję jak
zawsze z resztą.
- Aigoo…- powiedział do siebie
Junsu – Co robić?-
zastanawiał się na głos pewnie jak nas uspokoić, pogodzić bądź zamknąć w jednym pokoju –
Co robić?- przegryzł kciuk, myśląc.
Parsknąłem żałośnie
pod nosem, wychodząc z garderoby, w której i tak byliśmy dość długo. Oj, Junsu! Naiwny chłopczyku! Nic nie możesz zrobić! Prawda? Odetchnąłem cierpiąco, widząc ten tłum przed stadionem. Przyciągnąłem ochroniarza, by, jako tako
zasłonił mój czerwony policzek. Drugi szedł przede mną,
odgradzając mnie tym samym od tych szalonych dziewczyn zwanymi
fankami! Oczywiście jak tylko wyszedłem
na zewnątrz w ruch poszły aparaty.
Lampy błyskowe migały z każdej strony, oślepiając mnie kawałek.
Pieprzony idiota! W myślach zwyzywałem Jaejoong ‘a,
gdy o mało się nie potknąłem przez mocny błysk. Ale
ktoś ma kurwa lustrzankę! Odetchnąłem z ulgą, wsiadając do samochodu. Rozparłem
się wygodnie na siedzeniu, siadając w lekkim rozkroku. Torbę walnąłem miedzy nogi. I czekałem na pozostałą dwójkę. Pewnie nie odmówili fanom kilku autografów. Też bym nie odmówił, jakby mnie Jaejoong nie jebnął. Musiałem jednak chować swoją facjatę przed każdym urządzeniem zachowujący dowód zbrodni! Pokręciłem głową na swoje myśli. Poważnie? Ach, to przez ten ostatni film, w którym grałem detektywa!
Wsiedli, siadając
naprzeciwko mnie. Od razu uśmiech zszedł im z twarzy. Mi też nie było do śmiechu. Zawłaszcza, że bolał mnie policzek przy najmniejszym ruchu.
- Co tak szybko uciekłeś od fanów?-
zapytał Junsu, ściągając okulary. Odrzucił je na bok, nie przejmując
się tym, że spadły z siedzenia.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale mam nie równy makijaż – przypomniałem mu o
wydarzeniach z garderoby.
- Baka!- uderzył się w czoło z otwartej dłoni – Sorry – dodał, widząc mój kpiący uśmiech.
Junsu używający angielskich słów to… Nowa odmiana. Używa tylko
tych, które zapamięta, oczywiście. A, choć można by się spodziewać, że zna ten język to nic bardziej mylnego. Owszem śpiewamy po angielsku lub wciskamy kilka zdań do tekstu. To nie uczy się biernie posługiwać się tym językiem. Piszemy piosenkę po
koreańsku, a dopiero później tłumaczymy na japoński czy
angielski. I wykuwamy tekst w innym języku na
pamięć. Nie jest go łatwo
zapomnieć, zwłaszcza wtedy, gdy spędzasz godziny w studiu powtarzając te same słowa w kółko i w kółko do
perfekcji, aż nasz sensei będzie
zadowolony.
Nie zaprzeczyłem, rzecz
jasna. Nie będę podważał jego zdania, ale tylko ten
jeden raz. Resztę drogi do hotelu siedzieliśmy w totalnej ciszy. Nie żebyśmy jechali chuj wie ile
kilometrów. Jakieś trzy a może i więcej kilometrów od naszego tymczasowego lokum, słychać było, o zgrozo, piski! Zrobiło się jeszcze głośniej, gdy podjechaliśmy pod budynek, i wysiedliśmy z samochodu, który
otworzył ochroniarz. Tym razem nie zabraliśmy ze sobą naszych
rzeczy. Jak przed stadionem były bramki odgradzające tak tu nie było. Co to w
ogóle za hotel? Nie zapewniają swoim gościom
odrobiny bezpieczeństwa?
Parłem do przodu jak kula do kręgli. Tylko w tym wypadku moimi kręglami byli ludki. Dłonie czułem na całym ciele.
Nawet na moim fiucie! Raz musiałem się wyrwać jakiejś zwariowanej nastolatce, bo złapała moją koszulkę i nie
chciała puścić. Nie chciałbym być jej chłopakiem,
partnerem ani mężem. Szczerze współczuje
facetowi, który się z nią zwiąże! Jak będzie nim tak szarpać to nie pożyje sobie za długo! Mówi się peszek!
W windzie oparłem się o lustro, wypatrując tych dwóch. Za co? Za co ja muszę
tak cierpieć? Oni nie są nawet w
połowie drogi! Że mają kurwa siły po morderczych
próbach, przygotowywaniach i po trzygodzinnym koncercie!
Ja sam marzyłem o snie! Nie wiecznym, oczywiście!
- Jedziemy – rozkazałem gorylowi.
- Oczywiście – ukłonił się lekko, wchodząc do windy. Wcisnął piętro, a puszka po chwili ruszyła.
Miałem ochotę walić głową w… Drzwi najlepiej. Może by otworzyły się, a tak musiałem czekać, kucnąłem, opierając się plecami o ścianę. Zapomniałem, że zostawiłem klucz magnetyczny w pokoju, uważając, że jest mi nie potrzebny, bo Junsu wziął. Oparłem głowę na kolanach, przymykając powieki. Jak na złość widziałem go płaczącego.
- Yoochun – usłyszałem głos Junsu.
- Co tak długo?-
warknąłem na niego, krzywiąc się, gdy usłyszałem jak strzelają mi kości. Młodość nie wieczność, nie?
Jaejoong pokręcił głową na moje zachowanie, otwierając pokój. Grałem, no cóż kutafona! Nie myślcie, że jestem taki, na co dzień! Dobra nie jestem aniołkiem,
skoro jestem gejem. I przez większość czasu mam ochotę na dupę Jaejoong ’a.
To diabłem wcielonym też nie
jestem. Jak każdy człowiek mam dwa oblicza. Dobre i
złe. Choć tego drugiego używam rzadko.
- Zachowujesz się jak
Ki-bum!- podsumował moje zachowanie.
Że co proszę? Ja i ten
kolorowy dziwak?
- Nie patrz tak na mnie!- dopowiedział, widząc moją zniesmaczoną twarzówkę.
- Z której strony wyglądam
jak ten błazen?- wszedłem za nimi
do apartamentu.
Nie żebym go obrażał. To raczej w pozytywnym
znaczeniu… Tak sądzę. Wiecie chodzi o to, że
ubiera się w kolorowe ubrania, i jest taki wesoły, że swoją radością zaraża resztę ludzi! I kojarzy mi się właśnie z błaznem.
- Nie zrozumiałeś, Yoochun!- pisnął jak to
piszczał Junsu –
Powiedziałem, że się zachowujesz jak on! A to nie to samo!
- Dla mnie bez różnicy!-
zirytowałem się, podchodząc do okna.
Toż to bluźnierstwo! Ja niby zachowuję się jak di… Div…
- Zachowujesz się jak diwa!-
wypowiedział moje myśli.
- Mylisz określenia
Junsu!- musiałem wybić mu te
wymysły z głowy – A uwierz…-
odwróciłem się w jego stronę. Leżał rozwalony na sofie, podpierając głowę na dłoni – różni się od skurwiela!
Tak, tak… obrażam sam
siebie tylko po to by zaczął myśleć, i zmienił swój błędny osąd.
Mimo woli mój wzrok uciekł w stronę Jaejoong ’a, siedzącego na
fotelu. Nie wiem gdzie patrzył, bo nadal nie zdjął swoich okularów,
pewnie ukrywając swój ból.
Zamilkliśmy.
Odetchnąłem zmęczony. A dzisiejsza noc nie wróżyła, że się wyśpię. Czeka mnie samotna noc. Jak
ja to zniosę?
- Chuni – przerwał ciszę Jaejoong, wstając, i
pewnie zmierzając w moją stronę.
- Nie podchodź – zatrzymałem go w półkroku – Mam ochotę cię jebnąć dwa razy mocniej niż ty
mnie spoliczkowałeś!
- Chuni – odparł niemalże płaczliwym głosem – Powiedz, co zrobiłem, że tak mnie traktujesz.
Gdy zobaczyłem jak po
odsłoniętym policzku spływa łza to sobie miałem ochotę wjebać. A obiecałem mu tyle
razy, że go nie zranię, że nie będzie
przeze mnie płakał! Obróciłem się do okna, widząc w szybie
jego odbicie jak zakrywa usta dłonią. Sam poczułem jak spod
powiek wypływają mi niechciane łzy.
- Na kłamstwie nie buduje się związków – powiedziałem cichym, lecz mocnym głosem.
- Nigdy cię nie okłamałem – zapewnił bez
wahania.
Ja miałem wątpliwości, co do tego! Zwłaszcza po dzisiejszym koncercie.
- Muszę…- przetrwałem twarz rękoma. Wyglądało to raczej jak ze zmęczenia,
i niech tak zostanie – wszystko przemyśleć.
- Chcesz mnie zo…- zamilkł, gdy jego głos raczej
przypominał pisk opon. Chrząknął kilka razy –
Zos…- mimo starań, glos znów skoczył kilka
tenorów. Kilka śpiewaków operowych mogło mu teraz
zazdrościć.
- Zostawić?- dokończyłem jego wypociny – Tak. To dokładnie mam
na myśli.
Usłyszałem szloch, szybkie kroki a na koniec trzaśniecie drzwiami. Jak nic śpię w salonie!
Usiadłem na fotelu, chowając twarz w dłoniach.
Przegryzłem wargę, by stłumić mój szloch. Nie wyszło, ale
zdarza się nawet najlepszym, jak to mówią.
- Poczujesz się lepiej
jak powiesz co leży ci na sercu, Yoochun – powiedział
zatroskanym głosem.
- Nie mam ochoty rozmawiać – odpowiedziałem, nie
odkrywając ust.
- W porządku – przytaknął – To ja będę mówił.
Czego on nie rozumie? Mam mu to przeliterować? Jeśli tak, to niech powie, w jakim
języku, żeby zrozumiał!
Ja tu pogrążony
jestem w cierpieniu, a ten ma zamiar zagadać mnie na śmierć? Choć ta opcja nie jest zła.
- Chodzi ci o to, że Jaejoong
popłakał się na koncercie?- zapytał
niepewnie.
- Pytasz czy zgadujesz?- odparłem, rozchylając palce,
by spojrzeć na przyjaciela.
Jego zmarszczone brwi i przegryzany kciuk, świadczyły o tym, że myśli. I to dość intensywnie. Mam nadzieje, że nic nam nie grozi.
- Musisz zrozumieć…- zaczął łagodnie – to, co on czuje. Przyjaźnili
się kilkanaście lat, aż tu nagle wybucha taka afera i muszą zakończyć znajomość – wyciągnął przed siebie nogi, opierając głowę o oparcie –
Z tego, co pamiętam to właśnie dla nich napisaliśmy
tą piosenkę, prawda?
I, co z tego?
Okey, Yunho był naszym
przyjacielem za nim odeszliśmy z zespołu, tworząc obecny. Jednak
najbliższy kontakt miał z
Jaejoong’em. Oczywiście
rozumie, że… Przełknąłem gule w gardle na samą myśl. Ko… No już nie jesteś, imbecylem. Koch…
O widzisz, lepiej. Kocha… Nie, to już chujowo brzmi. Kochał go… I, pięknie. Tylko nie proście o bis! Jak brata, ale czy z tego powodu płacze się podczas
występu. Na żywo, muszę zaznaczyć!?
- Jakby go kochał…-
kontynuował – to zostałby z nim.
A tak…- urwał sugestywnie, dając mi do myślenia.
Jestem pojebany, śmiem
stwierdzić.
Co zazdrość robi z człowiekiem?
Ale to tylko udowadnia moją miłość do niego.
Bo kocham go nad życie.
Szybko wstałem, gdy doszedłem do ostatniego wniosku. Stanąłem przed naszą tymczasową
sypialnią, i niepewnie zapukałem. Nie uzyskałem
pozwolenia, ale i tak wszedłem, stawiając ostrożne
kroki, jakbym stąpał po cienkim lodzie.
- Kochanie?- powiedziałem niemal szeptem, zamykając
cicho drzwi.
Pokoje hotelowe miały duże okna, przez które księżyc
oświetlał pomieszczenie. Popatrzyłem na
Jaejoonga. Leżał skulony w pozycję embrionalną,
obejmując swoje kolana. Wyglądał na tak nieszczęśliwego w tej pozycji, że miałem ochotę, walnąć głową o ścianę. Tak z pięć razy. Dopiero po chwili zobaczyłem, że drży. Bez wahania
tym razem, podszedłem do łóżka, kładąc się koło niego. Przytuliłem się do jego pleców.
Odetchnąłem z ulgą, gdy mnie nie odepchnął. Za to pękło mi serce, słysząc jego szloch. Wsunąłem mu rękę pod głowę, drugą odsunąłem włosy na bok, i przyłożyłem usta
do karku. Po chwili objąłem go w pasie, przygarniając bliżej swojego ciała –
Kochanie – powiedziałem cicho, gdy jako tako się uspokoił, i zaciągał nosem.
Poczekałem chwile, aż odwróci się przodem
do mnie. Zapłakane i czerwone oczy w kształcie
migdałów patrzyły prosto w moje. Walnąłem się mentalnie
w twarz, z pięści. Pochyliłem się i scałowałem dowody swojej głupoty –Nie mogę
ci obiecać, że moje słowa i czyny będą przemyślane. Nie mogę ci
obiecać, że cię nie zranię. Nie mogę
ci również obiecać, że zawszę będę twoim
księciem z bajki.
- A co możesz mi
obiecać?- zapytał przez nos.
- Obiecuję, że
zawsze będę cię kochać – wyznałem z głębi
serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz