***
**
*
Odetchnął
mocno nim nacisnął klamkę i wyszedł z garażu do domu. W progu ściągnął buty, a
obok położył czarny neseser. Kiedyś wracał z sercem w gardle, bojąc się, że
Alexander wyczuje od niego słodkie perfumy kochanka. Dziś nie miało to dla
niego znaczenia. Nauczył się kłamać, i to wręcz doskonale, bez mrugnięcia
okiem. I przydaje mu się to nie tylko w życiu prywatnym, ale i w zawodzie.
Przeszedł przez salon, w którym na sofie siedział Alexander.
-
Co tak późno?- zapytał, znad książki nowego autora.
Philip
szybko rzucił okiem na zegar, wiszący na ścianie nad kominkiem.
-
No ładnie, kurwa,!-przeklął w myślach. Dziesiąta wieczór. To wszystko przez ten
numerek w samochodzie - Klient zadzwonił, że spóźni się na spotkanie, bo
przedłużyło mu się zebranie, i poprosił, abym na niego poczekał – udał
zdenerwowanie w głosie, że musiał tak długo siedzieć w biurze – Jeszcze Aaron
zadzwonił i wyciągnął mnie na piwo – dodał, idąc do kuchni.
Cóż,
Aaron, mimo, że nie popiera jego postępowania to ratuje mu dupę za każdym
razem, i jest jego alibi. Tak jak teraz. Musi pamiętać, by jutro do niego zadzwonić,
i go poinformować. O tym, że byli dziś razem na piwie.
-
I chcesz powiedzieć, że prowadziłeś pod wpływem alkoholu?- powiedział surowym
głosem, na co Philip się skrzywił. Alexander zachowywał się jak ojciec a nie
partner.
-
Znam kodeks karny od deski do deski, i zdaję sobie sprawę lepiej od ciebie,
jakie są konsekwencje jazdy po pijanemu. Więc sam sobie odpowiedz na to pytanie
– odparł surowym głosem, znikając za ścianą.
Westchnął
głośno, zastanawiając się jak doszło do tego, że zdradza Alexandra. Między
nimi, co prawda, od dłuższego czasu nie było idealnie, ale to nie powód, by
dopierdalać mu rogi. Powinien się starać, i naprawić ich związek. Jednak wolał
posuwać innego. Już na studiach się spotykali, ale nic między nimi nie było.
Zbliżyli się do siebie po jakimś czasie. Zaczęło się od tego, że Garett
przyszedł do niego i poprosił, aby wstawił się za nim, bo chciał dołączyć do
bractwa. Philip, mimo, że miał w tamtym czasie takie rzeczy w dupie to nie mógł
mu odmówić pomocy. I, tak też, za jego stawiennictwem, Garett dostał się do
bractwa, bez żadnych testów.
Tak,
nazwisko Macedon ułatwiło mu studia.
Po
raz pierwszy, gdy Garett go pocałował, udawał, że nic się nie stało. Ale… Już
wtedy czuł to, czego nie czuł przy Alexie. Teraz po trzech latach, wiedział, że
kocha tego zapatrzonego w siebie chłopaka, ale nie potrafił odejść od
mężczyzny, który mimo wszystko… Jest ważną osobą w jego życiu.
Philip
z szafki wyciągnął kieliszek do whisky, a z lodówki butelkę zimnej wódki.
Napełnił go sobie sowicie, i nie krzywiąc się wypił wszystko jednym duszkiem.
Od dłuższego czasu sięgał po alkohol, aby ukoić nerwy, i zapomnieć o drugim
życiu.
Między
czasie do kuchni wszedł Alex, i patrząc na poczynania kochanka, oparł się
biodrem o ścianę.
-
Mój klient ma problemy – odezwał się, gdy Philip ponownie napełnił kieliszek.
Tym razem mniejszą ilością.
-
I?- mecenas podszedł do okna, po drodze wyciągając paczkę papierosów i
zapaliczkę z kieszeni spodni. Uchylił lufcik – Nigdy nie dzieliłeś się
problemami swoich autorów – wyjął jednego, a paczkę rzucił na parapet, obok
popielniczki. Papierosa włożył miedzy wargi, i odpalił. Zaciągnął się mocno,
mrużąc oczy. Alexander skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił zapachu dymu papierosowego
w domu, a bardziej, tego, że Philip palił – Oświecisz mnie, co się zmieniło?-
dokończył czystym sarkazmem, wypuszczając dym w stronę otwartego okna.
-
Nic się nie zmieniło – Alex odparł chłodniejszym głosem, czując wzbierającą się
pod skórą złość. Zamierzał na spokojnie porozmawiać z partnerem, a ten go
atakuje – Potrzebuje dobrego adwokata.
Philip
spojrzał w okno, paląc papierosa. Odezwał się, gdy gasił niedopałek.
-
Nie ma takiej opcji, Alex - nie zaakceptował pomysłu mężczyzny.
-
Zapłaci ile zażądasz – usiłował go przekonać.
-
Myślisz, że o pieniądze tu chodzi?- syknął zły na Alexa. Próbował przekupić go
pieniędzmi? Od lat są ze sobą, i doskonale wiedział, że ich wartość nie ma dla
niego znaczenia. Bo jakby miały, to nie prowadziłby spraw, za które nie
otrzymywał złamanego centa. Zapłatą niektórych klientów był szczęśliwy uśmiech.
Zwłaszcza kobiet, które dzięki niemu uwalniane były od tyrana. Matek
nastolatków, które pogubiły się w patologicznym życiu, i zamiast trafiać do
poprawczaków dostawali drugą szansę, i kuratora.
Philip
wyszedł z kuchni, omijając Alexandra wielkim łukiem. Poszedł do swojej torby,
by wyciągnąć z niej swój kalendarz. Gdy wrócił do kuchni, wcisnął go w dłonie
wydawcy, i sięgnął po wódkę.
-
Po co mi to dałeś?- zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
-
Otwórz go – polecił, wypijając zawartość szklanki – Albo lepiej przejrzyj.
Alexander
kartkował kalendarz stronę po stronie. W kalendarzu nie było, by Philip miał
wolny dzień. Sprawa za sprawą. Spotkanie za spotkaniem. W oczy również rzucił
się „lancz z szefem”, co dwa tygodnie – Znajdź datę rozprawy swojego pisarza, i
przeczytaj mój plan dnia – a miał je zaplanowane z góry na pół roku. Musi się
napić!
Thomson
znalazł termin, i szczęka opadła mu na podłogę.
O
ósmej trzydzieści zaczynał pracę rozprawą. Później miał kilka spotkań, i znów
rozprawę.
-
A lanczu z szefem nie możesz przełożyć?- zapytał kpiącym głosem, unosząc wzrok
na kochanka.
-
Myślisz, że ten cudzysłów jest dla ozdoby?- odpowiedział kąśliwie, upijając łyk
alkoholu – Podczas tego lanczu…-
przedrzeźnił Alexa – nie wezmę kęsa swojego zamówienia. A wiesz, dlaczego? Bo,
kurwa, nie będę miał czasu!- opróżnił resztki alkoholu i głośno odstawił
szklankę na blat – Za to mam trzydzieści minut na przekazanie mu informacji z
przebiegu moich spraw. Skonsultowanie się, z kim iść na ugodę, a z kim walczyć
o dobro dzieci albo jeszcze lepiej. Czy jest jakikolwiek sens pomagać tym,
którzy nie doceniają mich starań!- stanął krok przed Alexandrem, oddychając
mocno przez nos. Złość zawładnęła jego ciałem, i umysłem, i przyćmiła
racjonalne myślenie – Więc proszę! Jeśli nadal uważasz, że na tym spotkaniu
popijam herbatkę z szefem, to wykreśl spotkanie, a w zamian umów swojego
pisarzynę!- mężczyźni przez chwilę walczyli na wzrok. Philip liczył na to, że
kochanek go pocieszy, wesprze w ciężkich chwilach, i doda mu otuchy swoją
obecnością.
Alexander
myślał inaczej. Nie miał zamiaru dać za wygraną, i chciał doprowadzić do tego,
by zmienił zdanie.
Mecenas
pokręcił głową, i minął wydawcę, zabierając swój kalendarz.
To
było powodem ich oddalenia się od siebie. Nie umieli już spokojnie rozmawiać.
Być przy sobie, gdy potrzebowali swojej bliskości. A przede wszystkim. Ich
uczucie wypaliło się, zastępując je gniewem i wściekłością, bo żaden z nich nie
potrafił zastawić przeszłości.
OooO
Ściągnął
okulary, odrzucając je na blat biurka. Przez studiowanie książek, i siedzenie
godzinami przed komputerem pogorszył mu się wzrok do tego stopnia, że stały się
niechcianym dodatkiem. Wolał soczewki kontaktowe, których zapomniał kupić.
Praca, i podwójne życie dawało mu solidnie w kość. Włożył na nos okulary z
zamiarem odpisania na maila od Aarona. Niestety pukanie mu
w tym przeszkodziło.
-
Panie Macedon…- do biura weszła młoda kobieta, która była jego sekretarką, jak
i przyjaciółką. Na szczęście nie mieli problemu, by w pracy zwracała się do
niego formalnie, tak jak teraz – jakiś mężczyzna nalega na spotkanie – stanęła
w drzwiach, patrząc przepraszająco.
-
To umów go na wolny termin – odparł kpiącym tonem. Znaczyło to również „
mówisz, kurwa poważnie. Ja wiem, że jesteś blondynką, ale chyba umiesz
zapamiętać proste polecenia!”
-
Wolny termin jest po rozprawie – przymknęła drzwi, by mężczyzna czekający na
zewnątrz nie słyszał ich rozmowy – Gość wydaje się być zdesperowany, Phil. Od
godziny nalega na spotkanie, a codziennie od tygodnia telefonuje, prosząc byś
go przyjął po za terminem.
-
Jasne. Wpuszczaj każdego desperata, bo mam tyle wolnego czasu – zakpił z
przyjaciółki. Z drugiej strony koleś musiał naprawdę napsuć jej nerwów skoro
stanęła po jego stronie. A to u niej rzadkość.
-
Ten sarkazm jest nie potrzebny, Phil – powiedziała zdenerwowana, kpiącym
podejściem do jej osoby.
-
Dobra – zgodził się by udobruchać przyjaciółkę – Ma piętnaście minut – dodał,
gdy ta zadowolona opuszczała biuro.
-
Proszę, pan Macedon czeka – usłyszał miły głos przyjaciółki, a po chwili do
pomieszczenia wszedł dość wysoki, chudy mężczyzna. Ubrany luźno, ale z
prezencją, a w oczy rzuciły się czarne tunele.
Od
razu domyślił się, kim jest. Niektórzy autorzy Alexandra odwiedzali ich dom, a
ten był jednym z nich.
-
Emm… Dzień dobry – przywitał się zakłopotany, podchodząc do Philipa z
wyciągniętą dłonią.
Prawnik
wstał, uścisnął podaną dłoń, po czym wskazał na fotel stojący naprzeciw
jego.
-
W czym mogę panu pomóc, panie?- urwał sugestywnie, siadając na fotel. Mimo, że
ten był gościem w ich domu, to nie mieli okazji się poznać. Philip zazwyczaj
znikał w gabinecie, pozwalając Alexowi spokojnie pracować w salonie. Wychodził,
gdy autorzy opuszczali dom.
-
Wilhelm Hastings – przedstawił się, czerwieniąc się z zażenowania, zajmując
wskazane miejsce.
-
Więc w czym…- przerwał, słysząc dzwoniący telefon. Rzucił okiem na wyświetlacz,
i zobaczywszy, kto do niego dzwoni, zacisnął zęby – Proszę wybaczyć – wziął
komórkę w dłoń - Mówiłem ci, abyś nie
dzwonił – syknął do rozmówcy, nie witając się z nerwów. Wstał z fotela, stając
w rogu gabinetu, by zapewnić sobie trochę prywatności.
-
Chciałem ci tylko powiedzieć, że dotarłem na miejsce cały i zdrowy – usłyszał
skruszony głos kochanka.
-
Skarbie nie mogę teraz rozmawiać, bo mam spotkanie – powiedział czułym głosem,
nie przejmując się obcym mężczyzną.
-
Ale, misiuuu – zawył błagalnie do słuchawki.
Philip
usłyszał jak coś pęka. To coś to był wyświetlacz telefonu, na którym zacisnął
palce, gdy usłyszał zwrot kochanka.
-
Z tego, co pamiętam, to ledwo tydzień temu przelałem ci dość pokaźną sumę
pieniędzy – syknął na kochanka. No to mu się w głowie nie mieściło. Co on jadł
te pieniądze?
-
Bilet lotniczy…
-
Jeszcze mi powiedz, że leciałeś pierwszą klasą?- przerwał kochankowi, rzucając
mężczyźnie przepraszające spojrzenie, że jest świadkiem TAK prywatnej rozmowy.
Nie mógł przeprowadzić jej później. Miał jeszcze dwa spotkania, i rozprawę. To
przez tego gościa ma teraz spotkanie, a nie chwile wytchnienia – Nie. Lepiej
nie mów, nie chcę wiedzieć.
-
Bilet na koncert…- wymieniał dalej, gdy Philip dał mu dojść do słowa – vip –
dodał ciszej.
-
Masz szczęście, że mam klienta, bo inaczej tak bym ci, kurwa, nawrzucał za te
bezmyślne zachowanie, szczeniaku, że zamiast na koncert byłbyś właśnie w drodze
na lotnisko – ten, kto nie zna Philipa odebrałby jego głos za obojętny z nutką
złości. Jednak ktoś taki jak Garett, który go zna zbyt dobrze, wiedział, że Philip
ledwo nad sobą panuje, a ostrość w jego głosie była dowodem. I, to tylko, że za
plecami siedzi mężczyzna.
-
Oj, weź nie przesadzaj – rzucił luźno, chcąc pozbyć się napiętej rozmowy.
-
Może opamiętasz się, gdy będę, wpierdalał tynk ze ściany!- syknął zły, słysząc
odpowiedź młodego kochanka – Jak wrócisz czeka nas poważna rozmowa – odparł
tajemnym głosem. Miał nadzieje, że wyczytał miedzy wierszami, i zastanowi się
nad swoim postępowaniem.
-
Chyba nie chcesz…?- uciął, wstrzymując oddech.
Phil
miał przed oczami jak chłopak zakrywa sobie usta dłonią.
-
Chcę, abyś, chociaż raz użył mózgu, i zachował się jak inteligentny mężczyzna –
może groźby szybciej przemówią mu do rozsądku niż nerwy i krzyki?
-
To już nie było fajne – odparł nadąsanym głosem.
-
Włącz swój jedyny neuron, i słuchaj, co do ciebie mówię!
-
Jesteś niemiły, Phil – szepnął urażony. Między nimi nastała cisza.
Philip
oddychał szybko, czując pieczenie pod powiekami jak i w sercu. A drżące oddechy
Garetta uświadomiły mu, że powstrzymywał się przed płaczem – Kochasz mnie
jeszcze?- zapytał piskliwym głosem.
Philip
oparł czoło o chłodną szybę, przymykając oczy. W którymś momencie ściągnął
okulary, i teraz bawił się zausznikiem.
Rozłączył
się, nie odpowiadając, nie żegnając się.
-
Proszę wybaczyć – zwrócił się do mężczyzny – Przyjaciel ma kłopoty – wymyślił
pierwszą lepszą wymówkę. I, oczywiste był nim Aaron. Więc jak facet poleci do
Alexa, i pochwali się, co usłyszał, to nie będzie chciał słuchać, bo obje się
nie znosili – W czym mogę pomóc?- zapytał jeszcze raz, siadając na miejsce.
-
Adwokat żony przysłał mi papierowy rozwodowe – podał mecenasowi kopertę – Ta wariatka
chce mi zabrać cały majątek, a na to pozwolić nie mogę – dokończył mocniejszym
głosem.
Faktycznie.
Żona mężczyzny domaga się wszystkiego, co posiadał. A miał miliny na koncie,
które zobaczył na następnej kartce.
-
Zdradził lub zdradza pan żonę, panie Hastings?- to pytanie padało zawsze, jako
pierwsze nim przyjął sprawę.
-
Oczywiście, że nie!- zaprzeczył.
Zdaniem
Philipa za szybko. Czytał dalej dokumenty. Jego, jeszcze, obecna żona nie
chciała iść na żaden kompromis. Od lat siedział w rozwodach, i nauczył się
jednego. Zraniona i skrzywdzona kobieta to diabeł wcielony. A to znaczyło tylko
jedno. Lubił wyzwania, a to jedno z nich. Wrócił do pierwszej strony, by
zobaczyć, kto będzie reprezentował w sądzie kobietę. Widząc nazwisko
przyjaciela na usta cisnęła mu się odmowa, ale powstrzymał się w ostatniej
chwili. To będzie rozrywka dla nich obje. Minęło sporo czasu, od kiedy stali po
przeciwnej stronie.
-
Proszę umówić się na następne spotkanie z moją sekretarką – rzekł zadowolony.
-
Więc? Mogę liczyć na pana pomoc?
-
Na to wygląda.
Obje
wstali. Mecenas odłożył dokumenty na blat, i pożegnał się z mężczyzną.
OooO
Kilka
godzin później, zadzwonił telefon. Spodziewał się go, dlatego też komórkę,
umieścił w uchwycie samochodowym na wszelki wypadek, gdyby Aaron zadzwonił
podczas jazdy. Odebrał telefon.
-
Philip Macedon, najlepszy, najmądrzejszy i…
-
Najprzystojniejszy – dorzucił, przerywając przyjacielowi.
-
mecenas na świecie – dokończył, rozbawionym głosem – Co tam?- zapytał
niewinnie.
-
Ach, nie uwierzysz!- zaszydził Aaron – Siedzę sobie w biurze z klientką, aż
nagle do biura wpada moja sekretarka. W totalnym szoku mówię ci. Przez chwilę
myślałem, że coś się stało. Stoi, milczy, i patrzy to na mnie to na papiery w
swojej ręce. I wiesz, czego się dowiaduje?
-
Nie mam pojęcia – udał głupka.
-
Nie świruj, Phil – fuknął – Mój najlepszy przyjaciel bierze sprawę, w której będziemy
konkurować?- rzekł z wyczuwalnym rozczarowaniem.
-
Boisz się przegranej?- rzucił z wyzwaniem, wjeżdżając na podjazd.
-
Pff…! To ja mam nad tobą przewagę!
-
Tak sądzisz?- prowokował dalej przyjaciela, wyłączając silnik. Wyjął telefon z
uchwytu, i przyłożył do ucha. Ramieniem podtrzymał urządzenie, i wysiadł z
samochodu.
-
To ja dwa tygodnie temu wysłałem twojemu klientowi papiery rozwodowe. Więc tak.
Tak sądzę – przyznał pewnym głosem.
-
To pewnie zmiażdżysz mnie na sali rozpraw, hmm?- nogą zamknął drzwi, i ruszył
do domu – Wróciłem – krzyknął od progu. Ściągnął buty, i wszedł w głąb domu.
-
Nie ma innej opcji - potwierdził swoją wygraną - Kończę, bo nie mam ochoty
słuchać głosu twojego beznadziejnego kochasia.
Nim
zdążył się pożegnać w słuchawce usłyszał zakończoną rozmowę.
-
Och, u mnie wspaniale! Miło, że pytasz – powiedział z pełną ironią pod nosem,
idąc do kuchni.
OooO
Widzisz... Phillip wiele przeżył, więc jakoś trudno mi jest go wyobrazić jako takiego surowego faceta, który zdradza Alexa.
OdpowiedzUsuńI... Kurde... Nie wiem co napisać! Sądziłam, że ich miłość będzie wieczna. W pierwszym tomie było tak cudownie. Alexander wiele poświęcił dla Phillipa. Cóż... Jestem ciekawa co wymyśliłaś w następnych rozdziałach.
Pozdrawiam!