piątek, 3 kwietnia 2015

Ból, którego nie zniosę!

            A, to taki mały prezencik od... Zajączka wielkanocnego











- To wszystko – powiedział zimno Kenzō Suzuki . Sięgnął po walizkę, leżącą obok stóp, i podał ją mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko – Tak jak się umawialiśmy – otworzył swoją, na, którą się wymienił.

- To kokaina?- zapytał gość, chcąc się upewnić.

- Nie, proszek do pieczenia – zadrwił chłodno – Mam nadzieje, że tym razem nie testujesz dobroci mego serca?- walizkę pełną pieniędzy podał swojemu ochroniarzowi – Przeliczyć – rozkazał Brian’owi. Ten bez słowa zrobił, co mu kazano. 

- Osobiście byłem przy liczeniu i pakowaniu pieniędzy – powiedział przepraszająco. Na samo wspomnienie ostatniego wydarzenia wszystko stanęło przed oczami.


………


- Zawiodłeś mnie, Marcus –  rzekł, udając rozczarowanie.

Ów mężczyzna był menadżerem klubu, z którym prowadził interesy.  Klęczał przed wysokim mafiosem, wystraszonym wzrokiem. Małe jedno nie porozumienie, a dostanie taką lekcje, że popamięta ją do końca życia.

- Przepraszam, panie Suzuki – odparł potulnie, wyrywając się gorylom, którzy go trzymali.

- Przepraszasz?- pokręcił z dezaprobatą głową. Przykucnął przed młodszym, patrząc mu prosto w oczy nieprzychylnie – Próbowałeś mnie oszukać. I mam ci to wybaczyć- pstryknął palcami – od tak?

- Ja naprawię ten błąd, panie Suzuki – przeszedł go zimny dreszcz, widząc mrożący uśmiech na ustach Kenzō.

- Tak, naprawisz – zgodził się z nim chłodno – I, poniesiesz za to karę – mafioso wyciągnął z marynarki papierosa, po czym go odpalił. Wstał, cofając się o krok, paląc papierosa – Żeby następnym razem nie przyszedł ci żaden głupi pomysł do głowy. Wiesz ludzie czasami uczą się na swoich błędach. Ty do tych ludzi nie należysz. Jesteś jak kundel, którego trzeba ukarać, by się nauczył- podszedł do młodszego, i przyłożył mu żar papierosa tuz pod okiem.

Młody menadżer krzyknął, czując ból. Przymknął powiekę, by dym nie dostał się do oka. Swąd spalonej skóry wywołał mdłości. W ostatniej chwili odwrócił głowę, by nie zwymiotować na oprawcę.


- Ma żyć – usłyszał bezwzględny głos Kenzō, nim poczuł ciosy na swoim ciele.


………




- Byłbyś głupcem, gdybyś popełnił drugi raz ten sam błąd – stwierdził, sięgając po szklankę z bursztynowym alkoholem – Dla mnie osiemdziesiąt procent – przypomniał swoje warunki, upijając łyk whisky.

- W porządku, szefie – poinformował ich ochroniarz, gdy skończył liczyć – Równo pół miliona – podał własność swojemu pracodawcy, i stanął obok.

- Możesz odejść – machnął na młodszego, i jak gdyby nic, sięgnął po telefon.

Był zirytowany jak nigdy. A to tylko, dlatego, że nie mógł dodzwonić się do nastolatka. Miał ochotę nie tylko wyżyć się na chłopaku za to, co zrobił. Drake jeszcze nie wiedział po jak cienkim lodzie stąpa. A on musiał mu przypomnieć, kim jest i co robi. Rzucił telefonem o ścianę, słysząc „ Abonament jest tym czasowo po za zasięgiem…”. Pieprzony gówniarz!

- Szefie może ja spróbuje – zaproponował, Brian wybierając nr do nastolatka.

Przez chwilę, nawet bał się o, DJ’a. Był na głodzie i, chuj wie, co wymyśli i skąd zdobędzie prochy. Wiedział również, że mógł interweniować dużo wcześniej. Nim jego chłopczyk popadł w nałóg. Jednak chciał, by sam sobie z tym poradził. By zobaczył, że świat nie jest tak kolorowy i wesoły jak go widział. Zabił tylko jednego człowieka, a przeżył to jakby zabił, co najmniej z dziesięć. Avery miał rację. Drake nie nadawał się na jego następcę. Jednak, Kenzō w głębi duszy wierzył w chłopaka. Najwyraźniej pomylił się w jego osądzie. I jest tak samo słaby jak ojciec. Nauczył go tak wiele. Opowiedział mu nawet o bracie, i co się z nim stało. A ten, szczeniak zrobił dokładnie to samo. Machnął się dłonią, zrzucając wszystko ze stolika. Butelka i szklanka, rozsypały się w drobny mak, uderzając o ścianę.

- Szefie, namierzyliśmy jego telefon – poinformował, nie komentując zachowania mafiosa.

- Jedziemy – Kenzō wstał z sofy, zakładając po drodze płaszcz.


oOo



- To było…- próbował skomentować nasze bzykanie.

Tony, siedział na mnie okrakiem. Ciała mieliśmy mokre od potu jak i brudne od spermy blondyna. W aucie unosił się zapach sex ’u jak i potu. Szyby były zaparowane, więc nie widzieliśmy, co dzieję się za oknem.

- Tak, tak – zbyłem przyjaciela, pomagając mu się podnieść

Ściągnąłem gumkę z penisa i zawinąłem w chusteczkę. Uchyliłem szybę i wyjebałem ją, zamykając ją od razu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem się tak jak teraz. Czułem jakby uszło ze mnie całe napięcie i zła energia. Jakbym wiedział, że pieprzenie jest tak zajebiste to bym dawno to zrobił z…
Kenzō mnie zabije jak się dowie! Już mogę wziąć łopatę i wykopać sobie grób. Jestem trupem.

- Ubieraj się szybciej – rozkazałem chłodno. Samemu wciągając bokserki na swoją dupę. Koszulką wytarłem brzuch i rzuciłem ją na tylnie siedzenie.

- Spokojnie. Nikogo tu nie ma – odparł uspokajająco, unosząc swoje biodra, wciągając na nie spodnie.

- To nie powinno się wydarzyć!- syczę na przyjaciela, rzucając w niego bluzką.

- Słucham?- pyta niedowierzająco w moje słowa.

Patrzę na niego i widzę ból w jego oczach.

- Kurwa mać!- krzyczę.

Wysiadłem z auta w samych spodniach, by chwilę pomyśleć. Trzasnąłem mocno drzwiczkami. Na moim ciele pojawiał się gęsia skórka czując chłodne powietrze. Oparłem się o samochód gołymi plecami, olewając to jak jest zimne.

- Jak mi powiesz, że to był błąd – ubrany, Tony wyskoczył z samochodu – To jak matkę kocham, jebnę ci prosto w twarz!- zagroził stając trzy kroki przede mną.

No, nie powiem. Waleczny chłopak. Mógł się stawiać nim wskoczył mi na fiuta.

- Nie… Może… Nie wiem, Tony, kurwa!- odparłem rozdarty.

Oj, czemu kłamiesz! To był błąd, którego nie naprawię. A wręcz przeciwnie. Skrzywdzę ludzi, na, których mi zależy! Działałem pod wpływem narkotyków i chwili. W innym przypadku to nie miałoby miejsca. Jestem chujem!

- Wsiadaj do auta!- rozkazałem Tony ‘mu, popychając go – Już!

Otóż, niedaleko zaparkowały dwa czarne samochody. Nie musze mówić, do kogo należą, i kto nimi przyjechał?

Mam przejebane – pomyślałem, widząc jak mężczyźni wysiadają. Pierwszy Brian, później inny goryl i wreszcie, Kenzō. Miedzy palcami tlił się papieros. Zawiał mocny wiatr, rozwiewając poły płaszcza, Kenzō. Nie było trzeba być ślepym, by nie zauważyć jego broni. Przełknąłem ciężko ślinę, przeklinając się w myślach za swoją głupotę. Nie dość, że byłem bez koszulki, to jeszcze widać ślady po strzykawkach!

Nogi mi się ugięły, gdy mnie otoczyli, a szef stał w środku, mierząc mnie arcygroźnym spojrzeniem. Opuściłem głowę, i objąłem się ramionami, by wyglądać pokornie i potulnie.

- Coś nabroił, skarbie?- zapytał chłodno, lecz z uczuciem, widząc moją skruszoną postawę. Podszedł do mnie, stykając się ze mną kolanami.

- Kenzō, ja…- zadrżałem na samą myśl, co się stanie mówiąc mu prawdę.

- Nie ma potrzeby przepraszać – przerwał mi, łapiąc mnie za brodę, podnosząc głowę – Powiedz mi gdzie twoja reszta ubrania?

Nawet nie wiesz, co ja zrobiłem! to gorsze niż uderzenie ciebie w twarz!

- Kenzō, ja…- powtórzyłem, tym razem płaczliwie.

Dopiero teraz przy nim i z nim zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłem.  Choć ostatnimi czasy nie było wesoło w naszym związku, to zawsze przy mnie był. A ja…

- Miałeś pełne prawo postąpić tak jak postąpiłeś – przytulił mnie, chowając moje zmarznięte ciało pod płaszczem, chowając noc w zagłębieniu mojej szyi – Nie powinienem….- przerwał, wciągając mocnej mój zapach.

Zaszlochałem, wiedząc, co się zaraz wydarzy.

- Powiedz, że to nie to, co myślę!- odepchnął mnie.

Poleciałem na samochód, uderzając w niego plecami. Jęknąłem z bólu jak i z zimna. Kenzō, odszedł kawałek, stając do mnie tyłem. Złapał się za włosy, mrucząc coś po d nosem.

Ja sam czułem się jeszcze gorzej niż w dniu, kiedy odebrałem człowiekowi życie. Od tamtych uczuć uciekłem w narkotyki, by nie myśleć i zapomnieć. A do Kenzō jestem przyczepiony niczym kotwica do statku.

- Kenzō…- zaryłem usta, by nie słyszał szlochu z moich ust.

- Odejść – rozkazał swoim pieskom, którzy natychmiast odwrócili się i podeszli do auta.  – Wszyscy!- dodał, widząc Brian’a stojącego w miejscu.

- Tak jest, szefie – powiedział potulnie, odchodząc.

- Kenzō…- nie wiem, który to już raz wypowiedziałem jego imię.

I za każdym razem bolało coraz bardziej.

- Starałem się…- zaczął zgorzkniałym głosem.

Słysząc jego ton opadłem na kolana. Nie mogłem powstrzymać płaczu, słysząc jak bardzo go zraniłem.

- abyś miał, czego zapragniesz – kontynuował, stojąc do mnie tyłem – By niczego ci nie brakowało. Wprawdzie moje słowa i czyny mogły nie raz temu przeczyć, kochałem cię - poczułem jak serce pęka na miliony kawałeczków. Przyłożyłem dłoń do serca, gdy poczułem mocne ukucie - najbardziej na świecie. Od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem, wiedziałem, że będziesz dla mnie wszystkim – zwrócił się w moją stronę – Topiłeś lód w mym sercu. Odganiałeś mrok z mej duszy – ukucnął koło mnie. Podniosłem zapłakaną twarz, i oczyma pełnymi łez i bólu patrzyłem w jego. Już nie widziałem w nich własnego odbicia. Była tylko pustka. Jakbym patrzył w studnie. Wyciągnął dłoń, ścierając łzy, które nie przestały płynąć, choć na sekundę – Tobie wybaczyłbym wszystko…

- Kenzō nie zostawiaj mnie – zacząłem błagać, przysuwając się do niego – Zrobię wszystko tylko mnie nie zostawiaj – oparłem swoje czoło o jego – Będę wykonywał wszystkie twoje rozkazy… Będę zabijał… Pójdę na odwyk… Tylko zostań – przez chwilę miałem wrażenie jak się łamie i próbuje jakoś to przemyśleć – Kocham cię – i dojebałem oliwy do ognia.

Gdy usłyszał ostatnie moje słowa wszystko poszło się jebać, tak jak ja z Tony’ m. Znów miał puste oczy. Wyprane z emocji. Wstał powoli, poprawiał poły płaszcza. Spojrzał na mnie jak na jakieś nic nie wartę ścierwo.

- ale zdrady ci nie wybaczę – dokończył, uderzając mnie wierzchnią dłoni.

Cios uderzenia, powalił mnie na samochód. Na policzku poczułem nie tylko przeszywający ból, ale i wszystkie kostki u dłoni. W ustach poczułem smak metaliczny, gdy przegryzłem sobie policzek. Splunąłem krwią, modląc się do wszystkich bogów, by czasami Tony nie wyszedł z samochodu.

















3 komentarze:

  1. "Mógł się stawiać nim wskoczył mi na fiuta." hahahaha.

    Żebyś Ty widziała, jak mi gały wyskoczyły,jak przeczytałam, że się bzyknęli.. uhuhuhu.. :O

    Mam tylko nadzieję, że nie zabije Tonego i jednak wybaczy mu tę zdradę ! :(

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. To trafiło w me gusta skarbie!
    A tak z innej beczki... Dajcie mi kurwa shotguna, to odstrzele ptaszka Kenzō! Jak go od niedawna polubiłam (albo chociaż w jakimś niewielkim stopniu zaczęłam tolerować) tak teraz chcę go zabić!
    "(...) - abyś miał, czego zapragniesz – kontynuował, stojąc do mnie tyłem – By niczego ci nie brakowało. Wprawdzie moje słowa i czyny mogły nie raz temu przeczyć, kochałem cię - poczułem jak serce pęka na miliony kawałeczków. Przyłożyłem dłoń do serca, gdy poczułem mocne ukucie - najbardziej na świecie. Od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem, wiedziałem, że będziesz dla mnie wszystkim – zwrócił się w moją stronę – Topiłeś lód w mym sercu. Odganiałeś mrok z mej duszy – ukucnął koło mnie. Podniosłem zapłakaną twarz, i oczyma pełnymi łez i bólu patrzyłem w jego. Już nie widziałem w nich własnego odbicia. Była tylko pustka. Jakbym patrzył w studnie. Wyciągnął dłoń, ścierając łzy, które nie przestały płynąć, choć na sekundę – Tobie wybaczyłbym wszystko… (...)" <---- Gleba i nie wstaje...
    Co jak co, ale Kenzō groził mu morderstwem!
    Uderzył i zachował się jakby mu nie zależało!
    DJ, daj sobie z tym dupkiem spokój! Tony się z tobą kochał (w sumie to pieprzył, bo jeszcze nic do siebie nie czują, ale może się to zmienić) więc zacznij się z nim spotykać!
    A Kenzō nie powinien się tak pieklić. Traktował Drake jak śmiecia, więc pretensje powinien mieć do siebie. Dj jest młody, nie będzie ze staruchem nie? XD
    Dobra, nerwy chowam do kieszeni xd
    I tak jak dotychczas, informuje mnie o nowych rozdziałach ;p
    Pozdrawiam i weny ~

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Kenzo bardzo się martwi, chciał aby sam sobie poradził, ale jak widział co naprawdę się dzieje mógł interweniować, ojć to się nie powinno zdarzyć w ogóle, zdrady nie wybaczy, a kto wcześniej z kimś się zabawiał?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń