No to lecimy z nowym opowiadaniem. mam nadzieje, że będzie się wam podobał.
Nastolatek wszedł na teren
szkoły poprawiając plecak, który osunął mu się z ramienia. Minął grupkę uczniów, którzy nie należeli do osób, by punktualnie zdążyć na lekcje zaczynające
się za parę minut. Chłopak otworzył zamaszyście drzwi i
wszedł do szkoły, nie przejmując się hałasem, jaki narobił. Kiwnął głową kilku osobą na
powitanie. Wbiegł po schodach, przeskakując, co
drugi schodek. Na piętrze stali uczniowie z jego klasy, jak i młodszy i starszy
rocznik. Z uszu wyciągnął słuchawki, zostawiając je na szyi, by sobie swobodnie
wisiały. Z kieszeni czerwonych rurek, wyciągnął mp3. Za pauzował muzykę i schował ją s powrotem.
- Siema, stary!- z
drugiego końca korytarza krzyknął blond-włosy chłopak.
Ubrany w idealnie
dopasowane i drogie ubrania. Włosy ułożone jakby dopiero wyszedł od fryzjera.
Nastolatek skrzywił się widząc jego ubiór jak i fryzurę. Jak dla niego to nie szata zdobiła człowieka.
Dlatego nie rozumiał takich ludzi jak kolega.
Kupował markowe ciuchy.
Wydawał więcej pieniędzy w
tygodniu niż przeciętna rodzina miała na miesiąc. Zamiast przykuwać uwagę do nauki, ten skupiał się na wyglądzie. Fakt, blondyn miał od groma przyjaciół,
ale czy prawdziwych?
Nastolatek prychnął sobie
pod nosem.
Oczywiście, że nie. Nikt
by się z nim nie przyjaźnił, gdyby był biedny!
- Siema – odpowiedział,
podając koledze dłoń, który uścisnął ją z uśmiechem – Jak tam? Przygotowany do
lekcji?- zapytał od niechcenia, opierając się o ścianę.
- Proszę cię - zakpił blondyn, machając jakiemuś znajomemu
na przywitanie – I tak wiemy, że to ty lecisz do odpowiedzi.
- Taa…- westchnął, krzywiąc się na samą
myśl – ma się to szczęście, nie?- rzucił sarkastycznie.
- Tylko pozazdrościć –
odparł.
Równo o siódmej trzydzieści, tak jak każdego dnia w szkole zadzwonił dzwonek,
ogłaszając uczniom początek o katuszach, które będą trwać całą godzinę.
- Wspaniale – zakpił sobie
w myślach nastolatek, widząc nauczyciela od anglika. Ów mężczyzna trzymał pod pachą dziennik, wspinając się po schodach z innymi belferiami. Przystanęli na środku korytarza, nie przejmując się tym, że uczniowie powinni już siedzieć w klasie.
Trójka mężczyzn stała i wymieniała się wynikami jakiś drużyn. Nastolatek pewnie wiedziałby,
gdyby, choć trochę interesował się sportem. Pech jednak, że nie interesował. I nie miał zielonego pojęcia, o czym rozmawiają.
- Też widziałem ten mecz –
pochwalił się blondyn – Oni mają racje – wskazał kciukiem na
starszych – Dali takiej dupy, że miałem ochotę
wyjebać telewizor przez okno!- wzburzył się jak tylko sobie
przypomniał wyniki gry swojej
ulubionej drużyny.
-
Daj spokój. Wiesz, że mnie to nie interesuje – powstrzymał kolegę przed dalszym
ciągnięciem tematu – Jak chcesz porozmawiać o sporcie to idź do kogoś innego –
zaproponował obojętnie, przymykając powieki i modląc się w duchu, by sobie
poszedł, zostawiając go w spokoju.
Nie,
żeby nie lubił blondyna, bo lubił. Znali się niemal od dziecka. Od podstawówki
siedzą razem w ławce, aż po dziś dzień. I, złożyło się tak, że ich rodzicie
byli przyjaciółmi.
-
Jesteś facetem, kurwa!- krzyknął
zapominając, iż za nimi stoją nauczyciele.
-
No pięknie – jęknął chłopak, widząc jak kolega zwrócił na nich uwagę trzech
nauczycieli, ale tylko jeden z nich do nich podszedł.
-
Panowie – zwrócił się z udawanym spokojem do uczniów – Czyżbym wam przeszkodził
w ciekawej konwersacji?- zakpił, patrząc na nich zimno – Nie odzywaj się
Macedon – powstrzymał go, podnosząc dłoń – Nie potrzebuje twoich marnych
wymówek.
-
Ale, profesorze to ja…- blondyn próbował bronić kolegę.
-
Nie chcę tego słuchać – przerwał srogo uczniowi, patrząc na chłopaka opartego o
ścianę plecami – Wysłucham, co macie do powiedzenia w klasie – odparł, dając im
do zrozumienia, że będą dziś pytani. I nie koniecznie z ostatni trzech lekcji.
-
Normalka – odparł Macedon, wzruszając ramionami jakby rozmawiali o tym, co
jedli na śniadanie.
Chłopak
odepchnął się łopatkami od ściany i ruszył za nauczycielem.
-
Sorry, stary – powiedział, idąc obok kolegi.
-
To akurat nie pomorze – wzruszył lekceważąco ramionami.
Przecież
wszyscy w jego klasie wiedzieli, że będzie pytany. Resztą tak jak na każdej
lekcji. I na każdej dostawał tak zwaną „ pałę”, bo nie przygotował się na lekcję.
Wchodząc do klasy zatrzymał go nauczyciel ciągnąc za rękaw wyblakłej czarnej, wyciągniętej koszulki. Wyglądała
jakby przed nim nosiło ją z dziesięć osób. Ale nastolatek nie przejmował się
wyglądem. Ważne, że nie jebało od niego na kilometr. A w to, co był ubrany to
tylko jego sprawa.
-
Ściągnij czapkę – rozkazał, czekając aż nastolatek wykona polecenie.
Ten
od niechcenia zrobił to, co mu kazano i wepchał czarną bawełnianą czapkę do
tylnej kieszeni spodni.
-
Proszę bardzo, panie Jefferson – powiedział słodko. Wyrwał rękę z uścisku i
wszedł do sali.
Usiadł
w swojej ławce pod oknem obok blondyna. Wyciągnął z plecaka zeszyt i czekał, aż
usłyszy swoje nazwisko.
I
usłyszał, gdy nauczyciel wyciągnął ze swojego neseseru jakieś kartki. Usiadł za
biurkiem na wygodnym skórzanym fotelu. Otworzył dziennik i sprawdził obecność.
Gdy skończył, przekartkował go, zatrzymując się na swoim przedmiocie. Rozparł się wygodnie w fotelu, splótł
palce za głową i zaczął rozglądać się po klasie udając, że zastanawia się, kogo
wziąć do odpowiedzi. Macedon oparł brodę na dłoni, spoglądając w okno zmrużonymi oczyma, bo raziło
go słońce. Palcami u drugiej dłoni wybijał sobie jakiś nieznany mu rytm na
zeszycie.
-
Macedon – usłyszał głos nauczyciela – Do odpowiedzi – nastolatek czekał, aż ten
go zawoła.
Uczeń
wziął swój zeszyt od języka angielskiego i ruszył w stronę biurka. Zatrzymał się
przy nim rzucając zeszyt nauczycielowi na blat. Mężczyzna posłał mu zimne spojrzenie,
lecz ten go nie widział, bo sięgnął po kredę i rysował sobie jakieś krzaczki
przypominające japońskie literki. I owe krzaczki nimi naprawdę były.
-
Powiedz mi, co przerabialiśmy na ostatniej lekcji?– zadał uczniowi niby proste
pytanie.
-
Nie wiem – odpowiedział szybko – Przecież dobrze, pan wie, że mnie nie było –
usprawiedliwił swoją odpowiedź.
-
Nie wiedziałem, że mieszkasz na księżycu – szydził nauczyciel z licealisty.
-
Każdy ma swój świat – odpowiedział luźno, nie zaprzestając pisać po japońsku na tablicy.
-
Myślisz, że jesteś jakimś wyjątkiem?- starszy skrzywił się, widząc prowadzony
przez ucznia zeszyt. Nastolatek lekceważył nie tylko jego, ale i przedmiot,
który prowadził – Myślisz, że jak twój ojciec jest właścicielem jakiegoś nędznego
wydawnictwa to nie musisz się uczyć?
-
To pan tak uważa, panie profesorze – nastolatek odłożył kredę na miejscu i
spojrzał na nauczyciela.
Oh,
jak on lubił go denerwować. I to do takiego stopnia, że nauczyciel zaciska usta
tylko po to by nie powiedzieć czegoś niewłaściwego.
-
Nie wiem jak twój ojciec z tobą wytrzymuje – powiedział zimno, kładąc zeszyt w
rogu biurka.
-
Nie jest panem – chłopak przeczesał palcami przydługą grzywkę i schował ją za
ucho.
-
Masz rację – zgodził się z jego zdaniem. Prędzej by dzieciaka zabił niż
pozwolił takiemu po świecie chodzić – Dobrze – westchnął – Skoro nie wiesz, co
przerabialiśmy na ostatnich zajęciach to… – zawiesił na chwile głos, myśląc jak
upokorzyć chłopaka – powiedz, co
ostatnio przeczytałeś – dokończył z drwiącym uśmieszkiem na ustach.
Słodkich i pięknych
usteczkach
jak myślał nastolatek.
-
Kamisama Hajimemashita – powiedział nastolatek w znanym sobie tylko języku. Co
z tego, że mógł powiedzieć tytuł mangi w angielskim? Właśnie dla tego widoku,
jaki ma przed oczyma.
Mężczyzna
patrzył na niego jak na jakiegoś dziwaka, którym w końcu był. I nie
przeszkadzało mu to nic, a nic.
-
Co to w ogóle jest?- zapytał, nie ukrywając zdziwienia
-
Manga – odpowiedział, patrząc na mężczyznę.
-
Manga?- powtórzył bezmyślnie, marszcząc brwi. Chłopak kiwnął głową – Twój
ojciec wydaje bestsellery najlepszych pisarzy a ty czytasz… komiksy?- wyśmiał
ucznia, nie kryjąc tego przed innymi.
Matthew Jefferson nauczyciel w prywatnym liceum. Choć na pozór, wygląda na miłego
trzydziestoletniego mężczyznę tak naprawdę nim nie
był. Zatrudnił się w tej szkole tylko, dlatego, aby pokazać tym zasmarkanym,
rozpieszczonym gówniarzom, że świat nie leży im u stóp, bo ich rodzice są
sławni i bogaci. Jednak nastolatek stojący przed nim nie należał do tej grupy.
Oczywiście jego rodzice mieli pieniądze i byli znani w swojej branży to
młodzieniec tego nie wykorzystywał. Wręcz przeciwnie. Nie nosił ubrań od
projektantów. Sam nauczyciel mógł stwierdzić, iż chłopak ubiera się w
szmateksie. Świadczyły o tym ubrania, jakie miał dziś i nie tylko. Jedynym
wyjątkiem były buty. Te zawsze miał czyste i nowe.
-
Każdy ma swój gust – odpyskował.
Tak
to chyba najbardziej denerwowało nauczyciela. Szczeniak miał tak niewyparzony
język, że czasami miał ochotę mu go wyrwać i go nim nakarmić. Zawsze musiał
mieć na wszystko odpowiedź, nawet, jeśli była prosta i głupa. Zresztą tak jak
nastolatek.
-
Może dla odmiany wziąłbyś przykład z ojca?
-
Nie jestem moim ojcem – zaprzeczył od niechcenia.
-
Tak, nie jesteś – zgodził się z nim starszy. Przyjrzał się dokładnie uczniowi
od dołu do góry – W matkę też się nie wdałeś – stwierdził, sięgając po
długopis, leżący na biurku.
-
I w siostrę – dorzucił swoje cztery grosze, sięgając po zeszyt.
I
musiał mieć szczeniak ostatnie zdanie.
-
Siadaj – rozkazał, przez zaciśnięte zęby – I, nie muszę mówić, co dostałeś?-
zakpił, wpisując ocenę do dziennika.
-
Bomba!- odpowiedział, rzucając zeszyt na blat ławki, siadając na swoim miejscu.
Wybacz, że nie skomenyowałam wcześniej. Nie sądziłam, że tal szybko dodasz nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńCudo! Tyle mogę powiedzieć.
Te opowiadanie zdecydowanie zostanie moim faworytem.
"Bo kocha się za nic" schodzi na drugi plan.
Kiedy kolejny rozdział? *-*
Pozdrawiam ~
Witam,
OdpowiedzUsuńech bardzo mu współczuję, odnoszę wrażenie, że po prostu ten nauczyciel się na niego uwziął, i mu wszystko przypisuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka