poniedziałek, 11 maja 2015

Ukryta Miłość - 2



Zaraz po szkole Philip Macedon, udał się do rodzinnego domu, w którym mieszkał z rodzicami i starszą siostrą. A, i nie zapomnijmy o służbie. W jej skład wchodziły dwie kobiety – sprzątaczka i kucharka oraz czterech mężczyzn – lokaj, kierowca ojca i Elizabeth oraz ogrodnik. Nastolatek zdziwił się troszku, widząc ojca samochód na podjeździe. Prawda była taka, że był on pracoholikiem. Całe dnie i połowy nocy siedział w wydawnictwie i zapominał o całym bożym świecie czytając książki. Dlatego wczesny powrót pana domu nie wróżył nic dobrego. Dla młodzieńca, przynajmniej. Chłopak westchnął kilka razy szykując się na najgorsze, sięgnął do klamki i otworzył drzwi. W przestronnym i oświetlonym przez liczne okna holu, stał starszy mężczyzna, który podszedł do syna swojego pracodawcy.

- Witaj w domu, paniczu - lokaj przywitał licealistę, sięgając po plecak.

- Cześć Rajmundo - odpowiedział przyjaźnie, mimo iż mężczyzna zazwyczaj miał obojętny i chłodny wyraz twarzy - Co na obiad?- zapytał, wchodząc do jadalni. W pomieszczeniu przy długim stole siedział postawny mężczyzna. Ubrany w drogi, czarny dopasowany garnitur – Ale jestem głodny – Phil zajął swoje miejsce nie witając się z ojcem. Zsunął z głowy czapkę i położył ją na krześle obok.

- Dzień dobry, synu – przywitał się ironicznie, Patrick Milton Macedon.

- Zupa krem szparagowa. Na drugie danie jagnięce żeberka w sosie balsamicznym ziemniaki i bukiet warzywny. A dla panicza klasyczny burger wołowy z frytkami – wymienił, dania lokaj, informując tym samym pracodawcę jak i jego syna. Lokaj stał tuż obok swojego szefa, a w rękach nadal trzymał plecak nastolatka. 

Pan domu poczekał spokojnie, aż lokaj opuści pomieszczenie i poinformuje kucharkę, że są gotowi, by ich obsłużyła. Kobieta pojawiała się w jadalni z wózkiem, na którym stały dania przykryte srebrną pokrywką. Najpierw obsłużyła swojego pracodawcę. 

- Witaj Rosalinne - ukłonił się kobiecie z uśmiechem na ustach. 

Nastolatek miał ochotę podejść i ucałować ją w policzek jak to zawsze robił, ale wiedział, co ojciec powie. Obrazi najpierw kobietę, że ma się nie spoufalać z domownikami, a później go. Albo gorzej, uderzy. 

- Dzień dobry, paniczu - odpowiedziała sztywno, stawiając dania na stole.

- Synu...- odezwa
ł się pan Macedon, czekając, aż kucharka ściągnie pokrywkę z talerza - za dwa dni odbędzie się bankiet charytatywny. Nie skończyłem - uprzedził nastolatka nim zdołał coś powiedzieć - Masz się na nim pokazać - rozkazał ostro - I nie chce słuchać, że masz inne plany lub inne brednie. Nie mam już sił tego wysłuchiwać - sięgnął po sztućce i zaczął jeść posiłek.

- Ale tato - jęknął Philip - Wiesz, że nie nadaje się na takie wyjścia - próbował przekonać ojca, by nie musiał brać udziału w jakiejś farsie.

- Synu - mężczyzną, spokojnie wywarł usta, po czym syknął na nastolatka - Nie zmienię zdania.

- Wspaniale!- ironizował chłopak - Tylko pamiętaj, że nie chciałem się pojawiać na żadnym balu!- rzekł opryskliwie i zaczął jeść hamburgera, pomijając zupę, którą odstawił na bok.

- Bankiecie - poprawił syna -  A jak tam w szkole?- ciągnął dalej rozmowę, odkładając sztućce na talerz.

- Normalnie - odpowiedział z pełną buzią, nie zwracając uwagi na ojca, który posłał mu karcące spojrzenie - Nauczyciel...- zaczął, gdy przekonał to, co miał w ustach - od angielskiego powiedział, że mam brać z ciebie przykład.

- Ah, tak – pan Macedon, sięgnął po kieliszek z czerwonym winem i zmoczył lekko usta - Pod jakim względem?

- Mam przeczytać jakąś książkę - chłopak wcisnął do ust ostatni kębułki.

- Wiesz, do czego służy widelec i nóż? - zapytał ironicznie wydawca.

- A wihaleś heys hah htoś je bułhe sztuhcami?!- odpowiedział z pełną buzią. Wziął ze stołu szklankę z wodą i cytryną, i wypił połowę jednym duszkiem, oblewając się. Gdy odstawił szklankę na miejsce, ręką wytarł brodę i usta.

- Przypomnij mi synu...- chłopak spojrzał na ojca, który patrzył na niego z obrzydzeniem - dlaczego my nigdzie z tobą nie wychodzimy?!- starszy popukał się palcem po brodzie, udając zadumę.

- Nie mam zielonego pojęcia - odparł luźno, wystając od stołu. Specjalnie nie podniósł krzesełka, by zrobić ojcu na złość.

- Ah, już wiem!- udał zadowolenie - Bo zachowujesz się jak zwykły prostak - powiedział z nagana w głosie.

- Wybacz, ojcze - odparł nastolatek, opierając ręce na oparciu krzesła - Nawet nie wiesz jak mi przykro z wiedzą, że nie spełniam twoich oczekiwań, jako twój syn.

- Całe szczęście, iż Elizabeth przejmie wydawnictwo - odetchnął z ulgą - Inaczej popadło, by w ruinę po miesiącu - powiedział tak spokojnie jakby rozmawiali o pogodzie, a nie o tym, iż ma w planach wydziedziczyć syna. Nie od dziś wiedzieli, że nastolatek nie zostanie dyrektorem w ich rodzinnym wydawnictwie. Nie palił się do czytania książek tak jak ojciec czy starsza siostra. On czytał tylko wtedy, kiedy musiał. Siłą trzeba było go przekonywać lub tak jak w szkole grozić, że nie zaliczy semestru lub klasy - Jeszcze jedno - zatrzymał syna w progu jadalni - Na tym bankiecie poznasz mojego wspólnika i narzeczonego, Elizabeth - poinformował go nim narobi im wstydu - I ubierz się przyzwoicie.

- Jak to narzeczonego?- nastolatek nie krył nawet swojego szoku – Eli ma przecież dopiero 19 lat!- próbował bronić siostry.

Philip kochał siostrę, choć nie akceptował jej stylu życia. Nie rozumiał jak dziewczyna może wydawać tyle pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Jasne, nie miał nic, przeciwko, że kupowała sobie ubrania czy inne pierdoły. Tylko nie rozumiał, dlaczego takie drogie.

- Nie interesuj się tym – upomniał syna – Z resztą tobie nie muszę się tłumaczyć!- warknął.

Phil podniósł ręce w geście poddania. Skoro ojciec nie chciał go słuchać to on nie miał nic do gadania.

- Żadna nowość – pomyślał, wychodząc z jadalni z opuszczoną głową.
                                                              


    oOo


Phil siedział w kuchni na parapecie przy otwartym oknie. Ubrany w czarny garnitur i tego samego koloru buty oraz białą koszulą. Włosy jak zwykle zaczesał na prawą stronę. Część grzywki zakrywała duże piwne oczy. Z kieszeni marynarki wyciągnął zapalniczkę i papierosa, po czym go odpalił. Zaciągnął się kilka razy, wypuszczając dym nosem. Popiół strzepał za okno i włożył papierosa do ust. Odchylił głowę do tyłu, patrząc na dym unoszący się z fajki.
Nie lubił takiego typu imprez. Niby charytatywne, a więcej pieniędzy wydali na organizacje i poczęstunek niż wpłaciła cała śmietanka towarzyska. A to i tak, wpłacili tylko po to by się pochwalić w gazetach lub by mówiono i chwalono ich datek w telewizji. Inaczej pewnie by nawet złamanego centa nie przeznaczyliby dla potrzebujących.
Nastolatek poczuł jak po policzku spłynęła mu łza na myśl, że oni piją szampana za kilka set dolarów, a na świecie jest tyle istnień, które potrzebują pomocy. On sam pomagał jak może. Każde kieszonkowe i inne zaskórniaki oddawał na schronisko, w którym był wolontariuszem. Pomagał w sierocińcu oraz w domu starców.
Szybko otarł policzek, gdy usłyszał jak ktoś wchodzi do kuchni. Był to średniego wieku mężczyzna. Ubrany był w czarny smoking. I gdyby nastolatek znał się na modzie i znał projektantów to na pewno wiedziałby, że to jeden z gości.

- Na co się patrzysz?- zapytał starszego lekceważąco, wyrzucając kiep za okno.

- Nie jesteś za młody na palenie?- odpowiedział pytaniem, podchodząc do wysepki kuchennej, która stała na środku pomieszczenia.

- Może – wzruszył ramionami, zeskakując z parapetu – Jesteś kelnerem?

- Może – udzielił mu tej samej odpowiedzi, opierając się łokciami na blacie – A czemu pytasz?

- Potrzebuje napić się czegoś normalnego – odparł nastolatek, stając po drugiej stronie wysepki.

- Moim zdaniem to jest jak najbardziej normalne – kiwnął w stronę butelek, które stały w wiadereczku z lodem. Każda osobno, oczywiście.

- Nie sądzisz, że jestem za młody na alkohol?- zapytał podchwytliwie, uśmiechając się przyjaźnie.Chłopak nie wiedział, co się z nim dzieje, gdy patrzył w niebieskie oczy mężczyzny. Serce biło mu szybciej, ręce zaczęły mu się lekko pocić. 

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mówiłeś o soku?- zripostował, opierając brodę na dłoni.

 Alexander nie chciał się oszukiwać. Zaintrygował go chłopak stojący naprzeciw. I choć nie zdawał sobie sprawy, z kim młody rozmawia to on wiedział doskonale. Te same rysy twarzy, co właściciel wydawnictwa. Zgrabna i drobna sylwetka po projektantce wnętrz. Nie jedna kobieta może mu zazdrościć. No i ten uśmiech! Taki szczery i przyjazny. Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś się tak do niego uśmiechał.

- Nie jestem dzieckiem – żachnął, marszcząc lekko brwi.

- Dorosły też nie jesteś – napomknął młody wiek chłopaka.

- Racja – zgodził się, wzruszając od niechcenia ramionami jak to miał w zwyczaju – Nie musisz obsługiwać tych burżujów?- kiwnął głową w stronę drzwi, za którymi w sali balowej bawili się goście.

- Naprawdę wyglądam jak kelner?- zdziwił się lekko mężczyzna. Spojrzał po sobie od góry do dołu, i ni chu chu, nie był ubrany jak kelner! Miał na sobie garnitur od Hugo Boss ‘a!

- Czy ja wiem – odparł od niechcenia, sięgając po butelkę szampana - Dla mnie spodnie to spodnie, a koszula to koszula -  otworzył ją i napił się z gwinta – Chcesz?- zapytał, wyciągając przed siebie dłoń z butelką.

Czuł się winny z myślą, że będzie pił coś tak drogiego. Ale jedna butelka mniej dla tych samolubnych zapatrzonych w sobie bogaczy. I do tego wkurzyć ojca? Czemu, nie? 

- Nie, dziękuję – odpowiedział, krzywiąc się, widząc jak zachowuje się syn jego wspólnika.

- Jak sobie chcesz – nastolatek odwrócił się, i usiadł s powrotem na parapecie. Swoje spojrzenie wlepił w ogródek, który był oświetlony przez lampy ogrodowe. Co jakiś czas popijał szampana, nie zwracając uwagi na starszego.
Wypił połowę musującego wina, gdy do kuchni wszedł zły pan domu.

- Tu jesteś!- syknął zdenerwowany na syna, że musiał go szukać – Mówiłem ci, że masz być na bankiecie!- krzyknął na nastolatka. Pan Macedon nie zauważył, że w kuchni stoi jego wspólnik, w końcu z tyłu wyglądał jak kelner – Nie wiem, za jakie grzechy, Bóg pokarał mnie takim synem! I odstaw tego szampana!- ojciec podszedł do niego i wyrwał mu butelkę z rąk. Chłopak zachwiał się i spadł z parapetu na podłogę – Wstawaj!- złapał go za rękę i szarpnął, pomagając mu wstać – Popraw ubranie i nie rób mi wstydu!- odwrócił się, chcąc wyjść i zobaczył, że w pomieszczeniu stoi wspólnik jak i narzeczony córki. Na twarz wpłynął sztuczny uśmiech – Alex! Szukałem cię wszędzie – powiedział miło. Tak jakby właśnie nie kipiał ze złości, odstawiając alkohol na blat.
Nastolatek wstał i poprawił marynarkę, która mu się podwinęła. Stanął prosto, patrząc to na ojca to na kelnera jak myślał.

- Chodź tu – ojciec szarpnął go do siebie – To jest Alexander Michale Thompson – przedstawiony wyciągnął dłoń – Mój wspólnik i narzeczony Elizabeth – chłopak również uścisnął dłoń mężczyzny. 

Poczuł jak robi mu się głupio ze wstydu. Owszem ojciec poniewierał nim, od kiedy pamięta. Jednak nie robił tego w obecności osób trzecich, tak jak dziś.

- Philip Justin Macedon – odpowiedział, zabierając rękę. Zawstydzony opóścił wzrok na kremowo -  czarne kafelki, które są tak czyste, że zobaczył w nich swoją czerwoną twarz i włosy. 

 - Miło mi poznać – powiedział przyjaźnie – Mów mi Alex – zaproponował przyszłemu szwagrowi.

- Ależ nie ma takiej potrzeby, Alexandrze – wtrącił pan Macedon, ciągnąć syna za rękę do wyjścia – Jeśli będę zmuszony cię szukać…- pochylił się do przysłoniętego włosami ucha – pożałujesz tego. Na dowód słów zacisnął mocniej dłoń na ramieniu – Rozumiemy się?

- Tak, tato – odparł z bólem w głosie, sięgając po kieliszek z szampanem z tacy od przechodzącego kelnera.

- Grzeczny chłopiec – powiedział jeszcze nim zniknął w tłumie gości.

Phil zlekceważył groźbę ojca i ukrył się na tarasie. Tam oparł się przedramionami o barierkę i patrzył pustym wzrokiem w rozgwieżdżone niebo, bawiąc się kieliszkiem.

- Widzę, że lubisz denerwować, ojca – usłyszał Alexa. Podszedł do chłopaka, i stanął obok – Nie masz zamiaru ze mną rozmawiać?- spytał, gdy nastolatek nie odpowiedział – Czyli jednak?- powiedział smutnym głosem – Nie przedstawiłem się, bo chciałem porozmawiać z tobą swobodnie – odetchnął z ulgą, gdy Phil na niego spojrzał nie rozumiejąc, o co mu chodzi – Jakbym od razu się przedstawił to…

- To, co takiego, panie Thompson?- przerwał starszemu, nadal zły i zawstydzony sytuacją z kuchni.

- Rozmawiałbyś ze mną z dystansem – wyjaśnił, patrząc na chłopaka, który miał go w dupie.

Phil zaśmiał się sucho. Już wiedział, że jest przegrany na stracie.

- Proszę sobie nie schlebiać, panie Thompson – przystopował współwłaściciela firmy ojca – Nie jest pan pierwszy, ani ostatni, z, którym tak rozmawiam – wzruszył lekceważąco ramionami – A teraz proszę mi wybaczyć, ale…

- Zostań – poprosił Alex – Porozmawiajmy…

- Niby, o czym chce pan ze mną rozmawiać, panie Thompson?- przerwał mężczyźnie, zatrzymując się w progu – O tym ile wydał pan pieniędzy na tą farsę? A może o tym ile pan wpłacił na fundacje?

- Nie muszę ci się spowiadać – powiedział zirytowany, tak otwartym atakiem na jego osobę.

- Oczywiście, że nie musi pan, panie Thompson – chłopak przeczesał nerwowo swoje długie czerwone włosy – Nie jestem księdzem – zakpił ze starszego.

Alexander zacisnął mocno szczękę słysząc odpowiedź młodszego. Chciał się z nastolatkiem zaprzyjaźnić, a nie spierać jak jakieś małolaty. Nie chciał mieć również wrogów w rodzinie, do, której będzie należał. Jednak chłopak niczego mu nie ułatwiał. Stawiał mur, przez który będzie się ciężko przebić. Ale niech mu Bóg świadkiem, że próbował być miły.

- A ty niby lepszy jesteś?- odpowiedział szyderczo. Niech sobie nie myśli, że pozwoli, gówniarzowi drwić z siebie – Sam jesteś ubrany w drogie ubrania – wytknął nastolatkowi.

Philip poczuł się jakby wymierzył mu liścia w policzek. Owszem, chciał zrazić do siebie starszego, bo prędzej czy później i tak, by go odrzucił. Ludzie pokroju mężczyzny i ojca, tak właśnie traktują ludzi. Niby mili i przyjaźni, a gdy otrzymają to, co chcą wyciągnąć od człowieka zostawiają jak nic wartego śmiecia. To, że teraz wygląda jak burżuj nie znaczy, że ubiera się tak, na co dzień. O, nie. Wręcz przeciwnie. I, ten widząc jego ubiór dzienny, na pewno by się do niego nie przyznał na ulicy.

- Teraz ocenia mnie pan przez pryzmat mojej rodziny – powiedział łzawym głosem. Nie chciał, by ludzie go oceniali przez wyczyny i styl życia krewnych. Zawiesił głowę chcąc opuścić niechcianego towarzysza – Wie pan, panie Thompson – przystanął, stając tyłem do starszego – To, że człowiek płacze wcale nie znaczy, że jest smutny… Widząc człowieka jedzącego suchy chleb, nie znaczy, że jest biedny. Czy widząc kogoś dobrze ubranego, nie znaczy, że jest on bogaty…- Phil starł łzę z policzka – Czasami trzeba poznać człowieka nim się go osądzi – dokończył płaczliwie, i odszedł zostawiając zszokowanego mężczyznę.

Philip miał dosyć tej szopki. Mimo gróźb ojca schował się w swoim pokoju. Nie było w nim najlepszych sprzętów elektronicznych. Nie było w nim mebli z najlepszego drewna czy wielkiego łoża. Jak w każdym pokoju, stało biurko i krzesło. Zamiast mebli miał wieszaki sklepowe, na których wisiały ubrania o rozmaitych kolorach. Od różowej koszulki po jaskrawą zieleń spodnie.  Obok, pod ścianą w pudełkach leżały buty. W rogu pokoju stała stara komoda. Pamiątka po dziadkach. Może i była stara, ale nie miał serca jej wyrzucić. Przypominała mu ona o ludziach, których kochał. Na niej stał również telewizor. Nie jakaś super nowoczesna plazma, ale zwykły. Na środku pod ścianą leżały dwa materace, służące mu za łóżko. A, obok nocna szafka. Ściany były koloru morskiego błękitu. Nie były ozdobione żadnymi plakatami, zdjęciami czy obrazami.

Phil mógł mieć, co tylko sobie wymarzy, i nie jedna osoba mu zazdrościła. Ale mu prostota najbardziej odpowiadała. 

3 komentarze:

  1. Ale mi się pokićkało... Nie widziałam tego rozdziału! Durny telefon...
    W każdym bądź razie...
    Philip i Alex ♥ Jeeej ♥
    Już ich kocham ♥
    Niech się już zejdą, haha XD
    Pozdrawiam ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że opowiadanie jest podobne do poprzednich. Różni się tylko tym, że główny bohater ma inne podejście. No, ale czytać oczywiście będę. :)

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    bardzo podoba mi się postawa Philipa, ze tak naprawdę pomaga potrzebującym, a ta rozmowa Philipa z Alexem cudowna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń