***
**
*
Dziś
dla odmiany salon zajął Philip. Na szklanym stoliku, na którym opierał stopy,
leżała szklanka napełniona wódką. Na kolanach spoczywały dokumenty, z którymi
ponownie musiał się zapoznać przed sprawą. Czytał je kilkakrotnie. Podkreślał
te najistotniejsze rzeczy. Był przygotowany na każdą rozprawę, a ta nie różniła
się praktycznie niczym. Prócz tego, że będzie konkurować z najlepszym
przyjacielem.
-
Kochanie?- do salonu wszedł Alex, krzywiąc się na widok zawartości w szklance.
Nie widział jak ten sobie nalewa wódki to doskonale wiedział, co się w niej
znajduje.
-
Hmm…?- mruknął w odpowiedzi, nie unosząc wzroku z nad dokumentów.
-
Czy możemy porozmawiać?- podszedł do fotela, na którym leżał pilot od
telewizora. Bez pytania go wyłączył i usiadł obok młodszego.
-
Teraz?- zapytał zniecierpliwiony tym, że mu przeszkadza w pracy.- Jakbyś nie
widział jestem trochę zajęty.- dodał twardym głosem, nadal nie odrywając wzroku
od dokumentów. Specjalnie go lekceważył, aby odpuścił i sobie poszedł.
Tak
jednak się nie stało, bo Alexander wyrwał mu dokumenty i rzucił na stół. Nie
przejął się też zimnym spojrzeniem, jakie mu posłał mecenas.
- Jutro też będziesz. Tak samo jak za tydzień czy miesiąc, Philipie – odparł chłodnym głosem.
- Jutro też będziesz. Tak samo jak za tydzień czy miesiąc, Philipie – odparł chłodnym głosem.
-
W porządku – zgodził się z wyczuwalną łaską.- To, o czym chcesz porozmawiać?-
zakpił, nie mogąc się powstrzymać.
-
O nas – podkulił nogę, siadając przodem do partnera. Ramie oparł o oparcie
kanapy i zaczął przeczesywać kosmyki włosów Philipa.- Chcę iść na terapię dla małżeństw,
kochanie.- myślał o tym od jakiegoś czasu. Chciał, aby ktoś im pomógł skoro oni
sami nie mogą sobie poradzić z własnymi problemami.- Kocham cię…- wyznał niby
szczerze.
Philip
będąc adwokatem od pięciu lat, nauczył się wiele. A zwłaszcza wyłapywać drobne
szczegóły. Drżenie głosu, zmiany na twarzy świadczące o kłamstwie. I właśnie
tego doszukał się na przystojnej twarzy Alexa. Ten mimo swoich czterdziestu lat
wyglądał na dziesięć lat młodszego.
-
Nie – odpowiedział pewnym głosem, wstając z sofy. Stanął przed dużym oknem skąd
miał widok na cały, zarośnięty, ogródek. Nad nim upierał się Alex, gdy kupowali
dom. Tak samo jak nad przepychem w nim.- Nie wiem, jaki jest tego powód, ale…-
spojrzał na Alexa.- … Wiesz tak samo jak ja, że to strata czasu. Mojego i
twojego.
-
Robię to, bo mi na tobie zależy, kochanie – uniósł się, podchodząc do Philipa. Ten
zmarszczył brwi przyglądając mu się czujnie. Mecenas nauczył się na studiach i
po nich bardzo wiele. Zwłaszcza jak czytać z człowieka. I choć przyjął swoją
chłodną maską to czuł, że przed Philipem niczego nie ukryje. Nie ważne jak
bardzo będzie się starał.
-
Przestań bredzić – wyśmiał starszego.- Jesteśmy razem, bo odchodząc od siebie
poczujemy się winni podjętych przed lat decyzji. Ja odchodząc z tobą straciłem
rodzinę, a ty? Zostawiłeś rodzinę, gdy ta ciebie potrzebowała.- minął Alexa. Ze
stołu wziął szklankę, i wypił jej zawartość.- Nie można naprawić czegoś, co nie
miało mieć racji bytu, Alex.
***
Philip
Macedon wraz z przyjacielem siedzieli w swoim ulubionym barze. Jest to jeden z
nie wielu, gdzie można było zobaczyć związek hetero jak i homoseksualny. Oboje
lubili tu przychodzić, bo mogli czuć się swobodnie. Aaron nie czuł się źle
widząc całujących się mężczyzn, a Philip nie próbował udawać kogoś kim nie
jest.
Młodszy
z prawników popijał wódkę z colą, a starszy whisky.
-
Ja nie wiem jak ty to robisz, Phil – stwierdził Aaron mocząc usta bursztynowym
alkoholem.
Dziś
odbyła się sprawa, którą prowadzili przeciwko sobie. Aaron mimo mocnych dowodów
o winie klienta przyjaciela nie wygrał. Philip nie dążył do zostawienia kobiety
bez niczego to też zaproponował podział majątku z dużą przewaga dla swojego
klienta, i wygrał. Pewnie jakby starał się bardziej to zdradzona żona zostałaby
bez niczego.
-
Ma się ten urok – zażartował, wypijając drinka w dwóch łykach. Odstawił
szklankę, i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę – I talent, rzecz jasna!- dodał, wkładając w usta papierosa. Odpalił go, mocno się
zaciągając.
-
Na studiach zakuwałeś niczym kujon!- wyśmiał przyjaciela, uśmiechając się od
ucha do ucha.
-
I zobacz, jaki ze mnie wspaniały adwokat!- słowa Aarona go nie zabolały, bo
powiedział prawdę.
Będąc
na studiach przykładał się do nauki, odpuszczając sobie imprezy. Chciał
zaimponować nie tylko Alexowi, ale i pokazać swojemu ojcu jak bardzo się mylił,
co do niego. Nawet, gdy ojciec nie płacił czesnego za studia musiał pokazać, że
dadzą sobie z Alexem rade bez pieniędzy rodziny Macedon’ów.
***
Philip
szedł wraz ze znajomymi. Poprawił swoje krótkie włosy. Musiał je ściąć, bo
dziekan nie zaakceptował jego wyglądu, twierdząc, że przyszły mecenas nie
powinien się tak prezentować. Miały
naturalny ciemny kolor. Prócz fryzury musiał również zmienić garderobę. Rurki
zamienił na eleganckie, podkreślające jego długie nogi spodnie. Kolorowe
koszule zastąpiły jednolite kolory, a trampki schował do pudełek. Za namową
kolegów ze studiów chodził na siłownię, która mieściła się na kampusie. Tak też
jego figura w końcu nie wyglądała jak kobieca, a męska.
-
Dzień dobry – przywitali się z wysokim, starszym mężczyzną, stojącego przy
biurku.
-
Witam panów – odpowiedział, patrząc na każdego po kolei – Zapraszam, zapraszam
– zachęcił tych, którzy nie najlepiej sobie radzili na pierwszym roku, i
zaliczyli egzaminy najsłabiej – Nie gryzę.
Philip
wspiął się po schodach z towarzyszami, i zajęli swoje miejsca na końcu sali
wykładowej. Przygotowali się do wykładu, który miał trwać trzy godziny. Tu ich
nikt nie zmuszał do prowadzenia notatek, bo uczyli się dla siebie, i to od nich
zależało, co będą zapisywać. Dla profesorów liczyła się wiedza w głowie, a nie
na kartkach.
Wykład
przerwało pukanie do drzwi.
-
Proszę!- krzyknął mężczyzna, zły o to, że ktoś śmiał mu przeszkodzić.
-
Przepraszam…- odezwała się potulnie kobieta, która była również sekretarką
dziekana uniwersytetu – przyszłam po pana Macedona – wyszukała go wzrokiem
wśród studentów.
-
Zgłoszę się po wykładzie – powiedział sztywnym głosem, podnosząc rękę, by
kobieta wiedziała, o kogo chodzi.
-
Obawiam się, że jest to nie możliwe, bo pan dziekan oczekuję cię teraz –
odpowiedziała z naciskiem, czekając aż student się ruszy.
-
Pożyczę później notatki, więc pisz wyraźnie – szepnął do kolegi, zbierając
swoje rzeczy – Do widzenia – pożegnał się z profesorem, i nie chętnie opuścił
wykład jak i sale. Nie lubił opuszczać zajęć, bo później ciężko było nadgonić.
Ledwo rozumiał bełkot profesorów, a co dopiero treść tekstu w książkach.
Philip
z kobietą przemierzali puste korytarze w ciszy. Słychać było tylko ich stukot
kroków. Gdy doszli pod gabinet, kobieta poleciła mu poczekać. Po chwili
udzieliła mu zgody na wejście, a sama udała się do swojego biura. Philip
westchnął kilka razy, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Po roku wyglądał
jak na studenta prawa przystało. Nie sprawiał również żadnych kłopotów. Uczył
się pilnie, czego dowodem był zaliczony egzamin. Więc jaki był powód wezwania
do dziekana?
Po
przywitaniu, mężczyzna wskazał młodszemu krzesełko po drugiej stronie biurka.
Philip zajął miejsce bacznie przyglądając się starszemu, chcąc wyczytać coś z
jego poznaczonymi zmarszczkami twarzy. Na daremne, bo mężczyzna wyglądał na
znudzonego.
-
Musimy się pożegnać, chłopcze – przeszedł od sedna sprawy.
Philip
miał wrażenie, ze serce stanęło mu na kilka sekund.
-
Pożegnać?- powtórzył osłupiały.
-
Przykro mi, chłopcze – kierownik działu uczelni, sięgnął po kartkę, i przesunął
ją w stronę studenta – Nie otrzymaliśmy wpłaty czesnego za ten semestr –
wyjaśnił Philipowi, który z otwartymi oczyma wpatrywał się w kartkę. Nie
wierzył ani w to, co usłyszał i przeczytał. Ojciec zabrał mu możliwość
wykształcenia? Perspektywę na lepsze
życie i pracę? Aż zacisnął pięść na kartce, gniotąc ją, i w niektórych
miejscach rozrywając – Dokumenty odbierzesz w sekretariacie.
-
Dobrze – odparł nadal będąc w szoku. Wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi na
drżących nogach. I co on powie Alexowi?- A do kiedy mam czas na wpłatę
zaległości?- zapytał nim wyszedł.
-
Obawiam się, chłopcze, że nie masz takiej kwoty – nie dawał mu złudnej nadziei,
że będzie w stanie sam wyłożyć tyle pieniędzy.
-
To znaczy?
-
Suma jednego semestru to pięćdziesiąt tysięcy – poinformował studenta.
-
Żegnam – jak oni tak w ogóle mogli? Rozumie, że to jedna z najlepszych uczelni
i trudno się na nią dostać, ale wyrzucili go tylko, dlatego, że rodzice nie
uregulowali czesnego? Podejrzewał również, że ojciec maczał w tym swoje palce.
Tylko, po co mu jeden rok studiów?
Po
odebraniu swoich dokumentów, udał się do akademika.
***
Tylko
dzięki dobrze zdanym egzaminom i pomocy Aarona dostał stypendium i mógł wrócić
na studia. Od tamtej pory zdał sobie sprawę, że dorosłe życie nie jest wcale
usłane różami. A przynajmniej jego.
Aaron
skrzywił się w odpowiedzi.
-
Za to życie towarzyskie ci uciekło!- dalej żartował sobie z przyjaciela.
-
Mówisz jakbym miał teraz chuj wie ile lat!- nie dał się sprowokować, popalając
papierosa. Uniósł pustą szklankę, przywołując barmana – Bez coli – uprzedził go
nim wlał napój do wódki. Wziął drinka w dłoń, i odwrócił się przodem do
parkietu, na którym tańczyło kilka par, opierając się plecami o blat.
-
Te podwójne życie ci nie służy, Phil – stwierdził, widząc zmęczenie na twarzy
młodszego.
-
Przez ostatnie trzy lata doszedłem do takiego samego wniosku – zaciągnął się
mocno papierosem, odchylając do tyłu by zgasić niedopałek.
-
Długo masz zamiar babrać się w tym gównie?- spojrzał na przyjaciela.
-
Jakże miło, że się o mnie martwisz – rzekł ironicznie, po czym wypił zawartość
grubej szklanki. Smak wódki nie wykrzywił mu twarzy, nie zakrztusił się jej
smakiem. Za to czuł jak odpręża się z każdym łykiem.
Aaron
w odróżnieniu od Philipa sączył swoje whisky powoli. Pod tym względem różnili
się. Gdy studiował prawie codziennie upijał się w trupa i skacowany szedł na
wykłady. Philip natomiast jak wcześniej wspomniał, ślęczał nad książkami. A
wyciągnięci go na imprezę było cudem jak przez Jezusa zamienienie wody w wino.
Teraz. Delektował się wybornym smakiem bursztynowego alkoholu, patrząc urażonym
wzrokiem na przyjaciela. Ten zamawiał kolejną kolejkę, popalając następnego
papierosa.
Philip,
mimo, że od niego młodszy to był lepszym i cwańszym adwokatem, co dziś
udowodnił. Z dnia nadzień udowadniał również, że doświadczenie nie idzie z
mądrością. Przeżył tyle cierpienia w swoim życiu. I cierpiał przez rodzinę tak
teraz sam sobie zgotował taki los, bo nie umiał porozmawiać z Thompsonem.
Aaron
upił kolejny łyk bursztynowego alkoholu, aż wzdychając z przyjemności, gdy jego
smak rozlał mu się w ustach.
Wiele
razy próbował przekonać Phila, aby powiedział swojemu partnerowi o kochanku. I
choć nie usłyszał z jego ust, że kocha Garetta to widział to w jego oczach, gdy
o nim opowiadał. Dlatego też cierpiał razem z przyjacielem, kiedy ten nie miał
czasu dla kochanka, bo miał tak dużo pracy lub musiał dzielić łóżko z osobą, z
którą nie chciał już być.
Philip
z każdym kolejnym łykiem nie tyle, co się relaksował, ale odczuwał, że
zamroczony procentami mózg był uwolniony od problemów, z jakimi borykał się, na
co dzień. Zaczynał obawiać się o alkoholizm. Nie było dnia, by nie skończył z
kieliszkiem, a może kilkoma.
Pił
coraz więcej i więcej palił, a Aaron przyglądał się temu w „ciszy”.
-
Martwię się, bo mój przyjaciel popada w destrukcję – odparł, bagatelizując jego
ironię.
-
Do tego mi trochę brakuje – odpowiedział pijackim głosem, uśmiechając się do
przyjaciela.
Aaron
musiał przyznać, że Philip nawet w stanie upojenia alkoholowego wyglądał
atrakcyjnie i reprezentacyjnie, a jego uśmiech był uwodzicielski i zalotny. I
choć nie zdawał sobie z tego sprawy to każdy mężczyzna patrzył na niego żadnym
bądź głodnym wzrokiem.
-
Ile, Phil?- ciągnął dalej rozmowę. Tylko w takich chwilach rozwiązywał mu się
język i mówił, co mu ślina na język przyniosła. Gdy był trzeźwy ciężko było z
niego wyciągnąć cokolwiek.- Miesiąc? Dwa? Rok?
Słysząc
sugestie przyjaciela poczuł się urażony, co odbiło się na jego twarzy.
-
Proszę cię – parsknął.- Nie jestem aż tak słaby, skoro nie zniszczył mnie
ojciec tyran.- wypił już chyba z dziesiątego drinka.
-
I chyba ci go brakuje skoro sam…- zacisnął szczękę, gdy w zdanie wszedł mu
przyjaciel, odstawiając mocno szklankę na blat. Było to znakiem o jego złości.
-
Ja pierdole!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę obecnych osób w barze –
Aaron, gdybym chciał słyszeć wykładów na swój temat zostałbym w domu!- musiał
wyjść się przewietrzyć i odetchnąć świeżym powietrzem, aby się uspokoić, bo nie
wiele brakuje a zaraz mu przyłoży! I nie ważnie, że nie umie się bić.
-
To było trzeba w nim się upić!- odkrzyknął, patrząc równie wrogim wzrokiem, co
przyjaciel na niego.- Co za różnica w domu czy w barze, co?
-
Widocznie żadna – mimo iż słychać było upojenie alkoholowe to twardość w jego
głosie zrobiła wrażenie na Aaronie. Wstał z krzesełka barowego, na którym
wisiała marynarka. Ubrawszy ją, wyciągnął portfel i wyją z niego banknot, aby uregulować
rachunek, który otworzył wraz z pierwszym drinkiem.- Dzięki za miły wieczór i
poprawienie mi humoru – zakończył spotkanie sarkastycznym pożegnaniem.
Aaron
odprowadził wzrokiem przyjaciela do wyjścia. Zdał sobie sprawę o swoim błędzie,
bo sarkazm był wyczuwalny o wiele bardziej niż alkohol, jaki w siebie wlał.
***
Obudziło
go niemiłosierne dudnienie w głowie i suchość w ustach. Zamlaskał, czując
przyklejający się język do podniebienia. Uchylił ostrożnie powieki, będąc
przygotowany na wszystko. Zwłaszcza na promienie słoneczne i na reprymendę od
Alexa. Nic takiego się jednak nie stało. Słońce nie toczyło z nim walki, i nie
usłyszał głosu wydawcy.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu.
To
nie była jego sypialnia tylko młodego kochanka.
Nie
pamiętał jak się tu znalazł. Ostatnie, co sobie przypominał to niezbyt miłe
pożegnanie z Aaronem i zatrzymanie się taksówki pod nocnym sklepem.
Uniósł
kołdrę i ujrzał swe nagie ciało. Przeklął siarczyście pod nosem próbując sobie
przypomnieć czy zabezpieczyli się. Ale im bardziej próbował tym bardziej
nasilał się ból głowy. Kiedy usiadł na łóżku do sypialni wszedł rozpromieniony
Garett z taca w rękach. Na niej stała filiżanka z parującym napojem, a jej
aromat rozniósł się po pokoju. Obok leżał talerz z czym co miało przypominać
jajecznicę.
-
Zrobiłem śniadanie - pochwalił się, zamykając drzwi noga.- Ale…- zawahał sie,
zatrzymując się koło łóżka.- nie wiem czy jest zjadliwe.- uśmiechnął się
przepraszająco.
Philip
wstał zupełnie nie przejmując się swoją nagością. Zabierając od młodszego tacę
zobaczył dwie małe tabletki. Odstawił ją na łóżko i sięgnął po tabletki
przeciwbólowe, popijając je kawą.
-
Aaron do ciebie dzwonił - poinformował go, przeskakując z jednej nogi na drugą.
Od kiedy są razem jest zazdrosny o ich przyjaźń. O to, że Aaron zadzwoni z
bele, jakim problemem, a Philip leci do niego jak na skrzydłach.
-
Tak?- odparł nieco zirytowany słysząc zazdrość w jego głosie. Zapewniał go
milion razy, że nic a nic między nimi nie ma i nie będzie.
Bo…
Po
pierwsze: Aaron jest stuprocentowym hetero.
Po
drugie: ma żonę, z którą spodziewa się dziecka.
A
po trzecie: darzy go tylko braterskim uczuciem, i widzi w nim tylko brata.
-
I co chciał?- dodał, odstawiając filiżankę z nie dopita kawą.
-
A skąd mam wiedzieć? Nie odbieram nie swoich telefonów!- cały dobry humor
opuścił go, gdy Philip zarzucił mu coś takiego. Nie ważne jak bardzo zżera go
zazdrość nie zamierzał sprawdzać mecenasa.
Związek
polega na zaufaniu, więc mu ufa. Nawet, jeśli Philip go okłamuje. I jeśli to
robi to jest w tym doskonały, bo nigdy nie dał nic po sobie poznać.
-
Skarbie…- podszedł do studenta, obejmując go w pasie. Po chwili wsunął dłonie
pod spodnie i bokserki. Chcąc się upewnić, że pieprzyli się w nocy, włożył
palec w rozluźnioną dziurkę. A jednak!- Powiedz, że pamiętałeś o gumce.-
zapytał twardym głosem.
Garett nim odpowiedział wtulił się w większe i umięśnione ciało. Odetchnął pełną
piersią, wciągając intensywny zapach ukochanego.
-
Przecież nie chcesz się kochać bez niej - rzekł rozgoryczonym głosem.
Nie
ważne ile razy chciał poczuć jak to jest kochać się bez gumki, czuć ciepłą
sperma w odbycie, Philip nigdy mu nie uległ, twardy w swoich słusznościach.
-
Znowuż zaczynasz ten temat?- odsunął się od młodszego, patrząc karcącym wzrokiem.-
Ile razy mam ci powtarzać, że bez badań będziemy się pieprzyć w prezerwatywach!- z
każdym słowem podnosił głos, by na koniec krzyknąć.
-
Nie mam żadnego syfu!- warknął na Philipa. Czy on właśnie zarzucił mu zdradę?-
Pierdole się tylko z tobą!- dodał.
-
A może tu nie chodzi tylko o ciebie, hmm?- rozejrzał się po podłodze szukając
swojej bielizny i swoich ciuchów.- Nie pomyślałeś, że to ja mogę mieć jakiegoś
syfa?- ostatni wyraz powiedział z obrzydzeniem.
-
Chcesz powiedzieć, że… Że…?- głos Garretowi zadrżał na samą myśl.
Philip
nie mógł być chory!
-
A nawet, jeśli to, co?- odpowiedział szyderczym głosem, wciągając czarne
bokserki na pośladki. Czekając na odpowiedź studenta, która trwała zbyt długo,
ubrał skarpetki i spodnie.
-
Eee…- wydusił tylko tyle, czując pod powiekami zbierające się łzy.
Garett
nie przejmował się ich kłótnia, która będzie znaczącą w ich związku, a strachem
przed bezradnością w chorobie Philipa jak i ulgi, że ten ciągle nalegał na
używanie prezerwatyw.
Philip
już od lat nie czuł się tak zagubiony. Liczył o zapewnieniu, że to nie ma
znaczenia. W końcu Garett wiele razy mówił mu, że go kocha.
Ale
co?
Tylko,
jeśli jest zdrowy?
Nie
mogąc patrzeć na kochanka, bo równie mocno czuł się źle. Odwrócił się
zarzucając koszule, i drżącymi dłońmi zapinał malutkie guziczki.
-
Właśnie od tego staram się, z całych sił, cię uchronić, Garett - przerwał ciszę w
pełni ubrany. Sprawdził kieszenie, by upewnić się czy niczego nie zostawił.-
Abyś na przyszłość nie musiał przez to ponownie przechodzić...
Dalszą
wypowiedź przerwał dźwięk telefonu Philipa, który dziękował w duchu.
Komórka
leżała na biurku, więc tam podszedł. Na jej ekranie zobaczył imię przyjaciela.
Nie chciał z nim jeszcze rozmawiać i to w obecności kochanka, który dowie się o
jego kłótni z przyjacielem. Kolejnej.
-
No, hallo - odezwał się twardym głosem, aby przyjaciel nie poznał, że coś nie
tak. Wołał, aby myślał, że nadal jest zły o wczorajszy wieczór.
-
Gdzie ty jesteś?- usłyszał pretensje w głosie Aarona.- Tylko nie mów, że w
domu, bo dzwonił do mnie twój kochaś oburzony na cały świat!
Teraz
wiedział, co jest powodem zachowania Aarona.
- A jak myślisz, Aaron?
-
Phil…- westchnął głośno.- Powiedziałem, że usnąłeś u mnie na kanapie.
-
Dzięki, Aaron - powiedział z wdzięcznością.
-
I, Phil… Sorry, wiesz, za…
-
W porządku - skłamał bez problemu.- Pewnie to nie ostatnia kłótnia, nie?
-
Ale to co powiedziałem było po niżej pasa.
-
Być może - nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył.- Do usłyszenia.- pożegnał się
z przyjacielem i usłyszawszy odpowiedź, rozłączył się. Telefon wsunął do
wewnętrznej kieszeni marynarki.
Nie
zamierzał przerywać uciążliwej ciąży. Idąc do biurka, bo tam stało jedyne
krzesełko, złapał buty. Usiadł i założył je, wyprostował się, i dłońmi
przeczesał jeszcze włosy. Gotowy do opuszczenia domu ruszył do drzwi.
Wychodząc
z domu bractwa, wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę. Musiał udać się do
baru, bo tam zostawił samochód. Idąc przez kampus uczelni oparł się o drzewo,
wracając myślami do kłótni z kochankiem.
Czyżby
to był ich koniec?
*
**
***
No hej Mordeczki.
Wiem, dużo czasu minęło od ostatniego posta. Ale jakoś wena mnie opuściła. Wiedźcie jak bardzo zrobiliście mi przykrość. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam ponad pięćset wyświetleń ostatniego rozdziału, ale zrobiło mi się przykro bo nikt nie zostawił komentarza. Będę jednak nadal publikować, ale... Nie wiem kiedy pojawi się kolejny post. Nie ode mnie to zależy. Coraz częściej mam ochotę zaprzestać pisać. I prędzej czy później się tak stanie.
Pozdrowionka
Co?
OdpowiedzUsuńCO?
Jak?
Ej, nie mów nawet, że Philip jest chory! Nie może być chory zważywszy na to, że jego pierwszym był Alex. No... Chyba, że zanim poznał Garetta, to zraził się od innych facetów...
Kurde...
Mocne...
Chcę więcej. Czuje niedosyt. I niech Philip w końcu zerwie z Alexem, menda jedna. Rani go tylko jeszcze bardziej!