Niebo było zachmurzone, a czarne chmury zasłaniały słońce
nie pozwalając przedostać się najmniejszemu promieniowi, przez co na dworze
zrobiło się chłodno. A drobny deszcz i zimny wiatr zmówiły się, zniechęcając
ludzi do wyściubienia nosa z domu.
Jednakże Phil’a nie było w stanie nic
zatrzymać. Dlatego też założył czarną ortalionową kurtkę, nakrywając głowę
kapturem. Siedział na ławce na przestanku pod daszkiem, chcąc schować się przed
kroplami deszczu tak jak reszta ludzi. Ucieszył się w duchy, gdy zobaczył
autobus. Poczekał, aż wszyscy wsiądą i dopiero wszedł za innymi. Udał się na
koniec, by zająć jedyne wolne miejsce. Usiadł, odwracając głowę w stronę okna.
Phil nie lubił przyglądać się ludziom. Nie ze względu, że zobaczy nieprzychylne
spojrzenia czy obrzydzenie jego osobą. Bolało go serce, gdy widział jakiegoś
biednego człowieka, brudne dziecko czy starszą kobietę, która ledwo się
poruszała o własnych siłach. Z tego powodu wolał skupić swój wzrok na czymś, co
było mu obojętne.
Idąc ulicą spuszczał głowę, patrząc pod nogi. Ściągnął
kurtkę, gdy wszedł do niewielkiego parterowego budynku. Od progu można było
usłyszeć szczekanie psów. I stawało się coraz głośniejszy, gdy wchodziło się
coraz głębiej do wnętrza. Przemoczoną kurtkę powiesił na wieszaku dla
pracowników, i wszedł do nie wielkiego holu, w którym siedziała młoda
dziewczyna.
- Cześć Mac!- powitała go swoim piskliwym głosem.
Rzucił jej wrogie spojrzenie. Nie lubił, gdy mówili tak do
niego. Mac – na początku był to skrót od nazwiska. Później jak dowiedzieli się, ze lubi fast - food'y. Nazwali go od kanapki w McDonaldzie.
- Siema – odpowiedział obojętnie, poprawiając włosy – Szef u
siebie?
- Nie…- zatrzymała go – tata operuje psa.
Sean Cortney jest założycielem schroniska jak i weterynarzem
w nim. Było to na rękę, gdy przywozili zwierzęta potrzebujące natychmiastowej
pomocy. I, tak było tym razem.
- Ok – Phil wszedł przez następne drzwi. Na korytarzu
skręcił w stronę sali, gdzie odbywały się operacje. Ze skrzyneczki, w której
leżały maseczki, wyciągnął jedną i założył. Zapukał, i nie czekając na
pozwolenie wkroczył do środka.
Na środku sali stał stół, na którym leżał uśpiony pies.
Mężczyzna ubrany w zieloną koszulkę z krótkim rękawkiem. Na dłoniach miał białe
rękawiczki brudne od krwi. Włosy schowane pod chustą ze wzorem cętek
dalmatyńczyka. I, tak jak nastolatek miał na twarzy maseczkę. Obok niego stały jeszcze dwie kobiety ubrane
tak jak weterynarz.
- No, co tam, młody?- Cortney podniósł wzrok ze swojego
pacjenta na nastolatka.
- Bez zmian – wzruszył ramionami, podchodząc do stołu – A
temu biedakowi, co?- tylko siłą woli powstrzymał swoją dłoń od pogłaskania psa.
- Jakiś…- przerwał gryząc się by nie przekląć.
- Skurwiel…- dokończył Philip.
- Potrącił go. I zostawił na ulicy – zacisnął dłoń na
nożyczkach jednak delikatnie przeciął nitkę – W dziesiątce są dwa szczeniaki do
wykąpania.
- Nie ma sprawy – dał mu do zrozumienia, ze chętnie się tym
zajmie – A kasę zostawię na biurku.
- Mówiłem już, że jesteś wspaniały?- uśmiechnął się
promiennie do chłopaka. I, choć usta były zasłonięte to widział wszystko w
oczach mężczyzny.
- A… Z dwa razy – wzruszył luźno ramionami.
- To przypomnij mi później, abym robił to częściej.
Philip poszedł do biura weterynarza. Zostawił tam podpisany
czek i poszedł do pomieszczenia, w którym przebywały psy. Ukucnął przed klatką.
Spały tam dwa szczeniaki. Jeden śnieżnobiały jak śnieg, a drygi czarny jak noc.
Otworzył klatkę, i sięgnął po psa.
- No, co tam maluszku?- powiedział czule, głaskając go za
uchem.
Drugi otworzył swoje malutkie oczka, i zaczął piszczeć, gdy
zobaczył, że jest sam.
- No chodź, chodź – i wziął drugiego.
Po wykąpaniu psów, Phil włożył ich s powrotem do klatki.
Nalałam każdemu psu wody i nasypał karmy. Zazwyczaj zajmowało mu to ponad
godzinę, gdyż w schronisku przebywało dużo zwierząt. Zmęczony, ale i szczęśliwy
mógł wrócić do domu.
OoO
Philip siedział po turecku na swoim „łóżku” opartymi plecami
o ścianę. Przed nim leżały trzy książki. Nie mógł zdecydować się, którą książkę
ma przeczytać. Nie chce stracić czasu na książkę, która go nawet troszku nie
zaciekawi. Z podjęcia trudnej decyzji nastolatka wybawiło pukanie do drzwi.
- Otwarte!- krzyknął z ulgą.
Oczywiście wiedział, kim jest gość. Miał cichą nadzieje, ze
Alex go odwiedzi, bo dziś jest dzień, gdy Elizabeth wraca później do domu.
- Można?- zapytał starszy, stojąc w progu.
- No jaha!- ucieszył się Phil, przesuwając, by zrobić
miejsce mężczyźnie.
Alex wszedł do pokoju dumnym i pewnym krokiem. Ubranym
niczym model z okładek o modzie. Z każdym krokiem po pokoju roznosił się stukot
kroków. Siadając odpiął guzik od marynarki, ukazując białą opiętą koszulę.
Philipowi, aż zaschło w ustach na widok narzeczonego
siostry. Owszem, nie był ślepy i widział urodę mężczyzny. Każdy widzi, jaki
jest przystojny, i nie ma pewnie osoby, która, by się za nim nie obejrzała.
Jednak po tym jak Alex go pocałował zaczął patrzeć na niego inaczej. Zaczął mu
się podobać.
- Mam coś na twarzy?- zapytał, wycierając policzek.
- Nie – nastolatek sięgnął do jego dłoni i odsunął.
- No to, czemu tak na mnie patrzysz?- Alex uśmiechnął
zaczepnie, widząc rumieńce na polikach licealisty.
- A co nie można?- Phil robił wszystko tylko by nie
odpowiedzieć na pytanie.
Co miał powiedzieć… Podobasz mi się? Jesteś tak kurewsko
przystojny, że aż mi stanął? Nie, raczej nie! Nie chce sobie robić większego
wstydu. Już tyle razy zrobił z siebie pośmiewisko, że mu wystarczy na jakieś
dziesięć lat.
- Nie, no można!- Alex podniósł dłonie w geście poddania –
Co robisz?- Alex oparł się barkiem o nastolatka.
- Em…- podniósł książki – Nauczyciel kazał mi wybrać jedną z
nich – dał czas Alexowi na przeczytanie tytułów, i odrzucił je jakby były
zatrute.
- Proponuję tą – sięgnął po książkę i podał ją nastolatkowi.
- Makbet?- przeczytał, krzywiąc się lekko – Poważnie?-
spojrzał na Alex ’a upewniając się czy ten sobie z niego nie żartuje.
- Yhym – mruknął w odpowiedzi, kładąc wygodnie głowę na
poduszce – Jest o…- umilkł zdając sobie sprawę, że chciał streścić chłopakowi
książkę.
- O?- Phil próbował wyciągnąć coś z Alex’ na temat książki.
Oszczędziłoby mu to czytania i masę czasu. Nie, żeby była jakaś gruba.
- Jak przeczytasz to się dowiesz – nie poddał się widząc jak
nastolatek robi te swoje duże, proszące oczy – Książki nie gryzą – zażartował,
uderzając Phil’a lekko z barka.
- Oj, no nie wiem – oddał starszemu – Mojemu ojcu wyżarły
mózg!
Nastolatek odrzucił książkę, gdy Alex go znów pchnął
barkiem. Zaczęli się przepychać, szturchać, aż mężczyzna znalazł się na
młodszym. Nad głową w mocnym uścisku trzymał dłonie licealisty. Oboje oddychali
jakby przebiegli maraton. Ich twarze były tak, blisko, że stykali się tylko
nosami. Alex patrzył prosto w oczy nastolatka, w których zobaczył zgodę.
Mężczyzna niewiele myśląc złączył ich usta w pocałunek. Tym razem nie skończyło
się to tylko cmoknięciem. Powoli, lecz zdecydowanie językiem rozdzielił usta nastolatka.
- Alex…- powiedział Phil, gdy Alex wycofał się z jego ust –
eee…- twarz chłopaka była tak samo czerwona jak jego włosy – Ja…- zaczął znów,
lecz i tym razem urwał. Wstydził się wyznać Alexowi prawdę.
- Przepraszam…- powiedział zdezorientowany, odsuwając się od
nastolatka – Musiałem źle…- chciał wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Janieumiemsięcałować – powiedział szybko, zakrywając oczy
ręką.
- Możesz powtórzyć?- Alex zatrzymał się, nadal leżąc na
chłopaku.
- Nie każ mi tego powtarzać – odparł niemal płaczliwym
głosem.
- Phil…- Alex, odsunął jego rękę – powtórz, bo nie wiem, co
robić – oparł się na łokciach po bokach głowy nastolatka.
- Nigdy się nie całowałem…- przyznał, odwracając głowę w
bok.
- Ahh…- wydusił tylko tyle. Odetchnął z ulgą, owiewając
czerwony policzek ciepłym oddechem. Przez chwilę się bał, że źle zrozumiał
Phil’a – Rób to co ja – Alex poczekał, aż nastolatek odwrócił głowę, by złączyć
ich usta w następnym pocałunku.
Phil rozchylił lekko usta, pozwalając Alex'owi by ten
językiem pieścił policzki i podniebienie. Pocałunek może nie był perfekcyjny.
Ślina właśnie ściekała mu z kącika ust, zderzyli się kilka razy zębami. Jednak
dla Niego był to najlepszy i najgorętszy pocałunek, jaki mógł sobie wymarzyć.
Alex nim się odsunął, possał dolną wargę Phila, wyciągając z jego gardła
głośniejszy jęk.
- Jesteś piękny – dłonią czule pogładził gorący policzek
nastolatka.
- Spadaj!- pisnął zawstydzony, uderzając mężczyznę w ramie.
- Mówię poważnie, Philipie – odparł twardo – Nauczyć się
przyjmować komplementy – kciukiem obrysował kontur ust.
- Dziękuje – powiedział pewniej, wiedząc, że Alex mówi
całkowicie poważnie – I mógłbyś ze mnie zleźć? Nie jesteś wagi piórkowej…
- Sugerujesz, że jestem… Gruby?
- Ciężki – poprawił starszego, próbując go z siebie zrzucić.
Kłamał oczywiście. Nie chciał, aby Alex wyczuł, że podniecił go ten pocałunek –
A to różnica.
- Fakt – zgodził się z nastolatkiem, i zszedł z młodszego,
kładąc się obok.
Philip wykorzystał okazje i położył głowę na klatce
mężczyzny, wystawiając głowę do pieszczot. Uwielbiał jak Alex go głaskał, i
przytulał. Czuł się przy nim bezpieczny. Starszy rozejrzał się po pokoju,
dostrzegając swoją marynarkę. Wisiała dokładnie tam gdzie ją zostawił.
Całkowicie o niej zapominał.
Alexander dopiero teraz miał okazję się rozejrzeć po
pomieszczeniu. Pokój nastolatka był… oryginalny. W sumie tak jak chłopak. I w
sumie to pierwszy raz widzi tak banalnie umeblowaną sypialnie. Jak cały dom
krzyczał kasą tak tu było całkowicie inaczej. Jakby z bajki wchodziło się do
rzeczywistości. I podobało mu się to, co widzi, bo w zupełności oddawał
charakter nastolatka.
Cudo, cudo, cudo! Kocham Cię za ten rozdział. Jest taki... Taki prawdziwy. Wyciągasz na powierzchnię powstające uczucia tych dwoje. Uwielbiam te ich pocałunki... Z niecierpliwością czekam... Na coś więcej ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny słonko ~
WOW, coraz bardziej robi się gooorąco ! :D
OdpowiedzUsuńCzy ktoś z rodziny w końcu domyśli się, że między nimi coś iskrzy!? :D
Barbara
słodkie:-)
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cudownie naprawdę tak Alex przynajmniej okazuje Philipowi uczucia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka