niedziela, 1 maja 2016

Ukryta Miłość II - 1


***
**
*
        Odetchnął mocno nim nacisnął klamkę i wyszedł z garażu do domu. W progu ściągnął buty, a obok położył czarny neseser. Kiedyś wracał z sercem w gardle, bojąc się, że Alexander wyczuje od niego słodkie perfumy kochanka. Dziś nie miało to dla niego znaczenia. Nauczył się kłamać, i to wręcz doskonale, bez mrugnięcia okiem. I przydaje mu się to nie tylko w życiu prywatnym, ale i w zawodzie. Przeszedł przez salon, w którym na sofie siedział Alexander.
- Co tak późno?- zapytał, znad książki nowego autora.
Philip szybko rzucił okiem na zegar, wiszący na ścianie nad kominkiem.
- No ładnie, kurwa,!-przeklął w myślach. Dziesiąta wieczór. To wszystko przez ten numerek w samochodzie - Klient zadzwonił, że spóźni się na spotkanie, bo przedłużyło mu się zebranie, i poprosił, abym na niego poczekał – udał zdenerwowanie w głosie, że musiał tak długo siedzieć w biurze – Jeszcze Aaron zadzwonił i wyciągnął mnie na piwo – dodał, idąc do kuchni.
Cóż, Aaron, mimo, że nie popiera jego postępowania to ratuje mu dupę za każdym razem, i jest jego alibi. Tak jak teraz. Musi pamiętać, by jutro do niego zadzwonić, i go poinformować. O tym, że byli dziś razem na piwie.
- I chcesz powiedzieć, że prowadziłeś pod wpływem alkoholu?- powiedział surowym głosem, na co Philip się skrzywił. Alexander zachowywał się jak ojciec a nie partner.
- Znam kodeks karny od deski do deski, i zdaję sobie sprawę lepiej od ciebie, jakie są konsekwencje jazdy po pijanemu. Więc sam sobie odpowiedz na to pytanie – odparł surowym głosem, znikając za ścianą.
Westchnął głośno, zastanawiając się jak doszło do tego, że zdradza Alexandra. Między nimi, co prawda, od dłuższego czasu nie było idealnie, ale to nie powód, by dopierdalać mu rogi. Powinien się starać, i naprawić ich związek. Jednak wolał posuwać innego. Już na studiach się spotykali, ale nic między nimi nie było. Zbliżyli się do siebie po jakimś czasie. Zaczęło się od tego, że Garett przyszedł do niego i poprosił, aby wstawił się za nim, bo chciał dołączyć do bractwa. Philip, mimo, że miał w tamtym czasie takie rzeczy w dupie to nie mógł mu odmówić pomocy. I, tak też, za jego stawiennictwem, Garett dostał się do bractwa, bez żadnych testów.
Tak, nazwisko Macedon ułatwiło mu studia.
Po raz pierwszy, gdy Garett go pocałował, udawał, że nic się nie stało. Ale… Już wtedy czuł to, czego nie czuł przy Alexie. Teraz po trzech latach, wiedział, że kocha tego zapatrzonego w siebie chłopaka, ale nie potrafił odejść od mężczyzny, który mimo wszystko… Jest ważną osobą w jego życiu.
Philip z szafki wyciągnął kieliszek do whisky, a z lodówki butelkę zimnej wódki. Napełnił go sobie sowicie, i nie krzywiąc się wypił wszystko jednym duszkiem. Od dłuższego czasu sięgał po alkohol, aby ukoić nerwy, i zapomnieć o drugim życiu.
Między czasie do kuchni wszedł Alex, i patrząc na poczynania kochanka, oparł się biodrem o ścianę.
- Mój klient ma problemy – odezwał się, gdy Philip ponownie napełnił kieliszek. Tym razem mniejszą ilością.
- I?- mecenas podszedł do okna, po drodze wyciągając paczkę papierosów i zapaliczkę z kieszeni spodni. Uchylił lufcik – Nigdy nie dzieliłeś się problemami swoich autorów – wyjął jednego, a paczkę rzucił na parapet, obok popielniczki. Papierosa włożył miedzy wargi, i odpalił. Zaciągnął się mocno, mrużąc oczy. Alexander skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił zapachu dymu papierosowego w domu, a bardziej, tego, że Philip palił – Oświecisz mnie, co się zmieniło?- dokończył czystym sarkazmem, wypuszczając dym w stronę otwartego okna.
- Nic się nie zmieniło – Alex odparł chłodniejszym głosem, czując wzbierającą się pod skórą złość. Zamierzał na spokojnie porozmawiać z partnerem, a ten go atakuje – Potrzebuje dobrego adwokata.
Philip spojrzał w okno, paląc papierosa. Odezwał się, gdy gasił niedopałek.
- Nie ma takiej opcji, Alex - nie zaakceptował pomysłu mężczyzny.
- Zapłaci ile zażądasz – usiłował go przekonać.
- Myślisz, że o pieniądze tu chodzi?- syknął zły na Alexa. Próbował przekupić go pieniędzmi? Od lat są ze sobą, i doskonale wiedział, że ich wartość nie ma dla niego znaczenia. Bo jakby miały, to nie prowadziłby spraw, za które nie otrzymywał złamanego centa. Zapłatą niektórych klientów był szczęśliwy uśmiech. Zwłaszcza kobiet, które dzięki niemu uwalniane były od tyrana. Matek nastolatków, które pogubiły się w patologicznym życiu, i zamiast trafiać do poprawczaków dostawali drugą szansę, i kuratora.
Philip wyszedł z kuchni, omijając Alexandra wielkim łukiem. Poszedł do swojej torby, by wyciągnąć z niej swój kalendarz. Gdy wrócił do kuchni, wcisnął go w dłonie wydawcy, i sięgnął po wódkę.
- Po co mi to dałeś?- zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
- Otwórz go – polecił, wypijając zawartość szklanki – Albo lepiej przejrzyj.
Alexander kartkował kalendarz stronę po stronie. W kalendarzu nie było, by Philip miał wolny dzień. Sprawa za sprawą. Spotkanie za spotkaniem. W oczy również rzucił się „lancz z szefem”, co dwa tygodnie – Znajdź datę rozprawy swojego pisarza, i przeczytaj mój plan dnia – a miał je zaplanowane z góry na pół roku. Musi się napić!
Thomson znalazł termin, i szczęka opadła mu na podłogę.
O ósmej trzydzieści zaczynał pracę rozprawą. Później miał kilka spotkań, i znów rozprawę.
- A lanczu z szefem nie możesz przełożyć?- zapytał kpiącym głosem, unosząc wzrok na kochanka.
- Myślisz, że ten cudzysłów jest dla ozdoby?- odpowiedział kąśliwie, upijając łyk alkoholu – Podczas tego lanczu…- przedrzeźnił Alexa – nie wezmę kęsa swojego zamówienia. A wiesz, dlaczego? Bo, kurwa, nie będę miał czasu!- opróżnił resztki alkoholu i głośno odstawił szklankę na blat – Za to mam trzydzieści minut na przekazanie mu informacji z przebiegu moich spraw. Skonsultowanie się, z kim iść na ugodę, a z kim walczyć o dobro dzieci albo jeszcze lepiej. Czy jest jakikolwiek sens pomagać tym, którzy nie doceniają mich starań!- stanął krok przed Alexandrem, oddychając mocno przez nos. Złość zawładnęła jego ciałem, i umysłem, i przyćmiła racjonalne myślenie – Więc proszę! Jeśli nadal uważasz, że na tym spotkaniu popijam herbatkę z szefem, to wykreśl spotkanie, a w zamian umów swojego pisarzynę!- mężczyźni przez chwilę walczyli na wzrok. Philip liczył na to, że kochanek go pocieszy, wesprze w ciężkich chwilach, i doda mu otuchy swoją obecnością.
Alexander myślał inaczej. Nie miał zamiaru dać za wygraną, i chciał doprowadzić do tego, by zmienił zdanie. 
Mecenas pokręcił głową, i minął wydawcę, zabierając swój kalendarz.
To było powodem ich oddalenia się od siebie. Nie umieli już spokojnie rozmawiać. Być przy sobie, gdy potrzebowali swojej bliskości. A przede wszystkim. Ich uczucie wypaliło się, zastępując je gniewem i wściekłością, bo żaden z nich nie potrafił zastawić przeszłości.

OooO

Ściągnął okulary, odrzucając je na blat biurka. Przez studiowanie książek, i siedzenie godzinami przed komputerem pogorszył mu się wzrok do tego stopnia, że stały się niechcianym dodatkiem. Wolał soczewki kontaktowe, których zapomniał kupić. Praca, i podwójne życie dawało mu solidnie w kość. Włożył na nos okulary z zamiarem odpisania na maila od Aarona. Niestety pukanie mu w tym przeszkodziło.
- Panie Macedon…- do biura weszła młoda kobieta, która była jego sekretarką, jak i przyjaciółką. Na szczęście nie mieli problemu, by w pracy zwracała się do niego formalnie, tak jak teraz – jakiś mężczyzna nalega na spotkanie – stanęła w drzwiach, patrząc przepraszająco.
- To umów go na wolny termin – odparł kpiącym tonem. Znaczyło to również „ mówisz, kurwa poważnie. Ja wiem, że jesteś blondynką, ale chyba umiesz zapamiętać proste polecenia!”
- Wolny termin jest po rozprawie – przymknęła drzwi, by mężczyzna czekający na zewnątrz nie słyszał ich rozmowy – Gość wydaje się być zdesperowany, Phil. Od godziny nalega na spotkanie, a codziennie od tygodnia telefonuje, prosząc byś go przyjął po za terminem.
- Jasne. Wpuszczaj każdego desperata, bo mam tyle wolnego czasu – zakpił z przyjaciółki. Z drugiej strony koleś musiał naprawdę napsuć jej nerwów skoro stanęła po jego stronie. A to u niej rzadkość.
- Ten sarkazm jest nie potrzebny, Phil – powiedziała zdenerwowana, kpiącym podejściem do jej osoby.
- Dobra – zgodził się by udobruchać przyjaciółkę – Ma piętnaście minut – dodał, gdy ta zadowolona opuszczała biuro.
- Proszę, pan Macedon czeka – usłyszał miły głos przyjaciółki, a po chwili do pomieszczenia wszedł dość wysoki, chudy mężczyzna. Ubrany luźno, ale z prezencją, a w oczy rzuciły się czarne tunele.
Od razu domyślił się, kim jest. Niektórzy autorzy Alexandra odwiedzali ich dom, a ten był jednym z nich.
- Emm… Dzień dobry – przywitał się zakłopotany, podchodząc do Philipa z wyciągniętą dłonią.
Prawnik wstał, uścisnął podaną dłoń, po czym wskazał na fotel stojący naprzeciw jego.  
- W czym mogę panu pomóc, panie?- urwał sugestywnie, siadając na fotel. Mimo, że ten był gościem w ich domu, to nie mieli okazji się poznać. Philip zazwyczaj znikał w gabinecie, pozwalając Alexowi spokojnie pracować w salonie. Wychodził, gdy autorzy opuszczali dom.
- Wilhelm Hastings – przedstawił się, czerwieniąc się z zażenowania, zajmując wskazane miejsce.
- Więc w czym…- przerwał, słysząc dzwoniący telefon. Rzucił okiem na wyświetlacz, i zobaczywszy, kto do niego dzwoni, zacisnął zęby – Proszę wybaczyć – wziął komórkę w dłoń  - Mówiłem ci, abyś nie dzwonił – syknął do rozmówcy, nie witając się z nerwów. Wstał z fotela, stając w rogu gabinetu, by zapewnić sobie trochę prywatności.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dotarłem na miejsce cały i zdrowy – usłyszał skruszony głos kochanka.
- Skarbie nie mogę teraz rozmawiać, bo mam spotkanie – powiedział czułym głosem, nie przejmując się obcym mężczyzną.
- Ale, misiuuu – zawył błagalnie do słuchawki.
Philip usłyszał jak coś pęka. To coś to był wyświetlacz telefonu, na którym zacisnął palce, gdy usłyszał zwrot kochanka.
- Z tego, co pamiętam, to ledwo tydzień temu przelałem ci dość pokaźną sumę pieniędzy – syknął na kochanka. No to mu się w głowie nie mieściło. Co on jadł te pieniądze?
- Bilet lotniczy…
- Jeszcze mi powiedz, że leciałeś pierwszą klasą?- przerwał kochankowi, rzucając mężczyźnie przepraszające spojrzenie, że jest świadkiem TAK prywatnej rozmowy. Nie mógł przeprowadzić jej później. Miał jeszcze dwa spotkania, i rozprawę. To przez tego gościa ma teraz spotkanie, a nie chwile wytchnienia – Nie. Lepiej nie mów, nie chcę wiedzieć.
- Bilet na koncert…- wymieniał dalej, gdy Philip dał mu dojść do słowa – vip – dodał ciszej.
- Masz szczęście, że mam klienta, bo inaczej tak bym ci, kurwa, nawrzucał za te bezmyślne zachowanie, szczeniaku, że zamiast na koncert byłbyś właśnie w drodze na lotnisko – ten, kto nie zna Philipa odebrałby jego głos za obojętny z nutką złości. Jednak ktoś taki jak Garett, który go zna zbyt dobrze, wiedział, że Philip ledwo nad sobą panuje, a ostrość w jego głosie była dowodem. I, to tylko, że za plecami siedzi mężczyzna.
- Oj, weź nie przesadzaj – rzucił luźno, chcąc pozbyć się napiętej rozmowy.
- Może opamiętasz się, gdy będę, wpierdalał tynk ze ściany!- syknął zły, słysząc odpowiedź młodego kochanka – Jak wrócisz czeka nas poważna rozmowa – odparł tajemnym głosem. Miał nadzieje, że wyczytał miedzy wierszami, i zastanowi się nad swoim postępowaniem.
- Chyba nie chcesz…?- uciął, wstrzymując oddech.
Phil miał przed oczami jak chłopak zakrywa sobie usta dłonią.
- Chcę, abyś, chociaż raz użył mózgu, i zachował się jak inteligentny mężczyzna – może groźby szybciej przemówią mu do rozsądku niż nerwy i krzyki?
- To już nie było fajne – odparł nadąsanym głosem.
- Włącz swój jedyny neuron, i słuchaj, co do ciebie mówię!
- Jesteś niemiły, Phil – szepnął urażony. Między nimi nastała cisza.
Philip oddychał szybko, czując pieczenie pod powiekami jak i w sercu. A drżące oddechy Garetta uświadomiły mu, że powstrzymywał się przed płaczem – Kochasz mnie jeszcze?- zapytał piskliwym głosem.
Philip oparł czoło o chłodną szybę, przymykając oczy. W którymś momencie ściągnął okulary, i teraz bawił się zausznikiem.
Rozłączył się, nie odpowiadając, nie żegnając się.
- Proszę wybaczyć – zwrócił się do mężczyzny – Przyjaciel ma kłopoty – wymyślił pierwszą lepszą wymówkę. I, oczywiste był nim Aaron. Więc jak facet poleci do Alexa, i pochwali się, co usłyszał, to nie będzie chciał słuchać, bo obje się nie znosili – W czym mogę pomóc?- zapytał jeszcze raz, siadając na miejsce.
- Adwokat żony przysłał mi papierowy rozwodowe – podał mecenasowi kopertę – Ta wariatka chce mi zabrać cały majątek, a na to pozwolić nie mogę – dokończył mocniejszym głosem.
Faktycznie. Żona mężczyzny domaga się wszystkiego, co posiadał. A miał miliny na koncie, które zobaczył na następnej kartce.
- Zdradził lub zdradza pan żonę, panie Hastings?- to pytanie padało zawsze, jako pierwsze nim przyjął sprawę.
- Oczywiście, że nie!- zaprzeczył.
Zdaniem Philipa za szybko. Czytał dalej dokumenty. Jego, jeszcze, obecna żona nie chciała iść na żaden kompromis. Od lat siedział w rozwodach, i nauczył się jednego. Zraniona i skrzywdzona kobieta to diabeł wcielony. A to znaczyło tylko jedno. Lubił wyzwania, a to jedno z nich. Wrócił do pierwszej strony, by zobaczyć, kto będzie reprezentował w sądzie kobietę. Widząc nazwisko przyjaciela na usta cisnęła mu się odmowa, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. To będzie rozrywka dla nich obje. Minęło sporo czasu, od kiedy stali po przeciwnej stronie.
- Proszę umówić się na następne spotkanie z moją sekretarką – rzekł zadowolony.
- Więc? Mogę liczyć na pana pomoc?
- Na to wygląda.
Obje wstali. Mecenas odłożył dokumenty na blat, i pożegnał się z mężczyzną. 

OooO

Kilka godzin później, zadzwonił telefon. Spodziewał się go, dlatego też komórkę, umieścił w uchwycie samochodowym na wszelki wypadek, gdyby Aaron zadzwonił podczas jazdy. Odebrał telefon.
- Philip Macedon, najlepszy, najmądrzejszy i…
- Najprzystojniejszy – dorzucił, przerywając przyjacielowi.
- mecenas na świecie – dokończył, rozbawionym głosem – Co tam?- zapytał niewinnie.
- Ach, nie uwierzysz!- zaszydził Aaron – Siedzę sobie w biurze z klientką, aż nagle do biura wpada moja sekretarka. W totalnym szoku mówię ci. Przez chwilę myślałem, że coś się stało. Stoi, milczy, i patrzy to na mnie to na papiery w swojej ręce. I wiesz, czego się dowiaduje?
- Nie mam pojęcia – udał głupka.
- Nie świruj, Phil – fuknął – Mój najlepszy przyjaciel bierze sprawę, w której będziemy konkurować?- rzekł z wyczuwalnym rozczarowaniem.
- Boisz się przegranej?- rzucił z wyzwaniem, wjeżdżając na podjazd.
- Pff…! To ja mam nad tobą przewagę!
- Tak sądzisz?- prowokował dalej przyjaciela, wyłączając silnik. Wyjął telefon z uchwytu, i przyłożył do ucha. Ramieniem podtrzymał urządzenie, i wysiadł z samochodu.
- To ja dwa tygodnie temu wysłałem twojemu klientowi papiery rozwodowe. Więc tak. Tak sądzę – przyznał pewnym głosem.
- To pewnie zmiażdżysz mnie na sali rozpraw, hmm?- nogą zamknął drzwi, i ruszył do domu – Wróciłem – krzyknął od progu. Ściągnął buty, i wszedł w głąb domu.
- Nie ma innej opcji - potwierdził swoją wygraną - Kończę, bo nie mam ochoty słuchać głosu twojego beznadziejnego kochasia.
Nim zdążył się pożegnać w słuchawce usłyszał zakończoną rozmowę.
- Och, u mnie wspaniale! Miło, że pytasz – powiedział z pełną ironią pod nosem, idąc do kuchni.

OooO

Miku Nao -> możesz mi powiedzieć, dlaczego z góry założyłaś, że to Alex zdradza Philipa? Cóż, mam nadzieje, że zaskoczyłam Cię, chociaż troszkę. A co do drugiego blogu. To trudno mi powiedzieć, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Mam teraz mniej czasu, i pewne kłopoty.
Kilka rozdziałów " Ukrytej Miłości" jak i "I am afraid" mam napisane do przodu, to też mogłam je wrzucić.

Pozdrowionka :)




1 komentarz:

  1. Widzisz... Phillip wiele przeżył, więc jakoś trudno mi jest go wyobrazić jako takiego surowego faceta, który zdradza Alexa.
    I... Kurde... Nie wiem co napisać! Sądziłam, że ich miłość będzie wieczna. W pierwszym tomie było tak cudownie. Alexander wiele poświęcił dla Phillipa. Cóż... Jestem ciekawa co wymyśliłaś w następnych rozdziałach.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń