niedziela, 16 sierpnia 2015

Ukryta Miłość - 11

Hej człowieki!

Nawet nie wiecie jaką sprawiliście mi przykrość. Pisaliście, nie mogąc doczekać się, aż coś wydarzy się miedzy Alex'em, a Philip'em. A, kiedy jednak coś miedzy nimi zaszło...( zostawię to bez komentarza, tak jak wy). I, to dosłownie...
Ostatnie komentarze pchnęły moją wenę i napisałam kilka rozdziałów do przodu.
Ale, ale...
Całkowicie odechciało mi się ich publikować.... Nie mówię, że ich nie wrzucę, bo wrzucę jak w każdy weekend. Wiedźcie jednak, że zrobiło mi się przykro, gdy po tygodniu weszłam na blogger'a, i zobaczyłam tylko jeden komentarz...
Dlatego też... Chcę dedykować ten rozdział  Safira Luna Blacke...!


Miłego czytanka!!!





- To gdzie jedziemy?- zapytał, Alex, gdy wsiedli do samochodu.

- Wiesz gdzie jest sierociniec Św. Gerarda?- odpowiedział pytaniem, patrząc na starszego, który zmarszczył brwi.

- Masz chłopaka z sierocińca?- spytał nieco kąśliwie, zapinając pas – Tak, wiem gdzie to – dopowiedział, gdy chłopak zamiast coś dogryźć po prostu odwrócił głowę.

Resztę drogi siedzieli w ciszy. Alex prowadził samochód nie przekraczając setki, pamiętając, że nastolatek nie lubi szybkiej jazdy. Za to Phil zaciskał pięści przeklinając w myślach swoją głupotę. Wiedział, że tak będzie. Mimo, iż Alex nie poznał chłopca to już się z niego nabija. Z tego gdzie mieszka. Jakby to była jego wina, że rodzicie go zostawili.
Zatrzymali się przed bramą sierocińca. Phil otworzył drzwi i nim wysiadł poczuł jak coś się na niego rzuciło. Jo. Chłopczyk nie przejął się nawet tym, iż wskoczył na reklamówki, które Phil trzymał na kolanach. Nastolatek też się nimi nie przejął i przytulił chłopca z całych sił.

- Cześć, łobuzie – powiedział czule do dziecka,odgarniając mu grzywkę i pocałował w czoło.

- Ale fula!- zasepleniło dziecko w odpowiedzi.

Tak, tak. Phil wiele czasu poświecił Jo, aby poprawnie wymawiał słowa, jednak z „r” chłopczyk miał kłopot.

- Byłoby miło, gdybyś się najpierw przywitał, Jo – postawił chłopca na ziemi, obok siatki, i sam wysiadł.
- Ale widziałeś tą fule?- zignorował uwagę nastolatka, patrząc podekscytowany na auto.

- Jo…- powiedział rozbawiony Phil – ja nią przyjechałem. Więc raczej ją widziałem, prawda?- zmierzwił mu czule włosy. W zamian otrzymał szczery uśmiech, który posłał mu malec.


- Ach, no tak!- dziecko uderzyło się w czoło.


- Jordan…- rzekł nieco poważniej licealista. Chłopczyk od razu skierował swój wzrok na niego – to jest…- wskazał dłonią na mężczyznę, by pięciolatek spojrzał na starszego.

- Alexander Thompson – wszedł w zdanie nastolatkowi, kucając przed chłopczykiem – A dla przyjaciół Alex – wystawił swoją dłoń.

- Dzień dobly!- odpowiedział tak jak nauczył go Phil – Joldan Shmit – odwzajemnił gest – A, moim psyjacielem jest Phi – Phi, i mówi do mnie Jo!

- Phi – Phi?- parsknął rozbawiony, spoglądając na chłopaka.

- Taa…- westchnął wesoło, wzruszając ramionami. Zmarszczył brwi, gdy usłyszał bieg i zobaczył biegnącego starszego mężczyznę – Jo…- wziął chłopca na ręce – znów uciekłeś ojcu Marcusowi?

- Tak!- zachichotał, oplatając ręce wokół szyi, a nogi w pasie nastolatka.

- Jordan…- wysapał ksiądz, podchodząc do nich – ja kiedyś przez ciebie wyzionę ducha!

- Niech będzie pochwalony – Phil postawił chłopca, i objął duchownego jak ojca. 
Ten poklepał go po męsku po plecach po czym ucałował w czoła, tak jak nastolatek wcześniej pięciolatka.

- Na wieki wieków – odpowiedział ksiądz, spoglądając na nieznajomego.


- Em… prze, ojcze…- Phil stanął przed przyszłym szwagrem – to jest…- podniósł wzrok na Alexa – mój przyjaciel, Alexander Thomson – nie zawahał się, widząc prawdziwy i troskliwy uśmiech na jego twarzy. 

- Oh, wspaniale!- krzyknął pogodnie duchowny – Markus Aaron Coleman – przedstawił się – I jak widać jestem księdzem.

- Miło mi poznać – mężczyźni uścisnęli dłonie po męsku.

- Mnie również. Przyjaciele Phil’a są również moimi przyjaciółmi!

Alex skrzywił się lekko słysząc tak ożywiony głos duchownego.  Dziecku się nie dziwił, bo powinno być radosne i beztroskie tak jak ten przed nim. Ale starszy mężczyzna? Można by rzec, że dziadek.

- Psejedźmy się!- klasnął pięciolatek, podskakując – Ploszę, ploszę!

- Jo…- Phil wziął ponownie dziecko na ręce – pan Thompson ma inne plany.

- Mam?- zapytał zdziwiony, Alex – Myślałem, że chcesz abym kogoś poznał – przypomniał nastolatkowi.

- No, i poznałeś – Phil po gilgotał chłopczyka, który zaczął się głośno śmiać.

- Ale… Ale…- oh, tego to się nie spodziewał. Myślał, że ma poznać chłopaka w wieku Phil’a – Toż to chłopiec!- Alex nie mógł uwierzyć, że tak szybko wysunął takie wnioski. Jednak z drugiej strony, znaczyło, że Phil nikogo nie ma.

- Poważnie?- parsknął rozbawiony nastolatek – Popatrz, a ja myślałem, że Jo to dziewczynka!- zaśmiał się promiennie.

- Ej… Ja jestem chłopcem!- dziecko złapało nos licealisty i ścisnęło mocno.

- Tak, wiem – przytaknął, odciągając małą dłoń Jordan ‘a jak najdalej od swojej twarzy.

- No…- duchowny zwrócił na siebie swoją uwagę, choć robił to niechętnie. To było jak mały cud. Znał licealistę od kilku lat, i rzadko widywał go uśmiechniętego i tak otwartego. Tylko, gdy spędzał czas z chłopcem był sobą. Jak tylko położył Jo spać, stawiał swój mur, i chował się za nim  – to zapraszam!

- Proszę księdza…- Alex objął barki nastolatka – właściwie to chcielibyśmy zabrać Jo na lody - powiedział sucho. Nie chciał się zdradzić jak bardzo mu zależy na spędzenie czasu z młodszymi.

- Poważnie?- Phil zrobił duże oczy. Nie spodziewał się, że zostaną zaproszeni gdziekolwiek. Zwłaszcza, że Alex był kąśliwy w aucie.

- Jeśli ty i ksiądz Marcus nie macie nic przeciwko - dopowiedział, widząc niepewny wzrok księdza.

- Supel!- ucieszył się maluch – Phi – Phi nie ma nic pseciwko!- pięciolatek odpowiedział za nastolatka, podskakując radośnie w jego objęciach. 

- Oczywiście, że możecie – duchowny zgodził się bez wahania – Tylko Jordana ma wrócić do osiemnastej - powiedział twardym głosem.

- Naturalnie – rzekł sucho, Alex. Wziął malca od licealisty, który chętnie skorzystał z okazji.

- Prze księdza…- Phil podniósł z chodnika siatki, i podał je najstarszemu – tu są czekolady…- potrzepał reklamówki, w których są łakocie – a tu są słodycze Jo.

- Bóg zapłać chłopcze – odebrał torby od Phil’a – Miłej zabawy, chłopcy!

- Dziwny człowiek – skomentował Alex, gdy zostali we trójkę – No mały! Wskakuj!- uchylił siedzenie, by malec mógł wsiąść. Z drugiej strony, Phil czekał, aż Jo zajmie miejsce, aby zapiąć mu pas.

- I masz być spokojny – ostrzegł malucha, siadając na miejscu pasażera.

- Będę cicho jak mysz pod miotłą!- obiecał, po czym udał, ze zamyka buzie na klucz i wyrzuca


- Jo…- Phil westchnął. Ten dzieciak go kiedyś naprawdę wykończy – powiedziałem spokojny, a nie cicho – wychylił się, by spojrzeć na chłopca.
- Dobze!- krzyknął radośnie. Mimo, iż nie sięgał główką do okna, to ciekawy wpatrzył się w mijane budynki, machając małymi stópkami. 


- No to panowie, jedziemy!- Alex, trzasnął drzwiami i odpalił silnik. Już nie pamiętał, kiedy miał tak dobry humor. Chciał skakać, śmiać i śpiewać. Choć to ostatnie nieco słabo mu wychodziło. 


OoO


Jordan biegł z lodem w ręce przed Philipem i Alex'em. Przystawał, co jakiś czas by polizać loda. Patrzył za siebie, a kiedy nastolatek kiwnął głową, że może biec dalej to ruszył przed siebie. Gdy zjadł loda pobiegł do piaskownicy. Mężczyzna i nastolatek usiedli nie daleko na ławce, obserwując zabawę malucha.

- Em… Panie Thompson…- Phil zaśmiał się pod nosem, gdy Alex zmarszczył brwi niezadowolony słysząc swoje nazwisko. Nie robił mu na złość tylko, by się odgryźć za dokuczanie mu w samochodzie.

- Tak?- spojrzał na rozbawionego nastolatka.

- Dlaczego żenisz się z moją siostrą?- zadał pytanie, które nurtowało go od czasu, gdy dowiedział się o ślubie siostry. 

- Hymm…?- mruknął, dając sobie czas na przemyślenie odpowiedzi. Usiadł wygodniej, kładąc łokcie na oparciu ławki, a twarz wystawił do słońca – Trudne pytanie, Philipi’e.

- Jak dla mnie łatwe – nie zgodził się ze starszym – Albo robisz to z miłości albo dla kasy – wzruszył ramionami.

- Zbyt to upraszczasz, Philipie - powiedział nieco urażony słowami młodszego.

Znał Philipa na tyle, że ten nie lubił owijać w bawełnę i mówił prosto z mostu co leży mu na sercu. Ale jego słowa tak troszku zabolały. Jakby mała igiełka wbiła mu się w serce.

- To powiesz, dlaczego to robisz?- Phil nie mógł pozwolić, aby mężczyzna go zbył. Musiał to wiedzieć. Skoro ojciec i siostra mu nie odpowiedzą to, kto? Alexander, oczywiście.

- Widzisz…- Alex, mimo iż nie chciał odpowiadać na to pytanie to nie mógł odmówić nastolatkowi. Skoro młodszy zaczynał powoli mu ufać i pozwalał się poznać. Co prawda małymi kroczkami to on musiał też dać coś od siebie. Bez tajemnic – ...my, jako dziedzice mamy niewiele do powiedzenia na ten temat. W naszych sferach śluby są aranżowane tuż po narodzinach…
- To okrutne – powiedział smutno, Phil, podciągając kolana do piersi.

- …lub w wieku nastoletnim spadkobiercy – kontynuował – Wtedy rodzice mają pewność, że do rodziny nie wstąpi nikt nie pożądany.

- Nie można nic z tym zrobić?- zapytał ciekawy, co mu odpowie starszy.

- Owszem, można – rzekł smętnie – Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie.

- Wydziedziczają – doszedł do wniosku po wypowiedzi, Alex ’a.

- W rzeczy samej - cała ta rozmowa zdołowała, Alex'a.

Zamilkli, patrząc na malca, który właśnie robił babki z piasku z jakąś małą dziewczynką, od której pewnie pożyczył wiadereczko.

Faktycznie, Alex nie miał innego wyjścia, jeżeli chciał zatrzymać pieniądze. Dlatego też Philip mu współczuł tak srogich rodziców. Zresztą jego nie byli lepsi skoro zgodzili się na tak absurdalny pomysł. W tej sytuacji cieszył się, że ojciec od lat grozi mu wydziedziczeniem jak tylko skończy dwadzieścia jeden lat.

- A, co jak któreś z was się zakocha?- opuścił kolana, siadając bokiem, by mieć lepszy widok na profil mężczyzny.

- Nie mam pojęcia, Phil – odpowiedział szczerze, odgarniając włosy za ucho młodszemu, by patrzyć na jego przystojną i młodziutką twarz, która była teraz czerwona – Jeszcze nigdy nie byłem zakochany.

- No, dobra – Phil, musiał zrobić wszystko, by Alexowi wrócił humor. Uderzył dłoniami o kolana, po czym wstał – Koniec tych sentymentów. Chodź!- złapał starszego za rękę, pomagając mu wstać. Klepnął go w ramię, i zrobił kilka kroków do tyłu – Kto ostatni na huśtawce ten stawia pizze!- po wykrzyczeniu zakładu, odwrócił się i uciekł.

Alex stał osłupiały, nie wiedząc, co zrobić. Pobiec za nastolatkiem niczym nastolatek?. Krzyknąć, że jest oszustem. Czy usiąść s powrotem na ławce. Bądź, co bądź i tak będzie musiał ją kupić, bo licealista właśnie usiadł na huśtawce obok Jo, który śmiał się bujając. Zdecydował się, że podejdzie do nich.

- Ja wyżej!- usłyszał krzyk Jo.

- Nie prawda – przekomarzał się z pięciolatkiem Phil – Bo ja – i wystawił maluchowi język.

- Alex…- Jo zwrócił swoją uwagę na starszego, stojącego opartego barkiem i biodrem o metalową ramę – ...kto huśta się wyżej?

- Oczywiście, że ty!- stanął po stronie chłopca.

Napawał się widokiem. Chciał jak najdłużej pamiętać ten obraz. I ich szczęśliwych i radosnych, zapominając o całym złu, jakie spotkało i spotyka ich w życiu. 





4 komentarze:

  1. Wróciłam z wakacji, to mogę również komentować!
    Tak się cieszę, że między Alex'em a Philip'em wreszcie coś doszło! Wielbie cię!
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i weny życzę ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej! Bo się obrażę i przestanę odwiedzać bloga, czytam kiedy pozwala mi na to czas !!!

    *

    Co za cudowny dzień dla bohaterów opowiadania ! Nic dodać, nic ująć.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  3. Chwila szczęścia nikomu nie zaszkodziła:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, ta reakcja Alexa, że to mały chłopiec cudwna i ta radość, że Philip jednak nie ma chłopaka..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń