wtorek, 29 grudnia 2015

Odruch Serca 2/2






"Gniew nie oślepia: On się rodzi ze ślepoty"



Ból w klatce piersiowej był ogromny. Powstał nagle i nieoczekiwanie, sprawiając, że ujrzał mroczki przed oczami. Przytrzymał się framugi, czując jak kolana nie potrafią utrzymać jego ciężaru ciała. Zapewne upadłby przed nimi na kolana, gdyby czyjeś ramiona nie przytrzymały go w pionie. Oddychał szybko i urywanie, a bicie serca było głośne... I wręcz bolesne.
   Podniósł głowę do góry i napotkał na swojej drodze ciemne oczy Alexandra, który wpatrywał się w niego... Tak... Smutno. Cielęco. W jednej chwili zapragnął unicestwienia całej swojej pojebanej rodziny. Gniew zaczął trawić całe ciało Philipa, a twarz stężała. Młoda gwiazda zdała sobie sprawę, kto trzyma dłonie na jego talii. I miał ochotę te ręce wsadzić pod kosiarkę.

- Puszczaj mnie, kurwa! - czara się przelała, uwalniając cały ból, żal oraz złość, pielęgnowaną przez siedmioletni okres czasu. Wyrwał się z objęć, popychając Thompsona z całej siły. Mężczyzna nie wywrócił się dzięki swojemu teściu, który zamrugał zaskoczony.- Czego tu kurwa chcecie, co?! Wypierdalać! - krzyczał, otępiały z kolejnych fal gniewu. Nie myślał racjonalnie. Jedynie, czego pragnął, to pokazać tej czwórce popapranych ludzi, że są nikim. Nawet mając pieniądze i władzę, dla niego są zwykłym ścierwem, które powinno zniknąć. Zabawne, że to on kiedyś był pod ich odstrzałem. To on był oceniany z góry, chociaż był o stokroć lepszy niż wszyscy w jego otoczeniu.

- Philipie... Bez nerwów. To nie przystoi - głos matki był przeszywający, sprawiając, że ciało młodego Macedona zatrzęsło się kolejny raz w akcie desperacji. Co ona sobie wyobraża? Wpierdala się w jego życie i jeszcze po tylu latach, śmie go upominać? Kpina w najczystszej postaci!

- Nie upominaj mnie. Nie chce was na oczy widzieć! Wielka, kurwa, rodzinka od siedmiu boleści! - nie zwracał uwagi na zimny wiatr, dmuchający w jego twarz i wpełzający do ciepłego wnętrza domu. Nie zareagował również na kota, który z braku upilnowania, przebiegł między jego nogami na dwór.

- I nie klnij, jeżeli nie ma takiej potrzeby - głos ojca był wyrafinowany i zimny. Tnący, niczym najlepsze nożyce, stal. Dokładnie taki sam, jak kilka lat temu, gdy zwracał się do Philipa. Kolejny raz w nim zawrzało, jednak zachował spokój, chcąc przekazać całej czwórce słowa, jakie trzymał głęboko w sobie przez siedem lat. 

- Nie jesteście moimi rodzicami. Nigdy nimi nie byliście i nie będziecie. Nie macie bladego pojęcia, jak wychować dziecko. Jeżeli mam być szczery, wolałbym wychowywać się już na ulicy. Niestety, los zesłał na mnie plugawych ludzi i, o zgrozo, przypisał mi ich jako rodzice. Ja nie jestem waszym synem. Jestem tylko człowiekiem, którego kiedyś znaliście z widzenia. Bo wątpię, byście cokolwiek o mnie widzieli, poza datą moich narodzin. Haha... Jeżeli ją oczywiście pamiętacie - zaśmiał się pogardliwie, z satysfakcją rejestrując szok matki i puste spojrzenie ojca.- Natomiast co do ciebie Elizabeth... Życzę ci udanego małżeństwa z facetem, który leci także na kutasy. Tak, siostrzyczko. Twój kochany Alexander lubi wypinać dupsko oraz samemu ruchać inne tyłki. Nie wiedziałaś o tym? - udał zaskoczenie, w duchu wręcz śmiejąc się, jak kilkoma zdaniami rujnuje siostrze życie. Nienawiść zaczęła przemawiać przez jego ciało, znajdując ukojenie na świetle zewnętrznym.- Masz męża pedała. Skąd to wiem? Bo sam swego czasu poszedłem z nim do łóżka. Jak nie wierzysz, mam zdjęcia, które dobitnie z ilustrują ci całą sytuację. A co do ciebie Alex... Jesteś nic nie wartym śmieciem, który przez głupi żart natury, ma czelność chodzić po tym świecie - warknął i powiedziawszy ostatnie zdanie... Trzasnął drzwiami.

*~~*~~*

Praca nie jest najważniejsza.
Wiele osób podziela tą tezę, mówiąc, wprost, że pracoholizm jest drogą, do szybkiej destrukcji swojego życia prywatnego. Philip jak najbardziej zgadzał się z tym stwierdzeniem. Jednakże praca po godzinach jest zbawiennym darem, gdy w życiu osobistym zaczynają zbierać się chmury burzowe. Macedon nie potrafił w inny sposób wyładować swojej agresji, jak nie krzycząc na nie kompetentnych pracowników. W ten sposób jego wydawnictwo ruszyło w obłokach okrzyków oraz kwileń. Jego agresja w pracy jako model... Również znalazła ujście. Najprostsze i najzwyklejsze w swojej prostocie. Przespał się ze swoim fotografem. I to bynajmniej nie raz! Szybkie, ostre numerki w kantorku, w garderobie, a nawet w toalecie... Potrafiły skutecznie zlikwidować wysoki wskaźnik gniewu. Jak za dotknięciem magicznej różdżki.
   Wracał właśnie ze swoim kotem od weterynarza. Okazało się, że gdy ten pchlarz uciekł z domu w czasie burzy, złamał sobie nóżkę. Wiatr zdmuchnął go z dachu i niefortunnie upadł na ziemię. Mówi się, że koty mają dziewięć żyć. Ten rudy pchlarz zmarnował już jedno i ciekaw był, co znowu wywinie dziwnego.
   Wjechał na podjazd, ówcześnie witając się z ochroniarzem. Od czasu wizyty niezapowiedzianych gości wzmocnił patrol, a nawet zamontował elektryczną bramę. Zatrudnił także gospodynię, która zajmowała się jego domem i gotowała mu obiady. Polubił kobietę, będącą już grubo po czterdziestce. Dowiedział się, że wychowywała samotnie trójkę dzieci, gdyż rozwiodła się ze swoim mężem dwa lata temu, gdy ten pijany wrócił do domu i pobił jej najmłodszego syna, mającego wtedy zaledwie pięć lat. Dlatego też dawał jej bardzo wysoką pensję, chcąc pomóc kobiecie. Można by rzec, że głupotą jest ufać obcej osobie, którą znasz zaledwie dwa tygodnie. Jednak wiedział, że Agnes przeszła wiele w życiu i w jakimś stopniu... Podzielała jego cierpienie. Jej oczy... Mówiły same za siebie. A nauczył się, żeby oceniać człowieka po oczach. Bo to one ukazują, jakim jest się naprawdę człowiekiem.
   Zaparkował dokładnie samochód w garażu, dbając o najmniejsze milimetry. Wyszedł z pojazdu i przeszedł do bagażnika, z zamiarem wyjęcia kilku toreb z artykułami spożywczymi.

- Oh, widzę, że już jesteś Philipie - odwrócił się w stronę drzwi, prowadzących z garażu, prosto na mały korytarzyk. Uśmiechnął się promiennie do Agnes, stojącą w przejściu.

- Tak. Wyjmij, proszę, kota z samochodu. Miauczy tam nieborak od wyjścia z gabinetu pana Smoga.

- Lubię pana Smoga, ale ma straszne podejście do zwierząt - odparła z pretensją kobieta, podchodząc do pojazdu. Otwarła drzwi ze strony pasażera i wyjęła nosidełko z miauczącym rudym stworzonkiem.- Faktycznie. Skuczy, jakby go zarzynano! - Philip zaśmiał się na takie porównanie, wyjmując cztery torby z bagażnika. Zamknął klapę nogą i ruszył obładowany do kuchni, słysząc za swoimi plecami głośne zawodzenie kota.

- Oj Agnes. Ja musiałem go znosić całe piętnaście minut! - zaśmiał się głośno, odkładając siatki na podłogę. Westchnął z ulgą. Te torby nie były takie lekkie...

- Uh, współczuję - mruknęła i odstawiła nosidełko na drewnianym stole, wypuszczając kota. Ruda kulka wystrzeliła ze swojego "więzienia" jak z procy i pognała na złamanie karku do innego pomieszczenia, przy akompaniamencie śmiechu Philipa i Agnes.

- Nadaje się do mistrzów ligi joggingowej.

- Do czego? - zapytała, patrząc na Philipa dziwnym wzrokiem.

- Eee... Nieważne - zaśmiał się, zabierając się za wypakowywanie zakupów z siatek.

- Em... Philipie. Masz gościa. Czeka na ciebie w salonie. Ja zajmę się zakupami - odparła, o dziwo, zakłopotana i nie patrząc na młodego Macedona, wyjęła z jego rąk mleko, chowając je do lodówki. 
  
 Philip zmarszczył brwi i zerknął w kierunku przejścia do pokoju gościnnego. Harry nie mógł go odwiedzić, ani Amelia. Od razu wyskoczyliby z ukrycia, doprowadzając go do szwedzkiej pasji. Więc musiał być to ktoś inny. Tylko... Kto by go odwiedzał późnym, niedzielnym popołudniem?
   Odsunął się do Agnes i skierował się do salonu. Może jakiś klient, który nie dał rady zadzwonić? Tylko skąd miałby jego adres? Paranoja. Wszedł do pomieszczenia i zastygł, widząc osobę stojącą przy kominku, oglądającą fotografie na niej zamieszczone.

- Co ty tutaj robisz? - wydukał niewyraźnie z dziwnie ściśniętym gardłem. Wpatrywał się w Alexandra wyczekująco, aczkolwiek czuł, jak gniew sprzed dwóch tygodni na nowo powraca.

- Chciałem z tobą porozmawiać. Na osobności, bez świadków - odparł sucho Thompson, odwracając się w stronę... Byłego kochanka. Przyjrzał się jego osobie bardzo uważnie, skanując niczym robot jego twarz i sylwetkę po latach. Nie przypominał nawet w najmniejszym stopniu dawnego Philipa. Sylwetka stała się wysportowana i smukła. Rysy twarzy wyostrzyły się, oczy stały się ciemniejsze, cera pobladła, a włosy pofarbowane na brązowo, układały się w gęsty zbiór loków. Ubiór również nie zostawiał nadziei, że Philip się nie zmienił. Czarne spodnie, świetnie opinały jego długie nogi. Biała koszula wciśnięta w spodnie, rozpięta została pod szyją na dwa guziki. Purpurowo-granatowe szelki ozdabiały całość, a podwinięte rękawy do łokci, odsłaniały jego liczne tatuaże. Zmężniał i dorósł, a co za tym idzie, stał się bardziej czujny i poważny. Już nie był naiwnym nastolatkiem, ślepo wierzącym we wszystko co Alex powiedział. Teraz zaliczał się do grona dorosłych mężczyzn, twardo stawiających warunki.

- Nie rozśmieszaj mnie! Czegóż może chcieć ode mnie mężczyzna twojego pokroju? - zapytał z widoczną pogardą. Podszedł do barku z ozdobnymi, brązowymi kantami i wyjął zza szyby butelkę pół słodkiego wina. Odkorkował je i nalał do dwóch kieliszków, jeden podając Alexandrowi.

   Mężczyzna przyjął trunek, aż zapatrując się na czerwoną ciecz. Przypomniał sobie, że takiego koloru, tylko jaśniejszego, były pofarbowane dawniej włosy Philipa.

- Muszę z tobą porozmawiać. A jedno z zasadniczych pytam brzmi: Dlaczego mnie zostawiłeś? - wziął łyka wina i skrzywił się widocznie. Zapomniał, że były kochanek preferował słodszą odmianę tego trunku, gdy on całkowicie w wytrawnych lubował.

- Czemu? Otóż widzisz... Ożeniłeś się z moją siostrą. A ja nie lubię być trzecim kołem u wozu. Wystarczająco przeszedłem w tamtym okresie mojego życia - wyjaśnił, opierając się tyłkiem o biurko.

- Więc postanowiłeś mnie zostawić samego, tak?

- To ty mnie zostawiłeś z dniem, gdy na twój palec wylądowała ślubna obrączka. Już wtedy nie było nas, Alex. Spieprzyłeś. Ja wyjechałem, a ty zostałeś z żoną. I niech tak zostanie - odparł spokojnie, wypijając wino ze szklanki do końca. Doszedł do niego szmer reklamówek z kuchni.- Ale jestem ciekaw, jak się tu dostałeś.

- Agnes mnie wpuściła. Twój ochroniarz nie był do tego skory - wyjaśnił, przypominając sobie, jak kłócił się z postawnym mężczyzną.

- Po to go zatrudniłem. Najwyraźniej Agnes nie pojmuje kilku rzeczy - westchnął cicho, poprawiając włosy. Dostrzegł jak przez całe po pomieszczenie przemyka rudy kocur, nad wyraz dobrze sobie radząc ze złamaną nogą.

- Kochałem cię, Philipie - wypalił znienacka, samemu będąc zaskoczonym.

   Młody Macedon spojrzał na Thompsona, nie rozumiejąc, po co mężczyzna powiedział te słowa, akurat w tym momencie.

- Kochałeś, a wyszedłeś za moją siostrę. Wspaniała ta twoja miłość - prychnął, tuszując swoje zakłopotanie. Mimo wieku, została w nim mała cząsteczka starego Philipa.

- Musiałem! Moi rodzicie potrzebowali pieniędzy, a tylko ślub był najlepszym z możliwych rozwiązań - głos Alexa złagodniał, a oczy stały się szkliste.

   Philip zamrugał autentycznie wcięty. Alex... Jego Alex. Czy on... Nie. To pewnie kolejna szopka, która okaże się obłudnym kłamstwem.

- Tylko mi tu nie rycz. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz? Może i mnie kochałeś te siedem lat temu. Może ja ciebie też kochałem, ale czasy się zmieniły. Lata minęły. I myślisz, że po paru twoich słowach, rzucę się w twoje ramiona? Pojebało cię chłopie do reszty. Powinieneś zgnić w tym związku z moją siostrą. Żyj sobie, to twoje wybory. Ja jedyny słuszny wybór obrałem siedem lat temu - przekazał i z głuchym pyknięciem, odstawił kieliszek tuż obok telewizora.

- Więc... Nie ma szans, byśmy byli chociaż... Znajomymi?

- I spotykali się co tydzień na piwo i meczyk? Te małżeństwo porządnie przeczyściło ci mózg - westchnął.- Wiesz co ci powiem? Kochałem cię. Tak, naprawdę. I coś mi mówi, że wciąż te uczucie jest we mnie, rozrywając każdą cząsteczkę mojego ciała. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak wyjechałem z Los Angeles, żałowałem, że odrzucałem twoje telefony. Że nie odpowiadałem na SMS-y. A najbardziej bolesne były wspomnienia, które co roku nawiedzają moją głowę. Do tej pory tak jest. Śmieszne jest jednak to, że łudziłem się... Co do twojego ślubu z Elizabeth. Miałem nadzieję, że przy ołtarzu powiesz jej, że tak naprawdę kochasz mnie, a ona była pretekstem, by się ze mną spotykać bez żadnych podejrzeń. Ale to nie nastąpiło, a ja jako nastolatek... Zawiodłem się po raz ostatni na tobie. Bo później wiesz, że wyjechałem. Zabawne, prawda? Może niektórzy by uznali, że mogłem zostać. Żyć na uboczu, a ty byś mnie odwiedzał między żoną i zapewne dziećmi. Niestety, nie takiego życia oczekiwałem. I nie szukam. Znajdę wkrótce mężczyznę, który pokaże mi, co to prawdziwa miłość. Myślałem, że to ty będziesz nim, Alexandrze. Palny lubią się zmieniać - zaśmiał się gorzko, a kilka przeźroczystych kropel uwypukliło jego policzek, spływając leniwie po jego powierzchni. Zawalił. Pokazał emocje, których nie powinien okazywać. Jak zwykle wszystko poszło się jebać.

- Philipie, ja... Przepraszam. Wiem, że cię zraniłem, jednak...

- Jednak co? Nic nie zrobisz. A ja nawet nie wiem, czy chce, żebyś cos robił. Nie utrudniajmy tego. Scena i tak jest jak żywcem wyjęta jak z filmu romantycznego. Pragnę, byś opuścił mój dom. I nigdy już nie wracał.

- Jak zwykle... Smarkacz boi się konsekwencji. Wiesz, że zniszczyłeś mi małżeństwo? - zapytał retorycznie Thompson, zmieniając się z czułego na skałę lodu. Philip nie był zaskoczony ową zmianą. Znał tego dupka i wiedział, że to jego rodzaj obrony. Może to nawet lepiej, że już nie ma go już w jego życiu?

- Wiem. I kurewsko się z tego cieszę - uśmiechnął się bezczelnie. Ten moment wybrała sobie Agnes, by wejść do pomieszczenia z naręczem dwóch filiżanek czarnej herbaty i cukrem. Położyła tace na stolik.

- Proszę bardzo. Lepiej się rozmawia przy herbacie - wyjaśniła, formując usta w nieśmiały uśmiech.

- Agnes, nie musiałaś. Ten pan i tak wychodził - przekazał Philip, posyłając gosposi przepraszające spojrzenie. Najwyżej oni wypiją napój.

- Już mam wyjść? Chyba żartujesz! Niczego sobie nie wyjaśniliśmy gówniarzu! - krzyknął wkurzony, odsłaniając prawdziwe oblicze Alexandra Thompsona. Niczym Christian Grey, tylko stokrotnie przystojniejszy. Że też przed chwila uronił łzy na oczach tego mężczyzny. Parsknął śmiechem.

- Ja już wszystko wyjaśniłem. A teraz radzę samemu wyjść, inaczej ochrona cię wyprowadzi - głos brzmiał czysto i spokojnie. Nie przebijała się przez struny żadna nuta goryczy czy smutku.

   Alex warknął coś pod nosem i nic nie dodając opuścił dom, a po niedługim czasie także posesję. Philip westchnął, odczuwając dużą ulgę. Przełamał się. Zrobił to, czego bał się przez te lata. Czyżby okres rozpaczy... Minął.

   Uśmiechnął się szeroko i nic nie mówiąc, przytulił się do zaskoczonej Agnes. Teraz będzie lepiej. Dużo lepiej. 

*~~*~~*

Kartka z pamiętnika

Nie zawsze pierwsza miłość musi być tą, która poprowadzi nas przez życie.
Nie zawsze pierwsza miłość okaże się piękną, niczym w baśniach.
Niestety bajki nie istnieją, a rzeczywistość życia codziennego jest tak ponura i szara, że nie ma prawa na żadne nadnaturalne sukcesy. Może komuś udało się ze swoją pierwszą miłością przeżyć do sędziwego wieku i umrzeć w swoich objęciach. Może komuś... Lecz nie mnie. Sam nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać. Chociaż zważając na okoliczności w jakich spotkałem pierwszą miłość... Powinienem się cieszyć. I rzecz ładnie ujmując... Chyba tak zrobię. Dzięki temu cierpieniu i ucieczce od ponurego życia, poznałem inną miłość. Można by powiedzieć, że drugą i tym razem na całe życie. Bo coś mi mówi, że z Nathanielem mogę spokojnie dożyć późnej starości. Pamiętacie jak wspominałem wam o fotografie? Tak, to on. Aż dziw bierze, nieprawdaż?
Otworzyłem razem z partnerem dom dziecka. Skończyłem z modelingiem, a firmę prowadzę z ukochanym. Chociaż w większej mierze, on się zajmuje wydawnictwem. Ja osobiście wole kontakt z dziećmi, sprawiając im radość każdego kolejnego dnia. Śmiech dziecka jest najszczerszym zjawiskiem na świecie.
Co do Alexandra... Dowiedziałem się o rozwodzie i o tym, że wyjechał do Szwajcarii. Później słuch się urwał. I powiem wam szczerze... Nie tęsknie. Nie załamuje się co roku, bo i nie ma po co. Nie dość, że Elizabeth nie jest z Alexem, to... Już go nie kocham. Może i jest cząstka mnie, która dalej pragnie Thompsona. Jednak całe serce przekazałem już Nathanielowi.
A sprawa rodziców... Oficjalnie już ich nie mam. Zmieniłem nazwisko, odciąłem się od swojej chorej rodziny i żyje w Japonii, szczęśliwy i pełen życia. Za to zyskałem nowych rodziców, czyli teściów. No... Nie jestem, rzecz jasna, z Nathanielem po ślubie, jednak i tak jego rodzicielka każe mi do siebie mówić mamo. Szczęśliwe zakończenie, nieszczęśliwej miłości.
Cóż mogę jeszcze dodać? Jestem szczęśliwy. Po prostu szczęśliwy.

11 maja, rok 2020

THE END

*~~*~~*

Opowiadanie dostępne także na blogu http://opowiadania-misiaczka-yaoi.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz