środa, 29 października 2014

Głupota to... Głupota!



Kto wymyślił apele szkolne? Taka strata czasu, że masakra. A tyle mogłem się nauczyć! Ha Dobre sobie. Ja i nauka nie idą w parze. Co to to nie. Ja się pytam, kto wymyślił jakiś apel, a poważniejsze pytanie to jest, kto do chuja zimnego wymyślił szkołę!? Jak bym złapał winnego, to To No, co, kurwa? Nic. Powiedziałbym mu, że ma w chuj najebane w głowie, a później bym mu ją odstrzelił.
Tak, więc siedzimy w sali gimnastycznej i czekamy na gościa, który da nam jakiś wykład.. Na temat jaki mnie w ogóle nie interesuje. Choć nie mam zielonego pojęcia, o czym będzie zanudzał.
Otoczony jestem bandą, zdurniałych i zidiociałych uczniów i nauczycieli. Oczywiście nie, każdy należy do tej grupy. Mam na myśli tylko moich znajomych. Chociaż ta blondynka, co siedzi koło mnie i wisi na moim ramieniu, nie należy do najmądrzejszych osób. Czasami się zastanawiam jak dotarła do liceum. Moim zdaniem powinna być w drugiej klasie. No dobra trzecia. Ale więcej się nie targuje.
Jesteśmy najpopularniejsi w szkole! Dlaczego? A, dlatego, że jesteśmy najbogatsi i najpiękniejsi. Mamy najlepsze samochody, ciuchy i sprzęty elektroniczne.
I czego tu zazdrościć?
Przynajmniej mają dobry kontakt z rodzicami, siostrami i innymi chujami, wężami.
Oni rodziców widują jak się z nimi umówią, i to jeszcze przez ich sekretarkę czy asystenta.
Ja na przykład nie pamiętam jak wygląda moja matka.
Gdy miałem dziesięć lat wyjechała robić karierę w Japońskiej firmie. I, chyba się jej jeszcze nie dorobiła, bo nie wróciła.
Czasami wyśle mi jakiś chiński badziew, który podziała miesiąc, kartki urodzinowe i świąteczne.
Ale nie dlatego, że mnie kocha. O, nie!
Ona tylko przypomniana o swoim żywocie. Bym o niej nie zapomniał.


- Blondynka pyta swojego chłopaka…- zaczął, Agron olewając dyrektorkę, która próbowała uspokoić bandę debili, zwanych uczniami - Czy to prawda, że płazy nie mają mózgu?- zapiszczał, udając głos koleżanki, która wisia mi na ramieniu - Prawda żabciu powiedział swoim grubym głosem.
Sam kawał nie powalił mnie na łopatki, ale mina koleżanki blondynki, to, co już innego. Ma tak skupiony wyraz twarzy, jakby zadał jej równanie matematyczne. Oczywiście na poziomie podstawowym. W skupieniu zmarszczyła brwi, przegryzając swojego długiego różowego tipsa.
- Ah, no tak!- wybudziła się ze swojego myślącego transu Żaba to, przecież płaz, prawda?- wydęła swoje wybłyszczykowane wargi. 
-  No brawo!- zaklaskał, Tony. Ta posłała mu poirytowane spojrzenie – No, co?- spytał nie wiedząc, o co jej chodzi – No zapytałaś czy prawda to odpowiedziałem obrażona, odwróciła się do swojej koleżanki, a moje ramie mogło spokojnie odpocząć Nie rozumie tej kobiety powiedział cicho, by nie usłyszała.
- Ja nie rozumiem żadnej wzruszyłem ramionami.

Spojrzałem na gościa, który właśnie wszedł na sale, spóźniony.
Był to trzydziestokilkuletni mężczyzna. Ubrany w czarny, na pewno drogi garnitur. Czerwona koszula była rozpięta na dwa pierwsze guziki. Blond włosy miał przylizane do tyłu. Na twarz miał przyklejone coś, co miało wyglądać na uśmiech. Z udawanym zainteresowaniem, rozejrzał się, zatrzymując wzrok na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Posłałem mu cierpki uśmiech.
- Dziś z nami jest pan, Derek Greey przedstawiła nam gościa, dyrektorka.
- Dzień dobry – przywitał się ze wszystkim, uśmiechając się głupkowato, jakby miał przed sobą sześciolatki, a nie szesnastolatki.
- Pan Greey opowie wam o swojej pracy, w, której jest prezesem – wyjaśniła nam wizytę gościa.
Dalej nie słuchałem, bo, Agron zaczął powiadać następny kawał.

- Blondynka rozpoczęła pracę, jako szkolny psycholog- zaczął jak, zwróciłem na niego uwagę - Zaraz pierwszego dnia zauważyła chłopca, który nie biegał po boisku razem z innymi chłopcami, tylko stał samotnie z boku. Podeszła do niego i pyta: - Dobrze się czujesz?- zmienił głos na kobiecy Dobrze powiedział sepleniąc lekko - To, dlaczego nie biegasz razem z innymi chłopcami?- powiedział kobiecym głosem - Bo ja jestem bramkarzem skończył, śmiejąc się lekko.

Nie wytrzymałem i wybuchłem głośnym śmiechem, który rozniósł się po całej sali. Momentalnie ucichło. Otworzyłem oczy, które zamknąłem podczas śmiania się. Dyrektorka patrzy na mnie z mordem w oczach. Nasz gość posłał mi karcące spojrzenie, a reszta patrzy  uśmiechając się lekko lub z zainteresowaniem lub tak jak nauczyciele z naganną.
Wiedzieli, co się zaraz stanie.
- Mogłam się tego spodziewać, Parks przerwała ciszę dyrektorka.
- Oh, nie zauważyłem naszej kochanej pani dyrektor odparłem sarkastycznie.
- Nie bądź większym idiotą niż jesteś, Parks – powiedziała sucho, patrząc przepraszająco na prezesa, dobrze znanej mi firmy.
- A pani większą, suką niż jest zripostowałem, nie zważając na słowa.
- Masz jeszcze, coś do powiedzenia?- zapytała, siląc się na spokój.
- Oczywiście, że mam odpyskowałem – Tylko tyle, że nie pani wstałem z ławki, zarzuciłem plecak na ramie i zacząłem się przepychać do wyjścia.
- Parks – ostrzegła mnie – Siadaj na miejsce – ruszyła w moją stronę.
- Niby, po co?- odparłem lekceważąco, zatrzymując się na środku Sali gimnastycznej – I, co niby ma ciekawego do powiedzenia?- zacząłem walić mężczyźnie na ty.
- Jak usiądziesz to się dowiesz, Parks odpowiedziała niewzruszona moim zachowaniem.
- Nie usiądę zaprzeczyłem, patrząc na gościa Nie mam zamiaru wysłuchiwać, jakiej bujdy na resorach.
- Przepraszam…- odezwał się prezes zwracając na siebie uwagę skoro tak dobrze znasz moją firmę, to nam o niej odpowiedz. Co ty na to?- wskazał dłonią, abym staną koło niego.
- Proszę bardzo odwróciłem się w stronę tych wszystkim baranów Jak już wiecie nasz gość jest prezesem firmy komputerowej Ainpers. Zapewne opowiedział wam, czym się zajmował przed założeniem firmy i co w niej robił po otworzeniu przez sale przeszedł pomruk Prawda jest jednak taka, że nawet nie wie, co robią jego pachołki. Tak zwani pracownicy – spojrzałem chłodno na mężczyznę, stojącego, obok – Gdy nie idzie coś po ich myśli, zwalniają pracownika. Mają w dupie, że ma duży kredyt hipoteczny, żonę i dzieci na utrzymaniu starszy stał i patrzył na mnie obojętnie, chociaż jego żyłka na skroni zaczęła pulsować Ten jest tak zdesperowany, że chwyta się, każdej deski ratunku. Tylko wszystko przynosi odwrotny skutek. Ciągnie za sobą całą rodzinę. A w akcie desperacji- zrobiłem krok do przodu. Stając przed nim tak, że stykaliśmy się nosami – pakuje kulkę w łeb dwuletniej córce później żonie, a na końcu sobie powiedziałem drżącym głosem. Wszystkie osoby siedzące wstrzymali oddech Tym właśnie zajmuje się twoja firma puknąłem go palcem w klatkę piersiową Wykorzystywaniem ludzi i ich pomysłami, a w podziękowaniu zostają zwolnienie po tytułem wypierdalaj i radź sobie sam.- zakończyłem swój monolog.
- Nie będę słuchał tych oszczerstw, szczeniaku odezwał się, gdy dopuściłem go do głosu.
A, gdzie dziękuje?

- Właściwie już skończyłem zripostowałem, mijając mężczyznę.



1 komentarz:

  1. Witam,
    och coraz ciekawiej jest tutaj, Parks nie przejmuje się zupełnie niczym...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń