środa, 8 kwietnia 2015

Czy to koniec?

Wiem, wiem... Krótki rozdział, ale uwierzcie ciężko jest pisać takie rozdziały jak ten. I, proszę o wybaczenie za to, co się wydarzy...
Ach, i dziękuje za miłe komentarze...


A, i w planach nigdy nie miałam, aby połączyć DJ'a i Tony'go w parę. Wręcz przeciwnie. Chłopak od początku działał mi na nerwy, po mimo, iż sama stworzyłam tą postać. Za to kocham, Kenzō! <3 <3

To nie męczę was, i zapraszam do czytania!






Ostatkami sił podniosłem się z ziemi. Oparłem rękę o maskę samochodu, stojąc do mężczyzny bokiem – Kochasz mnie?- zaśmiałem się łzawo – To ja, kurwa dziękuje za taką miłość!- odepchnąłem się od auta. Zrobiłem krok do przodu, zatrzymując się niewiele od, Kenzō.

Uśmiechał się szyderczo, fiut. Dłonie miał schowane w kieszeniach spodni, przez co poły płaszcza były rozsunięte. Doskonale widziałem jego pistolety schowane pod okryciem. Nie robił tego by mi przypomnieć o nich. O, nie. On chciał mnie nastraszyć, biorąc mnie za jakiegoś tchórza. Cóż, nie byłem nim, skoro związałem się z tak, popieprzonym człowiekiem jak, Kenzō. 

- Drake, Drake, Drake – za każdym razem jak wypowiadał moje imię krzywił się jakbym był nic nie wart – Tyle razy ci mówiłem, że nie lubię się powtarzać. Dla ciebie zrobię wyjątek przez wzgląd, co nas łączyło – wyciągnął broń, celując we mnie – Zapominasz się, z kim masz do czynienia.

Wypuściłem powietrze, czując jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. On do mnie celuje? I to na oczach wszystkich ochroniarzy. Ten moment wybrał, Tony i wysiadł z auta. Strach o moje własne życie zniknął w sekundę.

- Co, pan robi?!- zapytał... Nie piszcząc jak jakaś dziewica, nie kryjąc strachu o mnie jak i zdziwienie.

Podszedł do mnie. Złapał mnie w pasie, pomagając mi wsiąść do auta.

- Puść mnie!- złapałem w dłonie jego twarz – Wsiadaj do auta i wracaj do domu, słyszysz?- rozkazałem.

Musiał żyć. Nie mogłem pozwolić, aby coś mu się stało. I to o jego życie bardziej się bałem niż o swoje. Próbowałem nie zwracać uwagi na jego oczy pełnych łez.

- A, kogo mu tu mamy?- Kenzō udał, że go to interesuje.

Złapał Tony ‘go za włosy. Chłopak syknął i zaszlochał, gdy ten zacisnął na nich pięść. Kopnął go w tył kolan. Wbrew swojej woli, uklęknął przed Kenzō. Włożył mu lufę w usta.

- Zostaw go!- krzyknąłem, rzucając się w jego stronę. Złapałem Kenzō za ręką, próbując wyciągnąć pistolet z ust przyjaciela.


Nagle wszystko stało się bardzo szybko. Kenzō nacisnął spust. Nabój przeleciał na wylot, rozpryskując krwią. Łuska spadła na ziemię wraz z martwym ciałem Tony’ go. Byłem tak pełen szoku, że stałem nie mogąc zrobić nawet kroku. Patrzyłem, nie wierząc własnym oczom.
Mój przyjaciel…
Mój pierwszy przyjaciel… Nie żyje…
Spojrzałem na Kenzō z nadzieją, że to tylko jakiś żart… Że jestem tak naćpany… I mam jakiś jebany sen lub omam…

Ten stał, niewzruszony. Oczy miał odległe, jakby był gdzieś daleko. Nigdy nie widziałem u niego takiego wyrazu twarzy. Jakby się napawał widokiem krwi. Na ustał błąkał uśmiech. Nie radosny, a bezduszny. Nagle zdałem sobie sprawę, dlaczego wszyscy się go tak boją. Wyglądał jak… diabeł. Brakowało mu tylko skrzydeł i rogów.

- Nie, nie, nie – szlochając, padłem na kolana tuż obok zwłok, złapałem go i próbowałem ocucić.

- Uspokój się – Kenzō podszedł do mnie i mnie odciągnął – On nie żyje – syknął mi do ucha.

Wyrywałem się, kopiąc gryząc, uderzając wszędzie, gdzie tylko dałem rade. Ten nie dawał za wygraną i trzymał mnie mocno, nie przejmując się tym, że go napierdalam.

- To twoja wina! Zabiłeś go – szlochałem głośno.

Wymachując rękoma, łokciem zahaczyłem o drugi pistolet. Szarpnąłem się kolejny raz. Kenzō nie poczuł jak wyciągnąłem mu broń. Odepchnąłem go mierząc do niego.

- Odłóż to, bo komuś lub sobie krzywdę zrobisz – wyśmiał mnie, jakbym celował do niego z pistoletu na kulki.

Otarłem oczy drugą dłonią brudną od krwi Tony ‘go, ścierając łzy z policzków jak i z oczu.

- Zabiłeś go!

Całą siłą woli pragnąłem nacisnąć ten mały jebany spust. Ni, chuja, nie dałem rady.
Choć pragnąłem jego śmierci nie mogłem go zabić. Tylko dzięki niemu wiodłem szczęśliwe życie. Dzięki niemu wiedziałem, co to znaczy kochać i być kochanym. Opadłem na kolana, prosząc, Boga by to, Kenzō nacisnął spust i skrócił moje męczarnie. Jeżeli on tego nie zrobi to ja sam sobie odbiorę życie.

- Miałem pozwolić mu żyć?- odezwał się lodowato.

Opuściłem bezradnie ręce, czekając na to, co zrobi. W tej chwili ode chciało mi się żyć. Moje serce pękało z każdym słowem Kenzō, chęć życia odeszła wraz z Tony’ m.

- Nic ci nie zrobił – powiedziałem cicho, próbując bronić przyjaciela. By, chociaż raz poczuł wyrzuty sumienia, i wpierdoliły go tak jak mnie.

- Być może – zgodził się ze mną – Ktoś karę musiał ponieść – stwierdził, chowając pistolet.

- To mogłeś mnie zabić!- zdziwiłem się, widząc jak odchodzi.

- Ciebie?- przystanął, odwracając się – O, nie, kochanie – powiedział z odrazą w głosie – To byłoby zbyt łatwe – popatrzyłem na niego, nie rozumiejąc jego słów – Mam ci ulżyć w cierpieniu?- podniósł kpiąco brew – Osobiście dopilnuje, abyś cierpiał jeszcze bardziej.

- Jesteś popieprzony – powiedziałem, a zaraz po tym poczułem uderzenie.



Syknąłem z bólu, łapiąc się za policzek. Tym razem nie płakałem. Wiedziałem, że zasługuje na ból. Nawet, jeśli wymierzała mi go osoba, którą kocham. Im więcej i mocniejsze ciosy padały czułem jakbym odpokutowywał zło, jakie wyrządziłem.  

4 komentarze:

  1. Znajdę cię, rozumiesz?!
    Jak mogłaś?! No jak się pytam?!
    Ja nie płaczę.
    Ostatni raz kiedy popłynęły mi łzy to w podstawówce w szóstej klasie, czyli dawno. Może i nie doprowadziłaś mnie do łez, ale... Zaszkliły mi się oczy, a oddech wręcz stężał. A to i tak wielkie osiągnięcie!
    Między innymi nie płaczę, gdyż nie wypadało by mi nawet. Wyglądem przypominam chłopaka, ubieram się jak chłopak, a czasem zdarza mi się zachowywać jak chłopak... więc, cóż... tak trochę stereotypowo jakoś patrzę na te sprawy. Taki los Tomboyki...
    Po za tym, trzeba by było uśmiercić kogoś ważnego dla mnie w opowiadaniu, bym uroniła łzy.
    A teraz do sedna sprawy..:
    Czy ty wiesz czego się dopuściłaś?!
    Zabiłaś bohatera, którego uwielbiałam!
    A Kenzo nienawidzę, ot co.
    Chyba nie wie co to miłość. Dam mu linka do Wikipedii, bo idiota się pogubił, eh...
    Krótko napisane, ale emocjonalnie...
    Pamiętaj!
    Znajdę cię!
    PS. Masz GG? Z miłą chęcią bym z tobą popisała ;) W razie czego u mnie w opisie jest wstawiony numer GG.
    Pozdrawiam i weny życzę... Ale i tak cię znajdę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeee, tylko nie Tony ! Wiedziałam, że to zrobisz niedobra Ty :(

    A w tym rozdziale znienawidziłam Kenzo, O !

    Zaczął traktować Drake jak śmiecia, jakby nic między nimi nie zaiskrzyło, pff..

    nienawidzę go i szkoda, że DJ nie pociągnął za spust !

    Tyle w tym temacie........


    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu wziąłem się za czytanie opowiadania.
    Na początku styl pisania i historia mnie nie uwiodła. Za bardzo słodko i spokojnie było, moim zdaniem oczywiście.
    Jednak przemogłem się (między innymi dlatego, bo Miku mi poleciła tego bloga, a ona nie czyta bezsensownych opowiastek, które są niewarte uwagi) i muszę przyznać... Nie zawiodłem się.
    Fabuła jest w porządku, tylko nienawidzę Kenzo.
    I między innymi mówię, to gdyż wiem co to znaczy kochać. Sam mam chłopaka i jak w każdym związku, kłócimy się czasem niemiłosiernie, jednak kochamy nad życie.
    A zachowanie Kenzo w ogóle tego nie oznajmia. Nawet w niewielkim stopniu powinien wiedzieć, że jeżeli kocha DJ-a, a Drake jego, to chyba wiadomo, że to co mówi i robi jest cholernie raniące!
    Ja osobiście na miejscu Dj-a popełnił samobójstwo. Co jak co, ale chyba do tego to doprowadzi, prawda? Nie podsuwam ci żadnych pomysłów, jednak to jak rozwijasz akcję i to co się dzieje w całej tej historii, prowadzi Drake na samo dno.
    Pozdrawiam ciepło i zyczę weny.

    Igor (dzisiaj tak wyjątkowo anonimowo)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ale czemu, niech mu wybaczy, niech pójdzie na terapię i będzie tak jak dawniej...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń