niedziela, 14 sierpnia 2016

Ukryta Miłość II - 5



***
**
*

Pokerowa twarz – jaką nauczył się przybierać na studiach, pomagała mu nie tylko na sali rozpraw, ale i w prywatnym życiu. Dzięki niej nikt nie domyślił się, przez jakie piekło przechodzi.
Maska niegdyś pękająca przy najmniejszym bólu, który zadawała mu rodzina, tym razem pozostawała bez najmniejszej skazy. Usta wyginały się w sztucznym uśmiechu, a oczy nie odzwierciedlały żadnych uczuć.
- Daj to szefowi za tydzień – poprosił Philip, kładąc kopertę na biurku kobiety – Odwołaj wszystkie moje spotkania.
Sekretarka spojrzała to na kopertę to na mężczyznę, zatrzymując na nim swój wzrok. Zmarszczyła brwi, słysząc polecenie.
- Na dzisiaj?- zapytała, sięgając po notes. Nie jakiś elektroniczny, a zwykły. Przekartkowała go, zatrzymując się na dniu z dzisiejszą datą.- Ten to nie będzie zadowolony – powiedziała bardziej do siebie, uśmiechając się wrednie. Ten klient Philipa działał jej na nerwy, przez co na jej twarzy, po każdym spotkaniu z nim, pojawiała się zmarszczka więcej.
- Do końca tygodnia – poprawił swoją wypowiedź, bagatelizując jej zachowanie.
Jego sekretarka jak i przyjaciółka w jednym uniosła swoje niebieskie oczy na przyjaciela i dopiero teraz zobaczyła, że jest gotowy do wyjścia.
- Jesteś chory?- zapytała zaniepokojonym głosem, szukając jakiś oznak na twarzy mecenasa. Nie zobaczyła żadnych sińców pod oczami, opuchniętych oczu, ani zaczerwionego nosa.
Wyglądał… Jak każdego dnia w kancelarii.
- Tak – odpowiedział sucho. Nie miało sensu kłamać. Prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw.- Nie martw się.- uśmiechnął się lekko, a kobieta odwzajemniła uśmiech nie odnajdując w nim fałszu.- Wszystko jakoś się ułoży.- stwierdził, chcąc pocieszyć siebie, a nie kobietę.  
- To zmykaj do domu!- pogoniła wesoło przyjaciela.
Phil parsknął pod nosem na jej reakcję. Nim wyszedł z kancelarii, pochylił się i przytulił przyjaciółkę. 
Tylko on wiedział, że jest to ich ostatnie pożegnanie.

¤´'`°•.¸.•*´`*•. .•*

Wszedł cicho do domu, kładąc kluczę na stoliku obok drzwi. Zsunął z ramion marynarkę i powiesił ją na wieszaku. Wchodząc głębiej do domu, zdziwił się, kiedy z salonu nie usłyszał włączonego telewizora. Alex zazwyczaj o tej godzinie go zajmował i czytał książkę. Gdy miał już ruszyć do kuchni, usłyszał z góry głośne stęknięcie.
- Czyżby, Alex zabawiał się sam ze sobą?- pomyślał kpiąco, wchodząc po schodach na piętro.
Drzwi od ich sypialni były otwarte, więc nie musiał ich nawet otwierać, a to, co zobaczył… Odebrał mu oddech na kilka sekund.
Alex pieprzył się ze swoim autorem. Autorem, którego jeszcze nie dawno bronił!
- Czy ty sobie ze mnie kpisz?!- krzyknął, wchodząc do sypialni.
- Phil?- pisnął Alexander, natychmiast zeskakując z ciała kochanka.
Mecenas podszedł do byłego kochanka i uderzył go z pięści twarz. Cios był na tyle silny, że powalił go na podłogę, z której pozbierał, te należące do pisarza, ubrania
- Na co się, kurwa, patrzysz!- fuknął na byłego klienta, patrząc na niego tak zimno, że ten wyglądał jakby Phil zamroził go spojrzeniem.- Wypierdalaj z mojej sypialni!- rozkazał, wskazując dłonią, w której trzymał ciuchy, na wyjście z pokoju. Wilhelm, jak pamiętał Philip, stał i czekał, aż młodszy odda mu ubrania. Ten jednak miał inne zamiary.- Ogłuchłeś skurwielu?
Pisarz spojrzał błagalnym wzrokiem na podnoszącego się wydawcę. Liczył na to, że Alex coś zrobi. W końcu to jego dom!
- Oddaj mu ubrania, Philipie – odezwał się chłodnym głosem, zasłaniając kochanka swoim ciałem.
- Nawet nie waż się odzywać, jebany chuju!- krzyknął na Alexa.
Chociaż próbował panować nad swoich głosem to przebiła się nutka bólu, którą wyłapał tylko Thomson.
Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz stracił nad sobą kontrolę. Odepchnął Alexa, który o dziwo go posłuchał, i zbytnio nie protestował, gdy go pchnął. Philip złapał pisarza za ramię, mało delikatnie, i siłą wyciągnął go z sypialni. Skoro nie chciał po dobroci to zrobi to siłą.
Wilhelm, mimo, że wyglądał na silnego to dał się ciągnąć jak kukiełka. Nie próbował się wyrywać z uścisku, bo adwokat wyglądał na silniejszego, a opinająca się koszula podkreślała jego pracujące mięśnie.
Philip puścił na chwilę ramię mężczyzny tylko po to by otworzyć drzwi wyjściowe, za które go wyrzucił jak śmiecia i cisnął w niego jego ubraniami. Nie przejmował się sąsiadami. Alexander zapłaci mu za to co zrobił. A bycie na językach wszystkich ludzi w okolicy jest idealną zemstą.
- Zniszczę cię!- zagroził mecenas, podchodząc do autora książek – Twoje dni chwały są policzone nędzny pisarzyno!- ukucnął przed mężczyzną, uśmiechając się złowieszczo – Wiesz, czemu ludzie kupują twoje książki?- mężczyzna nie odpowiedział, wiedząc doskonale, że jest to pytanie retoryczne, więc milczał – Bo jestem współwłaścicielem wydawnictwa. A nazwisko Macedon, jak wiesz, jest znane w tej branży. Jak myślisz, co stanie się, kiedy wszyscy się dowiedzą, że Alexander Thomson…- specjalnie podkreślił nazwisko, bo wiedział, że jest nieznaczące. Zresztą mężczyzna sam jest niewiele wart – jest jedynym właścicielem redakcji?
- Upadnie – odpowiedział cichym głosem.
- Dokładnie – odpowiedział dumnym głosem, unosząc się – I tak szczerze. Twoje książki są beznadziejne. Ale czego można spodziewać się po kimś, kto puszcza się za wydanie swojego dzieła?- zaszydził z mężczyzny, po czym miał zamiar wrócić do domu.
- Alexander twierdzi, co innego!- odkrzyknął, bardziej zależąc mu na zmienieniu zdania mecenasa niż ubraniu się.
- Oh, jestem w stanie uwierzyć, że Alexander mówił ci wiele innych komplementów, by dobrać się do twojej dupy!- odpowiedział głosem pełnym pogardy do nich obu.
Uśmiechnął się zwycięsko, widząc rezygnację w oczach pisarza. Niech wiedzą, że z Macedonami się nie zadziera!
Philip odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. Musiał przyznać, że czuł się… Wspaniale. Rozwalił ich potajemny romans w kilka minut!
Minął Alexa w salonie i udał się do swojego biura. Tam usiadł za biurkiem i włączył laptopa. Musiał znaleźć numer telefonu, który był w jednym z maili. Ucieszył się niemal jak dziecko, kiedy go znalazł. Sięgnął po słuchawkę od telefonu stacjonarnego, i wstukał numer. Odwrócił się na fotelu w stronę wielkiego okna, z którego miał widok na basen, w tej chwili przykryty wielką białą plandeką.
- Nathan Evans, słucham?- usłyszał grubi męski głos.
Phil, aż uśmiechnął się pod nosem.
- Cześć Nat, tu Mac – przywitał się wesołym głosem, jakby chwilę temu nie zastał swojego partnera z kochankiem w ich łóżku.
- Philip?- upewnił się mężczyzna, nawet nie kryjąc zaskoczenia.
- A znasz więcej osób o takiej ksywce?- zakpił rozbawiony, kołysząc się na fotelu.
- Ile to lat minęło od naszej ostatniej rozmowy?- tym razem w głosie przebił się wyrzut, na co Phil się skrzywił.
- Powiedzmy, że trochę minęło – odparł ze skruchą, zakładając nogę na kolano – Nie będę pytał, co u ciebie i bawił się w inne sentymenty, bo nie po to dzwonię – rzekł pewnym głosem, nie udzielając pozwolenia na wejście, gdy usłyszał pukanie do drzwi.  
- Oczywiście, że nie!- mężczyzna parsknął oburzony do słuchawki – Dzwonisz tylko wtedy, kiedy pali ci się dupa!
- Owszem, potrzebuje twojej pomocy – potwierdził podejrzenia mężczyzny.- Nadal pracujesz w Los Angeles Times?
- Oczywiście, że pracuje, Phil – burknął pod nosem, słysząc pytanie mecenasa – Cztery lata temu pomagałem ci w sprawie – przypomniał ostatnią rozmowę, spotkanie i współpracę.
O, tak. Philip pamiętał. Wstyd mu było wspominać, chociażby, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Gdyby nie mężczyzna przegrałby sprawę, a tak dzięki niemu wygrał. Oczywiście w zamian udzielił mu wywiadu na wyłączność. Ale jak to mówią?
„Nie ma nic za darmo”
- Napiszesz o moim odejściu od „The Two Towers”?- zapytał, zdradzając tym samym powód swojego telefonu.
- Odchodzisz z wydawnictwa?
- Od Alexandra również – dodał, milknąc na kilka sekund – W sumie, masz też moją zgodę na opublikowanie naszego rozstania.
- Twój ojciec…
- Będzie zadowolony, kiedy przeczyta w swojej ulubionej gazecie ową informację – dokończył, przerywając mężczyźnie.
I miał taką nadzieje, bo miał zamiar wrócić do domu niczym syn marnotrawny. Nie na stałe. Co to to nie! Ale zatrzymać się chwilowo w swoim rodzinnym domu, aby obmyśleć, co dalej robić z własnym życiem.
Miał ponadto nadzieję, że ucieszy go wiadomość o zniszczeniu Thomsona. Albowiem pan Macedon nie ważne jak się starał, aby ich wydawnictwo upadło, nie udało mu się, właśnie ze względu na własne nazwisko.
Ludzie lgnęli do ich nazwiska niczym ćmy do światła!
- Na kiedy ma być gotowe?- westchnął zrezygnowany. Nie próbował przekonywać mecenasa do zmiany decyzji, bo znał, aż za dobrze rodzinę Macedonów. Są nieugięci, kiedy coś postanowią.
- Na wczoraj – rzucił jakby zwracał się do swojego pracownika i bez najmniejszego słowa pożegnania, rozłączył się.
Oh, zemsta jest kurewsko słodka, pomyślał uśmiechając się demonicznie.
Wcześniej chciał odejść w ciszy i tak by nikt się o tym nie dowiedział.
Dziś zmienił zdanie.
Jeśli Alexander myśli, że pozwoli robić z siebie skończonego idiotę, to wyciągnie go z tego błędnego założenia.

¤´'`°•.¸.•*´`*•. .•*

W kuchni jak na szpilkach przy stole siedział Alexander. Na blacie stała otwarta butelka czerwonego wina oraz wypełniony nim kieliszek na długiej, kryształowej nóżce.
Phil sięgnął po szklankę do whisky, a z lodówki wyciągnął schłodzoną wódkę. Cisza jak między nimi nastała przerywana była przez nerwowe podrygiwanie nogi wydawcy.
- Nic nie powiesz?- odezwał się Alexander, nie wytrzymując tego napiętego milczenia.
- A jest sens, Alex?- odpowiedział pytaniem, swoim sądowym głosem, wypełniając szkło mocnym alkoholem.- Kochasz go?- zapytał ciekaw czy nie na marne poszły jego manipulacje.
- A ty, Phil? Kochasz tego chłopaka?
I kolejny raz zapanował między nimi cisza. Cisza, która znaczyła tylko jedno.
Oboje byli winni rozpadu ich związku.
Przelali swoje uczucia na innego.
Pokochali drugi raz.
Zapomnieli o tym, co ich kiedyś łączyło.
Alexander popijał kosztowne wieloletnie wino, a Philip… Kupioną wczoraj wódkę.
- Nie żałuj dzisiaj podjętych decyzji – poradził chłodnym głosem Alexander. Znał Philipa i wiedział, do czego jest zdolny.
Kiedy był jeszcze nastolatkiem, tyle razy wypierał się, że nie jest taki jak ludzie z wyższych sfer. Alexander oczywiście mu uwierzył, bo przecież poznał, wtedy jeszcze, młodego mężczyznę. Wszystko, a zwłaszcza Philip zaczął się zmieniać wraz z wiekiem i na studiach.
- Jedyne, czego żałuje i za pewne będę żałować do końca mojego marnego żywota, to wpuszczenie cię do swojego życia.- szczerość w głosie mecenasa niemal zwaliła wydawcę z krzesła.
Choć oba serca wypełniała nienawiść, cierpienie i miłość do osób, które stracili, napawali się swoją obecnością.
Bo nie ważne co do siebie czują...
Bo nie ważne jak się ostatnimi czasy traktowali...
Bo nie ważne co o sobie myślą...
Oboje odegrali ważne role w swoich życiach.
I choć ze wszystkich sił będą chcieli o sobie zapomnieć to jest wręcz nie możliwe. 

*
**
*** 

Hejka, Ludki!
Tak, nie mylicie się, wróciłam! Dużo, a nawet strasznie dużo, czasu minęło od ostatniego posta... Ale na swoje wytłumaczenie mam inne opowiadanie, któremu poświęciłam cały swój wolny czas. Ze względu na to, że skończyłam już je pisać i publikować na drugim blogu, wróciłam na tego. Postaram się wrzucać rozdziały przynajmniej raz w tygodniu. 
Do tych co czytają ( a po ilości wyświetlania, jest Was całkiem sporo ) mam nadzieje, że cieszycie sie i będziecie nadal mnie wspierać w pisaniu :)
Oczywiście mile widziane komentarze :)

Pozdrowionka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz