- Proszę –
Philip postawił przed Alexem filiżankę parującej kawy. W myślach dziękował
Ross, że ta pokazała mu jak obsłużyć ekspres. Inaczej musiałby podać mu
szklankę wody.
- Dziękuje,
Philipie – odpowiedział od razu po nią sięgając. Westchnął z przyjemnością
czując ciepło rozlewające się w jego żołądku. Przez to, że dziś jest dwudziesty
piąty grudnia zmarzł na dworze czekając na taksówkę dłużej niż zazwyczaj.
- Spoko –
wzruszyła ramionami, i postanowił posprzątać jedzenie w pojemnikach z podłogi –
Chcesz kawałek ciasta?- pomachał nim przed nosem starszego – No weź przestań…-
sam podjął za mężczyznę decyzję. Ukroił mu kawałek, położył na talerzyku i
podał wraz z widelczykiem – Ross je piekła!- co z tego, że leżało na podłodze?
Przecież było w pojemniku, nie? Resztę jedzenia pozamykał i schował do lodówki.
Alexander
nie miał zamiaru odmawiać. Nie raz kosztował wypieków kobiety, i… Niebo w
gębie. Dlatego, gdy Philip postawił talerzyk na blacie, złapał widelczyk i
odkroił kawałek, wypychając sobie usta. Mruknął zadowolony, czując jak cisto
rozpływa mu się na języku. Tak. Gorąca kawa i pyszne ciasto to idealna nagroda
za stanie na mrozie.
- Więc…-
Philip usiadł po drugiej stronie blatu. Zresztą to jego miejsce, i nikt go nie
zajmował. Oparł brodę na dłoni, patrząc uważnie na mężczyznę.
- Więc?-
powtórzył, gdy przełknął, co miał w buzi. Nie brał przykładu z nastolatka, i
nie zamierzał mówić z pełnymi ustami.
- Dlaczego
tu jesteś?- zadał pytanie, które cisnęło mu się już na usta, od kiedy zobaczył
Alexa.
- Jak chcesz
mogę iść, jeżeli przeszkadza ci moja obecność – odparł swoim głosem. Nie chciał
zdradzić prawdziwego powodu swojej obecności tu. Wystarczy, że ojciec znał
prawdę.
- Wiesz, że
nie o to mi chodzi, Alex!- zmarszczył swoje nisko osadzone brwi, które w tym
momencie podkreśliły złość – Pokłóciliśmy się pięć dni temu, a ty zjawiasz się
tak nagle, i udajesz, że wszystko w porządku!- Philip nie miał żalu o to, że
Alex naskoczył na niego o ukrycie prawdy, a o to, co o nim myśli. Nie należy do
geniuszów, i jego zdjęcie nie zawiśnie obok zdjęcia Einsteina czy Marii
Skłodowskiej – Curie, ale głupkiem też nie jest.
- Bo…
- Bo, co?-
przerwał starszemu, wstając z krzesełka – Bo przyjechałeś?
- Philipie…-
Alex odłożył widelczyk na talerz, i odsunął od siebie niedopitą kawę. Nie miał
już na nią ochoty – Widzę, że nie potrzebnie przyjechałem – na twarz mężczyzny
wpłynęła maska obojętności, widząc ból w oczach nastolatka.
- Na to
wygląda – odpowiedział obojętnie. Philip popatrzył chwilę na Alexa, po czym bez
słowa z opuszczoną głową opuścił kuchnię. Cieszył się, że Alexander przyjechał,
oczywiście. Jednak końcówka ostatniej rozmowy telefonicznej cały czas
rozbrzmiewała mu w myślach. Udał się do swojego pokoju. Usiadł na krześle przy
biurku, i patrzył tępo, wpatrując się w widok ogródka za oknem.
Alexander
chciał od razu pobiec za nastolatkiem, ale jak tylko zamknęły się za nim drzwi
przystanął. Zacisnął nie tylko pięści na włosach, ale i szczękę, zgrzytając
zębami. Właśnie do niego dotarło, że zachował się jak właściciel wydawnictwa.
Obrażając nastolatka wcale nie różnił się od jego ojca. A przecież mu obiecał,
że nigdy go nie zrani. Nigdy nie da mi powodu do łez. A dziś? Jest niemal
pewny, że młodszy pobiegł do pokoju by ukryć swój ból. Wychodzi na to, że
Philip miał racje. Ludzie ich pokroju ranili innych nawet o tym nie wiedząc.
Wmawiał nie tylko jemu, ale i sobie, że się myli. Że nie jest taki jak pan
Macedon, Elizabeth… Mylił się. Jest dokładnie taki sam jak oni. Jak reszta
bogatych ludzi. Którzy nie przejmują się niczym i nikim, aby zdobyć to, co chcą
lub osiągnąć cel.
Może
naprawdę nie potrzebnie przyjeżdżał do Philipa. Może powinien zostać ze swoją
jak i przyszłą rodziną. Przyzwyczajać się do Elizabeth. Do jej obecności w
swoim życiu.
Alexander westchnął,
a jego warga zadrżała. Zagryzł ją by się nie popłakać. Jak w ogóle do tego
doszło? Jak mógł wdać się w romans z nastolatkiem? Miał zostać tylko jego
przyjacielem na Boga! Więc jak do tego doszło? Krzyknął w myślach, nie
znajdując odpowiedzi na to pytanie. Tak bardzo chciałby cofnąć czas do
momentów, gdy chłopak go odrzucał. Nie pchałby się na siłę drugi raz tam gdzie
go nie chcą. Wiedział jednak, że to nie możliwe, więc zachowa się jak dorosły i
pójdzie z nim porozmawiać. Tak, porozmawiać. Najlepiej jak ludzie. Bez krzyków.
Po schodach
wchodził jak na skazanie. Nie ważne jak wolno by szedł i tak dojdzie do celu
szybciej niż by chciał. Przyłożył dłoń zaciśniętą w pięść by zapukać, lecz w
ostatniej chwili powstrzymał się. Odwrócił się, chcąc odejść, ale w tym samym
momencie z sypialni wyszedł nastolatek.
- Myślałem,
że…- Philip schował swoje czerwone od płaczu oczy za włosami – wróciłeś do
siebie – dokończył niemal szeptem.
- Jeśli tego
chcesz – Alexander schował dłonie do kieszeni od spodni, cofając się krok, by
dać mi przestrzeni, i rezygnując od przytulenia go.
- Nie chcę –
odparł cicho, stojąc w miejscu – Nie chce znów być sam – dodał, patrząc na buty
Alexa, który ucieszył się słysząc młodszego. Również nie chciał wracać do
pustego mieszkania. Mieszkania, które bez Philipa wydawało się puste. Tak jak
jego serce, gdy nie było go obok.
OooO
Trzydziestego
pierwszego grudnia obudził się później niż zazwyczaj. Nim uchylił powieki,
dłonią wymacał miejsce, obok, które było puste? Podniósł głowę by spojrzeć na
zegarek. 12:25? Czyżby zegarek się popsuł? Nie, to raczej nie możliwe, bo wczoraj
działał. Skąd wiedział? Kochał się z Alexem do drugiej w nocy, i jeszcze zdążył
rzucić okiem na godzinę nim usnął ze zmęczenia. No, teraz to wyjaśniało,
dlaczego spał tak długo. Ale dlaczego, Alex go nie obudził? Chciał pobyć sam?
Jeśli tak to nie miał zamiaru mu w niczym przeszkadzać. Każdy czasem potrzebuje
chwili spokoju. Nawet on sam.
Przymknął
jeszcze na chwilę oczy. Od powrotu Alex zachowuję się całkowicie inaczej. Nie
odstępuje go na krok. Cały czas trzyma go w objęciach, a dziś w nocy… Naprawdę
się kochali. Alexander pieścił jego ciało jak nigdy dotąd. Od samych pieszczot
doszedł na swój brzuch, choć Alexander nie dotknął jego penisa. Ku szokowi
Philipa zlizał wszystko, i pocałował go. Dzieląc się wszystkim, co miał. I
oddałby pocałunek, gdyby Alex miał usta wysmarowane trucizną.
Philip
zaczynał czuć lekki strach. Strach przed tym, że Alexander chce to wszystko
zakończyć, dlatego nim odejdzie pragnie by poczuł się kochany. Poczuł, że mimo
wszystko, iż rozejdą się to nie będzie jego winą.
- Miłość
jest do bani – powiedział sam do siebie w momencie, gdy otworzyły się drzwi.
Uchylił oko, i w wejściu ujrzał swojego ukochanego mężczyznę.
- Do kogo
mówisz, kochanie?- Alexander wszedł do pokoju, niosąc tacę, na której leżało
śniadanie.
-
Przesłyszało ci się – Philip usiadł na łóżku po turecku, opierając plecy o
ścianę – A to źle jak słyszysz głosy, Alex – wychylił się po całusa, gdy
starszy stawiał między nimi tacę.
- Czyżbym
nie był wystarczająco wymagający w nocy, kochanie?- Alexander uśmiechnął się
czule, widząc jak policzki nastolatka robią się czerwone. Kochali się już tyle
razy, a ten nadal pozostawał wstydliwy.
- Spadaj –
burknął pod nosem, sięgając po rogalika, w którego od razu się wgryzł. Opuścił
głowę, by schować zarumienioną twarz pod kurtyną czerwonych włosów. Przez
chwile żałował, że nie są to rogaliki Ross. Jej pieczywo rozpływało się w
ustach, a te ze sklepu? Jadł je z zapałem tylko, dlatego, że Alex musiał
pojechać po nie do miasta.
-
Przepraszam, kochanie – jednak w głosie nie było słychać skruchy, a
rozbawienie. Alex równie sięgnął do tacy po rogalika i kawę. Philip zmrużył
oczy, patrząc na starszego urażonym wzrokiem. Gdy zjadł rogalika napił się
kilka łyków kawy, i zapchał usta kolejnym rogalikiem. Gdy dopił cały czarny
napój, i jak to miał w zwyczaju wypił szklankę wody. Alexander przyglądał się
nastolatkowi przez cały posiłek. Jak ten mu rzuca ukradkowe spojrzenia, tylko
po to by zobaczyć czy również je – Muszę wyjść na kilka godzin – odezwał się,
odkładając pustą filiżankę na tace.
- Spoko –
Philip wzruszył ramionami, zaczesując dłonią włosy do tyłu. Był pewny, że
rumieńce już mu zeszły, dlatego też odsłonił swoją młodą przystojną twarz.
- W łazience
przygotowałem ci komplet ubrań – poinformował go Alex, wstając z łóżka – Mam
nadzieje, że je ubierzesz. I tak, wiem – powiedział nim Philip zdążył się
odezwać – Nie jesteś dzieckiem – pochylił się, by krótko go pocałować – Bądź
gotowy na osiemnastą, dobrze?
- Gotowy,
na, co?- Philip wstał z łóżka, okrywając szczelnie kołdrą swoje nagie ciało,
poznaczone małymi malinkami. Najwięcej miał ich na wystających barkach, w które
Alex wręcz się wgryzał, gdy dochodził. Więc prócz małych czerwonych plamek miał
odbite zęby.
- To
niespodzianka, Philipie – odparł mocniejszym głosem by uciąć temat i drążenie
nastolatka – Do zobaczenia później!– pożegnał się, wychodząc z sypialni.
Philip stał
chwile w miejscu patrząc w zamknięte drzwi, po czym odrzucił okrycie i poszedł
do łazienki. Tam wisiał… Podszedł do ubrania, krzywiąc się lekko. Garnitur?
Biała koszula? Nie zapomniał nawet o krawacie i lakierowanym obuwiu! To jakieś
jaja! Spojrzał na metkę, i nie, to chyba pieprzony sen! Hugo Boss. On chyba
sobie z niego kpi! Nigdy tego nie włoży! Wybiegł z łazienki, następnie z
pokoju. Oparł się o balustradę.
- Alex!-
zawołał wychylając się – Alex, kurwa!- powtórzył, gdy nie usłyszał odpowiedzi.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jest nagi. Zarumienił się niczym
dojrzałe jabłuszko, mimo, że nikogo w domu nie było. Szybko schował się w
swojej oazie.
OooO
Siedział na
kanapie w salonie, skacząc po kanałach i czekał na Alexa. Ubrał oczywiście
garnitur tak jak go prosił Alex. Na początku myślał, że jest on na niego za
mały. Spodnie opinały się na długich nogach, podkreślając również jego
pośladki, a biała koszula przylegała do ciała, uwydatniając jego męską
sylwetkę. Pierwszy raz wyglądał jak nie on. Dlatego też upiął włosy w koński
ogon, ukazując soją młodą twarz. Tak podobną do ojca. Oh, Alex pożałuje tego,
że zmusił go do ubrania tak drogiego ubrania. Nie chciał nawet wiedzieć ile
wydał pieniędzy. Pooglądał chwile jakiś serial o zombiakach. Jego zdaniem
beznadziejnym. No, bo to głupota, że w dzień chowali się tylko po to by nocą
wyjść ze swoich kryjówek!
- Gdzie on
jest?- pomyślał, wyciągając telefon z czarnych spodni. Zegar na wyświetlaczu
pokazywał pięć minut przed osiemnastą! Oh, zginie w męczarniach. I Philip
owszem, będzie świętował nie tylko nowy rok, ale i śmierć Alexa! Bo udusi go
gołymi rękoma!
Zerwał się z
kanapy wyłączając telewizor, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Wychodząc z salonu
pogasił światła.
- Tak?-
zapytał rozczarowanym głosem, widząc w progu obcego mężczyznę, a nie Alexa.
- Pan Philip
Macedon?- nieznajomy upewnił się. Ubrany w czarny uniform. Za nim na podjeździe
stała biała limuzyna.
- Tak –
odparł, niepewnie spoglądając na mężczyznę- W czym mogę pomóc? Jeśli chodzi o
mojego ojca to nie ma go w domu.
- Nie, nie –
odparł rozbawiony, pokręcił głową widząc zakłopotanie na twarzy licealisty –
Zapraszam – wskazał dłonią na limuzynę.
- Em, to
chyba pomyłka…
- Pan Philip
Macedon, tak?- zapytał jeszcze raz. Licealista skiną głową – Więc to nie
pomyłka. Zapraszam.
- Emm...
Proszę poczekać – poprosił, wchodząc do domu. Podszedł do małej skrzyneczki i
wstukał kod by włączyć alarm. W sumie mieszkali w bezpiecznej dzielnicy, ale
różnie to bywa. Zwłaszcza w nowy rok. Gdy złodzieje wiedzą, że właściciele
drogich willi opuszczają je, wychodząc świętować do restauracji lub na bale.
Ojciec by go chyba ukatrupił gdyby ktoś ich okradł przez jego głupotę. Wyszedł
z domu zamykając go na wszystkie zamki. Kierowca otworzył mu drzwi od samochodu
i poczekał, aż wsiądzie nim je zamknął.
Podróż
minęła mu w zupełnej ciszy. Nie miał pojęcia, co Alex wymyślił. Ale zrobił to z
rozmachem, wydając Bóg wie ile pieniędzy. I z tego powodu było smutno
licealiście. A powinien się radować. Spędzi sylwestra z Alexem. Z mężczyzną,
którego kocha. Z mężczyzną, któremu oddał nie tylko serce, ale i duszę. Z
mężczyzną, bez którego nie wyobraża sobie życia.
Philip
zmieszał się widząc, że limuzyna zatrzymuje się przed wieżowcem. W którym
pracował Alex jak i jego ojciec.
- Serio?-
zakpił sobie w myślach, wysiadając z auta – Szczęśliwego Nowego Roku – życzył
nieznajomemu, idąc do wejścia. Tam przyklejone do ścian były strzałki, i
podążył za nimi. W windzie wcisnął ostatnie piętro. Gdy winda się zatrzymała
się, ruszył za dalszymi wskazówkami. Otworzył drzwi prowadzące na dach. I wtedy
ujrzał Alexa. Ubrany jak zawsze idealnie. Uśmiech pojawił się na jego ustach
jak tylko zobaczył licealistę. Ruszył wolnym krokiem w stronę starszego nieco
osłupiały widokiem.
Na środku
stał nakryty stolik, na którym znajdywały się nie tylko talerze, ale i bukiet
róż oraz świeczki, i dwa krzesełka. Z boku kelner udawał, że go nie ma,
czekając na polecenia. W tym momencie Philip zapomniał o wydanych pieniądzach.
Teraz jego serce skakało z radości na samą myśl, że Alex zrobił to wszystko dla
niego!
- Podoba się?- zapytał, łapiąc Philipa w pasie
i przyciągnął do siebie.
- Jest…-
nastolatek złapał poły czarnej marynarki, patrząc na niego oczarowanym
wzrokiem. Miał takie samo wrażanie jak wchodził do pokoju siostry. Jakby
pomylił bajki. Tylko dla odmiany przy Alex’ie czuł się jak książę, a nie jak
wieśniak – wspaniale – stanął na palcach, i nie przejmując się kelnerem
pocałował Alexa. Czule i delikatnie, dokładnie tak jak lubił, a starszy z
ochotą odwzajemnił pieszczotę.
Philip stał
przed barierką, a Alex za nim, obejmując go od tyłu. W dłoniach trzymali
kieliszki z szampanem. Za kilka minut wybije północ, a to znaczyło, że
rozpoczną nowy rok w swoich objęciach. A jak to mówią? Jaka końcówka starego
roku taki cały nowy. W oddali słychać było różnorodną muzykę, gdyż świętujący w
ten jedyny dzień nie ograniczali się. I dziś księżyc i gwiazdy byli praktycznie
nie potrzebni, gdyż miasto oświetlały nie tylko świąteczne lamki, ale i świtała
w mieszkaniach jak i telefilmy. Licealista odwrócił się przodem do Alexa, gdy
ludzie na ulicach zaczęli jednogłośnie odliczać ostanie sekundy starego roku.
- Pięć…-
dołączyli do reszty – Cztery… Trzy… Dwa…
Jeden…- oboje w tym samym czasie pomyśleli, że mogliby tak kończyć każdy rok. W
swoim towarzystwie. W swoich objęciach – Zero!- unieśli kieliszki, po czym się
stuknęli – Szczęśliwego Nowego Roku! – i wypili ich zawartość.
- Kocham
cię!- krzyknął w myślach Philip, i wpił się w usta starszego, który nie
oponował.
Ehh... Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że zbliżamy się do końca opowiadania? Sama nie mogę w to uwierzyć... ;(
Ech niestety:-)
OdpowiedzUsuńAch ! *.* słodko.
OdpowiedzUsuńBarbara
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Sylwester zorganizował ale to było coś jednak obawiam się, że nie będzie dla nich tak kolorowo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka