I minął kolejny tydzień. Moi rodzice czekali na kolejne odwiedziny.
Tylko tym razem to nie lekarz, a ja miałem wyrazić zgodę. Po za nimi, nikt inny
nie miał w planach do mnie wpaść. Hmm…? Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie
sprawili mi przykrości. Nawet ten mój, dziwak, kuzyn nie przyszedł. A, tak się niby cieszył.
Widocznie nikomu na mnie zależało, a to bolało jeszcze bardziej. Na samą myśl,
że jestem im nie potrzebny, i mają mnie głęboko w dupie, miałem ochotę się
poddać. Bo niby, dla kogo mam się strać, skoro wszyscy mnie olali? Dla samego
siebie? Dla lekarza? I, tak zostanę sam po opuszczeniu szpitala.
Szybko otarłem mokre policzki, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Gość
wszedł bez pozwolenia.
- No, cześć – przywitał się chłopak, trzymając w dłoni siatkę
– Mogę?- kiwnął w stronę krzesełka.
- Jak widzisz tłumów tutaj nie ma – odparłem sarkastycznym tonem.
- Nie zmieniłeś się nic, a nic – stwierdził, siadając. Na łóżko walnął
reklamówkę, wyciągając z niej jakieś pudełko, i płatki?
- A ty od dziecka jesteś tak kulturalny?- splotłem ręce na klatce,
patrząc chłodno na rudzielca – Wypadałoby się przedstawić, nie sądzisz?-
dodałem, gdy zobaczyłem jego pytające spojrzenie. Moje usta ułożyły się w
ironiczny uśmieszek.
- Aaa… Zapomniałem!- walnął się dłonią w czoło – Taschi
Seiichi. Jestem twoim bratem.
- Całe szczęście, że pamiętasz, kim jesteś – oj, nie
myślcie, że kpiłem sobie z niego lub go obrażałem. Ja najzwyczajniej sobie
żartowałem – Co tam masz?- zapytałem ciekawy.
- A to…- sięgnął po pudełko – Tu masz telefon…- podał mi go.
- I do kogo niby mam dzwonić?- wcisnąłem mu go w dłonie – Do operatora
sieci?
- A tu masz swoje ulubione płatki – położył je na szafce, i spojrzał na
mnie nie pewnie, po czym spuścił wzrok na swoje dłonie.
- No pytaj!- nie wytrzymałem tej ciszy miedzy nami – Chyba nie przyszedłeś po to, by
sobie, kurwa, pomilczeć, co?
Wzdrygnął się na mój ostry ton głosu.
- Wiesz, że nadal potrafisz być chujem?- bardziej stwierdził niż spytał, ale
przemilczmy to – Ty… Okłamałeś Arumikuy?- zapytał tak cicho, że ledwo
słyszałem.
- To dlatego, tamtego dnia, siedziałeś cicho?
Chłopak szybko uniósł na mnie zaskoczone spojrzenie. Nadal milcząc wstał z krzesła, i
podszedł do okna, siadając na parapecie.
- Wiesz…- zaczął mówić po dłuższej chwili, machając nogami – kiedy tata
powiedział, że wybudziłeś się ze śpiączki, tak się ucieszyłem – uśmiechnął się smutno,
przyglądając się białym kafelkom na podłodze – Jednak cała moja
radość ulotniła się, gdy na drugi dzień poinformował mnie o tym, że straciłeś pamięć.
- To raczej ja powinienem płakać z tego powodu a nie ty, prawda?-
wolałem kpić niż siedzieć w tej tkliwej atmosferze.
Widok jego ponurej miny i płaczliwy wzrok łamał mi serce.
- Nic nie rozumiesz – powiedział zirytowany moimi kpinami – Straciłem
swojego najlepszego przyjaciela – wyjaśnił, idąc do drzwi, które się otworzyły, i wszedł
lekarz.
- O, widzę, że masz gościa. Dzień dobry – przywitał się z uśmiechem
na ustach. Jednak nie takim, jakim mnie obdarzał. Był raczej taki oszczędny.
- Mogłeś przyjść z wieńcem skoro mnie pochowałeś – powiedziałem chłodno – A teraz będę
ci, kurwa, niezmiernie wdzięczny, jak zabierzesz stąd swoją ckliwość – jeżeli znał
mnie dobrze, to wiedział jak pełen jadu był mój głos.
- W porządku – odpowiedział nim wyszedł.
- Nic nie mów – powstrzymałem lekarza przed jakimikolwiek komentarzami.
Odwróciłem się na bok, okrywając się kołdrą po same uszy.
Moje przypuszczenia potwierdziły się. Byłem złym człowiekiem przed
wypadkiem. Zresztą teraz też nie byłem, kurwa, przyjacielski. I utrata pamięci
musiała być moją pokutą za wszelkie grzechy, jakie popełniłem. I… Dopuszczę się. A muszę
przyznać, że już, w chuj, nagrzeszyłem. Chociażby moim niewyparzonym językiem.
Taa… Księdzem raczej nie będę.
Sloan chyba lubi się do mnie przytulać. Nie żeby mi to przeszkadzało… Bo bym
skłamał. Raczej miło i ciepło na sercu mi się robiło, gdy czułem drugie ciało za plecami.
OooO
Kobieta, uważająca się za moją matkę, postanowiła mnie podręczyć. Odwiedziła mnie, ok, fajnie. Ale na, chuj przytargała ze sobą zdjęcia? I to z
czasów, gdy byłem małym smrodem.
Weź, matka, nie rób wiochy!
Prawie na wszystkich byłem sam.
Na niektórych zdjęciach z moim tatą uśmiechałem się od ucha do ucha. Wtulałem się w niego jak w pluszaka. W lodowych oczkach widziałem iskierki
radości. Kiedy się patrzyło na to zdjęcię, można było powiedzieć, że byłem szczęśliwym dzieckiem. Na fotce miałem pięć lat. Na
innych, gdzie byłem starszy, widać było różnice. Nie uśmiechałem się, z oczu zniknęły radosne
iskierki. Było widać smutek i samotność.
Musiałem być bardzo, a to bardzo złym człowiekiem, skoro już w wieku dwunastu, a może trzynastu lat byłem bez przyjaciół.
- Nie ma więcej zdjęć?- zapytałem, odkładając album na szafkę.
Nigdy go już nie otworzę. Nie chcę, więcej widzieć smutku na własnej młodziutkiej twarzyczce.
- Nie ma - odparła, łapiąc mnie za rękę - Gdy skończyłeś trzynaście lat nie chciałeś się fotografować.
- A masz jakieś moje rzeczy?- spojrzałem na rodzicielkę - Telefon, komputer, moje dokumenty czy coś innego.
Cokolwiek!- musiałem dowiedzieć się, jaki byłem sprzed wypadku.
- Nie, nie mam - wplotła swoją dłoń w moje włosy - Wszystko miałeś w samochodzie.
- Powiedz jak to się stało?- wtrąciłem swoje pytanie.
W sumie prócz tego, co usłyszałem podczas kłótni, matki z lekarzem, nie
wiedziałem nic o tamtym pechowym dniu.
- Jak to się stało, że wszystkie rzeczy miałeś w samochodzie?- zapytała zdziwiona, zabierając rękę z mojej głowy.
- Nie bądź głupia - syknąłem - Chce
wiedzieć coś na temat mojego wypadku!- sprostowałem.
- Synku…
- Nie mów tak do mnie!- wybuchłem - Masz mi powiedzieć, co wiesz na
temat wypadku. Rozumiesz?- popatrzyłem zimno na kobietę.
- Kiedy ja nie wiem dużo - broniła się - W dniu twojego wypadku, nie było mnie w mieście – wytłumaczyła - Zadzwonili
do mnie dwa dni po tym zajściu. Dowiedziałam się, że prowadziłeś samochód pod wpływem alkoholu.
Zjechałeś ze swojego pasa. Z naprzeciwka jechała ciężarówka. Nie wiem,
co się stało, że twój samochód dachował i wypadł z drogi. Wiem, że miałeś niezapięte pasy, i uderzałeś mocno głową, co spowodowało, że musieli utrzymać cię w śpiączce farmakologicznej, ale nikt nie przewidział, że się obudzisz rok
później - zakończyła. Wycierając mokrą twarz od łez.
- A co z kierowcą ciężarówki?
- Yukimura, to było rok temu nie mam pojęcia, co z drugim kierowcą - odpowiedziała sucho.
- Ale ja wiem - do pokoju wszedł mój lekarz.
- Nikt cię nie pytał o zdanie - powiedziałem chłodno.
- Yukimura, trochę szacunku dla starszych!- skarciła mnie - Przepraszam za
niego…- zwróciła się do lekarza - nigdy się tak nie
zachowywał.- prychnąłem rozbawiony. Taką ścieme to koleżanką w pracy - Synku…
- Mówiłem, żebyś tak się do mnie nie zwracała!- przerwałem jej zimno, nie zważając na lekarza - Wyjdź! Zostaw mnie samego!- wykrzyczałem jej w oczy.
Nie wiem, co mną kierowało do takiego zachowania. Nie chciałem nikogo ranić, ale coś w środku mi mówiło, że nie mogę jej pozwolić na zbliżenie. Miałem tylko
nadzieje, że dobrze robię.
W ciszy opuściła pomieszczenie. Utkwiłem wzrok na drzwiach.
- Nie możesz tak traktować rodziny - upominał mnie lekarz - Wszystkim jest ciężko. Nie tylko tobie -
przypomniał. Stanął przy oknie, plecami do mnie.
- Nie pouczaj mnie…- mówiłem cicho, ale Mark mnie słyszał- nie wiesz
jak się czuje.
- Słuchaj, Yuki. Masz racje, nie wiem, co czujesz, ale nie możesz odpychać bliskich osób - starszy
patrzył przed siebie, ręce splótł na plecach.
- Bliskich?- odezwałem się szyderczo - Proszę cię. Straciłem pamięć…- przypomniałem - a nie
wzrok!- lekarz odwrócił się w moją stronę.
- Nie rozumie - zmieszał się, podchodząc do łóżka, siadając w nogach.
- Wszyscy udają…- zacząłem wyjaśniać - to, kim są. Weźmy na przykład moją matkę. Niby kochająca mamusia,
martwi się o swojego synka. Ale wiem, że to tylko pozory. W jej
oczach nie widzę nic prócz chłodu. I może to śmieszne, ale czuję, że udaje.
- Och, Yuki. To nie jest śmieszne - westchnął starszy, uśmiechając się pocieszająco - Po mimo, że straciłeś pamięć, tam…- popukał palcem na
mojej klatce, w miejscu gdzie mam serce - uczucia się nie zmieniły.
- Więc skoro to nie jest śmieszne, dlaczego nie pozwalasz mi kierować się uczuciami?
- Bo widzisz. Jak wszystkich odepchniesz, bo tak czujesz, a pamięć ci nie wróci…- zrobił przerwę, po czym
szepnął - zostaniesz sam…- patrzył mi prosto w oczy. Lekarz przyłożył dłoń do mojego
serca, wyczuwając szalone bicie mojego zagubionego serca - a tego nie chcesz, prawda?-
nie mogłem oderwać swoich oczu od jego. Zatonąłem w jego czekoladowych
oczach. Czułem, że mogę spojrzeć w głąb jego duszy. Widziałem w nich troskę o mnie i coś jeszcze, ale nie wiedziałem, co.
- Ni-nie…- wyjąkałem, odwracając w końcu wzrok.
Zatonąłem we własnych myślach, kiedy Mark zostawił mnie samego.
Nie mógł mi się spodobać!
To nie możliwe!
Prawda?
OooO
Witam,
OdpowiedzUsuńsmutno mi wszystkich odpycha, ale cieszę się,że i Kasummi też odpycha, czemu ojciec nie powiedział, że mieszkał z nim jak go wywaliła...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, jak widać to wszystkich odpycha od siebie, ale i cieszę się że i Kasumi też odpycha, ale czemu ojciec nie powiedział, że to z nim mieszkał jak matka go wywaliła z domu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak widać wszystkich odpycha od siebie, ale i Kasumi'ego też odpycha, ale czemu ojciec nie powiedział, że to z nim mieszkał jak matka go wywaliła z domu?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza