poniedziałek, 11 stycznia 2016

Ukryta Miłość - 28


Epilog






"Żadna miłość nie ma szczęśliwego zakończenia... Bo prawdziwe uczucie nigdy się nie kończy.


Philip wszedł do pokoju Agnes, i usiadł na krześle. Nie przywitał się. Nie miał sił na poprawienie komuś humoru, rozmowy i na… Życie. Kobieta spojrzała na niego czujnie. Nie podobał się jej widok nastolatka. Od czterech lat jak do niej przychodzi nie widziała go tak załamanego. Wręcz chciało się płakać, gdy patrzyło się na niego. Otaczała go aura smutku i rozpaczy. Unikał kontaktu wzrokowego, patrząc wszędzie tylko nie na daną osobę. Wiedziała, że uważa się, iż oczy są odzwierciedleniem duszy. Duszy, która wycierpiała w swoim życiu więcej niż powinna. Agnes odrzuciła kołdrę i choć wstanie sprawiło jej dużo wysiłku dla tego chłopca jest w stanie dużo zrobić. Tak samo jak on dla niej. Bo nawet, gdy cierpiał nie zostawił jej samej. Powolutku, podpierając się łóżka podeszła do Philipa. Ten drgnął, gdy położyła mu rękę na ramieniu. Spojrzał na nią łzawym wzrokiem. Uśmiechnęła się niczym zmartwiona matka, i prócz nastawienia rękawa do wypłakania się, nie mogła zrobić nic innego. Absolwent objął ją w pasie, chowając twarz w jej koszuli. Rozpłakał się, zanosząc się głośnym szlochem. Próbował wyzbyć się bólu. Bólu, który łamał jej stare serce..
- Cii…- wplotła dłoń we włosy nastolatka, kołysząc się na boki – Mój mały chłopiec – starała się ze wszystkich sił ukoić jego smutek tak jak on swoją obecnością sprawiał, że nie czuła się samotna – Mój mały chłopiec – powtórzyła słowa. Chciała mu dać do zrozumienia, że będzie z nim zawsze, gdy będzie jej potrzebował.
Philip jak tylko przestał płakać, pomógł jej położyć się do łóżka. Uchylił na chwilę okno, stojąc tyłem do kobiety.
- Dostałem się na Uniwersytet Stanforda – powiedział nieobecnym głosem, patrząc gdzieś w dal.
- Gratuluje!- odparła nieco żywo.
Wyglądali jakby zamienili się duszami. Chłopak miał głos jakby był zmęczony życiem, a kobieta chcąc podnieść go na duchu zachowywała się jakby miała dużo mniej lat.
- Nie ma, czego – przyhamował jej zapał, chowając dłonie do kieszeni – To tylko dzięki ojcu i nazwisku się tam dostałem – powiedział szczerze, wzruszając ramionami.
- Ale to i tak coś – próbowała dalej go pocieszyć.
- Taa…- westchnął, odwracając się do kobiety – Kasa, Agnes – akurat w tej chwili przypomniały mu się słowa mężczyzny, o którym pragnął zapomnieć – Kasa czyni cuda.
- Racja – zgodziła się kwaśno.
Oczywiście chłopak miał rację, przez co straciła zapał do pocieszania go. Im bardziej się starała ten stawał się bardziej rozgoryczony. Poddała się.
- Inaczej nie dostałbym się nawet, na podrzędny uniwersytet – powiedział nieco cynicznie. 
Philip stał się obojętny na wszystko i wszystkich. Nie musiał udawać, utrzymywać maski, bo naprawdę już mu na niczym nie zależało. Nawet na własnym życiu. Życiu, którego miał dość. Życie, które od dziecka daje mu w kość. Wcześniej myślał, że nie można bardziej cierpieć i pomieścić w ciele więcej bólu. Mylił się. Teraz cierpienie i ból nie mieszczą się w jego młodym ciele. Wypłakał tyle łez… Przepłakał kilka nocy, a te nie chciały przestać lecieć.
OooO

Philip stał ubrany w granatowy garnitur, jasnoniebieską koszulę, zapiętą na ostatni guzik. Poszetka w kolorze turkusu była dopasowana do krawata. Ciemnobrązowe włosy zaczesane do tyłu, wypsikane lakierem, by każdy był na swoim miejscu. I by najmniejszy podmuch nie rozwalił mu fryzury, którą zrobiła mu zatrudniona przez Elizabeth, fryzjerka Nie rozpoznał swojego odbicia. Nie wyglądał jak dziewiętnastolatek, a trzydziestolatek. Kilku dniowy zarost dodawał mu lat, jak i męskości. Poprawił krawat, i zapiął marynarkę na jeden guzik. Czas wziąć udział w tej szopce, zwanym ślubem. Ostanie tygodnie zleciały mu jak kilka godzin. Nie rozmawiał z Alexem. Wracał do domu tuż przed północą, wiedząc, że wszyscy już śpią po meczącym dniu. Przygotowania do ślubu siały napiętą atmosferę. A na dokładkę panika Elizabeth niczego nie ułatwiała. Dlatego wolał wychodzić z domu na całe dnie, i wracać późnym wieczorem. Tym samym unikał Alexa. Wszystko było łatwiejsze, gdy go nie widział, ani nie słyszał. Udawał, że to wszystko było tylko snem. Snem, który okazał się koszmarem. Koszmarem, który będzie prześladował go do końca życia. Nie wyobrażał sobie, że pokocha kogoś równie mocno, co Alexa. To on sprawił, że otworzył dla niego serce. Serce, które rwało się do mężczyzny.
Serce, które nie rozumiało, że dziś go straci, na zawsze.
- Gotowy?- usłyszał głos ojca, dobiegający z sypialni.
- Tak!- odkrzyknął, uśmiechając się sztucznie do własnego odbicia. Wyszedł mu raczej jakiś grymas. Wzruszył ramionami. Na nic lepszego go nie stać – Idę – dodał, wychodząc z łazienki.
- Pierwszy raz nie przyniesiesz mi wstydu swoim wyglądem – pochwalił prezentacje syna.
- Podziękuj Elizabeth – odparł obojętnym głosem, mijając ojca – To ona kupiła mi garnitur – poczekał na niego przy schodach – W ten sposób upewniła się, że będę wyglądał jak na bogatego snoba przystało!- zakpił.
- Jak człowiek, Philipie – poprawił syna, schodząc z nim ramie w ramie – Postaraj się nie być sobą – zatrzymali się w holu, gdzie stała pani Macedon.
- Philipie…- podeszła do syna, i poprawiła mu krawat, który zdaniem chłopaka był zawiązany idealnie – wyglądasz fantastycznie – skomplementowała, uśmiechając się ciepło do niego. Miała na sobie czerwoną suknie z gorsetem, dopasowaną do koszuli męża. Perły zdobiły jej szyję, uszy i do kompletu bransoletka.
- Jedziemy?- zapytał, urywając swoje zawstydzenie. Jedyną osobą, która prawiła mu komplementy był Alex. Z nim przebywał tyle czasu, że przyzwyczaił się do tego. Jednak rodzice… Oni rzadko prawili mu jakiekolwiek komplementy, dlatego nie bardzo wiedział jak się zachować. I po za zmianą tematu nie widział innej ucieczki.
- Pojedziesz pierwszy – odezwał się pan Macedon, otwierając mu drzwi od domu – My poczekamy jeszcze na Elizabeth, i spotkamy się pod kościołem.
- Rozumiem, że jadę sam?- w sumie to było mu to na rękę. Nie musiał się sztucznie uśmiechać. Mógł pogrążyć się w swoim małym cierpieniu. Wyszedł z domu, i nie czekając na odpowiedź wsiadł do czarnego mercedesa klasy „S”. Ozdobiony był w białe kwiaty, a na lustrach wisiały różowe baloniki w kształcie serca. Skrzywił się na ten kicz. Czego mógł się spodziewać po Elizabeth? Właśnie duuużo kiczu! Kierowca ruszył jak tylko zajął miejsce na tylnym siedzeniu.
Ostatni raz widział Alexandra na rozdaniu dyplomów.

***
Siedział razem z resztą absolwentów. Wśród uczniów siedzieli przyszli lekarze, nauczyciele, jak i naukowcy. Wszyscy ubrani byli w czerwone togi i biret szkolny. Philip zajmował miejsce obok przyjaciela. Richard właśnie wstał, bo padło jego nazwisko. Szedł do sceny, na której wręczali dyplomy ukończenia liceum w akompaniamencie oklasków. Kiedy padło jego nazwisko nie biło mu braw tyle, co innym. Nie przejął się jednak tym. Przyszedł tu tylko po dyplom, a nie oklaski. Gdy odebrał dyplom, stanął obok jakiegoś humanisty, i podniósł wzrok, chcąc zobaczyć jak dużo osób pojawiło się na tak ważnej dla absolwentów uroczystości. I, zobaczył go. Stojącego z tyłu. Tak, dumnego jakby otrzymał z dziesięć wyróżnień, a nie ledwo zdał. Mimo, że do końca ceremonii zostało jeszcze dużo czasu, Philip zeskoczył ze sceny, by opuścić salę gimnastyczną. Nie prosił go o przyjście, a ten zjawił się, odbierając mu całą radość z ukończenia liceum. Szedł szybko, ściągając togę, i czapkę absolwenta. Rzucił je w kąt. Zatrzymał się dopiero koło samochodu Alexa, czekając na niego. Pojawił się po chwili, tak jak przewidział nastolatek.
- Kto cię tu, kurwa zapraszał?!- fuknął od razu na starszego jak tylko podszedł – Ja sobie nie przypominam bym wręczał ci zaproszenie!
- Wiedziałem, że nikt nie przyjdzie…
- Jesteś ostatnią osobą, która jest tu mile widziana!
- Philipie…- Alexander podszedł do chłopaka. Opanowany jak nigdy w życiu. Nie mógł wybuchnąć. Nie teraz, gdy chciał wszystko naprawić – nie zachowuj się jak dziecko.
 - Ty…- Philip wbił palec w klatkę mężczyzny – nie masz mi prawa mówić, co mam robić!
- Philipie…
- Zabrałeś mi nawet to, Alex!- krzyknął, rzucając w niego dyplomem – Czego jeszcze chcesz?- zapłakał mimo woli – Już nic nie mam! Zostaw mnie – dodał słabym głosem.
- W porządku – Alex schylił się po dyplom – Chciałem tylko powiedzieć, że…
- Wszystko, co powiesz nie ma znaczenia, Alex – wyrwał mu swoją własność – Ty bierzesz ślub, a ja wyjeżdżam. Tak miało być od początku, pamiętasz?

***
Zabrał mu z resztą chęć do życia. Philip doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wyolbrzymia wszystko. Ale… To pierwsza jego miłość! Nie umiał sobie poradzić z jej utraceniem, i po za zamknięciem się, nie widział innego wyjścia. Nie potrafił się cieszyć z życia, bo jedyny jego powód brał dziś ślub.
Wytrzyma dzisiejszy dzień, i następny i kolejne. Za nie cały miesiąc wyjedzie i zamieszka w innyj miejscowości. Co prawda nie będzie to inny kontynent, ale jednak nie będzie musiał unikać rodziny jak i Alexa.
Może jak się wyprowadzi to łatwiej będzie mu o nim zapomnieć?
Przestać go kochać.
Przestać o nim myśleć.
Udawać, że ON nie istnieje!
Łatwo powiedzieć gorzej zrobić.

OooO

Kościół był pełen ludzi. Philip znał może garstkę osób. Siedział w ławce z całkiem obcymi ludźmi. Oczywiście miejsce miał w drugim rzędzie, zarezerwowane specjalnie dla rodziny. Jednak nie chciał siedzieć, aż tak blisko. Tu przynajmniej mu zasłaniali parę młodą. Co chwila ścierał łzy z policzków, zaciągając nosem. Kobieta obok dała mu chusteczkę myśląc, że wzruszył się widokiem.
- Powtarzaj za mną -  polecił ksiądz – Ja Alexander…
- Ja Alexander…- powiedział pustym głosem.
Od wejścia do kościoła szukał wzrokiem tylko jednej osoby. Nie znalazł. Przez chwilę myślał, że nie zjawił się na ślubie, ale szybko ją odgonił, bo pan Macedon siłą by go tu zaciągnął. Elizabeth patrzyła na niego zimnym i ostrzegającym wzrokiem. Zaciskała swoją dłoń na jego dłoni tak mocno, że czuł jak wbijają mu się w skórę tipsy, raniąc ją.
- Biorę ciebie Elizabeth za żonę…- duchowny kontynuował tekst przysięgi, patrząc na nich urzeczony. Tak wspaniale razem wyglądali.
- Biorę ciebie Elizabeth za żonę…- powtórzył.
- I ślubuję ci wierność…
- I ślubuję ci wierność…- Alexander wypowiadając te słowa poczuł jak przyśpiesza mu nie tylko bicie serca, ale i oddech. Klatka piersiowa unosiła się tak szybko jakby zakończył właśnie długi i szybki bieg.
- Miłość…
- Mi…- urwał w pół słowa, słysząc szmery dochodzące z oddali. Odwrócił się w tamtą stronę. Po chwili ujrzał Philipa jak zmierza do wyjścia. Wrócił spojrzeniem do narzeczonej, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem. Ta zrobiła się cała czerwona, wiedząc, co się stanie – Przepraszam…- wyrwał rękę z jej uścisku – nie mogę – dokończył, po czym ruszył za nastolatkiem – Philipie!- krzyknął za nim – Philipie!– powtórzył, gdy ten się nie zatrzymał. Alex musiał podbiec, bo ten nie słyszał. Złapał go za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Od razu sięgnął do jego twarzy, ścierając łzy z jego czerwonych policzków. Zapominając o tym gdzie się znajduje, pochylił się i pocałował go. Sapnął czując usta, za którymi tak tęsknił. Przejechał językiem po wargach Philipa. Nie po to by pogłębić pocałunek, ale po to by upewnić się, że nie zapomniał ich smaku. Odsunął się od młodszego cały czas patrząc mu w oczy. Oczy tak pełne smutku, cierpienia, i spuchnięte od płaczu – Kocham cię – zaśmiał się pod nosem, widząc szok na twarzy Philipa.
- Ty co?- musiał się upewnić, że dobrze słyszał. Wpatrzył się w usta starszego, czekając aż te się poruszają.
- Kocham cię, Philipie – powtórzył.

Philip wskoczył mu na ręce obejmując rękoma szyję, a nogami w pasie. Schował twarz w jego szyi, i rozpłakał się. Tym razem ze szczęścia. Miał ochotę znów ŻYĆ!
- Tak bardzo cię kocham, Alex!

Tak. To wydaje się idealne zakończenie, prawda?
Ale czy na pewno takie będzie?
Zwłaszcza, gdy w rodzinie ma się tak zimnych i wyrachowanych ludzi?
Od teraz przyjdzie im borykać się nie tylko z własnymi problemami, nietolerowaną miłością przez społeczność, ale i najbliższymi, którzy zrobią wszystko by ich rozdzielić.
Od dziś to Alexander i Philip będą pisarzami swojej powieści miłosnej.
W końcu jeden i drugi zna ten zawód od podszewki.
***

No i dobrnęliśmy do końca. Dziękuje za wytrwałość z moimi wypocinami, he he. Wiem, wiem. Końcówka troszku lipna, ale... <wzruszenie ramionami> tak to już bywa, jak wena gdzieś ulatuje. 
Co do "Mój świat"? Stanie w miejscu, i nie wiem, kiedy ruszy dalej.  Muszę jeszcze raz przeczytać wcześniejszą wersje, i uporządkować to co mam na kompie. Myślałam, że będzie łatwiej, bo już jest skończona, ale nie. Jest trudniej. Długość rozdziałów to minimum 12 stron w Wordzie, o czcionce Calibri, a jej rozmiar 12. Nie jest to tylko, wytnij, i wklej lub opublikuj. Jest to całkowita zmiana. Dlatego proszę o cierpliwość, i nie opuszczenie bloga, jak i jej założycielki :D Ciąg dalszy ruszy bez wątpienia. 

Pozdrowionka :)

6 komentarzy:

  1. O jejku, jejku, JEJKU!
    Kocham te opowiadanie.
    Kocham ciebie, że napisałaś coś tak wspaniałego.
    Jeju... No musi się tutaj pojawić drugi tom! To jest wręcz konieczne!
    Co prawda... Sądziłam, że zakończenie tegoż opowiadania będzie inne... Jednak stwierdzam, że i takie ma miejsce.
    Alexander pokazał, co to znaczy prawdziwa miłość i okazał na przed TYLOMA ludźmi. To jest piękne. Eh, nic tylko marzyć o czymś podobnym.
    Pozdrawiam i weny ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybko, szczęśliwie i bezboleśnie, dadzą radę:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że też tak się stanie ;)
    Podziwiam Phil'a , że miał na tyle siły , żeby w ten sposób się zachować na koniec, patrząc na tę scenę z poprzedniego rozdziału. Musiał naprawdę darzyć Alex'a dużym uczuciem.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten "ślub" mnie rozbawił XD
    Chyba powinnam się wzruszyć, ale po tym jak on przerwał w środku przysięgi to mnie naprawdę rozbawiło. Choć trochę tak nie fajnie, że zostawił Elizabeth tak przy wszystkich, bo to nieźle musiało ją upokorzyć.
    I jeszcze to zdanie: "Postaraj się nie być sobą" też było niezłe XD
    Podsumowując bardziej mnie to rozbawiło niż wzruszył, ale cieszę się, że są razem.
    Jak to mówią wszystko dobre co się dobrze kończy (choć z drugiej strony to oni zapoczątkowali sobie piekło).
    ~Eleila
    Ps. Co do opowiadania "Mój świat" to nie mogę się przyzwyczaić do Yukiego, któremu na kimś zależy. Ale kiedyś amor musiał go dopaść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, u pięknie Alex chciał naprawić wszystko, ale w końcu nie było ślubu cudowne zakończenie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń