Ps. Sorry Basiu, ze tak późno...
Wysiadłem z auta drżącą ręką
wcisnąłem alarm, by go zablokować. Dłonie
schowałem do kieszeni i bez
słowa minąłem ochroniarza.
- Witam – przywitał się
jak to miał w zwyczaju.
Poszedłem od razu do baru, za którym stał mężczyzna.
- Masz?- zapytałem, rozglądając się po pustym klubie.
Czułem się
jak złodziej, który kradnie w biały dzień.
- Nie mogę ci niczego dać – powiedział twardo, wycierając
czysty blat.
- Jak to, kurwa
nie możesz?- syknąłem zły
– Nie widzisz, co się ze mną dzieje?- wystawiałem ręce,
które trzęsły się
jakbym miał delirę alkoholową.
Fakt, byłem na głodzie, ale to nie alkoholu domagał się
mój organizm.
- Właśnie,
dlatego nie mogę – posłałem
mu mordercze spojrzenie, tylko w moim stanie było to trudne.
- Nie pierdol mi
tu śmieci – skuliłem się
z bólu. Czułem jakby paliło mnie całe ciało.
Jakby małe igiełki wbijały mi się
w żołądku.
Objąłem dłoniami
brzuch – Daj mi to cholerstwo, słyszysz?
- Ostatni raz –
uprzedził. Przewiesił szmatę
przez ramię – Chodź – ruszyłem za nim.
Poszliśmy na zaplecze. Barman podszedł do szafki i wyciągnął
z niej strzykawkę i igłę. Z drugiej szafki, która jako jedyna była zamknięta na trzy spusty, wyciągnął ampułkę z płynem.
Nim on wszystko przygotował,
ściągnąłem kurtkę i podwinąłem
rękaw bluzy. Usiadłem na skrzyczę, opierając
się plecami o ścianę.
Mężczyzna podszedł do mnie, obwiązał
mi rękę
nad łokciem. Zacisnąłem kilka razy dłoń
w pięść, by żyła bardziej widoczna. Gdy już byłem
gotowy barman wbił igłę, powoli wpuszczając płyn
do krwiobiegu. Odchyliłem
głowę,
czując jak mięsnie się
rozluźniają.
Ból i głód odchodzą z każdą sekundą. Czułem
jak się uspokajam i
relaksuję.
To nie tak, że jestem jakimś narkomanem. Tylko to mi pozwala zapomnieć o wszystkim. O tym, że zabiłem
człowieka. O tym, że nienawidzę Kenzō!
To jest mój sposób na zapomnienie. Na wyzbycie wszystkich złych wspomnień. A przede wszystkim zapominam o wyrzutach sumienia. Wiem, że postąpiłem głupio,
ale nie miałem odwagi zabić się.
Cały czas miałem ojca za słabego
człowieka jednak musiał być
odważny skoro odebrał życie
żonie, córce i sobie. Ja nie umiałem, dlatego teraz żyję
jak żyje.
Pierwszy raz wziąłem zaraz po tym jak zastrzeliłem Avery’ego. Dwa dni nie wychodziłem z pokoju. Leżałem
w łóżku,
mając przed oczyma martwe oczy mężczyzny. Jego upadające ciało.
Wiedziałem, że wraz z jego ostatnim tchnieniem moja miłość
do Kenzō odeszła wraz z Avery ’m.
Na początku udawałem, że
nic się nie stało. Dlatego też poszliśmy
do klubu się zabawić.
oOo
Gotowy stałem i czekałem, aż
jaśnie pan się zjawi. I się
pojawił. Ubrany w czarne
idealnie dopasowanie spodnie, tego samego koloru koszula, rozpięta na trzy guziki, spod której było widać
mięśnie klatki piersiowej i nieśmiertelnik. Zdziwiłem się,
bo nie miał kabury z bronią.
Ja miałem na sobie białe rurki, miały poziome dziury. Czarny lekko rozciągnięty
bezrękawnik i tego samego koloru luźną
marynarkę. Włosy oczywiście ułożone w artystycznym nieładzie.
- Kenzō mieliśmy
iść się
zabawić – powiedziałem, widząc w jego dłoni
niebieską teczkę.
- I idziemy –
wepchnął mi ją w dłonie
– To mi zajmie tylko kilka minutek, naprawdę – ubrał
płaszcz – A później jestem cały
twój – cmoknął mnie w usta, nim
zabrał ja s powrotem.
- Yyy… Bo
widzisz…- spuściłem wzrok na swoje buty – Zaprosiłem znajomych – szepnąłem.
- Tych, z którymi
nie rozmawiasz?- podszedł
do drzwi – Tak?- otworzył
i czekał, aż pierwszy wyjdę.
- Rozmawiam tylko
z Tony’m – odpowiedział,
mijając go w progu – A on zaprosił koleżanki
– oparłem się plecami o samochód, przy którym stał już
Brian, a w środku czekał kierowca.
- Dobrze – stanął przede mną. Położył
dokumenty i oparł dłonie tak, ze miał miedzy nimi moją głowę. Spojrzałem na niego, nie wiedząc,
co kombinuje – Ale…- pocałował mnie w usta, wdzierając się
od razu językiem do moich ust.
Odchyliłem głowę
i pogłębiłem
pocałunek, który był mocny i agresywny. Bolały mnie usta od jego ugryzień, ale biernie brałem wszystko, co mi dawał – później
mi to – oderwał się od moich warg i pocałunkami zszedł na szczękę – wynagrodzisz – zassał się
na mojej szyi, robiąc malinkę – Pięknie
wyglądasz – skomentował, patrząc na moje zmaltretowane usta – A teraz wskakuj, skarbie –
klepnął mnie w udo, popędzając.
- Kenzō!- pisnąłem niczym zmacana i wykorzystana dziewka.
- Słucham, skarbie?- udał, że
nie wie, o co mi chodzi.
- No, Kenzō! – stanąłem przed otwartymi drzwiami.
- Jak mniemam
musimy po nich jechać, tak?- podniósł kpiąco
brew, wplątując mi dłoń we włosy
– Oj, skarbie, skarbie – zamruczał
mi do ucha, lekko je gryząc
– Masz szczęście, że cię
kocham, wiesz?
- Ja ciebie też – ucieszyłem się
i z radości wskoczyłem mu na ręce. Ten nie przegapił
okazji, by zmacać mój tyłek, i położył na nim swoje dłonie – Kocham – pocałunek w nos – Kocham – w brodę – Kocham – w oczka – Kocham – w czoło – Cię
– cmoknięcie w usteczka!
- Wariat – zaśmiał
się, stawiając mnie na ziemi – Brian idź po Justin’a – rozkazał
gorylowi – A ty wsiadaj – zwrócił
się do mnie, samemu czekając na swoich pracowników. Wiedząc, że
trochę im to zejdzie, wyciągnął
papierosy i sobie zapalił.
Ja w tym czasie
napisałem sms ‘a do
Tony’go, że za niedługo będziemy
po niego, a później podjedziemy po
dziewczyny.Pewnie się dziwicie, że rodzice im na to
pozwalają?
Wątpię, by wiedzieli. Są tak zapracowanymi
ludźmi,
iż
rzadko bywają
w domu. Co ja pierdole! Oni rzadko bywają w mieście!
Zazwyczaj są
w rozjazdach, a nimi opiekują się „ niańki ”.
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, bo aż całe trzydzieści sekund.
Od : Tony 8===>
Spox! Idą ze nami Lett i Ness
’a. Do Evelyn nie pisałem, bo nie będziemy jej ciągnąc po klubach w tym wieku, nie?
Ja mym się zdziwił jakby ją puścili o tej godzinie
do nocnego klubu, który no, cóż… nie był dla nas, nie?
Do : Tony 8===>
No raczej! Szykuj
się,
słońce już wyruszam moim
czarnym rumakiem!
Kliknąłem „ wyślij” i poszło.
- Jedź za nami!- polecił przybyłemu i wsiadł do auta. Siadając koło mnie.
Podałem Jeff’owi adres,
pod, który ma jechać. Dojechanie do Lett
zajęło
nam troszkę
czasu. Pojechaliśmy
do niej, bo mieszkała najbliżej mnie. Tam mieliśmy się wszyscy spotkać jak napisał Tony.
W tym czasie nie nudziłem się nawet troszeczkę. Kenzō zajął mnie w stu
procentach. Namiętnych
pocałunków
nie było
końca.
Poznawania dłońmi drugiego ciała. Jęków i stęków, gdy przypadkiem
odkryliśmy
swoje czułe
punkty i to nie tylko opuszkami p0alców. Jednak wszystko, co dobre musi się kończyć, nie? Mężczyzna chcą nie chcą musiał, oderwać się od mojego ciała, bo dojechaliśmy na miejsce.
Wysiadając
z auta, poprawiłem
roznegliżowane
ubranie. Tony z dziewczynami czekali przed domem.
- No hej – Ness i
Lett, podbiegły
do mnie i pocałowały mnie w oba policzki.
- Hej – opowiedziałem, przytulając je lekko do siebie
– Siema – przywitałem
się
z kolegą,
podając
sobie dłonie,
gdy uwolniłem
się
od dziewczyn.
- Siema, siema –
odparł,
patrząc
na samochody – To, którym jedziemy?
- Wy jedziecie –
poprawiłem
go, kiwając
w stronę
samochodu, w który mieli się wpakować.
- A ty?- zapiszczała Lett – Chyba nie
chcesz powiedzieć,
że
nie jedziesz?- zamrugała kokieteryjnie swoimi sztucznymi rzęsami.
- Jadę, jadę – podszedłem z nimi do auta. W
tym samym czasie Justin wyszedł z i otworzył drzwi, przed, którymi się zatrzymałem – Tylko, że nie z wami – uśmiechnąłem się przepraszająco do rówieśnika – Spotkamy się na miejscu, ok?-
zapytałem,
ale nie czekałem
na odpowiedź.
Na miejscu byliśmy prawie godzinę później! Pod klubem był taki tłok, że wątpiłem w to, iż wszyscy wejdą do środka. Ja na miejscu
osób stojących
na końcu
zrezygnowałbym.
Bo, co to za przyjemność stać i marznąc? Dla mnie żadna. Brian staną zaraz przed wejściem, które pilnował duży i jeszcze jeden większy bramkarz. I to
od nich zależało czy wejdziesz czy
nie. Kenzō
wysiadł
pierwszy, a ja za nim. Kątem oka zauważyłem jak moi znajomi też już wysiedli i stoją lekko spłoszeni, nie wiedząc, co mają robić i gdzie iść.
Parsknąłem rozbawiony. Teraz wyglądali jak małe kotecki.
- Poczekaj – złapałem
dłoń
starszego – No chodźcie!- krzyknąłem, i przywołałem ich ręką,
by podeszli do nas – Chyba, że
chcecie stać w kolejce?- zażartowałem
sobie.
Nie spodobała im się ta wizja.
Byli ubrani… Dech
w piersi zabierało wszystkim, kto na nich
patrzył. Jedni patrzeli z
zazdrością i nienawiścią, ale to tylko
kobiety, które wiedziały,
że nie mają szans na wejście
do środka, gdy one tam wejdą. Znaczy Lett i Ness. Faceci z pożądaniem i rządzą. Z wyjebanym językiem, z którego kapała im ślina,
niczym psu na widok kiełbasy.
W tych ubraniach nie wyglądali na szesnaście lat.
- Uuu – Kenzō wciągnął powietrze widząc jak ubrana jest, Lett – Aż mi stanął – szepnął
mi na ucho.
Pozostał dwójka nie wyglądała wcale gorzej. Nawet Tony zaszalał!
- To sobie do
niej, kurwa idź – syknąłem na starszego i minąłem „ niechcący” go odpychając.
W środku nie było tłoku. Co, prawda stało kilka zajętych stolików, ale na parkiecie było dużo
miejsca. Udałem się do baru po to, co przyszedłem. Kenzō myśli, że przyszedłem się
zabawić. Oczywiście się
zabawie, ale ciut inaczej niż
by chciał. Nie często byłem
tu gościem, ale barmani mnie znają. Na szczęście!
Stanąłem przy ladzie i grzecznie czekałem, aż
ktoś do mnie podejdzie i mnie obsłuży.
Tu też nie musiałem długo
czekać, bo barman jak mnie tylko zobaczył to do mnie podszedł.
- Co podać?- zapytał, uśmiechając się
z dystansem jakbym był
kurwa szefem.
- Daj mi wódkę z colą
– zamówiłem drinka – I, coś mocniejszego – pochyliłem się
nad ladą – Jeśli wiesz, co mam na myśli – jak to mówią? Trzeba wszystkiego w życiu spróbować.
Ten spojrzał na mnie jak na pośledzonego. Wiedziałem, czym się zajmuje, Kenzō
i wiedziałem też, że
dostanę to bez problemu.
- Nie wiem, o czym
mówisz – odparł sucho, sięgając
po szklankę – Chyba, coś ci się
pomyliło, młody – polał wódki, a następnie
coli.
- Jak tam sobie
chcesz – wzruszyłem ramionami, biorąc drinka do ręki – Powiem twojemu szefowi, że nie wypełniasz
jego rozkazów – zagroziłem,
pijąc drinka.
- Poczekaj chwile
– rzucił i znikł.
Nie powiem, bo się troszkę bałem, by Kenzō czasami nie zobaczył, co chce zrobić. Wypiłem
całego drinka jednym haustem, rozglądając
się gdzie jest reszta.
- Masz – podał mi małe
okrągłe
pudełeczko – Tylko nie przesadź ma cholerstwo kopa.
- Jeszcze raz to
samo – zabrałem opakowanie, przysuwając pustą
szklankę – I dzięki – schowałem do kieszeni, by nikt nie zobaczył.
I miałem szczęście, bo, gdy schowałem
pudełeczko do kieszeni właśnie
podeszli do mnie znajomi i Kenzō.
- Witam szefie –
przywitał się barman, który mnie obsługiwał
– Podać to, co zawsze?-
zapytał, podając mi szklankę.
- Tak –
odpowiedział, nawet na niego nie
patrząc. Swój wzrok wlepił we mnie przyglądając
się – Co pijesz, skarbie?
- Cole?- zakpiłem, uśmiechając się
do znajomych – Nie zamawiacie?- zwróciłem
się do znajomych.
- Dlaczego ci nie
wierze?- wyrwał mi drinka z rąk. Upił
łyka i się skrzywił
– Właśnie,
dlatego – oddał mi ją – Przynieś mi whisky do góry – rozkazał pracownikowi – Przyjdź
do mnie za dwadzieścia minut, skarbie –
pocałował
mnie w czoło i poszedł.
- Ej! Nie stójcie
jak kołki!- klepnąłem przyjaciela w ramie – Zamawiajcie, co
chcecie – podniosłem drinka na znak
toastu i upiłem łyka – Na koszt firmy!
- Proszę – barman podał im menu – Jak wybierzecie to mnie zawołajcie.
Lett wzięła kartę,
a pozostała dwójka stanęła po jej bokach, chcąc zobaczyć co podają
w klubie.
- Zaraz wracam –
dopiłem cole z wódką. Odstawiłem szklankę
i udałem się
tam gdzie król piechtą
chodzi.
W toalecie, drżącymi rękoma wyciągnąłem pojemniczek.
Otworzyłem
go i zobaczyłem
kilka małych
kolorowych kwadracików. Wyglądały jak naklejki dla dzieci! On sobie chyba
ze mnie jaja robi! Podniosłem jeden, który był zapakowany w
woreczek. Zresztą
każdy
był
zapakowany osobno. Wyciągnąłem go z foli i włożyłem do ust. Ten był różowy i smakował jak truskawka. Zacząłem ssać kwadracik jak
cukierka. Zamknąłem
i schowałem
resztę
do kieszeni. Stanąłem
koło
lustra i oparłem
dłonie
o zlew. I czekałem,
aż
narkotyk zacznie działać.
O, tak! Poczułem jak wszystkie napięte mięśnie
się rozluźniają. Świat
zamiast widzieć w czarnych kolorach
widziałem w jaskrawych.
Morda sama zaczęła mi się uśmiechać. Czułem
jakbym wypił z trzydzieści energetyków. Serce zaczęło niesamowicie szybko bić na nowe doznanie. Wszystkie troski i
wyrzuty sumienia zniknęły.
Rozluźniony i z pokładem nowej energii poszedłem
do znajomych. Nadal stali przy barze i pili jakieś kolorowe napoje.
- I jak? Podoba się? Bo mi jest zajebiście!- wyrzucałem z siebie jak karabin maszynowy. Machnąłem na barmana, który podszedł od razu. Wziął z półeczki
czystą szklankę i zaczął
robić drinka – Kurwa już nie pamiętam, kiedy tak się
czułem!- mężczyzna
za barem spojrzał na mnie uśmiechając się
dziko, podając trunek – No chodźcie!- wziąłem go od starszego. Szarpnąłem Tony’go za rękaw
by się ruszyli i szli za mną.
Przed wejściem do „biura” Kenzō stał
Brian, który bez słowa się odsunął. W pokoju Kenzō był sam i sączył bursztynowy napój. Pomieszczenie było ciemne, ale klimatyczne. Mężczyzna siedział w lewym rogu kanapy, w lekkim rozkroku.
- Kenzō!- ucieszyłem się
jak dziecko pięcioletnie na widok
lizaka.
- Już się
uwaliłeś?-
spojrzał na mnie
podejrzanie, gdy wskoczyłem
mu na kolana okrakiem – Skarbie?- złapał mnie za podbródek, chcąc zobaczyć mój rozbiegany wzrok.
- Miałem się
zabawić, nie?- przypomniałem mu, po co tu jesteśmy – To się bawię
– na dowód słów, wypiłem drinka – odchyliłem się
do tyłu, by postawić szklankę
na stoliku – Nie stójcie tak!- krzyknąłem
wesoło na przyjaciół – Siadajcie! – Kenzō złapał mnie za poły marynarki i przyciągnął do siebie.
- Brałeś
coś – stwierdził po moim cudownym zachowaniu.
- Aj, od razu coś brałem
– odepchnąłem jego ręce – Miałem się
bawić to się
bawię – ściągnąłem
marynarkę i odrzuciłem ją
na oparcie – Daj się napić! – zażądałem od mężczyzny, który podniósł
tylko brwi, ale nie podał
mi swojego trunku – No daj!- jęknąłem wiercąc się
na jego kolanach.
- Przestań – skarcił mnie, łapiąc wolną
ręką
za pasek z tyłu bym siedział spokojnie.
- No to daj się napić
– pocałowałem go, nie przejmując się
znajomymi, którzy wciągnęli głośno powietrze.
Wplotłem jedną dłoń we włosy
starszego, a jedna położyłem
na szyi, przyciągając go bliżej.
- Przestań – powtórzył chłodno, odsuwając się
ode mnie.
Powód był jeden. I to duży. Zwłaszcza
w jego spodniach.
Upił łyka
whisky. Złapał mnie za włosy i złączył nasze usta, które otworzyłem, by wziąć to, co miał
w swoich. Choć nie lubiłem bursztynowego alkoholu z jego ust
smakował jak najcudowniejsza
rzecz na świecie. Oblizałem swoje i jego usta.Naprawdę to cholerstwo, które wziąłem ma kopa.
- Kocham cię – szepnąłem
mu w wargi.
- Kto ci dał prochy?- złapał mnie mocno za szczękę.
- Nie wiem, o czym
mówisz – uśmiechnąłem się
uwodzicielsko, nie przejmując
się bólem, którego prawie nie czułem.
- Pożałujesz
tego – zagroził, spychając mnie z kolan.
- Oj, nie bądź
taki drętwy – usiadłem wygodnie – Mi też coś
się należy
od życia – wzruszyłem ramionami.
- Brian!- krzyknął zły
na goryla – Weź go zawieź do domu – rozkazał, gdy ten stanął w progu.
- Nigdzie nie jadę – sprzeciwiłem się,
wstając szybko – Nie jadę – powtórzyłem i uciekłem
z loży.
Pewnie gdybym nie
był pijany i odurzony jakimś gównem to bym się bał,
ale teraz mam wyjebane na konsekwencje swojego zachowania.
Ważne, że
na dłoniach nie czuje czyjeś krwi. Nie wpierdalają mnie wyrzuty sumienia. I jestem szczęśliwy!
I znalazłem sposób na zapomnienie, które znajduje się w kieszeni.
oOo
Drugi raz wziąłem na następny dzień.
Nie tylko po to by wyrzuty sumienia mnie nie wpierdalały, ale był inny powód.
Wstałem zaraz po tym jak obudził mnie lokaj. Jak miał w zwyczaju, rozsunął zasłony,
wpuszczając do pokoju
promienie słońca przebijające się
przez zachmurzone niebo. Następnie
przyszykował czyste ręczniki i zszedł do jadalni. Wszystkie czynności wykonywałem automatycznie. Ubierając
się w garderobie, starałem nie patrzyć w swoje odbicie w lustrze. Wiedziałem, że
mój wzrok jest pusty. Zresztą
ja sam się tak czułem. Założyłem
czarne spodnie i tego samego koloru koszule i buty. Schowałem koszulę do spodni i zszedłem
do jadalni. W pomieszczeniu siedział,
Kenzō. Czytał gazetę.
Podniósł na mnie swoje
spojrzenie, widząc mnie w progu. Nie
miałem zamiaru z nim jeść.
- Dzień dobry – przywitałem się
zimnym głosem. Taki miał już
pozostać na zawsze – Wychodzę.
- Nie wychodzisz –
zatrzymał mnie w półkroku – A teraz siadaj – odsunął krzesełko – Musimy porozmawiać.
- Nie mam, o czym
z tobą rozmawiać – stałem
plecami do niego.
- Nie tym tonem młody człowieku
– uderzył pięścią
w stół. Wszystko, co się na nim znajdywało podskoczyło, wracając
na swoje miejsce.
- Tak, wiem. Nie
jesteś moim kolegą – przypomniałem
mu jego słowa – To, kim jesteś, co?- odwróciłem się,
by spojrzeć na starszego.
- Siadaj – syknął, zaciskając dłoń w pięść,
która leżała na stole – Jeżeli nie usiądziesz to sam cię
posadzę.
- Nie wątpię
w to – nie usiadłem jednak na swoim
miejscu. A na drugim końcu
stołu – Słucham.
To, kogo mam teraz zabić,
hmm? Jakąś niewinną niewiastę, która zaszła
ci za skórę?
- Nie
zagalopowujesz się przypadkiem?- Kenzō, słysząc mój zimny głos udawał,
że go nie słyszy.
- Gdzieżbym śmiał!- zakpiłem sucho, nie przejmując
się mordem w oczach, Kenzō.
Wcześniej na pewno by mnie zabolał jego wzrok, jednak teraz… Nie czułem nic.
- Zdradził mnie – wyjaśnił mi, czemu musiałem zabić Avery’ego – Myślisz,
że dlaczego wróciła twoja matka, hmm?- poczekał, aż
odpowiem, ale cóż, nie znałem odpowiedzi – Dowiedziała się
od niego, że wiedziesz całkiem szczęśliwe życie.
A na to nie mogła pozwolić.
- Ale pozwalałeś
by to Avery mnie łamał!- krzyknąłem, wstając
przewróciłem krzesełko.
- Dlatego to ty go
zabiłeś!-
przypomniał mi, myśląc,
że zapomniałem.
- A może ja tego nie chciałem, co!? Może nie chciałem
mieć na swoich dłoniach jego krwi, co? Pomyślałeś o tym? Oczywiście, że
nie! Kenzō Suzuki jest nie
omylny!
Starszy wstał i podszedł do mnie. Stanął
nade mną jak nad swoją ofiarą.
Po zaciskanej szczęce i rozszerzonych
nozdrzach widziałem, że się
powstrzymuje od uderzenia mnie.
- Posuwasz się za daleko – wysyczał przez zaciśnięte zęby – Jak nie chcesz, abyśmy żałowali własnych słów
i czynów, wyjdź – jednak nie zrobił żadnego
ruchu, czekając na moje
posuniecie.
- Teraz dajesz mi
wybór?- zakpiłem – A może ja nie potrzebuje twojej litości?
- Litość?- parsknął zimno – O nie, kochanie. To nie jest litość to jest rada.
- A, co zabijesz
mnie jak powiem za dużo?
- Mógłbym…- zawiesił głos.
- To mogłeś
zabić, Avery’ego a nie mną się
wysług…- nie skończyłem, bo siła uderzenia, powaliła mnie na stół. Ze stołu
stoczyłem się na krzesełko, którego nogi powbijały
mi się w żebra.
Bolało jak jasna, kurwa! Wiedziałem, że
jest silnym mężczyzną, ale nie aż tak.
W kącikach oczu pojawiły mi się łzy. Przyłożyłem dłoń do policzka i spojrzałem na, Kenzō zszokowanym i zbolałym
wzrokiem.
Ten stał i patrzył na swoją rękę jakby nie wierząc, że mnie jebnął.
- Uderzyłeś mnie – szepnąłem do siebie – Uderzyłeś mnie – powtórzyłem, podnosząc się
z podłogi – Uderzyłeś mnie, kurwa!-
wyszlochałem, wybiegając z jadalni.
Choć na policzku czułem straszliwy ból to nie mogłem w to uwierzyć. Tyle razy zrobiłem głupich
rzeczy czy powiedziałem kilka słów za dużo to nigdy mnie nie uderzył. Poczułem
szarpnięcie za łokieć,
i po chwili zostałem przygwożdżony
do ściany.
- Nie skończyłem
z tobą rozmawiać – powiedział
lodowato, zaciskając dłoń
na mojej szyi.
- Puść mnie – rozkazałem płaczliwie,
próbując odciągnąć
jego rękę.
- Nie tym tonem –
zbliżył
swoją twarz do mojej – Myślisz, że
zapomniałem o wczorajszych
prochach?- teraz stykaliśmy
się nosami. Bałem się,
widząc jego wzrok. Dokładnie taki sam, gdy kazał mi zabić, Avery’ego.
- A, co jebniesz
mnie jeszcze raz?- odpyskowałem,
mimo, że ledwo łapałem
oddechy – Dusisz mnie!
- Jak będziesz nadal bezczelny to sam się przekonasz – podniósł moje ciało, że musiałem stanąć na palcach, by nie czuć
bólu. Nie przejmował się nawet tym, że po policzkach płyną mi łzy.
A moje oczy są pełne bólu.
- Uczę się
od najlepszych.
- Wiesz, co ci
powiem?- wystawił język i zaczął zlizywać
łzy z mojego policzka – Zapominasz się, z kim masz do czynienia – zaczął, wyciągając pistolet z kabury – Zapominasz, że jestem wyszkolonym zabójcą – przyłożył mi lufę do skroni – I, że
nie ważne jest to, że cię
kocham – powoli suną nią w dół
– Pamiętasz, co ci
powiedziałem jak byłeś
mały?- zatrzymał się na sercu – Ja nie
ratuje żyć ja je odbieram – przypomniał, widząc,
że nie dokładnie wiem, o jakie dokładnie
mu chodzi – A twoje należy
do mnie.
oOo
I tak od tamtej
pory popadłem w nałóg. Jasne, nie chciałem być
uzależniony do takiego stopnia, że nie mogę żyć bez działki, ale się
nie dało. Nie funkcjonuje
bez tego. Nie jestem wtedy sobą.
Ja już w ogóle nie wiem, kim jestem.
- Jak dobrze –
westchnąłem, ściągając gumkę
z ręki – I następnym razem masz mi to dać
bez żadnych zbędnych słów,
rozumiemy się?- powiedziałem zimno do starszego, gdy już wróciłem
do pełni sił.
- Nie – powiedział ostro.
- Sprzeciwiasz mi
się?- zapytałem na pozór opanowany. Zmrużyłem groźnie oczy, niczym drapieżnik czający się
na swoją ofiarę. Miałem
ochotę mu tak wpierdolić, że
ode chciałoby mu się żyć, ale nie mogłem. Musiałem
mieć swojego dealera.
- Nie widzisz, co się z tobą
dzieje?- odparł zmieniając temat.
No wkurwił mnie i to mocno. Zacisnąłem dłoń w pięść
i mu posypałem po mordzie.
Starszy przewrócił się, bo nie spodziewał się
tego, iż go uderzę. Kucnąłem
przed nim, złapałem za włosy i podniosłem
głowę.
- Masz robić, co ci karzę – syknąłem
– A jak nie to pożegnasz się z życiem
– odrzuciłem ją – Twój szef jak tylko dowie się, kto mnie szprycuje zabije cię, i wiesz o tym tak samo dobrze jak ja –
poprawiłem ubranie, czekając, aż
pozbiera swoje zwłoki z podłogi.
- Tak, wiem –
powiedział już potulnie – Czasem mam wrażenie, że
jesteś gorszy od niego – zaśmiałem
się. Lecz nie był to śmiech
radości. Był
gorzki i łzawy.
- Praktyka czyni
mistrza – ruszyłem do drzwi – A uczeń przewyższył swojego nauczyciela
– popatrzyłem na niego – Skoro
to mnie bardziej się boisz – nie czekając na jego odpowiedź, wyszedłem.
Huhuhu, od czego tutaj zacząć, fajny moment z tym jak wskoczył na niego na sofie :D Jaki stanowczy ten Kenzo, mmm.. tylko jestem w szoku, że dał mu w papę ?! :O Po prostu szczyt wszystkiego. Myślałam, że Drake zdąży uciec do pokoju, a tu bach, za łachy i jeszcze się Kenzo wydziera na niego. Szok.
OdpowiedzUsuńSmutne, że wybrał ucieczkę w narkotyki.. taki był szczęśliwy, a teraz spadł na samo dno.
A tak na marginesie, to skąd Ty wiesz, jak takie rzeczy działają, hm? Podejrzana sprawa.. ;>
Czekam na kolejny rozdział. :D :D :D
Stała czytelniczka, Barbara !
Witam,
OdpowiedzUsuńsmutno, był taki szczęśliwy, a teraz spadł na samo dno... a Kenzo czemu tak się zachowuje, zamiast pomóc...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka