Eleila - Cieszę się, że jako jedyna zostawiasz po sobie ślad. Dlatego też dedykuje ten rozdział tobie. Ehh... A co do relacji miedzy Yukim, a lekarzem... Musisz uzbroić się w cierpliwość. W końcu do czegoś między nimi dojdzie :) I, nie bij po tym rozdziale. :*
Mój
powrót do domu zbliżał się nieubłaganie. Na samą myśl, że mam iść w nieznane,
moje serce napierdalało koziołki. Byłem wykończony nie tylko psychicznie, ale i
fizycznie. Tak bardzo chciałem być już zdrowy, ze na rehabilitacjach, dawałem z
siebie więcej niż powinienem. Wykańczała mnie każdego dnia, a mimo to nie
czułem żadnej poprawy w chodzeniu, ani nie widziałem mięśni na swoim
wygłodzonym ciele. Miałem ochotę zgnić w szpitalnym łóżku. O ile to możliwe.
Bo
możliwe, prawda?
Dzisiejszy
dzień należał do tych naj, naj najgorszych.
Nie
miałem ochoty na nikogo patrzeć, nawet na moją „pulchna ciocie”, he he.
-
Kochanieńki, wstawaj zaraz przyjdzie, pani Shark - prosiła od piętnastu minut.
Kochana kobieta. Opiekowała się mną jak własnym synem. Nie użalała się nade
mną. Nie nadskakiwała. Miała tak cięty język, że czasami brakowało mi słów.
Poruszałem wtedy ustami jak ryba w wodzie nie wydając żadnego dźwięku.
-
Nie. Nie, i jeszcze raz nie!- nakryłem się kołdrą po same uszy- Mam dosyć.
-
Bo pójdę po doktora Sloan 'a - zagroziła, próbując mnie odkryć.
Tak,
tak. Jak miałem zjebany humor lub nie chciało mi się wyściubić nosa z pod
kołdry, padały groźby z jej strony.
-
Mam to w dupie!– burknąłem spod nakrycia - Nawet on mnie nie zmusi -
uprzedziłem. Łkałem jak pies, oczywiście. Tego faceta stać na wszystko.
Zwłaszcza, jeśli chodzi o moją cudowną osobę.
-
No to jak chcesz – westchnęła z rezygnacją - Ale później się na mnie nie obrażaj!-
zaśmiała się, wychodząc z sali.
Naprawdę
miałem dość tego wszystkiego. Całego tego szpitala. Rodziny, której nie
pamiętałem. Przychodzili i codziennie zadawali te same pytania, „Pamiętasz już
coś?”, „Przypomniałeś sobie?”. I jak
człowiek ma „normalnie” żyć.
I
tak jak pani pulchna powiedziała, tak zrobiła. Do Sali wkroczył nie, kto inny
jak mój lekarz.
-
Cześć Yuki - przywitał się radośnie lekarz - Pani Black, skarży się na ciebie -
próbował zabrać mi kołdrę.
Wstrzymałem
oddech, gdy usłyszałem głos starszego. Serce biło mi jak szalone, a w żołądku
latało mi milion motylków. Moje ciało było słabe, ale kiedy w pobliżu był
lekarz stawało się niczym gąbka.
-
Witam doktorze - naburmuszyłem się, siłując się ze starszym. Złapałem mocno
kołdrę, ale po chwili zostałem odkryty, ponieważ moje mięśnie nadal były słabe,
i gdzieś ukryte pod moją bladziuchna skórą. Teraz wyglądałem jak albinos - Mam
już dosyć!- krzyknąłem - Nie rozumiesz?- spojrzałem na lekarza - Od dwóch,
pieprzonych, miesięcy chodzę na tą, pieprzoną, rehabilitacje i jedyne, co umiem
to zrobić kilka, pieprzonych, kroków!- wyrzuciłem z siebie wszystkie negatywne
emocje.
-
Yuki…- westchnął, robiąc smutną minę - Jak się poddasz to skończysz…
-
Weź przestań - urwałem lekarzowi - Powtarzasz się! Mam dosyć! Czasami żałuje,
że w ogóle się obudziłem! A bardziej, że przeżył…- nie skończyłem, bo poczułem
silne uderzenie na policzku. Złapałem się za piekący ślad na twarzy, i
podniosłem wzrok na lekarza. Widziałem w jego oczach ból, że aż żałowałem
swoich słów. Było mi wstyd i głupio, bo myślałem tylko o sobie - Ja… Ja…- głos
zaczął mi się łamać. Starszy podszedł do mnie i przytulił, siadając na łóżku.
Rzuciłem ręce na jego szyję, chowając twarz w zagłębieniu szyi. Moczyłem łzami
jego fartuch, ale nie przeszkadzało mu to. Czekał, aż się uspokoję. Wziąłem
kilka upajających wdechów. Czułem jego męskie perfumy, i jego naturalny zapach,
który o dziwo działał na mnie uspokajająco. W obiciach lekarza czułem się
bezpiecznie - Przepraszam…- wybełkotałem, opierając czoło na ramieniu Sloana -
ale mam już tego dosyć…- pociągnąłem nosem - wyjdę ze szpitala, i po co? Co
jeśli w ogóle sobie nic nie przypomnę? Co wtedy? Kim dla nich będę?- odsunąłem
się od lekarza. Położyłem się na boku, plecami do starszego - Nie chce ich
litości. Nie chcę z tym żyć.
-
Yuki, nie ma sensu…- próbował mnie pocieszyć, kiedy łapał mnie totalny dołek.
Dziś
nie tego chciałem.
-
Zostaw mnie samego…- przerwałem starszemu - Chcę być sam.
Lekarz
westchnął głośno, siedząc na łóżku.
-
Czego, on kurwa nie rozumie?- pomyślałem, nakrywając kołderkę po same uszy.
Nie
zostawił mnie samego. Położył się koło mnie i zaczął głaskać po głowie. Zamiast
się uspokoić wpadłem w większą histerie. Zacząłem tak mocno płakać, że nie
mogłem oddychać. Z jakiego powodu? Nie wiedziałem, czy płacze, dlatego, że
naskoczyłem na lekarza, czy dlatego, co mu powiedziałem. Czy to przez to jak
bardzo zabolały go moje słowa. Bądź, co bądź, był moim lekarzem, od kiedy trafiłem
do szpitala. Walczył o moje życie. Był przy mnie zawsze. I pilnował, aby moje
serce nie przestało bić. A ja mu wyrzuciłem prosto w oczy, że wolałbym nie żyć.
Też mi podziękowania.
A
może płakałem, bo piekł mnie policzek, i to zajekurwabiście!
-
Cii…- uspokajał mnie lekarz – Yuki…- szepnął – będę przy tobie - obiecał.
Odwróciłem
się przodem do starszego, spoglądając w mu w oczy. Wyciągnął dłoń, i zaczął
ścierać z mojej twarzy łzy.
-
Zawsze?- posłałem mu pełne nadziei spojrzenie.
Nie
chciałem zostać sam, gdy opuszczę szpital. Miałem tylko jego.
-
Oczywiście!- zapewnił mnie. Po chwili pochylił się, przykładając usta do mojego
czoła. Otoczyłem lekarza ramieniem, zaciskając pięść na fartuchu, twarz
chowając w zagłębieniu szyi. Przymknąłem oczy. Czułem się bezpiecznie w jego
ramionach. Sloan, przygarnął mnie bliżej siebie. Leżeliśmy w ciszy, wtuleni w siebie.
Nie przeszkadzała mi ta cisza. Niosła za sobą obietnice, które sobie
złożyliśmy.
Tak
błogi stan został przerwany pukaniem. Drzwi otwarły się a przez nie do sali
wkroczyła moja fizjoterapeutka. Oj, jak ja baby nie lubię. Takie jak ona… W
sensie, wytapetowane blondynki, głupia być nie mogła skoro moja matka ją
zatrudniła, powinny zabijać w zarodku. Jak tylko wchodziła do pokoju, nóż,
którego nie miałem, otwierał mi się w kieszeni.
-
Dzień do…- pani Shark, przerwała w pół zdania, widząc mnie i Marka przytulonych
- przeszkadzam?- zapytała, zatrzymując się w wejściu.
-
Ależ, oczywiście, że nie - odpowiedział, Sloan -Już dobrze?- szepnął do mnie,
tak by tapeciara nie usłyszała.
-
Tak - odpowiedziałem, muskając ustami szyje lekarza. Poczułem jak się wzdrygnął.
Przycisnąłem mocniej wargi i uśmiechnąłem się.
-
Przestań!- upomniał mnie cicho. Wyplątał się z uścisku, wstając - Witam, panno
Shark!- ukłonił się.
-
Oh, dzień dobry, doktorze Sloan!- odpowiedziała podekscytowana, wchodząc.
Przechodząc koło lekarza, otarła się o jego ramie. Spojrzał na nią z góry, a ta
zamrugała figlarnie.
Pff…
też mi coś!
-
To ja się ulotnie!- odezwał się, doktor, ruszając w stronę drzwi.
Wybuchłem
śmiechem. Tak głośnym, że słyszeli mnie pewnie na parterze. No rozwalił mnie na
łopatki. Tylko on potrafił poprawić mi humor!
-
Doktorze, Sloan!- odezwałem się, udając ton, pani Shark. Lekarz odwrócił wzrok
w moją stronę, ponosząc brwi – Nie jesteś za stary slang młodzieżowy?
-
Yukimura jesteś bezczelny!- syknęła na mnie kobieta.
-
Proszę powiedzieć, coś, czego nie wiem!- zripostowałem, wzruszając ramionami.
Kto
ją w ogóle prosił o głos?
-
Yukimura, chłopcze…- odezwał się zimno lekarz, a jego wzrok wcale nie był
milszy – nie będę już znosił twojego zachowania, gówniarzu!- popatrzyłem na
starszego z szeroko otwartymi oczami, a szczęka opadła mi po samą podłogę.
Poczułem
się jak by ktoś mi wbił nóż w serce. W oczach stanęły mi łzy. Zacisnąłem pięści
na prześcieradle i zacząłem szybko mrugać, aby nie wypłynęła żadna kropla.
-
Oczywiście doktorze - odparłem obojętnie, choć bolało mnie jego zachowanie.
Usiadłem na łóżku tyłem do lekarza. I, do tej suki!
-
Ktoś musi nauczyć cię jak się zachowywać względem starszych…
-
Moja matka…- przerwałem kobiecie – nie płaci, ci za gadanie i pouczanie mnie!- przypomniałem,
szyderczym głosem - A teraz, proszę mnie zostawić.
Gdy
zostałem sam w pokoju, szybko sięgnąłem po telefon. Znalazłem numer do mojej
mamy, ale nie odbierała, dlatego musiałem zadzwonić do Oscara.
Muszę
się stad wydostać, i to jak najszybciej.
-
Witam, paniczu!- przywitał się – Czy coś się stało?- zapytał wystraszony – Czy
nie powinien, panicz mieć teraz rehabilitacji? Wiedziałem, że ta kobieta nie
wywiąże się z obowiązku tak jak powinna…- mamrotał do siebie.
Ehh…
I co ja się z nim mam?
-
Oscar…- przerwałem mu monolog – Nic się nie stało - skłamałem – Czy jest moja
matka? Bo dzwoniłem do niej i nie odbiera.
-
Panicza, matka wyszła z domu półgodziny temu - poinformował mnie – Ale powinna
być zaraz u panicza.
-
To Oscar przywieź mi ubrania - poprosiłem.
-
Coś się stało, prawda?
-
Oscar, zrób to, o co cię proszę!- odwróciłem się, gdy usłyszałem, że ktoś
wchodzi do pokoju – Kończę, bo przyszła moja matka…Oscar, czekam - dodałem i
się rozłączyłem – Cześć mamo!- uśmiechnąłem się ciepło.
Czas
zacząć cyrk, który pomoże mi się stąd wynieść.
-
Mamo, chcę wrócić do domu - powiedziałem cicho, udając płaczliwy głos.
-
Ja też tego chce, synku - wplotła dłoń w moje włosy – Nawet nie wiesz jak
bardzo…- opuściłem głowę, spoglądając na swoje kolana – ale co z twoją
rehabilitacją?
-
Mamuś…- zacząłem najsłodziej jak umiałem – ja tu tylko leżę i chodzę na
rehabilitacje. Nie jestem podłączony do żadnej maszyny, ani nie biorę żadnych
lekarstw…- spojrzałem na nią, miną zbitego szczeniaczka – A rehabilitacja?
Przecież masz swoją klinikę, na pewno kogoś znajdziemy i będę dojeżdżał z Oscarem!
No, proszę, proszę - zaskomlałem, wtulając się w rodzicielkę.
Uwierz,
uwierz!
-
Oh, co ja się z tobą mam…- westchnęła, głaszcząc mnie po głowię – Dobrze, synku
- zgodziła się, na co westchnąłem z ulgą – Idę do twojego lekarza, aby cię
wypisał - ucałowała mnie w czubek makówki i wyszła – Aha, zadzwoń do, Oscara,
aby przywiózł ci potrzebne rzeczy - dodała za nim wyszła z pokoju.
Taa…
To akurat zrobiłem zawczasu. Taki bystrzak ze mnie.
Gdy
moja matka zostawiła mnie samego do pokoju wróciła, pani Shark. Bądź, co bądź
nie mogłem odpuścić sobie rehabilitacji, jeśli chciałem zacząć chodzić o
własnych siłach. A ona nie mogła sobie odpuścić, jeśli chciała otrzymać swoją
zapłatę.
-
No to zaczynamy - podwinęła rękawy – Dziś pokaże ci ćwiczenia na mięśnie nóg,
abyś mógł sam je wykonywać w wolnym czasie - ściągła z mojego łóżka kołdrę i
poduszkę – Połóż się na plecach…- poleciła, co wykonałem bez żadnych
sprzeciwów.
Pokazała
mi kilka ćwiczeń, które spokojnie mogłem wykonywać sam. Stała obok i mówiła, co
mam robić, i ile czasu. Podczas mojego wysiłku, wpadł, Oscar z moimi rzeczami.
Grzeczny
chłopiec!
-
Dzień dobry, pani Shark!- przywitał się, wieszając ubrania na wieszaku. Usiadł
na krześle pod ścianą. Czekał, aż skończymy. Zresztą zawsze tak robił.
-
Oh, witam!- odpowiedziała, uśmiechnięta od ucha do uch – A co to za rzeczy?-
zapytała ciekawa. Oscar, popatrzył na nią z przymrużonymi oczami – Jeśli mogę
zapytać?- dodała widząc jego minę.
-
Zapytać zawsze, pani może, pani Shark - stwierdził, Oscar – Najwyżej nie udzielę
odpowiedzi - poprawił poły swojego drogiego garnituru, nie zwracając uwagi na
jej spojrzenie pełne pogardy. Spojrzał na zegarek – Na dzisiaj chyba koniec tej
męczarni, prawda, paniczu?- wstał, otrzepał ubranie z niewidzialnego pyłu.
-
To ja decyduje, kiedy koniec - odparła nieuprzejmie, tupiąc nogą – To ja tu
jestem jego fizjoterapeutką, a nie pan, panie Anderson.
-
Ależ, oczywiście…- pomógł mi usiąść, przez co kobieta chcąc nie chcąc musiała
się odsunąć. Ha, widać, że to mój człowiek! Ni lubi jej tak samo mocno jak ja!
– nie podważam, pani kompetencji. Jednak nie chcemy, aby osłab przez nadmierny
wysiłek.
-
Wspaniale - poddała się – Chyba jestem tu nie potrzebna.
-
To, pani tak powiedziała, pani Shark.- powiedział twardo, Oscar.
-
Proszę nie łapać mnie za…- nie skończyła, bo do sali wkroczyli moja mama i
lekarz.
-
Witam, panie Anderson - mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Tak Oscra! Zgnieć mu
ręke! – Yuki… Yukimura - poprawił, gdy zobaczył, że wśród nas jest, Shark -
twoja matka chce, abym cię wypisał ze szpitala - poinformował mnie Sloan.
-
Oczywiście, doktorze sam o to poprosiłem - przytaknąłem sucho, wstając z łóżka
z pomocą, Oscara – Nie będzie chyba problemów?- rzuciłem okiem na Marka. I
natychmiast tego pożałowałem. W jego oczach zobaczyłem smutek i ból.
-
W sumie nie widzę przeszkód - powiedział sucho, widząc moją maskę obojętności –
Radzisz sobie doskonale, więc nie ma potrzeby cię tu trzymać. Zresztą i tak na
dniach wróciłbyś do domu. Idę przygotować wypis. Pani Kasumi…- zwrócił się do
mojej matki – proszę przyjść za chwilę do mojego gabinetu - odwrócił się i
wyszedł z pomieszczenia.
-
A co z rehabilitacją?- zapytała Shark, zwracając się do mojej matki.
-
Sądzę, że znajdziemy kogoś innego na pani miejsce - odpowiedziała chłodno –
Myślę, iż to najwyższy czas się rozliczyć, prawda?- Shark przytaknęła,
wychodząc z pokoju, a moja rodzicielka za nią.
-W
końcu będę miał ją z głowy - mruknąłem pod nosem.
-
Czyżbyś, paniczu nie przepadał za, panią Shark?- zapytał podnosząc brew z miną,
„ mnie, paniczu nie oszukasz, więc mów całą prawdę”.
-
Ta kobieta działa mi na nerwy - warknąłem, myśląc o kobiecie.
-
A czemuż to?- podniósł drugą brew, uśmiechając się zadziornie.
Ten
facet naprawdę mnie zna!
-
Odpowiem ci jak będę znał odpowiedź na to pytanie - odparłem sarkastycznie.
-
Nie musisz, paniczu…- odparł tajemniczo. Szybko spojrzałem na niego, pytającym
wzrokiem – Myślę, że nie przepadasz za panią Shark, bo podoba jej się, doktor
Sloan.
-
Nie, nie sądzę!- syknąłem.
-
Ewentualnie, pani Shark podoba się doktorowi...
-
Nie prawda!- krzyknąłem, przerywając, Oscarowi.
-
Sloanowi i to powoduję twoją nie chęć do, pani Shark.- kontynuował.
-
Oscar…- ostrzegłem – Co ty mi insynuujesz?
-
Ja?- spytał niewinnie.
-
Nie, kurwa ja!
-
Paniczu, na co te nerwy?
Trzymajcie
mnie, bo mu zaraz jebnę!
- Oscar…- westchnąłem, licząc w myślach do dziesięciu
- chcę iść się wykąpać – powiedziałem,
kiedy już się uspokoiłem. Złapał mnie w pasie i pomógł mi dojść do łazienki.
Usiadłem na brzegu wanny, a Oscar odkręcił wodę, aby napełnić małe jacuzzi.
Powoli ściągałem z siebie koszulkę, rzucając ją w kąt.
-
Paniczu…- odetchnął głośno, podnosząc ubranie z podłogi. Wzruszyłem ramionami,
podając mu spodnie dresowe i bokserki, które miałem na sobie.
-
Możesz przygotować ubrania.- poprosiłem. Położyłem się wygodnie w wannie,
przymykając oczy.
-
Jak najbardziej - wyszedł, zostawiając mnie samego.
Co
też za głupoty wygaduje! Ja zazdrosny o Shark? Pff… Dobre sobie. Nie przepadam
za kobietą, bo… Nie przepadam i tyle!
Jednak
nie jestem ślepy. Shark jest naprawdę ładna. I wcale mnie to nie dziwi, jeżeli
wpadła doktorkowi w oko. Tylko, dlaczego mnie to tak maksymalnie irytuje?
Oh,
życie jest do bani!
Uderzyłem
dłonią w taflę wody, rozchlapując ją po całej łazience.
Jeszcze
do tego dzisiejsze zachowanie Sloana.
Potraktował
mnie jak… Jak… Jak jakiegoś zwykłego pacjenta.
Pff…
A wszyscy wiedzą, że ja jestem wyjątkowy!
Sam
okazywał w gestach czy słowach, że mu na mnie zależy, prawda? No to, dlaczego
mnie potraktował dziś z dystansem i tak… Tak oficjalnie? Jak lekarz – pacjent.
W
dodatku w obecności tej… Tego babsztyla!
I
znów zatruwa mój umysł! A precz! A kysz z mojej głowy!
Zanurzyłem
się pod wodę, wstrzymując oddech.
Ciekawe
ile wytrzymam? No, i zacząłem liczyć Jeden... dwa… Trzy… Przy osiemdziesięciu, wynurzyłem się, łapiąc
łapczywie głębokie wdechy. Oparłem głowę o brzeg wanny, wyrównując oddech.
Włosy przylizałem do tyłu, aby nie przyklejały mi się do twarzy.
Skąd
wziął się ten ból w piersi? I skąd te łzy?
Oh,
co za głupie pytania! Zabolało mnie jego zachowanie. Nie oszukuj sam siebie,
przecież prawda jest taka, że… No właśnie, że co?
Chciałem
mieć go tylko dla siebie. Chciałem schronić się w jego ramionach. Dodam, że
silnych ramionach. Być kimś ważnym dla niego! Chciałem, aby coś do mnie czuł.
Bo ja coś do niego czuje. Ale teraz wiem, że to nie możliwe! Że jestem dla
niego, tylko, gówniarzem.
Jeżeli
chce relacji lekarz – pacjent, to i tak się stanie!
-
Oscar!- zawołałem – Chcę już wyjść!
Z
małą pomocą, Oscara, wyszedłem z wanny. Pomógł mi się wytrzeć, uczesać i dojść
do pokoju, aby się ubrać.
-
To, co ubierasz, paniczu?- pokazał mi białą koszulkę z nadrukiem i niebieską
koszulę. Wskazałem na koszulkę. Później sięgnął po czarne i jasne Jeansy.
Oczywiście jasne!
-
Oscar, przywiozłeś pół szafy?- zapytałem, gdy w rękach pojawiły się bluza,
marynarka i skóra – marynarka.
-
Nie, paniczu…- wyciągnął z kartonów buty – sprawdzam czy zmienił się twój styl -
odłożył białe adidasy – Ale sądzę, że nic się nie zmieniło - dodał.
-
To teraz pomóż mi się ubrać.
I
pomógł. Nie było łatwo, ale daliśmy radę. Po małej męczarni stałem ubrany i
uczesany, a przede wszystkim gotowy do opuszczenia szpitala.
-
Paniczy, idę poszukać, pani Kasumi - i zniknął za zamykającym się drzwiami.
Stałem
koło łóżka, podpierając się o nie. Tyle czasu spędziłem w tych czterech białych
ścianach.
Nie
wiem jak dam sobie radę bez Sloana. Bóg mi świadkiem, że był moją podporą,
kiedy było mi źle. A teraz mam sam sobie radzić, bez niego?
Czy
to w ogóle możliwe?
-
Znalazłeś moją matkę, Oskar?- odezwałem się, gdy usłyszałem jak ktoś wchodzi do
pokoju.
-
To ja, Yuki - odpowiedział męski głos, nienależący do Oscara. Odwróciłem się w
jego stronę – Możemy porozmawiać?
-
Chyba nie mamy, o czym, prawda?- odparłem obojętnie – panie doktorze - dodałem formalnie.
-
Nie rób mi tego - poprosił, podchodząc bliżej.
-
Tobie?- zakpiłem – Ja robię dokładnie to, co ty, doktorze!
-
Nigdy nie byłem dla ciebie oschły, ani obojętny.
-
Przestań pierdolić!- wybuchnąłem. No to sobie wybrał odpowiedni moment na wyjaśnienia
– A dziś rano? Potraktowałeś mnie jak…
-
A co miałem zrobić, co?- przerwał mi – Twoja fizjoterapeutka weszła tu, kiedy z
tobą leżałem - przypomniał.
Aż
tak krótkotrwałej pamięci nie miałem.
-
I co z tego? Ile osób widziało cię jak mnie tulisz, doktorze?
-
Mogłaby mnie oskarżyć o spoufalanie się z pacjentem - popatrzył na mnie
przepraszająco.
-
Ale, żeś się, kurwa obudził!- no i kpina przejęła nade mną kontrolę – I dziś
zdałeś sobie z tego sprawę?
-
Przestań!
-
Wiesz ile osób mogło cię o to oskarżyć?- syknąłem – Moja matka, mój ojciec…
Och, nawet, Oscar mógł to zrobić! I, czy przejmowałeś się nimi? Oczywiście, że nie!
Jesteś totalnym, kretynem!
-
Wystarczy!- odparował – Pamiętaj, że jestem twoim lekarzem, a nie kolegą!
-
Wyjdź stąd!- odepchnąłem go lekko od siebie. Co nie było dobrym pomysłem, bo
zachwiałem się lekko i, gdyby nie silne ręce lekarza leżałbym mordą na
podłodze. Oczywiście moje serce zaczęło trzepotać jak szalone. Gdy poczułem
zapach starszego. Cały gniew ulotnił się wraz z moim głośnym wypuszczeniem
powietrza – Puść mnie…- szepnąłem – zostaw mnie.
-
Nie potrafię, Yuki.- przytulił mnie mocnej, chowając twarz w moich włosach.
-
Mark…- podniosłem wzrok na starszego – zostaw mnie… Proszę - szepnąłem,
dosuwając się od starszego.
Nie
mogłem pozwolić kolejny raz pozwolić na zbliżenie się do mnie. Nie po tym co
zrobił. W jednej chwili przekreślił wszystko, co budowaliśmy przez dwa
miesiące.
-
Paniczu!- szybko odwróciłem się do nich plecami, aby zetrzeć łzę, która uciekła
mi z pod powieki – Gotowy do wyjścia?
-
Jas…- kaszlnąłem kilka razy, słysząc swój drżący głos – Jasne, Oscar -
podjechał do mnie wózkiem, na, który usiadłem nie podnosząc wzroku z podłogi.
-
Do widzenia, doktorze!- Oscar podał lekarzowi dłoń, który uścisnął również jego
dłoń.
-
Do widzenia, panie Anderson!- ruszyliśmy w stronę drzwi – Na razie, Yuki- Oscar
przystanął.
-
Żegnam, doktorze!- powiedziałem cicho.
-
Paniczu, wiesz, że to odbiera nadzieje na następne spotkanie?- zapytał,
naciskając guziczek od windy.
-
W rzeczy samej, Oscar!- splotłem dłonie na kolanach – W rzeczy samej.
Czy
to tak się skończy?
OooO
vaiola-opo-yaoi.blogspot.com - dla tych co nie czytają wszystkich postów, a zwłaszcza tych, które dotyczą jakichkolwiek informacji. Cichłabym zaprosić Was na mojego drugiego bloga. Co prawda dopiero pojawił się prolog i 1 rozdział, ale tak jak na tym blogu, będę wrzucać je w miarę systematycznie.
Szukam osoby, która betowałaby moje opowiadania. Tak się składa, że przespałam kilka lekcji j. polskiego, dlatego też mała pomoc by się przydała. Jeśliby, ktoś mógł, i miał czas, to zostawcie, proszę maila lub nr. gg?
Dziękuje za uwagę :*
Dziękuje za dedykację, aż mi się miło zrobiło :)
OdpowiedzUsuńAle przejdzmy do rozdziału. Ani trochę nie dziwie się Yukiemu, że tak postąpił, bo Sloan sam sobie na to zasłużył. Nie rozumiem czym ta sytuacja różni się od innych, ale jeśli nie chciał, żeby go ktoś o coś oskarżał to mógł pomyśleć o tym wcześniej zanim rozkochał w sobie chorego na amnezję nastolatka. Niech się cieszy, że Yuki się wgl z nim pożegnał, bo mógł go zostawić bez słowa. Ogólnie to lekarz bardzo stracił w moich oczach i nie wiem czy nie lepiej byłoby, żeby Yuki był z kimś innym.
Dlatego czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń, by zobaczyć jak to się potoczy :)
~Eleila
Witam,
OdpowiedzUsuńsmutno mi czy już więcej się nie spotkają? ale Oscar miał dokończyć opowiadanie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka